Brunet dzisiejszy poranek spędził w pracy. Miał rozstawić nagłośnienie i zrobić test przed weekendowym występem. Planował zjawić się tutaj później, lecz czasu do ogarnięcia tego wszystkiego nie było zbyt wiele, a Joshua nie do końca lubił działać pod presją. Wolał zacząć szybciej, gdy nie będzie tu jeszcze tłumów ludzi pracujących nad sceną. W międzyczasie pojawił się problem, który niestety zdarzał się mężczyźnie coraz częściej. — Cholera jasna — krzyknął prawie tak głośno, że ludzie będący w budynku z pewnością go słyszeli. Zapomniał kluczy do pomieszczeń, w których przechowywana była cała zawartość sprzętów grających. Przed wyjściem z domu sprawdzał pięciokrotnie czy zabrał ze sobą wszystko, ale jak na złość o kluczach zapomniał. Miał już kierować się do wyjścia, aby pójść do samochodu i wrócić tu za jakiś czas, jednak w korytarzu spotkał dziewczynę, która również tu pracuje, lecz nigdy nie mieli okazji mieć dłuższej styczności ze sobą nawzajem. Pewnie przez krótki staż pracy Tinchera w tym miejscu.
— Przepraszam, Annabelle, tak? — zaczepił ją, ale od razu nastawił się na negatywny odzew, bo przecież po co aktorka miałaby nosić ze sobą klucze do pomieszczenia, które bezpośrednio jej nie dotyczy? Chyba liczył na tę iskierkę nadziei w postaci odpowiedzi na zasadzie Pewnie, wiem gdzie leżą zapasowe klucze, chodź, zaprowadzę Cię, ale nawet mimo to był przekonany, że znów będzie musiał zrobić bezsensowne kilometry do własnego domu i w ten sposób zapłacić za swoją głupotę.
— Wiesz gdzie może być zapasowy klucz do pomieszczenia z nagłośnieniem? Swój gdzieś posiałem, a Steve będzie tu dopiero za godzinę — zapytał, przyglądając się dziewczynie, którą do tej pory widział tylko urywkami, przechadzającą się korytarzami teatru. Joshua nie potrafił wkomponowywać się w nowe otoczenie od razu. Potrzebował wiele czasu, aby móc z tymi ludźmi normalnie pogadać lub co więcej - spędzać z nimi czas. Był trochę wycofany i chciał się tej niepotrzebnej cechy wyzbyć, jednak po prostu było mu ciężko. Annabelle G. Devereaux