Zablokowany
Jean Lafitte
Przyjezdn*
0 lat/a, 0 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
Whispers of life
I clung to your hands so that something human might exist in the chaos
#01
przypadkowy świadek swojego upadku,
banita własnej skóry i cudzego serca,
„wielkieś mi uczyniła pustki”

U p a d e k
w jego oczach był łamiącym duszę zdarzeniem. Nieuniknionym w swym tragizmie wkradającym się cierpieniem pod skórę. Odziany w maskę neutralnej niechęci żegnał własnego ojca w drzwiach, przyglądając się w bezruchu, jak jego samochód powoli znika z pola jego widzenia. Ten jednakże pozostawił po sobie rozrywające uczucie, gdy słowami ugodził prosto w serce pierworodnego syna.
Ostrymi jak brzytwa sylabami przebił się przez skamieniałą skorupę; któż jak nie on wiedziałby, jak pchnąć go nad krawędź? Obnażyć nic niewartą duszę przed światem i pozostawić w rozpaczy samotnie ku nadchodzącej klęsce. A w obliczu własnego ojca skroni Persesa nigdy nie zdobił laurowy wieniec; poddawał się pod spojrzeniem starszego Macaulay'ego. Krew z jego krwi — gorzkie błogosławieństwo zaciskało się niczym pętlą na jego szyi.
Twoja matka...
Szumiało mu w uszach ojcowskim głosem na długo po zakończonej rozmowie nad uginającym się od wykwintnych potraw stole. Wspomnienie zmarłej kobiety zawsze uderzało w niego w sposób, przed którym nie potrafił się uchronić. Dlatego w drodze powrotnej do Audrene, spętany słodko-gorzkimi wspomnieniami matczynej obecności zdążył prawie opróżnić porwaną ze stołu butelkę whisky, która ogniem naznaczała jego gardło.
Odjechał — Oznajmił narzeczonej głosem obdartym z emocji; skrupulatnie ćwiczonym przez lata przez Macaulay'ego. I tylko ledwie dostrzegalnie — wyłącznie dla czujnego oka znającego go od lat — widoczna była drżąca lekko dolna warga. Ręce zaciśnięte w złości przyciskał do boków, jakby to mogło uchronić go przed całkowitym rozpadnięciem.
Na miliony
cholernych k a w a ł k ó w
i to w jej oczach. Przekląłby własną duszę, gdyby już nie ciążyła od narodzin na niej parszywa klątwa pisana mu gwiazdami na nocnym niebie. Za to jednak bezsilnie wpatrywał się w kobietę, która zdążyła zająć miejsce na szezlongu w jednym z saloników, w którym ogień przyjemnie trzeszczał z kominka. Zacisnął palce na prawie pustej butelce wysokoprocentowego trunku, a wolna dłoń ruszyła w wędrówkę do krawatu, by uwolnić nieszczęśnika z duszącego objęcia materiału
Nie r o z p a d n i j się, głupcze.


audrie beresford
bal u wolanda
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
chirurg dziecięcy w Memorial Medical Center
Awatar użytkownika
Whispers of life
Milena, if a million loved you, I am one of them, and if one loved you, it was me, if no one loved you then know that I am dead.
#2
And all this is m e t a p h o r.
An ordinary hand — just lonely for something to touch
that touches back.


W ostatnich miesiącach milczenie stało się dla Audrene Beresford swoistą tarczą obronną.
Milczała, gdy po powrocie z pracy zastawała dom spowity ciemnością.
Milczała, gdy kobiece pięści raz po raz uderzały w poły jej szpitalnego fartucha, wykrzykując przy tym na cały korytarz epitety o pieprzonych morderczyniach.
Milczała też, gdy ojciec mężczyzny, któremu już wkrótce miała ślubować miłość aż po grób, niszczył go na jej oczach.
W tych szczególnych momentach, kiedy zdawała się tracić panowanie nad sytuacją, pragnienie ucieczki stawało się wręcz nie do wytrzymania. Mimo to t r w a ł a.
Ignorując samotność, która doskwierała jej coraz mocniej. Ignorując bolesne słowa, kiedy walczyła do ostatniej poziomej, prostej kreski na monitorze na sali operacyjnej. Ignorując niemożliwe do spełnienia rodzicielskie oczekiwania, zakamuflowane w postaci dobrych manier, będące tak naprawdę jednym wielkim atakiem, mającym za zadanie złamać. W tym ostatnim przypadku tylko czekała na zatrzaśnięcie się drzwi.
Dopiero wtedy zaczynała oddychać na nowo. Jakby jej płuca niespodziewanie odzyskiwały zdolność normalnej pracy po długim wstrzymywaniu oddechu. A przecież ten duszący ciężar wcale nie spoczywał na niej - nie, ktoś inny musiał się z nim mierzyć całe życie i po raz pierwszy od bardzo dawna w spojrzeniu Audrene pojawiło się p r a w d z i w e współczucie, gdy Perses ponownie pojawił się w salonie. Przez moment nie odzywała się ani słowem, jedynie obserwując go w milczeniu, jakby analizując, jak wielkich zniszczeń dokonała ta jedna, pozornie niewinna kolacja. Jak daleko będzie musiała sięgnąć skalpelem? Jak długo będzie musiała zszywać rany? A co ważniejsze - ile świeżo założone szwy wytrzymają?
Dobrze — odpowiedziała miękko, starannie przy tym się pilnując, by nie pokazać po sobie ewidentnej ulgi, jaką przyniosła oznajmiona przez niego wiadomość. Na ułamek sekundy odwróciła od narzeczonego spojrzenie, lokując je w płomieniach ognia, rozświetlających skąpane w półmroku pomieszczenie. Jakby chciała dać mu moment do pozbierania się w samotności. Jakby po cichu liczyła, że to będzie wystarczające, choć w głębi serca wiedziała, że tak nie będzie. Bo nigdy nie było. Dlatego znów nic nie mówiąc, podniosła się ze swojego miejsca, a następnie podeszła do Persesa i nie patrząc mu w oczy i nawet nie pytając o zgodę, delikatnie odsunęła jego dłonie i sama zabrała się za rozplątywanie krawatu.
Przez wyjazd nie będzie go przez następnych kilka tygodni — rzuciła lekkim tonem, wreszcie unosząc na niego ostrożne spojrzenie. Przez chwilę będziesz wolny, zdawało się niemo mówić. Przez chwilę nie będziesz więźniem. Choć już dawno uporała się z węzłem, nie zdjęła dłoni z jego klatki piersiowej. Jakby chciała być w pogotowiu, gdyby jeszcze jej potrzebował. Bo przecież od tego była.

perses macaulay
Jean Lafitte
Przyjezdn*
0 lat/a, 0 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
Whispers of life
I clung to your hands so that something human might exist in the chaos
Zawsze byłeś jak ona...
O n a — o łagodnym uśmiechu, który skrywał się za mgłami jego pamięci, gdy wędrował do niewyraźnych wspomnień własnej matki. Z desperacją szukając w nich wytchnienia, lecz uczucie ulgi nigdy nie nadchodziło. Zalewała go za to gorycz, kiedy walczył z narastającym z nim strachem.
P r z e r a ż e n i e m; że kiedyś w swych oczach w lustrzanym odbiciu dostrzeże obłęd czy pożerającą go rozpacz.... że własny ojciec złamie go tak, jak to zrobił ze swoją najdroższą małżonką, kiedy nie zamierzała ugiąć się pod jego srogim spojrzeniem. Kiedyś ją kochał — tak powtarzali szeptami w jego rodzinie, gdy sądzili, iż Perses nie słuchał. I przez lata starał się uciekać ze strachem od tej wizji miłości; wyniszczającej i pozostawiającej jedynie pożogę za sobą. Pragnął przełamać przeklęty krąg, by wyrwać się od ciążącego na jego nazwisku nieszczęścia prowadzącego do zatracenia w samotności. Przez krótką chwilę — zamkniętą w jej ciemnym spojrzeniu — potrafił w to uwierzyć.
W siebie... w n i c h; naiwnie czuł się jakby ponad miłością, w jakiej został wychowany. Jednak ta spowiła ciasno jego serce, krążąc trucizną po krwiobiegu młodego marzyciela... więc poległ z jej imieniem na własnych ustach.
Drgnął lekko, słysząc łagodny głos narzeczonej, przebijający się przez odgłos trzaskającego w kominku. Czasami wydawała mu się zjawą uwięzioną przy jego boku w boskiej karze. Któż wszakże zapragnąłby zaoferować mu choć gram własnych uczuć, gdy jego nieobecne spojrzenie błądziło w poszukiwaniu tego co utracone? W egoistycznym geście pozwalał sobie na uciekanie w jej ramiona, gdy demony podążały za nim w koszmarze na jawie. Chłonął ciepło jej ciała, łudząc się, iż choćby na moment ogarnie go słodka niepamięć. Ciepło — nie żar innego serca — nie mogło zdołać jednak stopić paraliżującego Persesa lodu.
Obserwował w bezruchu, jak zbliża się do niego, pokonując dzielący ich dystans kilku kroków — nigdy rozdzierającą ich życia przepaść. Mimowolnie wstrzymał oddech, gdy stanęła przy nim; zniszczysz ją. Sumienie paliło go w duszy, choć pragnął go ugasić własnym strachem.
Od niego nie ma ucieczki... rozliczy mnie po trzykroć za każdy błąd, gdy tylko wróci — W zachrypłym szepcie Macaulay'ego skrywał się niepokój; wiecznie obecny w chaotycznych myślach mężczyzny. Przez lata zdołał nauczyć się prostych praw w relacji z własnym ojcem; o trzeźwym umyśle nigdy nie zdoła o nim zapomnieć.
Nie powinnaś była tego oglądać... — Z cichym westchnięciem, przymknął oczy, gdyż skryć się przed jej przenikliwym spojrzeniem było wszakże najłatwiej. Pomimo tego nie uciekł od dotyku Audrene, poddając mu się w całości; z wręcz smutną desperacją strąconego na dno człowieka, który poszukiwał pocieszenia. Dlatego też powoli jego własne dłonie powędrowały do góry w poszukiwaniu, by objąć delikatnie te należące do narzeczonej.


audrie beresford
bal u wolanda
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
chirurg dziecięcy w Memorial Medical Center
Awatar użytkownika
Whispers of life
Milena, if a million loved you, I am one of them, and if one loved you, it was me, if no one loved you then know that I am dead.
Nigdy nie poznała swoich biologicznych rodziców.
Nigdy też nie próbowała ich odszukać.
Bo prościej było udawać, że nie istnieli w ogóle; a na pewno prościej niż pogodzić się z myślą, że mogliby jej nie chcieć.
W końcu gdyby było inaczej, nie oddaliby jej w cudze ręce.
Gdyby było inaczej, nie tułałaby się od przytułku do przytułku.
Gdyby było inaczej, nie spędzałaby długich godzin na marzeniu o prawdziwej rodzinie, tuląc się do wyświechtanego misia w zbyt małym i niewygodnym łóżku, każdej nocy łudząc się, że już nazajutrz ktoś po nią przyjedzie i zabierze z tego okropnego miejsca.
Ale gdyby też było inaczej, nigdy nie trafiłaby pod skrzydła Państwa Beresford. Gdyby było inaczej, nigdy nie miałaby siostry.
I nigdy też by jej nie straciła.
Los zdawał się mieć przewrotne poczucie humoru; choć dostała od niego szansę na lepsze życie, to i tak w którymś momencie wszystko zostało jej odebrane. W s z y s t k o, bo Nadine była dla niej całym światem, więc dokładnie tak się poczuła, gdy niespodziewanie odeszła.
I paradoksalnie to Perses stał się jej zastępcą; jedyną stałą w kompletnym chaosie, w którym stopniowo zaczynała się pogrążać. Dlatego trzymała się go kurczowo, tłumacząc to sobie altruistyczną chęcią uśmierzenia jego bólu, a nie próbą zapomnienia o własnym. Bo przecież ł a t w i e j było leczyć cudze rany aniżeli te swoje.
Tak było właśnie teraz - stojąc przed nim, potrafiła myśleć wyłącznie o tym, jak bardzo nienawidziła Macaulaya seniora, aczkolwiek nie zdradzała się otwarcie z żywioną do mężczyzny antypatią. Do perfekcji miała bowiem opanowaną rolę i d e a l n e j gospodyni i nawet po jego wyjściu hamowała się z krytycznymi komentarzami.
Nie myśl o tym, proszę — odparła łagodnie, delikatnie przy tym gładząc go po policzku, jakby chciała tym prostym gestem uciszyć burzę, która ewidentnie w tej chwili toczyła się w jego głowie. Widząc narzeczonego w takim przygnębiającym stanie, nie umiała skutecznie skryć empatii we własnym spojrzeniu. — Hej, nie chowaj się przede mną — poprosiła, z tą niegasnącą delikatnością obejmując jego twarz obiema dłońmi. — Najważniejsze, że to już za nami — celowo zaakcentowała ostatnie słowo, chcąc mu pokazać, że stanowili z e s p ó ł. Być może nieidealny; być może związany cienkim sznurem, stale balansującym na granicy przerwania, ale nadal będący c a ł o ś c i ą.

perses macaulay
Jean Lafitte
Przyjezdn*
0 lat/a, 0 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
Whispers of life
I clung to your hands so that something human might exist in the chaos
W całym tym pełnym emocji pomieszczeniu był niczym duch, który nie miał już miejsca w tym tętniącym życiem świecie. Jego myśli krążyły wokół ponurych wspomnień — utraty, która wciąż go bolała, jak świeża rana, której nie można już wyleczyć. W jego umyśle stawały się coraz wyraźniejsze obrazy czasu, kiedy wszystko wydawało się prostsze. I w zalewającej go rozpaczy majaczyło mu jej widmo; niewyraźne, gdyż otulała ją mgła upojenia. Miał wrażenie, że czas się zatrzymał, a jego serce znów zadrżało na wspomnienie ich ostatniej rozmowy.
Czuł, jak ciężar smutku ciąży na jego klatce piersiowej, jakby każdy z przeklętych oddechów był wyzwaniem. Wzrok skierował na własne dłonie, które trzymały wilgotną butelkę whisky — były zimne, jak jego uczucia. Pragnął krzyknąć, wyrzucić z siebie cały ten ból, ale słowa zamknęły się w gardle i nie chciały wydostać się na zewnątrz. Czuł się jak ryba wyrzucona na brzeg – bez nadziei, bez kierunku, w świecie, w którym wszystko wydawało się obce.
Studził smutek, starając się zrozumieć jego źródło, ale im bardziej się starał, tym silniej go dusił. Czasami myślał, że mógłby się zgubić w tym uczuciu, trzymając je blisko jak najcenniejszy skarb, mimo że w rzeczywistości było to jedynie brzemię, które wpędzało go w coraz głębsze otchłanie rozpaczy. I tak stał, wpatrzony w oczy narzeczonej, z sercem pełnym żalu, i czekał, aż burza w jego duszy w końcu się uspokoi.
Cogito ergo sum — Szept zatańczył na języku mężczyzny; tańcem słabym i prawie ginącym w orkiestrze niespokojnych uczuć. Składał się z własnych myśli — niespokojnych i rozdzierających jego duszę, gdyż od lat nie zaznał prawdziwego spokoju w swym życiu. Trwał od dnia do dnia w pięknie utkanym kłamstwie, iż wszystko układało się wyśmienicie.
Audrene — Trzymał się jej imienia niczym ostatniej deski ratunku, desperacko zaciskając palce na każdym dźwięku wybrzmiewającym jego własnym głosem. Audrene, Audrene, Audrene... świętokradztwo w ustach grzesznika paliło go w gardle piekielnym ogniem.
Nigdy wszakże nie miał stać się jej, a tylko obłudnie trwać p r z y niej. Złodziejka jego serca już dawno sakpoało je sześć stóp pod ziemią.
Przepadło, Persesie
Cóż takiego jest za nami? Bo nie życie w jego cieniu... — Chciał odnaleźć w sobie siłę do czegoś na kształt uśmiechu, ale czuł, jak ból związany z n i m wciąż go przytłacza. Kiedy oplótł daple mocniej na szyjce szklanej butelki, zauważył, jak drżą lekko od zimna, mimo ciepła bijącego od kominka. To była ta niszcząca fala smutku, zostawiająca go w stanie wewnętrznego zastoju. Ogień w kominku gasł powoli, tak jak gasły coś w nim. Perses wpatrywał się w wystające kawałki drewna, które z każdym kolejnym skokiem płomieni przenikały w topniejące popioły — tak jak on, zdawały się powoli tracić własność nad swym życiem. I nadal — na przeklętych bogów pomimo rozprzestrzeniającego się ciepła serce doskwierało mu chłodem, pozostawiając tylko palące przygnębienie, które zdawało się nie mieć końca. Próbował zebrać myśli, zatopić się w blasku ognia, ale to wydawało się zbyt trudne. Gdy otworzył oczy, zrozumiał, że jedynym towarzyszem w tej smutnej chwili był szept ognia, a w jego duszy wciąż tlił się nieustający żal.
Potrzebował jej — nawet w obłudzie ich własnych uczuć.

audrie beresford
bal u wolanda
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
chirurg dziecięcy w Memorial Medical Center
Awatar użytkownika
Whispers of life
Milena, if a million loved you, I am one of them, and if one loved you, it was me, if no one loved you then know that I am dead.
Salon zdawał się tonąć...
... w chmurze przytłaczających emocji, zdających się rozpychać na niewielkiej przestrzeni coraz bardziej i bardziej, tracąc przy tym jakikolwiek początek i koniec - jakby już miały tylko być, być, być..
Jakby cztery ściany nie były w stanie pomieścić niczego w i ę c e j.
Jakby tylko smutek mógł zaistnieć między nimi.
Współdzielony, a jednocześnie przeraźliwie samotny: znaczący twarz barwą ponurej melancholii, odbijający się w głębi spojrzenia, jakby oboje byli tu i teraz, a jednak gdzieś daleko, daleko stąd. Poza zasięgiem.
Może już zawsze miało tak być.
Może pewnych murów nie dało się obalić; może wzrok już zawsze miał uciekać; może powinna to zaakceptować.
Na razie starała się zrozumieć.
Dlatego na jego słowa uśmiechnęła się smutno. Nie dało się nie m y ś l e ć, kiedy w głowie nigdy nie następowała cisza; kiedy umysł stale funkcjonował na najwyższych obrotach, jednocześnie karmiąc lęki, pozwalając im tym samym rosnąć w nieskończoność.
Bez końca. Bez opamiętania. Bez chwili wytchnienia.
Sam siebie ranisz — a mimo to skarciła go stanowczym tonem, niemal jak niesforne dziecko, które pomimo wielokrotnych ostrzeżeń, dotknęło gorącego naczynia, parząc sobie przy tym dłonie. Bardzo boli, Persesie? Nie mogła pozwolić mu, by znów zanurzył się w tym cierpieniu - nie wiedziała bowiem, czy będzie mieć na tyle siły, by go z niego wyciągnąć.
Cofnęła się o krok, opuszczając dłonie bezwładnie wzdłuż ciała. Jakby stopniowo pochłaniała ją jego rezygnacja; jakby punkt po punkcie wysysała z niej te resztki nadziei, które tak usilnie starała się podtrzymywać, a które mimo wszystko stopniowo g a s ł y.
Pauza.
I po raz pierwszy: niezrozumienie.
Dlaczego nie odejdziesz? — od ojca, od nas. Pytanie będące pokłosiem kolejnego trudnego wieczoru; kolejnego spotkania łamiącego serce.
A w kominku pozostał już jedynie słaby ż a r.

perses macaulay
Jean Lafitte
Przyjezdn*
0 lat/a, 0 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
Whispers of life
I clung to your hands so that something human might exist in the chaos
Czuł się o b c y.
We własnym domu, który w swych założeniach miał uchodzić za jego bezpieczną przystań, lecz w ostatecznym rozrachunku zbolałej duszy pozostawał tylko smutnym budynkiem goszczącym go nie każdej nocy. I teraz — w swym nieszczęsnym losie — prawie na własne życzenie wtrącił się do złotej klatki, o której pręty obijały się jego już dawno złamane skrzydła. Jednakże dalej dość naiwnie podrywał się do lotu, choć każda kolejna próba przynieść mu miała wyłącznie jeszcze więcej cierpienia.
Upadał.
We własnych myślach do wód rozpaczy, które pochłonąć go miały, kiedy bezbronnie opuścił maskę chroniącą go przed całym światem. Gdzieś za zatartymi granicami kulił się w duszy, czując się p o k o n a n y m.
Powinien pod spojrzeniem narzeczonej odczuwać choć odrobinę pocieszenia, lecz zalewała go tylko żałość, a po niej następowała ogromna fala złości — na nią i głównie na siebie, iż pozwolił jej dostrzec te skrawki własnego jestestwa. To twoja narzeczona; wołał w nim cichy głosik, lecz pomimo tych obietnic wspólnego życia, nie potrafił żyć z nią... a wyłącznie obok. Nigdy r a z e m.
Kto jak nie my sami potrafimy siebie najboleśniej zranić... — Ciche westchnięcie ledwo przypominało odpowiedź sformułowaną do jego rozmówczyni, jakby te słowa właściwie nic nie znaczyły... jakby wypowiadanie ich nic nie zmieniło.
Nie poczuł nic, gdy kobieta cofnęła się od niego o krok — a powinien, do cholery! Obserwował ją za to ze zniecierpliwionym spojrzeniem, starając się zebrać myśli w tym pogłębiającym się stanie upojenia.
A gdzież miałbym odejść? — Okryte gorzkością dźwięki skierował ku niej prawie niczym pociski, które wyrwały się wręcz naturalnie, gdyż przez całe życie wyuczył w sobie podobne reakcje obronne. Perses przez moment poczuł nawet cień wstydu, że tak się zachował... lecz ten prędko został pochłonięty przez irytację oraz alkohol szumiący mu w głowie.
Powoli pokręcił głową i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku kanapy, wymajając przy tym Audrene. Właściwie gorzej już zapewne być nie mogło, więc bez skrupułów — a może odrobinę przypadkowo — osunął się na podłogę przy meblu, opierając się o niego plecami i delikatnie przymykając oczy.

audrie beresford
bal u wolanda
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
chirurg dziecięcy w Memorial Medical Center
Awatar użytkownika
Whispers of life
Milena, if a million loved you, I am one of them, and if one loved you, it was me, if no one loved you then know that I am dead.
Nie umiała go wpuścić do środka.
Co śmieszniejsze, przez długi czas Audrie naiwnie myślała, że to zrobiła; że Perses jako jedyny potrafił przejrzeć ją na wskroś i dostrzec wszystkie ułomności, które tak usilnie starała się zamieść pod dywan.
Ale nie, on jej nie widział.
Osaczony przez własne demony i cudze oczekiwania, stojący pod drzwiami jej umysłu, które tylko okazyjnie uchylała, nie dając mu nigdy możliwości w e j ś c i a, co najwyżej rzucając mu marne i nieszkodliwe wzmianki ze swojej codzienności, zwyczajnie nie miał s z a n s y, by ją prawdziwie poznać.
Choć był bliżej niż cała reszta, to paradoksalnie też przez to był najdalej ze wszystkich.
Bo specjalnie dla niego tworzyła nową wersję siebie; wersję, która pozwalała im trwać w błogiej, niezaburzonej symbiozie. Wersję ułudy i kłamstwa, będącą tak idealnie skonstruowaną, że niekiedy sama zastanawiała się, która ona była tą prawdziwą. I czy w ogóle jeszcze istniała, gdyż zwinnie żonglując maskami każdego dnia, może już ją utraciła. B e z p o w r o t n i e.
A może to wszystko jedynie czekało na wybuch przez wielkie W; wybuch, który doszczętnie zaprzepaściłby lata pielęgnowania fałszywej rzeczywistości, w którą oboje zdawali się ślepo wierzyć, pragnąc w ten sposób odciąć się grubą kreską od przeszłości naznaczonej czymś p r a w d z i w y m.
I tym samym bolesnym. Bo żyło się znacznie łatwiej, kiedy kruche serce nie znajdowało się wprost na linii ataku, zastąpione przez pustą a t r a p ę.
Może. Choć powiedziałabym, że życie potrafi to robić znacznie lepiej — i tu w końcu ściągnęła z niego ciężkie spojrzenie i wbiła je w podłogę, ponieważ w momencie oczy niebezpiecznie jej się zaszkliły, a ostatnie czego chciała, to żeby Perses to dostrzegł. Bo dobrze znana jej była bezwzględność losu - może aż za dobrze.
Nie mogła się jednak rozkleić. Nie teraz. Nie, kiedy miała towarzystwo. Dlatego wziąwszy głęboki wdech, objęła się ciasno ramionami i znów omiotła mężczyznę uważnym spojrzeniem, gdy postanowił on zareagować atakiem. W pierwszej chwili nie powiedziała nic - pozwoliła mu się wyminąć, jakby nogi na dobre wrosły jej w ziemię. I dopiero kiedy osunął się na podłogę, podążyła w jego ślady, by milcząco usiąść tuż obok niego.
Przykro mi, że nie jest inaczej — rzuciła enigmatycznie ze wzrokiem utkwionym w tlącym się w kominku żarze, który stopniowo zdawał się coraz bardziej pogrążać salon w ciemnych barwach.
Przykro mi, że nie mogę Ci ulżyć w bólu.
Przykro mi, że Twój ojciec Cię nie rozumie.
Przykro mi, że nie jestem n i ą.

Nie przerywając ciszy, która zapanowała między nimi, Audrene położyła mu dłoń na udzie.
Ale mimo wszystko jestem.

perses macaulay
Jean Lafitte
Przyjezdn*
0 lat/a, 0 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
Whispers of life
I clung to your hands so that something human might exist in the chaos
Trwał przy niej.
Wpatrywał się w lśniące zwierciadła, które skrywały jej oczy, by pojąć najbardziej oczywistą prawdę. Nie dostrzegał w nich jej duszy, a wyłącznie swoje marne odbicie. Gdzieś za nim skrywać się miało jestestwo jego u k o c h a n e j. Bluźniercze słowo wybrzmiało w myślach Persesa, który wszakże niegodzien był splątywać ich tak silnymi uczuciami. Z rozsądku, z wygody... z miłości?
Na wszelkich bogów!
Okrutnym dla prawdziwie zakochanych byłoby nazywać to w ten sposób, ponieważ jego serce zasmakowało już niegdyś tego słodko-gorzkiego smaku — silnego niczym narkotyk! I to sprowadziło lata temu na niego potworne cierpienia, bo naiwnie myślał, iż prawdziwe szczęście mogło być mu kiedykolwiek pisane.
Oduczył się kochać; tak prosto rzec! Pragnąłby — w całej swojej desperacji — pozostać obojętnym na ciągle żywe wspomnienia będące jak otwarte rany na jego duszy. Może wtedy potrafiłby spojrzeć na Audrene inaczej.
Zobaczyć ją.
W takim razie jesteśmy skazani na klęskę, nie sądzisz? Bez ratunku i nadziei... — Gorzki śmiech otulił każde słowo skierowane ku narzeczonej. W tym nie mógł się z nią nie zgodzić; życie nigdy nie było dla nich łaskawe, lecz on sam uważał, iż oni sami najokrutniej zdolni są zdeptać własne marzenia. Przymknął powieki z cichym westchnięciem wypuszczonym spomiędzy lekko rozchylonych warg, opierając ciążącą mu głowę od alkoholu na kolanach siedzącej tuż obok niego Audrene. I oszukiwał się — tak pięknie, że wręcz balansował na granicy z prawdą.
Zachłannie zakłamywał ich rzeczywistość takimi chwilami; drobnymi gestami, które świadczyć mogły o braku przepaści między ich dwójką. W tych sekundach stawali się sobie ogromnie bliscy w zamroczonym procentami umyśle i pozwalał sobie na opuszczenie gardy... choć na moment, by złapać oddech.
Mnie również — Wypowiedział prawie półprzytomnie, nie zastanawiając się nawet nad drugim dnem odpowiedzi narzeczonej, gdyż myśli Persesa pognały niesfornie gdzieś zupełnie indziej — w odległe krainy przeszłości, gdzie demony wbijały swe szpony boleśnie w jego skórę. — Laken... — Szept tak cichy, iż z łatwością możliwy do przeoczenia lub przekształcenia go w cokolwiek innego.
Byle nie w jej przeklęte i m i ę.


audrie beresford
bal u wolanda
Miejscow*
33 lat/a, 170 cm
chirurg dziecięcy w Memorial Medical Center
Awatar użytkownika
Whispers of life
Milena, if a million loved you, I am one of them, and if one loved you, it was me, if no one loved you then know that I am dead.
Laken.
Ręka, do tej pory kojąco przeczesująca czarnokrucze kosmyki, na ułamek sekundy zastygła w powietrzu. Na ułamek, ponieważ zaraz znów wznowiła swój bieg. Jakby nie stało się n i c.
Bo nie był to pierwszy raz, kiedy usta Persesa układały się w cudze imię; w jej imię. Słyszała je tak często, że na swój sposób stało się znajome, choć nigdy nie poznała jego właścicielki. Aczkolwiek teraz, w pogrążonym w półmroku salonie, wybrzmiało ono jakoś dosadniej. Ostateczniej. Jakby żywione do tej pory resztki nadziei, że łącząca ich cienka nić wytrzyma wszystko, właśnie umarły. W chwilach największej udręki to ona wypełniała jego myśli, nawet jeżeli nie było jej tuż obok. Choć to Audrie głaskała narzeczonego delikatnie po głowie, on bez wątpienia wyobrażał sobie kogoś innego. Czy to bolało? Czy miała ochotę mocniej chwycić go za włosy, niby przypadkiem, niby niechcący i wykrzyczeć mu prosto w twarz, jak bardzo ją to raniło? Paradoksalnie - już nie. Za pierwszym razem płakała, teraz otulała już ją tylko smutna obojętność. Jakby zaakceptowała, że ich relacja już zawsze splamiona miała być duchami przeszłości. I nawet nie umiała go za to winić, ponieważ sama nie miała czystych rąk. Dlatego milcząco to wszystko akceptowała, wybierając bezpieczny komfort poza nieznane. Bo przecież najsensowniej i najzdrowiej dla nich obojga byłoby położyć kres temu związkowi. Ale tak łatwo było się oszukiwać, tak łatwo przychodziło trwanie w tej przyjemnej bańce. Z dala od oczywistej prawdy. Że oboje byli nieszczęśliwi.
- Chodź, czas spać - szepnęła bardziej w eter niż do Persesa, jednocześnie nie podejmując żadnych ruchów, by ruszyć się z miejsca. Nogi jakby wtopiły jej się w podłogę, a ona zwyczajnie nie miała sił, by się dźwignąć. Po całym intensywnym dniu powieki miała jak z ołowiu, więc wzdychając cicho, przymknęła je na moment. Tak, tylko na moment. Tylko by zapomnieć o wszystkim. Ale choć to poczyniła, nie potrafiła wyrzucić z głowy tego przeklętego imienia.
Laken.
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”