ODPOWIEDZ
28 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
There's a void, an abyss, that you walk through reluctantly, seeking any piece of clarity
Miejscow*
Sylas
<
Wskazówki zegara stanęły w miejscu, gdy wzrok Sylasa przelotnie przebiegł po nagłówku natarczywego artykułu w rogu ekranu telefonu. Oddech urwał mu się w przełyku, ciało zamarło w bezruchu, a świat dookoła zdawał się robić fikołka, kiedy raz po raz czytał te same trzy słowa, jakby oczekiwał, że za którymś razem zmienią znaczenie. The Rose Noire. Po ostatnich wydarzeniach w sercu Luizjany informacje o atakach, wypadkach i strzelaninach nie zaskakiwały już nikogo. Przytłaczający ciężar tragicznych wydarzeń i kumulującej się, negatywnej energii niemalże fizycznie wyczuwalnej w atmosferze miasta, dało się przetrwać, czasem nawet odetchnąć i zignorować, zwłaszcza, że taka po prostu była kolej rzeczy. Vernet, o ile nieszczególnie zadowolony z rosnącej agresji i terroru tuż za progiem swojego domu, widział to jak zmianę pogody, kolejny naturalny fenomen wywołany rosnącym napięciem i napędzający sam siebie. Było mu to w dużej mierze obojętne. Aż do teraz.
Zmuszając się do wzięcia oddechu zerwał się z miejsca, pozwalając staremu tomowi zielarskiemu opaść ze swoich kolan na dywan z głuchym stuknięciem, przeszedł nerwowym krokiem w stronę ściany salonu, odwrócił się na pięcie i ruszył w drugą stronę, nie mając żadnego celu ani planu. Panikował. Nie prowadziła go żadna nieludzka siła, nie wpadł w trans, a pierwszy raz od kiedy pamiętał zwyczajnie nie wiedział co ze sobą zrobić, by nie dać się pochłonąć fali zalewających go emocji. Strachu. Nerwów. Zanim w pełni zarejestrował co robi, przyciskał telefon do ucha, wsłuchując się niecierpliwie w monotonne buczenie nawiązywanego połączenia. Podparł się dłonią o szorstki pled zakrywający oparcie kanapy, powtarzając w głowie mantrę odbierz, odbierz, odbierz.
- Gdzie jesteś? - rzucił od razu, w odpowiedzi na trzask sygnalizujący rozpoczęcie rozmowy. Chciał spytać o wiele, powiedzieć jeszcze więcej, ale w tej chwili musiał mieć pewność, że Amo znajdował się poza tym przeklętym klubem.
Amo Di Fiore
22 lat/a 167 cm
tancerz, prostytutka w The Rose Noire
Awatar użytkownika
ABOUT ME
She's the one who gets the glory. But she's never gonna fuck you like me.
Przyjezdn*
Amo
<
   Kiedy wypadł na zewnątrz w cienkim płaszczu, z długim, białym szalikiem smutnie zwisającym z jego odkrytej szyi, padał śnieg. Odchylił głowę, a kilka mroźnych płatków opadło mu na twarz i zawisło na ciemnych rzęsach. Zamrugał i odetchną chłodnym powietrzem, które odrobinę otrzeźwiło go po wielu godzinach w dusznym klubie. Rozmawiał z Reginaldem, jego bratem i kilkoma innymi ludźmi, których nazwisk już nie pamiętał i nawet nie chciał już o tym myśleć.
   Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni po telefon i papierosy. W lokalu nie chciał zostawać dłużej, niż było to potrzebne, więc dopiero teraz zamówił ubera, po czym podjął kilka prób odpalenia bibułki z tytoniem i gdy w końcu mu się udało, zaciągnął się dymem i przymykając powieki, powoli wypuścił go spomiędzy warg.
   Nie palił od ponad pół roku.
   Nie przepadał za wonią dymu i tym, jak wsiąkał w ubrania i we włosy. Nie lubił widoku żółtych od dymu paznokci i zębów, ani tego jak trucizna wyniszczała ciało od środka. Nie mógłby jednak skłamać i powiedzieć, że palenie go nie uspokajało. Niestety robiło to bardzo skutecznie i szybko, a właśnie tego teraz potrzebował.
   Na końcu ulicy bezimiennemu dostawcy upadły skrzynki z napojami, a huk rozniósł się po okolicy echem. Di Fiore drgnął, rozszerzając oczy, a serce przyspieszyło swój bieg, jakby chciało uciec od niego jak najdalej. Pospiesznie wsiadł do auta, wcześniej przydeptując niedopałek obcasem eleganckiego buta i kiedy usiadł z tyłu, nawet nie spojrzał na kierowcę, zajęty pocieranie swoich dłoni bardziej nerwowo, niż z chęci ocieplenia ich.
   Wibrujący telefon wyciągnął dopiero po chwili i wpatrywał się w wyświetlacz, jakby nie mógł rozczytać imienia osoby, która właśnie próbował się do niego dodzwonić.
   一 Halo?
   Lekko rozdrgany, zduszony głos odezwał się w słuchawce, chociaż zniknął gdzieś pod zdecydowanym pytaniem Sylasa, wypowiedzianym prawie w tym samym czasie.
   一 Jadę do domu 一 odparł, ostatkiem sił starając się utrzymać pozory siły, której jednak w tym momencie nie posiadał. 一 Jestem zmęczony 一 dodał i tyle wystarczyło, żeby głos całkowicie mu się załamał, a z gardła wyrwał się zrezygnowany szloch.

Sylas Vernet
28 lat/a 178 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
There's a void, an abyss, that you walk through reluctantly, seeking any piece of clarity
Miejscow*
Sylas
<
Zwyczajowo zaciemnione wnętrze zagraconego salonu stało się nieznośnie duszne. Chociaż Vernet usłyszał dokładnie to, czego oczekiwał, mógłby w teorii odłożyć słuchawkę i otrzepać z kurzu porzuconą książkę zielarską by wrócić do poprzedniego zajęcia, potrafił wyłącznie wpatrywać się niewidzącym wzrokiem przed siebie przez pierwsze chwile po odezwaniu się znajomego głosu. Potrafił go sobie wyobrazić jakby siedział tuż przed nim, jakby obejmował jego drżące dłonie, spoglądał w przeszyte szokiem źrenice, nadzwyczajnie błyszczące pod warstwą wstrzymywanej w ryzach wilgoci. Słuchał jak Amo rozsypuje się na kawałki po drugiej stronie linii ze świadomością, że nie jest w stanie nic z tym zrobić, nie w tej chwili.
W milczeniu zbierał myśli i dał mu płakać, nie chcąc wchodzić w drogę jego potrzebie wyrzucenia z siebie nagromadzonych emocji. Było to minimum jakie mógł dla niego zrobić.
- Jesteś ranny? - upewnił się co do pierwszej, najważniejszej kwestii wyłowionej z chaosu w jakim aktualnie znajdował się jego umysł. Zajmowanie się nim na żywo było proste, naturalne. Kontakt fizyczny działał cuda, odrobina uwagi, miłe słowo i ciepły koc pomagały pozbyć się połowy problemów. Powtórzenie tego na odległość nie było możliwe, a ograniczone informacje jakie posiadał, nie mogąc upewnić się co do jego stanu na własną rękę, doprowadzały go do szału.
- Chcesz mnie tam? - dodał, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że nie było nic czego sam potrzebowałby w tej chwili bardziej niż znalezienie się tam gdzie Di Fiore. Zajęcie myśli banałami graniczyło z niemożliwym, kiedy miał świadomość wypełnionej mu krzywdy, chociaż pierwszy raz sam domagał się jego towarzystwa. Szczegóły wydarzenia nie miały znaczenia, był skupiony wyłącznie na jego aktualnym stanie. Ruszył się z miejsca jeszcze zanim dostał odpowiedź, po drodze na korytarz zdmuchując kilka świeczek rozstawionych po pokoju. - Już nic ci nie grozi, możesz to z siebie wyrzucić - zachęcił, gotowy nawet siedzieć na łączach w milczeniu, byle tylko mieć pewność, że ten bezpiecznie wróci do domu.
Amo Di Fiore
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rozmowy telefoniczne”