ODPOWIEDZ
aktor/muzyk Saenger Theatre
Beza
24 lat/a 185 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
I'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
W związku z wypadkiem, z którego auto Toniego wyszło dużo gorzej niż on sam, co zawdzięczał raczej płynnej dawce szczęścia w postaci szampana niż własnemu rozsądkowi, Felix postanowił zorganizować swój własny pogrzeb. Nie miał dość pieniędzy na zrobienie tego z prawdziwym rozmachem i finezją, dlatego na rozesłanych do znajomych elektronicznych zaproszeniach znajdowała się informacja o skromnej uroczystości w mieszkaniu, uprzejma prośba o zastąpienie wieńców pogrzebowych butelkami wina (w stosunku im więcej i taniej, tym lepiej) oraz ubiór stosowny do okazji. W końcu czy istniał lepszy sposób na uczczenie pamięci o sobie niż zorganizowanie imprezy, której nie zapomną nawet sąsiedzi?
Felix naprawdę przyłożył się do organizacji, korzystając przy tym z pomocy kumpli i znajomości. Pani w kwiaciarni wcisnął łzawą historię, za którą otrzymał trzy ogromne bukiety chryzantem, których charakterystyczna woń unosiła się teraz w mieszkaniu. Nie mógł sobie pozwolić na zakup trumny, ale zeszłoroczne dekoracje halloweenowe sprawdziły się równie dobrze, a staranie udrapowana czarna tkanina, która służyła normalnie za kurtynę, sprawiała, że wszystko nie wyglądało tak koszmarnie tanio. Zrezygnował z pomysłu rozstawienia świeczek w obawie, że pijany dla zabawy puści z dymem cały budynek i został przy dyskotekowej kuli, którą Liam pomógł mu zawiesić na suficie. Zamiast eleganckich kieliszków na stole stały papierowe kubeczki z motywem w jednorożce, z Elsą i Zygzakiem McQueenem, bo akurat te wzory były na promocji w Walmarcie.
Całości wystroju dopełniam sam Felix w czarnym garniturze z kamizelką, lakierkach i muszce. Zapomniał tylko o białek koszuli, ale starannie ułożyły na włosy żel i podkreślił oczy czarną kredką, a siniaki ukrył pod grubą warstwą podkładu. W klapę marynarki wsunął sobie jedną z białych chryzantem. Musiał prezentować się doskonale na swoim własnym pogrzebie.
Zaprosił więcej ludzi, niż było w stanie pomieścić się w mieszkaniu. Choć część uznała pomysł za dramatycznie głupi, a inni wysłali go zamiast do monopolowego to do terapeuty, to jednak wydarzenie przyciągnęło tyle osób, że impreza nie przeniosła się tylko do kuchni, ale odbywała nawet w kiblu, z którego korzystanie wymagało teraz wyzbycia się resztek wstydu.
Powietrze było ciężkie od dymu papierosowego i słodkiej woni pogrzebowych kwiatów. Butelki z przyniesionym przez gości alkoholem walały się wszędzie. Wszyscy zastosowali się do dress code'u, więc pijąc najtańsze wino z papierowych kubeczków wyglądali zabawnie w eleganckich strojach. Po tragedii, jaką przyniósł ze sobą huragan, wszyscy potrzebowali wyluzować.
Gdy Prince wrócił do domu, zastał więc całe to makabryczne towarzystwo, świętujące na zapas śmierć Herrery, który bawił się prawdopodobnie najlepiej z nich wszystkich. Spojrzał na drzwi, w których pojawił się Zachrey. Nie poinformował go o planowanej imprezie, ani na nią nie zaprosił. Nie dlatego jednak, że nie chciał jego obecności. Wręcz odwrotnie. Był przekonany, że jeśli mu o wszystkim powie, to chłopak znajdzie wymówkę, żeby się nie pojawić, a on miał już szczerze dość tej gry w podchody i wzajemnego unikania.
Wstał z kanapy zabierając butelkę wina wraz z dwoma kubeczkami i tanecznym krokiem przedarł się przez tłum swoich gości, by dotrzeć do Prince'a, któremu zarzucił ramię na barki przyjacielskim gestem.
Musisz się przebrać — oznajmił bez żadnych wstępów i wbrew pierwszemu wrażeniu nie cuchnął winem, ani ziołem, a jego źrenice były w normie. Uśmiechnął się szelmowsko, gdy w tle leciało głośno „The Funeral”, a on radośnie nucił je Prince'owi do ucha jakby wbrew wszystkiemu, co wydarzyło się w ostatnich dniach, chciał go po prostu wyciągnąć na parkiet.

I've been dancing at my funeral
Waiting for you to arrive
I was hoping you'd look beautiful
Dancing with tears in your eyes

Pogodziliście się w końcu? — usłyszał gdzieś za plecami, ale nawet się nie obejrzał, tylko bystro, z niewielkiej odległości zajrzał Zachrey'owi w oczy.
Właśnie próbujemy? Prawda? — zapytał, podsuwając mu kubeczki z winem pod nos. Kolesiowi na własnym pogrzebie, się przecież nie odmawia.

Prince E. Zachrey
tatuażysta Lovejoy tattoos
Prince
21 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
If I was a bird, I know who I'd shit on.
Czy pomimo tej marnej imitacji rozmowy nadal unikał swojego współlokatora jak alimenciarz komornika?
Być może…
Miał jednak ku temu ważny powód! Niczego sobie tak naprawdę nie wyjaśnili. Nie było ani zakopania topora, ani przyznania się do zbrodni wojennych, a jedyną namiastką porozumienia stało się stwierdzenie „zrobię to bo chcę”. Nic więcej. Chociaż obaj mieli okazję do zajrzenia pod zasłonkę, żaden z nich nie wykonał tego pierwszego kroku, bo byli zbyt młodzi, zbyt uparci, zbyt dumni. Zbyt durni. Nie odwracali już od siebie wzroku i nie posyłali sobie pełnych pożałowania uśmieszków, ale napięcie pomiędzy nimi nie zelżało na tyle, by było „jak dawniej”. Robert miał jednak rację w tym, że młodość rządziła się swoimi prawami. Była pełna pasji, dramatów, końców świata i wyolbrzymionej ekstrawagancji. Mieli jeszcze całe życie na to, by ochłonąć i wyzbyć się tych wielkich emocji, ale Prince nie czuł się na tyle dorosły, by odpuścić i popłynąć z falą. W jego głowie ten ból był realny i rzeczywisty, dlatego uciekał się do jedynego mechanizmu obronnego, jaki pokazali mu rodzice – ucieczki od problemów. Tak często powtarzał sobie, że nie będzie takim dupkiem jak stary, ale widać niedaleko padało jabłko od jabłoni.
Mówi się, że menela najpierw się czuje, dopiero potem widzi i słyszy. Zachrey najpierw usłyszał głośną muzykę zza zamkniętych drzwi mieszkania, to jednak nie było zaskakujące. Nic nowego – nie od dziś przecież folgowali sobie wyciem do starych przebojów. Co go zastanowiło, to tło w postaci ludzkich głosów. Żywych. Wielu. Próg przekraczał czujny jak zwierzę w okresie polowań. Z ręką wciąż na klamce zatrzymał się w drzwiach, oglądając na stado żałobników i dziwnie znajomych twarzach. Poczuł się wręcz niezręcznie. Jak wtedy, kiedy wszedł do pokoju rodziców w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach przyrody.
Jasne, pytające spojrzenie śledziło zbliżającego się ku niemu Felixa jakby ten miał go zaatakować. Nie zauważył nawet, że nie ruszył się nawet o centymetr, odkąd absurd tej sytuacji przerósł go i zresetował. Skamieniały niczym żona Lota dzielnie przyjął na siebie ciężar ramienia chłopaka, zaglądając mu głęboko w oczy, zastanawiając się jak daleko i na czym tym razem ten orbitował. Odpowiedź jaką tam znalazł nie spodobała się jemu, a odpowiedź, jaka cisnęła się jemu na usta, nie miała przypaść do gustu Herrerze.
Czy już pogubiłeś wszystkie kulki, loco?
Ile przejebałeś w zakładzie, Rico? — odpowiedział pytaniem na pytanie, unosząc wysoko brwi, uśmiechając się i przyjmując kubeczek z winem, by opróżnić go w kilku haustach. Na odwagę. Dla wyluzowania, bo gdy zobaczył otwarte na oścież drzwi swojego pokoju i wylęgających się z niego znajomych, dupa spięła mu się jak prawakowi na zjeździe dla pedałów. Tylko spokój mógł go teraz uratować.
Chodź — dodał już bezpośrednio do Felixa, łapiąc kubeczek między zęby i chwytając go za muszkę, by wyciągnąć za drzwi które nim zamknął, przesuwając mu dłoń na klatkę piersiową i przyciskając do nich. Może i nie był najostrzejszym nożykiem w szufladzie, ale z tak bliskiej odległości nie umknęło mu, że chłopak się skrzywił, tylko nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, czy coś go zabolało, czy może się gniewał. W jego własnym głosie jednak nie wybrzmiewała stanowcza nuta irytacji.
Co tam się odwala? Dlaczego mamy mieszkanie pełne ludzi w garniakach i czarnych sukienkach? Skąd te kwiaty? Czy… Coś mnie ominęło? — W jasnych oczach Princa czaiło się proste zagubienie. Nigdy mu nie przeszkadzał fakt tego, że odstawał od reszty, tym razem jednak poczuł się zaniepokojony. Jakby zapomniał o czymś, co było oczywiste i o czym powinien wiedzieć. Nie byłby to pierwszy raz, to jednak nie umniejszało powadze sytuacji. — Co to za okazja, Felix?

Felix Herrera
aktor/muzyk Saenger Theatre
Beza
24 lat/a 185 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
I'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
Nie chciał porzucać imprezy. Spędził całą noc na tworzeniu idealnej playlisty. Szum rozmów i muzyki przyjemnie wypełniał mu głowę, nie pozostawiając wiele miejsca na refleksję. Nie musiał się zastanawiać, mógł po prostu zapomnieć. Ciągle ktoś go dotykał, ciągle ktoś do niego mówił, nieustanny potok słów i bliskość drugiego ciała były dowodem, że żyje, nawet jeśli nie był do końca pewien, czy zna imiona wszystkich gości. Dopilnował każdego, najdrobniejszego szczegółu, przykładając jakąś absurdalną i chorą uwagę do zorganizowania tej domówki. Może chodziło o to, że perspektywa pustego kościoła w dniu pogrzebu go przerażała? Nie był pewien, czy człowiek martwy może czuć się w trumnie samotny. Może potrzebował równowagi dla nocy spędzonej w areszcie? Może lubił skrajności i raz chciał umrzeć, a innym razem imprezować do rana? A może po prostu cholernie się nudził?
Felix nie szukał odpowiedzi na pytania dlaczego, bo za bardzo się jej bał. Poza tym nie miał czasu.
Westchnął zniecierpliwiony, gdy Prince wyciągnął go za muszkę z salonu. Nie miał ochoty na poważną rozmowę i szczerze liczył na to, że mogą dojść do porozumienia bez niej. Wciąż jeszcze pełen najlepszych chęci i zamiarów, polał mu dodatkową porcję wina z butelki, mając nadzieję wprowadzić chłopaka w nieco bardziej imprezowy klimat.
Roześmiał się serdecznie, gdy źródłem niepokoju Prince'a okazał się klimat zorganizowanego przyjęcia. Przez sekundę wyglądało to tak, jakby Zachrey dał się nabrać i autentycznie obawiał się, że ktoś naprawdę umarł, a Felix zorganizował w ich mieszkaniu stypę. Rozbawiony pochylił się w jego kierunku, na moment opierając czoło o jego ramię, wciąż śmiejąc z niedowierzaniem. Gdy ponownie się wyprostował, lekko kręcił głową, a na jego ustach wciąż błąkał się szeroki, niesforny uśmiech.
Pochylił się w kierunku Prince'a, by z pełną powagą powierzyć mu sekret tego wieczoru.
To mój pogrzeb — wyznał grobowym tonem, od którego przechodziły ciarki, a potem znów rechotał jak skończony idiota. Pomylił się i zamiast upić wino ze swojego kubeczka, to pociągnął alkohol prosto z butelki. Z przyzwyczajenia. Tak smakował zresztą zdecydowanie lepiej. Oblizał zaróżowione od trunku usta. — Luzuj gacie, Prince — dodał, wzruszając lekko ramionami. Czuł na plecach, jak drzwi wibrują od muzyki i śmiechów, oparł się o nie, przytulając na moment policzek do ich powierzchni. — To tylko tematyczna impreza. Nikt nie umarł — dodał odrobinę poważniej, ale jednocześnie obojętnie, jakby w gruncie rzeczy event pozbawiony był znaczenia.
Z westchnieniem odbił się od drzwi i znowu zarzucił rękę na ramiona chłopaka, dając mu mokrego całusa w skroń.
Chodź. Zabawimy się, tylko musimy cię właściwie ubrać — zaproponował, otwierając na nowo drzwi i wprowadzając go w słodki chaos życia, który przyjemnie kontrastował z ciszą korytarza. — Nie możesz przecież tak wyglądać na moim pogrzebie — dodał, obcinając go krótkim, oceniającym spojrzeniem, a następnie zdecydowanie pociągnął do swojego pokoju. Zignorował parę, która całowała się na jego łóżku, obok grającego na komórce gościa i zamaszystym gestem otworzył przed chłopakiem swoją szafę. — Dawaj. Ja nie żyje, więc możesz korzystać i wybrać cokolwiek — oznajmił hojnie.
Wybieranie nie było takie znowu proste, bo szafa Felixa idealnie odzwierciedlała stan umysłu, serca i całego życia artysty. Było w niej kilka ładnych rzeczy, ale zakopanych pod masą skołtunionych, wygniecionych szmat.

Prince E. Zachrey
tatuażysta Lovejoy tattoos
Prince
21 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
WHISPERS OF LIFE
If I was a bird, I know who I'd shit on.
Dokonało się.
Znaki może i pojawiły się wcześniej, ale w obliczu chaosu ich życia nietrudno byłoby je pominąć, dlatego Prince nawet nie zauważył, gdy Felix zwariował już to końca. To nie była kwestia kilku pogubionych klepek, a finalnego, ostatecznego szaleństwa. Niezmąconej, desperackiej psychozy. Kto normalny bowiem sam sobie wyprawiał pogrzeb? Geniusz tego pomysłu był dla Zachreya nieosiągalny, bo z poziomu własnej przyziemności widział jedynie kolejną imprezę, którą mogliby odpalić bliżej halloween. Nie dyskutował jednak, nie dodawał swoich pięciu groszy, bo i tak nie miałby niczego mądrego do powiedzenia.
Odetchnął jedynie z ulgą na informację, że tym razem nie był bardzo w tyle. Miał też szybko nadgonić. — A, m’kay.
Felix napełnił mu kubeczek tak hojnie, że wino ściekło mu po ręce, toteż nie marnował czasu, przelewając je do gardła zanim chłopak wciągnął go do mieszkania. Prowadzony w stronę pokoju, oblizując wilgotną od wina dłoń, szybko rozejrzał się raz jeszcze po ich niewielkiej kuchni z aneksem, tym razem rozpoznając już więcej osób. Był Alex, był Danny, Rico, Martin i Luca. Ze strony parapetu kubek uniosła ku niemu Morgan, zwracając uwagę kilku lasek, które tak właściwie z chęcią dzisiaj pozna. Lwia część ich znajomych stawiła się na wezwanie Herrery, co w obliczu jego bolączek powinno mu dawać jako taki spokój ducha. Nie zostanie tak od razu zlekceważony i zapomniany.
Odwal się, co? Wyglądam ŚWIETNIE. — Rzadko zdarzało mu się włożyć na siebie cokolwiek. Felix może i nie był pod specjalnym wrażeniem, ale strój Princa był dokładnie przemyślany. On wychodził dalece poza dopasowanie stanika do majtek. Crop top, który kiedyś był przylegającym podkoszulkiem, po operacji z nożyczkami i kilkoma agrafkami świetnie podkreślał odsłonięty, szczupły brzuch. Spodnie, choć może i dresowe, przydawały mu niezobowiązującego luzu, a wystające spod nich czarne kabaretki trochę pazura.
Nie był to faktycznie jednak strój godny pogrzebu.
Prince doskonale odnajdywał się w szafie współlokatora. Nie zaglądał tam nieproszony, ale przez bałaganiarstwo Felixa świetnie orientował się w tym, co ten aktualnie posiada i w jak mocno skomplikowanym są związku. Nie musiał się długo zastanawiać, odpowiadając na zaproszenie chłopaka szybkim włożeniem ręki między wyeksponowane na wieszakach materiały i wyciągnięciem na wierzch jednej z jego ulubionych, teraz psu z gardła wyciągniętych, turbo drogich koszul o perłowych guzikach. Uniósł brew, zerkając pytająco w kierunku Herrery, gotowy na jego sprzeciw pomimo hojnej deklaracji. Prince był trochę jak ta koszula. Pasował do okazji, wyróżniał się, przykuwał wzrok, ale widać było ju na pierwszy rzut oka, że coś było nie tak. Czy to niechlujny wygląd, czy mocny makijaż, czy może ten charakterystyczny dla niego wyraz twarzy, czy może zupełnie przypadkowe przeczucie – coś nie grało.
Oby po tym całym syfie „pogrzeb” Felixa nie był pojebnym, ekscentrycznym pożegnaniem. Jeżeli w jakiś nieśmieszny sposób Herrera planował się zmyć i zostawić go samego, mógł liczyć na kolejną pięść w twarz. Chociaż pił, bawił się i żartował, towarzyszyła mu jakaś niecodzienna, podniosła powaga. Zupełnie jakby on jedyny w całym tym towarzystwie brał okazję na poważnie. Koleś leżący z komórką gwizdnął znad ekranu i uniósł kciuk – jemu wybór bardzo przypadł do gustu, choć sam pod gładką marynarką miał jedynie czarną koszulkę. Jednocześnie miał gust i nie posiadał go wcale.
Albo to, albo namaluję sobie markerem krawat na klacie. Nie idę w półśrodki przy ważnych imprezach.

Felix Herrera
ODPOWIEDZ

Wróć do „504”