m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
004.

Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po tym wyjeździe.
Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po Peony.
Nie wiedział, czego mógł się spodziewać po sobie samym, kiedy emocje wezmą górę, ponownie padną słowa, które kogoś dotkną, a miejsce nie będzie sprzyjało temu, by zamknąć się w swoich, niewielkich czterech ścianach prywatnej sypialni.
Nie wiedział, co myśleć, co czuć, co dokładnie oznaczała trwająca kilka dni cisza, przerwana propozycją wyjazdu.
Wiedział za to, że starał się trzymać nerwy na wodzy, na tyle, na ile się dało. Pohamować - ponownie, w miarę możliwości - ewentualne złośliwe komentarze, będące odparciem ataku, czy też czegoś, co w jego odbiorze właśnie nim było.
Zbliżając się do celu, słoneczna Floryda przywitała ich pierwszymi promieniami słońca. Zapowiadało się nieźle, więc tego - i takich myśli - należało się trzymać. Przekierował spojrzenie na kąt profilu żony, ale nie odezwał się, nie wiedząc, czy niespełna czterogodzinna podróż samochodem (wygodnym i komfortowym, ale jednak trochę to trwało i wyruszyli o świcie) sprawiła, że ta zasnęła. Pozostał kwadrans, może mniej, skoro prowadził on, nic więc dziwnego, że w kilku miejscach trasy prędkość przekraczała tą dozwoloną.
Peony? – zagaił miękko, kiedy nawigacja pokazała mu, że dojechali na miejsce, czyli w okolice Topsail Hill Preserve State Park. Blackwood przed laty kilkukrotnie wspominał, że chciałby się tam udać; nie był to co prawda żaden luksusowy kurort ani pięciogwiazdkowy hotel z imponującym widokiem na panoramę miasta, bo takie z reguły odwiedzali, aczkolwiek niewielkie, drewniane domki z ogrzewanym jacuzzi na ogrodzonym tarasie i tak wyglądały imponująco.
Potrzebował ciszy, a otaczająca natura: las, plaże z białym piaskiem, jeziora wydmowe - to, oraz wiele innych, dawało naprawdę spory potencjał do tego, by dobrze spędzić najbliższe kilka dni.
Jesteśmy – poinformował, rozpinając pas i lekko przeciągając się. Lubił prowadzić, aczkolwiek wstanie w okolicach piątej nad ranem nie było sprzymierzeńcem komfortowej jazdy, ani oczu odczuwających zmęczenie. Na ratunek przychodziły okulary przeciwsłoneczne, których Eames miał chyba z dziesięć par (i często je zmieniał, bo okulary należały do rzeczy, jakie zaskakująco często gdzieś zostawiał i gubił).
Przypomnisz mi, który mamy domek? – zapytał, starając się wyłapać spojrzenie żony a w następstwie wyszedł, kierując się wolnym krokiem w stronę bagażnika, aby wyciągnąć ich rzeczy. Później zapozna się z ofertą, wszak widział, że planowane są między innymi jakieś koncerty na żywo, ogniska i zajęcia sportowe.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Milcząca i nieobecna chodziła kilka długich dni. Nie potrafiła Eamesowi wybaczyć braku taktu i delikatności, jakim wykazał się wracając ze Szwajcarii. Nie była pewna w którym miejscu wszystko spieprzyło się aż tak i w myślach analizowała chronologię wspomnień niczym kliszę jednego z wielu aparatów męża. Obrazek po obrazku, klatka po klatce, szukając szczegółu, jakiegokolwiek elementu który odpowiedziałby na jej pytania.
Dopiero rozmowa z bliską koleżanką wytrąciła Peony z tego depresyjnego letargu i podsunęła pomysł na to, jak ruszyć naprzód w sytuacji która zdawała się od dawna przegrana. Wpadli w pułapkę, w kółeczko wzajemnych żali, pretensji i uwag. Może nie wyrzucali sobie złośliwostek jak dzieciarnia w szkole średniej, ale atmosfera stała się zbyt ciężka i zbyt czarna. Rozwiązaniem miał być powrót do rzeczy które niegdyś robili razem i które niegdyś sprawiały, że się do siebie zbliżali. Rada koleżanki zdawała się banalna i głupia w obliczu skomplikowanych, zawiłych dylematów małżeńskich, lecz może w tej prostocie jest metoda? Zarówno obowiązki jak i kolejne kłótnie sprawiały, że w małżeństwie Peony i Eamesa zabrakło miejsca na to, co kiedyś ich związek tworzyło.
Sinclair postanowiła więc zaryzykować i wrzucić ich dwójkę w sytuację, która niejako wymuszała przypomnienie sobie lepszych czasów. Lub, smutniej - zweryfikowanie, czy lepsze czasy były jeszcze dla nich osiągalne. Wszak weekend blisko siebie mógł okazać się zupełną katastrofą.
Rozmyślała o tym w samochodzie, wyglądając przez okno. Doceniała to, że mąż prowadził. Mimo, że lubił to robić - wciąż był to jakiś wysiłek który włożył w ich wspólny czas, by ona nie musiała. Zdarzyło jej się na pewno przysnąć, gdy ruchome obrazy skutecznie odwracały uwagę od ściskającego żołądek lęku: czy wspólny weekend da im nadzieję na odzyskanie szczęścia, czy pozwoli pozbyć się złudzeń, że mieli na to jakiekolwiek szanse.
Wyrwana z pogranicza snu i rozważań głosem męża, wyprostowała się, walcząc z ciężarem powiek. Zdecydowanie wolałaby teraz wysiąść pod luksusowym hotelem z widokiem na panoramę pięknego europejskiego miasta, jednak nie zapomniała o tym, że mąż miał ochotę na wyjazd innej kategorii. I z myślą o nim zarezerwowała poprosiła asystentkę by zarezerwowała to miejsce, a wydrukowana na błyszczącym papierze broszurka informowała o długiej liście aktywności z których mogli skorzystać.
Jedenasty — odparła, podchodząc do bagażnika by złapać swoją walizkę. To nie zmieniło się odkąd się poznali. Peony nie chciała, by ktokolwiek w relacjach prywatnych nosił jej rzeczy lub otwierał przed nią drzwi. W służbowych zaś było to mile widziane w pewnych określonych sytuacjach i kontekstach - jako sygnał szacunku. Nie miała także problemu przyjmowania tego rodzaju pomocy ze strony personelu różnych lokali czy hoteli, ponieważ były elementem opłaconego pobytu. Teraz, jak zawsze w minionych latach, ciągnęła swoją własną walizkę w stronę drewnianego domku.
Od czego zaczniemy? — spytała, sięgając do schowka na klucze zamontowanego obok drzwi. Ustawiła podany przy rezerwacji kod, a gdy kluczyk wypadł, otworzyła nim drzwi wejściowe. — Lunch w restauracji na plaży? Szampan w jaccuzzi na tarasie? Albo… — odstawiwszy bagaż, rozejrzała się, a jej wzrok utkwił w bardzo zachęcającym, wielkim łóżku. Po chwili przeniosła spojrzenie na Blackwooda, a dłońmi sięgnęła do jego okularów przeciwsłonecznych, które uniosła na czubek męskiej głowy. Wewnątrz nie były potrzebne. — Drzemka? — starała się zacząć ten urlop dobrze, z czym wiązał się delikatny uśmiech i spokojny ton, jak gdyby problemy minionego tygodnia zostawili w Nowym Orleanie. — W nocy może pójdziemy na spacer? Dawno nie widziałam gwiazd w miejscu bez miliona sztucznych świateł…

Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
W przeciwieństwie do żony, Eames potrafił - mniej więcej - określić moment, w którym coś uległo zmianie. W ich związku, z nim, przez to, iż wydawało mu się (i, tak, określenie: wydawało mu się, było tu kluczowe), że zmieniła się Peony. Ocena sytuacji bywała bardzo zakrzywiona, kiedy kierowaliśmy się emocjami i wyłączając racjonalne myślenie, skupialiśmy się na samych czarnych chmurach, pojawiających się gdzieś na horyzoncie. Szkoda, że zamiast je odpychać, te zdawały się zbliżać wraz z kolejnymi obawami, zapowiadając kolejny, szary dzień.
Wiedział, że potrzebuje więcej opanowania, spokoju, oderwania się - by móc świeżym spojrzeniem rozejrzeć się dookoła i ocenić sytuację. Zwalczanie kryzysów i obracanie nawet negatywnych spraw tak, by ugrać dla firmy jak najwięcej plusów, przychodziło mu w pracy łatwo, a efekty były zauważalne, toteż żałował, że w tym aspekcie życia - tak istotnym - gdzieś ów łatwość i spokój zgubił. I kiedy uznał, że zamierza nad tym popracować: dać Peony więcej swobody (choć nigdy subiektywnie nie uważał, że daje jej kobiecie za mało i ją jakkolwiek ogranicza), powiedzieć, że już wcale nie jest zazdrosny, bo przecież twierdziła, że nie musi - też nie wszystko poszło po jego myśli, wszak wcześniejsza atmosfera kłótni nie sprzyjała takim wyznaniom.
Musiał popracować nad sobą inaczej. Nie był jeszcze pewien j a k, aczkolwiek bycie z dala od zgiełku, szumu miasta, szybkiego tempa życia, zdawało się być dobrym początkiem kolejnej próby.
Jedenasty – powtórzył i rozejrzał się, wreszcie sięgając spojrzeniem domku numer dziewięć, toteż założył, że ich mógł być tym bardziej oddalonym w stronę zalesionej części. Blackwood, mimo iż wychowany w luksusie, nigdy nie upierał się, że musi właśnie tego zaznawać wszędzie. I jak w domu lubił komfort, wygodę i ogólny, wysoki standard apartamentu, tak nie miałby najmniejszego problemu z wyjechaniem na spontaniczną wyprawę bez zarezerwowanego pokoju hotelowego, aby w ostateczności przespać noc na polu namiotowym, albo w wynajętym camperze.
Ładnie – pochwalił, kiedy dotarli do wnętrza domku, a spojrzenie ciemnowłosego lawirowało między sypialnianym łóżkiem, wyjściem na taras, a sporą wanną, stojącą przy przeszklonej ścianie.
Jesteś zmęczona? – zapytał, opuszczając głowę, aby oprzeć wzrok na kobiecych tęczówkach, gdy bezpośrednią barierą przestały być jego ciemne okulary. – Krótka drzemka brzmi dobrze – powiedział rzeczowo – później możemy pójść na lunch, po nim poszukać sklepu i z szampanem sprawdzić jacuzzi – zaproponował, spinając zasugerowane przez żonę aktywności, dołączając jeszcze sklep. W domku mieli niewielką kuchnię, gdzie mogli przygotować coś - gdyby mieli na to ochotę. Ciemnowłosy co prawda nie gotował często ani jakoś wybitnie; w domu nikt nie zaszczepił w nim pasji do gotowania, bo posiłki były przygotowane przez zatrudnione osoby. W czasie studiów i później, często stołował się w restauracjach lub zamawiając coś z dowozem.
Dziś w nocy chyba miało być rozpalane ognisko na plaży – wspomniał, przypominając sobie jedną z atrakcji. – Możemy sprawdzić przed, albo po spacerze – dodał, posyłając Peony pytające spojrzenie, przerwane dopiero po dostrzeżeniu niewielkiej kartki znajdującej się w tle, gdzieś na wysokości kobiecego ramienia.
Jesteś przygotowana na weekend bez zasięgu i internetu? – Ruchem głowy wskazał informację o tym, że zasięg można odnaleźć poza terenem ośrodka, w jakim się znajdowali, a domki nie były wyposażone w wifi.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Była zmęczona. Nie trasą, nie pracą, a atmosferą ciągłego niezrozumienia i chodzenia na paluszkach. Na dobre nie rozgościli się w nowym miejscu, a Peony już cisnął się na język automatyczny komentarz o zmęczeniu stanem ich związku, ciągłą dezaprobatą i / lub niedostępnością męża i tak dalej. Powstrzymała się jednak, wspominając obietnicę którą złożyła sama sobie - o danie weekendowi szansy. Nie miała sabotować atmosfery już od pierwszych kilku chwil tylko we dwójkę. Musiała być ponad to.
Minęło dużo czasu, odkąd… Wyprowadziłeś się z sypialni — odpowiedziała zatem, siląc na jak najbardziej neutralny dobór słów, co nie było wcale proste. Tę samą myśl chciała ubrać i przekazać zupełnie inaczej, jednak to skutkowałoby kłótnią, a jak mieli się kłócić to równie dobrze mogli wcale nie przyjeżdżać. — Chyba — zaczęła, czując się nieco niezręcznie, bo już kawał czasu temu straciła komfort mówienia przy mężu o emocjach, zwłaszcza tych dobrych, pokazujących wrażliwość i słabość — brakuje mi zasypiania z tobą i chciałam wykorzystać okazję.
Kiedyś nie było nic dziwnego w powiedzeniu, że chciała po prostu przytulić się do męża. Kiedyś to było nawet wskazane. Kiedyś nie musiała nawet prosić. Teraz… Jechali tyle godzin do innego stanu, żeby jedno łóżko w wynajętym domku niemal wymusiło bliskość, jaką między sobą zatracili.
Miała komentować ognisko, przywołując sytuację z okresu studiów podczas której straciła nad gazowym palnikiem brwi i rzęsy - od którego to momentu z ogniem była bardzo niezaprzyjaźniona, lecz wiodąc za gestem męża odwróciła się by odczytać kartkę z informacją dla gości.
Harper dostała dokładne wytyczne — odparła wymijająco. — Wszystko powinno być pod kontrolą do mojego powrotu.
Co z tego, że Eames nie o to pytał. Co miała powiedzieć? Że tak, martwiła się, jak wytrzymają ze sobą bez rozpraszaczy? Że stresowała się tym jak spędzą 48 godzin nie mogąc uciec pod wymówką zobowiązań służbowych? Że była aż tak niepewna, jak przeżyć w jednym pomieszczeniu z własnym mężem?
Zbyt często miała wrażenie, że Eames nie mógł na nią patrzeć. Ciężar wszystkich tych obaw niemal sprawiał, że zaczynała się garbić. Dlatego opowiadanie o kompetencji jej asystentki było prostsze, niż opowiadanie o jej własnym strachu.
Jakby dla pewności zerknęła na wyświetlacz telefonu, który wskazywał dokładne zero kresek zasięgu i niedbale odłożyła smartfon na drewnianą komodę. Kucnęła przy swojej walizce, by rozpiąć ją i wyjąć swój mały pokrowiec z przyrządami medycznymi. — A ty? Jesteś przygotowany na 48 godzin bycia ze mną? — odwróciła pytanie, bez oporów wskazując jednak na to, co miało być największym problemem - nie niedobór zasięgu, a nadmiar Peony Sinclair. Mówiąc, wyciągała manualny glukometr starej daty.
O jednym bowiem nie mogła zapomnieć nigdy - stałym mierzeniu poziomu glukozy. W CYWILIZACJI sprawę ułatwiał sensor wszczepiony w ramię, ale teraz nie nadawał się do niczego. Telefon znajdujący się poza siecią nie był w stanie pobrać danych, toteż Peony czekały dwa dni częstego nakłuwania palca.
Rozmasowując ukłuty opuszek, Peony poczekała na wynik na małym, zielonkawym wyświetlaczu. Kolejne utrudnienie - smartfon bez dostępu do internetu nie liczył dawek insuliny, które musiała przyjąć, na podstawie historycznych odczytów i pakietu danych. Całą matematykę umrę-nieumrę-umrę musiała poprowadzić w głowie.
W międzyczasie zsunęła z ramion lnianą koszulę, pozostając jedynie w białym topie i posłała mężowi proszące spojrzenie, wyciągając w jego stronę ramię z sensorem. Ktoś go musiał odczepić, a Peony mimo lat z urządzeniem, nie potrafiła opanować lęku związanego z tą czynnością.


Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Rozchylił usta, by odpowiedzieć, a potem je przymknął, równocześnie przecierając w jakimś bezwiednym, nerwowym geście kark.
W i e d z i a ł.
Wiedział, że nie tak powinno wyglądać małżeństwo. Ich małżeństwo tym bardziej, skoro dawniej dogadywali się - takie miał wrażenie - świetnie, dobrze wiedząc, że mogą powiedzieć sobie o wszystkim. Mogli, wszak zaufanie, jakim się darzyli pozwalało na bezwzględną szczerość, czego dowodem mogło być chociażby to, że Peony była jedną z nielicznych osób - o ile nie jedyną - która wiedziała o wydarzeniach z wakacji po pierwszym roku studiów Eamesa. Sinclair wiedziała o tym, jak wyglądała rodzina Blackwood od środka; że katolicka, droga i prywatna szkoła wcale nie była takim przywilejem, którego można było zazdrościć, a miejscem, gdzie królowały pieniądze, znajomości (w zasadzie nic nowego, świat niestety stał się właśnie takim miejscem) i niektórym uchodziło wszystko na sucho. Głoszone wartości były tylko dobrą reklamą, świetnym chwytem marketingowym podobnie jak oferowany prestiż. To żona znała kulisy jego powrotu do Nowego Orleanu, wiedziała, jak długo bił się z myślami w kontekście wyboru studiów. Miała świadomość, jak sporą presję czuł, a potem jak czuł się dobrze, kiedy te studia rzucił. I wiedziała również, że finalnie nie rzucił ich dlatego, że tam się nie odnajdywał; tu był zaskoczony, bo do czasu śmierci Emmy całość przebiegała bardzo dobrze. Prędzej sądził, że zacznie drugi kierunek, aniżeli pożegna się z obecnym.
Nie wiedziałem. – Był szczery. Przez jakiś czas bił się z myślami, czy nie wrócić do jej sypialni. Ich sypialni. Zatrzymał się jednak na tym, że być może Peony to odpowiada. Że ma więcej przestrzeni, której - też tak myślał - potrzenowała, nawet jeśli i tak częste kobiece wyjazdy służbowe sprawiały, że mieli dla siebie coraz mniej czasu, i coraz mniej siebie, kiedy ten czas był.
Możemy się zdrzemnąć – powtórzył to, co wcześniej ustalili – i zostać w łóżku tak długo, ile będziesz chciała. – Nie musieli się spieszyć. Nie było - wyjątkowo - żadnego harmonogramu, do którego musieli się dostosować, żadnej rozpiski godzinowej, obowiązków ani presji. Blackwood również chciał, by ten weekend - i nie tylko on - minął w dobrej atmosferze; nigdy nie był fanem konfliktów, napiętej atmosfery, choć bywało, że to on sam wybuchał najszybciej i takie sytuacje prowokował.
Na informację o asystentce skinął głową, tylko w ten sposób pokazując to, iż zarejestrował informację. Paradoksalnie na jej pytanie o to, czy z nią wytrzyma, Eames zareagował tak, jak - być może - nie powinien; pytanie było poważne, ciężkie, prawdopodobnie wymagało powagi, tymczasem on uśmiechnął się kącikowo i odszukał spojrzeniem oczu żony.
Będzie mi łatwiej, kiedy nie będziesz się do mnie odzywała, tak jak ostatnio – powiedział, lecz nim zdążyła coś rzucić w kontrze, uniósł dłonie w pokojowym geście. – Żartowałem, takiego scenariusza nie chcę – doprecyzował. Kiedy Peony zajęła się swoją rutyną, ciemnowłosy wrzucił z siebie bluzę i odwiesił na pobliskie oparcie krzesła, omiatając przelotnym spojrzeniem najbliższą okolicę.
Jasne – mruknął, dostrzegając kobiecy wzrok. Podszedł, najpierw subtelnie muskając palcami jej dłoń, przedramię, aż wreszcie zajmując się sensorem na ramieniu. – To już tyle lat, a nadal się boję, że będzie cię bolało – posłał w eter, kiedy udało mu się - bez trudu, bo miał wprawę - odpiąć ów przyrząd i odłożyć we wskazane przez żonę miejsce.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Myślała, że wiedział.
I k a r a ł.
Oboje myśleli za dużo, a mówili za mało tego, co naprawdę ważne. Bo przecież miejsce na złośliwości, przytyki i pretensje znajdowało się zawsze gdy gdzieś na czubku języka przycisnęła potrzeba.
Z perspektywy Peony sytuacja była jasna - i oczywiście założyła, że musi mieć rację, toteż nic na ten temat nie mówiła. Mąż opuścił główną sypialnię w wyniku awantury, a potem już nigdy do niej nie wrócił. Jak inaczej mogła to zinterpretować? Była przekonana, że za karę pozbawiał ją bliskości, że bardzo dobitnie pokazywał: zasłużyłaś sobie na to. Że każdej nocy kładąc się spać samotnie, do pustego łóżka, miała ponosić konsekwencje swojego zachowania, utrzymywania pozamałżeńskiej przyjaźni której nie tolerował mąż. Jakby krzyczał: wybrałaś i teraz zobaczysz, że wybrałaś ź l e.
Istniała także druga opcja, znacznie gorsza, do której Peony na razie nie była przekonana. Niesmak. Nie karał jej po awanturze, za to czuł wobec żony tak silną niechęć, że nie był w stanie zmusić się, by położyć na poduszce obok niej. Nie chciała na razie dopuszczać do siebie myśli, że mógł aż tak gorzko myśleć o kimś z kim miał spędzić resztę życia. Mając do wyboru te dwie możliwości, wolała być przez niego karana, niż wzbudzać w nim tak silne uczucia odrazy.
Słysząc propozycję męża, skinęła głową z nieznacznie widoczną ulgą, jednak jej twarz wkrótce ozdobił złośliwy, zaczepny uśmieszek, w odpowiedzi na ż a r t.
Nie chcesz? — podpytała, unosząc lekko brwi, gdy przesuwała zdecydowanie zdradzającym pułapkę spojrzeniem po całej sylwetce męża, kończąc na jego… Ustach. — Wiesz, są różne sposoby na to, żebym się nie odzywała. Może nie powinieneś wykluczać wszystkich — obojętnie i lekko wzruszyła ramionami, oblizując przy tym wargi, bo powoli wracała pewna swoboda, za którą tęskniła od dawna. Swoboda do przepychanek i prowokacji, które wcale nie kończyły się awanturą. Jeśli słownym prztyczkom towarzyszył dobry humor i bezpieczeństwo, stanowiły element zabawnego przeciągania liny, a nie ataku przed którym jedno lub drugie musiało się bronić.
Choć, jak już powiedziała, Eames mógł się bronić przed jej gadaniem zajmując usta żony czymś innym.
Na przykład kneblem z hotelowego ręcznika, jak będzie miał jej dosyć.
To urocze — zwróciła się do męża z pewnym rozczuleniem, zamiast powtórzyć, że boleć raczej nie mogło - a zatem staranie się o udany weekend szło Peony całkiem nieźle. — Dziękuję — sprawnym ruchem wykonała zastrzyk, a następnie odłożyła uporządkowany wewnątrz pokrowiec na szafkę nocną, by podczas weekendu się nie zawieruszył.
Zsunęła ze stóp buty, a potem wstała, by zdjąć także eleganckie lniane spodnie których nie chciała pognieść leżąc. Właściwie nie pamietała ostatniego razu, gdy rozbierała się dla męża, gdyż wszystkie ostatnie sytuacje jakiegokolwiek negliżu wynikały z jej szykowania się do pracy, spania lub eleganckiej kolacji. Momentami byli jak para wieloletnich współlokatorów, i każda myśl tej kategorii sprawiała Peony niemałą przykrość.
Teraz jednak wsunęła się pod cienką pościel, automatycznie zajmując lewą stronę łóżka, jakby ten podział w ich małżeństwie pozostał oczywisty mimo tak wielu zmian. Nawet gdy miała dla siebie całą szerokość materaca, nocą jej ciało odnajdywało drogę do lewej połowy, nawet we śnie.
Chodź do mnie — zachęciła układając się wstępnie, gdyż dopiero opierając policzek na męskim ramieniu mogła sobie przypomnieć prawdziwe znaczenie komfortu. — Więc… Zakupy — wróciła w zamyśleniu do jego planów. — Zakupy „kocham moją żonę, więc coś jej ugotuję” czy zakupy „żona mogłaby mi pokazać, że mnie kocha, i coś mi ugotować”? — podpytała wesoło, przymykając po chwili oczy. Zewnętrzną dłonią ulokowaną na klatce męża odczuwała jego spokojne oddechy, stopniowo relaksując. — Bo wiesz… Jak wzniecę pożar w drewnianym domku… — zgon? Trwałe kalectwo? Naaaaah — … Więcej nas tu nie zaproszą.
A to dopiero byłaby tragedia.

Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Wydawało mu się, że nie miał problemu z relacjami międzyludzkimi. Nigdy co prawda nie należał do sławnych dusz towarzystwa, nie był też żywą definicją ekstrawertyka, ponieważ od dziecka wpajano mu przeróżne zasady i uczono, że lepiej powiedzieć mniej, niż powiedzieć za dużo. Bezpieczniej było mieć wąskie grono znajomych, bo jeśli było ich wielu, to istniało większe prawdopodobieństwo, że ktoś zdradzi nasze zaufanie, wyda sekrety, opowie innym (sprzeda prasie) co działo się za ścianami olbrzymiej posiadłości. Wiedział, że dużo było w tym racji, mądrych słów, które brzmiały sensownie i nie były tylko suchą, bezbarwną teorią, ale radą, jaką mógł kierować się w praktyce i kreowanej rzeczywistości. Były tego - wcześniej wspomniane - plusy, do minusów należało niestety to, że nie otwierał się przed innymi z łatwością. Zasiane przed laty ziarno obawy powoli kiełkowało, a za wodę i światło służyły przeróżne niepewności, na jakie natrafiał na przeróżnych etapach życia.
Wydawało mu się - mimo wszystko - że nie miał problemu z relacjami międzyludzkimi, bo potrafił słuchać, obserwował, wiedział, co powiedzieć, by ciężar z ramion drugiej osoby mógł spocząć na jego barkach. Przyszedł jednak moment, w którym zwątpił w ów umiejętność, bo skoro nie działała w tak ważnym aspekcie, jakim było małżeństwo, to czy można było powiedzieć, że działała w ogóle?
Chciał zrozumieć Peony, milcząco wymagając, by opowiedziała mu o swoich emocjach, obawach, pragnieniach. A skoro milczał, ona nie mogła wiedzieć, że go to nie interesuje. Odsuwała się o kolejny krok, a kolejny krok żony, odsuwał go o następną milę.
Tę podróż - do domku pośrodku niczego - odbyli razem.
Przychodzą mi do głowy co najmniej trzy, masz rację. – Uśmiechnął się pod nosem, pewnym spojrzeniem odpowiadając na kobiecy wzrok, szczególnie kiedy dostrzegł w jakim kierunku podążał ten jej.
Po ściągnięciu butów, kątem oka zarejestrował ruch Peony, który śledził z przyjemnością, przypominając sobie te wszystkie lata, kiedy zasypianie w jednym łóżku było normą, a nie okazją, z której mogli skorzystać przez to, że domek posiadał zaledwie jedną sypialnię.
...byłoby normą, gdyby był mniej uparty.
Zakupy – powtórzył po położeniu się i przesunięciem dłonią wzdłuż jej żeber, talii. – Mógłbym wraz z żoną spróbować coś ugotować i sprawdzić, czy nie skończy się żadną katastrofą – powiedział, zmieniając wersję ze śmiechem. – Wizytą na sorze, bo ktoś zaciął się podczas krojenia, albo pojawieniem się straży, bo spowodowaliśmy pożar – mruknął i opuścił na nią wzrok. – Ognisko. Na plaży – przypomniał – nie musimy się obawiać, może nawet będą w pobliżu. – Uśmiechnął się pod nosem i zapewne gdyby nie to, że zajmowała jego ramię, to wzruszyłby nimi dość nonszalancko. To nie było - może głupio, ale cóż - nic, czym się teraz przejmował.
Peony, a może... – Zahaczył lekko kciukiem o materiał jej koszulki, gdy jego dłoń ponownie ruszyła ku górze. – Może... – powtórzył, wyraźnie się nie spiesząc. – Kupimy dom? Niewielki, w jakimś miejscu z dala od Nowego Orleanu. Nie musi być nawet w kraju – zaproponował, bo było całkiem szalonym odważnym pomysłem, skoro nie tak dawno temu przez głowę przechodziły mu raczej myśli o rozwodzie.
Ciekawe, czy jej też.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Peony Sinclair nigdy nie była typem romantyczki.
Doceniała kolacje przy świecach czy bukiety róż, nagie kąpiele w oceanie przy blasku księżyca i momenty patrzenia sobie w oczy - to nie tak, że była obojętna na te wszystkie zmiękczające serce zabiegi. Samej jej jednak myślenie w ten sposób nie przychodziło intuicyjnie i naturalnie. Wszelkie tego typu pomysły z jej strony były efektem celowego przemyślenia i zaplanowania, nie wynikiem spontanicznego wyrzutu uczuć na zewnątrz.
W życiu dorosłym kierowała się pragmatyzmem. Realistyczną oceną sytuacji, przypisywaniem czynnościom wartości i ciągłą analizą skutków, jak gdyby w umyśle toczyła jednocześnie wiele partii szachów. Tak było również teraz.
Na próżno było szukać w umyśle prawniczki zachwytów o tym, jak idealnie jej ciało pasowało do ciała męża; jak dwa puzzle, dwa docięte na miarę elementy układanki; ying i yang. Nie wzdychała sama do siebie o tym, że ciepło skóry Eamesa było jej domem, jej bezpieczeństwem niezależnie od faktycznej lokalizacji - ani nad tym, że swobodny ruch jego palców po kobiecej skórze był zmaterializowanym szczęściem. Daleko jej było do postaci z netfliksowej produkcji komediowo-romantycznej.
Nie pozostawała jednak obojętna na to, co się działo. Wbrew swojej surowej analityczności, stęskniona za najprostszym przytuleniem męża napawała się każdą sekundą, zapachem jego perfum pomieszanym z jej, spokojną rozmową która nie zdawała się prowadzić do kłótni.
- W porządku. Zaryzykuję stratę palca lub pożar, żeby nie było nudy w chatce bez zasięgu - zgodziła się poszukać w małej kuchni wrażeń, na jakie nie mieli szansy w Nowym Orleanie; tam żywili się w porażającej większości daniami przygotowanymi przez zawodowych kucharzy. Oboje prowadzili bardzo intensywne życia zawodowe, a wieczorami... Zamiast, jak kiedyś, organizować czas wspólny - oboje tworzyli inne plany, przez co mijali się nawet wtedy, gdy Peony nie była w delegacji.
Podniosła nieco głowę, by delikatnie musnąć wargami linię żuchwy męża; chciała powiedzieć coś o tym, że pobyt w domku bez zasięgu zaczynał się bardzo obiecująco - od perspektywy szpitala lub pożaru - lecz wtem mąż wysunął propozycję, która wprawiła Peony w zauważalną konsternację.
Uniosła się na łokciu, by spojrzeć badawczo, z góry na twarz Blackwooda. Jej włosy zsunęły się do przodu, atakując oczy mężczyzny na krótką chwilę, zanim zdążyła odsunąć je na bok.
- Chcesz kupić... Nieruchomość? - powtórzyła, nieco niepewnie. Może całe to przytulanie uderzyło jej do głowy i nie zrozumiała? Jego słowa nie składały się wraz z kontekstem ich małżeństwa w sensowną całość. Dopiero kłócili się o to - miesiącami - że nie bywają razem w posiadanym apartamencie, teraz Eames chciał nie bywać razem także pod drugim adresem?
- Inwestycyjnie? - próbowała doprecyzować. Nie sądziła, by chciał się zajmować wynajmem, a dochód pasywny nie był im do niczego potrzebny. Może więc chodziło o zakup gruntu w miejscu, którego przewidywany rozwój dawał obietnicę wysokiego zysku w krótkim czasie. Albo...
- Czy... Teraz, jak nie chcesz ze mną rozmawiać to idziesz do drugiej sypialni - jak kupimy dom, będziesz w nim znikał na tygodnie albo miesiące? - spytała, a w tonie jej głosu nie było słychać żartu. To było drugie wytłumaczenie. Chciał miejsca, dzięki któremu mogliby się bardziej od siebie oddalać w kryzysowych sytuacjach bez jednoczesnego wzbudzania podejrzeń otoczenia. W końcu zameldowanie się w hotelu krzyczało "rozpad małżeństwa", ale własną, drugą posiadłość trzeba regularnie odwiedzać.
- A może... - istniała jeszcze jedna ewentualność, najmniej prawdopodobna. Nad tą rozważała sunąc opuszkami palców po męskiej szyi, szczęce, policzku. - Spodobał ci się pomysł domu, w którym jest tylko jedna sypialnia?

Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Blackwood również nie należał do osób, które wplatały w codzienność małżeńską szczególnie dużo romantycznych gestów czy słów. Pamiętał o urodzinach Peony, możliwe, że miał ustawione powiadomienie z okazji rocznicy ślubu oraz innych dat, które były dla nich w jakiś sposób znaczące i ważne. Nie miał wtedy problemu z wymyśleniem - on sam, nie zdecydował się na żadnego asystentka czy asystentkę - prezentu, aczkolwiek raczej unikał podarunków typowych, będących wielkim bukietem czerwonych róż. One być może byłyby bardziej uzasadnione w ich przypadku, gdyby Peony częściej była w domu i mogła cieszyć wzrok i nozdrza widokiem i aromatem kwiatów, albo gdyby bukiet stanowił dodatek do czegoś, co miało szerszy kontekst i tym samym większe znaczenie. U ciemnowłosego umiejętność kreatywnego myślenia, wielokrotnie - w razy najczęściej - pomogła uniknąć opałów, a techniczna precyzja, kierowanie się logiką i dość sztywnymi i precyzyjnymi zasadami, często dość mocno trzymały stopy przy ziemi. Ktoś mógłby powiedzieć, że ów cechy tak bardzo były wobec siebie skrajne, że nie mogły działać dobrze i równocześnie u jednej osoby i... może ziarno prawdy w tym było. Niekiedy Eames bardziej kierował się tym, jak coś wyglądało w jego oczach, za jakie powinien to brać i tak, na co wskazywało biorąc pod uwagę różne czynniki, a raz wpadał na spontaniczny i nieco oderwany od realiów - ich rzeczywistości tym razem - pomysł odnośnie tego, by kupić nieruchomość.
Na co masz ochotę? – zapytał, opuszczając wzrok tak, by sięgnąć spojrzeniem - w miarę możliwości - kobiecej twarzy, choć zapewne bardziej dostrzegał czubek jej głowy i pasma włosów. – Do jedzenia – dodał chwilę później – jeśli ma być to warte nawet straty palca i pożaru, chyba powinniśmy przygotować coś specjalnego – powiedział z rozbawieniem, gdzieś też w myślach mając to, że nawet dobre kanapki albo prosta sałatka mogłyby być sporym wyczynem. Eames raczej nie gotował, jeśli nie musiał. To znaczy: nie obudził się z rana z wielką ochotą na tosty francuskie, a składniki pozwalały mu na przygotowanie ów śniadania osobiście, szybko i sprawnie. Miał dzięki temu wrażenie, że gotuje lepiej, aniżeli pięć czy dziesięć lat temu, chociaż nadal był to poziom raczej przeciętny.
To bardzo głupi pomysł? – odbił pytaniem jej pytanie, zamiast potwierdzić, że owszem - właśnie to jej przekazał. Kłamstwem bowiem byłoby stwierdzenie, iż zdążył to przemyśleć, przekalkulować, zastanowić się, co jeśli wezmą ten rozwód i czy rzeczywiście jest sens kupować coś razem, skoro perspektywa minionych dni, tygodni, miesięcy - była wiadomo jaka. Przyszłość Peony i Eamesa nie była jasna, żadne z nich nie mogło z przekonaniem powiedzieć co będzie i czy będą nadal razem (czy nadal z pełnym przekonaniem właśnie tego chcą), więc nie dziwił się, że żona zareagowała w ten sposób.
Dużo ostatnio przebywałem w domach – rzucił, celem delikatnego nakreślenia sytuacji – w Szwajcarii dwie noce spędziliśmy w posiadłości CEO pod Zurychem. Teraz to miejsce... – urwał i nieznacznie zmrużył oczy, kiedy długie kosmyki włosów Sinclair znalazły się nad jego głową. Zamrugał kilkukrotnie, dopiero po chwili patrząc na kobietę. – To całkiem komfortowe. Nie mieć nikogo za ścianą, móc w każdej chwili wyjść na ogród i sprawdzić czy to już pora na zewnętrzne jacuzzi – doprecyzował, chcąc przedstawić zalety i plusy swojego pomysłu. Nie byłby sobą, gdyby nie dostrzegał jego minusów, więc te dobrze tonowały cały ewentualny entuzjazm i gwałtowność podjęcia decyzji.
Tylko to wiąże się z częstszymi wyjazdami, by sprawdzić, czy wszystko gra, a do tego osobami, które będą zatrudnione do prac wokół domu. – Mina mężczyzny zrzedła a ramiona na kilka sekund uniosły się w lekkim wzruszeniu. Musiał to przemyśleć; nie wiedział, czy teraz, może wystarczyło po powrocie do Nowego Orleanu, do ich komfortowego apartamentu, w którym przecież żyło mu się dobrze. Samo miasto jednak...
To, co dzieje się od jakiegoś czasu w Nowym Orleanie, jest trochę przytłaczające – stwierdził, skrobiąc się po zaroście – te wszystkie zaginięcia, ciała, które się odnajdują. Nie brakuje ci czasami miejsca, w którym jest spokojnie? – zagaił, pozwalając Peonu ponownie zająć najwygodniejsze dla niej miejsce w jego pobliżu. Tylko... czy na pewno uważał, że to miasto jest problemem i z jego powodu nie jest spokojnie? Czy faktycznie, zgodnie z tym, co pomyślała, nie chodziło o nich i to, jak nerwowo było? I to, jak dobrze zdawało się być teraz.
Dobrze, że pomyślałaś, że znikałbym sam, a nie z kochanką – mruknął jeszcze, nie mogąc się powstrzymać, a przy tym nie wiedząc to po prostu ja jestem sadystą, jak mogło to zabrzmieć, gdyby do Sinclair doszły już pewne wiadomości i w ich perspektywie.
Chociaż pomyślałem, że to mogłoby być coś, co robilibyśmy razem – wyznał, mówiąc zarówno o wyborze, kupnie, urządzeniu i krótkich urlopach.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Rozwód przyszedł jej do głowy nie raz.
Pod koniec każdej z ostatnich, wielkich kłótni wyobrażała sobie że znajdzie w sobie odpowiedź co dalej i odwagę, by podjąć jakąkolwiek decyzję. W lewo albo w prawo - bo tu gdzie byli, w zawieszeniu, nie dało się żyć. Kiedy emocje brały górę, kiedy kolejny raz czuła się zlekceważona, kiedy Eames okazywał wobec niej niezrozumienie, chłód a nawet pogardę… Obiecywała sobie, że to ostatni raz. Że kolejnego takiego nie zniesie, na kolejny nie pozwoli, do kolejnego nie dopuści.
Aż mijało kilka, czy kilkanaście dni i wracali do punktu wyjścia. Detale sytuacji przestawały mieć znaczenie, kluczowa pozostawała częstotliwość niezgody. Ilość nocy, które Peony spędzała sama w wielkim łóżku, wylewając łzy nad związkiem, który kiedyś dawał jej wszystko.
Z całą pewnością więc można ocenić, że nie myślała ani o adopcji zwierzaka, ani o próbach zajścia w ciążę które wypominał Blackwood, ani kupnie drugiego domu, by ciepło i rodzinnie wić gniazdko z dala od hałasu miasta. Może jeszcze mieli sprawdzić statystyki przestępstw, poziom szkół w rejonie i…?
Czekała na wyjaśnienia, ciekawa rozumowania męża. W ich sytuacji pieniądze nie stanowiły bariery przed nabyciem nieruchomości, zwłaszcza tak małej jaką opisywał; barierą zaś był stan ich związku, czas na zajmowanie się kolejnym, jakby nie było, dużym projektem. Miała swoje obawy, w gruncie rzeczy uzasadnione minionymi miesiącami.
Brakuje mi spokoju, Eames. Niekoniecznie spokojnego miejsca — doprecyzowała, odpowiadając na zadane przez męża pytanie.
Gdyby między nimi było dobrze - mogłoby to być i w centrum miasta, w akompaniamencie trąbiących kierowców czy sąsiada tłukącego kotlety za ścianą. Bo tło nie miało wówczas aż takiego znaczenia względem tego, na czym Peony zależało najszczerzej i najprawdziwiej. — Poza kochanką - to nie jest bardzo głupi pomysł — celowo przekręciła nieco sens jego słów, by zawyrokować wstępnie na korzyść jego pomysłu. Łatwo jej było w tej chwili snuć pozytywne plany na przyszłość, gdy obejmując męża pod miękkim kocem wreszcie czuła, jakby oboje byli we właściwym miejscu. Nawet jeśli uczucie miało być ulotne i za chwilę uciec, czego nie wykluczała, wobec temperamentów ich obojga i więcej niż potrzeba powodów do niezgody.
Boję się, że robienie tego razem spowoduje więcej spięć. Ty będziesz chciał butelkowej zieleni, ja bezkresny tanzanit. Przejdziemy przez „bo ty zawsze…!” do „a ty nigdy…!”. To… Trudno o relaksujące urlopy w miejscu, które kojarzy ci się z awanturą o to, czy mahoń, czy heban.
I posmutniała nieco w odpowiedzi na własną wizję, w której potrafili sobie wzajemnie odebrać radość nawet z czegoś tak przyjemnego, jak wspólne urządzanie drugiego domu. To sprawiło, że pierwszy raz zdecydowała się powiedzieć na głos coś, co chodziło za nią od miesięcy.
Może powinniśmy spróbować terapii par.
Może należało przyznać, że w samodzielnej komunikacji zagmatwali się za bardzo. Może warto było skorzystać z pomocy profesjonalisty. Może…
Może wtedy nowy dom byłby nowym początkiem.
Może, może, m o ż e. Na pewno nie wiedziała niczego.

Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Wizja aktualnego przyjemnego, komfortowego spokoju - paradoksalnie - płynnie przechodziła we wspomnienie burzącego huraganu wielu, niekoniecznie dobrych emocji i uczuć, które (może tylko pozornie) pozostawili w Nowym Orleanie. Zazdrość, rozczarowanie, to, że w oczach żony nie widział tego samego, co dostrzegał dawniej, toteż nie byłby zaskoczony, gdyby i ona w dobrze znajomych tęczówkach męża nie widziała tego samego błysku na swój widok, a niepewność, czy to wszystko na pewno dla niego. Finalnie to, że zaczął zastanawiać się nad sobą; rozkładać na czynniki to, czy przestał być w jej opinii przyjacielem, mężem, kimś, do kogo mogła się zawsze i ze wszystkim zwrócić. Zaczął się zastanawiać, czy nagle przestał być wystarczający.
Eames Blackwood mimo tego, iż nigdy nie brakowało mu pewności siebie - takiej zdrowej, bez przesadnie wybujałego ego, zajmującego całą dostępną przestrzeń - pamiętał te spojrzenia rodziców (ojca w szczególności) i ton głosu, kiedy ewidentnie byli nim rozczarowani. Wtedy, kiedy niemalże wyrzucili go ze szkoły (to było zamierzone) i wtedy, gdy po niezwykle udanym pierwszym roku studiów, po kolejnym semestrze poinformował, że rzuca prawo. Nawet jeśli z biegiem czasu i tym, że czuł, że wybrał dobrze - on sam czuł się w porządku, to i tak cichy szept podpowiadał mu, że Henry Blackwood wolałby, by nie porzucił rodzinnej tradycji dla własnego widzimisię, bo właśnie tym dla ojca był jego wybór.
Nie poprawiał go, nie tłumacząc powodów ani motywów, mając świadomość, że gdyby rodzic poznał prawdę, to aż takiego rozczarowania raczej nie potrafiłby przełknąć. Cóż, na wspomnienie tamtej nocy i Eames był sobą, delikatnie mówiąc, rozczarowany.
Nie wspominał.
Próbował nie wspominać, odciąć się, zapomnieć.
Myślisz, że nadal potrafimy być dla siebie spokojnym miejscem? – Opuścił wzrok, aby omieść spojrzeniem twarz żony. Oczywiście, że chodziło mu o swoją obecność w pobliżu; to, że Peony wracając do domu po delegacji mogła położyć się obok i poskarżyć na cały świat. Na pracę, na to, że siedzące za nią dziecko kopało w fotel, a rodzic nie reagował. Na korki w mieście, wkurzającą koleżankę, albo to, że zamknęli jej ulubioną restaurację.
W tonie męskiego głosu nie było żadnego wyrzutu, żalu, złości. Prędzej dziwna, drapiąca w gardło nostalgia, która nie pozwalała zapomnieć o tym, że kiedyś byli.
Butelkowa zieleń jest lepsza – potwierdził i lekko uniósł kącik ust – nawet nie wiem, jak wygląda bezkresny tanzanit – wyjaśnił swoje dlaczego i ponownie złapał się na tym, że jeśli chcą - bo to było kluczowe; chcieć - to potrafili rozmawiać. Szkoda, że nie potrafił jednoznacznie i przed samym sobą przyznać, czy będą umieli nadal, jeśli wrócą do swojego życia, do codzienności, wyjazdów i podejrzliwych spojrzeń za sprawą kilku pod rząd sygnałów przyjścia nowych wiadomości lub połączeń telefonicznych.
Przez dłuższą chwilę milczał, słuchając tego, co mówiła Peony, choć opuszki palców mężczyzny wciąż błądziły po jej delikatnej skórze. W pewnym momencie - tym, w którym wspomniała o terapii - zatrzymały się, unosząc kilka milimetrów nad żebrami.
Może – odparł po czasie i miał dodać coś jeszcze, o czym świadczyło głębsze wciągnięcie powietrza, ale nim to zrobił, usłyszał pukanie do drzwi. – Otworzę. – Ostrożnie wysunął się spod Sinclair i podszedł do drzwi, gdzie właściciel, lub osoba, która opiekowała się tym miejscem, zapytała, czy wszystko w porządku i zdążyli się rozgościć. Dopytała również, czy będą zainteresowani ofertą śniadaniową, na co Blackwood bez zastanowienia zgodził się.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Ich p r o b l e m stał się kulą śnieżnej, której nie sposób było zatrzymać na tym etapie bez specjalnego sprzętu, interwencji zespołu ratunkowego i dobrze opracowanej metody. Zaczęło się od luźno rzuconych uwag, że Peony coś często koresponduje z więźniem; że coś, co miało być wygłupem podczas szalonej nocy z koleżankami przerodziło się w relację. Te uwagi Peony zignorowała, w zasadzie wykluczając, że mogły wyewoluować w cokolwiek większego. Ale jak to z kulami śnieżnymi bywa…
Gdy uwagi męża przybrały - z upływem czasu - znacznie bardziej krytyczny wyraz, Peony zamiast poczuć się chcianą i kochaną, poczuła się osaczana, atakowana i oskarżana o coś, czego ani się nie dopuściła, ani nie planowała dopuszczać. Błędnym kołem stała się zła interpretacja komunikatów; wszak Eames niemal krzyczał „nie jestem pewny, czy jeszcze mnie kochasz” a Peony słyszała „nie masz prawa do bliskich relacji poza domem, nie ufam ci”. Im bardziej on pytał, naciskał czy komentował, tym bardziej ona faktycznie przestawała chcieć zwierzać się mężowi z problemów, spędzać z nim czas. Jego zachowanie, zamiast zatrzymać Sinclair przy obrączce, skutecznie od niej odpychało, prosto w ramiona przyjaciela, który rozumiał. Wszystko rozumiał i niczego nie oczekiwał.
Wina, oczywiście, leżała po obu stronach. Oboje mogli powiedzieć coś lepszego, zrobić coś innego - wielokrotnie, zamiast tego obserwowali stale powiększającą się kulę, aż powstało ryzyko że zmiecie ona ich małżeństwo z powierzchni Ziemi.
Chcę być dla ciebie spokojnym miejscem — wyznała, na moment zadzierając głowę, by przytrzymać spojrzenie męża na krótką chwilę. Nie wiedziała, czy potrafili. Ale wiedziała, że z jej strony jest chęć do tego, by spróbować. Czy on chciał być spokojnym miejscem swojej żony? Wciąż, mimo wszystkiego, co się wydarzyło? Tego nie była pewna.
I o to nie odważyła się zapytać.
Obawa, że odpowiedź całkiem zepsuje ich krótki wyjazd była w Peony zbyt silna, dlatego zdecydowała się na taktyczny odwrót. Zmianę tematu. Cokolwiek.
Bezkresny tanzanit to… Niebieski. Ciemny, chłodny, ale głęboki. Bardziej elegancki, niż butelkowa zieleń — tę ostatnią uwagę wypowiedziała z lekkością, pewną charakterystyczną uszczypliwością, która jednak nie niosła za sobą faktycznej opinii i argumentu.
Gdy zaproponowała terapię małżeńską a w pomieszczeniu rozległo się pukanie, Peony skorzystała z okazji. Zaraz po mężu wysunęła się z łóżka - w myślach notując, że drzemkę odebrało im kilka ważnych tematów, ale to nic - i ponownie wsunęła na siebie wcześniej starannie złożone, lniane spodnie.
Zakupy — przypomniała zbierając się do wyjścia. Jedno zerknięcie w stronę kuchni podsunęło kobiecie pewien pomysł. — Może upieczemy banana bread? — za propozycją podążył szczery uśmiech, związany ze wspomnieniami. Gdy zamieszkali ze sobą na studiach, Peony przeszła fazę jedzenia niemalże tylko tego, kilka razy dziennie - minęło tyle lat i ten prosty wypiek całkiem umknął kobiecej pamięci. Nie umknęły natomiast wszystkie wspomnienia wspólnych prób gotowania, które nierzadko kończyły się porażką.
Wtedy jednak wszystko było prostsze. Mogli się śmiać aż bolały policzki, skupiając tylko na tym, co dobre. Ta prawie dziecięca naiwność musiała zniknąć pod wpływem wyzwań dorosłego życia, wciąż jednak mieli szansę okazjonalnie do niej wracać. — A potem zjemy coś z ogniska, co ty na to?

Eames Blackwood
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Chciał czuć się przy niej pewnie, dobrze, komfortowo, zupełnie tak, jak czuł się tych kilka lat wcześniej, nie wiedząc, czy to nadal jest możliwe. Ostatnie miesiące nie należały do najłatwiejszych, a mijające dni sprawiały, że oddalali się od siebie coraz bardziej. Zamiast tęsknoty spowodowanej delegacjami i nieobecnością, pojawiała się kolejna fala niepewności, wdzierające się pretensje oraz brak zaufania. Czy mogło być lepiej? Mimo najszczerszych chęci wiary w to, obawa przed tym, że się zawiedzie była jeszcze większa, toteż w zachowaniu Eamesa przeważała ostrożność i swojego rodzaju wykalkulowana strategia, mająca mu oszczędzić większych strat, jeśli najczarniejsze scenariusze okażą się prawdziwe i już nie da się niczego naprawić.
W porządku – odpowiedział po chwili zawahania, jednakże tuż po złapaniu spojrzenia żony, kiwnął dwukrotnie głową na znak, że wierzy. Że chciałby wierzyć. Kąciki męskich ust na kilka ulotnych sekund uniosły się, a on - nim natrętne pukanie przerwało planowany odpoczynek - przymknął powieki, chcąc zamiast cięższych tematów przywołać drzemkę.
Mamy na próbę cały weekend, a później...Resztę życia w Nowym Orleanie. Nie dane mu było dokończyć; nie chciał też określać jednoznacznie, czy aby na pewno mieli przez tę całą resztę próbować razem czy może zdrowiej byłoby robić to osobno i gdzie indziej szukać tego spokoju. Nie chciał tego wypowiadać, ponieważ słowa pokazywały, że wciąż widziała w nich nadzieję, a Blackwood w jej oczach nie chciał ponownie wyglądać na tego, który gasi tlący się żar. Szczególnie że wcale nie chciał tego robić.
Moglibyśmy wtedy pójść na kompromis – zasugerował, usłyszawszy jaki kolor miała na myśli. – Pokój gościnny albo salon pomalować na jeden kolor, sypialnię na inny – powiedział, jeszcze przez chwilę opuszkami palców gładząc przedramię i ramię Peony, sięgając wreszcie do kobiecej dłoni. Wszystko było tak subtelne, ostrożne, a z drugiej strony miało w sobie uczucia i o dziwo intymność, której już dawno między nimi nie było.
Pukanie przerwało - to dobrze czy źle? - rozmowę o ewentualnej terapii, a krótka rozmowa skutecznie zażegnała pomysł krótkiej drzemki. Kiedy powrócił do części sypialnianej, otaksował Sinclair wzrokiem i skinął głową, wyrażając zgodę na jej propozycję.
Dawno tego nie robiliśmy – wspomniał, przesuwając dłonią po włosach, co zapewne trochę je rozburzyło, co dostrzegł dopiero przypadkiem w sporym lusterku stojącej niedaleko okna toaletki.
Dawno nie robili - razem - wielu rzeczy, a teraz była na to okazja. Wspólne łóżko i spokojny sen, zakupy, gotowanie, ognisko. Niektóre rzeczy mogły skończyć się fiaskiem i uszczerbkiem na zdrowiu, inne delikatnym zgrzytem, ale i tak chciał spróbować.
Jutro możemy pójść na piknik. Widziałem po drodze, że jest sporo ładnych miejsc niedaleko – zaproponował, podchodząc bliżej Peony i wyciągając do niej rękę, co sugerowało, że po szybkim ogarnięciu się, jest gotowy do wyjścia.
Miałaś jakieś wieści od Elizabeth? – zapytał jeszcze, kiedy kierowali się w stronę samochodu. – Od jej matki? Jakiś czas temu słyszałem, że nadal jej poszukują, ale nie wiem, na czym stanęło. – Gdyby nie to, że wciągnęła go praca i problemy prywatne, zapewne bardziej zagłębiłby się w temat, a tak trochę mu to - niestety - umykało.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
peonka
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
regional managing partner w w Clifford Chance
Awatar użytkownika
Whispers of life
Hanging out the limousine out of love with the city, crushing pills on leather seats
London only looks pretty when you're seeing double, swimming in and out of trouble wishing shit was different... But you do it anyway
You say money won't wake one day and say
"I don't love you quite the same"
Money don't cheat, don't leave, don't lie.
Uwagę brunetki zajmowały teraz dwa słodko-gorzkie wnioski.
Pierwszy dotyczył tego, że jest zdziwiona jak m i ł o może być wciąż pomiędzy nią a mężem, gdy oboje wkładają cały swój wysiłek w to, by nie zaczepiać, nie prowokować i reagować łagodnie. Jednocześnie przerażała ją sama istota tego spostrzeżenia - ten namacalny dowód na to, że w ich związku było w ostatnich miesiącach aż tak źle, że… Normalna rozmowa, z elementami czułego głaskania, wzbudzała w niej najprawdziwsze zdziwienie. W kontraście do pielęgnowanego latami przekonania, że mąż jest najważniejszą osobą w jej życiu - obserwacja ta należała do wyjątkowo nieprzyjemnych, a zarazem niosących nadzieję.
Drugi zaś był o tym, iż odłożenie na bok pewnego rodzaju niechęci kosztowało ją bardzo dużo wewnętrznej pracy. Łatwo byłoby ulec negatywnym emocjom skumulowanym przez wiele kłótni; zwieńczonych ostatnim starciem o kilkudniowy brak kontaktu z małżonkiem. Łatwo byłoby się dąsać, unieść wysoko brodę, odepchnąć męską dłoń, okazać chłód i niedostępność. Trudne natomiast było dbanie o to, by rozmowa przebiegała w sposób ciepły, pozbawiony pretensji. Jeśli utrzymanie interakcji z mężem na poziomie pozytywnym było aż tak wymagające, Peony zastanawiała się, jak długo bedą w stanie - oboje - odkładać na bok nieprzerobione pretensje. Ona miała ich trochę - i celem zadbania o przebieg wyjazdu spychała je w tył głowy; zakładała, że mąż podszedł do tematu podobnie. Było pewnym, że w którymś momencie, jednemu z nich lub obojgu emocjonalnie się uleje.
Może więc terapia małżeńska była nie takim głupim pomysłem.
Trochę za tym tęsknię. Może nie za przypalonymi spodami i zmywaniem, ale za tym czasem, kiedy wszystko było prostsze — wyznała, na moment przystając przed mężem by poprawić jego potarganą fryzurę. — Bardzo przystojnie — skwitowała swoje dzieło, powoli wysuwając palce z ciemnych włosów męża. Nie pamiętała ostatniego razu, gdy wypowiedziała w jego stronę jakikolwiek komplement, i było to spostrzeżenie przykre. Odnotowała w zaciszu własnego umysłu uwagę, by częściej mówić na głos te wszystkie dobre myśli, które przemykały przez jej głowę w towarzystwie Blackwooda.
Chwyciła dłoń męża, głową kiwając na propozycję pikniku. Szybko jednak jej uwagę odwróciło pytanie o zaginioną, dawną koleżankę. Na stosie problemów i powodów do stresu Sinclair, ten plasował się w obrębie pierwszej dziesiątki.
Odkąd zgłosiłam na policji tamtego dziwnego smsa, nie było żadnej sensownej aktualizacji. Żadnej poza tym, że wciąż jest zaginiona. W Magnolii ściany trzęsą się od plotek na jej temat, aż mnie mdli. Musiałam wyjść wcześniej ze spotkania komitetu charytatywnego, bo nie byłam w stanie ani chwili dłużej słuchać o tym, że sama się o to prosiła kandydując — potrząsnęła głową, krzywiąc się w dezaprobacie. Sinclair miała swoje opinie o politycznych ambicjach zaginionej, nie uważała jednak, aby komentowanie jej zaginięcia w ten sposób było w dobrym tonie.
A skoro jesteśmy przy klubie… — odchrząknęła; może z przyzwyczajenia rozejrzała się dookoła, upewniając że nikt ich nie podsłuchiwał. Zacisnęła mocniej palce wokół dłoni męża, szukając odpowiednich słów, by rozpocząć równie trudny wątek.
Pracuję przy projekcie fundraisingowym dla Humble Bee Orphan Home. Przygotowując kosztorys zauważyłam, że z konta klubu zniknęło ponad milion dolarów bez pokrycia w fakturach. Przekopałam się przez wszystkie rozliczenia z tego okresu i każde z obciążeń bez pokrycia było podpisane przez Salvaggio — zrelacjonowała. Niegdyś mąż był jej powiernikiem, jednak zwierzenie się mu po niemałej przerwie nie przyszło Peony aż tak naturalnie. — Rada nadzorcza rozważa usunięcie Salvaggio za działania w mafii włoskiej. Niezgodności finansowych jeszcze nie zgłosiłam. Po urlopie chcę przyjrzeć się wszystkiemu jeszcze raz, zanim zacznie się festiwal wymówek, niszczenia dokumentów i politycznych przysług. Co o tym myślisz?

Eames Blackwood
Voodoo Queen
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Miejscow*
34 lat/a, 191 cm
Dyrektor ds. marketingu globalnego w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
Sun's up, I don't really wanna fight the daylight. I don't care if you moved on, I'm not layin' in bed with a fucked-up head.
Gdyby wiedział, co myślała i czuła Peony, przyznałby, że on sam ma bardzo podobne spostrzeżenia. Powiedziałby, że tu są zgodni i może właśnie ta zgodność pomoże im komunikować się tak dobrze, jak udawało im się to dawniej, gdzie niekiedy wystarczyła zaledwie wymiana spojrzeń, aby wiedzieli w s z y s t k o. Teraz tymi spojrzeniami uciekali, chowając je w ścianach swoich sypialni, a słowa ginęły, nim zdążyły wybrzmieć.
Gdyby wiedział, co myślała i czuła Peony, możliwe, że udałoby im się uniknąć kryzysu. Niestety nie wiedział, a ona nie zawsze ułatwiała mu zrozumienie czegokolwiek, co tylko sprawiało, że mogliby rywalizować w tej kategorii na to, kto był lepszy w byciu gorszym.
Może musimy wrócić na studia – rzucił nieco żartobliwie – albo do Nowego Jorku. – To też było żartem, aczkolwiek w tym stwierdzeniu brakowało tej charakterystycznej nuty sugerującej rozbawienie. Eames czuł się usatysfakcjonowany tymi kierunkami, jakie udało mu się ukończyć i bynajmniej nie planował powrotu do edukacji (jedynie brał pod uwagę taką, gdzie mógłby się samemu uczyć nowych umiejętności i doświadczać różnych rzeczy) i do tej pory nie myślał, że zmiana miejsca zamieszkania byłaby jakimkolwiek rozwiązaniem, bo to w obecnym był problem (nie był, problemem byli oni), choć jak dłużej nad tym pomyślał, to widział jeden, konkretny powód, dla którego przeniesienie się miało jakiś sens.
Jakiś, bowiem relacja, którą utrzymywała Peony, jak już życie i realia zweryfikowały, kiełkowała i rozwijała się w warunkach skrajnie niesprzyjających, toteż czuł, że i to nie byłoby żadną przeszkodą ani wielkim wyzwaniem.
Posłał żonie krótki, zaskoczony uśmiech, tym reagując na niespodziewany komplement. To prawda; dawno ich sobie nie mówili, co było - raz jeszcze - wzajemnym wyścigiem o to, kto oddali się od drugiej osoby bardziej. Przez brak rozmów, zainteresowania, komplementów, wyrażanych uczuć.
Aktualnie wszystko wskazywało na smutny remis. Ta zgodność była bardziej gorzka, aniżeli słodka.
Słyszę dużo o nowych zaginięciach, ale o niej jakby trochę ucichło – przyznał, zamykając drzwi wyjściowe i wraz z Peony kierując się do samochodu, którym odjechali w stronę najbliższego miasteczka.
Myślisz, że się odnajdzie? – zapytał, przekierowując spojrzenie na żonę. Wzrok, który bezgłośnie precyzował: no wiesz, żywa. Trochę już minęło – dodał posępnie i przygryzł policzek od środka, choć egoistycznie bardziej wracając pamięcią do innego zaginięcia. Takiego, które nigdy nie zostało rozwiązane, jednakże jego rozwiązanie - i finał sprawy - był Eamesowi bardzo dobrze znany.
Przez dłuższą chwilę milczał, słuchając Sinclair i nie chcąc pominąć najmniejszego szczegółu, który pozwoliłby mu doradzić coś sensownego.
Wychodzi na to, że albo rzeczywiście za tym stoi – mruknął i poskrobał się po karku – świadomie albo i nie. – W końcu różne rzeczy ludzie robili, niejednokrotnie słuchając dobrych doradców, którzy liczyli na wyłącznie swoje korzyści. – Jeśli świadomie, to powinien za to odpowiedzieć – skwitował, co było proste i na pewno o tym wiedziała. – Jeśli nie, to możliwe, że ktoś go wrobił, skoro - tak jak mówisz - chcą się go pozbyć. To byłoby idealnym motywem – dokończył myśl, łapiąc spojrzenie Peony.
Przyszło mu do głowy coś jeszcze, choć musiał się zastanowić nieco dłużej, by przemyśleć, czy to nie aż zbyt abstrakcyjne zachowanie, ale w zasadzie: sprawa była poważna.
Nie masz żadnego znajomego grafologa? – podjął finalnie, bo i stwierdzenie autentyczności podpisu mogło mieć sens, nim dojdzie do konfrontacji.

Peony Sinclair
po mieście błąka się tylko jedna dusza
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”