ODPOWIEDZ
29 lat/a 181 cm
New Orleans w New Orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
003.
Jak to się stało, że nigdy nie poznawał Nowego Orleanu w ten sposób?
Dlaczego znał zakamarki takie, o których inni nawet nie słyszeli i odwrotnie - istniały kluby, w których jego stopie nie było dane jeszcze stanąć? Nie żeby mu się wyjątkowo podobały, ale...
Z w i e d z a ł.
W każdy piątek tygodnia o godzinie wartej singli, którzy od jakiegoś czasu lubowali się w życiu, którego właściwie dopiero się uczyli, wsuwał na siebie eleganckie spodnie, które nad wyraz polubił, luźną koszulę, którą spryskiwał wodą, której marki nawet nie pamiętał, nadgarstek owijał zegarkiem, którego zdecydowanie nie powinien nosić do klubów, i tylko lekko poprawiał palcami włosy, wszak te wciąż żyły własnym życiem. Wszystko to działo się w domku, który ledwo stał, a przynajmniej niekiedy takie miał wrażenie, kiedy kolejna część wyposażenia zaczynała szwankować. Mógłby, oczywiście, że mógłby to wszystko robić w mieszkaniu, które dostał jako główny prezent przekupstwo, ale… do tego jednego jeszcze nie potrafił się przekonać.
Tylo przez maleńki moment, może kilka sekund, a może tylko urywki owych sekund, kiedy zbliżał się z kumplem do elitarnego klubu, a w odbiciach szklanych wejść widział swoją twarz, zastanawiał się, czy jeszcze był sobą?
Kim ty teraz jesteś, Baylen?
I za każdym razem, kiedy te niechciane myśli nawiedzały jego głowę, miał nadzieję, że był dokładnie taki, jaki być powinien.
Taki, jakim z a w s z e miał być.
Jedna szklanka whisky - wysłuchiwał biadolenia kumpla, ale nie był w humorze na rozmowy. Rozglądał się wokoło, zastanawiając, czym ci wszyscy ludzie dookoła zajmowali się w życiu. Może byli po prostu szczęściarzami, tak jak on?
Przecież nie jesteś szczęściarzem, Bay…
Druga szklanka whisky - o wiele bardziej by mu się podobało, gdyby dał się namówić na tych kilka cholernych buszków przed wejściem.
Trzecia szklanka wsunięta wprost w jego dłoń - przestał o d d y c h a ć.
Mogłoby minąć siedem kolejnych lat, a zaś cztery kolejne, a on rozpoznałby ją w ciemnej otchłani. Znał ją na pamięć. Wróć! Nie znał jej. Znał jej ciało na pamięć.
Rozglądnął się nerwowo, tylko przez jeden oddech, który udało mu się wyszarpnąć, bo... czy wszyscy inni też widzieli właśnie ją? Wiedzieli, jak cudowna i kłamliwa twarz kryła się pod piękną maską? Jakie wnętrze skrywało to i d e a l n e ciało, które przyciągało uwagę wszystkich? Na co oni patrzyli?
Irytacja wzrastała w nim z każdą sekundą, w której podążał wzrokiem za każdym jej ruchem, ale wcale nie pożerał jej sylwetki tak, jak robili to inni. Andox szukał kontaktu z oczami, przecież musiała czuć, że tu był! Musiała, prawda?
Zerwał się z krzesła w momencie, w którym się skończyło, wiedząc, że najpewniej miało na nią oko kilku klubowych ochroniarzy. Musiał złapać ją szybciej. Jeszcze nim wyszła na zaplecze albo w momencie, w którym właśnie w nim znikała, przedarł się przez ludzi, a ją chwycił za ramię, zdecydowanym ruchem odwracając twarzą do siebie. Cały czas była tutaj? W tym miejscu? Robiła… to?
Przejechał wzrokiem przez maskę, a gdy zerkał wprost w jej źrenice, zacisnął szczękę do granic możliwości.
Ściągnij maskę – wcale nie musiała.
Szklanka z whisky, którą zapomniał zostawić na stoliku, roztrzaskała się w rogu ściany, rzucona jego dłonią.
Baylen był spokojny. Nie denerwował się. Potrafił trzymać nerwy na wodzy, a owe cechy uratowały go przed nie jednymi tarapatami. Tylko niekiedy wybuchał złością.
B e z k r e s e m b e z r a d n o ś c i.
peach halstead
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Rose Noire”