ODPOWIEDZ
36 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
Miejscow*
i see the dark crawling in
i see your wars, it's the end
W codziennej służbie jakże prosto było prowadzić tę grę pozorów. Każde z nich, z zupełnie odmiennym podejściem do niemal wszystkich aspektów pracy, udawało, że jest w stanie kontynuować koegzystencję jednocześnie wiedząc, że prędzej czy później ta zostanie zakończona. W tym podejściu służbisty, które dla niego prezentowała Ledet, widział przebłyski własnego, zaledwie echa sprzed lat, docierające do niego z niemal nostalgicznym posmakiem, z którym oglądało się stare fotografie z dzieciństwa.
Ale jego dzieciństwo nie było etapem w życiu, do którego chciałby wrócić. Nawykł do unikania przeszłości, nawet jeśli złe wspomnienia były upychane na dno umysłu kosztem tych dobrych.
W niemal identycznym odruchu sięgnął po zapalniczkę, wydobywając ją z kieszeni spodni. Przytaknął, gdy stanęli przed jego autem - zaciągając się świeżym, tytoniowym powietrzem, natychmiast poczuł odrobinę ulgi. Ale nie wynikała ona z braku cholernie śmierdzących kadzidełek, ale z przestrzeni, którą oferowało wielkie niebo i puste o tej porze ulice.
Ściany komisariatu dławiły, oblepiały jego płuca gęstym oparem problemu, który musiał rozwiązać - sytuacji, z której musiał wybrnąć. Ale choć iskierka paniki rozpaliła się gdzieś w jego podświadomości, gdy wsiadał za kierownicę swojego lekko zdezelowanego, wysłużonego camaro, czuł znajome, chłodne opanowanie, które przyniosło wyjście z tamtego miejsca.
Przebłyski charakteru, które pokazywała mu Rosemary, były niewystarczające by poddał w wątpliwość jej chęć udania się z nim w inne miejsce.
Słyszał plotki o jej trudności we współpracy, ale dotychczas wydawały mu się tylko nierównościami na drodze - może nie czyniły tej drogi przyjemną, ale żadna nie miała potencjału na zniszczenie mu podwozia.
Madden przywykł do poczucia kontroli. Nie była to rzecz, której oczekiwał na srebrnej tacy od drugiej osoby - było to coś, co zawsze wyszarpywał dla siebie nie zbaczając na konsekwencje. Towarzyszyło mu przy biurku komisariatu, na miejscu zbrodni wśród cuchnącego zapachu krwi, z bronią w ręku pośród niewiadomych. Wiele rzeczy potrafiło w łatwy sposób wyprowadzić go z równowagi, wzbudzić wściekłość, z którą konfrontował się z całym światem - ale nawet ta wściekłość była jedynie powierzchowną emocją. Pierwszą, po którą sięgał, najprostszą, z której korzystał. W głębi ducha zawsze czuł, że panuje nad sytuacją, na swój własny, pokrętny sposób.
I teraz, wkraczając do wnętrza ponurego, opustoszałego o wciąż wczesnej porze baru, w pełni wierzył, że załatwi kwestię Romy i ich śledztwa równie łatwo, jak zaciągnął ją do Kingpina i przydzielił do nudnego przesłuchiwania świadków zdarzenia.
Przechodząc obok baru, spostrzegł dwójkę stałych bywalców zalegających przy ladzie. Napotykając spojrzenie barmana, machnięciem głowy zgodził się na to samo co zwykle, dwoma palcami wskazując mu, by przyniósł nie jedną, a dwie szklanki średnio-podłego whisky. Usatysfakcjonowany wizją zwilżenia ust gorzkim płynem, ruszył do stolików w loży na samym końcu - tam, gdzie praktycznie nie było klientów.
- Od razu lepiej - westchnął teatralnie, zasiadając na obitej zdartą skórą kanapie. Jakby był tego rodzaju policjantem, który w środku dnia pracy musi wyrwać się z komisariatu, napić, odnaleźć ulgę. Nic nie robił sobie z wyobrażenia o nim, jakie musiała posiadać o nim detektyw. Nie dbał o jej opinię równie mocno, jak o czyjąkolwiek inną. - Nie uważasz? - uśmiechnął się pod nosem, wyciągając paczkę papierosów i rzucając na blat gdy znudzona życiem kelnerka podeszła do ich stolika, stawiając przed nimi dwie, wypełnione bursztynowym płynem szklanki.

Romy Ledet
29 lat/a 165 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
girls like us are rotten to the core
Miejscow*
Ledet z natury nie była osobą, która za wszelką ceną gryzła się w język, byle tylko nie uderzyć w czuły punkt lub podburzyć kruche ego. Te słowa niewiele dla niej znaczyły, gdy stawała raz za razem między bratem a matką; gdy ludziom wokół niej wydawało się, że mają więcej do powiedzenia na tematy, które to właśnie ją dotykały w sposób bezpośredni. Bardzo szybko nauczyła się, że jej osobiste opinie nie są zawsze mile widziane, a umiejętność chowania dumy do kieszeni bywała cenniejsza niż asertywność na granicy arogancji.
Wydawało jej się do pewnego momentu, że są to cechy wyuczone przez nią, opanowane do perfekcji, by wiedzieć, na ile może sobie pozwolić, ale praca w tym miejscu niejednokrotnie testowała ją razem z osobami, które otaczały ją na co dzień.
Chciałaby zrozumieć Maddena. Tak jak kiedyś próbowała we własnej głowie zracjonalizować wybory każdego mężczyzny, który jakkolwiek zaistniał w jej życiu, spróbować dojść do motywacji, jakie ich napędzały, nigdy nie podołała temu i tym razem zaakceptowała porażkę. Skoro praca tutaj stawała się jedynie rutyną, to jaki miało to wszystko sens? Im dłużej obserwowała go, tym bardziej traktowała jego postawę jak ostrzeżenie — tym właśnie się staniesz, jeśli zgubisz kierunek. To może cię czekać, jeżeli cel zniknie ci sprzed oczu. Zostanie tylko żmudna praca bez cienia tamtej iskry, którą poczułaś raz i do tej pory gonisz.
Papieros nie został spalony do końca, a jego krótki żywot został szybko zakończony pod jej butem zanim wsiadła do auta Rhysa i wyciągnęła z torby miętową gumę. Gdziekolwiek ją zabierał, nie chciała zionąć nikotyną, której zapachem i tak zdołały już przejść jej dzisiejsze ubrania. A nawet jeśli sama nie dodałaby swoim perfumom tej dodatkowej, duszącej nuty, to obawiała się, że ta sama woń oblepiłaby ją po jednym kursie z Maddenem jako kierowcą.
I przy całej tej zgryźliwości, którą zachowała dla siebie jako milczący pasażer, zerkający jedynie to na swojego partnera, to na samochodowe radio, a na koniec tej wyliczanki na drogę przed nią — mimo wszystko zaufała mu na tyle, by dać się zawieźć do nieznanego sobie baru z nadzieją, że cokolwiek miał zamiar tutaj uzyskać, naprawdę będzie przydatne dla ich sprawy.
Alkohol na służbie — mruknęła bardziej do siebie niż do Maddena, odnotowując to w swojej pamięci, by później chętnie to wytknąć w prywatnej sprzeczce. Przynajmniej tak zamierzała, do momentu gdy nie zobaczyła, że składane zamówienie miało najwyraźniej obejmować dwie kolejki. Jedną dla Rhysa, drugą dla niej. Wypuściła powietrze nosem i złożyła ręce, zagryzając zęby.
Byle bez scen. To by im na pewno nie pomogło.
Z tym samym spiętym wyrazem twarzy dalej przeszła za mężczyzną, rozglądając się po skromnej jeszcze klienteli. Nie przypatrywała się nikomu zbyt długo, by nie zbudzać negatywnych emocji. Jedynie przebiegła po twarzach wyraźnie wczorajszych gości, którzy prawdopodobnie uznali, że najlepszym lekiem na kaca jest klin.
Najlepsze miejsce o tej porze dnia w którym mogłam się znaleźć — powiedziała, gdy po zajęciu miejsca na wytartej kanapie, wzięła szklankę do ręki i zaczęła ją obracać w ręku. Dopiero po chwili przeniosła ciężar spojrzenia na siedzącego obok detektywa z niemym pytaniem wiszącym pomiędzy nimi. — Nie lepsza była, no nie wiem, kawiarnia na rogu?

Rhys Madden
melepeta
po mieście błąka się tylko jedna dusza
36 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
Miejscow*
Prawda nie leżała zbyt daleko od fałszu. Mógłby powiedzieć jej jeszcze w komisariacie, że sprawa załatwiona. Partner denatki nie posiadał sensownego alibi, sąsiedzi skarżyli się na głośne kłótnie, a podczas jednej z nich ta w pośpiechu wsiadła do auta - w którym, swoją drogą, z pewnością znaleźliby jego odciski palców.
Czy był lepszy policjant niż ten, który zamykał sprawę tego samego dnia, w którym ją otrzymywał?
Przyglądał się siedzącej naprzeciw kobiecie z zainteresowaniem. Wychwytując chowającą się w jej oczach niechęć, mowę ciała nieprzyzwyczajonego do bywania w takich miejscach w takim czasie. W końcu miała rację - byli na służbie.
A ich sprawa, choć zamknięta, nie miała być nigdy wyjaśniona.
- A co, zapomniałaś dzisiejszej porcji karmelowego frappuchino? - odparował z nutką złośliwości, przekrzywiając głowę jakby dzięki temu mógł spojrzeć na nią w innym świetle. Jego dłoń mimowolnie zacisnęła się na szkle z bursztynową zawartością. - Wyglądasz na śmietankę i podwójny cukier.
Nie był kawoszem. Kofeina mogła przybierać każdą formę i potrafił zaakceptować ją z równą łaską. Nawet, jeśli z początku pił ją z mlekiem, nawyk i lenistwo ukracające drobne uciechy z jego życia przyzwyczaiły go do sięgania po czarną, prosto z dzbanka ekspresu w ich aneksie kuchennym.
Uniósł szklankę do ust, zwilżając wargi gorzką whisky. Resztki niepokoju, zagnieżdżone w jego sercu jak drzazga, której nie potrafł zlokalizować, ulotniły się gdy tylko bursztynowy płyn dotknął jego podniebienia. Alkohol nie miał prawa go rozluźnić - nie jeden jego, mały łyk - a jednak wbrew logice poczuł, jak jego barki opadają lekko.
- Po co dołączyłaś do policji, Ledet? - wyrzucił wprost, kątem oka obserwując stojącą przed kobietą szklankę. Wątpił, by po nią sięgnęła, ale zamówione przez niego wyzwanie błyszczało odbitym światłem neonów na blacie. - Dziecięce marzenie?
Kącik jego ust zadrżał pod wpływem drwiny, ślepy na hipokryzję. Zupełnie tak, jakby te dwadzieścia lat temu to nie jego szczeniacki idealizm doprowadził go wprost do drzwi akademii.

Romy Ledet
29 lat/a 165 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
girls like us are rotten to the core
Miejscow*
Nie widziała pół powodu dla którego powinna tutaj z nim siedzieć i ucinać pogawędki. Każda ich rozmowa wychodząca poza obszar pracy zdawała się jałowa, dająca jej wyłącznie jeden więcej powód do ogólnej irytacji i chęci rzucenia papierami, żeby wyjść przed komisariat i zapalić wściekłego papierosa, mamrocząc przy tym przekleństwa pod nosem. Rhys nie był pierwszym i z pewnością też nie ostatnim facetem, który da jej poczucie, że wszystko, co robi, można porównać do próby rozbicia głową ceglanego muru.
Kącik ust drgnął jej w grymasie, wymownie zdradzając jakie myśli przebiegały przez jej głowę. Spróbowała rozluźnić się i zamiast siedzieć przygarbiona w zamkniętej pozie, odchyliła się do tyłu na kanapie, wtulając plecy w oparcie. Nie pomogło. Dalej w całej jej postawie widać było sztywność, jakby myślała wyłącznie o tym, że jest na służbie, a zamiast robić rzeczy związane z pracą, siedzi w jakimś barze ze szklanką whisky.
Ty natomiast sprawiasz wrażenie osoby, która od dawna niczego słodkiego nie spróbowała ani nie zrobiła dla siebie nic miłego — uniosła brew, skupiając się na alkoholu w trzymanym szkle zamiast na swoim rozmówcy siedzącym obok. Upiła tylko małego łyczka, celem degustacji jak próbowała siebie przekonać, myśląc od razu o ewentualnym badaniu alkomatem. Mimo że wątpiła w powitanie ich ponownie w podobny sposób. — Na przyszłość preferuję raczej capuccino bez laktozy, skoro już zgadujesz moją ulubioną kawę — prychnęła. Nie, nie należała do fanatyczek Starbucksa, którego i tak omijała szerokim łukiem.
Zainteresowana rzuconym pytaniem, spojrzała na niego z lekko ściągniętymi brwiami. O tym chciał rozmawiać? Liczył, że odpowie mu szczerze i opowie w wielkich słowach, jak miała nadzieję na zmienienie świata i bycie tym dobrym gliną, w przeciwieństwie do większości jaka stawała na jej drodze w młodości? O naiwność nigdy nie podejrzewała.
Od kiedy jesteś taki zainteresowany moim dzieciństwem, Madden? — spytała, zataczając kółka szklanką i wprawiając w ruch trunek, który odbijał się od ścianek. Uderzył w sedno, a jej oczy pociemniały, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że nie wywinie się prosto z tego. — Tak bardzo zabawne jest, że ktoś może mieć jakieś zasady i tym się kierować? — odpowiedziała pytaniem na pytanie z wyraźniejszą irytacją; drwiący uśmieszek był cięższy w zdzierżeniu niż przypuszczała. Nie przyznała się wprost, ale i tak – ten unik nie mógł się brać znikąd.

Rhys Madden
melepeta
po mieście błąka się tylko jedna dusza
36 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
Miejscow*
Irytacja emanująca z Ledet stanowiła dla niego pożywkę. Im większe napięcie dostrzegał na jej twarzy, tym bardziej jego własne ulatywało z ciała. Jej słowa chowały w sobie prawdę - gdzieś w przeciągu ostatnich lat zgubił różnicę między czymś słodkim a nie-gorzkim, skupiając się na szukaniu doznań z tej drugiej kategorii. Ale teraz, niemalże widząc kij połknięty przez detektyw siedzącą naprzeciw, kącik jego ust drgnął w górę w lekkim rozbawieniu.
- Teraz jest dość słodko i miło - zaprzeczył, kłamiąc przy tym, choć tylko częściowo. Na widok małego łyka pociągniętego przez kobietę uniósł szklankę w górę w cichym toaście, którego wiedział, że nie zamierzała odwzajemniać. - Latte ze zwykłym mlekiem, zapamiętam.
Odstawił szklankę na blat, osuwając się trochę w swoim siedzeniu. W Kingpinie było mu wygodnie - w przeciwieństwie do niej, nie czuł się nie na miejscu, choć miał świadomość zasad, które trzymały jej ciało wyprostowane jak struna. Chowały się w jego podświadomości, zaledwie echo wszystkiego, co wcisnął do wnętrza szuflady i zatrzasnął ją w kredensie.
Sięgnął do rzuconej na blat paczki papierosów, podświadomie przeklinając fakt jej zgniecenia gdzieś między wejściem do auta a wylądowaniem w tej loży. Otworzył wieczko, wyciągając ze środka jednego. Lampka zapaliła się w jego głowie gdy usłyszał irytację w głosie odpowiadającej kobiety, ale w tym momencie nie był w stanie określić, czy natrafił na wrażliwą strunę, czy wyłącznie kombinacja jego zachowania połączona z miejscem, do którego ją zabrał i niewłaściwą na to porą sprawiły, że wreszcie jej cierpliwość zaczęła się kruszyć.
- To się nazywa rozpoczynanie konwersacji. Jesteśmy partnerami, czy nie? - odpowiedział lekko, choć, wbrew temu wyluzowaniu, które ogarnęło go wcześniej, wbrew dystansowi, jaki lubił myśleć, że ma względem swojej przeszłości, nagle sam poczuł ziarenko irytacji kiełkujące w tyle jego umysłu.
Pamiętał swoje dziecięce marzenie. Pamiętał dumnie wypiętą ku niebu pierś, okutą w świeżo zdobyty mundur. Ale tam, gdzie umysł podrzucał mu przebłyski wspomnień, tam coraz większa złość spychała je na dno, tworząc między przeszłością a teraźniejszością jak największą przepaść.
- I gdzie doprowadziły cię te zasady? - wyrzucił, nim instynkt zdołał go powstrzymać. Jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu gdy wetknął w nie papierosa, szukając zapalniczki wewnątrz kartonika. - Do tego samego miejsca, co mnie.
Opadł na oparcie kanapy, odnajdując upragnioną zapalniczkę.
- Więc może przestań mieć taką zbolałą minę, Ledet, i chociaż na jedną, jebaną chwilę, spróbuj się zrelaksować.

Romy Ledet
29 lat/a 165 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
girls like us are rotten to the core
Miejscow*
Wolałaby cały dzień papierkowej roboty i przepisywania starych, papierowych archiwów do informatycznego systemu niż spędzanie czasu w tym barze. Przynajmniej nie musiałaby zmuszać się od pozostania na miejscu, jednak gryzienie się w język było również cięższe, gdy wiedziała, że nikt z ich otoczenia w pracy nie przygląda im się. Skwitowała gest przypominający toast lekkim ściągnięciem brwi, nie decydując się na żadną inną reakcję.
I być może wcześniej, gdy była jeszcze otwarta na jakiekolwiek rozmowy z nim, byłaby bardziej skłonna do zwierzeń dotyczących jej dzieciństwa czy motywacji. Teraz tylko dostrzegała w tym próbę wyciągnięcia od niej czegoś, co przy pierwszej lepszej okazji zostanie wypomniane i wyśmiane, przyjmując w pełni defensywną pozę jak niegdyś, nie pozwalając na zbliżenie się zbyt blisko.
Wyciągnęła ze swojej kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę wciśniętą między papierosy, obracając nią krótko w palcach zanim zapaliła wsunięty już w usta tytoń. Nie przyniosło to praktycznie żadnej ulgi, ale miała czym zająć dłonie. Słodko i miło już było.
Och, teraz jesteśmy partnerami, jak potrzebujesz towarzystwa do whisky? — parsknęła przygaszonym śmiechem. Powinna zanotować to zdanie w swoim dzienniczku, gdyby podobny notesik posiadała i zaczęłaby w nim relacjonować ten dzień. Przesunęła popielniczkę bardziej na środek.
Prawdopodobnie poczułaby się żywo dotknięta samym pytaniem, niemal natychmiast odcinając się, by tylko podkreślić jak bardzo jej zdaniem się mylił. Nie doszło do tego, gdy usłyszała dalszą część jego odpowiedzi.
Co masz przez to niby na myśli? — spytała. Spomiędzy jej warg wydobył się obłoczek dymu, który zawisnął przez chwilę w powietrzu nim zaczął się powoli rozchodzić pod sufitem baru. — Nie wiem, co sobie zakładasz na mój temat, ale nie wydaje mi się, że to pokrywa się to z prawdą — odparowała spokojnie, choć chłodno, strząsając z końca papierosa popiół.
Nie czuła, by znajdowała się w tym samym miejscu, co Madden. I Boże uchroń.
Nie wiem jak ty, ale mnie w tych warunkach relaks nie przychodzi zbyt prosto — rzuciła gorzko. Jeżeli dla niego picie alkoholu w godzinach pracy było na to najlepszym środkiem, to pozostawało jej jedynie wyciągnąć na podstawie tego wnioski. — Zwłaszcza, że nie tutaj spodziewałam się spędzić resztę dnia. W życiu bym tutaj sama nie weszła.

Rhys Madden
melepeta
po mieście błąka się tylko jedna dusza
36 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
Miejscow*
Kingpin był dla niego przyjemnym miejscem. Znajomym. Był kreaturą przyzwyczajeń i nawet tę lożę, w której siedzieli teraz razem, zwykle wybierał gdy była wolna. Przebywanie tutaj wiązało się dla niego z relaksem, który natychmiast obejmował ciało, przyjemnym smakiem alkoholu na języku, chwilą zapomnienia od wszystkich tych rzeczy, które pozostawiał za sobą w komisariacie - a w szczególności poza nim.
Ale tym razem odprężenie było chwilowe, ulotne. Czuł, jak jego mięśnie napinają się mimowolnie, irytacja z tyłu głowy wzmaga.
A przecież było słodko i przyjemnie.
- Z tego co wiem, jesteśmy partnerami już od jakiegoś czasu - odrzucił, rżnąc głupa i patrząc jej przy tym prosto w oczy. Nigdy przecież nie powiedział jej wprost, że nie uważa jej za swoją partnerkę. Przekazał to tylko na milion innych sposobów.
Tak samo, jak drążył teraz, wykopywał coraz głębszy dół w tej słodkiej i przyjemnej sytuacji. Ponieważ Romy Ledet była dla niego jak statyczny zwierzak na półce w pokoju podarowany przez rodziców, którego teraz skrzętnie dźgał patykiem po to, by otrzymać reakcję.
Jakąkolwiek. Reakcja byłaby lepsza niż gorzki posmak spotkania, które odbył godzinę wcześniej.
- Mam przez to na myśli - zaczął, przełykając gorycz łykiem bursztynowego alkoholu. - Że przydzielono cię do mnie za karę.
Karę zarówno dla niego, jak i dla niej, jak podejrzewał. Wielokrotnie zaczynał swój poranek zastanawiając się, jak długo jeszcze wytrzyma Ledet nim poprosi o przeniesienie - coś, na co już wykorzystał swoje karty przetargowe zbyt wiele razy, by sam mógł to zrobić. Nie spodziewał się, że kobieta wykaże się taką cierpliwością.
Cierpliwością, która teraz ulatywała z niego jak hel z zakupionego na jarmarku balonika.
- A w jakichkolwiek przychodzi ci prosto? - odgryzł się, przysuwając popielniczkę odrobinę bliżej siebie gdy strzepał nadmiar popiołu do jej wnętrza. - Wybacz. Następnym razem postaram się, by zaprosić cię do miejsca, które ma minimum cztery gwiazdki na yelpie. Nie chciałbym, żebyś czuła się zgorszona.
Kingpin może i był witalny w jego życiu, ale Ledet ewidentnie była powyżej tego typu standardu.

Romy Ledet
29 lat/a 165 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
girls like us are rotten to the core
Miejscow*
Dla niej niewiele było miejsc, gdzie mogła się zrelaksować. Myśli nagromadzone w ciągu dnia niejednokrotnie ciążyły jej, były jak ołowiana kula na łańcuchu, klamrą zaciśniętą na jej kostce przymocowana na stałe, by towarzyszyć jej również we własnym mieszkaniu. Gdy mówiono im o odcinaniu się od pracy, o dbaniu przede wszystkim o własną głowę, byle nie zgłupieć od wszystkich popieprzonych rzeczy, jakie na nich czekały — nie łudziła się, że będzie to proste. Rzeczywistość przytaknęła jej pokornie.
Nie wydaje mi się, żebyś patrzył na to w ten sposób — przyznała zaskakująco dla samej siebie bez wyrzutu w głosie i złośliwości. Neutralne stwierdzenie tego, co uznawała za fakt. Prawie tak jakby nie miała z tym związanych żadnych negatywnych odczuć i było to jej obojętne, a przed chwilą nie nafukała Maddena za prowadzanie jej po barach. — Przynajmniej nie zdaje mi się, żebyś próbował mnie na jakimkolwiek etapie sprawić, że mogłabym w ten sposób pomyśleć — dodała, krzyżując nogi w łydkach. Skoro chciał rozmawiać, niech rozmawiają. Nawet jeśli miała bardzo mocne poczucie, że zaraz pożałuje tego nadmiernego — to znaczy jakimkolwiek poza odpowiedzią na pytanie Jak się masz? z rana — dzielenia się z nim swoimi odczuciami.
Czyli faktycznie uważasz, że coś wiesz o mnie — powiedziała bardziej do siebie niż do niego, kiwając głową. — To dużo tłumaczy, faktycznie — dogasiła ostatki papierosa w popielnicy, miażdżąc filtr.
Dobrze wiedziała, że to nie była nagroda.
Pytanie brzmiało, jak dużo faktycznie wiedział Rhys. Czy zostało mu to przekazane, nieważne przez kogo, czy może nadstawiał ucha więcej niż się spodziewała po nim. Spodziewała się, że jej drobny wybryk nie został zignorowany przez pozostałe osoby pracujące w nowoorleańskiej policji. Takie zdarzenia zazwyczaj zamiatane były pod dywan, nie najlepiej świadcząc o kondycji służb, ale na komendzie byli sami swoi. Nie było czego ukryć.
W moim własnym domu, na kanapie — odpowiedziała, bo to było najbliższe prawdzie. Mogła zawinąć się w koc, włączyć mniej lub bardziej ambitny — cokolwiek mogłoby to właściwie znaczyć — film i na długość dwóch produkcji wyłączyć się ze świata. Poza bieganiem po parku o poranku w dzień wolny od pracy najlepszy moment w tygodniu. — Ewentualnie w kinie, ale to średnie miejsce do rozmów, sam rozumiesz — wyciągnęła kolejnego papierosa, ale na razie jedynie bawiła się nim między palcami. — Wybacz, że obraziłam twoją ulubioną miejscówkę — prawdopodobnie zdarzy się to drugi raz.

Rhys Madden
melepeta
po mieście błąka się tylko jedna dusza
36 lat/a 192 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
Miejscow*
Było wiele rzeczy, wokół których mógłby kręcić nie przyznając się całkowicie do prawdy. Ich partnerstwo, jak i jego ogólny stosunek do Ledet był jedną z nich. Nie potrzeba było drugiego detektywa by dostrzec niechęć, jaką dzielił współpracę z kobietą - niechęć, która zaczęła się na długo przed tym, gdy w ogóle ją poznał. Każda chwila na służbie, w której mógł działać sam, umożliwiała mu załatwianie swoich spraw ze względnym oddechem. Partner utrudniał mu działanie, patrzył na ręce i wymagał zręczności, do której Maddenowi z wolna zaczynało brakować cierpliwości.
Szczególnie z kimś tak skrupulatnym i spostrzegawczym jak Rosemary.
- To nie jest coś, o czym musisz myśleć. Mamy to wypisane w naszych aktach - odpowiedział krótko, nie drążąc tego tematu ani też nie przyznając się do własnego postępowania. Przynajmniej przyznała, że dostrzegła jego starania. Być może był to pierwszy krok do poproszenia o przeniesienie.
Jego papieros na ułamek sekundy zawisł nad popielniczką - znów przysuniętą w swoją stronę gdy kobieta zgasiła fajkę o jej dno - ale tylko na chwilę. Odpowiedź Ledet była niepozorna. W innym wypadku może zrzuciłby ją na karb jej drażliwej natury, ale wydawało się kryć w tym coś jeszcze.
Gdy spoglądał na siedzącą naprzeciw kobietę, uświadomił sobie, że w zasadzie nie zna jej zbyt dobrze.
Nigdy nie sprawdzał swoich partnerów. Nie czuł takiej potrzeby. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na Romy by przekonać się - w swoim mniemaniu - jaką osobą była. W związku małżeńskim ze swoją pracą, w której wyrabiała zdecydowanie zbyt wiele godzin nawet na jego standardy. Niełaknąca przyjaźni czy pochwały od ludzi siedzących przy biurkach obok. Wypowiadająca się otwarcie, z pewnością przekonana o tym, że wykonuje swoją pracę lepiej niż wielu innych - jak określił sierżant Adams kiedyś nad poranną kawą - zarozumiała z niej sucz.
Właśnie dlatego była tak idealną karą. Dla niego.
- Nisko się oceniasz, detektyw Ledet - odpowiedział powoli, starannie dobierając słowa. Sięgnął po szklankę z alkoholem, łykiem gorzkiego napoju usiłując zgasić rosnącą w nim ciekawość. - Jestem pewny, że cokolwiek o tobie wiem, pośpieszyłabyś by temu zaprzeczyć.
Dopalił końcówkę papierosa, podobnie jak ona zgniatając niedopałek o dno popielniczki. Jej odpowiedź była dla niego lekkim zaskoczeniem, ale nie dał tego po sobie poznać, zamiast tego przysuwając bliżej paczkę papierosów - jakby bał się, że choć miała swoje, skusi się na jego.
- Zapamiętam, żeby następnym razem wprosić się na twoją kanapę - odrzucił z przekąsem, chwytając szklankę i kręcąc nią lekko, a bursztynowy napój wzniósł się po ściankach w górę. - Odciski Martela zostały znalezione w samochodzie ofiary. W nocy zdarzenia doszło między nimi do kłótni według przesłuchanych przeze mnie sąsiadów. Zdaniem podejrzanego, jego partnerka zabrała auto i odjechała w środku nocy, wzburzona, ale zniszczona framuga jego drzwi, oraz obserwowana przez sąsiadów skłonność do przemocy mężczyzny, malują dość klarowny obrazek.
Dopił resztę alkoholu ze szklanki, odstawiając naczynie ze stuknięciem na blat.
- Martel nie ma alibi. Nikt nie może potwierdzić, czy został w domu, czy udał się z Aveley samochodem. Cholera, może zamordował ją na miejscu i wywiózł już ciało - jego ramiona drgnęły, nawykłe do mówienia w ten sposób bezosobowo. - Sprawa zamknięta.

Romy Ledet
29 lat/a 165 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
girls like us are rotten to the core
Miejscow*
W aktach. Było to prawdopodobnie jedyne miejsce, gdzie ktoś orzekał w ten sposób na samej podstawie tego jak odnosili się do siebie lub w jaki sposób wyglądały ich rozmowy.
Ledet wiedziała, że byłaby pierwszorzędną atrakcją, gdyby wybuchła w pełni w reakcji na zaczepki, próby studzenia jej zapału w ten czy inny sposób lub tak jak dzisiejszego poranka, podczas odsyłania jej do tych najbardziej rutynowych elementów śledztwa jakby była dopiero początkującą detektyw, której nie wolno zaufać. Nie zamierzała dać tej satysfakcji nikomu.
Starała się przede wszystkim nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale nie mogła powiedzieć, że dalej podchodziła do mężczyzny ze świeżą głową, bez wyrabiania sobie osądów na jego temat. Nie byłoby to kłamstwem jeszcze kilka tygodni, gdy był jedynie znanym z widzenia funkcjonariuszem wypaleńcem z nierzadko pustym, niewidzącym nikogo i niczego przed nim spojrzeniem. Nie był jedyny w tej postawie, ale znajdując się po przeciwnej stronie spektrum do Ledet w jej podejściu, nie mogła patrzeć na niego inaczej niż na zwyczajnego hamulcowego.
Przełożeni dobrze o tym wiedzieli. Rozgryźli tę część jej persony i znaleźli kogoś, kto idealnie będzie ją stonował i nie da sobie tak łatwo wejść na głowę, co pieprzony Beau.
Cenię? — spytała zdziwiona. — Nie, to nie jest kwestia ego — ale nie wyjaśniła więcej.
Przecież doskonale czuła, że patrzył na nią z góry.
Nie zdołała nawet powiedzieć, że nie było to zaproszenie. Cała jej uwaga zogniskowana została na informacjach, na które liczyła już godzinę temu.
Poczekaj… Przesłuchałeś go? — nachyliła się do przodu w trakcie mówienia. Nie powinno jej szokować, że zrobił coś zupełnie nie konsultując tego z nią ani nie informując jej, chociaż ona starała się być możliwie jak najbardziej transparentna, by nie dawać mu dodatkowych powodów do zgryźliwych uwag wobec niej. Starania te jednak nigdy nie były obustronne i postanowił jej o tej przypomnieć. — Okej, czyli dlatego tu przyjechaliśmy — grymas na jej twarzy mało miał wspólnego z uśmiechem. Nawet nie była wkurwiona i nie zamierzała nic z tym zrobić, zacząć krzyczeć czy ubliżać swojemu partnerowi. Przez chwilę znowu poczuła się jakby próbowano z niej zrobić zwyczajną kretynkę. I chyba to było w tym wszystkim najgorsze.
Teraz to ona potrzebowała dopić alkohol, który niedawno odsunęła od siebie zdecydowanym ruchem.
Czyli co? To wszystko? — zapytała po łyku whisky znad szklanki. Jakie to proste i pozbawione polotu. Nie byłaby jednak sobą, gdyby przyjęła to bez dodatkowych pytań, a te rodziły się w jej głowie jedno po drugim. — Skoro odjechała w środku nocy i zostawiła go, jak niby miałby znaleźć ją? Nawet gdyby pojechał za nią drugim autem, o ile mieli je, to czy wpuściłaby go do środka bez żadnych obaw? — mówiła ciszej, chociaż wyrzucała z siebie słowa w przyśpieszonym tempie. — Na pewno nic tego nie podważa?
Nie było powodu dokładać się do procentu źle wskazanych sprawców. Wcale nie zadawała tych pytań wyłącznie po to, by zrobić na złość Maddenowi.

Rhys Madden
melepeta
po mieście błąka się tylko jedna dusza
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kingpin”