it's every man for himself
in between heaven and hell
searching to find a way out
searching to find a way out
W pewnym momencie jego życie rozszczepiło się na dwie połówki na dwóch końcach spektrum. Znalazł się gdzieś pomiędzy ratowaniem świata kawałek po kawałku, a czynieniem większego zła niż to, które usiłował odkupić. Choć stanowiło to zagwozdkę dla jego moralności i niejednokrotnie spędzało sen z jego powiek zastanawianie się ku której stronie sięgał bardziej, nie stanowiło to dużego problemu do ukrycia. Nie miał wielu znajomych po fachu - nie takich, którzy jednocześnie zapuszczali się w miejsca, w których bywał. Dla tych spoza policji śledztwo było idealną wymówką, pod którą mógł podpisać wszystko - także przekazywanie informacji w zamian za brudny plik gotówki, który później lądował pod jego kanapą nasączony jadem nowego właściciela.
Do czasu.
Do dziś pamiętał dzień - a raczej noc - w którym poznał Israela. Wysuwając się z zamkniętego, prywatnego pomieszczenia prywatnego pubu znalazł go pochylonego nad małymi, niepozornymi pakunkami, które chowały w sobie cholernie drogie i równie nielegalne wnętrze. Delacroix pośpiesznie wsunął pakunek do swoich spodni, wiedząc, że został dostrzeżony.
Ale nie został przez niego zgarnięty. Madden odwrócił wzrok, udając, że nie zauważył niczego. Udając, że w domu nie czekała na niego odznaka, a nad ranem - obowiązek. Nie był to pierwszy raz w jego życiu, gdy dokonując transakcji po drodze dostrzegał przestępstwa. Nie był w tym miejscu po to, by zgarniać małe rybki - był po to, by zabawiać się w przynętę dla dużych. Ten wieczór miał być taki, jak każdy inny.
Tydzień później, młoda dziewczyna została znaleziona martwa pod numerem 120. Gdy z odznaką na piersi, bronią przytroczoną do uda, napotkał Israela w korytarzu, sprawy natychmiast się skomplikowały.
A granica wytarła na jego oczach.
Gdy wiele dni później zapytał go, dlaczego nie zgarnął go wtedy, w klubie, przyznał, że poluje na grube ryby. Poniekąd miał rację. Israel nie był jednym z tych złych. Nie wiedział, czy to jego usposobienie, durna naszywka pracownika zoo, którą czasem widział na jego piersi, czy odnaleziony przez nich wspólny język sprawiły, że zaczął wyciągać go z tarapatów.
Nigdy jednak nie zapomniał tej nocy.
I właśnie przez nią, oglądając zdjęcia dołączone do toczącej się od dłuższego czasu sprawy, poczuł, jak jego ciałem owłada złość.
Nigdy nie miał długiego lontu. Nie istniała dla niego koncepcja zaczekania do rana. Choć zegarek na jego telefonie pokazywał drugą w nocy, zajął się tym, co w ostatnim czasie weszło mu w krew - usunął niewygodne kadry.
A później wsunął zdjęcia do kieszeni, chwycił za kluczyki do samochodu i piętnaście minut później stanął przed drzwiami do mieszkania Israela,
- Przeszkadzam? - burknął, wciskając się do wejścia gdy tylko drzwi choć odrobinę się uchyliły.
Israel Delacroix