ODPOWIEDZ
28 lat/a 162 cm
zawodowo kradnie portfele w całym Nowym Orleanie
Awatar użytkownika
ABOUT ME
— she got a pretty kind of dirty face.
Przyjezdn*
1

Była w tych okolicach może z kilka razy i za każdym razem odnosiła to samo wrażenie – te wszystkie kolorowe domki kojarzyły jej się z lodami. Kolorowymi cukierkami. Bajką. Raz czy dwa przechodziła tą ulicą w dosyć niejednoznacznym stanie, sama właściwie nie wiedząc, co tak naprawdę wzięła i kiedy. Wtedy dopiero było kolorowo…
Tamtego wieczoru sytuacja mogła się powtórzyć. W końcu szła na domówkę, a na takich imprezach zwykle bywało różnie. Ona sama specjalnie niczego nie odmawiała, taka była ostrożna. Ale halo, był piątek wieczór, co niby miała robić? Czytać książkę? No tak, mogłaby. Zamiast tego zdecydowała się jednak opuścić swoją norę i pozwolić losowi zadecydować, co tym razem miało się odjebać. Nie spodziewała się spokojnej nocy, jakoś tak… podświadomie.
Jeden sms od znajomego wystarczył, żeby ruszyła się z kanapy, na której tkwiła od rana. Ten znajomy był właściwie znajomym znajomego, jednak kogo to obchodziło? Wprawdzie dostała też od niego jedynie adres imprezy, ale to jej w zupełności wystarczało. Kiedy więc zjawiła się przed drzwiami jednego z tych uroczo-obrzydliwie-mdląco kolorowych domków, zapukała do drzwi, już od progu słysząc dudniącą za nimi muzykę. Po kilku minutach żmudnego oczekiwania na to, że ktokolwiek ją usłyszy, pociągnęła za klamkę i sama wprosiła się do środka. Normalka.
Rozejrzała się dookoła. Pełno ludzi, których totalnie nie znała. To też było całkiem normalne, przynajmniej w przypadku Laury. Co chwila ktoś na nią wpadał, bełkotliwie przepraszał albo i nie. Wszystko jedno. Zanim odnajdzie w tym tłumie tego jednego znajomego, który wcale nie był jej znajomym, pewnie na dworze zdąży zrobić się jasno.
Trafiła do kuchni, dosyć pokaźnej jak na tak niewielki dom. Na blacie stało mnóstwo alkoholu. Puste butelki również się na nim walały. Od wina, po whisky, wódkę, rum i inne specyfiki. Uwagę brunetki przykuła jednak puszka nieotwartego, ciemnego piwa, które samotnie stało pośrodku tego całego chaosu. Złapała za nią, otworzyła i upiła pierwszy łyk.
No… dobre. Może być.
Oparła się plecami o blat, obserwując ludzi, którzy znajdowali się w najróżniejszym stanie. Jedni mniej, drudzy bardziej pijani. Naćpani. Nieważne. Zanim zdążyła wypić kolejny łyk piwa, wpadła na nią jakaś dziewczyna, wylewając przy okazji odrobinę swojego, które trzymała w dłoni.
— Monica? — wyszeptała, przybliżając się do jej ucha. Spirytusem było od niej czuć na kilometr.
Nieee, nie — rzuciła Sugar, nieznacznie odchylając głowę w przeciwnym kierunku. — Monica jest tam, widzisz? — Wskazała palcem na tłum. Kim, kurwa, była Monica?
— A faktycznieee… — odparła głupkowato nieznajoma, odrywając się od Bellair.
No! Nie ma za co, pozdrów Moniczkę. — Na ustach Laury pojawił się ironiczny uśmieszek. Zaśmiała się, kiedy blondynka chwiejnym krokiem ruszyła w stronę grupki ludzi.
Zgaduj zgadula czy ja niedługo też będę tak wyglądać?
Kiedy w końcu mogła już w spokoju się napić, uniosła puszkę do ust i przechyliła głowę, wlewając w siebie pokaźną ilość trunku.
W takim tempie to bardzo możliwe.

Bastian Knox
32 lat/a 193 cm
Wykładowca historii muzyki w The University of New Orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
Lost in my own nightmare
The devil cast a spell on me
Miejscow*
Obrazek


Dance with me tonight
Let's invite the storm


Jedna wiadomość.
Wystarczyła zaledwie jedna wiadomość.
No dobra, może kilka. Wystarczyło zaledwie kilka wiadomości, które wymienił z Sugar, aby diametralnie zmienił plany na dzisiejszy wieczór. Był aktualnie w trakcie sprawdzania egzaminów studentów z drugiego roku, kiedy to z letargu wyrwał go dźwięk przychodzącego powiadomienia. Oczywiście, że obrócił wszystko w żart, odpisując dziewczynie, że właśnie był gdzieś w środku składania dziewicy w ofierze, bo przecież brzmiało to bardziej c o o l, aniżeli tłumaczenie, że właśnie spełniał swoje obowiązki jako wykładowcy i nader starannie kreślił czerwonym tuszem wszystkie błędne odpowiedzi, których treść stopniowo doprowadzała go do poznania meritum obłędu.
Potrzebował zatem małej pauzy. Chwili wytchnienia i niekoniecznie spokoju. Nie uważał, aby na domówce był w stanie się zrelaksować, jeśli chodziło o akt przejmującej cichy. Ale rozerwać się za to mógł.
Od Sugar dowiedział się, że ta znajdowała się obecnie na Governor Nicholls Street i że impreza, na którą się wbiła, porównywać można było do pogrzebowej stypy. I takie sytuacje się przecież zdarzały. Nie każdy był przecież wodzirejem danego melanżu, a te czasami zamieniały się w zwykłą popijawę i nic więcej. Wtedy co drugi padał gdzieś w kącie od ilości spożytego alkoholu.
Sebastian się nawet nie zastanawiał. Do teczki wpakował całą testową papierologię, nie zapominając także o nakarmieniu czarnego kocura.
Chociaż przez myśl przeszło mu jedno — aby przypadkiem nie wpadł na żadnego ze swoich studentów, co uważał za swoiste faux-pas. Co z tego, że był już po godzinach, nawet dniach pracy, toteż mógł robić to, co mu się żywnie podobało. Jednakże zawsze starał się utrzymywać, choć względne pozory, a ostatnie, o czym marzył, to barwne plotki rozchodzące się zastraszającym tempie po całym uniwerku.
Zanim opuścił mieszkanie w The Julia Apartments, to zabrał ze sobą trochę trawki, którą upchnął głęboko w wewnętrznej kieszeni od swojej czarnej, ciepłej kurtki. Pogoda ostatnio nie rozpieszczała. Termometry niekiedy wskazywały temperaturę poniżej zera, przez co samochody przemieszczały się ulicami w dość ślimaczym tempie, aby uniknąć ewentualnej stłuczki. Wystarczyła przecież chwila nieuwagi, aby wjechać komuś w przysłowiową dupę.
Bastian zrezygnował ze swojej Hondy, finalnie decydując się na ubera. Zamierzał pić, toteż niewskazane było późniejsze siadanie za kółkiem. Poza drobnymi przewinieniami najczęściej w postaci przekroczonej prędkości, nie dopuścił się niczego gorszego w roli kierowcy. I tego się trzymał.
Uberem dotarł pod wskazany przez Sugar adres. Wystarczyło, tylko aby opuścił wnętrze samochodu, by do jego uszu dotarła przytłumiona muzyka wyłaniająca się gdzieś za drzwi, która to mieszała się dość klimatycznie z ulicznym zgiełkiem.
Okolica była zbyt barwna jak na gusta Knoxa. Jaskrawe kolory budynków wręcz drażniły. Czuł się tak, jakby trafił do jakiejś przerysowanej scenerii.
Wdrapał się po kilku frontowych schodkach i już miał zapukać, kiedy przypomniał sobie o tym, co pisała mu przyjaciółka. Nacisnął zatem klamkę, a ta odskoczyła. Pchnął drzwi, a dudnienie muzyki uderzyło w niego już od progu. Lecz nie tylko to. Wokół aż huczało od gwaru ludzkich rozmów, krzyków czy pijackiego śpiewu. Co niektórzy już chyba mieli dość, bo im dalej posuwał się naprzód, tym więcej słaniających się na nogach osób napotykał. Parę razy wpadły na niego jakieś dziewczyny, mające wyraźny problem z utrzymaniem równowagi, co nie było niczym dziwnym, zważywszy na szpilki ozdabiające ich stopy. Basti czuł się tak, jakby jakimś cudem znalazł się w filmie, w rodzaju tego Project X. On chyba zdecydowanie wolał inne formy imprez, gdzie faktycznie działo się c o ś, poza beznamiętnym wlewaniu w siebie alkoholu. Minął kilka pomieszczeń, do których zajrzał. Spłoszył nawet jakąś napaloną na siebie parę, która właśnie zrzucała z siebie części garderoby. W końcu udało mu się dotrzeć do kuchni, gdzie na całe szczęście zastał tylko Sugar. Stąd też ta muzyka nie była tak słyszalna i przy okazji niewkurwiająca.
Odetchnął z wyraźną ulgą i w teatralny sposób wywrócił własnymi oczami, kiedy to wyrósł w dosłownym tego słowa znaczeniu przed przyjaciółką, wszak dzieliła ich dość spora różnica wzrostu.
— Ja chyba jestem na to za stary — rzucił na dzień dobry, oczywiście mając na myśli tego typu melanże — Chociaż. Na studiach pewnie balowałem podobnie — nieznacznie wzruszył swoimi ramionami, robiąc minę niewiniątka. Poczęstował się piwem, bo akurat dojrzał jeszcze nieprzejętą przez nikogo puszkę.
— Co Cię podkusiło, aby wbić się do... Do tego czegoś? Życie Ci niemiłe? — parsknął śmiechem, po czym pociągnął zawleczkę od puszki. Napój spienił się natychmiastowo, tryskając pianą i na jego odzienie.

Laura Bellair
sectusempra
po mieście błąka się tylko jedna dusza
28 lat/a 162 cm
zawodowo kradnie portfele w całym Nowym Orleanie
Awatar użytkownika
ABOUT ME
— she got a pretty kind of dirty face.
Przyjezdn*
Nie zastanawiała się zbytnio przed wysłaniem sms-a do Knoxa. Właściwie był to tak naturalny odruch, jakby pisali ze sobą codziennie. Niekoniecznie, choć musiała przyznać, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy ich relacja nabrała nieco… innego tempa.
Seks. Kto nie lubił dobrego seksu? Zdarzali się i tacy, ale w oczach Laury uchodzili za zwyczajnych dziwaków. Nie potrafiła tego zrozumieć. Może gdyby przeżyła jakąś traumę w przeszłości, seks nie kojarzyłby się jej tak dobrze, kto wie. Może gdyby wychowywał ją przemocowy wujek z zapędami pedofilskimi, teraz na ten temat patrzyłaby zupełnie inaczej. Całe szczęście nic takiego się nie wydarzyło, mogła więc z pełną świadomością przyznać, że należała do grona fanów cielesnych uniesień. Zwłaszcza, jeżeli miały na celu jedynie sprawianie przyjemności, bez zbędnej otoczki uczuć i niepotrzebnych nieporozumień.
Nie pamiętała do końca, jak to się między nimi zaczęło. Chyba jakoś tak samo wszystko wyszło… Pierwszy raz był nieco szokujący, gdy po całym zajściu zaczęła nad tym rozmyślać. Z jednej strony czuła się, jakby kogoś oszukiwała. Samą siebie? Z drugiej była przecież dorosła. On też. Wiedzieli, co robili. Chcieli tego. W czym problem? Nie musieli chwalić się dookoła, że w wolnym czasie łączą ich szybkie numerki. Głównie chodziło jej o Madsa i Felixa, ale przecież im też nie musieli się tłumaczyć. Zresztą, im mniej wiedzieli, tym lepiej spali. Jeszcze tego brakowało, żeby przez to rozwalił się zespół.

Popijała swoje piwo, wpatrując się w najebany tłum i nie dowierzając, że ludzie mogli wyglądać tak… zdziczale. Połączenie wygiętych po narkotykach twarzy z niepokojącymi ruchami przypominało jej opętanie. Właśnie tak się zachowywali, jakby wszedł w nich demon sobotniego rozpierdolu. Bellair nie była lepsza. Wiele osób widziało ją kiedyś w podobnym stanie. Miała prawo oceniać innych? Pewnie nie, ale to jej przed tym nie powstrzymywało. Na buzi dziewczyny pojawił się grymas zniesmaczenia, który utrzymywał się aż do momentu, gdy w kuchni zrobiło się znacznie luźniej. Wywiało gdzieś tych ludzi, nie wiadomo gdzie, ale może to i lepiej. W końcu zjawił się też Bastian, a kiedy go zobaczyła, momentalnie oderwała się od blatu, wyciągając w jego kierunku zaciśniętą pięść. Wreszcie. Nie, nie żeby mu przywalić – chociaż czasem faktycznie mu się należało – ale żeby przybić z nim żółwika w geście powitania. To by było całkiem głupie, gdyby rzuciła mu się na szyję jak jakaś pierwsza lepsza idiotka. Buziaczki w policzki i inne takie też totalnie nie były w stylu Sugar.
No jesteś stary, jesteś… — westchnęła, unosząc podbródek, co by lepiej go widzieć. — Ja niedługo też będę stara. Wejdę do twojego klubu spróchniałych trzydziestoparolatków i będziemy mogli zapisać się na kurs szydełkowania albo lekcję szachów, czy co tam robią ludzie w starym wieku. — Uśmiechnęła się zabawnie. Wizja siebie w wersji spokojnej, grzecznej i poukładanej ją śmieszyła. — Ale póki co mam jeszcze dwójkę z przodu, więc chyba tak, życie mi niemiłe… — Przysunęła się bliżej mężczyzny, patrząc mu w oczy. — Co fajnego przyniosłeś? Pokaż. — Nie czekając na odpowiedź zaczęła macać jego kurtkę – gdzieniegdzie mokrą od piwnej piany – a raczej jej kieszenie, w poszukiwaniu dobroci. — Musimy się jakoś znieczulić, jeżeli chcemy tu chwilę zostać. Nie zniosę dłużej tych małp na trzeźwo.

Bastian Knox
32 lat/a 193 cm
Wykładowca historii muzyki w The University of New Orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
Lost in my own nightmare
The devil cast a spell on me
Miejscow*
— O rzesz kurwa mać! — wypalił nagle, gdy piana od piwa trysnęła mu prosto z puszki na odzienie. Mokra plama pojawiła się niemalże od razu nie tylko na kurtce, ale także na bluzie, bo musiał mieć akurat rozpięty zamek. Rękę z piwem odsunął na bezpieczną odległość, bo dalej z niej kapało. Oczywiście nie wpadł na jakże idealny pomysł i nie odłożył sfatygowanej puszki na kuchenny blat przykładowo. Zbyt mała ilość dopaminy na razie docierała do jego mózgu, aby załączyło mu się jakieś klarowniejsze postrzeganie świata.
— Ja to mam szczęście — mruknął pod nosem, wolną dłonią starając się chyba wytrzeć z kurtki te przepiękne plamy. Lecz czy miało to jakiś większy sens? Dodatkowo teraz waliło od niego tanim piwskiem, bo na takich domówkach raczej pomarzyć można było sobie o czymś z wyższej półki.
Upił szybki łyk, wciągając przy tym część piany. Dopiero wtedy odłożył puszkę na wyspę kuchenną, którą miał centralnie za sobą.
— Ja Ci dam spróchniałych trzydziestolatków... Sama dobrze wiesz, że do takich mi daleko — zwrócił się do Sugar, która dosłownie przed nim wyrosła, niczym grzyby po deszczu, co zważywszy na jej niski wzrost było idealną metaforą. Jeszcze w akcie złośliwości pokazał jej język, w którym tkwiła srebrna kuleczka. Nie mógł sobie także darował jakby celowego nawiązania do ich relacji.
Przyjaźń z benefitami, czy jak to się tam mówiło.
Oboje nie wychodzili poza sferę emocji, skupiając się jedynie na aspekcie seksualnym. Tak było lepiej i bezpieczniej zarazem.
Bo po co niepotrzebnie komplikować sobie życie?
Sebastian po rozwodzie wpadł w dziwny wir niezobowiązujących znajomości. Bardzo możliwe, że próbował sobie tym odbić te miłosne niesnaski, jakie to ciągnęły się za nim niczym smrodek. Poza tym chyba nie chciał angażować się w nic poważnego; albo zwyczajnie nie potrafił. Rzecz jasna łaknął poczucia bliskości, ale bez wikłania w to tych uczuciowych podrygów serca.
— A szachy to ty szanuj! Ja tam je lubię. Szydełkowanie możesz zostawić dla siebie. Przyda mi się stylowy szalik na zimę — dalej nie odmawiał sobie dowcipnego żargonu, w towarzystwie dziewczyny czując się nader swobodnie. Zmarszczył jednak nieco swoje brwi, gdy ta bez cienia większego skrępowania, zaczęła go dosłownie obmacywać, w poszukiwaniu pierdolonych suwenirów, które mógł mieć upchnięte gdzieś po kieszeniach czarnej kurtki.
— Te, Mrówka Z... Już się do mnie dobierasz? — dobrze wiedział, że zaraz za ten tekst może zarobić, bowiem Sugar nie stroniła od przyjacielskich form przemocy, ale nie mógł sobie darować. Po prosu. Z jakiegoś powodu lubił ją drażnić, bo gdy była zła, to w taki uroczy sposób marszczyła swój mały nosek — Ale to wredne... Już co przyniosłeś? przedrzeźnił ją, zmieniając barwę głosu tak, aby brzmiało to jak jej własna tonacja — A może jakiś buziak chociaż, co? — widząc jej minę, po prostu parsknął głośnym śmiechem, a gdy się uspokoił, to pochylił się w przód, aby po prostu ucałować czubek jej głowy — Mam trawkę, ale musimy sobie pierw skręcić blanta — zakomunikował, dodając jeszcze jedno zdanie, ale już konspiracyjnym szeptem — Mam jeszcze fajne cukierki, ale to może na później — ukradkiem rozejrzał się wokół, co by przypadkiem nikt niepowołany się tu nie kręcił. Następnie też wsunął swoją dłoń pod kurtkę i z wewnętrznej kieszeni wydobył przeźroczystą torebeczkę z marihuaną, a także bletki. Owe akcesoria podał kobiece z uśmiechem niewiniątka.
— Chcesz czynić honory? — zapytał, a gdy wspomniana odebrała od niego fanty, to złapał za to nieszczęsne piwo, aby pociągnąć z puszki kilka łyków.

Laura Bellair
sectusempra
po mieście błąka się tylko jedna dusza
28 lat/a 162 cm
zawodowo kradnie portfele w całym Nowym Orleanie
Awatar użytkownika
ABOUT ME
— she got a pretty kind of dirty face.
Przyjezdn*
Parsknęła zabawnie, patrząc jak próbuje wytrzeć z kurtki mokre plamy.
Mnie wcześniej oblała jakaś dziunia, więc będziemy śmierdzieć tak samo — rzuciła. — Solidarnie.
Jego oburzenie było jeszcze bardziej śmieszne i sama nie mogła się powstrzymać, by nie obdarzyć go widokiem swojego języka. Wyglądała przy nim jak mała dziewczynka, ale cóż… Przy takim wzroście raczej każdy facet był od niej wyższy. Nie żeby jakoś specjalnie jej to przeszkadzało.
Oho, jeszcze osiem lat i czterdziecha na karku. Zanim się obejrzysz, będę cię wozić na wózku i kupować krzyżówki do rozwiązywania, a twoim ulubionym zajęciem będzie narzekanie na studentów z góry, którzy urządzają co weekend imprezę i nie możesz przez nich w spokoju oglądać tureckiego serialu, który śledzą wszyscy twoi znajomi-emeryci. — Wyszczerzyła się. — Ja do szydełkowania się nie nadaje, spierdoliłabym ci ten szalik. Mogę co najwyżej kupić ci go w sklepie.
Miała to do siebie, że zwykle nie znała granic i generalnie mało rzeczy ją peszyło. Niewiele też uważała za takich, których nie wypadało robić. Taka już była. Czasem sama sobie przysparzała kłopotów, ale z Bastianem nie musiała się o to martwić. Należał do tej grupki znajomych Sugar, którzy nie mieli kija w dupie. Między innymi właśnie to w nim lubiła.
Mrówka Z? — Teraz to ona widocznie się oburzyła. Odstawiła trzymaną w ręku puszkę na kuchenny blat. Układając usta w podkówkę wyglądała jeszcze dziecinniej niż w rzeczywistości. — A co, przeszkadza ci to? Jakoś ostatnio nie marudziłeś! — Uniosła dłoń z zamiarem pacnięcia go w głowę, ale zdążył zrobić unik. Stanęła nawet na palcach, bo inaczej mogła sobie jedynie pomachać palcami nad jego buzią.
Nie obyło się bez zmarszczonego noska i przewrócenia oczami, gdy pocałował ją w czoło, chociaż musiała przyznać – i pewnie się tego wypierała – że to było całkiem miłe.
A zasłużyłeś, ha? — Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, dumnie unosząc podbródek. — Za tą mrówkę Z powinieneś dostać kopa co najwyżej, a nie buziaka, cwaniaku — burknęła, niby to obrażona, ale tak naprawdę tylko się z nim droczyła. Oczy się jej zaświeciły, kiedy wspomniał o blancie i cukierkach. Aż klasnęła w dłonie. Wyciągnęła je przed siebie, zgarniając od Knoxa trawkę i bletki z uśmieszkiem godnym naczelnej ćpunki.
…którą bądź co bądź w sumie trochę była.
Odgarnęła z blatu puste butelki, robiąc sobie miejsce. Wspięła się na niego, lądując tyłkiem gdzieś między jedną, a drugą puszką piwa. Nie przejmowała się tym, że mogła usiąść na klejącej się, piwnej plamie. Złapała w palce woreczek, potrząsając nim w kierunku mężczyzny.
Tego mi tutaj brakowało, miodzio — dodała, widocznie zadowolona. Jak niewiele potrzeba było, żeby ją zadowolić… — Zaczęła skręcać skuna. — Co robiłeś w domu? — zagadnęła, zerkając na niego. Ułożyła sobie jedną bletkę na kolanie i zajęła się formowaniem ładnego, prostego kształtu. — Oprócz składania dziewicy w ofierze oczywiście.
Kiedy już skręt był gotowy, wsadziła go sobie między wargi i wyciągnęła dłoń w stronę Bastiana.
Zapalniczka — wymamrotała. Skoro miał fanty, musiał mieć i zapalniczkę. A jeśli nie, zawsze mogli pożyczyć jakąś od któregoś z imprezowych zombie.

Bastian Knox
32 lat/a 193 cm
Wykładowca historii muzyki w The University of New Orleans
Awatar użytkownika
ABOUT ME
Lost in my own nightmare
The devil cast a spell on me
Miejscow*
Spoglądał na nią spod lekko zmarszczonych brwi, próbując się połapać w tym dziwnym słowotoku.
Zbyt dużo informacji.
Zbyt dużo informacji.
To nigdy nie było dobre dla jego ADHD. Przez krótką chwilę milczał, starając się to sobie jakoś priorytetowo poukładać w głowie. Przymknął na kilka sekund powieki, a potem zamrugał nimi szybko, jakby przeprowadził właśnie restart własnego oprogramowania.
— Poczekaj, Sugar. Po kolei — zademonstrował swoje niezadowolenie, ponownie marszcząc brwi. I to w iście groźny sposób, chociaż wspomniana mogła co najwyżej parsknąć na widok jego obecnej miny. O co nie było trudno. Oboje przecież lubili dogryzać sobie wzajemnie, droczyć się ze sobą, przy okazji zachowując się niczym dzieci, albo banda nastolatków odkrywająca dopiero, czym było prawie dorosłe życie.
Sebastian w duchu cieszył się, że Bellair nie była jedną z tych kobiet, która po seksie zaraz ciągnęłaby go przed ołtarz. A tak, przynajmniej kumplowali się dalej, nie zważając kompletnie na fakt, że zdarzało im się lądować wspólnie w połach pościeli, czy też na innych sprzętach użytku domowego, bo i takowe epizody się przecież zdarzały.
Jasno dali sobie także do zrozumienia, że nie warto dopuszczać do tego zbędnych uczuć. Bo i po co? Miłość? Kto by się tym przejmował... Knox może i w nią wierzył, ale... po burzliwym rozwodzie chyba nie był gotowy na etap stabilizacji. W pewnym sensie bał się nawet tego, bo poważny związek równał się bliskości emocjonalnej, od której rzecz jasna stronił. Nie potrafił ot tak, otworzyć się przed człowiekiem i tym samym ukazać mu swoje wnętrze. Jego było przecież na tyle zniszczone, że skrywał je skrupulatnie przed światem.
Przed Sugar także.
Ona wciąż nie znała jego myśli, bolączek zalewających jego serce, koszmarów, które wkradały się nieproszone nocami.
Znała tylko maskę, jaką zwykł przyodziewać na co dzień.
Bo tak było łatwiej.
A także bezpieczniej.
— Ledwie przekroczyłem trzydziestkę, a ty mnie już straszysz czterdziestką? Się przypadkiem nie zapędzasz? — rzucił zadziornie i upił następnie kilka łyków piwa. Nie smakowało mu. Zwykłe. Tanie. I bez aromatu. Ale czego mógł się spodziewać po takiej domówce? Tu chcieli się tylko zdrowo napierdolić i nic więcej.
Skrzywi się lekko i otarł usta wierzchem dłoni, po czym puszkę odstawił na kuchenny blat. W następnej kolejności znalazł się przed Sugar, która wgramoliwszy się wygodnie na jedną ze szafek, zaczęła właśnie zwijać skręta.
— Jaki wózek inwalidzki? Jacy kurwa studenci? I przede wszystkim, jakie kurwa tureckie seriale?! Aż tak mnie nie popierdoli na starość. Będę pewnie zapętlał The Office albo Brooklyn-99, ale nie tureckie seriale... Co to w ogóle tureckie seriale? — właśnie sam się nakręcił. Próbował sobie także wyobrazić jedną z takich produkcji, przez co na jego twarzy zajaśniał wyraz głębokiej konsternacji. Po chwili wrócił mu jednak rezon. Otrząsnął się zatem. Dłonie bez cienia skrępowania ułożył na damskich udach i w przedziwnym letargu począł się wpatrywać w poczynania Sugar.
— Co robiłem w domu? — powtórzył jej pytanie — Szczerze? Bez szaleństwa. Sprawdzałem kolokwia. Sesja depresja, moja znienawidzona część pracy. Wiesz, że te szczeniaki dalej nie rozróżniają epoki renesansu od epoki baroku? — wcale nie krył zaskoczenia, co mogła dojrzeć na jego twarzy. Dla niego te zagadnienia były oczywiste, także nie rozumiał, jak można było tego nie wiedzieć. Ale nie chciał wyjść na pierdolonego aroganta, więc spuścił z tonu, nagle interesując się odnalezieniem zapalniczki.
Zaczął przeszukiwać swoją sfatygowaną od piwska kurtkę, aż wreszcie palce chwyciły upragniony przedmiot.
— Z gołą babą może być? — pomachał nią przed twarzą Sugar, nie kryjąc ani trochę rozbawienia.
Był, jaki był. O czym doskonale wiedziała.
A pewne dziwactwa pogarszały się z wiekiem.

Laura Bellair
sectusempra
po mieście błąka się tylko jedna dusza
ODPOWIEDZ

Wróć do „Governor Nicholls Street”