001
Letnie krople sączącego się z chmur deszczu spływały wąskimi strumieniami po twarzy Ilyi, stojącego przed schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych piętrzącego się nad nim domu. Nie do końca pamiętał jak się tam znalazł. Niczym przez mgłę widział przebijanie się przez grupę ludzi blokujących wyjście z baru, nieudolne odpalanie papierosa drżącymi rękami i dalsze przemierzanie przez kałuże w zmoczonych trampkach. Szedł przed siebie, byle dalej, próbując uciec przed goniącymi go emocjami, aż następna fala deszczu nie wybudziła go z letargu, dogaszając niepaloną końcówkę papierosa leżącą u jego stóp i uświadamiając mu, że chciał zobaczyć się w tej chwili z tylko jedną osobą. I dokładnie pod jej dom zawędrował.
Pomiędzy urwanymi oddechami do ust wpływały mu pojedyncze słone krople i nie potrafił dojść do tego, czy były to łzy, czy pot. Płakał? Na pewno przynajmniej w jednym momencie w trakcie wieczora wyrwało mu się kilka łez. Ale czy płakał teraz? Nieustany szum w uszach i woda zalewająca jego oczy skutecznie odbierały mu zdolność krytycznego myślenia i analizy sytuacji. Nie miał pojęcia czy jeszcze płakał, czy deszcz wywoływał w nim omamy, czy powinien stać w tym miejscu dalej, czy jednak ruszyć się pod zadaszenie i pokonać resztę drogi do drzwi.
Co go tam przywiało? Jedna piosenka. Już nawet nie potrafiłby przytoczyć która, ale kilka znajomych dźwięków wystarczyło by przypomniał sobie krzyki między sąsiadującymi pokojami w domu rodzinnym i prośby o ściszenie tego ryrania, bo próbował się uczyć, a młody nie potrafił pojąć koncepcji "chwili spokoju". W następnej chwili był już tylko ból rozsadzający jego klatkę piersiową i nawet niedokończony drink stojący na barze nie zdołał powstrzymać go przed ewakuowaniem się ze strefy zagrożenia. Łzy, deszcz, niedokończony papieros i znalazł się tutaj, przed domem Etienne, szukając zrozumienia dla swojej niemocy, niezdolności funkcjonowania bez tej części siebie, którą stracił bezpowrotnie miesiąc temu.
Kilka kroków przed siebie doprowadziło go pod same drzwi, a stabilny napływ deszczu ustał, zastąpiony przez przytłumione, rytmiczne stukanie w dach nad jego głową. Nacisnął przycisk dzwonka i starł dłonią wilgoć z powiek i policzków, chociaż już w następnej chwili krople ściekające z jego włosów ukróciły jego bezowocne starania. Wziął oddech, który uwiązł mu w gardle, gdy tylko zza drzwi wyłoniła się znajoma twarz. Wypuścił powietrze, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, po czym porzucając próbę złożenia sensownego zdania zrobił krok do przodu, oparł dłonie po obu stronach szyi Etienne i przycisnął usta do jego w głodnym, zdesperowanym pocałunku. Potrzebował bliskości, kontaktu, ciepła drugiego człowieka i dokładnie to chciał znaleźć u Martela, nawet jeśli tylko na krótką chwilę.
Etienne Martel