ODPOWIEDZ
43 lat/a 188 cm
Menager i przewodnik wycieczek w Cafe Lafitte in Exile
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An Aquarius isn't a rebel without a cause, they are the cause...
Miejscowy
Zahariel Monroe
fit


Syfilis Addams spacerował powoli po bagnach na obrzeżach Nowego Orleanu, gdzie świat zdawał się oddychać własnym rytmem, odległym od zgiełku miasta. Cichy szelest trzciny i trzask gałęzi pod stopami był jak muzyka, która kołysała jego myśli. Promienie słońca prześlizgiwały się przez liście drzew, tworząc tańczące cienie na podmokłej ziemi. Bagno pachniało wilgocią i życiem, a Syfilis czuł, jak każde z tych miejsc nasyca jego zmysły.
  Uwielbiał to miejsce – było jak żywy, oddychający organizm, pełen tajemnic i niespodzianek. Bagna były dzikie i nieskażone, pełne roślinności, która wnikała głęboko w duszę, oczyszczając ją z miejskiego zgiełku. Każdy krok, który stawiał, był świadomym zanurzeniem się w tej pierwotnej energii, w tej naturalnej symbiozie, która łączyła ziemię, wodę i niebo.
  Jego oczy śledziły delikatne fale na powierzchni wody, gdzie lilie wodne kołysały się leniwie, a małe żaby przemykały między ich liśćmi. Nieopodal, w cieniu wielkiego cyprysa, dostrzegł aligatora, który spoglądał na niego z zaciekawieniem. Syfilis uśmiechnął się lekko, uznając to spotkanie za znak harmonii, jaka panowała między nim a tym dzikim światem.
  Przystanął na chwilę, by przyjrzeć się bliżej roślinom, które rosły wzdłuż ścieżki. Mchy i porosty, zielone i miękkie, pokrywały kamienie i korzenie, tworząc niemal magiczny dywan. Addams wyciągnął dłoń, delikatnie dotykając jednej z paproci, której listki były delikatne jak najsubtelniejsze koronki. Czuł pod palcami pulsowanie życia, odwieczny rytm natury, który przypominał mu o niezmienności tego miejsca.
  Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, a niebo nad bagnem przybierało odcienie pomarańczy i różu, jakby samo malowało swoje pożegnanie z dniem. Syfilis westchnął z zadowoleniem, wiedząc, że te chwile, te obrazy, są bezcenne. Tu, na bagnach, odnajdywał spokój, jakiego nie potrafił znaleźć nigdzie indziej. To miejsce było jego azylem, przestrzenią, gdzie mógł nawiązać kontakt z samym sobą, z duchami przodków, które czuwały nad nim z oddali, i z naturą, która dawała mu siłę. I nagle zobaczył jakiegoś typa, którego nigdy wcześniej nie widział, a było to giga dziwne. Albo w to miejsce zagłębiali się sąsiedzi z domków niedaleko albo mordercy, którzy chcieli się pozbyć ciał w bagnie. A chłopczyk naprzeciwko Syfilisa nie miał obok żadnych zwłok. Chyba, że jest dawno ich nie miał, też to była możliwość.
  Addams przedarł się przez chaszcze podchodząc do małoletniego i zamiast powitania czy czegoś zwyczajnie ludzkiego, sztachnął się nosem w jego stronę i mina od razu mu się skwasiła. Chłopiec pachniał źle. Trochę jak mieszanka martwego kota, z nutą desperacji i niewyrzucanych przez trzy tygodnie śmieci (a wiedział, co mówił, bo takie często stoją na ganku i jego sąsiada). Najgorsze - albo najlepsze - że ten cały swąd od kilku dni już fermentował w jakimś słabym spirytusie. Może wódka, może jakiś menelski browar. Jedno było pewne: ktoś tu obecny miał problem i ktoś drugi tu obecny w ogóle nie chciał się tym interesować.
25 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
You're not iconic, you are just like them all
Don't act like you don't know
Przyjezdny
3
Zahariel Monroe po raz kolejny uosabiał upadek człowieczeństwa.
Zwykle nie prezentował się aż tak tragicznie. Jego praca zobowiązywała go do tego, żeby o siebie dbał, więc z reguły wychodził z domu czysty, zadbany i schludnie ubrany a zapach alkoholu maskował garścią miętowej gumy do żucia i jakimiś tanimi perfumami - drogie najprawdopodobniej będą poza jego zasięgiem tak długo, jak długo będzie przepuszczał wszystkie zarobione pieniądze na alkohol. Niejednokrotnie rozmyślał o tym, że mógłby znacząco podnieść swój status materialny, gdyby nie fakt, że codziennie zostawiał ogromne kwoty w okolicznych barach i sklepach monopolowych. Prostytucja była w końcu całkiem dochodowym zajęciem - przy okazji nieco uwłaczającym, to fakt, ale Zahariel chyba wreszcie doszedł do momentu, kiedy w zasadzie było mu już wszystko jedno. Miał więc kolejny argument, przemawiający za tym, że powinien wreszcie wziąć się w garść i przestać traktować alkohol jak remedium na całe zło tego świata. Szkoda, że to wszystko było takie proste tylko w teorii, podczas gdy w rzeczywistości każdy dzień bez picia był nierówną walką, którą Zahariel codziennie przegrywał.
Wracając jednak do tematu jego obecnej żałosnej prezencji - wczorajszej nocy znów upił się tak bardzo, że nie był w stanie wrócić do domu. Dowlókł się komunikacją miejską tak daleko, jak to było możliwe, jednak na te przeklęte, zapomniane przez Boga bagna nie dojeżdżało zupełnie nic, więc dalszą część drogi zmuszony był pokonać pieszo... oczywiście dopiero następnego dnia, bo ledwo trzymał się na nogach. Przespał się kilka godzin przy jakichś kontenerach na śmieci, dopiero później zawędrował na bagna, choć w dalszym ciągu nie bardzo wiedział, gdzie jest ani jak dojść do domu. Był niewyspany i brudny, śmierdział mieszanką potu, alkoholu i charakterystycznej woni wysypiska śmieci; był zażenowany samym sobą jeszcze bardziej niż zwykle i ponad wszystko pragnął (po uprzednim gorącym prysznicu) znaleźć się we własnym łóżku. Czy naprawdę prosił o zbyt wiele?
Siedział pod jednym z drzew, próbując przypomnieć sobie, którędy szedł wczoraj, kiedy usłyszał trzask łamanych gałęzi. Nie od razu zauważył mężczyznę, który najwyraźniej przyglądał mu się od dobrej chwili, ale kiedy zdał sobie sprawę, że jest obserwowany, natychmiast wezbrała w nim fala niepohamowanej irytacji.
No i czego się patrzysz? 一 warknął niezbyt uprzejmie, bo ponad wszystko nienawidził, kiedyś ktoś był świadkiem jego upodlenia. W ogóle nie przyszło mu do tej pustej, przepitej głowy, że mężczyzna mógł okazać się niebezpieczny i że może rozsądniej byłoby nie wdawać się w żadne pyskówki - tym bardziej, że znajdowali się dosłownie pośrodku niczego i w tej okolicy nikt raczej nie usłyszałby jego wołania o pomoc. Cóż, jak widać jego instynkt samozachowawczy faktycznie miewał się wybitnie źle. Pomyślał za to o czymś zupełnie innym - może warto byłoby spytać o drogę, skoro sam ewidentnie miał problem z tym, żeby trafić do własnego domu. Natychmiast pożałował, że już na dzień dobry wyszedł z takiej atakującej pozycji. 一 Eee... czy wiesz może, jak dojść do... 一 Przeklął się w myślach, bo oczywiście nie pamiętał tego cholernego adresu. Poprzedniego wieczoru, wychodząc z domu, zapisał go sobie długopisem na ręce, ale teraz, po jego notatce pozostała mu na przedramieniu jedynie rozmazana plama niebieskiego tuszu.
Coraz częściej dochodził to wniosku, że wszechświat naprawdę go nienawidził.

Syfilis Addams
43 lat/a 188 cm
Menager i przewodnik wycieczek w Cafe Lafitte in Exile
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An Aquarius isn't a rebel without a cause, they are the cause...
Miejscowy
Zahariel Monroe


Gdyby Śmierć była bardziej dostępna dla śmiertelników to wiedzieli by oni ile tracą. Jej piękny zapach, który zdawał się esencją życia. Kiedy Ona przychodziła bądź przemieszczała się wśród tłumów, niosła ze sobą piękną woń, którą trudno opisać. Niczym świeżo uprany koc, otulający cię w zimne deszczowe, popołudnie. Takie jesienne, kiedy przez okno czuć mokre, pomarańczowe liście mieszane z kasztanami. #jesieniara
  Dlatego powiedzenie, że nowopoznany mężczyzna jebie zgonem byłoby nietrafne. Niemniej Syfek w swojej pierwszej reakcji rozważał czy oby typowi zgona nie zajebać. Z takimi słowami? My do innych - tak. Inni do nas - nie. Trzeba wiedzieć ile mamy do siebie szacunku. Syfek miał dużo, przede wszystkim wiedział, że siebie w życiu powinien cenić najbardziej.
  - Pizda - odpowiedział po pytaniu chłopaka. Nagle stracił do niego resztki współczucia i pojawiło się tylko wkurwienie. Czy powinien mu ulec? Nie, absolutnie. Wszak takich sytuacji w swoim życiu blondyn miał wiele. Wtedy zawsze przypomniał sobie, że jest niemal klasztornym mnichem, zaś opanowanie i miłość do świata to jego główne myśli. Z drugiej strony: czasem może warto się poznęcać nad bezdomnym, przepitym turystą. - Tak nikt nie będzie się do mnie odzywać. - Powiedział tak, bo brzmiało to dramatycznie, Addams nieco nie umiał sobie odżałować nieudanej kariery aktora teatralnego.
  Zaczął iść w stronę mężczyzny krokiem iście wybiegowym. W tyle powinno zagrać mu teraz Life is a runway, wtem Syfek wyjął zza pazuchy swój rytualny nóż i machnął nim zamaszyście przed owym obcym. Narzędzie sprawnie złapał w ręku niczym uliczny kuglarz - bo takim kiedyś był, dowiedziałem się tego właśnie ze swojej karty - uśmiechnął się pysznie do młodego patorocia.
  - Kiedyś za takie coś odciąłbym ci język i nie byłaby to pierwsza część ciała, która odcinam komuś w tym roku - przyznał nieskromnie z dumą. Wtedy, gdzieś w tyle, zaczęło dziwnie szeleścić. Woda wydała cichy jęk, sugerując, iż jej piękna tafla została czymś naruszona. Addams nagle się zerwał. Przygwoździł młodzieńca do ziemi i wolną ręką zasłonił mu usta, sugerując, że obydwaj powinni zachować teraz milczenie. No i tu na scenę wchodzi krokodyl. Albo aligator? Syfek ze strachu nie wiedział. Widział przed sobą jedynie żywy skórzany pasek albo buty, które nagle dostały zęby.
25 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
You're not iconic, you are just like them all
Don't act like you don't know
Przyjezdny
Myśli o śmierci towarzyszyły mu ostatnio bardzo często. On wprawdzie, w przeciwieństwie do Syfilisa, nie rozpatrywał jej w kategorii czegoś pięknego, niemniej jednak nie wzbudzała w nim negatywnych emocji, ponieważ upatrywał się w niej wybawienia od wszystkich swoich problemów - a tych posiadał przecież całkiem sporo. Gdyby ze sobą skończył, nie musiałby dłużej martwić się tym wszystkim, z czym od dłuższego czasu, mimo usilnych starań, nie potrafił sobie poradzić. To była całkiem kusząca perspektywa a przed podjęciem ostatecznego kroku powstrzymywał go jedynie strach oraz przytłaczająca świadomość, że byłby przyczyną kolejnej rodzinnej tragedii. Teraz, kiedy odkrył, że jego rodzeństwu naprawdę na nim zależy, nie chciał przysparzać im dodatkowych zmartwień i stać się kolejnym bratem, którego będą zmuszeni przedwcześnie pochować.
Szkoda tylko, że w swojej nieskończonej głupocie nieustannie ściągał sobie na głowę rozmaite niebezpieczeństwa, nie do końca świadomie igrając ze śmiercią i narażając się na nieodwracalne uszczerbki na zdrowiu.
Wzdrygnął się mimowolnie, kiedy w dłoni nieznajomego mężczyzny błysnął nóż. Ze wszystkich sił starał się zachować spokój, choć miał irracjonalne wrażenie, że napastnik jest w stanie usłyszeć nienaturalnie przyspieszone bicie jego serca.
Grozisz, czy obiecujesz? 一 Jedną z wielu jego wad był fakt, że nigdy nie wiedział, kiedy się zamknąć. Pożałował swoich słów w tej samej sekundzie, w której skończył je wypowiadać; miał ochotę odwrócić się i biec przed siebie, dopóki nie zgubi tego ewidentnie niezrównoważonego typa, choć wiedział doskonale, że w tym stanie nie uciekłby zbyt daleko. Zaczynały męczyć go pierwsze objawy kaca, kręciło mu się w głowie, nogi miał jak z waty a jego kondycja fizyczna w ostatnim czasie błagała o pomstę do nieba. Zrobił kilka niepewnych kroków w tył... a później wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Nim zdążył zareagować, już leżał na ziemi, powalony przez nieznajomego, w panice zastanawiając się, czy ma jakiekolwiek szanse, żeby się mu wyrwać. Był tak przerażony, że dopiero po chwili zarejestrował obecność ogromnego gada, który znikąd pojawił się w jego polu widzenia.
Co to, kurwa, jest? 一 Rzucił zdławionym szeptem prosto w jego dłoń. Amalia, zdaje się, napomknęła mu kiedyś, że w okolicy można natknąć się na krokodyla, ale do tej pory nic sobie z tego nie robił. Zwykle włóczył się po bagnach zbyt pijany, by docenić jakiekolwiek zagrożenie i teraz (rychło w czas!), sparaliżowany strachem, zaczynał bardzo tego żałować. Nie wiedział już sam, co było gorsze - pomyleniec z nożem, czy ten cholerny przerośnięty gad - ale ostatnia pozostała przy życiu szara komórka w jego głowie krzyczała: u c i e k a j.

Syfilis Addams
43 lat/a 188 cm
Menager i przewodnik wycieczek w Cafe Lafitte in Exile
Awatar użytkownika
ABOUT ME
An Aquarius isn't a rebel without a cause, they are the cause...
Miejscowy
Zahariel Monroe


W głowie Syfilisa myśli o śmierci rozbrzmiewały jak dalekie echo, nieustannie w tle jego codzienności, ale zawsze z odrobiną czarnej komedii. Jako wieloletni obserwator ludzkich tragedii, znał mrok, który się z nimi wiązał, jednak traktował go z pewnym dystansem. Nawet w najbardziej mrocznych momentach potrafił znaleźć iskrę absurdalnego humoru.
  Tego wieczora, podczas spotkania z młodym człowiekiem dręczonym myślami samobójczymi, jego podejście było nieco inne. Choć Syfilis mógł wydawać się nieprzejednany i zimny, jego wewnętrzny świat był pełen zrozumienia dla ludzkich slabostek. Widział już wielu, którzy pragnęli wyzwolenia przez śmierć, i choć z zewnątrz mógł wyglądać na obojętnego, w głębi duszy pragnął im pomóc. Po przeczytaniu tego ponownie - jednak nie pragnął im pomóc.
  Syfilis stał w mroku, trzymając nóż odbijający księżycowe światło. Mimo swojej tajemniczej natury i bliskiego związku ze śmiercią, nie był mrocznym mścicielem, ale bardziej postrachem w świecie duchów. Nocne spotkanie na bagnie było dla niego kolejną okazją do zbadania granic ludzkiej psychiki.
  W chwili, gdy mężczyzna zaczął cofać się, Syfilis powoli zbliżał się, jego kroki były niemal niesłyszalne na miękkim mchu. Ręka trzymająca nóż nie drżała; było w nim coś z chirurga przygotowującego się do precyzyjnego cięcia. W jego oczach malowała się nie tyle złośliwość, co głębokie zainteresowanie ludzkim strachem i reakcjami w obliczu bezpośredniego zagrożenia. Albo był zwyrolem, któremu tylko wtedy stawał - wybierz jedno.
  No, więc kiedy już i Syfek, i Zahariel byli na ziemi a pupilek matki natury wyszedł na wieczorny spacerek... Addams stwierdził, że to całkiem romantyczne. Dwoje pięknych ludzi spotykają się w urokliwym zakątku Luizjany, ich ciała spowija urokliwy półmrok wstającego słońca a żar relacji wypala się z prędkością, w której aligator opierdoli ich jak surowy szaszłyk. Wspólna tragedia lubi łączyć ludzi. Tak też Syfek opuścił swój nóż już dawno, a wolną ręką kluczowo trzymał się nieznajomego. Widział w nim pewną opokę. No, o ile ta opoka biegała wolniej od niego.
  - One... - zaczął niepewnie. - On nie poluje poza wodą... - chciał ich uspokoić na poczekaniu.
25 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
You're not iconic, you are just like them all
Don't act like you don't know
Przyjezdny
Czyż to nie hipokryzja, że w najgorszych chwilach swojej nędznej egzystencji - a te zdarzały mu się ostatnio częściej niż zwykle - pragnął odebrać sobie życie a teraz, kiedy niespodziewanie naprawdę stanął w obliczu śmierci, nagle obudził się w nim instynkt przetrwania, nakazujący mu natychmiastową ucieczkę? Cóż, Zahariel Monroe niewątpliwie bywał człowiekiem wielu sprzeczności i niejednokrotnie nie był pewien, czego tak naprawdę chce, przez co wiele osób zarzucało mu hipokryzję oraz brak własnego zdania.
Jedno i drugie właściwie wcale nie było dalekie od prawdy.
Jednego był jednak stuprocentowo pewien - nie miał zamiaru żegnać się z życiem w takich okolicznościach. Nawet, jeśli jakaś jego cząstka pragnęła odejść z tego świata, nie chciał, żeby to wszystko odbyło się w taki sposób, tak nagle i niespodziewanie, bez jego kontroli. Śmierć na własnych warunkach (która przecież była jedynie opcją, nieśmiało pojawiającą się w jego głowie w chwilach największej słabości, dopóki nie przypominał sobie, że wciąż ma dla kogo żyć) to jedno, ale pożarcie przez krokodyla na bagnach? Nie mógł dopuścić, żeby to skończyło się w ten sposób. Przysiągł sobie w myślach, że jeśli jakimś cudem wyjdzie z tego cało, nigdy więcej nie będzie szwędał się tu samotnie w stanie nietrzeźwości.
Jesteś pewien? 一 wydusił ledwie słyszalnym głosem. Słowa mężczyzny bynajmniej nie sprawiły, że poczuł się choćby odrobinę lepiej czy bardziej bezpiecznie i szczerze wątpił, że brak wody okaże się dla aligatora jakąkolwiek przeszkodą. 一 Bo ja na pewno nie zamierzam dać mu się wpierdolić. 一 To przecież brzmiało jak najgorsza możliwa śmierć. Sto razy bardziej wolałaby, żeby nieznajomy poderżnął mu gardło (czy cokolwiek chciał zrobić tym swoim nożem) niż pozwolić, żeby ta cholerna bestia rozerwała go na strzępy.
Cała ta sytuacja była przerażająca i beznadziejnie absurdalna. Zahariel w jakimś irracjonalnym odruchu mocniej, wręcz desperacko, uczepił się wgniatającego go w ziemię nieznajomego, gorączkowo zastanawiając się, jakie mieli opcje. Obawiał się, że ucieczka mogła nie zdać się na zbyt wiele - chyba, że jakimś cudem udałoby im się wspiąć na drzewo, ale na to chyba wciąż był zbyt pijany. Więc może nóż? Marna broń w starciu z aligatorem, ale lepsze to niż nic, prawda?
Masz nóż. Spróbuj go jakoś unieszkodliwić 一 wyszeptał w akcie czystej desperacji, uznając, że w tym położeniu nie ma już absolutnie niczego do stracenia. Tak czy inaczej znajdował się na przegranej pozycji a widmo tragicznego zgonu wisiało nad nim nieuchronnie, ale z całą pewnością nie zamierzał poddawać się bez walki.
Nie, kiedy miał świadomość, że jego rodzeństwo mogłoby nie znieść nagłej śmierci kolejnego z braci.

Syfilis Addams
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mossy Alligator”