ODPOWIEDZ
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
2nd
'Cause all I wanna play is white noise in my brain

Po tym, jak zjedli razem z Aurelio kolację, zdarzało im się ze sobą wymieniać krótkie wiadomości i musiał przyznać, że był z tego powodu za każdym razem podekscytowany w jakiś dziwny sposób. Mężczyzna niestety nie mógł na razie znaleźć dla niego czasu, bo był zapracowany, więc musiał trochę poczekać. Do tej pory lokal powinien sobie jakoś radzić. Nieszczęśliwie niedługo po ich rozmowie w restauracji, okazało się, że do Nowego Orleanu zmierza huragan. Dowiedział się, że Aurelio postanowił na ten czas wynieść się do Włoch. Sam Cielo wynajął pokój w hotelu poza miastem, modląc się, że jak wróci, to nie zastanie całkowitej ruiny. No, całkowitą ruiną lokal nie był, ale było tam tyle zniszczeń, że zanim będzie mógł ponownie otworzyć restaurację, to wymagała ona sporego remontu. Nie miał na to pieniędzy i nie wiedział, skąd niby miał je wziąć. Oczywiście poinformował o tym Aurelio, bo ten był jedyną osobą, której mógł truć o tym tyłek. Czy powinien? Pewnie nie, bo to nie tak, że się przyjaźnili. W końcu udało im się umówić na spotkanie na dwa dni po tym, jak starszy wrócił do Stanów. Cielo nadal obstawiał, żeby poszli na poranny spacer i tak też planowali zrobić. Wstał odpowiednio wcześnie, żeby po drodze do parku zajrzeć jeszcze do lokalu, gdzie sprzedawali śniadaniowe bajgle. Na szczęście okazało się, że ten nie uległ takim zniszczeniom, żeby nie mogli otworzyć. Gdy już wszystko kupił, razem z psem ruszyli w stronę parku. Byli jeszcze chwilę przed czasem, bo wyszedł odpowiednio wcześniej, żeby się wyrobić. Przysiadł na ławce zaraz za bramą do parku i wyciągnął telefon, żeby przejrzeć media społecznościowe. Nie musiał długo czekać, bo Aurelio zjawił się o umówionej godzinie. Na jego widok uśmiechnął się szeroko, bo jakoś dziwnie bardzo ucieszył się na jego widok. Wstał z ławki, zabierając ze sobą torebkę z bajglami i podszedł do mężczyzny. Suczka ucieszyła się na jego widok, choć go nie znała i od razu obskakała, merdając ogonem. — No już, starczy — upomniał ją, a ta stęknęła i przysiadła. — Cześć — przywitał się w końcu. — Miło cię widzieć — dodał, uśmiechając się do niego szeroko. — To co? Znajdziemy jakąś przyjemną ławeczkę, żeby zjeść i pogadać? — zapytał i pokazał mu torebkę, którą miał ze sobą. — W sumie to możesz ponieść — dodał i podał mu ją, bo tak będzie wygodniej, niż jakby miał nieść i ją i prowadzić psa. Ruszył powoli w głąb parku, bo suczka zaczęła się powoli niecierpliwić i widać był, że chce już iść. — Jak tam przymusowe wakacje? — zagaił, zerkając na niego kątem oka. Trochę mu zazdrościł, bo sam chętnie uciekłby do Włoch. Niestety posiadanie lokalu miało swoje wady i jedną z nich było to, że powinien zostać blisko w razie, gdyby było tragicznie. Nie było tak źle, ale mimo wszystko lokal naprawdę oberwał. Bał się, co teraz będzie, bo zupełnie nie wiedział, skąd niby miał wziąć pieniądze na naprawdę wszystkich szkód. Coś czuł, że zamknie lokal już teraz z innych powodów, niż bankructwo.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
The Second One
I'm a stranger to myself

Po tym, jak zjedli kolację w restauracji Cielo, od czasu do czasu zaczęli ze sobą pisać i wymieniać niezobowiązujące wiadomości. Musiał przyznać, że nawet była to miła odmiana, biorąc pod uwagę to, że od dłuższego czasu po prostu od wszystkich się izolował. W końcu to pisanie z młodszym weszło mu w rutynę do takiego stopnia, że jak ten przez dłuższy czas się nie odzywał to zastanawiał się nad tym, co ten takiego robił i czym był zajęty. Niestety, nie miał zbyt szybko czasu na to, żeby się spotkać z Amorettim, bo miał dość ciężki miesiąc w pracy i od cholery roboty. Potem, niestety, plany pokrzyżował mu huragan. Mógł wyjechać na ten czas gdzieś poza miasto, ale postanowił skorzystać z okazji i użył tego jako wymówki, żeby polecieć do Włoch i odwiedzić rodzinę. Nie był tam od śmierci swojego męża i najwyższa pora, żeby się tam w końcu pokazał. Pobyt w Amalfi minął mu w oka mgnieniu i nim się obejrzał, już wracał do Stanów. Jednak dzień przed swoim wylotem postanowił nieco pospacerować po miasteczku, bo uznał, że mógłby coś przywieźć w prezencie Cielo i dać mu, gdy już się spotkają. Udało mu się dorwać parę rzeczy, które powinny przypaść młodszemu do gustu. Po powrocie do Nowego Orleanu dał o tym znać mężczyźnie i praktycznie od razu umówili się na spotkanie. Przez to, że nie tak dawno przeszedł przez miasto huragan, wszyscy jeszcze dochodzili do siebie, a co za tym szło, firma była zamknięta i mieli jeszcze kilka dni przymusowego urlopu. Nie było lepszej okazji do tego, żeby w końcu spotkać się z młodszym i porozmawiać. Co prawda, Amoretti pisał mu, że lokal był w nieciekawym stanie i wymagał remontu. Martwiło go to, bo zdawał sobie sprawę z tego, że młodszego nie było na to aktualnie stać. Musieli coś wymyślić, żeby doprowadzić restaurację z powrotem do ładu, aby Cielo mógł ją znowu otworzyć.
Tak jak się umawiali, mieli spotkać się w parku. Skoro Amoretti planował im kupić coś do jedzenia na śniadanie, Aurelio postanowił, że zajdzie do swojej ulubionej kawiarni niedaleko apartamentowca, w którym mieszkał i weźmie dla nich dobrą kawę na wynos. Dość szybko się z tym uwinął, a potem dał młodszemu znać, że już był w drodze. Gdy dotarł na miejsce, chwilę mu zajęło, zanim znalazł miejsce parkingowe, ale na szczęście i tak wyrobił się na czas. Zbliżając się do bramy parku już z daleka ujrzał Cielo siedzącego na ławce. Podszedł do mężczyzny i uśmiechnął się do niego delikatnie. Spojrzał na suczkę, kiedy ta go tak zaczęła obskakiwał i pogłaskał ją po łebku, żeby przywitać się z psiakiem. — Jest przeurocza — stwierdził, po czym przeniósł spojrzenie na Cielo. Cóż, to zupełnie jak jej właściciel. — Hej — odpowiedział. — Ciebie też — odparł, a na jego kolejne słowa kiwnął twierdząco głową. — Jasne. Wziąłem dla nas kawę — powiedział i uniósł rękę, w której trzymał opakowanie z dwoma kawami na wynos. — Okej — powiedział i chwycił torbę z bajglami w dłoń, w której trzymał ozdobną torebkę prezentową. Odstawił jeszcze tekturowe pudełko z kawami na ławkę, po czym wyjął z niej oba kubki i jeden z nich podał młodszemu. Puste pudełko wyrzucił do śmietnika, który stał zaraz obok. Ruszył za mężczyzną, przechodząc przez bramę i wchodząc na teren parku. — W porządku. Miło było w końcu tam polecieć i zobaczyć się z rodziną — odpowiedział. — Za to obstawiam, że u ciebie nie najlepiej. Bardzo źle to wygląda? — zapytał, po czym upił łyk kawy ze swojego kubka.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
Naprawdę się cieszył, że tak dobrze szło im dogadywanie się, bo tak naprawdę oprócz rodziny, to nie został mu nikt, z kim mógłby sobie pogadać o pierdołach lub o sprawach nieco ważniejszych, jak jego biznes. Może trochę za bardzo się na niego otwierał i niepotrzebnie przywiązywał się do obecności mężczyzny w swoim życiu, ale nic nie mógł poradzić na to, że najzwyczajniej w świecie po prostu tęskno mu było do relacji towarzyskich z innymi. Już nie pamiętał, kiedy się z kimś tak po prostu umówił na śniadanie. No, teraz to też nie był aż tak po prostu, biorąc pod uwagę to, że mieli się zobaczyć w sprawach biznesowych, ale o tym najzwyczajniej w świecie zapominał, zwłaszcza że zdarzało im się ze sobą pisać tak o, o pierdołach. — Tak, to prawda. Jest moim małym skarbem — odparł, nachylając się nad suczką, żeby ją wygłaskać. — Nie wiem, co bym zrobił bez niej — dodał jeszcze nieco ciszej. W jego przypadku kupienie psa to był strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu zmotywował się do tego, żeby w ogóle wstawać z łóżka. Kochał ją całym swoim sercem i nie wiedział, co by zrobił, gdyby coś jej się nagle stało. Musiał przyznać, że bardzo miło mu się zrobiło, gdy Aurelio powiedział, że cieszył się na jego widok. Co prawda, mógł to powiedzieć tylko z grzeczności, ale dla Cielo to wiele znaczyło. — Super — odparł. — Przyda się, bo jeszcze nie miałem dzisiaj okazji jej wypić — dodał. Sam myślał, czy nie wziąć im kawy na wynos w lokalu, gdzie kupował bajgle, ale nie miałby się jak ze wszystkim zabrać, więc postawił na jedzenie, skoro to je obiecał przynieść. Nie umknęło jego uwadze to, że starszy miał ze sobą torebkę prezentową i miał cichą nadzieję na to, że ten przywiózł mu coś ze swojego wyjazdu do Włoch. Z drugiej strony, pewnie będzie mu głupio, bo sam nic dla niego nie miał. Poczekał, aż Aurelio da mu jedną z kaw, a gdy ją dostał, to od razu upił łyk. Podsumował to krótkim mruknięciem, bo to było coś, czego zdecydowanie było mu trzeba z rana. — Też chętnie bym się wybrał, ale na razie raczej się na to nie zanosi — westchnął sobie krótko. Nie stać go było na doprowadzenie lokalu do stanu używalności, a co dopiero na bilet tam i z powrotem do Europy. — Niestety, ale dobrze obstawiasz — skinął delikatnie głową, krzywiąc się przy tym nieznacznie. — Lokal w takim stanie do niczego się nie nadaje — zaczął. — Trzeba zrobić generalny remont. W sumie tylko kuchnia jako tako się ostała. Na szczęście tylko kuchenka ucierpiała, a reszta sprzętów jest w porządku — dodał. — Chyba mogę się pożegnać z lokalem. Nie mam na to, żeby wyłożyć na remont, a kredytu nie dostanę, bo i tak już tonę w długach — podsumował nieco ciszej. Było mu cholernie przykro, że tak to się wszystko potoczyło. Dopiero co spotkał kogoś, kto był w stanie pomóc mu wydostać się z tarapatów finansowych, a teraz wisiało nad nim widmo zamknięcia lokalu. Zdecydowanie dopadł go pech.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
Nie mógł zaprzeczyć temu, że psiak był naprawdę uroczy i jakoś tak po prostu pasował do mężczyzny. Zaczął się zastanawiać, czy sprawienie sobie jakiegoś szczeniaka to rzeczywiście nie byłby dobry pomysł. Zdecydowanie był kimś, kto potrzebował towarzystwa, nawet jeżeli miałoby być ono jedynie w formie zwierzaka. Na pewno dobrze by mu zrobiło, gdyby miał do kogo otworzyć usta kiedy wracałby z pracy do domu i zastawał coś innego poza pustym, ciemnym mieszkaniem. — Często kupuję u nich kawę przed pracą. Jest zaraz obok miejsca, w którym mieszkam, a mają naprawdę dobrą — stwierdził. Co prawda, nie była też najtańsza, ale używali dobrej jakości ziaren i chyba jeszcze ani razu nie zawiódł się na żadnej kawie, którą tam kupował. W sumie, to zaglądał tam praktycznie codziennie rano przed pracą i stał się z tego taki jego mały rytuał. Wiedział, że kawa przyrządzona w domu na pewno nie smakowałaby tak dobrze jak ta, którą kupował u nich. No i często też przy okazji zgarniał ze sobą jakieś wypieki, żeby zjeść do tej kawy coś słodkiego. Wyglądało na to, że dobrze, że ją kupił, skoro młodszy dzisiaj nie miał okazji jeszcze wypić ani jednej. Trochę się obawiał, że ten mógł im również jakąś wziąć jak kupował bajgle, ale na szczęście tego nie zrobił i nie skończyli z czterema. Nie wiedział za bardzo, w którym momencie powinien dać mężczyźnie ten prezent z Włoch, ale uznał, że chyba najlepiej będzie jak już gdzieś usiądą na ławce, obaj będą mieć wolne ręce i Cielo na spokojnie będzie mógł sprawdzić co takiego mu przywiózł. Miał nadzieję, że prezent przypadnie mu do gustu, bo mimo wszystko w ogóle nie znał młodszego, więc kupował całkowicie w ciemno. Starał się kupić coś neutralnego, ale co jednocześnie będzie miało jakiś związek z jego rodzinnym miasteczkiem i co przypadnie młodszemu do gustu. — No tak. Masz nieco inne sprawy na głowie — stwierdził. Poza tym, na taki wyjazd trzeba też było mieć pieniądze, a dobrze wiedział w jakiej sytuacji materialnej był aktualnie Amoretti. Słysząc odpowiedź mężczyzny, westchnął ciężko i upił niewielki łyk swojej kawy. Wysłuchał tego co młodszy miał mu do powiedzenia, co chwilę lekko kiwając głową. — Zdecydowanie nie brzmi to kolorowo — stwierdził. Przez krótką chwilę milczał, jakby nie był pewien, czy to o czym myślał to było coś, co rzeczywiście powinien proponować. — Wiesz, w sumie to o tym myślałem zanim tutaj przyjechałem… — zaczął i zagryzł jeden z policzków od środka. — Szkoda by było rzeczywiście rezygnować z tego lokalu, zwłaszcza, że nieco inne były plany, a na huragan nie miałeś żadnego wpływu — zaczął i znowu napił się kawy. — Restauracja tak czy siak wymagała remontu, więc to nie tak, że to było do uniknięcia… Dlatego pomyślałem sobie, że mógłbym ci pożyczyć na to pieniądze, a potem jakbyś już ponownie otworzył lokal i ten zacząłby na siebie zarabiać, to mógłbyś mnie zacząć stopniowo spłacać — zaproponował. Tak na dobrą sprawę, na ten moment to było chyba najbardziej logiczne wyjście z tej sytuacji. Do tego lepiej, żeby Cielo zadłużył się u kogoś takiego jak Aurelio, niż poszedł po pożyczkę do kogoś innego. Przynajmniej w przypadku Visconti nie będzie musiał martwić się o odsetki, bo ich nie będzie.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
W jakiej dzielnicy mieszkasz? — zagaił z czystej ciekawości. Obstawiał, że w takiej dla bogaczy, gdzie były same udogodnienia. Sam mieszkał w mieszkaniu po wujku niedaleko swojego lokalu i nie mógł się pochwalić, że było ono jakieś super. Najważniejsze, że czuł się tam jak u siebie i nie musiał się martwić, że właściciel go wyrzuci, bo nie stać by go było na wynajem. To był bardzo miły spadek i Cielo cieszył się, że chociaż z mieszkaniem był ustawiony. — I to całkiem sporo tych innych rzeczy — westchnął ciężko. Był naprawdę załamany tym, jak wyglądała sytuacja, bo nie miał pojęcia, co dalej z nim będzie. Nie pocieszało go też to, że wiele lokali ucierpiało i zapewne szukanie teraz pracy będzie o wiele trudniejsze, niż było przed huraganem. Los zdecydowanie nie był dla niego łaskawy. — No nie brzmi — przyznał i wziął łyk kawy. — Szczerze powiedziawszy, to okropnie się z tym czuję — dodał. Najgorsze było to, że dopiero co znalazł kogoś, kto chciał mu pomóc, a lokal poszedł się jebać. Było to do naprawy i nie był zniszczony do tego stopnia, że musiałby robić tam wszystko od zera, ale te zniszczenia, które były, były ponad jego siły finansowe i psychiczne. Chyba lepiej będzie, jeśli pogodzi się z tym, że to był koniec restauracji, a co za tym szło — rodzinnej tradycji. Ściągnął brwi, gdy starszy powiedział, że o tym myślał, bo nie był pewien, czego powinien się spodziewać. Na pewno nie spodziewał się tego, co usłyszał jako następne, więc zamrugał kilkukrotnie wyraźnie zaskoczony. — Ja... — zaczął, ale odwrócił wzrok i wbił go przed siebie. Akurat mijali ławkę, która wydawała mu się odpowiednia, więc na niej usiadł. Suczka od razu usiadła przy jego nodze i zaczęła bacznie obserwować otoczenie. — Przecież nawet się nie znamy. Jaką możesz mieć pewność, że przeznaczę te pieniądze na remont lokalu, a nie że ucieknę z nimi i tyle mnie będziesz widział? — zapytał. Zrobił miejsce między sobą a Aurelio i postawił tam swoją kawę oraz torbę z bajglami. Wyjął jednego i podał go mężczyźnie, a sam wziął dla siebie drugiego. Ugryzł go, przeżuł, a potem zaczął się w niego wpatrywać. — Znaczy, no... To byłoby bardzo pomocne i byłbym ci wdzięczny. Na pewno też chciałbym wszystko oddać, ale nie rozumiem tego, dlaczego chcesz dla mnie aż tyle robić za darmo? — zapytał i przeniósł wzrok na Aurelio. — Jaki jest w tym wszystkim haczyk? — zadał mu kolejne pytanie. Nie można się było dziwić temu, że był taki ostrożny, bo ledwo się poznali, a ten proponował mu pomoc i pożyczkę. Nie był pewien, co powinien o tym myśleć. Z jednej strony było mu to bardzo na rękę, bo potrzebował zastrzyku gotówki, a potem porad, jak poprowadzić lokal tak, żeby się to opłacało, ale z drugiej strony bał się, że może się za tym coś kryć. To, że był teraz taki miły, wcale nie musiało znaczyć, że nie miał nic na sumieniu. O nic go nie oskarżał i nie sądził, żeby chciał działać na jego szkodę, ale wolał najpierw trochę wybadać teren.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
W centrum, Mid-City — odpowiedział. — W tym apartamentowcu Four Winds. Kupiłem tam mieszkanie jakoś niedługo po tym jak mój mąż umarł — powiedział. Niedługo przed tym jak jego zmarłego męża zdiagnozowali, kupili dom w którym planowali założyć rodzinę i prawdopodobnie spędzić resztę życia. Niestety, Aurelio nie był w stanie w nim żyć i mieszkać sam, dlatego zdecydował się go sprzedać, samemu kupując dla siebie apartament. Uznał, że tak będzie najlepiej dla jego zdrowia psychicznego, bo gdyby został w domu, to tylko jeszcze bardziej by się tym wszystkim zadręczał. — Domyślam się — odparł i westchnął zrezygnowany, po czym zacisnął wargi w wąską linię. Naprawdę było mu szkoda mężczyzny, bo zdecydowanie nie zasługiwał na to co mu się przytrafiało. Widać było, że ten niekoniecznie sobie z tym wszystkim radził, nawet jeżeli starał się tego po sobie nie pokazywać. Chciał mu jakoś pomóc, pytanie tylko, czy Amoretti będzie w stanie przyjąć od niego tę pomoc, którą mógł i był w stanie mu zaoferować. Słysząc jego kolejne słowa, westchnął ciężko. W ogóle mu się nie dziwił, bo chyba każdy w sytuacji Cielo byłby załamany tym wszystkim. Dopiero co narobił sobie nadziei na to, że jednak ten lokal uratuje i wszystko jakoś się ułoży, a teraz huragan pokrzyżował mu te plany i było jeszcze gorzej niż wcześniej. Nie był pewien jak mężczyzna zareaguje na jego propozycję. W końcu można było powiedzieć, że byli dla siebie praktycznie obcymi ludźmi, a ten teraz oferował, że pożyczy mu sporą sumę pieniędzy aby Cielo był w stanie wyremontować i uratować swoją restaurację, żeby móc ją dalej prowadzić. Rzeczywiście, mogło to brzmieć trochę tak, jakby miał w tym jakieś ukryte motywy, ale naprawdę tak nie było. Gdy młodszy zaczął mówić, uniósł nieco brwi i spojrzał na niego wyczekująco, ciekaw co takiego ten mu odpowie. Kiedy Cielo zatrzymał się przy ławce i na niej usiadł, poszedł w jego ślady i usiadł obok niego, odstawiając torbę prezentową obok siebie. — Wątpię, że uciekniesz, skoro tak ci zależy na tym lokalu, że nawet nie chciałeś podnieść cen, bo nie chciałeś stracić klientów. Nie sprawiasz wrażenia osoby, która jest pazerna i liczy na łatwy i duży hajs — odpowiedział i wzruszył lekko ramionami. Amoretti był chyba ostatnią osobą, którą podejrzewałby o to, że spierdoliłaby z jego pieniędzmi. Poza tym, to nie tak, że Aurelio nie byłby w stanie go znaleźć. Wziął od mężczyzny bajgla, kiedy ten mu go podał, po czym się w niego wgryzł. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, bo ten był bardzo smaczny. — Nie ma żadnego — odpowiedział. — Po prostu to miejsce jest dla mnie bardzo sentymentalne i wiąże się z nim wiele miłych wspomnień. Myśl, że tak po prostu miałbyś zamknąć restaurację i nigdy więcej nie mógłbym już do niej przyjść, kiedy była takim ważnym miejscem dla mnie i mojego męża sprawia, że chcę coś na to zaradzić — odpowiedział i upił łyk kawy. Zerknął na torbę z prezentem, po czym chwycił ją i podał mężczyźnie, stawiając ją na jego udach. — To dla ciebie — odchrząknął cicho, odwracając głowę i skupiając wzrok na parze, która właśnie mijała ich ławkę.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
Och — wyrwało mu się. — Rozumiem — dodał. Teraz tym bardziej dotarło do niego to, że mężczyzna był majętny. Pochodzili z dwóch zupełnie różnych światów, bo nawet kiedy za czasów jego wujka, a potem ojca lokal bardzo dobrze prosperował, to nie zarabiali tyle, żeby żyć w luksusach. — To teraz jak bym cię kiedyś zaprosił do siebie, będę się martwił, co sobie pomyślisz — westchnął krótko. Sam nie wiedział, czemu od razu założył, że starszy kiedyś do niego wpadnie, ale jakoś podświadomie zakładał, że się ze sobą zakumplują. Co prawda, to mogło być tylko z jego strony, bo mężczyzna wcale nie musiał myśleć o tej znajomości jak o towarzyskiej, a jedynie jak o biznesowej, ale Cielo się nad tym za bardzo nie zastanawiał. Skinął głową na jego słowa. Nie wiedział, za jakie grzechy spotykało go tyle nieszczęść w życiu i czemu miał takiego pecha. Zawsze starał się być miły i serdeczny, a do tego pomagał, jak tylko miał okazję. Nigdy nie zrobił nic tak złego, żeby karma go tak dopadła. Może po prostu taki już był jego los? No, liczył na to, że ten się odmieni dzięki Aurelio, ale teraz wyglądało na to, że nawet nie było co zbierać po biznesie. Jego propozycja go zaskoczyła na tyle, że nie wiedział, jaką decyzję powinien podjąć. Na pewno nie chciał robić tego już teraz i chciał się nad tym zastanowić. No bo co jeśli jego lokal jednak nie stanie na nogi i skończy ze sporym długiem, którego nie będzie miał jak spłacać? Byłoby słabo. — Nie, nie jestem łasy na kasę — zgodził się z nim. Był ostatnią osobą, która przykładała do tego wagę. Tak długo, jak mógł wieść spokojne życie i nie musiał się martwić o to, czy ma co włożyć garnka, to był szczęśliwy. Nie potrzebował luksusów, drogich ciuchów albo wypasionego auta. Niestety pech chciał, że miał problemy finansowe i ledwo wiązał koniec z końcem. Spojrzał na mężczyznę, kiedy ten zabrał się za jedzenie bajgla, a gdy dostrzegł ten uśmiech, to sam również uniósł kącik ust w uśmiechu. Ulżyło mu, że trafił w jego smaki, bo z tym mogło być różnie. Ściągnął brwi, gdy Aurelio powiedział, że nie ma żadnego haczyka. Nie był pewien, czy powinien mu w to tak po prostu wierzyć, ale w sumie czemu nie? Nie miał nic do stracenia. Wysłuchał tego, co miał mu do powiedzenia i musiał przyznać, że brzmiało to sensownie. — Miło mi to słyszeć — odpowiedział w pierwszej kolejności. Właśnie takie miejsce chciał stworzyć, żeby zakochane pary regularnie go odwiedzały z różnych okazji i żeby to był ich miejsce. — Przemyślę to i dam znać dzisiaj wieczorem albo jutro, okej? — zapytał. Przeniósł wzrok na torbę, kiedy ta znalazła się na jego kolanach. Wziął gryza bajgla, zawinął go z powrotem w papierek i odłożył do torby, by następnie zabrać się za podarunek. Nie mógł ukryć szerokiego uśmiechu, gdy zobaczył te wszystkie pyszności. — Dziękuję. Nie trzeba było — powiedział, zerkając na starszego. Trochę mu było głupio, że on nic dla niego nie miał, więc zaczął się zastanawiać, czy nie powinien też mu czegoś kupić na następny raz. — To bardzo miłe z twojej strony — dodał. Raz jeszcze sprawdził zawartość torby, aż w końcu odstawił ją za sobą, żeby nie przeszkadzała. Sięgnął po kawę, żeby upić łyk i znów zabrał się za jedzenie swojego bajgla.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
Nie jestem kimś, kto zwraca uwagę na takie rzeczy — stwierdził i wzruszył lekko ramionami, upijając łyk swojej kawy. Naprawdę nie miało dla niego znaczenia to, ile kto miał pieniędzy i w jakich warunkach mieszkał, bo to nie była jego sprawa. Dobrze wiedział, że majątek nie definiował człowieka, a sam zresztą pochodził z normalnej, zwykłej, włoskiej rodziny. To nie tak, że wychowywał się w bogactwie. Dorobił się dopiero jak już zaczął pracę w firmie swojego zmarłego męża, a teraz gdy jeszcze dodatkowo awansował, to zarabiał jeszcze więcej. Przed tym żył praktycznie jak każdy inny i również nie był przy kasie. — I dobrze wiedzieć, że planujesz zaprosić mnie do siebie — dodał jeszcze i posłał mu zaczepny uśmiech, szturchając go łokciem w ramię. Oczywiście, że ta insynuacja nie umknęła jego uwadze. Nie zamykał się na tę relację i nie widział przeszkód w tym, żeby się z Cielo rzeczywiście zakumplowali. W końcu to nie tak, że w takim wieku nie mogli sobie znaleźć nowych kolegów czy przyjaciół. Miło im się ze sobą rozmawiało i spędzało czas, w dodatku nawet jak się nie widywali na żywo to często ze sobą pisali, więc można chyba było powiedzieć, że nieco się zakolegowali i zacieśnili więź. Co prawda, nie było to coś, czego w ogóle by się spodziewał czy coś co przewidział, kiedy poszedł tego dnia do restauracji, ale chyba nie miał na co narzekać. Dla Amoretti’ego ta znajomość również była korzystna, bo dzięki niej mężczyzna najprawdopodobniej będzie w stanie postawić swój lokal na nogi, zamiast go zamykać. — No więc właśnie. Poza tym, nawet jakbyś spróbował uciec z moimi pieniędzmi, to naprawdę myślisz, że ktoś taki jak ja nie byłby w stanie cię odnaleźć? — zapytał jak gdyby nigdy nic, całkowicie poważnym tonem i wzruszył ramionami. Ktoś, kto miał tyle pieniędzy co on, mógłby wynająć najlepszych detektywów w Stanach, żeby ci wytropili Cielo gdyby zaszła taka potrzeba. Na szczęście, na to raczej się nie zapowiadało, więc nie było to coś, czym młodszy powinien się martwić. Na jego słowa skinął lekko głową i wziął kolejny kęs bajgla. Biorąc pod uwagę to jak często bywali w jego restauracji, raczej nie można było mieć wątpliwości co do tego, że wyjątkowo upodobali sobie lokal Amoretti’ego. — Jasne, nie ma sprawy. Bez pośpiechu. Dla mnie nie ma znaczenia, kiedy dasz mi odpowiedź, ale to chyba tobie powinno zależeć bardziej na czasie — stwierdził. W końcu im dłużej mężczyzna będzie z tym zwlekał, tym dłużej lokal będzie zamknięty. Wpatrywał się w Cielo ciekaw tego, jak ten zareaguje na jego prezent. Naprawdę miał nadzieję, że mu się spodoba, oraz że nie zbłaźnił się tym, że w ogóle mu go podarował. — To nic takiego — powiedział i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Po tym, przez co młodszy ostatnimi czasy musiał przechodzić należało mu się coś na osłodę. No, alkoholu też nie zabrakło. — No już, już — powiedział i machnął ręką, jakby to było nic takiego. — Bardzo dobre te bajgle — stwierdził, chcąc zmienić temat na coś innego.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
To dobrze o tobie świadczy — odparł. Nawet jeżeli starszy w żadnym momencie tej relacji się nie wywyższał ani chwali tym, ile ma kasy, to dobrze było usłyszeć to na głos. Nie chciałby czuć się przy nim jakiś gorszy tylko dlatego, że nie był bogaty. Jego kolejne słowa oraz gest sprawiły, że się zakłopotał i po raz kolejny w jego towarzystwie zarumienił się lekko. Nie był pewien, co miał myśleć o tym, w jaki sposób reagował na niektóre jego teksty albo zachowania, więc wolał się nad tym nie zastanawiać. Przez chwilę na niego patrzył, ale w końcu odchrząknął i odwrócił głowę. — Pomyślałem sobie po prostu, że mógłbyś wpaść. Zrobiłbym jakąś pizzę, napilibyśmy się wina i w ogóle — powiedział na swoje usprawiedliwienie. Nie, nie zastanowił się nad tym, że to zabrzmiało tak, jakby go zapraszał na randkę, bo był hetero i nawet przez myśl mu nie przeszło, że Aurelio mógł taką ofertę spotkania odebrać inaczej, niż prawdziwy męski wieczór. — Dawno nikogo do siebie nie zapraszałem — dodał jeszcze nieco ciszej, żeby trochę zagrać mu na uczuciach, żeby teraz starszy czuł się tak, że powinien do niego wpaść. Z jego wcześniejszych słów wywnioskował sobie, że podobało mu się to, że go do siebie zaprosił i było to bardzo miłe, bo wyglądało na to, że nie był jedynym, który liczył na to, że się zakolegują, a może nawet w przyszłości zaprzyjaźnią. — Czy ty mi właśnie grozisz? — zapytał, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Nie był w ogóle zaskoczony tym, co Aurelio mu powiedział, bo skoro miał kasę, to nie miałby też problemów, żeby go wytropić. A może miał na myśli coś innego i miał jakieś znajomości w mafii albo, co gorsza, sam w niej był? Odrzucił szybko tę opcję, bo mężczyzna nie sprawiał wrażenia kogoś, kto by należał do grupy przestępczej. Czemu nie? Tego Cielo nie umiałby wytłumaczyć. — Zależy, ale chcę to sobie dobrze przemyśleć. To jest dość istotna decyzja i wpłynie na moje dalsze życie, więc nie chcę jej podejmować od razu — uśmiechnął się do niego delikatnie. Raczej skłaniał się ku temu, żeby wziąć od niego pożyczkę, ale wolał najpierw to sobie przemyśleć. Jeśli uda mu się z pomocą Aurelio postawić lokal na nogi i ten zacznie na siebie zarabiać, to nie będzie miał problemów, żeby go spłacać, ale jeśli to nie wypali, to będzie z tym ciężko, a nie chciał wyjść na naciągacza. Uśmiechnął się pod nosem, gdy mężczyzna powiedział, że to nic takiego. Dla niego to znaczyło wiele, bo dawno nic od nikogo bezinteresownie nie dostał. — Teraz tym bardziej chcę cię zaprosić w ramach rekompensaty — zaśmiał się krótko. Skinął delikatnie głową, gdy tamten pochwalił bajgle. — Często je kupuję — odparł. Oderwał kawałek pieczywa i podał suczce, która od razu go połknęła i ułożyła pysk na jego kolanach. — Nie dostaniesz więcej ode mnie — powiedział do niej i wrócił do jedzenia. Najwyraźniej suczka uznała, że tu nie ma szans, więc podeszła do Aurelio i oparła pysk o jego nogę. — Nie wiem, co za gość cię wychował — cmoknął sobie pod nosem. Oczywiście on ją wychował i generalnie była grzeczna, ale nie potrafił oduczyć jej żebrania. Na pewno nie pomagało w tym to, że jak jadł, to zawsze ją poczęstował.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
Miło mi to słyszeć — stwierdził i uśmiechnął się delikatnie. Nie można było zaprzeczyć temu, że pomimo swojego statusu nie wywyższał się i nie przechwalał się tym, że był bogaty. Jasne, były rzeczy, które mogły na to wskazywać, chociażby jak te markowe ubrania czy drogie akcesoria, które nosił, ale nigdy na głos nie dawał innym do zrozumienia, że był ponad nimi tylko dlatego, że miał pieniądze. Wiedział, że jedni mieli więcej szczęścia w życiu, inni mniej i nie była to niczyja wina. Nie umknęło jego uwadze to, jak mężczyzna zareagował. W sumie, trochę nawet go to zastanawiało, bo skoro ten rzeczywiście był taki hetero jak uważał, to takie rzeczy wypowiedziane przez innego mężczyznę nie powinny robić na nim żadnego wrażenia, a nie do końca tak było. — Znowu brzmisz, jakbyś zapraszał mnie na romantyczną randkę — stwierdził, a na jego ustach zagościł łobuzerski uśmieszek. Kolejne słowa nie pomogły, a jedynie utwierdziły go w tym przekonaniu. — Och, to w takim razie chyba powinienem poczuć się zaszczycony, że akurat mi to proponujesz — odparł. Cóż, skłamałby, gdyby powiedział, że nie poczuł się przez to nieco wyjątkowy i nie połechtało mu to mile ego. Chyba nie miał wyjścia i nie mógł mu odmówić. W sumie, to nawet był ciekaw tego jak mężczyzna mieszkał. — Nie, po prostu ostrzegam — stwierdził. Groziłby mu, gdyby realnie obawiał się tego, że Cielo może uciec z jego pieniędzmi, ale wiedział, że tak się nie stanie. Mimo to, wolał i tak go uprzedzić, że takie zagrania były bezcelowe, bo prędzej czy później i tak by go w końcu dopadł. — No tak, to oczywiste. W takim razie będę cierpliwie czekał na twoją decyzję — powiedział i posłał mężczyźnie delikatny uśmiech. Domyślał się, że pewnie Amoretti się zgodzi, bo wiedział jak bardzo zależało młodszemu na tym lokalu i zdawał sobie sprawę z tego, że ten bardzo nie chciał go zamykać. Bez jego pomocy raczej nie było szans na to, żeby mężczyzna mógł go wyremontować i wznowić działalność, więc jeżeli dalej chciał prowadzić restaurację to nie miał wyjścia jak tylko się zgodzić i zaakceptować jego ofertę. — No dobrze, skoro tak prosisz, to mogę wpaść — odparł rozbawiony i pokręcił lekko głową na boki, by po chwili wgryźć się ponownie w bajgla. — Nie dziwię się. Są naprawdę smaczne — stwierdził. Będzie musiał go podpytać, gdzie młodszy je kupował. Spojrzał na suczkę, kiedy Cielo postanowił się z nią podzielić swoim bajglem, a słysząc jego komentarz, uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Nie spodziewał się jednak, że psiak przyjdzie sępić do niego, kiedy Amoretti mu odmówi. Nie wiedział za bardzo co powinien zrobić, ale ostatecznie też oderwał kawałek bajgla i dał go suczce. Doszedł do wniosku, że skoro młodszy to zrobił, to nie zaszkodzi jej, jak też ją poczęstuje. — No ciekawe kto taki — odparł, po czym pogłaskał suczkę po łebku. Sięgnął po swój kubek z kawą i dopił ją do końca, po czym odstawił pusty z powrotem na ławkę. — A tak poza lokalem, to wszystko u ciebie w porządku? — zagaił, spoglądając na niego. Mężczyzna był cały i zdrowy, więc chyba wyglądało na to, że tak.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
Zamrugał kilkukrotnie, gdy Aurelio stwierdził, że to brzmiało jak zaproszenie na randkę. Rzeczywiście, jego dobór słów mógł tak zabrzmieć, ale to wcale nie było tak, że rzeczywiście go na nią zapraszał. — Ja... to nie miało tak zabrzmieć. Proponuję ci męskie spotkanie, a nie romantyczny wieczór — powiedział i wypuścił głośno powietrze ustami. Zaczął się zastanawiać, czy naprawdę zachowywał się wobec niego w sposób, który mógł sugerować, że go podrywał, czy po prostu starszy łapał go za słówka, żeby robić sobie z niego żarty, bo widział, że te wprawiają go w zakłopotanie. Miał nadzieję, że to drugie, bo naprawdę nie chciałby, żeby to wyglądało tak, jakby chciał go przelecieć czy coś. Był hetero i nie interesowali go inni faceci w ten sposób, choć musiał przyznać, że mężczyzna miał w sobie coś takiego, co czyniło go atrakcyjnym. W sposób obiektywny nie gejowy. — Może powinieneś — uśmiechnął się do siebie pod nosem. Jakby na to nie spojrzeć, to rzeczywiście mogło być wyróżnienie. Od śmierci swojej żony bardzo rzadko zapraszał do siebie kogokolwiek, sam nie wiedział zresztą czemu. Nawet jak umawiał się ze swoją mamą, to przychodził do niej albo jedli w lokalu. Najwyraźniej uznał, że ta znajomość była dobra do tego, żeby przełamać pewne przyzwyczajenia, których nabrał i żeby w końcu zaczął w pełni funkcjonować i wrócić do życia towarzyskiego, nawet jeśli miała to by być tylko ta jedna znajomość. — Zapamiętam — odparł, ściągając brwi. Oby nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby uciekać z jego pieniędzmi, bo nie chciałby czuć oddechu na plecach na każdym kroku. Na szczęście istniała mała szansa, że coś takiego przyjdzie mu do głowy, bo był na to zbyt uczciwym człowiekiem. Skinął delikatnie głową, żeby jeszcze potwierdzić. Zapewne nie poczeka zbyt długo, bo już teraz skłaniał się ku temu, że pożyczy od niego te pieniądze. Aurelio trafił mu się jak ślepej kurze ziarno. Bez niego mógłby się pożegnać z postawienie lokalu z powrotem na nogi. Uśmiechnął się szeroko na jego słowa, bo bardzo przypadły mu do gustu. — Może w weekend? Chyba nie pracujesz w soboty wieczorem, co? — zaproponował od razu, bo nie chciał, żeby to tylko zostało taką grzecznościową wymianą zdań. Naprawdę chciał spędzić z nim trochę czasu na plotkach i piciu wina. — Całe szczęście, że oni nie musieli się zamknąć przez huragan — powiedział. Byłoby mu przykro, gdyby się zamknęli, bo bardzo często brał od nich bajgle na śniadanie. Miał po drodze do swojego lokalu, więc nawet nie musiał nadkładać drogi. Uśmiechnął się pod nosem, gdy Aurelio poczęstował suczkę bajglem. Jej również przypadło to do gustu, bo zamerdała ogonkiem, a gdy starszy pogłaskał ją po głowie, to odchyliła ją, żeby go polizać po dłoni. — Właśnie nie mam pojęcia — zaśmiał się. Wyciągnął rękę w stronę suczki, żeby poklepać ją lekko po tyłku, a ta podeszła do niego, domagając się pieszczot. Nie miał zamiaru jej odmawiać, więc zaczął ją głaskać. — Hmm — wyrwało mu się, bo to nie było proste pytanie. Chciał powiedzieć, że tak średnio, bo nadal męczyła go depresja, ale nie znali się na tyle dobrze, żeby miał się dzielić z nim takimi rzeczami. Ostatecznie pokiwał delikatnie głową. — Tak, wszystko okej — powiedział, przenosząc na niego spojrzenie i posyłając mu uśmiech. — A u ciebie? Oprócz tego, że wypocząłeś sobie we Włoszech? — zagaił. Domyślał się, że pewnie było mu ciężko po stracie męża, bo sam przez to przechodził, ale miał nadzieję, że było choć trochę lepiej, niż jak widzieli się ostatnim razem.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
Jasne. Męskie spotkanie. Przy winie — powiedział i uniósł jedną z brwi, przyglądając mu się podejrzliwie. Jak dla niego, męskie spotkanie bardziej kojarzyło się z chlaniem piwska, a nie kulturalnym popijaniem winka, ale co tam sobie Amoretti uważał. Musiał przyznać, że był naprawdę rozbawiony tym jak bardzo Cielo się kłopotał za każdym razem kiedy wspominał mu o tym, że zachowywał się jakby go podrywał. Zupełnie, jakby ten miał coś na sumieniu i rzeczywiście z nim flirtował. Na szczęście, już wiedział, że mężczyzna był heteroseksualny, więc po prostu sobie z niego troszkę żartował, bo nie potrafił sobie darować. — Okej. W takim razie czuję się zaszczycony — stwierdził rozbawiony i pokręcił lekko głową na boki. Było mu bardzo miło, że to akurat jego mężczyzna postanowił do siebie zaprosić, skoro z tego co mówił to nie robił tego zbyt często i nie proponował tego wielu osobom. Rzeczywiście był to powód do tego, żeby czuć się w jakiś sposób wyjątkowym i właśnie tak teraz było w przypadku Aurelio. No i jakby nie było, skoro teraz mieli razem współpracować, to wypadałoby, żeby nieco lepiej się poznali. W końcu to wszystko nie potrwa kilka dni, tylko pewnie będzie się ciągnąć miesiącami, więc wypadałoby, żeby cokolwiek o sobie wiedzieli i jakoś względnie dobrze się dogadywali. Było to spore przedsięwzięcie, a dla Visconti’ego duża inwestycja. — Tak, zapamiętaj — odparł i kiwnął lekko głową. Ufał Cielo, że ten nie zrobiłby czegoś takiego, więc nie było to coś, czym w jakimkolwiek stopniu by się martwił. Zwłaszcza teraz, kiedy poinformował młodszego, że i tak by go znalazł nawet gdyby temu coś strzeliło do głowy i jednak postanowiłby uciec z jego hajsem. Zresztą, to nie tak, że przecież przeleje mu całą kwotę na konto i mężczyzna będzie mógł sobie z tych pieniędzy korzystać jak będzie chciał. Zapewne przy płatnościach za większość rzeczy sam będzie chciał być obecny osobiście i wszystkiego dopilnować. Musiał w końcu zwracać uwagę na koszt kupowanych rzeczy. — Nie, nie pracuję w weekendy. Sobota brzmi okej — odpowiedział i kiwnął lekko głową. To nie tak, że miał jakiekolwiek plany, bo przecież i tak siedział cały czas w domu i użalał się nad sobą. Nie pamiętał już nawet kiedy w ogóle ostatnio wyszedł w weekend gdziekolwiek indziej, niż do sklepu po alkohol albo papierosy, więc na pewno będzie to miła odmiana. No, chociaż w tym przypadku alkohol wciąż będzie uwzględniony, tylko zapewne w mniejszych ilościach niż jakby miał się sam zachlewać w domu. — Tak. Inaczej nie zjadłbym dzisiaj takiego dobrego śniadania — stwierdził i uniósł kąciki ust w nikłym uśmiechu. Już nie wspominając o tym, że to było jego pierwsze śniadanie od bardzo dawna. Uśmiechnął się delikatnie, gdy psiak polizał go po dłoni w podziękowaniu za pieszczoty i pokręcił lekko głową rozbawiony. Powiódł za suczką wzrokiem, kiedy ta podeszła z powrotem do mężczyzny. Uniósł nieco brwi, kiedy usłyszał to jego mruknięcie w odpowiedzi na swoje pytanie. Wpatrywał się w niego, a kiedy młodszy oznajmił, że wszystko u niego w porządku, to kiwnął głową i uśmiechnął się pod nosem. — To dobrze — odparł. Na jego pytanie wzruszył ramionami. — Za dużo się nie zmieniło — stwierdził po prostu. Dalej czuł się tak samo chujowo jak wcześniej i w tej kwestii nic nie uległo zmianie. — W ogóle, to będę chciał któregoś dnia podjechać jeszcze do lokalu i zobaczyć na własne oczy jak wygląda sytuacja — zmienił temat, najwyraźniej nie mając ochoty rozmawiać o swoim samopoczuciu. Wolał sobie zająć głowę czymś innym.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
Tak, męskie przy winie. Hetero mężczyźni pijają wino ze swoimi kolegami — odparł i ściągnął brwi. Nie rozumiał, co w tym było takiego złego, że zaproponował winko. Nic podejrzanego i wcale nie brzmiało jak wizja przyjemnie spędzonego wieczora we dwoje w miłej atmosferze. Jeszcze brakowało tego, żeby prąd wysiadł i musieli siedzieć o świeczkach. Uśmiechnął się pod nosem na jego słowa. Naprawdę się cieszył, że mógł kogoś do siebie zaprosić. Co prawda, to nie było tak, że miał jakiś zakaz i że nie mógł tego zrobić, ale po prostu nie czuł się na siłach, a potem jakoś jego znajomości się rozeszły. Będzie musiał porządnie posprzątać, zanim starszy do niego przyjdzie, bo teraz w domu panował bałagan. Nie dość, że Cielo sam w sobie był bałaganiarzem, to jeszcze jego mieszkanie wyglądało jak składzik w lombardzie. Skinął delikatnie głową, dając mu do zrozumienia, że zapamięta. Na szczęście Amoretti nie miał żadnych niecnych zamiarów, więc nie musiał się martwić, że ucieknie z jego kasą. Domyślał się też, że to nie będzie tak, że przeleje mu całość i hulaj dusza. Sam na jego miejscu raczej po prostu płaciłby za bieżące wydatki i wszystko kontrolował. Albo i nie, biorąc pod uwagę fakt, że średnio szło mu zarządzanie pieniędzmi. Jakby komuś miał pożyczyć, to dałby się pewnie naciągać jak jakiś frajer. Trochę tylko przerażała go myśl, że będzie musiał wszystko oddać, bo nie da rady tego zrobić, jeśli lokal nie będzie dobrze zarabiał. — W takim razie jesteśmy umówieni — uśmiechnął się do niego szeroko. — Wyślę ci później mój adres, ale nie jest daleko od restauracji — dodał jeszcze. Pewnie teraz nie będzie mógł się doczekać, aż starszy do niego przyjdzie. Cieszył się, że ten był zainteresowany zadawaniem się z nim, bo wcale nie musiał tego robić. Mógł podejść do tej relacji czysto biznesowo i nie chcieć przekraczać pewnej granicy. Pytanie tylko, czy już jej nie przekroczył, przywożąc mu prezent z Włoch i godząc się na spotkanie. — Śniadanie to podstawa — zaśmiał się. Co prawda, sam często zapominał, żeby je jeść, a długo po śmierci żony w ogóle miał problem, żeby coś w siebie wcisnąć i sporo w tamtym czasie schudł, ale na szczęście wszystko wróciło do normy. A przynajmniej w miarę, bo czasami miał taki zapierdziel w pracy, że nie był w stanie zrobić sobie przerwy na to, żeby coś zjeść. Tak czy siak, śniadania starał się jeść, bo wiedział, że to była podstawa. — Mhm — mruknął w odpowiedzi, a na jego kolejne słowa skinął delikatnie głową. Nie był zaskoczony jego odpowiedzią. Za dobrze wiedział, jak ciężko było się pozbierać po stracie ukochanej osobie. Odczuł ulgę, że starszy postanowił zmienić temat. Najwyraźniej dla ich obojga nie był wygodny. — Jasne, nie ma problemu — odparł i dał spokój suczce. Usiadł wygodniej na ławce, opierając się plecami o jej oparcie. — Ale to nie jest przyjemny widok — westchnął. — Znaczy, nie jest aż tak tragicznie, ale i tak zniszczenia są spore — dodał i skrzywił się delikatnie pod nosem. — Mam nadzieję, że uda nam się to szybko ogarnąć — podsumował i posłał Aurelio delikatny uśmiech.

Aurelio Visconti
42 lat/a 192 cm
CEO, doradca finansowy w Amherst Loans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
it's hard to think that I'd be so afraid
to show a piece of me I can't erase
Przyjezdny
Jasne. Czaję — kiwnął głową, najwyraźniej nie mając zamiaru drążyć dalej tematu, bo już wystarczająco się z nim podroczył. Cóż, dla niego to wciąż zajeżdżało bardziej randką, ale nie miał zamiaru tak tego traktować. W końcu był w żałobie po swoim mężu, a Cielo był hetero, więc to nie był nawet prawdopodobny scenariusz. Pewnie napiją się wina, porozmawiają, a potem Aurelio zawinie do domu i tyle. Ot, zwykłe spotkanie dwóch kumpli. Musiał jednak przyznać, że nie mógł się już trochę doczekać tego spotkania, bo na pewno będzie to miła odmiana w tej jego codziennej, smutnej rutynie, w której żył odkąd jego mąż odszedł z tego świata. Wyglądało też na to, że w każdym wieku wciąż można było znaleźć sobie nowych znajomych. Co prawda, to nie tak, że Aurelio nie miał żadnych, bo było ich dość sporo, ale jakoś tak... Nie miał ochoty przebywać w ich towarzystwie. To byli wspólni znajomi jego i jego męża, więc widywanie się z nimi było dla niego niekomfortowe. Poza tym widział, że ci też niekoniecznie nie wiedzieli jak powinni zachowywać się w jego towarzystwie oraz co mogli, a czego nie mogli mówić. W przypadku Cielo tego nie było, a on sam też nie czuł się w jego towarzystwie źle. — Na to wygląda — zgodził się z nim i kiwnął lekko głową. — Okej. Wziąć coś ze sobą? Jakieś przekąski albo coś? — zapytał. To miał być pierwszy raz jak odwiedzi Cielo u niego w domu, więc nie chciał przychodzić z pustymi rękami, ale niekoniecznie miał pomysł na to, co może przynieść. Wiadomo, że wino załatwi Amoretti, bo lepiej się na tym znał, więc Visconti chociaż mógł zadbać o przekąski. — No niby tak mówią, że to najważniejszy posiłek dnia — stwierdził i skinął głową. Najwyraźniej jednak nie dla Aurelio, biorąc pod uwagę fakt, że praktycznie ich nie jadał. Wstawał dość wcześnie, bo zawsze przed pójściem do pracy chodził jeszcze poćwiczyć na siłowni, a nie był w stanie tak wcześnie czegoś w siebie wcisnąć. Po śmierci jego męża to się tylko jeszcze pogorszyło, bo całkowicie stracił apetyt. Uznał, że zmiana tematu będzie najlepszym rozwiązaniem, bo nie miał ochoty na to, żeby nastrój się popsuł i obaj siedzieli przybici. — Świetnie — skwitował i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Widząc, że mężczyzna nieco wygodniej się rozsiadł, uznał, że zapewne chwilę tutaj zabawią. W związku z tym sam również nieco wygodniej się usadowił, jakoś tak odruchowo kładąc jedną z rąk na oparciu ławki, za plecami młodszego, niewiele o tym myśląc. — Domyślam się — odparł i wypuścił głośno powietrze nosem. — No tak. Chcę to zobaczyć na własne oczy i spróbować mniej więcej ocenić straty i oszacować ile mogą wynosić koszty doprowadzenia tego do ładu — powiedział i zerknął na niego. — Też mam taką nadzieję. Na początku pewnie będzie najwięcej roboty z wybieraniem wszystkiego. Będzie trzeba wybrać farby, nowe meble, pewnie niektóre sprzęty również będą do wymiany, więc będzie można kupić lepsze... — zaczął wyliczać. Mimo wszystko, nie wiedział jaki był tego ogrom, dopóki sam nie zobaczy na własne oczy jak to wyglądało.

Cielo Amoretti
33 lat/a 180 cm
właściciel i szef kuchni w Irene's
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I can hear your heartbeat
I tried to find the sound
But then it stopped
Przyjezdny
Jeśli chcesz, to przekąski zawsze są mile widziane — odparł i posłał mu delikatny uśmiech. Domyślał się, że Aurelio nie chciał przychodzić do niego z pustymi rękoma i w ogóle się temu nie dziwił, bo sam jak szedł do kogoś w gości, to zawsze coś przynosił. Zazwyczaj było to wino, bo na nim się znał i miał obszerną piwniczkę, w której coś zawsze znalazł na każdą okazję. Całe szczęście, że oprócz niewielkiego zalania, to nie stało się tam nic, co zaszkodziłby tym wszystkim winom, które zgromadził on i jego ojciec z wujkiem. Chybaby sobie strzelił w łeb, gdyby stracił tę kolekcję. — Dokładnie. Bez niego nie masz skąd brać siły na cały dzień — podzielił się z nim mądrością. Prawda była taka, że było naprawdę wiele osób, które nie były w stanie nic w siebie wcisnąć rano i jakoś funkcjonowały. Mimo wszystko dobrze było zjeść coś porządnego, zwłaszcza gdy miało się jakiś ciężki dzień w planach. Skinął delikatnie głową na to świetnie. W ogóle nie spodziewał się tego, co Aurelio zrobił jako następne. Nie było to nic takiego, bo starszy zapewne chciał wygodniej usiąść, ale mimo wszystko przez to się trochę zakłopotał, a na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Szybko odwrócił głowę w drugą stronę, bo nie chciał, żeby Aurelio to zauważył. Nie miał pojęcia, dlaczego reagował na niego w taki sposób i co sprawiało, że tak łatwo wpadał przy nim w zakłopotanie, jak jakaś nastolatka, wzdychająca do dużo starszego faceta. Przecież to nie tak, że mężczyzna mu się podobał, skoro był hetero. — Pewnie spore — westchnął krótko i zerknął na starszego. Sam nie potrafił mniej więcej określić kosztów, bo nie znał cen, ale nie był głupi i wiedział, że to nie będzie mała kwota. — Nic mi nie mów — zaczął. — Na samą myśl, że będzie trzeba wszystko wybrać, dopasować i podejmować te wszystkie poważne decyzje, coś mi się robi w środku — dodał. Nie znosił remontów i jak trzeba było podejmować decyzje z nimi związane, to Cielo umywał ręce. Zawsze zostawiał to swojej żonie albo rodzinie, zależnie od tego, czego remont dotyczył. Teraz został sam i musiał sam przemyśleć, co tak właściwie by chciał. Albo mógł też zwalić wszystko na Aurelio, ale wiedział, że to by brzydko wyglądało i że nie powinien. — W ogóle tak sobie myślałem... — urwał na moment. — Może jak już wszystko zacznie przynosić zyski, jak lokal stanie na nogi, to nie byłoby takim głupim pomysłem, żeby otworzyć gdzieś w mieście sklep z winami, czy coś — dodał i wzruszył lekko ramionami, jakby to było tylko takie gadanie. Prawda była taka, że już od jakiegoś czasu o tym myślał. Znał się na winach, więc na pewno wiedziałby, jakie sprzedawać i jakie polecać. Problem tylko polegał na tym, że to znów były koszta i to naprawdę spore. Pewnie nie obyłoby się bez jakiegoś kredytu.

Aurelio Visconti
ODPOWIEDZ

Wróć do „Louis Armstrong’s Park”