004.
Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po tym wyjeździe.
Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po Peony.
Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po sobie samym, kiedy emocje wezmą górę, ponownie padną słowa, które kogoś dotkną, a miejsce nie będzie sprzyjało temu, by zamknąć się w swoich, niewielkich czterech ścianach prywatnej sypialni.
Nie wiedział, co myśleć, co czuć, co dokładnie oznaczała trwająca kilka dni cisza, przerwana propozycją wyjazdu.
Wiedział za to, że starał się trzymać nerwy na wodzy, na tyle, na ile się dało. Pohamować - ponownie, w miarę możliwości - ewentualne złośliwe komentarze, będące odparciem ataku, czy też czegoś, co w jego odbiorze właśnie nim było.
Zbliżając się do celu, słoneczna Floryda przywitała ich pierwszymi promieniami słońca. Zapowiadało się nieźle, więc tego - i takich myśli - należało się trzymać. Przekierował spojrzenie na kąt profilu żony, ale nie odezwał się, nie wiedząc, czy niespełna czterogodzinna podróż samochodem (wygodnym i komfortowym, ale jednak trochę to trwało i wyruszyli o świcie) sprawiła, że ta zasnęła. Pozostał kwadrans, może mniej, skoro prowadził on, nic więc dziwnego, że w kilku miejscach trasy prędkość przekraczała tą dozwoloną.
– Peony? – zagaił miękko, kiedy nawigacja pokazała mu, że dojechali na miejsce, czyli w okolice Topsail Hill Preserve State Park. Blackwood przed laty kilkukrotnie wspominał, że chciałby się tam udać; nie był to co prawda żaden luksusowy kurort ani pięciogwiazdkowy hotel z imponującym widokiem na panoramę miasta, bo takie z reguły odwiedzali, aczkolwiek niewielkie, drewniane domki z ogrzewanym jacuzzi na ogrodzonym tarasie i tak wyglądały imponująco.
Potrzebował ciszy, a otaczająca natura: las, plaże z białym piaskiem, jeziora wydmowe - to, oraz wiele innych, dawało naprawdę spory potencjał do tego, by dobrze spędzić najbliższe kilka dni.
– Jesteśmy – poinformował, rozpinając pas i lekko przeciągając się. Lubił prowadzić, aczkolwiek wstanie w okolicach piątej nad ranem nie było sprzymierzeńcem komfortowej jazdy, ani oczu odczuwających zmęczenie. Na ratunek przychodziły okulary przeciwsłoneczne, których Eames miał chyba z dziesięć par (i często je zmieniał, bo okulary należały do rzeczy, jakie zaskakująco często gdzieś zostawiał i gubił).
– Przypomnisz mi, który mamy domek? – zapytał, starając się wyłapać spojrzenie żony a w następstwie wyszedł, kierując się wolnym krokiem w stronę bagażnika, aby wyciągnąć ich rzeczy. Później zapozna się z ofertą, wszak widział, że planowane są między innymi jakieś koncerty na żywo, ogniska i zajęcia sportowe.
Peony Sinclair