P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
Stała przed czerwonymi drzwiami swojego domu, dłoń zaciskając na klamce. Słyszała dobiegające ze środka szmery. Ethan najprawdopodobniej był w trakcie zajadania się podwieczorkiem, który przygotowała dla niego opiekunka. W tle zapewne leciała kolorowa bajka na jednym z tych kanałów dla dzieci, w której głównymi bohaterami są mówiące karykatury zwierząt. Wiedziała, że w momencie, kiedy wciśnie klamkę i otworzy drzwi, syn poderwie się cały uradowany, zostawiając napoczęte naleśniki z owocami i wyjdzie jej na przeciw, aby ją powitać. Choć nie mogła doczekać się, aby po całym dniu zobaczyć umorusaną dżemem, ukochaną twarzyczkę, potrzebowała chwili na złapanie oddechu.
Czuła każdy mięsień swojego ciała, ból oczu i ciężar powiek od niewyspania. To kolejna doba bez snu. Tak się cieszyła się, że Ethan przekonał się do spania samodzielnie w łóżku. Wymyślony przez nią "potworozwalacz", czyli mieszanka wody i olejku lawendowego, był ich małym rytuałem powtarzanym każdego wieczora. Zastanawiała się, co denerwuje ją bardziej - fakt, że patent przestał działać czy może myśl, że ich wspólnym rytuałem będzie musiała się podzielić? Ale przecież to takie samolubne, przecież tu chodzi o dobro dziecka, a nie o jej odczucia.
Wcisnęła klamkę. Usłyszała tupot bosych stópek i radosny okrzyk "Maamaaa!" na powitanie. Kucnęła i ucałowała synka w czółko.
- Chodź tu królewiczu, mama wytrze Ci buzię - mruknęła i wytarła twarz chłopca czystą chusteczką znalezioną w kieszeni swojej bluzy. - Chodź, dokończymy podwieczorek i potem opowiesz mi, co dzisiaj robiłeś.
Syn z ogromnym zapałem opowiedział jej o przebiegu dnia, o tym, że widział dzisiaj kotkę z malutkimi kociątkami, że jeden z nich był rudy, a drugi biały w czarne plamki. Że bawił się w ogródku i prawie zjadł robaka, ale ciocia zareagowała w ostatniej chwili i zabrała mu robaka, więc się na nią obraził. Ale po obiedzie poszli na spacer i ciocia kupiła mu mały wiatraczek, więc jej wybaczył. Tymczasem Ersa opowiedziała synkowi, jakie zwierzątka miała dziś w klinice, że zjadła obiad, który był okropny i na pewno jego zupa brokułowa była pyszniejsza.
Opiekunka zapakowała swoje rzeczy, otrzymała pieniądze i z pełną dozą życzliwości pożegnała się z Ersą, uprzednio omawiając plan na jutro.
Dochodziła dziewiętnasta, za oknem zaczęło się chmurzyć. Ethan był w wannie, kiedy na dworze zaczęło intensywnie padać. Ciekawe, czy przyjedzie. Może zrzuci na pogodę, przeszło jej przez myśl. Wykorzystała moment zabawy w kąpieli na przemyślenie dzisiejszej wymiany wiadomości. Może była trochę za ostra, ale z drugiej strony intuicja rzadko ją zawodzi. Nie można przecież nazwać tego zbiegiem okoliczności. Coraz bardziej pada, może nie przyjedzie...
Nagle, jak na zawołanie, usłyszała pukanie do drzwi. Poczuła ścisk w żołądku. Czyżby jednak?
-Już idę! Momencik! - krzyknęła z łazienki. Wyciągnęła syna z wanny, wytarła i owinęła w ręcznik. Trzymając go na rękach, ruszyła w kierunku drzwi.
Dustin Hawthorne
Ostatnio zmieniony ndz 21 lip 2024, 01:28 przez Ersa Delancey, łącznie zmieniany 1 raz.
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
8
Wiadomość od Ersy wzbudziła w nim wiele emocji, począwszy od zmartwienia, które ukierunkował na swojego syna, skończywszy na wkurwieniu, które wymierzone zostało w byłą żonę. Nie chciał kłótni. Nie chciał żadnych zgrzytów, żali, nakazów, zakazów. Chciał, by mimo rozstania między nimi było w porządku, ale z miesiąca na miesiąc coraz to bardziej tracił wiarę w to, że naprawdę mogliby być jedną z tych par, które mimo rozstania, potrafiły się... przyjaźnić? Chyba tak mógł to określić. A nawet jeśli nie, to chociaż kumplować. Tak. To byłaby całkiem dobra, znośna opcja w porównaniu do tego, co działo się między nimi obecnie, a właściwie to od dnia rozstania. Jakby całkowicie zatracili zdolność rozmawiania ze sobą, bez szukania okazji do wywołania kłótni. A ta... wisiała w powietrzu. Czuł to, mimo że przez niemal cały dzień starał się wyrzucić z głowy to, jak ubodły go słowa byłej związane z tym, kiedy i jak długo mógł się zajmować Ethanem.Dzień ten był zaś ciężki. Jak wiele poprzednich, kręcił się wokół sprawy zabójstwa, którego dokonano przy jednym z klubów. Ta sprawa stała w miejscu, bo ani świadkowie, ani nawet monitoring z klubu i ten miejski z najbliższych okolic, nie dawał odpowiedzi na liczne pytania. Sprawdza tego zamieszania pozostawał nieuchwytny i kwestią czasu było, kiedy się ten stan rzeczy zmieni, ale irytowało Dustina to, że w ogóle musiał się tym zajmować, bo nikt z wydziału zabójstw nie raczył się pofatygować do przejęcia sprawy. Drugą, która spędzała mu sen z powiek była ta, która kręciła się wokół niejakiego Gallaghera. Temu od kilku dni poświęcał o wiele więcej uwagi. Grzebał w archiwum, wypytywał na mieście, drążył, gdzie tylko się dało, by dowiedzieć się jak najwięcej na temat człowieka, który zagrażał Zoey, jej siostrze i ich bliskim. I chociaż z dnia na dzień wiedział coraz więcej, to w tym przypadku nie był tak pewny tego, że sprawa szybko się skończy, a psychopata zostanie szybko ujęty i zamknięty w ramach recydywy na kilka ładnych lat.
Po pracy podjechał do domu. Doprowadził się do porządku, wymienił kilka wiadomości z Bradford, by poinformować ją o tym, że na jej kanapie zalegnie nieco później niż zwykle, by nie martwiła się jego przedłużającą się nieobecnością i, by przede wszystkim, uważała na siebie i nie otwierała nikomu, kto w najbliższej godzinie a może dwóch, bez zapowiedzi próbowałby się do niej dobić.
Pod domem Ersy zaparkował chwilę przed dziewiętnastą. Zgasił silnik i przed minutę może dwie wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Potrzebował tej chwili dla siebie, by wytłumić nerwy, które na nowo nim zawładnęły na samo wspomnienie tych kilku wiadomości. Wziął kilka głębszych oddechów, zerknął na tylne siedzenie i zabrał z niego nowego pluszowego Spidermana, którego kupił na mieście dla Ethana, by ten mógł najbliższą noc spędzić z tym sympatycznym pajęczym super bohaterem, który z całą pewnością przegoni niejednego potwora i złola.
– Cześć... – rzucił krótko, gdy chwile później, kiedy stał już pod drzwiami, te otwarły się, a jego oczom ukazała się była żona i synek. – Cześć kolego – dodał dużo weselej do synka i od razu wyciągnął po niego ręce, zabierając od Ersy i zamykając w swoich ramionach, gdy Ethan z całą swoją dziecięcą ufnością i miłością do rodzica, oplótł szyję Dusina swoimi małymi rączkami. – Co to się dzieje, co? – zapytał cicho synka, ale ten nie zamierzał odpowiadać. Jeszcze nie. Wtulił się tylko mocniej w Dustina, a ten bezradnie spojrzał na Ersę. – Mogę liczyć na kawę? – zagaił. Był zmęczony, co było po nim widać. Ten dzień był długi. Cały ostatni tydzień taki był, a skoro już przyjechał i syn tak bardzo do niego lgnął, to chciał chociaż nabrać sił na to, by spędzić z nim więcej niż pół godziny.
Ersa Delancey
P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
Trzymając synka na rękach, podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Tak, jak się spodziewała. Przełknęła głośno ślinę i wzięła głęboki oddech. Tylko bądź spokojna. Nie kłóć się. Przyjechał do syna, mimo że jest zajęty. Spokój, spokój, spokój... Otworzyła powoli drzwi, uważając, by nie zaczepić ani nie uderzyć nimi wystającej spod ręcznika stopy syna.
- Hej... - odpowiedziała krótko, starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. Bez stawiania oporu pozwoliła, aby były mąż wziął Ethana na ręce i wpuściła go do środka.
Nim jednak zamknęła drzwi, wyjrzała na zewnątrz. Przyjechał samochodem, czyli raczej nie pił... przemknęło jej przez myśl. W gruncie rzeczy sama nie wie, czemu to pomyślała. Może to jeden z tych nawyków, które się ma, kiedy żyło się z człowiekiem nadużywającym alkoholu. Jakby nie patrzeć, nie minęło aż tak dużo czasu od rozstania, a ona sama w dalszym ciągu łapie się na dziwnych zwyczajach, które jej pozostały. Przeniosła wzrok w górę. Zrobiło się bardzo ciemno. Za ciemno, patrząc na godzinę. Ciemne chmury wisiały złowrogo, a już od ponad godziny padało. Deszcz, który liczyła, że będzie przelotny, stawał się coraz bardziej intensywny. Miała nadzieję, że ulewa wkrótce ustanie. Ethan będzie niepocieszony, jeśli jutro nie będzie mógł pójść z opiekunką na plac zabaw znajdujący się nieopodal. Poza tym nie znosiła takiej pogody. Zawsze towarzyszyły temu skoki ciśnienia, miała wtedy średnie samopoczucie. Dzisiaj szczególnie, ponieważ zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Czuła, jak delikatne uczucie ucisku i pulsowania stopniowo kumulowało się wokół głowy.
Z zamyślenia wyrwał ją głos byłego męża, który wpatrywał się na nią... bezradnie?
- Hmm? - odchrząknęła i odwróciła głowę, by spojrzeć w jego kierunku. - A kawę... Tak, jasne zrobię Ci kawę - odpowiedziała trochę nieobecna, starając się nie zwracać uwagi na powoli narastający ból głowy. Zamknęła drzwi, minęła Dustina oraz Ethana, któremu w ramach otuchy posłała szeroki uśmiech i pokazała kciuki do góry, i poszła do kuchni, która znajdowała się na końcu krótkiego korytarza. - Sama zresztą też potrzebuje się napić - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, nie licząc, że były mąż ją usłyszał.
W gruncie rzeczy cieszyła się, że była teraz w innym pomieszczeniu. Czuła trochę wyrzuty sumienia, że tak naskoczyła na Dustina, ale nie chciała od razu przyznawać się do błędu. Problem polegał na tym, że jest człowiekiem, któremu kłamstwo przychodzi z trudem, bo słowa zdradzało ciało - mimika i gesty. A że Dustin był obecny w jej życiu jakiś czas, zdołał ją poznać i wiedział, kiedy mogła kłamać. To ona zajmowała zawsze przegraną pozycję, bo nie działało to w drugą stronę. On nie chciał się dać odczytać, a w wiarygodnym kłamaniu i ukrywaniu przed nią wielu rzeczy był dobry. Ba! Bardzo dobry. Tylko że teraz to nie ma znaczenia. Ona już nie jest i nie będzie częścią jego życia, więc nie obchodzi ją, czy mówi jej prawdę, czy kłamie, czy dalej pije czy nie. Dobra, nie ma co się oszukiwać, w pewien sposób będzie zawsze częścią jego życia. Ale tylko z powodu Ethana. I żadnego innego.
- Możesz ubrać Ethana w piżamy?! Leżą na łóżku w jego pokoju! - krzyknęła do Dustina z kuchni.
Wsypała ziarenka do młynka elektrycznego, by po chwili ją zmielić. Wlała wodę do kawiarki, przesypała świeżo zmieloną kawę i postawiła urządzenie na kuchence. Nie, nie ma ekspresu do kawy. Po co? Czy wszyscy ludzie muszą mieć ekspres? Poza tym lubiła cały rytuał związany z przygotowywaniem gorzkiej ambrozji. Przedłużała czynności najdłużej, jak to możliwe. W międzyczasie ziewnęła przeciągle.
W końcu woda zaczęła bulgotać, a kawa była gotowa do podania. Słyszała ciche szmery z pokoju obok. Zapewne rozmawiają, pomyślała. Postanowiła dać im chwilę sam na sam. Wyciągnęła kubki z szafki, by chwilę później napełnić je kawą. Zawahała się, czy zanosić mu ją teraz czy postanowi przyjść po nią sam.
Dustin Hawthorne
- Hej... - odpowiedziała krótko, starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego. Bez stawiania oporu pozwoliła, aby były mąż wziął Ethana na ręce i wpuściła go do środka.
Nim jednak zamknęła drzwi, wyjrzała na zewnątrz. Przyjechał samochodem, czyli raczej nie pił... przemknęło jej przez myśl. W gruncie rzeczy sama nie wie, czemu to pomyślała. Może to jeden z tych nawyków, które się ma, kiedy żyło się z człowiekiem nadużywającym alkoholu. Jakby nie patrzeć, nie minęło aż tak dużo czasu od rozstania, a ona sama w dalszym ciągu łapie się na dziwnych zwyczajach, które jej pozostały. Przeniosła wzrok w górę. Zrobiło się bardzo ciemno. Za ciemno, patrząc na godzinę. Ciemne chmury wisiały złowrogo, a już od ponad godziny padało. Deszcz, który liczyła, że będzie przelotny, stawał się coraz bardziej intensywny. Miała nadzieję, że ulewa wkrótce ustanie. Ethan będzie niepocieszony, jeśli jutro nie będzie mógł pójść z opiekunką na plac zabaw znajdujący się nieopodal. Poza tym nie znosiła takiej pogody. Zawsze towarzyszyły temu skoki ciśnienia, miała wtedy średnie samopoczucie. Dzisiaj szczególnie, ponieważ zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Czuła, jak delikatne uczucie ucisku i pulsowania stopniowo kumulowało się wokół głowy.
Z zamyślenia wyrwał ją głos byłego męża, który wpatrywał się na nią... bezradnie?
- Hmm? - odchrząknęła i odwróciła głowę, by spojrzeć w jego kierunku. - A kawę... Tak, jasne zrobię Ci kawę - odpowiedziała trochę nieobecna, starając się nie zwracać uwagi na powoli narastający ból głowy. Zamknęła drzwi, minęła Dustina oraz Ethana, któremu w ramach otuchy posłała szeroki uśmiech i pokazała kciuki do góry, i poszła do kuchni, która znajdowała się na końcu krótkiego korytarza. - Sama zresztą też potrzebuje się napić - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, nie licząc, że były mąż ją usłyszał.
W gruncie rzeczy cieszyła się, że była teraz w innym pomieszczeniu. Czuła trochę wyrzuty sumienia, że tak naskoczyła na Dustina, ale nie chciała od razu przyznawać się do błędu. Problem polegał na tym, że jest człowiekiem, któremu kłamstwo przychodzi z trudem, bo słowa zdradzało ciało - mimika i gesty. A że Dustin był obecny w jej życiu jakiś czas, zdołał ją poznać i wiedział, kiedy mogła kłamać. To ona zajmowała zawsze przegraną pozycję, bo nie działało to w drugą stronę. On nie chciał się dać odczytać, a w wiarygodnym kłamaniu i ukrywaniu przed nią wielu rzeczy był dobry. Ba! Bardzo dobry. Tylko że teraz to nie ma znaczenia. Ona już nie jest i nie będzie częścią jego życia, więc nie obchodzi ją, czy mówi jej prawdę, czy kłamie, czy dalej pije czy nie. Dobra, nie ma co się oszukiwać, w pewien sposób będzie zawsze częścią jego życia. Ale tylko z powodu Ethana. I żadnego innego.
- Możesz ubrać Ethana w piżamy?! Leżą na łóżku w jego pokoju! - krzyknęła do Dustina z kuchni.
Wsypała ziarenka do młynka elektrycznego, by po chwili ją zmielić. Wlała wodę do kawiarki, przesypała świeżo zmieloną kawę i postawiła urządzenie na kuchence. Nie, nie ma ekspresu do kawy. Po co? Czy wszyscy ludzie muszą mieć ekspres? Poza tym lubiła cały rytuał związany z przygotowywaniem gorzkiej ambrozji. Przedłużała czynności najdłużej, jak to możliwe. W międzyczasie ziewnęła przeciągle.
W końcu woda zaczęła bulgotać, a kawa była gotowa do podania. Słyszała ciche szmery z pokoju obok. Zapewne rozmawiają, pomyślała. Postanowiła dać im chwilę sam na sam. Wyciągnęła kubki z szafki, by chwilę później napełnić je kawą. Zawahała się, czy zanosić mu ją teraz czy postanowi przyjść po nią sam.
Dustin Hawthorne
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
– Kawę… – powtórzył i jak na zawołanie przeciągle ziewnął. Padał z nóg i naprawdę nie pogniewałby się za kubek mocnej, czarnej jak smoła kawy, która postawi go nieco na nogi. – Dzięki – rzucił jeszcze, gdy się zgodziła i ruszył w głąb domu z synem na rękach. Doskonale wiedział, w którą stronę kierować swoje kroki, toteż chwilę później znajdował się już w pokoju. Usadziwszy chłopca na łóżku, sam przysiadł zaraz obok niego, zapoznając się z nową ulubioną zabawką Ethana, o której ten opowiadał w taki sposób, że tak naprawdę chyba rozumiał sam siebie i nikt dorosły, co najwyżej inne dziecko, pojęłoby jej fenomen. Mimo to Dustin kiwał głową, uśmiechał się i wykazywał zainteresowanie, szczere, bo wszystko to, co wiązało się z jego synem, było dla niego niezwykle istotne.
O tym, jak czuł się, kiedy wymieniał z Ersą wiadomości nie chciał myśleć. To nie miało znaczenia, kiedy był obok syna, z którym mógł spędzić tych kilkanaście, może kilkadziesiąt nadprogramowych minut, jakie wpadły tak niespodziewanie, ale były najlepszym prezentem, mimo przykrych okoliczności, bo rzecz jasna ostatnim czego chciał, to tego, by strach dziecka przed zasypianiem, był powodem tego, że mogli spotykać się częściej. Swoją drogą zamierzał jeszcze porozmawiać z byłą żoną o kwestii spotkań częściej niż dwa razy w miesiącu, ale potem. Teraz miał bowiem ważniejsze sprawy na głowie. Zabawki, rozmowę z synem o tym, co robił przez ostatnie dni. Musiał go też przebrać w piżamę.
– Załatwione! – odkrzyknął, ku uciesze syna, który się zaśmiał. Ethan zdawał się być zadowolony z powodu tego, że w domu było oboje jego rodziców, jak i z samego faktu, że dookoła niego skakali i dzielili się obowiązkiem opieki nad nim. Niestety, nic co dobre dla tego małego człowieczka, nie mogło trwać wiecznie. Dustin przebrał Ethana, powygłupiał się z nim jeszcze chwilę. Zerknął w stronę drzwi. Wciąż chodziła za nim ta przeklęta kawa.
– Co tam młody? Dość tych szaleństw i pora iść spać, nie? – zagaił synka, na co ten pokręcił głową. – Mama wspominała, że znowu się boisz. Co się stało? – dodał, nakrywając młodego kołdrą. Ten zaś przecierając dłońmi zmęczone oczy, zaczął opowiadać o tym, że kiedy idzie spać, to śni mu się park. To, że sam po nim chodzi. Dustin szybko zrozumiał, w czym tkwił problem. – Kumplu, przecież nic się nie stało. Byłeś dzielny i wiedziałeś, gdzie powinieneś iść – próbował pocieszyć syna, pokazać mu, że nie było się czego bać, bo… – Zobacz, jak świetnie dałeś sobie radę. Byłeś jak Spiderman w Central Parku. Pokonałeś odważnie kawał drogi, całkowicie sam. Skoro udało ci się to wtedy, to tym bardziej uda ci się w snach – wyjaśnił, na co Ethan pokiwał głową. – Tylko pamiętaj, że w snach możesz tak szaleć, ale w życiu… nigdy więcej nie możesz tak robić, wiesz? – dopytał, na co usłyszał ciche potwierdzenie. Zerknął też w stronę drzwi. Był pewny, że usłyszał jakiś szmer, ale… może się mylił? Posiedział z Ethanem jeszcze kilka krótkich minut. Poczekał aż ten zaśnie. Poradził mu, by skupił się na czymś przyjemnym. Pogłaskał po głowie, a na koniec, gdy Ethan już spał, pocałował go w czoło i po cichu wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poszedł do kuchni, zerkając na Ersę.
– Domyślam się, że podsłuchiwałaś… – mruknął, napotykając jej spojrzenie. Był skończony? Być może. Miała nie wiedzieć, że zgubił ich syna. Że pozwolił na to, by Ethan oddalił się bez opieki. Zaklął w duchu. To miał być ich sekret.
Ersa Delancey
O tym, jak czuł się, kiedy wymieniał z Ersą wiadomości nie chciał myśleć. To nie miało znaczenia, kiedy był obok syna, z którym mógł spędzić tych kilkanaście, może kilkadziesiąt nadprogramowych minut, jakie wpadły tak niespodziewanie, ale były najlepszym prezentem, mimo przykrych okoliczności, bo rzecz jasna ostatnim czego chciał, to tego, by strach dziecka przed zasypianiem, był powodem tego, że mogli spotykać się częściej. Swoją drogą zamierzał jeszcze porozmawiać z byłą żoną o kwestii spotkań częściej niż dwa razy w miesiącu, ale potem. Teraz miał bowiem ważniejsze sprawy na głowie. Zabawki, rozmowę z synem o tym, co robił przez ostatnie dni. Musiał go też przebrać w piżamę.
– Załatwione! – odkrzyknął, ku uciesze syna, który się zaśmiał. Ethan zdawał się być zadowolony z powodu tego, że w domu było oboje jego rodziców, jak i z samego faktu, że dookoła niego skakali i dzielili się obowiązkiem opieki nad nim. Niestety, nic co dobre dla tego małego człowieczka, nie mogło trwać wiecznie. Dustin przebrał Ethana, powygłupiał się z nim jeszcze chwilę. Zerknął w stronę drzwi. Wciąż chodziła za nim ta przeklęta kawa.
– Co tam młody? Dość tych szaleństw i pora iść spać, nie? – zagaił synka, na co ten pokręcił głową. – Mama wspominała, że znowu się boisz. Co się stało? – dodał, nakrywając młodego kołdrą. Ten zaś przecierając dłońmi zmęczone oczy, zaczął opowiadać o tym, że kiedy idzie spać, to śni mu się park. To, że sam po nim chodzi. Dustin szybko zrozumiał, w czym tkwił problem. – Kumplu, przecież nic się nie stało. Byłeś dzielny i wiedziałeś, gdzie powinieneś iść – próbował pocieszyć syna, pokazać mu, że nie było się czego bać, bo… – Zobacz, jak świetnie dałeś sobie radę. Byłeś jak Spiderman w Central Parku. Pokonałeś odważnie kawał drogi, całkowicie sam. Skoro udało ci się to wtedy, to tym bardziej uda ci się w snach – wyjaśnił, na co Ethan pokiwał głową. – Tylko pamiętaj, że w snach możesz tak szaleć, ale w życiu… nigdy więcej nie możesz tak robić, wiesz? – dopytał, na co usłyszał ciche potwierdzenie. Zerknął też w stronę drzwi. Był pewny, że usłyszał jakiś szmer, ale… może się mylił? Posiedział z Ethanem jeszcze kilka krótkich minut. Poczekał aż ten zaśnie. Poradził mu, by skupił się na czymś przyjemnym. Pogłaskał po głowie, a na koniec, gdy Ethan już spał, pocałował go w czoło i po cichu wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poszedł do kuchni, zerkając na Ersę.
– Domyślam się, że podsłuchiwałaś… – mruknął, napotykając jej spojrzenie. Był skończony? Być może. Miała nie wiedzieć, że zgubił ich syna. Że pozwolił na to, by Ethan oddalił się bez opieki. Zaklął w duchu. To miał być ich sekret.
Ersa Delancey
P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
Kiedy usłyszała śmiech syna, uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że dziecko bardzo cieszyło się, że ma dwoje rodziców w domu. Każde poświęciło mu uwagę, w ten sposób czuł się najszczęśliwszy. Ale pewnych rzeczy nie da się zmienić i nie da się naprawić. Decyzja o rozwodzie przyszła jej bardzo ciężko. Do teraz ma wyrzuty sumienia, że to ona ostatecznie zdecydowała o rozpadzie rodziny, że to jej decyzja doprowadziła do tego, że ich syn jest z rozbitej rodziny. I że nigdy nie będzie to tym samym, co posiadanie dwójki rodziców razem. Ale oni razem nie potrafili już żyć. Wtedy bardzo bolało, że tak po prostu się od niej odsuwał, że przestawał się nią interesować, że kłamał. Dusiła się w tym związku coraz bardziej, a obojętność w oczach Dustina zabijała ją od środka. Początkowo myślała, że to w niej jest problem. Że nie jest wystarczająco dobra, że nie jest wystarczająco intrygująca. Ale na początku miała wrażenie, że to ta jej przyziemność i jego przebojowość przyciągnęła ich do siebie jak dwa magnesy. Bo byli od siebie różni - byli jak ogień i woda. Jak Yin i Yang. I to chyba było tym zapalnikiem dla ich uczucia. Ale w praktyce to się nie sprawdza. Okazało się, że skrajne charaktery nie mogą ze sobą współgrać, że nie umieją się uzupełniać, a jedynie są dla siebie nawzajem kulami u nogi. Kiedy podjęła jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu, wcale nie czuła ulgi. Czuła wyrzuty sumienia. Dopiero życie bez niego na co dzień i zdystansowanie się pozwoliło jej zrozumieć, że to nie ona piła. Nie ona wybierała pracę zamiast rodziny. Nie ona miała totalnie gdzieś uczucia drugiej osoby. Ona po prostu podjęła decyzję, która uwolniła każde z nich. Szkoda jej było tylko synka. Nie zasłużył na to.
Wypiła kilka łyków kawy, wzięła kubek Dustina i postanowiła zanieść ją do pokoju. Nie wiedziała, czy przyjdzie, ile im to zajmie, a kawa zaraz zacznie stygnąć.
Drzwi do pokoju syna były lekko uchylone. Podeszła bliżej i już miała otworzyć je szerzej, żeby wejść do środka i postawić kubek na komodzie, kiedy usłyszała, jak syn mówi coś o zostaniu samemu w parku. Zamarła w bezruchu i nadstawiła ucha. Wyłapała raptem kilka słów, które cicho mówił do dziecka były mąż. Dałeś radę... Central Park... Sam... Udało... Nigdy więcej... Po plecach przeszły ją ciarki i poczuła, jak z nerwów skręca ją w żołądku. Wycofała się do kuchni i postawiła kawę w tym samym miejscu, w którym stała chwilę wcześniej. Wzięła swój kubek i oparła się o blat, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą i bardzo mocno zagryzając dolną wargę.
Kiedy wszedł do kuchni i od razu zasugerował jej podsłuchiwanie, rzuciła mu spojrzenie pełne rozczarowania. Nie odpowiedziała na to. Nie chciała się kłócić. Nawet jeśli próbował ją teraz podjudzać. I nie miało dla niej znaczenia, czy taka była jego faktyczna intencja czy nie.
- Wypij, bo ostygnie - odparła, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie, i wskazała głową kubek z kawą. Niewzruszona poza nie wyszła tak, jak planowała. W jej głosie słuchać było napięcie. Tak mocno przegryzła wargę, aż poczuła metaliczny posmak w ustach. Skrzywiła się lekko. Na razie jednak w milczeniu obserwowała byłego męża.
- Udało się go uspokoić? Dzisiaj nawet zasnął bez odstraszacza na potwory - mruknęła po chwili, a zdenerwowanie w głosie wymieszało się z dozą smutku. Czyżby ich mały, uroczy rytuał już się skończył? Zapewne pryskanie pokoju ich magiczną miksturą częściowo pomagało chłopcu radzić sobie z nieobecnością ojca w domu.
Dustin Hawthorne
Wypiła kilka łyków kawy, wzięła kubek Dustina i postanowiła zanieść ją do pokoju. Nie wiedziała, czy przyjdzie, ile im to zajmie, a kawa zaraz zacznie stygnąć.
Drzwi do pokoju syna były lekko uchylone. Podeszła bliżej i już miała otworzyć je szerzej, żeby wejść do środka i postawić kubek na komodzie, kiedy usłyszała, jak syn mówi coś o zostaniu samemu w parku. Zamarła w bezruchu i nadstawiła ucha. Wyłapała raptem kilka słów, które cicho mówił do dziecka były mąż. Dałeś radę... Central Park... Sam... Udało... Nigdy więcej... Po plecach przeszły ją ciarki i poczuła, jak z nerwów skręca ją w żołądku. Wycofała się do kuchni i postawiła kawę w tym samym miejscu, w którym stała chwilę wcześniej. Wzięła swój kubek i oparła się o blat, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą i bardzo mocno zagryzając dolną wargę.
Kiedy wszedł do kuchni i od razu zasugerował jej podsłuchiwanie, rzuciła mu spojrzenie pełne rozczarowania. Nie odpowiedziała na to. Nie chciała się kłócić. Nawet jeśli próbował ją teraz podjudzać. I nie miało dla niej znaczenia, czy taka była jego faktyczna intencja czy nie.
- Wypij, bo ostygnie - odparła, starając się brzmieć jak najbardziej neutralnie, i wskazała głową kubek z kawą. Niewzruszona poza nie wyszła tak, jak planowała. W jej głosie słuchać było napięcie. Tak mocno przegryzła wargę, aż poczuła metaliczny posmak w ustach. Skrzywiła się lekko. Na razie jednak w milczeniu obserwowała byłego męża.
- Udało się go uspokoić? Dzisiaj nawet zasnął bez odstraszacza na potwory - mruknęła po chwili, a zdenerwowanie w głosie wymieszało się z dozą smutku. Czyżby ich mały, uroczy rytuał już się skończył? Zapewne pryskanie pokoju ich magiczną miksturą częściowo pomagało chłopcu radzić sobie z nieobecnością ojca w domu.
Dustin Hawthorne
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Dustin chciałby, żeby ich życie wyglądałoby w ten sposób. Żeby błędy można było naprawiać, rozwody cofać i żyć dalej dawnym życiem. To życie nie było jednak kolorowe i chcieć można było wiele, ale w praktyce zawsze wychodziło nieco inaczej. Czasu nie można było cofnąć, błędów które popełnił, nie można było naprawić, rozwodu nie można było cofnąć, a ich syn, przez jego błędy miał już zawsze być dzieciakiem z rozbitej rodziny. Zawalił. Zdawał sobie z tego sprawę i nie był z tego dumny, ale teraz chciał zrobić wszystko, co w jego mocy, by wynagrodzić chłopcu jakkolwiek to, że ten stracił normalną rodzinę. I właśnie dlatego pojawił się w domu byłej żony – bo był ojcem, który zrozumiał, że musiał stawać na wysokości zadania i być obok zawsze wtedy, kiedy jego syn będzie go potrzebował. Było to dla niego ważne również dlatego, że sam doskonale wiedział, jak to jest żyć bez ojca. Wiedział, jaki ból towarzyszy dzieciakowi, potem nastolatkowi, gdy obok nie ma tego, kto powinien być głównym wzorcem do naśladowania. I chociaż nie łudził się, że przez życie Ethana nie przewiną się żadni wujkowie, którzy również będą służyć dobrą radą i wsparciem, bo Ersa była fajną babką, do tego atrakcyjną i miała prawo układać sobie życie od zera, to na koniec dnia nadal chciał wierzyć w to, że spośród tych wszystkich wujków, to on wciąż będzie tym, do kogo jego syn będzie się zwracał z problemami, prośbami i radościami w pierwszej kolejności.
– Dzięki – mruknął pod nosem, sięgając po kubek z kawą, żeby się napić i nieco orzeźwić. Starał się przy tym zachować pozory spokoju. Nie chciał, by atmosfera między nimi była napięta, bo dobrze wiedział, że jeśli to napięcie eskaluje, to skończy się awanturą, awantura zaś może się skończyć obudzeniem Ethana, a to… cóż, nie musiał chyba mówić, że mieliby kolejny raz problem z uspokajaniem go i usypianiem? Miał nadzieję, że zdawała sobie sprawę z tego faktu, bo czuł, że wcale nie była szczęśliwa, ani z powodu wizyty, ani z powodu tego, że ich syn miewał problem z zasypianiem i jej dotychczasowe złote środki na usypianie go nie działały, a już na pewno nie była zadowolona z powodu tego, o czym rozmawiał z młodym. Dustin był za to zaskoczony tym, że jeszcze gryzła się w język i był ciekaw, jak długo to potrwa.
– Tak, myślę że… powinien przespać całą noc. Tak sądzę – odparł, przecierając dłonią twarz. Był wykończony, a jeden łyk kawy to zdecydowanie za mało, by postawić go na nogi. Sięgnął po kubek raz jeszcze. Upił kolejny łyk i jeszcze jeden. – Ten odstraszacz. Pogadam z nim o tym, hmm? Zasugeruję, że będzie dodatkową pomocą, kiedy będzie się bał i nie powinien go unikać – dodał spokojnie. Znał ją na tyle, by wyłapać to, jak zmienił się jej nastrój, gdy wspomniała o tym ich małym rytuale, który tego dnia był totalnie niepotrzebny.
Ersa Delancey
– Dzięki – mruknął pod nosem, sięgając po kubek z kawą, żeby się napić i nieco orzeźwić. Starał się przy tym zachować pozory spokoju. Nie chciał, by atmosfera między nimi była napięta, bo dobrze wiedział, że jeśli to napięcie eskaluje, to skończy się awanturą, awantura zaś może się skończyć obudzeniem Ethana, a to… cóż, nie musiał chyba mówić, że mieliby kolejny raz problem z uspokajaniem go i usypianiem? Miał nadzieję, że zdawała sobie sprawę z tego faktu, bo czuł, że wcale nie była szczęśliwa, ani z powodu wizyty, ani z powodu tego, że ich syn miewał problem z zasypianiem i jej dotychczasowe złote środki na usypianie go nie działały, a już na pewno nie była zadowolona z powodu tego, o czym rozmawiał z młodym. Dustin był za to zaskoczony tym, że jeszcze gryzła się w język i był ciekaw, jak długo to potrwa.
– Tak, myślę że… powinien przespać całą noc. Tak sądzę – odparł, przecierając dłonią twarz. Był wykończony, a jeden łyk kawy to zdecydowanie za mało, by postawić go na nogi. Sięgnął po kubek raz jeszcze. Upił kolejny łyk i jeszcze jeden. – Ten odstraszacz. Pogadam z nim o tym, hmm? Zasugeruję, że będzie dodatkową pomocą, kiedy będzie się bał i nie powinien go unikać – dodał spokojnie. Znał ją na tyle, by wyłapać to, jak zmienił się jej nastrój, gdy wspomniała o tym ich małym rytuale, który tego dnia był totalnie niepotrzebny.
Ersa Delancey
P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
Ersa była świadoma tego, że ich życie już nigdy nie będzie takie samo. Wiedziała, że są rzeczy, których nie da się już naprawić. Miała również świadomość, że ich syn będzie potrzebować ojca coraz bardziej z roku na rok. Kiedy będzie nastolatkiem najprawdopodobniej nie będzie chciał rozmawiać o pewnych sprawach z matką i ojciec będzie odgrywał tutaj większą rolę. Sama ta myśl wywołuje w Ersie pewien smutek, że w przyszłości będzie mniej potrzebna, że przejdzie na drugi plan i będzie musiała ustąpić Dustinowi. Taka była kolej rzeczy i będzie musiała się z nią pogodzić. Dlatego teraz ze wszystkich sił starała się być przy synu i korzystać z tego, że jest jeszcze dzieckiem i potrzebuje mamy. Wiedziała, że jego dzieciństwo i okres dorastania będzie trudniejsze, niż u rówieśników.
Zawiedli jako rodzice.
Oboje.
Nie zdołali zbudować mu wspólnie domu.
Bolało ją to, ponieważ w jej rodzinie nigdy nie było rozwodów, jej rodzice bardzo się kochali, więc bardzo wierzyła w miłość. Nie sądziła, że spotka ją takie rozczarowanie. Niestety, wyszło jak wyszło. Teraz mogą jedynie starać się być jak najlepszymi rodzicami dla chłopca.
Mimo pewnego żalu, który pozostał, również chciała, żeby Dustin był szczęśliwy. W końcu teraz miał pełną swobodę, by żyć na własnych zasadach. Była przekonana, że od rozwodu sobie kogoś znalazł, a jeżeli nie to na pewno nieraz spotykał się z jakimiś kobietami. Ersa nie była na to gotowa, po nieudanym małżeństwie zrobiła się nieufna. Poza tym jej życie to balansowanie między synkiem a pracą. Siostra nieraz proponowała, że z mamą wezmą Ethana do siebie, żeby mogła wyjść na randkę, ale jako rozwódka z dzieckiem raczej miała nikłe szanse na wzbudzanie zainteresowania. W końcu kto by chciał kobietę i nieswoje dziecko? U mężczyzn wydawało się to prostsze. Rozwodnik z dzieckiem działa tu bardziej jak magnez na inne kobiety. W końcu która się nie rozpływa na myśl o mężczyźnie, który sam opiekuje się swoim synem (w dni, które spędzają razem)?
Przez moment obserwowała, jak były mąż, niczym oaza spokoju, wypija kawę. Widziała jednak zmęczenie wymalowane na twarzy.
- Dużo pracy? - zagaiła, starając się zachować neutralny ton. - Co włączę radio albo przeglądam internet, pojawia się informacja o nowych zaginięciach - dodała po chwili, starając się jak najdłużej nie poruszać tematu dziwnej rozmowy między Dustinem i Ethanem, której urywki przypadkiem usłyszała. Liczyła, że nie jest to to, co podejrzewała i co od dłuższej chwili zaprzątało jej głowę.
Czuła, że pulsujący ból głowy stopniowo narastał. Odwlekała jednak ze wzięciem aspiryny.
Pokiwała głową na słowa Dustina. Sama upiła łyka kawy, starając się zachować pozory obojętności. Spuściła wzrok. - Dz... - poczuła, jak ucieka jej głos. Odchrząknęła. -... dziękuję. To dla mnie wiele znaczy - rzekła, wbijając wzrok w swój kubek. Pewnie za kilka lat i tak chłopiec powie jej, że jest już duży i nie boi się już ciemności, ani wyimaginowanych potworów spod łóżka, więc dla Ersy te chwile są najcenniejsze.
Dustin Hawthorne
Zawiedli jako rodzice.
Oboje.
Nie zdołali zbudować mu wspólnie domu.
Bolało ją to, ponieważ w jej rodzinie nigdy nie było rozwodów, jej rodzice bardzo się kochali, więc bardzo wierzyła w miłość. Nie sądziła, że spotka ją takie rozczarowanie. Niestety, wyszło jak wyszło. Teraz mogą jedynie starać się być jak najlepszymi rodzicami dla chłopca.
Mimo pewnego żalu, który pozostał, również chciała, żeby Dustin był szczęśliwy. W końcu teraz miał pełną swobodę, by żyć na własnych zasadach. Była przekonana, że od rozwodu sobie kogoś znalazł, a jeżeli nie to na pewno nieraz spotykał się z jakimiś kobietami. Ersa nie była na to gotowa, po nieudanym małżeństwie zrobiła się nieufna. Poza tym jej życie to balansowanie między synkiem a pracą. Siostra nieraz proponowała, że z mamą wezmą Ethana do siebie, żeby mogła wyjść na randkę, ale jako rozwódka z dzieckiem raczej miała nikłe szanse na wzbudzanie zainteresowania. W końcu kto by chciał kobietę i nieswoje dziecko? U mężczyzn wydawało się to prostsze. Rozwodnik z dzieckiem działa tu bardziej jak magnez na inne kobiety. W końcu która się nie rozpływa na myśl o mężczyźnie, który sam opiekuje się swoim synem (w dni, które spędzają razem)?
Przez moment obserwowała, jak były mąż, niczym oaza spokoju, wypija kawę. Widziała jednak zmęczenie wymalowane na twarzy.
- Dużo pracy? - zagaiła, starając się zachować neutralny ton. - Co włączę radio albo przeglądam internet, pojawia się informacja o nowych zaginięciach - dodała po chwili, starając się jak najdłużej nie poruszać tematu dziwnej rozmowy między Dustinem i Ethanem, której urywki przypadkiem usłyszała. Liczyła, że nie jest to to, co podejrzewała i co od dłuższej chwili zaprzątało jej głowę.
Czuła, że pulsujący ból głowy stopniowo narastał. Odwlekała jednak ze wzięciem aspiryny.
Pokiwała głową na słowa Dustina. Sama upiła łyka kawy, starając się zachować pozory obojętności. Spuściła wzrok. - Dz... - poczuła, jak ucieka jej głos. Odchrząknęła. -... dziękuję. To dla mnie wiele znaczy - rzekła, wbijając wzrok w swój kubek. Pewnie za kilka lat i tak chłopiec powie jej, że jest już duży i nie boi się już ciemności, ani wyimaginowanych potworów spod łóżka, więc dla Ersy te chwile są najcenniejsze.
Dustin Hawthorne
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
– Nawet nie mów. Odnoszę wrażenie, że to miasto wariuje z roku na rok coraz bardziej. A nawet nie to miasto, ale ci wszyscy ludzie. Jakby co roku odwalało coraz większej ilości osób. Tylko z powodu czego? Wszystkiego, co się dzieje na świecie i uderza w nas z każdej strony w wiadomościach, czy od dobrobytu i znudzenia? – odparł. Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Nie musiała mu ich udzielać. Wątpił w to, by miała takie, które uznałby za satysfakcjonujące. Takich na te pytania nie miał nikt. Nawet on sam. Mógł się jedynie zastanawiać nad tym, jak długo to szaleństwo będzie jeszcze trwać. Ile czasu będzie potrzeba na to, by seria zniknięć dobiegła końca. Ile trupów zobaczy jeszcze podczas służby, zanim ktoś, chcąc znów kogoś zabić, nie stwierdzi, że kolejny dzień powinien się obyć bez nowych zwłok.
Czasami miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę.
Zaszyć się w jakimś warsztacie samochodowym albo stolarskim, gdzie pracowałby dłużej, ale zdecydowanie spokojniej. Tam, gdzie nie byłoby miejsca na te wszystkie kryminalne sprawy, wielogodzinne zmiany w pracy, myśli, czy z kolejnej w ogóle wróci do domu czy może zarobi kulkę podczas strzelaniny. A jednak trwał w tym. Uparcie trzymał się wydziału, bo gdy przychodziło co do czego, nie wyobrażał sobie, że miałoby go tam nie być, skoro lubił robić to co robił, nawet jeśli aż za często dawało mu w kość.
– Wiem. Widzę… – przyznał, wzdychając pod nosem. Widział, że było to dla niej ważne, w związku z czym w miarę możliwości chciał pomóc, by nie musiała się rozstawać z tą tradycją tak nagle i mogła to zrobić na własnych zasadach a nie dlatego, że poniekąd swoją nieuwagą, która doprowadziła do tego, że u syna pojawiły się problemy ze snem. I może miała to być pomoc na kilka dni, może na kilka miesięcy albo i lat, ale to nie było ważne. Dustin chciał, żeby ta tradycja dobiegła końca na zasadach Ersy i Ethana. On nie miał nic do tego.
– Słuchaj… w tym parku… To była chwila nieuwagi. Dosłownie w chwili zniknął mi z pola widzenia i… przepraszam, okej? Nic się nie stało, poszedł się bawić do piaskownicy z innymi dzieciakami, ale… wiem, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca – mruknął.
Był na siebie zły o tę nieuwagę, na którą pozwolił sobie przed kilkunastoma dniami. Był zły, bo wykazał się totalną nieodpowiedzialnością. Zdawał sobie sprawę również z tego, że te wszystkie emocje, które mu wtedy towarzyszyły, strach, lęk, obawa, serce tłukące się w piersi, żołądek związany w ciasny supeł i ciężki, niemal niemożliwy do wzięcia oddech, będą mu towarzyszyć jeszcze długo na samo wspomnienie tego, że zgubił syna z oczu. Nie miało znaczenia to, że wszystko skończyło się dobrze, toteż… był gotowy wziąć na klatę wszystkie zarzuty, całą złość, groźby i ostrzeżenia, jakie mogłyby paść z ust byłej żony.
Zawalił.
Cholera, wiedział o tym.
Ersa Delancey
Czasami miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę.
Zaszyć się w jakimś warsztacie samochodowym albo stolarskim, gdzie pracowałby dłużej, ale zdecydowanie spokojniej. Tam, gdzie nie byłoby miejsca na te wszystkie kryminalne sprawy, wielogodzinne zmiany w pracy, myśli, czy z kolejnej w ogóle wróci do domu czy może zarobi kulkę podczas strzelaniny. A jednak trwał w tym. Uparcie trzymał się wydziału, bo gdy przychodziło co do czego, nie wyobrażał sobie, że miałoby go tam nie być, skoro lubił robić to co robił, nawet jeśli aż za często dawało mu w kość.
– Wiem. Widzę… – przyznał, wzdychając pod nosem. Widział, że było to dla niej ważne, w związku z czym w miarę możliwości chciał pomóc, by nie musiała się rozstawać z tą tradycją tak nagle i mogła to zrobić na własnych zasadach a nie dlatego, że poniekąd swoją nieuwagą, która doprowadziła do tego, że u syna pojawiły się problemy ze snem. I może miała to być pomoc na kilka dni, może na kilka miesięcy albo i lat, ale to nie było ważne. Dustin chciał, żeby ta tradycja dobiegła końca na zasadach Ersy i Ethana. On nie miał nic do tego.
– Słuchaj… w tym parku… To była chwila nieuwagi. Dosłownie w chwili zniknął mi z pola widzenia i… przepraszam, okej? Nic się nie stało, poszedł się bawić do piaskownicy z innymi dzieciakami, ale… wiem, że to w ogóle nie powinno mieć miejsca – mruknął.
Był na siebie zły o tę nieuwagę, na którą pozwolił sobie przed kilkunastoma dniami. Był zły, bo wykazał się totalną nieodpowiedzialnością. Zdawał sobie sprawę również z tego, że te wszystkie emocje, które mu wtedy towarzyszyły, strach, lęk, obawa, serce tłukące się w piersi, żołądek związany w ciasny supeł i ciężki, niemal niemożliwy do wzięcia oddech, będą mu towarzyszyć jeszcze długo na samo wspomnienie tego, że zgubił syna z oczu. Nie miało znaczenia to, że wszystko skończyło się dobrze, toteż… był gotowy wziąć na klatę wszystkie zarzuty, całą złość, groźby i ostrzeżenia, jakie mogłyby paść z ust byłej żony.
Zawalił.
Cholera, wiedział o tym.
Ersa Delancey
P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
- Być może to obłęd za pieniędzmi i wplywami? Ludzie wiecznie chcą mieć jak najwięcej, a sposób, w jaki mają to zdobyć jest cóż... Nieraz wątpliwy - odpowiedziała, wzruszając przy tym ramionami. - Być może mój tata też zaginął, bo był niewygodny i... - zawahała się. Na końcu języka miała I zginął , ale nie chciała przy Dustinie tego ponownie wałkować. Pamiętała, że jej były mąż, jak zresztą większość osób z jej otoczenia, sceptycznie podchodził do jej teorii, według której Earl nie zmarł wskutek zawału serca, ale został zamordowany. Pokręciła głową. To nie czas i miejsce na to. Poza tym, nic to nie zmienia, bo póki co nie znalazła żadnych dowodów ani poszlak na ten temat.
Pokiwała głową i odetchnęła z ulgą. Nawet ją trochę ucieszyło, że postanowił wziąć pod uwagę jej prośbę. Na ułamek sekundy przeszło jej przez myśl, że może faktycznie uda im się dogadać. Przestaną żreć się jak pies z kotem i zaczną w miarę ze sobą współpracować. Dla Ethana,bo to on był w tym wszystkim najważniejszy. Problem polegał tylko na tym, że po usłyszeniu kolejnych słów cień szansy zniknął w mgnieniu oka. Niedowierzała temu, co usłyszała .
Kiedy mężczyzna siedzący w jej kuchni, niczym karabin maszynowy, strzelał w jej stronę kolejnymi słownymi pociskami, czuła narastającą falę złości i rozczarowania. Czuła, że serce bije jej dużo mocniej z przerażenia, jak matce, której dziecko jest zagrożone. Wyraz jej twarzy automatycznie uległ zmianie. Juz nie było miejsca na smutek i neutralność, na którą się siliła. Zagryzła mocno dolną wargę, choć przegryzła ją wcześniej. Jednak teraz, jeśli by tego nie zrobiła, awantura w domu byłaby nieunikniona, a nie chciała budzić biednego dziecka, skoro i tak miało ostatnio problemy ze snem. W tamtym momencie, w kuchni, w której oboje przebywali, najwięcej emocji wyrażały jej oczy. Wzrok, który wyrażał więcej, niż jakiekolwiek słowa.
- Nic się nie stało, mówisz? A szło Ci tak dobrze, już liczyłam, że się po prostu przesłyszałam - przerwała ciszę po dłuższej chwili, starając się panować nad głosem. Spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym rozczarowaniem. Odłożyła kubek głośniej, niż chciała, doprowadzając do rozlania części zawartości na blacie. - Wyjdźmy na zewnątrz, nie chcę o tym rozmawiać w domu, kiedy dziecko śpi - wycedzila przez zęby i nie czekając na jego reakcje, minęła go i otworzyła drzwi tarasowe znajdujące się za plecami byłego męża. Cały czas padało, ale dla niej nie stanowiło to problemu. Wyszła na zewnątrz, chowając się pod daszkiem na tarasie. Skrzyzowala ręce na piersi, starając się opanować emocje.
Była wściekła.
Towarzyszący jej ból głowy dramatycznie się wzmożył. Szumiało jej w uszach.
- Jak? Jak to się stało, że go zgubiłeś? Co takiego robiłeś, że nie byłeś w stanie przypilnować swojego dziecka, co? Czym byłeś tak zajęty? Wyjaśnij. Bo nie jestem w stanie tego zrozumieć - zapytała ostro, patrząc twardo przed siebie.
Dustin Hawthorne
Pokiwała głową i odetchnęła z ulgą. Nawet ją trochę ucieszyło, że postanowił wziąć pod uwagę jej prośbę. Na ułamek sekundy przeszło jej przez myśl, że może faktycznie uda im się dogadać. Przestaną żreć się jak pies z kotem i zaczną w miarę ze sobą współpracować. Dla Ethana,bo to on był w tym wszystkim najważniejszy. Problem polegał tylko na tym, że po usłyszeniu kolejnych słów cień szansy zniknął w mgnieniu oka. Niedowierzała temu, co usłyszała .
Kiedy mężczyzna siedzący w jej kuchni, niczym karabin maszynowy, strzelał w jej stronę kolejnymi słownymi pociskami, czuła narastającą falę złości i rozczarowania. Czuła, że serce bije jej dużo mocniej z przerażenia, jak matce, której dziecko jest zagrożone. Wyraz jej twarzy automatycznie uległ zmianie. Juz nie było miejsca na smutek i neutralność, na którą się siliła. Zagryzła mocno dolną wargę, choć przegryzła ją wcześniej. Jednak teraz, jeśli by tego nie zrobiła, awantura w domu byłaby nieunikniona, a nie chciała budzić biednego dziecka, skoro i tak miało ostatnio problemy ze snem. W tamtym momencie, w kuchni, w której oboje przebywali, najwięcej emocji wyrażały jej oczy. Wzrok, który wyrażał więcej, niż jakiekolwiek słowa.
- Nic się nie stało, mówisz? A szło Ci tak dobrze, już liczyłam, że się po prostu przesłyszałam - przerwała ciszę po dłuższej chwili, starając się panować nad głosem. Spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym rozczarowaniem. Odłożyła kubek głośniej, niż chciała, doprowadzając do rozlania części zawartości na blacie. - Wyjdźmy na zewnątrz, nie chcę o tym rozmawiać w domu, kiedy dziecko śpi - wycedzila przez zęby i nie czekając na jego reakcje, minęła go i otworzyła drzwi tarasowe znajdujące się za plecami byłego męża. Cały czas padało, ale dla niej nie stanowiło to problemu. Wyszła na zewnątrz, chowając się pod daszkiem na tarasie. Skrzyzowala ręce na piersi, starając się opanować emocje.
Była wściekła.
Towarzyszący jej ból głowy dramatycznie się wzmożył. Szumiało jej w uszach.
- Jak? Jak to się stało, że go zgubiłeś? Co takiego robiłeś, że nie byłeś w stanie przypilnować swojego dziecka, co? Czym byłeś tak zajęty? Wyjaśnij. Bo nie jestem w stanie tego zrozumieć - zapytała ostro, patrząc twardo przed siebie.
Dustin Hawthorne
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
– Przestań. Myślałem, że to temat zamknięty. Dalej drążysz? – zapytał, kiedy padł temat jej ojca i jego śmierci.
Swego czasu sporo siedział nad tą sprawą. Drążył, próbował się doszukać czegokolwiek, co naprowadziłoby go na jakiś trop i pokazało, że to naprawdę nie był t y l k o zawał, ale nie znalazł niczego. Nikt też nie palił się do tego, by mu pomóc w sprawdzeniu tej teorii, a skoro nie było świadków i brakowało dowodów na to, że w grę naprawdę mogło wchodzić zabójstwo… Musiał odpuścić. I odpuścił, bo nie widział sensu w tym, by tkwić dłużej w sprawie, która zdawała się oczywista. Ot co, ludzie umierali. Dostawali zawałów, wylewów, czasami wpadali pod koła samochodu, innym razem dostawali kulkę podczas strzelaniny w sklepie, a jeszcze innym razem zwyczajnie się nie budzili… Życie? Brutalne, często za krótkie, ale trzeba było umieć się pogodzić z tym, że niektórzy odchodzili z niego nieco za szybko.
Teraz, kiedy nie żyli ze sobą w najlepszych relacjach, Dustin tym bardziej nie chciał pozwolić sobie na drążenie tego tematu. Wiedział, że próby przekonania jej, że powinna dać sobie spokój i zwyczajnie pogodzić ze śmiercią ojca na zawał serca, doprowadziłoby do kolejnej kłótni, a do takowych mieli już i tak wystarczająco dużo powodów. Nie chciał jeszcze bardziej zaogniać konfliktu między sobą i Ersą, bo to mijało się z celem, jaki sobie postawił, a jakim było to, by w końcu się z nią dogadać na tyle, żeby Ethan nie musiał myśleć o tym, że rodzice się nie lubią i ciągle kłócą.
Tylko czy zgubienie własnego syna w parku, kiedy miał go pod opieką, było metodą na to, by dojść do porozumienia? Nie. Widział, jak wyraz jej twarzy się zmienia. Widział to spojrzenie, które nie zwiastowało niczego dobrego. Skinął głową. Nic się nie stało. Nie stało. Przecież Ethan wrócił do domu cały i zdrowy. Przecież znalazł go wtedy w tym cholernym parku i jedyne co, to skończyło się na strachu a nie jakimś większym nieszczęściu. Jęknął w duchu, gdy poprosiła, by wyszli na zewnątrz. Bez słowa ruszył w stronę drzwi, czując na sobie wściekłe spojrzenie kobiety. Najchętniej nie zatrzymałby się nawet na chwilę i ruszył wprost do samochodu, ale wiedział, że musi wziąć to wszystko na klatę. Miała prawo być wściekła.
– Spotkałem znajomego, rozmawialiśmy. Kwestie pracy… Ethan bawił się tym samochodzikiem, ale nagle, dosłownie w ciągu minuty gdzieś zniknął. Zapadł się pod ziemię. Od razu zacząłem go szukać, ale wyjątkowo szybko się oddalił. Znajoma prokuratorka pomogła mi go znaleźć. Poszedł na plac zabaw i siedział z innymi dzieciakami w piaskownicy jakby nigdy nic… – wyjaśnił. Tylko tyle mógł. Powiedzieć, jak do tego doszło i czekać na moment, w którym „kara” zostanie wymierzona.
Do diabła…
Ersa Delancey
Swego czasu sporo siedział nad tą sprawą. Drążył, próbował się doszukać czegokolwiek, co naprowadziłoby go na jakiś trop i pokazało, że to naprawdę nie był t y l k o zawał, ale nie znalazł niczego. Nikt też nie palił się do tego, by mu pomóc w sprawdzeniu tej teorii, a skoro nie było świadków i brakowało dowodów na to, że w grę naprawdę mogło wchodzić zabójstwo… Musiał odpuścić. I odpuścił, bo nie widział sensu w tym, by tkwić dłużej w sprawie, która zdawała się oczywista. Ot co, ludzie umierali. Dostawali zawałów, wylewów, czasami wpadali pod koła samochodu, innym razem dostawali kulkę podczas strzelaniny w sklepie, a jeszcze innym razem zwyczajnie się nie budzili… Życie? Brutalne, często za krótkie, ale trzeba było umieć się pogodzić z tym, że niektórzy odchodzili z niego nieco za szybko.
Teraz, kiedy nie żyli ze sobą w najlepszych relacjach, Dustin tym bardziej nie chciał pozwolić sobie na drążenie tego tematu. Wiedział, że próby przekonania jej, że powinna dać sobie spokój i zwyczajnie pogodzić ze śmiercią ojca na zawał serca, doprowadziłoby do kolejnej kłótni, a do takowych mieli już i tak wystarczająco dużo powodów. Nie chciał jeszcze bardziej zaogniać konfliktu między sobą i Ersą, bo to mijało się z celem, jaki sobie postawił, a jakim było to, by w końcu się z nią dogadać na tyle, żeby Ethan nie musiał myśleć o tym, że rodzice się nie lubią i ciągle kłócą.
Tylko czy zgubienie własnego syna w parku, kiedy miał go pod opieką, było metodą na to, by dojść do porozumienia? Nie. Widział, jak wyraz jej twarzy się zmienia. Widział to spojrzenie, które nie zwiastowało niczego dobrego. Skinął głową. Nic się nie stało. Nie stało. Przecież Ethan wrócił do domu cały i zdrowy. Przecież znalazł go wtedy w tym cholernym parku i jedyne co, to skończyło się na strachu a nie jakimś większym nieszczęściu. Jęknął w duchu, gdy poprosiła, by wyszli na zewnątrz. Bez słowa ruszył w stronę drzwi, czując na sobie wściekłe spojrzenie kobiety. Najchętniej nie zatrzymałby się nawet na chwilę i ruszył wprost do samochodu, ale wiedział, że musi wziąć to wszystko na klatę. Miała prawo być wściekła.
– Spotkałem znajomego, rozmawialiśmy. Kwestie pracy… Ethan bawił się tym samochodzikiem, ale nagle, dosłownie w ciągu minuty gdzieś zniknął. Zapadł się pod ziemię. Od razu zacząłem go szukać, ale wyjątkowo szybko się oddalił. Znajoma prokuratorka pomogła mi go znaleźć. Poszedł na plac zabaw i siedział z innymi dzieciakami w piaskownicy jakby nigdy nic… – wyjaśnił. Tylko tyle mógł. Powiedzieć, jak do tego doszło i czekać na moment, w którym „kara” zostanie wymierzona.
Do diabła…
Ersa Delancey
P.
-
Whispers of lifePo tym, jak ledwo przeżyła huragan i po zaginięciu matki, wyjechała z synem z NOLA, by ułożyć sobie życie na nowo.
Skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła brwi. Minęło pięć lat od śmierci ojca Ersy. Przez cały ten czas nie daje jej to spokoju. Nic nie wskazywało na to, że mógłby dostać zawału. Owszem, dużo pracował fizycznie. I owszem, był już starszy. Ale w rodzinie nikt nigdy nie miał problemów z sercem, nikt nigdy nie miał zawału. Ojciec pracował ciężko od lat młodości, był w pewien sposób zahartowany. Organizm takiego człowieka nie doznaje nagłego szoku wskutek ciężkiej pracy. Oczywiście, środowisko pracy nie było dla niego obojętne, było do przewidzenia, że lata harówki prędzej czy później dadzą o sobie znać. Jednakże nie w takiej formie. I jeszcze to zaginięcie. I dziwna lokalizacja, która w gruncie rzeczy do niczego nie pasowała. Papa zawsze dzwonił, jak miał jechać coś załatwić. A tu zniknął bez słowa.
-Tak - odparła stanowczo. - Dalej uważam, że coś było na rzeczy. Szkoda tylko, że nikt mnie nie chciał słuchać i uważał, że moje zachowanie to przesadzona reakcja na śmierć ukochanego taty - odparła, wymownie patrząc w stronę byłego męża. Należał do tej grupy, która kazała jej odpuścić. W gruncie rzeczy nikt z najbliższych nie chciał tego słuchać. Rozumiała powód. Wszyscy byli pogrążeni w żałobie. Drążenie tematu było dla każdego ciężkie. Jednakże jej ówczesny partner życiowy był policjantem. Miał możliwości. W głębi duszy wiedziała, że się starał. Obecnie żal, który do niego miała, jakby pogarszał jej pamięć, starając się wyprzeć dobre wspomnienia czy odczucia.
Kiedy już stali na zewnątrz, a ona obserwowała krople deszczu intensywnie lecące z nieba i słuchała jego tłumaczeń, z każdą chwilą czuła, jak zalewa ją fala wściekłości. Zacisnęła mocno usta w wąską linię, kiedy dotarł do końca wypowiedzi. Znajomy... Nagle zmienił się w znajomą? Zabiera dziecko na schadzki? W ten sposób wyrywa na samotnego tatusia? Zagotowała się jeszcze bardziej.
- Ah, czyli to tak?! Widzisz się z nim raptem w dwa weekendy w tygodniu i nawet wtedy zabierasz go na jakieś dziwne spotkania ze znajomym? Czy może znajomą?! - wysyczała, czując ciepło zalewające twarz. - Miałeś tylko jedno zadanie, zająć się nim przez dwa dni! Jak widać, musiałeś być bardzo zajęty jakąś lafiryndą, skoro nie zauważyłeś, że zniknęło Ci dziecko! Ty... Ty... - zrobiła się cała czerwona ze wściekłości.
Złapała jedną z malutkich doniczek, które stały niedaleko. Zamachnęła się i rzuciła w jego kierunku. Trafiła w płotek, który znajdował się obok, za Dustinem. Doniczka roztrzaskała się z hukiem. Nie zamierzała celować w niego, ale czuła, że właśnie wybuchła i traciła panowanie nad sobą. Jakby miarka się przebrała.
- W dupie mam, z kim się spotykasz i co robisz! Ale na udział mojego syna się nie godzę! Mój syn nie będzie wabikiem! - krzyknęła, łapiąc za kolejną malutką doniczkę.
Dustin Hawthorne
-Tak - odparła stanowczo. - Dalej uważam, że coś było na rzeczy. Szkoda tylko, że nikt mnie nie chciał słuchać i uważał, że moje zachowanie to przesadzona reakcja na śmierć ukochanego taty - odparła, wymownie patrząc w stronę byłego męża. Należał do tej grupy, która kazała jej odpuścić. W gruncie rzeczy nikt z najbliższych nie chciał tego słuchać. Rozumiała powód. Wszyscy byli pogrążeni w żałobie. Drążenie tematu było dla każdego ciężkie. Jednakże jej ówczesny partner życiowy był policjantem. Miał możliwości. W głębi duszy wiedziała, że się starał. Obecnie żal, który do niego miała, jakby pogarszał jej pamięć, starając się wyprzeć dobre wspomnienia czy odczucia.
Kiedy już stali na zewnątrz, a ona obserwowała krople deszczu intensywnie lecące z nieba i słuchała jego tłumaczeń, z każdą chwilą czuła, jak zalewa ją fala wściekłości. Zacisnęła mocno usta w wąską linię, kiedy dotarł do końca wypowiedzi. Znajomy... Nagle zmienił się w znajomą? Zabiera dziecko na schadzki? W ten sposób wyrywa na samotnego tatusia? Zagotowała się jeszcze bardziej.
- Ah, czyli to tak?! Widzisz się z nim raptem w dwa weekendy w tygodniu i nawet wtedy zabierasz go na jakieś dziwne spotkania ze znajomym? Czy może znajomą?! - wysyczała, czując ciepło zalewające twarz. - Miałeś tylko jedno zadanie, zająć się nim przez dwa dni! Jak widać, musiałeś być bardzo zajęty jakąś lafiryndą, skoro nie zauważyłeś, że zniknęło Ci dziecko! Ty... Ty... - zrobiła się cała czerwona ze wściekłości.
Złapała jedną z malutkich doniczek, które stały niedaleko. Zamachnęła się i rzuciła w jego kierunku. Trafiła w płotek, który znajdował się obok, za Dustinem. Doniczka roztrzaskała się z hukiem. Nie zamierzała celować w niego, ale czuła, że właśnie wybuchła i traciła panowanie nad sobą. Jakby miarka się przebrała.
- W dupie mam, z kim się spotykasz i co robisz! Ale na udział mojego syna się nie godzę! Mój syn nie będzie wabikiem! - krzyknęła, łapiąc za kolejną malutką doniczkę.
Dustin Hawthorne
brawurka
-
Whispers of lifeI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że jak zaczniesz w tym znowu grzebać, to są nikłe szanse na to, że ktokolwiek zajmie się tym na poważnie, kiedy ludzie na komendzie i w prokuraturze mają od groma aktualnych spraw, którymi muszą się zająć i względem których nie brakuje im dowodów? – zapytał. Był skłonny jej pomóc, jeśli tylko o takową pomoc by poprosiła, ale jednocześnie chciał, by była świadoma tego, że nie powinna oczekiwać cudów. Minęło bowiem pięć cholernych lat. Życie toczyło się dalej, świat nadal kręcił się swoim tempem, a ludzie nie mieli zwyczaju z uśmiechem odkopywać spraw sprzed lat, zwłaszcza jeśli te były uznane za zamknięte. I pewnie pociągnąłby ten temat, gdyby nie to, że przeszli na zupełnie inny. Ten, który tak naprawdę wolałby uniknąć, co jednak nie było możliwe.
Konsekwencje. Liczył się z nimi, a jednak, gdy przychodziło co do czego, to wcale nie był gotów na ten potok słów, krzyki i nerwy, które biły od jego żony i były wymierzone wprost w niego.
– Matko Boska… – mruknął pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową, mimo że zdawał sobie sprawę z tego, jak to wszystko źle brzmiało i w jak kiepskim położeniu go stawiało. Spotkanie ze znajomym, znajoma, która pomagała mu szukać syna… za dużo. Zdecydowanie za dużo kwestii, które w żaden sposób nie działały na jego korzyść. No może poza tą, że wspomniana znajoma faktycznie przyczyniła się do tego, że szybko odnalazł syna i całe to zamieszanie nie skończyło się żadną tragedią.
– Kurwa mać! Ersa! – krzyknął, kiedy jedna z doniczek nagle przeleciała obok niego, niemal go trafiając, gdyby nie to, że w porę odskoczył w bok. Nie był jednak pewny tego, czy krzycząc na nią, kierował się tym atakiem, czy może faktem, że mówiła o „jakiejś lafiryndzie”, tym samym obrażając w niejaki sposób kogoś, kogo nawet nie znała, a kto zdecydowanie nie wydawał się stać obok typowych lafirynd.
– Jakim, kurwa, wabikiem? Posrało cię? – rzucił, pochylając się nieco, na wypadek, gdyby i tą doniczką zdecydowała się w niego rzucić. – W życiu nie zrobiłbym z niego wabika, stuknij się w głowę, to może odzyskasz rozum, którego mnie brakuje, ale tobie też, skoro takie pomysły w ogóle ci przez nią przechodzą – dodał, unosząc dłonie, by darowała sobie kolejny rzut w jego stronę. W kilku krokach wycofał się spod domu w stronę swojego samochodu i rzuciwszy jej ostatnie spojrzenie, wsiadł za kierownicę, by wrócić do domu.
Zawsze mogło być gorzej… Mogło.
Mogło być też lepiej, ale nie tym razem.
Zt. X2
Ersa Delancey
Konsekwencje. Liczył się z nimi, a jednak, gdy przychodziło co do czego, to wcale nie był gotów na ten potok słów, krzyki i nerwy, które biły od jego żony i były wymierzone wprost w niego.
– Matko Boska… – mruknął pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową, mimo że zdawał sobie sprawę z tego, jak to wszystko źle brzmiało i w jak kiepskim położeniu go stawiało. Spotkanie ze znajomym, znajoma, która pomagała mu szukać syna… za dużo. Zdecydowanie za dużo kwestii, które w żaden sposób nie działały na jego korzyść. No może poza tą, że wspomniana znajoma faktycznie przyczyniła się do tego, że szybko odnalazł syna i całe to zamieszanie nie skończyło się żadną tragedią.
– Kurwa mać! Ersa! – krzyknął, kiedy jedna z doniczek nagle przeleciała obok niego, niemal go trafiając, gdyby nie to, że w porę odskoczył w bok. Nie był jednak pewny tego, czy krzycząc na nią, kierował się tym atakiem, czy może faktem, że mówiła o „jakiejś lafiryndzie”, tym samym obrażając w niejaki sposób kogoś, kogo nawet nie znała, a kto zdecydowanie nie wydawał się stać obok typowych lafirynd.
– Jakim, kurwa, wabikiem? Posrało cię? – rzucił, pochylając się nieco, na wypadek, gdyby i tą doniczką zdecydowała się w niego rzucić. – W życiu nie zrobiłbym z niego wabika, stuknij się w głowę, to może odzyskasz rozum, którego mnie brakuje, ale tobie też, skoro takie pomysły w ogóle ci przez nią przechodzą – dodał, unosząc dłonie, by darowała sobie kolejny rzut w jego stronę. W kilku krokach wycofał się spod domu w stronę swojego samochodu i rzuciwszy jej ostatnie spojrzenie, wsiadł za kierownicę, by wrócić do domu.
Zawsze mogło być gorzej… Mogło.
Mogło być też lepiej, ale nie tym razem.
Zt. X2
Ersa Delancey