1
Była w tych okolicach może z kilka razy i za każdym razem odnosiła to samo wrażenie – te wszystkie kolorowe domki kojarzyły jej się z lodami. Kolorowymi cukierkami. Bajką. Raz czy dwa przechodziła tą ulicą w dosyć niejednoznacznym stanie, sama właściwie nie wiedząc, co tak naprawdę wzięła i kiedy. Wtedy dopiero było kolorowo…
Tamtego wieczoru sytuacja mogła się powtórzyć. W końcu szła na domówkę, a na takich imprezach zwykle bywało różnie. Ona sama specjalnie niczego nie odmawiała, taka była ostrożna. Ale halo, był piątek wieczór, co niby miała robić? Czytać książkę? No tak, mogłaby. Zamiast tego zdecydowała się jednak opuścić swoją norę i pozwolić losowi zadecydować, co tym razem miało się odjebać. Nie spodziewała się spokojnej nocy, jakoś tak… podświadomie.
Jeden sms od znajomego wystarczył, żeby ruszyła się z kanapy, na której tkwiła od rana. Ten znajomy był właściwie znajomym znajomego, jednak kogo to obchodziło? Wprawdzie dostała też od niego jedynie adres imprezy, ale to jej w zupełności wystarczało. Kiedy więc zjawiła się przed drzwiami jednego z tych uroczo-obrzydliwie-mdląco kolorowych domków, zapukała do drzwi, już od progu słysząc dudniącą za nimi muzykę. Po kilku minutach żmudnego oczekiwania na to, że ktokolwiek ją usłyszy, pociągnęła za klamkę i sama wprosiła się do środka. Normalka.
Rozejrzała się dookoła. Pełno ludzi, których totalnie nie znała. To też było całkiem normalne, przynajmniej w przypadku Laury. Co chwila ktoś na nią wpadał, bełkotliwie przepraszał albo i nie. Wszystko jedno. Zanim odnajdzie w tym tłumie tego jednego znajomego, który wcale nie był jej znajomym, pewnie na dworze zdąży zrobić się jasno.
Trafiła do kuchni, dosyć pokaźnej jak na tak niewielki dom. Na blacie stało mnóstwo alkoholu. Puste butelki również się na nim walały. Od wina, po whisky, wódkę, rum i inne specyfiki. Uwagę brunetki przykuła jednak puszka nieotwartego, ciemnego piwa, które samotnie stało pośrodku tego całego chaosu. Złapała za nią, otworzyła i upiła pierwszy łyk.
No… dobre. Może być.
Oparła się plecami o blat, obserwując ludzi, którzy znajdowali się w najróżniejszym stanie. Jedni mniej, drudzy bardziej pijani. Naćpani. Nieważne. Zanim zdążyła wypić kolejny łyk piwa, wpadła na nią jakaś dziewczyna, wylewając przy okazji odrobinę swojego, które trzymała w dłoni.
— Monica? — wyszeptała, przybliżając się do jej ucha. Spirytusem było od niej czuć na kilometr.
— Nieee, nie — rzuciła Sugar, nieznacznie odchylając głowę w przeciwnym kierunku. — Monica jest tam, widzisz? — Wskazała palcem na tłum. Kim, kurwa, była Monica?
— A faktycznieee… — odparła głupkowato nieznajoma, odrywając się od Bellair.
— No! Nie ma za co, pozdrów Moniczkę. — Na ustach Laury pojawił się ironiczny uśmieszek. Zaśmiała się, kiedy blondynka chwiejnym krokiem ruszyła w stronę grupki ludzi.
Zgaduj zgadula czy ja niedługo też będę tak wyglądać?
Kiedy w końcu mogła już w spokoju się napić, uniosła puszkę do ust i przechyliła głowę, wlewając w siebie pokaźną ilość trunku.
W takim tempie to bardzo możliwe.