ODPOWIEDZ
Wyznaczyłem sobie rolę świadka w procesie przeciwko człowiekowi.
tadzik
25 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
Przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi.
Przetrwanie na oddziale wymagało zdolności cieszenia się z małych rzeczy.
Małe rzeczy tutaj okazywały się wielkie, co czyniło sprawę znacznie łatwiejszą.
Jak ten okrutny, rozrywający serce dźwięk budzika o godzinie szóstej piętnaście, gdy Teddy zdążył przespać zaledwie dwie godziny (natomiast minionej nocy wygrał w szachy jedenaście razy). Opuścił bose stopy na podłogę, która pamiętała lepsze czasy i lepszych prezydentów. Przeciągnął się, strzelając kręgosłupem jak emerytowany pracownik fizyczny, choć jego ciało znało głównie spokojne spacery po zaniedbanym terenie szpitala.
Kucharka Marge wynagradzała wszystko. Każdy ból, każdą niedogodność. Ona, sześćdziesięciolatka z krzepą w łapie, że mogłaby zabić, gdyby chciała (ale na szczęście nie chce) i przepisem na gofry, który powinien być ubezpieczony na miliony dolarów.
Teddy zapytał kiedyś o niego i usłyszał, że "na oko", co uznał za sprytne dochowanie tajemnicy handlowej. Niewykluczone, że Marge była zrzeszona w jakiejś tajnej organizacji eks szpiegów KGB i wiedziała, jak ominąć wszelkie niewygodne tematy. Taka kobieta to skarb.
Szybki prysznic - wyjątkowo w ciepłej wodzie i bez kolejek, kolejna nagroda dla rannych ptaszków, wciągnął na siebie swe szpitalne wdzianko: biały tiszert, różową bluzę bez kaptura, oraz beżowe spodnie, a potem wartkim krokiem ruszył pod drzwi do stołówki.
S u k c e s.
Pocałował klamkę - i dokładnie o to chodziło. Nikt nie wyprzedzi go w starciu po najlepsze z dostępnych śniadań; to, do którego tydzień po tygodniu odliczał z dziecięcym wręcz uśmiechem na buźce zazwyczaj pokrytej grymasem obojętności.
Zerknął na zegar ścienny.
Od gofrów dzieliło go ledwie szesnaście minut.

Harper Kharre-Roth
New Orleans Pet Care Center
harper
30 lat/a 166 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Poranki były porą, którą Harper lubiła najbardziej. Było jeszcze cicho, ale już jasno. Przynajmniej o tej porze roku. Noc, chociaż równie cicha, albo nawet bardziej, była zbyt ciemna. A z ciemności wyłaniały się wspomnienia wymieszane z niepokojem. Znacznie wyraźniejsze niż w świetle dnia. Leki, które zaczęła brać na bezsenność pomagały, ale chyba przez nie, nie była pewna, jej sny stały się dużo wyraźniejsze, i dużo trudniejsze do zapomnienia. Nie spała już więc od godziny czwartej dwadzieścia. Sufit i ściany swojego pokoju znała już dokładnie, a i tak przyglądała im się w takim skupieniu, jakby dało się jeszcze dostrzec nowe pęknięcia. Dopiero kroki usłyszane na korytarzu przywołały ją do świata realnego. Oznaczały, że już bliżej szóstej i personel ogarnia ostatnie sprawy z nocnego dyżuru, albo szykuje się do objęcia dziennej zmiany. Można więc było wstać, nikomu przy tym nie przeszkadzając.
Chociaż Harper i tak przeszkadzała. Zaraz po prysznicu, umyciu włosów i założeniu na siebie ubrań przygotowanych dzień wcześniej, szła do dyżurki pielęgniarskiej, niby tylko się przywitać, ale zawsze liczyła na chociaż chwilę rozmowy, która logowała ją w rzeczywistości, odganiając senne wspomnienia na dobre.
Wracając od pielęgniarek dostrzegła na drugim końcu korytarza wysoką, męską sylwetkę, więc bez większego wahania ruszyła w tamtą stronę.
- Cześć Teddy. - rzuciła, zatrzymując się jakiś metr przed nim, i wciskając dłonie w kieszenie beżowych, dresowych spodni. Uniosła wzrok ku górze, żeby móc przyjrzeć się jego twarzy. Teddy był od niej o głowę wyższy. Patrząc na wprost, widziałaby głównie jego szczupłą, ale jednak dobrze zbudowaną klatkę piersiową, schowaną pod różową bluzą. Ona wzrost odziedziczyła podobno po babce, ze strony matki. Nie, żeby jej to przeszkadzało. - Wcześnie dziś.. - wstałeś. Nie dokończyła, bo łącząc go z miejscem, w którym stał, sprawa była oczywista. - Rozumiem. Dzisiaj jest dzień tych sławetnych gofrów?- zapytała, kiwając twierdząco głową i niejako sama sobie odpowiadając na to pytanie.
- Chcesz poznać tajemnicę? - jej spojrzenie, mimo cieni pod oczami, rozbłysło cichą ekscytacją, co mogło zwiastować, że to naprawdę dobra tajemnica. Albo, że to bzdura, która w tym miejscu nabierała niemal najwyższej rangi, z braku ciekawszych wydarzeń.
Odgarnęła jeszcze niewysuszone włosy, które zostawiały wilgotne plamy na jej białym t-shircie, do tyłu, i uśmiechnęła się konspiracyjnie do Teddy'ego. Ona już decyzję podjęła i przy jego najmniejszym wyrazie aprobaty, mogła zdradzić wszystko.
Wróć - nie wszystko. Te ważniejsze tajemnice były z nią bezpieczne, choćby swoją dyskrecję miała przypłacić zdrowiem psychicznym.

Teddy Prescott
Wyznaczyłem sobie rolę świadka w procesie przeciwko człowiekowi.
tadzik
25 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
Przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi.
Z zamyślenia wyrwał go głos kobiety. Tak dobrze znany - jeden z tych miękkich, ciepłych tonów, które łagodnie otulały jego przestrzeń. Nie sprawiał, że mięśnie bezwiednie spinały się a ciało sztywniało. Bo choć nie nadawał się w żadnym stopniu do nawiązywania przyjaźni - prawdziwych przyjaźni, w których otwierają się obie strony - klasyfikował Harper jako jedną z tych bezpiecznych współpacjentek, przy której nie musiał stać na granicy reakcji walcz lub uciekaj.
Skinął głową, by z szacunkiem powitać i nie zignorować wypowiadanych słów - choć dziś, jak każdego innego dnia, nie zamierzał się odzywać. Do niej, do samego siebie, do Boga, ani psychiatry. Do nikogo.
Uśmiechnął się szerzej.
Pobędziesz tu dłużej, to też będziesz odliczać do gofrów. Poza tym, od kiedy śledzisz, o której wstaję? Może niepotrzebnie zwróciłem na to uwagę. Może faktycznie jest tu tak nudno, że każda, najdrobniejsza zmiana powoduje szybsze bicie serca. Nawet obcy typ pod zamkniętymi drzwiami stołówki.
Już czuł zapach świeżutkich gofrów przedostający się przez szpary w drzwiach prosto na korytarz, i nie wątpił nawet przez sekundę, że Marge nie rozczaruje go.
Teddy sam nie do końca rozumiał, co go tak ciągnęło do gofrów, choć wcale nie był fanem słodkości. Z a p o m n i a ł - jak większości swojej historii - że gofry w sobotnie poranki robiła mu mama. Zmęczona, widocznie pokonana wszystkim tym, co człowiek musi zrobić, by mieć na jakąś strawę i odzienie. Wynagradzała jednak synkowi to, że w piątek sam wracał ze szkoły, odgrzewał w mikrofalówce przygotowany obiad, a o odpowiedniej godzinie kładł spać.
Opieka społeczna z całą pewnością zabrałaby dziecko zostawione samo na dobę, lecz Teddy zachowywał się wzorowo i czekał, aż kolejnego ranka obudzi go właśnie ten zapach i widok mamy tuż obok.
Wyparł to jednak, a jego umysł wypełniała analiza towarzyszki.
Pokiwał głową, usiłując zgadnąć czego miał dotyczyć jej sekret.
Może zabiła swojego byłego siekierą, a zwłoki zamurowała pod podłogą w kuchni.
Tutaj nie dziwiło n i c.

Harper Kharre-Roth
New Orleans Pet Care Center
harper
30 lat/a 166 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Jego kiwnięcie głową wystarczyło, żeby odczuła delikatną satysfakcję. Rozejrzała się najpierw wokół, chociaż zrobiła to tylko po to, żeby zbudować napięcie, bo w rzeczywistości, nawet gdyby stał przy nich tłum ludzi, pewnie nikt nie zwróciłby uwagi akurat na ich rozmowę. Tym bardziej, że Harper nie była tu już taka 'świeża' i od miesiąca czy dwóch, przestała wzbudzać sensację i być tematem plotek. Pojawili się następni i przejęli pałeczkę świeżaka.
Natomiast jeśli chodziło o same plotki, Harper nie była szczególnie ciekawym ich tematem. Na zajęciach grupowych opowiadała o misji humanitarnej w Strefie Gazy i właściwie każdy traktował to jako pełną historię. Każdy wiedział, że wojna na wyciągnięcie ręki może złamać człowieka. O czym więc mieli plotkować? W tej kwestii Teddy przerastał ją o wiele głów. Jego milczenie, jak już zauważyła, podsycało niekończącą się opowieść o nim i tym co go w życiu spotkało. Słyszała już, że jest mordercą, kosmitą, psychopatą - co akurat było dziwnym stwierdzeniem w tym miejscu, świadkiem koronnym w jakiejś super ważnej sprawie, bękartem Księcia Liechtensteinu, którego ten kazał zamknąć w psychiatryku i wyciąć mu struny głosowe, żeby świat się o nim nie dowiedział. Ta ostatnia historia wydawała się najciekawsza, ale niestety też najmniej prawdopodobna. Teddy zdecydowanie nie miał germańskiej urody. Może gdyby chociaż chodziło o bękarta króla Belgii. W każdym razie, Harper o to nie pytała, bo.. jak się domyślała, i tak nie usłyszałaby odpowiedzi.
Zrobiła jeszcze pół kroku w jego stronę, skracając dystans do pół metra i to był raczej jej maks.
- Chodzi o to, Teddy Bear, że sekret nie tkwi w przepisie na ciasto, tylko w gofrownicy. Jeśli ma odpowiednią moc, to i gotowym ciastem z proszku będziesz się zajadał. Sam proszek, bez pasji i czułości. Tutaj dowożą właśnie taką gotowiznę. Na pewno. - wzruszyła lekko ramionami.
No dobrze, druga część była tylko jej teorią, ale co do pierwszej była pewna.
Do korytarza powoli zaczęli napływać ludzie i niecierpliwie zajmować swoje miejsca w kolejce.
A Harper standardowo nie miała apetytu. Rzadko starczyło dla niej gofrów, bo zwykle krążyła po korytarzu, aż pierwsi pacjenci zaczynali opuszczać stołówkę. Wtedy dopiero wchodziła do środka. Ona zwyczajnie nie cierpiała odgłosów jedzenia. Mlaskania, siorbania, gryzienia. Doprowadzało ją to do szewskiej pasji. Miała tak niby zawsze, ale w takim nasileniu jak teraz, dopiero po powrocie do Nowego Orleanu. Często na stołówkę, brała ze sobą stopery, albo słuchawki i wtedy jakoś wytrzymywała. Ale też przychodząc odpowiednio późno, i znajdując odpowiedniego towarzysza - jakim był milczący chłopak, bo poza tym, że milczał, to i cicho jadł - można było przeżyć te posiłki, nie szargając sobie nerwów jeszcze bardziej niż już były zszargane.
- Leki nie odbierają Ci apetytu? Mi całkowicie. Może to minie, tak mówią. Ale kto wie? Bo teraz.. teraz niczego bym nie jadła. Ze wszystkich dań jakie znam, nie potrafię powiedzieć na co mam ochotę. Nie wymieniłabym nawet jednego składnika. I to jest idiotycznie dziwne. - powiedziała z cichym westchnieniem, nie spuszczając z Teda wzroku.

Teddy Prescott
Wyznaczyłem sobie rolę świadka w procesie przeciwko człowiekowi.
tadzik
25 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
Przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi.
Nasłuchiwał ze szczerym zainteresowaniem, ale na misiaczka przewrócił oczami tak bardzo, że mogłyby mu raz na zawsze już zagubić się w oczodołach. Półuśmiech, nieco kpiący, zawitał na buźce pacjenta, bo jeśli Harper myślała że zna sekrety Marge lepiej, niż on - myliła się.
Dłonią wykonał gest dźgania prosto w serce, następnie udając, że obracał nóż we własnej piersi. Wywalił język i zamknął oczy, sygnalizując śmierć, a potem śmiejąc się do niej wesoło (i z głosem!) pomachał palcem w jej stronę. Bo to ona właśnie wbijała w niego sztylet, bezlitośnie i okrutnie, posądzając kucharkę o takie nieczyste zagrania.
Kręcił przecząco głową, gdy klamka drgnęła, a dwuskrzydłowe drzwi ustąpiły, zapraszając pacjentów na teren stołówki. Szedł powoli - był podekscytowany goframi lecz nie na tyle, by biec pod ladę jak dziecko - a gdy Harpreet opowiadała o problemach z apetytem, ze zrozumieniem pokiwał głową.
Nie przyjmował na stałe żadnej substancji, żadnego psychotropowego cudu nauki, gdyż właściwie nigdy nie został zdiagnozowany. Cherie Menard walczyła o ustalenie co z nim było nie tak, lecz mimo swego geniuszu, bezowocnie i bezskutecznie; faktem jednak było, że Teddy milcząc nie ułatwiał lekarce zadania.
Gdy przesuwali swoje tace po ladzie, Teddy nałożył sobie kilka gofrów, z masełkiem, syropem klonowym i… Kilkoma chrupiącymi plasterkami boczku, a także mandarynką i bananem. Nie ingerował w posiłek pacjentki, dopóki nie zajęli miejsca przy jednym z tych oddalonych stołów, na które nikt poza nimi nie zwracał uwagi.
Tam na jednym z gofrów wyrysował uśmiech sosem czekoladowym, a potem - nie pytając o pozwolenie - przełożył swoje dzieło sztućcami na jej talerz.
I posłał jej ten uśmiech niewiniątka, wzruszając jednocześnie ramionami, jakby szedł w zaparte… Że zupełnie nie wie, skąd ten NIE Z PROSZKU, IDEALNY GOFEREK znalazł się poza jego tacą.
A potem złapał widelec i nóż pewniej w dłonie, by ukroić sobie pierwszy kawałek.
Dokładnie o to chodziło. A Harper zaraz się przekona, w jak wielkim błędzie była.
Na to liczył.

Harper Kharre-Roth
New Orleans Pet Care Center
harper
30 lat/a 166 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Prychnęła tylko z nonszalancją na to jego przewracanie oczami. I idąc jego tropem komunikacji, za chwilę machnęła ręką, dając tym samym do zrozumienia, że takie czułe określenia to on powinien doceniać, a nie robić miny. Do tego chyba mógł zacząć podejrzewać, że jego delikatny wyraz dezaprobaty, wcale jej nie zniechęci do misiaczka.
- O! Pantomima! - klasnęła w dłonie z rozbawieniem. Trochę się droczyła, ale tak naprawdę lubiła ten nienachalny sposób porozumienia między nimi. Owszem, bywało tak, że wolałaby coś od niego usłyszeć, nie tylko obserwować, ale wymagać nie miała prawa. Rzuciła z rozbawieniem kilka haseł nóż, sztylet, serce, kontynuując swoją zabawę, ale kiedy on zaczął się śmiać, ona przestała i zaraz uniosła brwi w oczekiwaniu.
- Zraniłam Cię? - zapytała siląc się na powagę. - Ach, mój drogi towarzyszu niedoli, jesteś taki naiwny. - rzekła, nadając swoim słowom nieco patetyczny wydźwięk, ale kącik jej ust drgnął ku górze i tyle było z zachowania powagi sytuacji.
Harper nie planowała iść na gofry. Chciała okrążyć jeszcze kilka razy korytarz, aż na stołówce trochę się przerzedzi i dopiero wtedy wybrać się na śniadanie. Presja tłumu zmieniła jednak jej plany i ostatecznie przeszła przez drzwi stołówki. Jej ramiona spięły się odruchowo, bo to miejsce bardziej kojarzyło się kobiecie z kakofonią nieprzyjemnych dźwięków, niż z jedzeniem.
A jednak, patrząc obiektywnie, nie było wcale źle. Do pomieszczenia weszli pierwsi, wybierali smakołyki z pełnych pojemników. Harper nawet nie wiedziała, że o tej porze śniadanie może być tak różnorodne. Nikt jeszcze nie mlaskał nad jej uchem, bo przecież wszyscy stali w kolejce za nią. Musiała wziąć pod rozwagę, czy nie lepiej przychodzić na posiłek wcześniej. Tak jak teraz.
Nałożyła na swoją tacę jabłko i jogurt. Myślała o gofrach, jednak tylko po to, żeby oddać je Teddyemu, skoro je lubił, ale patrząc na jego zestaw śniadaniowy, stwierdziła, że sam już o siebie zadbał. Postanowiła więc nie zabierać przysmaku pozostałym pacjentom. Kiedy tylko zajęli stolik, wyciągnęła z kieszeni stopery i wcisnęła je do uszu, odgradzając się chociaż częściowo, od tych wszystkich męczących odgłosów jedzenia.
- Nie muszę Cię słyszeć, bo i tak ze mną nie gadasz, więc się nie obrazisz. - wyjaśniła, chociaż mówiła cicho, jakby bardziej do siebie niż do kogoś innego, a wzrokiem błądziła po sali. Jej spojrzenie wróciło do Teda w momencie kiedy przekładał gofra na jej talerz. Ten gest ją zaskoczył. Rozczulił. Był tak miły, że zaraz poczuła napływające do gardła wzruszenie, które udało się przełknąć dopiero kiedy on zaczął jeść.
- To jest chyba najmilsza rzecz jaką ktoś dla mnie zrobił od dawna. Dziękuję.- powiedziała wyraźnie i zdecydowanie. Miała tendencję do egzaltacji, ale mówiła szczerze. Rozbierając ten gest na czynniki pierwsze, dodała mu wartości przez fakt ile poświęcenia kosztowało zdobycie tych gofrów. W końcu się uśmiechnęła. Wzięła wesoły placek w rękę i odgryzła kawałek. Smakował jak karton. Ale dla Harper, wszystko tak smakowało. - Dobry. - zapewniła. - Może nawet nie z proszku. - ale pewnie jednak z proszku, no, nieistotne. Skoro Ted był dla niej tak miły, to nie zamierzała wybrzydzać.
- Wiesz co, powinniśmy się nauczyć języka migowego. Jeśli nigdy nie przemówisz, to mogłoby Ci się przydać. Na przykład do załatwiania spraw urzędowych. Kiedyś.- powiedziała i wzięła łyk wody, żeby trochę ten karton popchnąć. Na jej twarzy na próżno było szukać grymasu niezadowolenia z posiłku. Jeść coś i tak trzeba.

Teddy Prescott
Wyznaczyłem sobie rolę świadka w procesie przeciwko człowiekowi.
tadzik
25 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
Przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi.
Nawet gdyby wierzył w teorię o wielu wymiarach, nie był w stanie jednocześnie uwierzyć iż istnieje - w alternatywnym wszechświecie - jakiś Teddy, który docenia słodkie ksywki i zdrobnienia. Wydawało mu się to kompletnie nieuzasadnione, bo wykrywał sam w sobie dokładne 0% misiaczka. Ani grama misiowatości w tej jego smukłej budowie, brody też nie miał, ani nie oferował komukolwiek ciepłych i bezpiecznych przytulasków które odganiają ciemne chmury. Nie wypowiadał się do nikogo słodko czy chociaż wspierająco (wykluczając internetowe relacje w których bywał bardziej otwarty), generalnie stronił od kontaktu z kimkolwiek. Gdzie tu więc miś?
Bez czynnika osobowościowego, Teddy Bear pozostawało jedynie lingwistycznym zestawieniem i żartem z nazwy pewnego produktu, który rozhulał sprzedaż miękkich zabawek dla dzieci. Nie identyfikował się z misiaczkiem ani trochę, i miał wywracać oczami na te słowa za każdym razem, jak je usłyszy.
Pokiwał głową, ale z gniewnym spojrzeniem, marszcząc brwi. Tak, zraniła go, ale naiwny nie był, bo wierzył w Marge rozbijającą jajka do wielkiej miski z mąką i starannie odliczane kropelki ekstraktu waniliowego całym swoim miękkim sercem. A przynajmniej tymi resztkami, które mujeszcze pozostały.
Te właśnie resztki wykorzystywał, by nakarmić Harp gofrem. Zatyczki zupełnie mu nie przeszkadzały - i nie dlatego, że do niej nie mówił. Dlatego, że każde z nich, każdego dnia, musiało w tym przytułku robić różne rzeczy aby przetrwać. Hipokryzją byłoby krytykowanie jakiejkolwiek z tych metod, zwłaszcza, że ta była zupełnie nieinwazyjna.
Po chwili jednak gwałtownie, filmowo wręcz zaprzestał pracy sztućcami na talerzu; powoli obrócił głowę w jej stronę i zmierzył uwaznym spojrzeniem pełnym powątpiewania.
Najmilsza? Serio? Chryste, dziewczyno. Skądś ty się urwała? Gdzie są takie choinki?
Ale czekał, spokojnie czekał w tym zawieszeniu aż dziewczyna weźmie kęs do ust. Wówczas, słysząc jej werdykt, złożył palce w pięść , a następnie uniósł rękę i opuścił, w geście zwycięskiego tak.
Za dogryzkę o proszku powinien sprzedać jej kuksańca, ale nie był dobry w gesty, które zawierały dotyk, zatem się powstrzymał.
Zaś na jej propozycję prędko pokręcił przecząco głową, wracając do krojenia gofra i kierowania kęsów do ust. To śniadanie wynagradzało mu bóle wczesnej pobudki, ale rozmowa zaczynała robić się trudna.
W końcu mógł mówić, gdyby chciał, ale ona o tym nie wiedziała.
Mógł, ale nie chciał.
Język migowy czy nie, Teddy nie zamierzał komunikować się ze światem inaczej, niż dotychczas.
Nigdy nie będę miał spraw urzędowych, bo nigdy stąd nie wyjdę.

Harper Kharre-Roth
New Orleans Pet Care Center
harper
30 lat/a 166 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Które dziecko nie przytulało kiedyś misia? O ironio, misia tworzonego na podobieństwo wysoce niebezpiecznego niedźwiedzia. Zwierzęcia, mającego tak silne szczęki, że jeśli kogoś w nie złapie, to nie ma odwrotu, chyba, że w tych szczekach zostanie noga, albo ręka pechowca. Na szczęście niedźwiedzie unikają ludzi i nie traktują ich jako pożywienie, atakują tylko jeśli poczują się zagrożone. Unikają ludzi, a my przez lata swojej młodości przytulamy do snu ich pluszowe wersje. Kto to w ogóle wymyślił? Nie lepiej w roli przytulanki sprawdziłby się pies? Mały szczeniaczek?
Oczywiście Harper nie myślała o Teddym jak o niedźwiedziu, ani nawet jak o małym ciekawskim niedźwiadku. Bardziej podobało jej się to sympatyczne skojarzenie z pluszowym misiem.
Zauważyła jego wątpiące spojrzenie i była przekonana, że słusznie je interpretuje. Ale to naprawdę była najmilsza rzecz. Łowiła w głowie inne przyjemne momenty, które mogły się wydarzyć od początku pobytu tutaj i cóż, może po prostu była tu za krótko. Czuła się w tym miejscu dość przedmiotowo. Jak kupka gliny, z której na nowo trzeba ulepić człowieka. Pewnie, że ludzie byli dla niej mili, dlaczego mieliby nie być, skoro ona jest? Ale nie robili dla niej niczego, co miałoby kosztować jakiekolwiek wyrzeczenia. Mógł niedowierzać, śmiać się, czy kpić, a ona tego uśmiechniętego gofra już schowała do tej szufladki w swojej głowie, którą należało otworzyć w przypadku przypływu zwątpienia.
-Nie rozumiem.- skłamała, wzruszając przy tym ramionami. Mówiła teraz ciszej niż standardowo, żeby uniknąć sytuacji, w której mówi za głośno, bo sama siebie nie słyszy. Urok stoperów.
Za to kręcenia głową nie można było nie zrozumieć. Nawet na niby.
Tak jak Harper rozumiała gesty, tak często nie rozumiała motywów Teddyego. Zakładała, że w jego traumie gdzieś tam zablokowała się zdolność mówienia. Współczuła mu, chociaż do perfekcji opanował komunikację gestami. Widziała to tak, że chciał się komunikować, bo przecież nie uciekał, kiedy ona się zjawiała, a szybko musiał zauważyć, że kobieta lubi inicjować kontakt werbalny.
Dobra, czasem nie miał gdzie uciekać i na początku często mroził ją wzrokiem, kiedy się do niego zbliżała, ale wtedy też udawała, że nie rozumie. Był i dalej jest, dla niej bezpiecznym i wygodnym towarzystwem. Chociaż może, jak ten niedźwiedź, wcale nie był taki bezpieczny. Może rzeczywiście plotki o nim są prawdziwe i jego morderstwa są prawdziwe. Może udaje niepoczytalnego, żeby nie skończyć w zwyczajnym więzieniu, a ona naiwnie wierzy w dobre serca. Nabrała głęboko powietrza i przez moment zatrzymała je w płucach, nieco przytłoczona swoim tokiem myślenia. Nie chciała go podejrzewać o nic takiego. Nie bezpodstawnie.
- Zostajemy więc przy pantomimie. W porządku. - uśmiechnęła się przyjaźnie i szczerze, po czym sięgnęła po swoje jabłko.
-Lubisz jabłka?- zapytała, wyciągając do niego rękę z owocem. Ona lubiła, ale zapchała się gofrem i na jabłuszko nie starczyło już miejsca.

Teddy Prescott
Wyznaczyłem sobie rolę świadka w procesie przeciwko człowiekowi.
tadzik
25 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
Przejdzie. Wszystko przechodzi. Nie ma gorszego snu jak życie i też przechodzi.
Sporadycznie organizowane warsztaty garncarskie akurat były jego ulubionymi. Z bloczkiem gliny czuł się jak stwórca, który może wszystko zaprojektować lepiej, niż to już zostało zrobione. Czuł zwartą masę pod palcami, którą urabiał stanowczymi acz zorganizowanymi i zamierzonymi ruchami, a potem z użyciem małych narzędzi rzeźbił piękne miniaturowe dzieła. Zanim się orientował, minęły trzy godziny i personel kazał odstawić koślawe kubki, talerze i nieprzypominające nic konkretnego kształty, umyć ręce i udać się na stołówkę w związku z porą obiadową. Chciałby myśleć, że każdy pacjent oddziału miał potencjał do tego, by przejść takie modelowanie - z koniecznym elementem nacisku - i wyjść przez drzwi frontowe jako lepsza wersja, edycja 2.0, ze wszystkimi potrzebnymi aktualizacjami.
Ale nie on.
Dla niego to samo było poza zasięgiem, tak samo jak zwykła przyjaźń - na żywo, w 4D czy ileś tam, taka namacalna. Z Harper wspinał się na wyżyny swoich umiejętności interpersonalnych, jedynie tolerując ją obok, nie posyłając spojrzeń z laserami w jej strony i - jak dzisiaj - podarowując uśmiechniętego pankejka.
Nic więcej nie był w stanie z siebie wykrzesać, nawet wyjaśnienia (na które pewnie zasługiwał każdy współpacjent), dlaczego wolał komunikować się w ten sposób - czy w zasadzie nie komunikować wcale. Bo nie miał urazu mózgu, który zapobiegał wypowiadaniu słów, ani innej niepełnosprawności która by go usprawiedliwiała. On mógł mówić, ale lata temu zdecydował, że bezpieczniejszy będzie w ciszy.
I w tej ciszy trwał, chroniąc się desperacko przed całym złem tego świata, mogąc jedynie skinąć głową na pytanie dziewczyny.
Lubił jabłka, bo niewiele się różniły od glinianych kul i sześcianów - można w nich było łatwo wyrzeźbić coś lepszego, i zamierzał jej to właśnie zademonstrować.
Korzystanie z tępego noża utrudniło jego pracę, ale w pełnym skupieniu, ignorując zamieszanie w stołówce, pracował nad jabłuszkowym łabędziem.
Gotowego podał dziewczynie, a na jego twarzy pierwszy raz zawitały ślady nieśmiałości. Bo to głupie, że umiał wycinać zwierzątka z owoców, bo to niemęskie i w zasadzie, pewnie wygłupił się niszcząc to jej jabłko dla sztuki.
A przynajmniej tak zaczął widzieć sprawę w swojej spaczonej główce, bojąc się jej reakcji.

Harper Kharre-Roth
New Orleans Pet Care Center
harper
30 lat/a 166 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
Obserwowała Teddy'ego w skupieniu. Siedziała oparta wygodnie, w miarę możliwości, na stołówkowym krześle i nie odrywała wzroku od pracy jego dłoni. Liczyła po prostu na to, że zje to jabłko. Nie spodziewała się niczego więcej. Uśmiechała się powoli, kiedy jego łabędź zaczynał nabierać kształtów i mogła już przewidzieć koniec jego pracy. W końcu, kiedy ptak był gotowy, pochyliła się do przodu, podpierając dłonią brodę i wpatrzyła się w Teddy'ego, mrużąc nieco oczy, jakby próbowała odgadnąć jego myśli.
- Zaskakujesz mnie dzisiaj na każdym kroku, co z Tobą? - nie spodziewała się odpowiedzi, a mimo to zadała pytanie, unosząc przy tym brew. - To te gofry? Słuchaj, może dosypują do nich LSD. Albo haszysz? - rzuciła nonszalancko i wzięła łabędzia do ręki, żeby obejrzeć go z każdej strony. Kiedy zakończyła już swoje oględziny, znowu uśmiechnęła się do Teda. - Masz zwinne ręce i artystyczną duszę. To wspaniałe. - zauważyła z uznaniem. Zdarzało jej się rzucać pochopne osądy, ale tylko pozytywne. To dlatego, że ciągle miała sporą wiarę w ludzi. Tylko kto teraz zje to jabłko? Nie była przekonana czy on to planował. Ona nie, chociaż czuła niemały dyskomfort nie dojadając swojej porcji. Tak, zdecydowanie on powinien dojeść owoc. W końcu nakarmił ją gofrem, przez co w jej żołądku nie było już miejsca na nic więcej. Nie mogła też zabrać jabłka do pokoju, bo niestety, ten materiał nie był zbyt trwały. Zaraz zlecą się do niego muchy, bo chociaż żeby motyle.. ale na motyle nie było co liczyć, bo są zbyt płochliwe. Nie to co te natrętne muchy. Nie mogła zjeść i nie mogła zabrać. W jej głowie pojawił się dylemat, który rozciągnął się do czasów kiedy przebywała w strefie wojny, a nawet dalej. Przypomniała sobie panią w przedszkolu, która nagradzała dzieci cukierkiem za zjedzony posiłek. Mamę, która nie pozwalała odejść ze stołu, póki wszystko nie zniknie z talerza, ale cukierków nie dawała. W końcu miała przed oczami obraz dzieci, ich matek i ojców, którzy w swoim głodzie zjadali wszystko do ostatniego okruszka. A ona tu siedzi i kręci nosem na soczyste jabłko. Co jak co, jej relacja z jedzeniem nie była zdrowa, ale to był chyba jeden z jej najmniejszych problemów psychicznych.
- Wiesz, że w pestkach jabłek są śladowe ilości cyjanku? Tylko trzeba je rozgryźć i zjeść ich około szklankę, żeby coś się wydarzyło. Właściwie cyjanek jest uwalniany z amigdaliny, która jest w pestkach, a amigdaliną, swego czasu, próbowano walczyć z rakiem. Ludzie dobrowolnie pozwalali to sobie podawać dożylnie. Najpierw musieli to sprowadzić z krajów, gdzie była dostępna, bo nie wszędzie była. Nie wiem jak teraz. Nadzieja umiera ostatnia, prawda? - powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Harper też kurczowo trzymałaby się życia. Nawet mimo tego, że swego czasu stanęła nad przepaścią śmierci i z ochotą skoczyła w jej objęcia. Niezmiennie utrzymywała, ze był to wypadek, ale chyba nikt jej nie wierzył, łącznie z nią samą.
- Zabieram go. Znajdę Cię przy kolacji. - uprzedziła z całą swoją sympatią, co najmniej jakby planowała spotkanie w barze z karaoke, po czym wstała, zabrała swoją tacę i jabłkowego łabędzia, i ulotniła się, po drodze rzucając jeszcze słowa pożegnania do niektórych osób, w tym do kucharki Marge, na którą nie mogła patrzeć inaczej niż ze swego rodzaju podejrzliwością.
koniec
Teddy Prescott
ODPOWIEDZ

Wróć do „River Oak Hospital”