49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Garrett wracał do domu z mieszanymi uczuciami. Decyzja o separacji nie była podjęta w krzykach i obopólnej nienawiści do siebie, ale sam nie wiedział czy to nie byłoby lepsze. Może lepiej byłoby powiedzieć rzeczy, których nie można było cofnąć i kompletnie zamknąć ten rozdział za sobą? Czuł się od dłuższego czasu są w stanie zawieszenia i Garrett może trochę masochistycznie albo bardziej z egoizmu wolał w nim tkwić. Bo czy naprawdę dałby radę pogodzić się z rozwodem? Czy dałby radę dać Daphne odejść i nie czuć z tego powodu goryczy? Nie był pewny... Na razie jednak każde z nich wydawało się tolerować obecny stan rzeczy. Mógł nawet wrócić do domu, kiedy potrzebował, a to było miłe.
Samochód Richtera zaparkował na podjeździe, a po chwili mężczyzna wyszedł właściwie bez żadnych rzeczy oprócz torby na laptopa trzymanej w ręce. Nie czuł potrzeby pakowania się na te dwa dni, zostawił tutaj wystarczająco dużo swoich rzeczy, że miał w czym wybierać, a zresztą... mógł siedzieć kilka dni w tym samym. To znaczy w granatowym dresie, który raczej nie był jego typowym strojem, ale przez następne kilka dni miał wolne, więc nie musiał się stroić.
Trzasnął drzwiami od auta po czym szybkim krokiem skierował się do wejścia do domu. W sekundzie, w której sięgnął do swojej kieszeni zorientował się, że nie wziął swoich kluczy.
- No kurwa – jęknął zdenerwowany. Plusem było to, że widział, że w domu paliło się światło. Minusem, że nie był pewny, czy Daphne będzie w stanie w tym momencie wpuścić go do środka. Zaczął więc walić w drzwi i dzwonić dzwonkiem, żeby zwrócić jej uwagę. A miał unikać stresujących sytuacji... Był pewny, że jeszcze-Pani Richter będzie na niego wkurzona za ten raban, ale hej przynajmniej było widać, że wrócił do domu, prawda? Czy właśnie po to nie ma się domu i rodziny? Żeby było głośno i żeby się działo? Chociaż Garrett nie wiedział czy ich małżeństwo zasługiwało na miano rodziny. Nie mieli nawet kota czy psa. W końcu kto mógłby się nim zajmować? Może Richter jeszcze mógłby zabierać jakiegoś mniejszego psiaka na próby do teatru, ale całą logistyka związana ze spacerami byłaby problematyczna, a życie i tak było wystarczająco trudne i bez tego.

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
002
outfit
“Instead of worrying about what you cannot
control, shift your energy to what you can create.

---




Ich wspólny dom. Jeszcze wspólny? Sama Daphne nie wiedziała do końca co o tym myśleć, jak się zapatrywać na to, że nie mieszkali już ze sobą. Nie było tak, że ona nie chciała tej separacji. Oboje podjęli tą decyzję wspólnie i nie kłócili się przy tym. Nie wyrzucali sobie jak to jedne było jeszcze gorsze od drugiego. Wszystko to stało się w taki sposób, że nadal miała problem z tym by żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało. Wcale tak nie było i nie mogła tego udawać. Przesiadywanie w pustym i ogromnym domu, wcale jej w tym wszystkim nie pomagało. Jakby zamknięta w tej wielkiej klatce, która przepełniona była ich wspólnymi wspomnieniami. Trudno jest o kimś tak po prostu i zwyczajnie zapomnieć, nawet jeśli miało się pretensje. Przepełniało ją wiele uczuć ale nigdzie w tym wszystkim nie widziała żadnej ulgi. Czuła, że z każdym kolejnym dniem nie było lepiej a coraz gorzej. Bardzo skrupulatnie to ukrywała, przed swoimi współpracownikami, studentami a czasami nawet przed samą sobą. Zdecydowanie nie tak sobie to wszystko wyobrażała ale znalazła się w takim miejscu w swoim życiu, że kiedyś trzeba będzie podjąć decyzję. Decyzję ostateczną.
Kiedy nie była w pracy to przesiadywała niemal cały dzień w jednym z gabinetów, które ostatnimi czasy zostały przerobione z kolejnej już ogromnej jadalni. Nie potrzebowali tego i nie potrzebowała tego sama Pani Richter. Zaszywała się w tym miejscu z kilku powodów, a jednym z nich był fakt, że był najbardziej oddalony od innych części tej posiadłości. Spokój, którego tak mocno potrzebowała. Odnalazła go właśnie tutaj. W małym zakątku, który jeszcze nie dawno nie był w ogóle używany ani odwiedzany. Teraz stawał się jej małą świątynią, w której powoli się zadomawiała. Przenosiła swoje obowiązku tutaj, bo tak było jej łatwiej. Łatwiej oderwać swoje nieszczęsne myśli od tego, że będzie to kolejny dzień spędzony samotnie. Choć dzisiaj miało być inaczej. Właśnie dzisiaj miał się na nowo wprowadzić Garrett, choć tylko na kilka dni, miała na uwadze to, że mimo wszystko mogą na siebie wpadać. Zaraz po tym jak dowiedziała się o tym jaki jest powód dla którego potrzebuje spokoju, zmartwiła się. Nie jest z kamienia i to że są w separacji nie czyniło ją nieodporną na jego problemy. Przeżyli ze sobą wspaniałe chwile, o których nie chciała teraz myśleć. Przynosiły jej ból, którego się nie spodziewała. Jakby przywoływały to co już utraciła. Sypialnia, którą kiedyś zajmowali razem z wielkim łożem, miała stać się jego sypialnią. Postanowiła tak i tak też zrobiła, przebrała pościel i upewniła się, że niczego tam nie brakuje. Również zadbała o zakupy, które wspominała w wiadomościach tekstowych. Musiał się zdrowo odżywiać, musiał zadbać o siebie. O czym zapominał już wcześniej, nawet jeśli mu to dyskretnie podpowiadała, a może mniej dyskretnie. Jest upartym mężczyzną, a raczej takim który zawsze robił tak jak chciał, nawet jeśli ktoś chciał dla niego dobrze.
Siedząc nad dokumentami z nosem niemal w ekranie monitora, w pierwszej chwili nie usłyszała żadnych niepokojących dźwięków. Dopiero dobijanie się do drzwi i dzwonek, oznajmił jej że ktoś chce się tutaj dostać za wszelką cenę. Spojrzała mimowolnie na zegarek, który miała na swoim nadgarstku, zapewne jeden z prezentów od swojego jeszcze męża. Wiedziała, że dzisiaj ma się tutaj pojawić ale przecież miał klucze i nie musiał prosić by mu otworzyła. Zdziwiło ją to, bo przecież nikogo nie zapraszała. Podniosła się powoli i ruszyła w kierunku korytarza, który prowadził prosto do sporego holu. Założony na siebie satynowy szlafrok, zacisnęła mocniej by wreszcie otworzyć zamek i nacisnąć na klamkę. Spojrzała na niego z niemałym zaskoczeniem.
- Garrett? Czy możesz przestać się tak dobijać - mruknęła trochę niezadowolona, że przerwał jej pracę, a może też wdzięczna, że jednak wyrwał ją choć na moment od ciągłego patrzenia w ekran - Przecież nie kazałam ci oddawać kluczy, powinieneś je jeszcze mieć. Prawda? - pokręciła głową, odwracając się plecami do niego. Gdyby wiedziała, że będzie musiała się mu pokazać, to może ubrałaby coś bardziej odpowiedniego, ale teraz było już za późno. Dzisiaj mogła sobie pozwolić na odrobinę lenistwa.
Dopiero kiedy znaleźli się przy schodach prowadzących na piętro odwróciła się w jego stronę. Zaczęła się przyglądać. Jakby chciała w nim zauważyć jakiekolwiek zmiany. Mówił przecież o tym, że ma problemy ze zdrowie to też z tego powodu chce tutaj zostać. Odpocząć i zapewne mieć święty spokój. Idealne miejsce prawda? Dom w którym nadal mieszka twoja prawie była żona.
- Napijesz się czegoś? Może coś zjesz? - spytała. Czuła się na pewno dziwnie, kiedy znowu był w domu. Jakby nic się nie zmieniło. Jakby dopiero co wrócił z długiej delegacji. Nie mogła uwierzyć, że w ogóle o tym pomyślała. Nic przecież to nie zmieniało, nadal byli w separacji. Chyba tylko to, że mogła za nim tęsknić spowodowało, że jej umysł zaczął płatać jej figla.
- Wszystko jest gotowe, możesz się czuć jak u siebie w domu - dodała z delikatnym rozbawieniem, może małą uszczypliwością. Choć nie tak do końca chciała by jej słowa zabrzmiały w taki sposób. Spodziewała się, że ich ponowne spotkanie może być trudne. Trudne do tego stopnia, że będzie chciała go unikać dla swojego własnego dobra.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
- Myślałem, że już się rozmyśliłaś- powiedział, kiedy w końcu drzwi się otworzyły. Nie za bardzo wiedział jak powinni się przywitać, zresztą to niemiłe powitanie niezbyt nastrajało go do chociażby przytulenia Daffy. – Mam je, ale zapomniałem ich wziąć – wyjaśnił odkładając torbę na ziemię. Ściągnął z siebie płaszcz i buty nie patrząc na kobietę. Myślał, że będzie się tutaj czuł lepiej, ale to wszystko wydawało się po prostu niezręczne i właściwie... Nie wiedział po co pomyślał o tym, żeby wrócić do ich domu na te kilka dni. Znaczy... Wiedział, ale chyba nie policzył dokładnie mocnych i słabych stron tego pomysłu. Na ten moment Daphne była jedyną osobą, z którą czuł, że może szczerze porozmawiać i się otworzyć. Przeżyli razem za dużo, żeby mógł się wstydzić swoich słabości, a zresztą... widziała go w o wiele gorszym stanie niż w jakim był teraz. Mimo ostatniej emocjonalnej stagnacji w jakiej się znaleźli to mieli dość bogatą historię.
Podniósł torbę z podłogi i ruszył za żoną uważnie się jej przyglądając. Może nawet trochę za bardzo? Zatrzymał się w pół kroku, kiedy stanęła przy schodach.
- Robisz coś teraz? Może posiedzimy razem? – zapytał po prostu. Nie było co się czaić i unikać swojego towarzystwa. Wydawało mu się, że najlepiej będzie po prostu... spędzić chwilę razem. Jutro na pewno byłoby mniej niezręcznie dzięki temu. Poza tym pomimo tej całej sytuacji między nimi to wciąż uważał ją za swoją najlepszą przyjaciółkę. Może nie powinien myśleć o swojej żonie tylko w obrębie tej kategorii, ale na razie każde mocniejsze uczucie gdzieś się rozmyło i sam nie wiedział czy gdzieś w nich tliła się jeszcze pasja do siebie nawzajem.. Nie zamierzał oczywiście tego sprawdzać, bo Daphne zachowała się wystarczająco miło nie mając nic przeciwko jego krótkiemu powrotowi.
- Nie jestem w domu? – zapytał unosząc brew. – Nie odpowiadaj – dodał zaraz unosząc dłoń. - To może... odłożę to i zejdę... do salonu...? – zaproponował idąc już w górę po schodach. – I wiesz nie możesz mi odmówić. Źle się ze mną dzieje i nie wiadomo ile jeszcze pociągnę – kontynuował z uśmiechem idąc tyłem po schodach. – I wiem, że bycie wdową brzmi bardzo atrakcyjnie biorąc pod uwagę naszą... sytuację, ale jeśli zamierzasz mnie dobić podczas tych dwóch dni to proszę nie rób tego – mało z kim czuł się na tyle swobodnie, żeby pieprzyć takie głupoty. Zachwiał się delikatnie na schodach i złapał się poręczy. – Okej, chodzenie tyłem to zły pomysł – mruknął pod nosem. – Wracając... Nie chodzi o mnie, ale o moich rodziców. Nie zrobiłabyś im tego, prawda? – stanął u szczytu schodów i rozejrzał się po ich posiadłości. Uwielbiał i nienawidził tego miejsca jednocześnie. Wydawało mu się piękne, nadęte, domowe i obce. Cóż gdyby nie Daffy nie mógłby pozwolić sobie na taki dom właściwie nigdy. To nie było coś nawet na dyrektorską kieszeń. – Co to w ogóle za strój? – uniósł brew. – Chcesz mnie uwieść?

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Spojrzała na niego, jakby w tej chwili miał powiedzieć jej najgorszą rzecz na świecie. Gdyby tylko tak naprawdę pomyślał, że mogłaby się rozmyślić. Daphne to kobieta, która dotrzymuje swojego słowa, nawet jeśli miała to być pomoc Garrettowi. Nie chciała też wyjść na bezduszną. Nie skomentowała jednak tego, że jednak zapomniał je wziąć. Nie musiała przecież dobijać go w taki sposób. Nie miała na to ochoty ale też nie było do tego powodu. Miał tutaj odpoczywać i jeśli to wszystko miało zacząć się teraz to niech tak będzie. W dodatku czuła, że nadal nie potrafi mu odmówić, po wszystkich tych latach, które ze sobą spędzili. Czuła, że jest mu też coś winna, nie do końca wiedząc z jakiego powodu. Może dlatego, że był jej pierwszą i jedyną miłością. Miłością, która zaczynała tracić, a może już straciła i tak naprawdę o tym nie wiedziała. Żyła więc w nieświadomości, jakby to działało tylko na jej korzyść. Nie chciała też by czuł się tutaj źle, przecież nie o to chodziło. Nie miała zamiaru teraz się kłócić, a nawet jeśli to przecież co by to dało? Niczego by to nie naprawiło. Może nie był to najlepszy wniosek, który wyciągała. Przywitanie było chłodne, ale ona doskonale wiedziała, że gdyby tylko poczuła jego silny uścisk, wszystko rozpadło by się na małe kawałki. Ona sama rozpadłaby się. Obawiała się własnej reakcji na jego bliskość, na to co naprawę do niego czuje. Sama jego obecność była dla niej wystarczającą męką.
- Pracowałam nad ... - przerwała, jakby przez dłuższą chwilę zastanawiała się czy to będzie miało jeszcze jakiś sens wracać do tego, skoro jej myśli już i tak były rozbite - Mogę z tobą posiedzieć, skoro tego chcesz - odpowiedziała niepewnie, jakby wiedząc, że to nie będzie łatwe. Odchyliła delikatnie głowę do tyłu i westchnęła ciężko, nie wierząc że w ogóle dała się na to wszystko namówić. Nie żałowała jednak bo przecież robiła to wszystko w dobrej wierze. Każde spojrzenie, które rzucała w jego kierunku sprawiało, że czuła jak jej mięśnie napinają się. Jak walczy, całym swoim ciałem. Tylko z czym ona tak naprawdę walczyła. Sama nie do końca wiedziała przecież czy nadal jest coś między nimi, coś co kiedyś było tak żywe, tak wspaniałe. Jakby zapomniała jak to jest być blisko kogoś, blisko swojego męża. Absurdalne myśli, którymi teraz się żywiła. Chcąc się z tym uporać zrobiła krok do tyłu.
Już chciała odpowiadać ale on uniósł dłoń, milczała więc. Nie chciała by znowu poruszali ten temat. Nie wiedziała co w ogóle stanie się z ich wspólnym domem. Przecież nie mogła tutaj mieszać, skoro nie było już rodziny. Nie było tego co próbowali stworzyć przez te wszystkie lata.
- Oczywiście chcę zostać wesołą wdówką bo przecież tak jest prościej - wywróciła oczami, kiedy zaczął sobie żartować z tego, że naprawdę źle się czuje. Czy on naprawdę nie mógł się powstrzymać, kiedy ona naprawdę nie wyobrażała sobie, że go straci. Straci go w taki sposób. Choć teraz nie wiedziała już co było gorsze. Na samą myśl o tym czuła się źle.
Widząc jak zachciał się na schodach, w pierwszej chwili chciała podbiec. Nie miałaby przecież szans go złapać albo też w jakikolwiek pomóc ale instynkt brał nad nią górę. Wystraszyła się nie na żarty, kiedy jej dłonie zacisnęły się na ustach, jakby zaraz miała krzyczeć. Jakby spodziewała się najgorsze.
- Doprowadzisz mnie kiedyś do zawału - oznajmiła przymykając na moment oczy. Nie spodziewała się, że w ogóle tak zareaguje. Chciała przy nim pozostać tą nieobecną. Trochę wycofaną ale najwidoczniej nie potrafiła. Nie potrafiła do końca zamknąć się na to co czuła.
- Widzę, że znowu wytaczasz największe działa i będziesz brał mnie na litość. Nie nie zamierzam cię wykończyć, nie wiem czy w ogóle poradziłabym się z kimś twoich rozmiarów - mruknęła pod nosem. Daphne zawsze miała dość dobry kontakt z jego rodzicami, szanowała ich i w kochała. Nie była to zapewne typowa relacja między teściami i synową.
Kiedy wreszcie odwróciła się i miała zamiar ruszyć do kuchni, gdzie chciała przygotować coś do picia i jedzenia usłyszała jego komentarz na temat tego co miała na sobie.
- Tak, chcę cię uwieźć bo znam wszystkie twoje słabości - odwróciła się tylko na chwilę, by ich spojrzenia spotkały się. Pierwszy raz od chwili kiedy pojawił się w domu. Nie powinna patrzeć mu w oczy, nie wtedy kiedy czuła się tak krucha w środku i rozdarta. Rozdarta między tym czego chciała, a tym jaka była ich obecna sytuacja.
- Nie będę się przebierać, musisz się przyzwyczaić albo powstrzymać swoje fantazje - wreszcie zdołała coś powiedzieć, pospiesznie ruszając przed siebie - Poczekaj na mnie w sypialni - rzuciła jeszcze na odchodne. Miał wtedy czas by się wypakować, sprawdzić czy materac jest odpowiednio miękki i wygodny. Ona w tym czasie przygotowywała coś do jedzenia, zapewne coś zdrowego ale na tyle pysznego by nie mógł marudzić nad jej wyborami.


Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Garrett wiedząc, że ma przed sobą kilka dni wolnego poczuł lekki zew wolności. To znaczy… Wciąż zamierzał pracować, ale jednak w mocno ograniczonym zakresie. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał wybrać się na dłuższy urlop, żeby odpocząć. Może w jakieś cieplejsze miejsce? Albo chociaż gdzieś do Europy. Może Wenecja, zanim rozpocznie się sezon? Tylko… Miał jechać sam? To by było trochę przykre tak naprawdę.
Zatrzymał się na chwilę widząc jej reakcję na jego prawie-upadek. Zmarszczył lekko brwi, ale nie zastanawiał się dłużej nad jej reakcją. Właściwie wydawał się zupełnie nieświadomy tego w jakim stanie była jego żona. Sam bardzo szybko poczuł się komfortowo, miał ochotę na żarty i skoro już się widzieli to spędzenie z nią czasu. Pomimo tej całej sytuacji między nimi darzył ją wielką sympatią i nie było drugiej osoby, z którą mógłby być sobą. Dobrym, złym i brzydkim.
- Myślę, że kobiety mają swoje sposoby – odpowiedział szczerze. Wystarczyło go podtruwać wystarczająco długo, albo coś podobnego? Nie miał na myśli tego, żeby udusiła go gołymi rękami, czy czegoś w tym stylu. Tutaj raczej byłoby z tym ciężko, szczególnie, że Richter był od niej o wiele większy.
- To prawda – wzruszył ramionami. Był pewny, że wiedziała więcej o jego słabościach niż on sam. Mężczyzna był mocno krytyczny wobec siebie, ale z drugiej strony ta krytyka wcale nie pomagała mu być lepszą osobą. Zawsze znajdował jakieś wyjaśnienie swojego zachowania, chociażby miało być najbardziej proste i leniwe w podręczniku. Znowu zmarszczył brwi przyglądając się swojej żonie, nie rozumiejąc jej specyficznego zachowania. Naprawdę dzisiaj nie miał ochoty na rozmyślanie o tym, że przecież byli w separacji i prędzej czy później wypadałoby podjąć jakąś decyzję odnośnie ich małżeństwa. Nie rozmyślał o tym, w jakich warunkach się rozstali, o tym czy i co jeszcze do niej czuł. Czuł, że jego mózg jest zbyt zmęczony rozmyślaniem na ten temat. Chciał tylko i aż spędzić miło czas, ale Daphne wydawała się nie chcieć nawet na niego patrzeć.
Poszedł więc do sypialni i położył torbę z laptopem przy szafce nocnej. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Czy przesadził przychodząc tutaj? Czy zachowywał się nieodpowiednio? Jednak to nie tak, że przyszedł bez zapowiedzi, czy nawet zgody. Zapytał się, czy będzie to w porządku. Chyba nie rozumiał kobiet. Jeśli to był taki problem powinna po prostu mu odmówić. Westchnął i pokręcił głową po czym ściągnął z siebie granatową bluzę z kapturem, którą kupił w komplecie ze spodniami i złożył ją w kostkę, po czym położył na łóżku. Na jego szyi widziała smycz z zawieszonym na niej aparatem do badania. Wziął urządzenie w dłoń, ale zaraz jednak je puścił. Dobra, ta cała sytuacja jednak była niezręczna. Wykazał się wyjątkowym egoizmem i brakiem taktu prosząc Daffy o taką przysługę. Chociaż przez czas trwania ich związku był egoistą, więc tutaj nic się nie zmieniło.
Richter wstał ze swojego miejsca na łóżku i zaczął po prostu kręcić się po pokoju. Czy wypadało teraz jednak wrócić do mieszkania? Czy to już było robienie zamieszania? Otworzył drzwi od sypialni i wyjrzał na korytarz, po czym znowu wrócił do pokoju, tym razem zostawiając je otwarte. A może sam się nakręcał i Daphne była po prostu zmęczona, miała ciężki dzień w pracy i wyrwał ją od obowiązków i po prostu się nim zirytowała, ale nie chciała się kłócić? Sam już nie wiedział.


Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Czuła się w taki sposób bo nadal wydawało jej się, że coś między nimi jest. Najwidoczniej tak było tylko w jej głowie. Jej prawie były mąż z drugiej strony miał przecież co innego na głowie. Jakby nieświadomy tego w jakim stanie jest Daphne. Może to i lepiej, może lepiej że wcale nie zwracał na to takie j uwagi. Tylko czy on kiedykolwiek to robił? Teraz mogłaby się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, sprawiłoby jej to pewnie przykrość. Dobrze więc, że nadal nie dochodziła do takich wniosków, nie teraz kiedy on był przy niej. Nie chciała przecież poczuć się jeszcze gorzej, niż czuła się od chwili kiedy podjęli decyzję o separacji. Nie do końca wiedząc czy tego żałuje, czy może nie.
Ciągle była zaskoczona tym jak zareagowała, jak mocno się o niego troszczyła, jakby gdzieś podświadomie myśląc, że wraz z tym jak się wyprowadzi z domu, będzie jej po prostu łatwiej wyzbyć się tego wszystkiego. Choć teraz rozumiała, że to tak nie działa. No niby skąd miałaby to wiedzieć, skoro nigdy nie przechodziła przez coś takiego. Nigdy też nie była tak zakochana, do chwili kiedy poznała Garretta, z pewnością zmienił jej pogląd na to uczucie. W tej chwili znowu wystawiana była na próbę, na pierwsze spotkanie z tym czego tak mocno się obawiała, kiedy kiedykolwiek pomyślała o tym, że się zakocha. Utrata tej drugiej osoby, kogoś kto znaczył dla niej tak wiele. Oddalili się od siebie ale przecież to nie musiało być tak proste. Tak zwyczajne by po prostu zapomnieć. Nie wiedziała jak reagować, co robić i co mówić. Jej pierwszą reakcją była pewnego rodzaju złość ale chyba czułą ją mocniej względem samej siebie. Jest przecież zbyt słaba by sobie z tym wszystkim poradzić. Udając, że jest wprost przeciwnie.
- Nawet jeśli mają sposoby, to nie każda jest do tego zdolna - tutaj nie do końca mogła wiedzieć czy to jest prawda. Czytała gdzieś, że kobiety potrafią być przecież zdolnego do wszystkiego. Nawet do tego by podtruwać własnych mężów, szczególnie tych niewiernych. Daphne jednak nie zamierzała tego robić, mimo wszystko nie miała do tego powodów.
Krzątając się po kuchni, próbowała o tym wszystkim nie myśleć. Tak mocno chciała po prostu móc sobie poradzić ze sobą, ze swoimi uczuciami. Chciała być już spokojna i co najważniejsze szczęśliwa. Wszystko wydawało się dla niej jednak zbyt trudne, zbyt świeże by w ogóle dało się nad tym zapanować. Nawet nie zauważyła kiedy kilka łez zaczęło spływać po jej policzku, otarła je natychmiast kiedy się zorientowała. Skupiła się jednak na przygotowaniu jedzenia, kilka misek z różnymi sałatkami, spory kawałek kurczaka, który miał być tą zdrowszą formą mięsnego zaspokojenia jego głodu. Wszystko przygotowane pieczołowicie z drobnymi akcentami w postaci serwetek. Dzbanek z sokiem oraz alkohol, który przygotowała dla niego. Nie chciała go przecież kompletnie ograniczać, szczególnie kiedy tak naprawdę mógł sobie pozwolić na cokolwiek tylko chciał. Kuchnia stała przed nim otworem, o każdej porze dnia i nocy. Wreszcie była gotowa by wnieść wszystko na górę. Sypialnia miała być miejscem ich ponownego spotkania. Nie wiedziała czy jest na to gotowa, na to by znowu go zobaczyć. Przez moment zastanawiała się nad tym czy w ogóle powinna, czy po prostu lepiej jakby zaczęła go unikać od tej właśnie chwili. Nad wszystkim wziął jednak górę rozsądek, który podpowiadał jej, że to dziecinne zachowanie. Powoli wchodząc po schodach uważała by nic nie spadło, a sama nie potknęła się i nie zrobiła sobie krzywdę.
Wreszcie znalazła się na korytarzy, powoli kierując się w stronę głównej sypialni. Za nim jedna przekroczyła próg, przez otwarte drzwi, westchnęła ciężko. Zbierając w sobie wszystkie siły, jakie mogło zgromadzić jej drobne ciało. Uśmiechnęła się szerzej, kiedy pojawił się w pokoju.
- Dawno już dla nikogo nie gotowałam, nie wiem czy nie wyszłam z wprawy - próbowała sobie zażartować ale chyba jej to nie wyszło. Jej ręce drżały a co za tym idzie cała ogromna taca, na której znalazło się jego jedzenie. Pokręciła tylko głową i powoli odstawiła ją na łóżku - Chyba jestem zmęczona - zaśmiała się nerwowo, kiedy mógł zauważyć, że przecież nadal odrobinę się trzęsie. Nie mogła przecież pokazywać, że jest z nią coś nie tak. Nie wtedy, kiedy mocno ukrywała swoje odczucia, które związane były z jego powrotem. Spojrzała na niego, przez dłuższą chwilę utrzymując kontakt wzrokowy. Czekała aż sam będzie miał ochotę poczęstować się, jakby trochę wyczekując jego reakcji. Może tego jak oceni jej kuchnię po tak długim czasie. Nie gotowała jakoś często ale też chodziło jej o to, że chciała dla niego jak najlepiej.
Usiadła delikatnie dość blisko niego, jakby w tej chwili poczuła jego zapach, który uderzył jej nozdrza. Poczuła ciepło, które było przyjemne ale sprawiło, że czuła się winna. Winna tego, że nadal go kochała? Czy tego, że chciała by był blisko niej.
- Przepraszam - wyszeptała niemal, kiedy poczuła że coś z niej uchodzi. Jakby poczucie winy, że potraktowała go w dość zdystansowany sposób, kiedy tak naprawdę nie chciała się czuć. Jej słowa wcale jej nie pomagały, wręcz przeciwnie. Odwróciła twarz, czując jak to wszystko powoli zaczyna ją przerastać.
- Co u ciebie? - zapytała niepewnie, żeby jakoś przerwać tą męczącą ciszę, jakby oczekiwała, że coś się stanie co będzie mogło ukoić jej nerwy, jej uczucie, które coraz mocniej buzowały w niej, w jej całym ciele. Brakowało jej tego, że mogła się zwierzyć ze swoich problemów, tego jak trudno było jej w pracy. Brakowało jej tego, że wtedy ją przytulał. Trzymał tak mocno w objęciach, aż przestawała już o tym wszystkim myśleć. Wydawało się, ze był jej oparciem. Teraz nie wiedziała kim jest.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Jego eskapada po pokoju skończyła się jednak na łóżku. Trochę dziwnie mu było myszkować po tym pokoju. Mimo, że teoretycznie była to ich sypialnia to wiedział, że Daphne teraz śpi tutaj sama i… Sam nie wiedział. Czuł się jakby wchodził z butami w jej życie. Kazał robić sobie miejsce, zakupy, teraz jeszcze przygotowywała mu posiłek i zupełnie na to wszystko nie zasługiwał. Richter chyba nie do końca zdawał sobie również sprawę z wielkości uczucia jego żony do niego. Szedł przez większość ich wspólnego życia skupiony na swojej największej miłości – teatrze, nie widząc jak wiele zawdzięcza swojej żonie. I wiadomo w teorii wiedział to, był w stanie przyznać się przy każdej nadarzającej się okazji, że gdyby nie Daffy – nie udałoby mu się osiągnąć tego, co osiągnął. Jednak wydawało się, że rzeczywiście rozumie wagę swoich słów i to, jak dużo emocjonalnej pracy wymagał od swojej żony podczas trwania ich związku i właściwie nawet teraz – na jego finiszu.
Garrett obrócił się w stronę swojej jeszcze-żony i przyjrzał się jej uważnie. Teraz to już zupełnie zrobiło mu się głupio. Nie powinien w ogóle zgadzać się na to, żeby cokolwiek dla niego przygotowywała. Powoli przesunął spojrzeniem do jej dłoni i poczuł się jak skończony dupek, kiedy zauważył jak drżą. Chciał uspokoić swoje sumienie i wytłumaczyć to tym, że po prostu ciężko jej się trzymało tacę, ale to, że był idiotą nie oznaczało, że był głupi.
- Daffy – westchnął i przeniósł tacę z jedzeniem na szafkę nocną. Był pewny, że wszystko było pyszne, ale atmosfera nie sprzyjała delektowaniu się czyjąkolwiek kuchnią. Przysunął się bliżej kobiety i sięgnął po jej dłoń. – Przepraszam nie powinienem tak ci się zwalać na głowę. Przepraszam – zsunął się z łóżka i klęknął przy jej nogach dalej trzymając jej dłoń w swojej. – Jesteś na mnie zła? Mogłaś odmówić – przycisnął swoje usta do jej palców. – Ciężki okres w pracy? – zapytał jakby nie dopuszczając do siebie, że jej dziwne zachowanie może być spowodowane ich umierającym związkiem. Jakoś… Sam wydawał się z tym mniej lub bardziej pogodzony. Zazwyczaj po prostu nie miał czasu o tym myśleć zaaferowany sprawami zawodowymi, a po ich ostatniej wymianie smsów wydawało mu się, że pomiędzy nimi wszystko jest dobrze i są na etapie, kiedy mogą czerpać ze swojej relacji bardziej jako przyjaciele. Ścisnął jej dłoń delikatnie. Powinien być bardziej czuły. Wiedział jak mocno przeżyła rozstanie swoich rodziców, a teraz on kazał jej powtarzać to wszystko tylko ze sobą. – Hej skarbie, nie rozsypuj mi się teraz – uśmiechnął się delikatnie. – Opowiedzieć ci kawał? Możemy obejrzeć „Wszystko o Ewie”, hm? Pójdę po wino, zapalę świeczki. Właściwie jeśli chcesz to mogę ci wszystko przygotować jeśli chciałabyś odpocząć. Coś trzeba zrobić w domu? – zapytał. Był złym, złym mężem. Zostawił ją w tym wielkim domu i właściwie nie interesował się tym, czy jakoś sobie radzi nawet z tak przyziemnymi rzeczami jak odśnieżanie podjazdu. To znaczy był pewny, że sama tego nie robiła, ale zajęty swoim życiem nie pomyślał, żeby chociaż zadzwonić i zapytać się czy wszystko w porządku.

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Nadal był to przecież jego dom i takim w tej chwili pozostawał. Separacja nie zmieniała przecież tego, że nie musiał się tutaj czuć jak ktoś obcy ale to wcale nie zmieniało tego, że po tych kilku miesiącach tak właśnie mogło być. Ona również uważała to miejsce już chyba tylko jako coś co było częścią jej a raczej ich przeszłości. Wspólnej, którą przecież tworzyli. Ona nigdy nie czuła, że on ją w jakiś sposób wykorzystuje. Wspierała go przecież całym swoim serce, oddając mu przy tym kolejną cząstkę siebie. Chyba na tym polegała prawdziwa miłość, miłość która miała przetrwać wszystko. Zawiedziona była samą sobą, tym że nie potrafiła mocniej walczyć. O wszystko to co przecież było dla niej tak ważne, tak pielęgnowane. Dbała przecież o ich związek na tyle na ile potrafiła, przez większość czasu nie zważając na to, że przecież on nie był aż tak zaangażowany, jak sobie to sama wmawiała. Widziała przecież to co sama chciała, pragnęła w jakimś sensie. Może gdyby nie była aż tak naiwna, nie cierpiałaby aż tak mocno. Obwiniając się za wszystko, jakby tylko ona była w tym związku. Jakby to ona nie próbowała. Nie chciała go obwiniać, bo przecież w chwili kiedy podjęli decyzję o separacji, ona też się od niego oddaliła. Na tyle mocno, że inna decyzja nie wchodziła w grę.
Siedziała na tym łóżku widocznie nie mogąc już powstrzymać swoich emocji. Nie trzymała ich na wodzy i nie udawała już, że wszystko jest w porządku. Chyba nie miała już sił, czując że przecież przy nim mogła się otworzyć. Jakby wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą. Wszystkie wspomnienia, jego dotyk, który przeszywał jej skórę. Całe jej ciało nadal drżało ale teraz dlatego, że wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń. Dużą i szorstką. Męską. Taką jaką ją zapamiętała. Zdziwiona tym, że w ogóle za tym tęskniła, a może faktem, że pomyślała o tym w takim kontekście. Kontekście tego, że przecież powinien być przy niej na dobre i na złe. Zaciskała powieki, które tylko na ten moment powstrzymywały jej łzy. Spełniała swoje najgorsze obawy, a takie że będzie przy nim wylewać łzy. Jego słowa, które sprawiły, że znowu na niego spojrzała. Jej spojrzenie mówiło tak wiele, o tym jak bardzo powstrzymuje się od tego by naprawdę rozpaść się na milion kawałków, choć może stało się to już dawno temu.
- Proszę przestań. Przecież nie powiedziałam nic takiego. Nie zwalasz się na głowę - jej głos był jakby zgaszony z trudem próbowała pozbierać swoje myśli. Kiedy przyklęknął przy niej, podążała za nim wzrokiem, intensywnie wpatrując się w każdy jego ruch - Nie jestem na ciebie zła - pokręciła przecząco głową jakby chciała upewnić go, że to wcale nie o to chodziło, aczkolwiek w jakimś sensie jego "powrót", wydawał się dla niej niewyobrażalnie trudny. Chciała by tutaj był, by był tak blisko jak blisko jest teraz. Miała go na wyciągnięcie ręki, nie chcąc by ją zostawiał. Jak zostawił ją samą, kiedy przecież potrzebowała go najbardziej. Oczywiście, że separacja nie miała być powodem by przesiadywał z nią całymi dniami ale liczyła, że chociaż od czasu do czasu pojawi się tutaj. Porozmawiają ze sobą. Nawet jeśli było tak na samym początku, z czasem to wszystko zanikło. On chyba naprawdę, chciał już żyć własnym życiem. Powrót do tego co mogło sprawiać mu przyjemność o wiele większą niż przebywanie w jej obecności. Czy w ogóle się temu dziwiła? Zdecydowanie nie, rozumiała to nawet jeśli było to dla niej krzywdzące.
- Tak, ciężki okres w pracy - odezwała się znowu, jakby sama chciała uwierzyć w te słowa. Wmówić je sobie i przestać się już tak zadręczać. Jakby w ogóle nie miała prawa do tego by uczucia, którymi go darzyła miały rację bytu. Jakby to wszystko miała odrzucić i spróbować żyć dla siebie. Trudno jej było jednak przebrnąć przez to wszystko, kiedy potrzebowała wsparcia. Nie jest już najmłodsza, można nawet powiedzieć, że chyba już nie ma nic do zaoferowania. Samotność nie miała być przecież tak okropna, nie miała być dla niej przytłaczająca. Stawała się cięższa do zniesienia niż największy ból fizyczny.
Wreszcie odważyła się pochylić w jego stronę, drugą dłonią przeczesać jego włosy. Zacisnąć palce na jego głowie. Westchnęła ciężko, kiedy poczuła że to co robi nie jest dla niej żadną ulgą. Czuła przecież jak powoli zatraca się w tym, że jego zapach powoli stawał się bardziej intensywny. Tęskniła za tym, cholernie mocno. Ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej, a ona przymknęła tylko swoje powieki.
- Nie rozsypuję się - kąciki jej ust uniosły się, jakby zaraz miała się roześmiać, jednak nie potrafiła. Nie teraz, kiedy ogarniał ją tylko smutek - Jakie znasz kawały? Jakieś nowe? - dodała odchylając się delikatnie do tyłu, nadal jednak nie chciała by puścił jej dłoń ze swojego uścisku. Jest jej zbyt przyjemnie by odebrała sobie to wszystko, tylko dlatego że później mogła czuć się z tym dziwnie.
- Garreeett - przeciągnęła delikatnie jego imię, zsuwając delikatnie dłoń na jego policzek, a później żuchwę, podniosła delikatnie jego twarz tak by spojrzał jej w oczy - Nie musisz tego robić, naprawdę nic mi nie jest - zaczęła, przerywając na moment, jej oczy mówiły przecież coś innego. Nie tylko dlatego, że nadal były załzawione. Znał jej ulubiony film, jednak nie był aż tak zapatrzonym w siebie starym uparciuchem. Uśmiechnęła się szczerze, jakby pierwszy raz poczuła odrobinę szczęścia.
- Film mogę obejrzeć. Możemy się napić wina ale na tym wystarczy. Nie musisz nic robić, to przecież ty miałeś odpoczywać - powoli odsunęła swoją dłoń, jakby przez moment zawahała się jednak. Nie chcąc by oderwał od niej swoje spojrzenie. Przez moment rozmyślała, czy nie powinna go po prostu odtrącić, uciec przed tym wszystko co było tak zdradzieckie. Pierwszy raz od tak długiego czasu pokazał swoje czułe oblicze, które znała jeszcze z początków ich relacji. Wtedy chyba zadurzyła się w nim.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Znowu westchnął. Nie wiedział jak ją pocieszyć. Przepraszam, że się rozwodzimy jakoś niekoniecznie pasowało. Już i tak przesadził przyjeżdżając tutaj na te kilka dni. W sensie wiedział, że nie powinien jej ignorować, ale może niekoniecznie cel jego przyjazdu był taki jaki powinien być? Chciał odpocząć w domu, który dzielił że swoją byłą żoną. Ktoś powinien przyjść i wybić mu ten pomysł z głowy zanim wysłał tego smsa. Po prostu... Sam nie wiedział czy to, że oczekiwał, że ona już się z tym pogodziła i właściwie było jej wsstko jedno było z jego strony złe. W końcu telefon działał w dwie strony i jeśli go potrzebowała wiedziała gdzie go znaleźć. Garrett widząc ją w rozsypce miał sobie wiele do zarzucenia, jednak nawet mieszkając tutaj czy rzeczywiście spędzaliby że sobą czas? Każde miało swoje sprawy i nawet przed wyprowadzką żyli bardziej jak współlokatorzy. Obok siebie.
Wydawało się, że na sekundę się spiął, kiedy Daffy przeczesała palcami jego włosy, jednak po chwili rozluźnił się. Nie do końca, bo jednak kobieta dalej była na skraju łez i nie było to super komfortowe, ale nie odsunął się od jej dotyku. Po prostu nie spodziewał się, że to spotkanie będzie tak wyglądało. Zawsze była silną kobietą, ale miała zbyt wielkie serce.
- Same o Niemcach, Polakach i Żydach- powiedział przekrzywiając głowę na bok. Nie znał zbyt wiele kawałów, pewnie nawet nie były śmieszne, ale chciał jakoś odwrócić uwagę swojej żony od jej złego humoru.
Spojrzał na Daphne niepewnie, kiedy zsunęła dłoń z jego włosów na jego policzek, a później odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć jak była tak bliska płaczu. Nie wiedział jak się zachować i z jakiegoś powodu te wszystkie emocje zaczęły go trochę krępować. Pamiętał jej ulubiony film i było mu przykro, że zbudził w niej takie emocje, ale sam nie wiedział, czy powinien, czy nie powinien spędzać z nią więcej czasu. Richter sam źle się czuł i wydawało się, że wszyscy wokół niego również przechodzili przez gorszy okres.
Słabo odwzajemnił jej uśmiech i podniósł się z kolan, kiedy odsunęła się od niego. – Wiem – odpowiedział tylko i wyciągnął do niej rękę. – Chodźmy do salonu – zaproponował i pomógł kobiecie wstać, po czym puścił ją, żeby wziąć tacę, która mu przyniosła. To chyba byłoby dziwne gdyby spędzali ten czas w sypialni. Wydawało się, że nie mogli znaleźć miejsca, a Garrett nie wiedział jak postępować. Nie spodziewał się takich emocji że strony Daphne i czuł się zmieszany, zły i smutny. Może po prostu naprawdę potrzebowała nie myśleć o pracy i trochę się odstresować? Może tak samo jak on nie miała za bardzo z kim porozmawiać o swoich problemach? Jednak czy byli dla siebie odpowiednimi osobami do rozmawiania o ich samych? Garrett chyba potrzebował świeżego spojrzenia. Może gdyby nie uciekł z gabinetu terapeutki, kiedy wpadł na Klausa...?
Kiedy znaleźli się w salonie Richter odłożył tacę z jedzeniem na stolik kawowy i zaczął przygotowywać wszystko do odpalenia filmu. Biorąc pod uwagę, że był to jeden z ulubionych filmów jego żony nie godziło się, żeby musiała szukać go na streamingach. Sięgnął do szafki z kolekcją płyt DVD, którą mieli i znalazł odpowiednią. – Kiedy to ostatnio oglądałaś? – zapytał otwierając opakowanie i wyciągnął płytę, którą po chwili już wkładał do odtwarzacza. Film powoli się zaczynał, a Garrett jeszcze kręcił się po domu szukając wina, które wcześniej otworzyła jego żona i dodatkowego kieliszka. Wrócił do salonu i trzymając zatyczkę w ustach nalał Daphne dość spory kieliszek alkoholu. - Na zdrowie skarbie – puścił jej oczko podając lampkę wina i po chwili sięgnął też po swój kieliszek, który uniósł do góry jakby wznosił toast i upił małego łyka. Usiadł na podłodze i przysunął stolik w swoją stronę. Jednak był trochę głodny. Zerknął przez ramię na panią Richter siedzącą tuż za nim po czym zwrócił się w stronę telewizora. Nie był pewny, czy powinni rozmawiać czy najpierw wypić trochę więcej. Chyba to drugie
.

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Daphne dopiero po tym ja się rozstali zrozumiała, że ich więź a raczej jej uczucie względem niego było o wiele silniejsze. Bardziej złożone. Jakby dopiero taki stan rzeczy uświadomił się, że traci kogoś ważnego. Oczywiście zawsze uważała go za kogoś takiego, zawsze wiedziała, że szczerze go kocha. Toleruje to, że nie zawsze wracał do domu. Zostawał dłużej w teatrze, a raczej tak jej to tłumaczył. Może trochę naiwnie wierzyła w to, że mimo wszystko wracał do niej. Wracał do swojej żony, teraz już chyba byłej. Skoro on sam nie czuł się tutaj pewnie, a na pewno nie czuł się pewnie przy niej. Nie świadczyło to przecież o tym, że jego uczucia wobec niej w ogóle istniały. Mógł się przecież już z tym wszystkim pogodzić, zacząć żyć na swoich warunkach. Cieszyć się tym, że znowu jest kawalerem. Jego skoki w bok był jej przecież znane albo po prostu się ich domyślała. Zawsze to ignorowała, do tego stopnia, że nie chciała już wiedzieć nic więcej. Jednak teraz czuła, że przecież coś musiało ich połączyć, coś co było silne i prawdziwe. Tylko czy cokolwiek jeszcze między istniało, poza tym że ona nadal go kocha. Kocha mężczyznę, który potrafił zmienić jej świat na lepsze. Jednak z każdą kolejną chwilę uświadamiała sobie, że są sobie coraz bardziej obcy. Ona widziała i czuła to po tym jak całe jego ciało napięła się kiedy go dotknęła. Poczuła się źle ze świadomością, że po prostu nie zareagował tak jak kiedyś. Nawet jeśli rozumiała jego reakcję, to nadal była dla niej krzywdząca. Nie okazywała jednak tego. Znowu przyrzekła sobie, że wystarczająco się wypłakała. W zaciszu swojego domu, kiedy nie było tutaj nikogo. Dzisiejszy dzień był jej chwilową słabością, z którą również sobie poradzi.
Gdyby nie to, że odsunął się, sama pewnie zrobiłaby coś by zdystansować się od niego. W jakimś sensie poczuła ulgę, że jednak nie jest już tak blisko, nie czuje jego dotyku. Chyba przechodziła to wszystko o wiele trudniej niż on. Zazdrościła mu tego, że tak po prostu buduje sobie swoje życie na nowo. Nie wiedziała przecież co czuje, bo nawet o tym nie rozmawiali, co w tej sytuacji byłoby chyba najlepszym wyjściem. Niepewnie wysunęła dłoń w jego kierunku, kiedy zaoferował werbalnie swoją pomoc. Podniosła się powoli, podchodząc do lustra w sypialni. Poprawiła szlafrok, który miała na sobie. Przetarła dłonią łzy, które zebrały się w jej oczach. Wciągnęła mocniej powietrze.
- Tak, możemy przejść do salonu - skwitowała krótkim skinieniem głowy, powoli ruszając w kierunku korytarza - Masz wszystko zjeść - pogroziła mu żartobliwie palcem i jak gdyby nigdy nic skierowała swoje kroki w kierunku schodów, po których zeszła. Wiedziała, że sobie poradzi z dość ciężką tacą. Miał o wiele więcej sił niż ona sama. Choć pozostawała nadal czujna na to, że mógł potrzebować pomocy, to nie zwolniła, do chwili kiedy nie znalazła się w salonie. Nie chciała już czuć się tak samo podle, jakby pokazywała przed nim swoją słabość. Coś co miało pozostać tylko dla niej. Czuła się podle też dlatego, że w ogóle pokazała mu to, że jeszcze jej zależy. Nie powinna tego robić, jeśli nie było już żadnej nadziei. Pogodzenie się z tym, na pewno nie było kwestią kilku godzin ale pewnie tygodni albo miesięcy. Może nawet lat. Najważniejsze było to by nabrała sił, by walczyć z tym wszystkim.
Usiadła wygodnie na kanapie, podkulając swoje nogi, tak by było jej przytulnie, a może próbowała zatopić się w poduszkach, które były poukładane niemal równo na całej długości. Nie mówiła nic, raczej bijąc się ze swoimi myślami, uczuciami i tym, że nie wiedziała co zrobić. Jak się zachować. Wszystko było dla niej zbyt nowe, by potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć. Rozstania powinny być bardziej gwałtowne bo wtedy nie bolały tak mocno i nie zmuszały nas do tego by nad nimi rozmyślać. W chwili kiedy zadał pytanie spojrzała na niego przelotnie.
- Hmm? - mruknęła, dopiero po kilku sekundach odchrząknęła - Wiesz co, nawet nie pamiętam, wydaje mi się, że ostatnio oglądaliśmy razem. Kilka lat temu - nie do końca miała głowę by sobie to przypominać, a tak naprawdę to nawet nie pamiętała. Ostatnio też nie miała nawet czasu by obejrzeć swój ulubiony film. Obserwowała go przez jakiś czas jak szukał butelki z winem i później dodatkowe kieliszka. Chciała już mu powiedzieć, że powinien wiedzieć gdzie wszystko się znajduje ale nie odezwała się ani słowem. Uśmiechnęła się tylko delikatnie, kiedy wreszcie pojawił się z winem wlanym do kieliszków.
- Na zdrowie - podniosła również swój kieliszek jakby miała uderzyć o ten który trzyma w swojej dłoni. Po chwili powoli sączyła wino, które naprawdę dobrze smakowało. Zawsze miała do nich słabość. Nie wiedziała czy czuła się dobrze z tym, że nazwał ją skarbem. Wszystko to wydawało się dla niej dziwne, jakby świadczyło o tym co już ich nie łączyło. Na samą myśl o tym wzięła więc większy łyk.
W tej chwili Daffy chciała tylko pić, nawet film wydawał się dla niej mniej interesujący od alkoholu. Upijała więc jeden łyk za drugim, wbijając swoje spojrzenie w ekran, który wyświetlał kolejne sceny. Spoglądała co jakiś czas w jego stronę, zachęcając go do tego by zaczął wreszcie jeść. Nawet szturchnęła go raz czy dwa razy.
- Nooo masz zjeść, proszę cię - mruknęła wesoło. Wszystko wydawało się o wiele cieplejsze i milsze, kiedy opróźnili pierwszą butelkę a ona czekała aż przyniesie kolejną. Jakby to było dla niej teraz najważniejsze. Powoli zaczynała skupiać się bardziej na tym co wyświetlało się na ogromnym ekranie. Jakby była w stanie wyłapać o wiele więcej niż wtedy kiedy była o wiele bardziej trzeźwa. Nadal nie jest pijana i daleko jej do tego było ale jej humor okazywał się być weselszy. Minęło przecież już dość sporo czasu, wydawało się, że obecnie byli już w połowie filmu.
- Ej, ej! - podniosła swój wzrok i swój tułów w kierunku byłego męża - Cofnij ten fragment, uwielbiam go! - na ekranie przez krótką chwilę pojawiła się Marilyn Monroe w jednej ze scen, które były częścią produkcji. Uwielbiała ją do tego stopnia, że mogłaby oglądać ją w kółko. Rozmarzyła się niemal ale szybko pochyliła się w jego kierunku, ciągle siedząc na kanapie, za jego plecami. Jej nogi opadły na podłogę i niemal siedziała teraz w rozkroku by z wygodniejszej pozycji zdobyć pilot.
- Mój pilot - zaśmiała się głośniej, niemal wpadając na niego kiedy wyciągała swoją dłoń w jego kierunku. Jej ciało oparte o jego plecy, bo przecież nie utrzymała swojej pozycji. Jej tyłek, niemal ześlizgnął się na podłogę, tak że za chwilę miałaby się znaleźć tuż za nim, w tej niewielkiej przerwie między jego plecami a kanapą. Mruknęła niezadowolona, bo przecież jej plan miał się nie zrealizować.
- Proszę, oddawaj - wyszeptała niemal w jego szyję, muskając ją całkowicie niechcący swoimi ustami. Odsunęła się jednak jak poparzona, nadal była świadoma tego, jak zareagował na to kiedy przeczesywała jego włosy. Nie chciała po raz kolejny by czuł się źle, że w ogóle go dotyka. Odchyliła się tak gwałtownie, że niemal wygięła się w pół. Jęknęła tylko głośniej i skrzywiła się, czując ból w plecach.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
- Jem przecież- odpowiedział rozbawiony i przewrócił oczyma na swoją lekko już wstawioną żonę. Został wysłany po kolejna butelkę wina, ale nie był pewny czy sam powinien więcej pić. Chociaż może jeszcze jeden kieliszek... wino w końcu nie było aż tak niezdrowe...? A zresztą kogo on oszukiwał. Każdy alkohol był niezdrowy, jeden bardziej od drugiego. Jednak mimo tego, że dla ciała nie był najlepszy wydawał się w jakiś sposób leczyć rany duszy, a przynajmniej sprawiał, że jego jeszcze-żona miała lepszy humor. Może to po prostu takie początkowe zmieszanie przyjazdem? Potrzebował śmiać się i żartować z nią. Było bardzo przyjemnie oglądać razem jej ulubiony film. Wrócił z kuchni z kolejną butelką wina i zrobił sobie i Daphne ostatnią dolewkę po czym odłożył butelkę na stolik.
Z jakiegoś powodu lepiej siedziało mu się przed nią na podłodze. Zresztą tam było miejsce takiego „psa” jak on. Poza tym wydawało mu się, że Daffy się mniej krępowała, kiedy nie siedział obok niej i mogła mieć go na oku, jednocześnie sama nie będąc obserwowaną? Już nie wiedział czy bardziej on krępował ją, czy ona jego. Może potrzebowali po prostu przeżyć ten niezręczny pierwszy dzień i jutro już będzie wszystko tak normalnie, jak może być biorąc pod uwagę, że od stu lat byli w separacji i nie mogli się zdecydować na rozwód. No i to, że nie mieszkali już razem, ta decyzja była gwoździem do ich trumny. Teraz nawet nie wiedzieli jak spędzać czas ze sobą.
- Daj spokój – powiedział chowając pilot pod swoje nogi. – Skup się póki leci – dodał zadzierając głowę do góry, kiedy Daphne zaczęła się praktycznie do niego dobierać , w teorii chciała tylko pilot, ale Garrett znał te sztuczki. To było przekleństwo bycia niesamowicie seksownym, wysokim, umięśnionym, utalentowanym i inne takie. Miał cały wachlarz zalet, które równoważyły listę jego wad.
Próbował nie oddać swojej żonie pilota – tak dla zasady jednak zaczęło robić się dziwnie. Odsunął się marszcząc brwi. – Co jest? – zapytał. – Jezu Daphne – westchnął I pokręcił głową i pomógł kobiecie usiąść wygodniej po czym bez większych ceregieli położył dłoń w dole jej pleców i zaczął je pocierać. – Tutaj? – upewnił się. – Już więcej nie pijesz – zarządził. Nie sądził, że jest z niej taka słaba zawodniczka. I oczywiście było mu przykro, że bolały ją plecy, ale było to też zabawne w jakiejś malutkiej części? Na jego twarzy błąkał się uśmiech. Mogło to być też wino i jego efekt. – Pamiętam jak kiedyś mogłaś się zginąć we wszystkie pieprzone pozycje Kamasutry, chyba potrzebujesz to sobie przypomnieć – starał się brzmieć poważnie, ale dusił w sobie śmiech. Obydwoje się starzeli. To znaczy Garrett i tak dobijał pięćdziesiątki, a ona była ledwo po czterdziestce, wiec nie był w ogóle w żadnej pozycji, żeby tak mówić. – Daphne... Cofnę ci ten film – wymamrotał i przygryzł swój policzek. Był okropny, ale jego żona była kompletnym bałaganem i powinien czuć się z tym źle, ale była przy tym po prostu zbyt śmieszna.

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Ucieszyła się, kiedy jej posłuchał. Naprawdę zależało jej na tym by dobrze się odżywiał, a na pewno by w ogóle coś przełknął. Jej histeria z sypialni, nie musiała się przenosić do salonu. Ona tego nie chciała, zdecydowanie preferowała to, że teraz mogła raczyć się winem. Trunkiem, które koiło jej żal, ból i wszystko to z czym nie potrafiła sobie poradzić. Każda cząstka jej ciała była teraz wyczulona, na tyle mocno, że nie potrafiła tak po prostu siedzieć obok niego albo patrzeć na niego. Nawet to wzbudzało w niej coś czego nie rozumiała. Może gdyby nie rozstali się na takich warunkach, wszystko wyglądałoby inaczej. Czuła się jednak samotna, ciągle przesiadywała tutaj jak ten palec. Udając, że wszystko jest w porządku i wcale nie jest załamana tym, że jej małżeństwo praktycznie nie istniało. Alkohol, nie musiał być wypity w dużych ilościach dla kogoś o tak drobnej budowie jak ona. W dodatku dzisiaj nie jadła praktycznie nic. Sama doprowadziła się do takiego stanu, nie dbając o to by jeść regularnie posiłki. Jest hipokrytką, kiedy zaczęła wymagać od niego tego by jadł, by odżywiał się w odpowiedni sposób. Nie musiał jednak o tym wiedzieć, ona potrafiła dość sprytnie odwracać jego uwagę i chyba nie miała teraz z tym najmniejszych problemów.
Nie musiała się martwić o kolejną butelkę, którą chciała z jego niewielką pomocą opróżnić. Nie spodziewała się, że może aż tak mocno na nią wpłynąć wino ale przecież, teraz dobrze się bawiła. Bawiła, ze świadomością, że w każdej chwili może pójść do jednej z gościnnych sypialni i tak zaszyć się już na resztę kolejnych dni. Ona chyba nie do końca wyobrażała sobie to, że może być lepiej. Raczej każdy kolejny dzień byłby dla niej trudniejszy, tym bardziej kiedy byłaby trzeźwa. Nie może przecież ciągle poić się alkoholem i udawać, że to całkiem normalne. Nawet jego reakcja mogłaby jej o tym przypominać, na każdym kroku sprawiałby, że czułaby się jeszcze gorzej. Jakby ciągle nie potrafiła wybić sobie z głowy tego, że go kocha. Kochała go. Jak w ogóle mogłoby to być możliwe. Nie zasługiwał na to, ale najgorsze było to, że ona myślała, że ona na to nie zasługiwała.
Jego słowa tylko podziałały na nią jak płata na byka, chyba dlatego zsunęła się na jego plecy, robiąc to co nie powinna. Muskając przecież przypadkiem jego skórę na szyi. Wcale się do niego nie dobierała. Nie chciała żeby tak sobie o tym pomyślał. Na szczęście nie miała czasu na analizowanie tego, nie byłaby w stanie, gdyby nie ten przeszywający ból w plecach. Jej ciało, może się starzało, ale nadal miała świetną kondycję i wyglądała świetnie. Nawet lepiej niż nie jedna trzydziestka. O czym nie chwaliła się na prawo i lewo.
- Boże, Garrettttt - znowu przeciągnęła jego imię, kiedy zaczął masować je plecy. Zamruczała czując jak robi jej się przyjemnie. Jego dłonie na pewno potrafiły zdziałać cuda, w dodatku ból przestawał być tak uciążliwy, może to tylko chwilowe. Może to sprawka alkoholu. Dopiero kiedy oznajmił jej, że już nic nie pije, próbowała się podnieść. Zapewne nie miała większego pola do popisu, niż podniesienie głowy, lekkie przechylenie jej w jego stronę.
- Nie będziesz mi niczego zabraniał. Chcę się napić! - niemal warknęła, by po chwili stęknąć, kiedy sprawił jej przyjemność, bo przecież nie przestawał na ten moment pocierał jej plecy. W miejscu, które było na tyle wyczulone na dotyk, że nie teraz nie skupiała się już na niczym, tylko na tym że znowu poczuła ogromną ulgę, która mieszała się z przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po całym jej ciele.
- Nic sobie nie musze przypomnieć, nadal jestem zdolna do tego by wyginać się w każdą możliwą stronę. Może chcesz wypróbować moje umiejętności, staruszku? - chciała by wiedział, że to że teraz strzeliło jej coś w kręgosłupie, nie musiało oznaczać, że zestarzała się na tyle by nie powtórzyć wszystkich pozycji, które udało im się wypróbować. Schowała wreszcie swoją twarz w siedzisko kanapy i mruczała przez jakiś czas. Cała sobą pokazywała, że nie powinien teraz przestawać. Zaczęła poruszać swoimi stopami.
- Masuj. Proszę, jeszcze chwilkę - odchyliła głowę w bok, spoglądając na niego, lekko rozchyliła usta i zaśmiała się jakby bez powodu - Dobrze ci to wychodzi, stęskniłeś się za moim ciałem - palnęła, poruszając delikatnie swoim tyłkiem, ale zaraz poczuła jak oblewa ją wstyd. Ciągle to robiła, jakby nie do końca myśląc nad konsekwencjami swoich własnych słów.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Richter kompletnie nie wiedział co się działo z jego żoną. Może to ta samotność tak na nią wpływała? Sam nie był zupełnie towarzyski i to nie tak, że miał pełno osób, które tylko czekały na spotkanie z nim, jednak swoje potrzeby kontaktu z innymi był też w stanie realizować w pracy. Często nawet wolał wrócić do pustego domu, gdzie nikt by nie zawracał mu głowy i gdzie mógł odpocząć, a nie zaczynać kolejny etat.
- Czy ty masz problem z alkoholem? – zapytał zupełnie poważnie. – Może brałaś wcześniej jakieś tabletki? – podsunął jej. Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie specyficznego zachowania jego żony, bo… No nie poznawał jej.
- Jestem pewny, że jesteś – powiedział nieprzekonany, a później przewrócił oczyma. – Daphne nie obraź się, ale to jak się teraz zachowujesz nie jest… atrakcyjne. Chyba powinnaś odpocząć, co? Nie za dużo masz na głowie? – oczywiście nie przestawał masować jej pleców, bo jakby jemu coś gruchnęło w plecach sam chętnie skorzystałby z masażu. Oczywiście Daphne musiałaby włożyć jakoś dwa razy więcej swojej siły niż on, żeby sprawić mu mocny, porządny masaż i… Właściwie była to jakaś myśl. Może powinien sprawić sobie taki prezent? W nagrodę za pójście do lekarza.
Uśmiechnął się lekko, kiedy zaczęła go prosić, żeby nie przestawał, ale zaraz przestał. Westchnął zabierając dłoń z jej pleców i po prostu patrzył na nią zmieszany nie mówiąc ani słowa, bo właściwie nie wiedział co ma powiedzieć. Z jednej strony jej zachowanie wydawało mu się zabawne, z drugiej… Chyba nie był na tym samym poziomie upojenia alkoholowego co jego jeszcze-żona, bo jej bezpośredniość nieco go krępowała patrząc na to, w jakim momencie ich związku byli.
Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie powrót do domu. Nie spodziewał się, że jego grzeczna i skupiona na pracy i nauce żona odpali się po wypiciu kilku lampek wina i oglądaniu swojego filmu. Chociaż nie spodziewał się też płaczu i… Właściwie niczego z tego co się dzisiaj wydarzyło się nie spodziewał, może poza opieprzem za to, że nie przyniósł kluczy. Może miał nadzieję, że będą mogli po prostu poważnie porozmawiać? Że kolejny raz mogliby się skupić na jego przeżyciach i problemach? Ewidentnie pani Richter nie miała ochoty na rozmowy, a pan Richter spisał te kilka dni na straty.
Garrett nie był pewny czy powinien iść na górę, z tego domu, czy może zostać na miejscu? Czuł zawód Daphne, mimo że nie miał prawa niczego od niej oczekiwać, nie po tej przerwie, nie po wyprowadzce, nie po tym jak szukał szczęścia gdzie indziej, a ją planował obarczyć swoimi emocjonalnymi problemami. Jednak to, że wiedział, że nie powinien używać jej jako ludzkiego pamiętnika do wysypywania swoich emocji, nie sprawiało, że jeśli miałby okazję do rozmowy to by to zrobił. Oczywiście zanim zobaczył, że Daphne sama potrzebuje z kimś porozmawiać. Może powinien polecić jej terapeutkę, sprzed której drzwi sam uciekł? Czy skojarzyłaby nazwiska? A nawet jeśli to chyba nie powinna nic komentować do Daphne? W końcu istniała jakaś tajemnica lekarska lub coś w tym stylu.

Daphne S. Richter
43 lat/a 159 cm
prorektorka i wykładowca w the university of new orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
'Nigdy nie błagaj kogoś o bliskość.
Jeśli będzie chciał być
TO BĘDZIE.
Miejscow*
Nie czuła się najlepiej ze sobą, z tą całą sytuacją. Przytłoczona tym co naprawdę dopiero teraz do niej dotarła, po prostu zaczęła pić. Próbując się znieczulić, sprawić sobie tą przyjemność o tym by zapomnieć o tym okropnym bólu. Upokorzeniu, które dzisiaj czuła niemal cały czas. Miało przecież być o wiele gorzej. Widziała przecież jego zdegustowany wyraz twarzy, a słowa które padły dotknęły ją tam mocno, że poczuła jakby ktoś wbijał jej teraz nóż w pierś. Może gdyby to stało się naprawdę, byłoby dla niej ostateczną ulgą. Czuła jak stan w którym była, na moment znikał. Nie wytrzeźwiałą jeszcze ale na pewno można powiedzieć, że po tym co powiedział otrzeźwiała na moment. Zbyt szybko i zbyt gwałtownie.
- Możesz już przestać! Nie wiem czy w ogóle byłam dla ciebie atrakcyjna - rzuciła, szybko podnosząc się z kanapy. Na moment usiadła, próbując uspokoić swoje nerwy, swój oddech. Wszystko w niej szalało. Na pewno to, że w głowie miała już kompletny mętlik. Po chwili dotarło do niej jak nisko musiała upaść, jak bardzo żałowała, że w ogóle dała się ponieść tej całej sytuacji. Oczywiście, że nie tak to widziała, nie potrafiła tylko zrozumieć dlaczego tak właśnie jest.
- Przepraszam - podniosła się zbyt gwałtownie, czując jak wszystko zaczyna wokół niej wirować. Zrobiła niepewny krok do przodu, później kolejny. Chwiała się ale to przecież nie tylko zasługa alkoholu, ale raczej tego że poczuła jak jest jej niedobrze. Kiedy wiedziała, że zaraz wydarzy się tragedia. Nikt nie chciał zajmować się sprzątaniem po niej, ona sama nie była też do tego taka skora. Mruknęła coś pod nosem, przykładając dłoń do swoich ust. Wybiegła z salonu, niemal upadając na korytarzy, złapała balans i ruszyła do najbliższej łazienki. Zatrzasnęła za sobą drzwi, przekręciła zamek. Chciała zostać sama, nie tylko w tej chwili ale na zawsze. Dobiegła w ostatniej chwili do toalety i zaczęła wymiotować. W jakimś sensie wyrzuciła z siebie i to co czuła ale i było to skutkiem wypitego alkoholu. Nie jadła przecież praktycznie nic przez cały dzień. Jęknęła głośniej, kiedy nadszedł kolejny "atak". Czerwone oczy, które wypełniły się łzami. Nie mogła już opanować płaczu. Opadła po chwili bezsilnie na podłogę, oddychając ciężko. Nie chciała już tego wszystkiego słuchać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że już nie ma dla nich żadnego ratunku. Stała się żałosna. Bolało ją, że doprowadziła się do takiego stanu.
- Proszę cię odejdź, nie chcę - nie dokończyła, kiedy schowała swoją twarz w kolanach, wtulała się tak mocno, by ukryć każdy kolejny szloch. Nie miała nawet sił by wdrapać się na wysokość umywalki. Przemyć swoją twarz albo przejrzeć się lustrze. Jeszcze jakiś czas było słychać jak próbuje się opanować. Niemal zanosiła się płaczem. Wszystko ustało dość nagle. Jakby wreszcie doszła do siebie. Nie mówiła nic, nie poruszała się. Tkwiła w tej jednej, bezpieczniej pozycji, zaciskając swoje palce na materiale swojego szlafroka.
Chciała zasnąć, tak mocno tego pragnęła. Pogrążyć się w tym pięknym stanie, który pozwoliłby jej zapomnieć o tym wszystkim. Pozbyć się tego co czuła. Jej uczucia były przecież jej największym problemem, jej słabością. Cholernie kochała tego pieprzonego dupka. Jakby nie mogła wbić sobie do głowy, że nie jest wart ani jednej z łez, które teraz spływały już wolniej po jej policzkach. Czuła się bezsilna, leżąc w łazience, praktycznie bez ruchu.

Garrett Richter
49 lat/a 188 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An ounce of action is worth a ton of theory.
Miejscow*
Jego żona była w rozsypce, a on nie wiedział jak ma się zachować. Żałował, że się zirytował i może powiedział coś czego nie powinien, ale nie potrafił zrozumieć jej zachowania. Już wolał nic więcej nie mówić, bo cokolwiek by nie powiedział był pewny, że pogorszyłoby sytuację. Może był tchórzem, może nie umiał radzić sobie ze skomplikowanymi uczuciami swojej żony, może po prostu już za bardzo się od siebie oddalili i stali się obcymi ludźmi? Bo nie poznawał jej. I nie chciał spisywać tej relacji na straty, ale separacja nie pomagała, a wręcz przeciwnie. Może... niekoniecznie wykorzystali ten czas, tak jak powinni?
Nie pobiegł za nią do łazienki. Siedział jeszcze przez kilka chwil w miejscu zastanawiając się co robić. Najpierw wyłączył telewizor, a później poszedł za Daphne. Stanął pod drzwiami.
Wchodzić czy nie?
Naciskał klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły. Westchnął. Po co to wszystko było? Nie mógł słuchać jak płacze. Szczerze łamało mu to serce. I tak był zmieszany i zirytowany jej zachowaniem, ale każdy reagował inaczej. On wolał trzymać swoje emocje na wodzy, ale to nie znaczyło, że Daphne miała to samo podejście.
Przetarł twarz dłonią opierając się o drzwi i słuchając jak płacze zanim nie wpadł na pomysł otworzenia drzwi z zewnątrz. Wrócił się do salonu I wziął widelec po czym po prostu wsadził go w zamek po czym zaczął go przekręcać.
- Och Daphne – westchnął i wrzucił widelec do zarzyganej umywalki po czym puścił w niej wodę. Usiadł przy swojej żonie i otoczył ją ramieniem. – Nie chcę żebyś cierpiała – powiedział. Płynęło to prosto z serca. Decyzja o „przerwie” w ich związku nie wynikała z niechęcią do siebie nawzajem, a z tego, że po prostu się od siebie oddalili. Nie czuł satysfakcji widząc jej emocjonalne reakcje na jego przybycie. Nie wrócił tutaj zresztą, żeby zrobić jej na złość, a żeby dostać trochę wsparcia tak jak zazwyczaj zresztą. Jego irytacja jej zachowaniem wynikała więc z tego, że tym razem nie miało być tak jak sobie to zaplanował. Tym razem to ona potrzebowała jego. Richter nie był właściwie pewny , czy to jego potrzebowała, ale w tym momencie nie było nikogo innego do wyboru. – Przynieść ci wody? – zapytał głaszcząc jej włosy. – Co mogę zrobić? – No nie wiedział jak ją pocieszyć. Jak jakoś okręcić tą sytuację. Nie wiedział już w sumie czy to jego wina, czy pracy. Od początku coś było nie tak. Powinien pamiętać o tych kluczach. Wejść jak gdyby nigdy nic i zamknąć się w sypialni i po prostu jej nie przeszkadzać. Zaczął się zastanawiać czy to, że on nie czuł negatywnych emocji w stronę Daphne to z drugiej strony wyglądało to tak samo. Chyba niekoniecznie. Przycisnął usta do jej czoła, a wierzchem dłoni wytarł jej policzek. – Przepraszam – powiedział kolejny raz tego wieczoru i znowu pocałował jej czoło.

Daphne S. Richter
ODPOWIEDZ

Wróć do „2327”