Felix naprawdę przyłożył się do organizacji, korzystając przy tym z pomocy kumpli i znajomości. Pani w kwiaciarni wcisnął łzawą historię, za którą otrzymał trzy ogromne bukiety chryzantem, których charakterystyczna woń unosiła się teraz w mieszkaniu. Nie mógł sobie pozwolić na zakup trumny, ale zeszłoroczne dekoracje halloweenowe sprawdziły się równie dobrze, a staranie udrapowana czarna tkanina, która służyła normalnie za kurtynę, sprawiała, że wszystko nie wyglądało tak koszmarnie tanio. Zrezygnował z pomysłu rozstawienia świeczek w obawie, że pijany dla zabawy puści z dymem cały budynek i został przy dyskotekowej kuli, którą Liam pomógł mu zawiesić na suficie. Zamiast eleganckich kieliszków na stole stały papierowe kubeczki z motywem w jednorożce, z Elsą i Zygzakiem McQueenem, bo akurat te wzory były na promocji w Walmarcie.
Całości wystroju dopełniam sam Felix w czarnym garniturze z kamizelką, lakierkach i muszce. Zapomniał tylko o białek koszuli, ale starannie ułożyły na włosy żel i podkreślił oczy czarną kredką, a siniaki ukrył pod grubą warstwą podkładu. W klapę marynarki wsunął sobie jedną z białych chryzantem. Musiał prezentować się doskonale na swoim własnym pogrzebie.
Zaprosił więcej ludzi, niż było w stanie pomieścić się w mieszkaniu. Choć część uznała pomysł za dramatycznie głupi, a inni wysłali go zamiast do monopolowego to do terapeuty, to jednak wydarzenie przyciągnęło tyle osób, że impreza nie przeniosła się tylko do kuchni, ale odbywała nawet w kiblu, z którego korzystanie wymagało teraz wyzbycia się resztek wstydu.
Powietrze było ciężkie od dymu papierosowego i słodkiej woni pogrzebowych kwiatów. Butelki z przyniesionym przez gości alkoholem walały się wszędzie. Wszyscy zastosowali się do dress code'u, więc pijąc najtańsze wino z papierowych kubeczków wyglądali zabawnie w eleganckich strojach. Po tragedii, jaką przyniósł ze sobą huragan, wszyscy potrzebowali wyluzować.
Gdy Prince wrócił do domu, zastał więc całe to makabryczne towarzystwo, świętujące na zapas śmierć Herrery, który bawił się prawdopodobnie najlepiej z nich wszystkich. Spojrzał na drzwi, w których pojawił się Zachrey. Nie poinformował go o planowanej imprezie, ani na nią nie zaprosił. Nie dlatego jednak, że nie chciał jego obecności. Wręcz odwrotnie. Był przekonany, że jeśli mu o wszystkim powie, to chłopak znajdzie wymówkę, żeby się nie pojawić, a on miał już szczerze dość tej gry w podchody i wzajemnego unikania.
Wstał z kanapy zabierając butelkę wina wraz z dwoma kubeczkami i tanecznym krokiem przedarł się przez tłum swoich gości, by dotrzeć do Prince'a, któremu zarzucił ramię na barki przyjacielskim gestem.
— Musisz się przebrać — oznajmił bez żadnych wstępów i wbrew pierwszemu wrażeniu nie cuchnął winem, ani ziołem, a jego źrenice były w normie. Uśmiechnął się szelmowsko, gdy w tle leciało głośno „The Funeral”, a on radośnie nucił je Prince'owi do ucha jakby wbrew wszystkiemu, co wydarzyło się w ostatnich dniach, chciał go po prostu wyciągnąć na parkiet.
Waiting for you to arrive
I was hoping you'd look beautiful
Dancing with tears in your eyes
— Pogodziliście się w końcu? — usłyszał gdzieś za plecami, ale nawet się nie obejrzał, tylko bystro, z niewielkiej odległości zajrzał Zachrey'owi w oczy.
— Właśnie próbujemy? Prawda? — zapytał, podsuwając mu kubeczki z winem pod nos. Kolesiowi na własnym pogrzebie, się przecież nie odmawia.
Prince E. Zachrey