Przez ostatnie kilka tygodni Felix żył w bajce. Był szaleńczo zakochany, chociaż tak tego nie nazywał i wierzył, że jego uczucia są odwzajemnione, choć na wszelki wypadek o to nie pytał. Na nowo odnalazł wspólny język z ojcem i pomagał mu zaplanować kameralny ślub, a także próbował namówić do przejścia na emeryturę. Rozwijał zespół, o którego niedalekim sukcesie był przekonany.
A jednak pomimo tego, że wszystko się układało, czegoś ciągle mu brakowało.
Uświadomił to sobie po jednym z noworocznych koncertów w Velvet. Zgiął ciało w przesadnym ukłonie, odruchowo unosząc spojrzenie i wzrokiem pośród tłumu poszukiwał Dicka. Podnosił właśnie dwa ozdobione pierścionkami palce do ust, by charakterystycznym gestem pośród głośny braw zaprosić go na papierosa, kiedy przypomniał sobie, że nie widział go od tamtego cholernego wieczoru. Uśmiech odrobinę mu przygasł, gdy jeszcze raz skłonił się nisko na sztywnych plecach, podnosząc czerwoną różę, którą zatknął sobie za ucho.
Uwielbiał świętować z Dickiem drobne sukcesy na scenie w Velvet. Brakowało mu wspólnych nocy pachnących ziołem i spędzanych na oglądaniu starych filmów do rana przy masie niezdrowych przekąsek czy pozbawionych celu spacerów po Nowym Orleanie, w czasie których Felix z policzkiem przytulonym do jego ramienia toczył sam ze sobą filozoficzne dysputy, a innym razem śpiewał na całe gardło czy karmił bezdomne koty. Brakowało mu nawet drzemek na niewygodnej kanapie i tych absurdalnych hawajskich koszul. Felix miał wielu znajomych, sporo bliskich przyjaciół, ale Dick był kimś szczególnym i kiedy tak po prostu zniknął, zostawił po sobie pustkę, której nie dało się tak po prostu zapełnić.
Tego wieczoru Felix z początku próbował poradzić sobie z tęsknotą przy pomocy szampana i kolorowych tabletek, którymi częstowała go wiolonczelistka, ale uporczywy głos w jego głowie nie chciał zamilknąć, nieważne jak wiele wypił.
Po tym, jak Dick nie odpowiedział na żadną z jego wiadomości, uniósł się dumą, o której jednak zapomniał po butelce szampana. Porzucił wesołą kompanię artystów i udał się do Goodridge Apartments, by raz na zawsze wyjaśnić tę sprawę.
Poza tym przypomniał sobie, że Riccardo jest mu winien dwadzieścia dolarów, które Felix wspaniałomyślnie mu pożyczył, gdy dawno temu po raz pierwszy wybrali się na fastfooda. Dick miał stawiać, ale tak się upił, że gdzieś po drodze zgubił portfel, więc ostatecznie za posiłek zapłacić Herrera.
I teraz postanowił odzyskać należność.
Uderzył płaską dłonią kilkukrotnie w drzwi, aż po korytarzu rozległ się nieprzyjemny huk. Felix nic sobie nie robił z tego, że było już grubo po drugiej w nocy i mógł obudzić sąsiadów.
— Otwieraj i oddawaj moje dwadzieścia dolarów, jak już nie jesteśmy kumplami! — krzyknął, uderzając w drzwi jeszcze raz, choć próba odzyskania pieniędzy była tylko żałosnym pretekstem, którym tłumaczył kolejną, beznadziejną próbę odzyskania przyjaciela. Oparł czoło o futrynę, nasłuchując dźwięków z mieszkania i kiedy uderzył po raz kolejny to głównie po to, by wyładować całą złość i smutek, od których kręciło mu się w głowie.
Przez galop własnych myśli ledwie usłyszał jakąś ubraną w niegustowny szlafrok kobietę, która kazała mu iść do domu. Felix natychmiast obrócił się w jej kierunku, każąc nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy. Awantura za drzwiami rozbrzmiała na dobre, a korytarz wypełniły podniesione głosy. Sąsiadka Dicka groziła wezwaniem policji, a muzyk niezbyt grzecznie, za to naprawdę głośno kazał jej się pierdolić.
Riccardo Salvaggio
-
ABOUT MEI'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
-
ABOUT MEDid you lose what won't return? Did you love but never learn? The fire's out but still it burns. And no one cares.
Wrócił z Hiszpanii w wielkim stylu, ale sukces nie smakował wcale tak dobrze, jak sobie wcześniej wyobrażał. Nie wiedział co robić ze swoim życiem, kiedy dotarł do celu, który obrał trzy lata temu i na którym skupiał się tak bardzo, że nie myślało tym, co dalej. Nawet przez chwilę postanowił być lepszym; przestał ćpać, poszedł na spotkanie grupy wsparcia dla weteranów i nawet stworzył biznesplan, dotyczący zakupu restauracji. Niewiele z tego wyszło, a biznesplan powstał na kolanie po bójce w barze, więc był ostatnio był odrobinę zrezygnowany. Nie do końca potrafił też przepracować to, czego dowiedział się od Gio o Felixie, więc dojrzale postanowił całkowicie zignorować wszystkiego desperackie, pijackie wiadomości, które odsłuchał jednak zdecydowanie za dużą liczbę razy, a potem zablokować numer Feli i zapomnieć o ich relacji. To wcale nie było łatwe, ale potrafił narazie chociaż udawać, unikając przy okazji miejsc, w których mógłby go spotkać.
Siedział na parapecie w pomarańczowych, krótkich spodenkach i czarnej podkoszulce bez rękawów, przyglądając się głównej ulicy przez lornetkę, sam będąc ukrytym w ciemności. Obok niego rozłożony był karabin snajperski, przy pomocy którego polował na głośne karaluchy, które rozlazły się po okolicy, robiąc niezły rozpierdol; gangsterzy nie dawali mu spać, a skoro już poprawiał higienę snu, to chciał z tego korzystać.
Pod okno przysunął długą ławę, na której siedział; obok leżała popielniczka i stało kilku butelek piwa. Zmrużył oko, wydmuchując powoli dym w bok, po czym oderwał się od przyglądania się jakiemuś dzieciakowi w za luźnych portkach i zgasił niedopałek w pełnej popielniczce, a głowę odwrócił w stronę drzwi wejściowych, w które ktoś zaczął uderzać. Zmarszczył lekko brwi i zsunął się powoli z ławy, po czym cicho przymknął okno. Zbliżył się do drzwi, a kiedy już miał zerknąć na to, kto przed nimi stoi, usłyszał głos Felixa. Stał przez chwilę w bezruchu, po czym oparł czoło o drzwi i przyłożył do nich dłoń, czując ponownie ciężar, który myślał że zostawił za sobą w Velvet, podczas ich ostatniego spotkania.
Odchylił głowę dopiero, kiedy usłyszał awanturę; odblokował zamek i szybkim, gwałtownym ruchem otworzył drzwi od mieszkania. Felix znalazł się w środku, zanim w ogóle się obejrzał, a Dick został na korytarzu i zatrzasnął drzwi. Westchnął ciężko, patrząc na Panią Wright, która w staromodnym szlafroku i wałkach we włosach roztrzęsiona sięgała po duży telefon dla emerytów. Dick miał ochotę zepchnąć ją ze schodów za krzyczenie na Felixa i powiedzieć, że stara się sama potknęła, ale zamiast tego tylko cudem opanował się i podszedł do niej powoli z łagodną miną.
一 Proszę wracać do domu. To mój kuzyn, jest upośledzony. Bardzo mi przykro, że tak brzydko się zachował, ale ja już go ogarnę. Proszę pozdrowić Mrówkę 一 mam nadzieję, że przestanie srać na chodniku, stara pizdo. Wepchnął ją do jej mieszkania, po czym wrócił do swojego i odnalazł Felixa, zanim ten dorwał się do karabinu i zrobił sobie krzywdę.
一 Wracaj do domu 一 warknął w jego stronę, podając mu stówę. 一 Zamów sobie transport. Tu nie jest bezpiecznie 一 dodał, po czym wyminął go i sięgnął po paczkę papierosów, kontrolnie zerkając przez okno, ale nikt się tam teraz nie kręcił. Miał nadzieję, że Herrera faktycznie wyjdzie, bo czuł jego obecność tak wyraźnie, że przez chwilę nie mógł wyciągnąć papierosa przez drżenie dłoni.
Felix Herrera
Siedział na parapecie w pomarańczowych, krótkich spodenkach i czarnej podkoszulce bez rękawów, przyglądając się głównej ulicy przez lornetkę, sam będąc ukrytym w ciemności. Obok niego rozłożony był karabin snajperski, przy pomocy którego polował na głośne karaluchy, które rozlazły się po okolicy, robiąc niezły rozpierdol; gangsterzy nie dawali mu spać, a skoro już poprawiał higienę snu, to chciał z tego korzystać.
Pod okno przysunął długą ławę, na której siedział; obok leżała popielniczka i stało kilku butelek piwa. Zmrużył oko, wydmuchując powoli dym w bok, po czym oderwał się od przyglądania się jakiemuś dzieciakowi w za luźnych portkach i zgasił niedopałek w pełnej popielniczce, a głowę odwrócił w stronę drzwi wejściowych, w które ktoś zaczął uderzać. Zmarszczył lekko brwi i zsunął się powoli z ławy, po czym cicho przymknął okno. Zbliżył się do drzwi, a kiedy już miał zerknąć na to, kto przed nimi stoi, usłyszał głos Felixa. Stał przez chwilę w bezruchu, po czym oparł czoło o drzwi i przyłożył do nich dłoń, czując ponownie ciężar, który myślał że zostawił za sobą w Velvet, podczas ich ostatniego spotkania.
Odchylił głowę dopiero, kiedy usłyszał awanturę; odblokował zamek i szybkim, gwałtownym ruchem otworzył drzwi od mieszkania. Felix znalazł się w środku, zanim w ogóle się obejrzał, a Dick został na korytarzu i zatrzasnął drzwi. Westchnął ciężko, patrząc na Panią Wright, która w staromodnym szlafroku i wałkach we włosach roztrzęsiona sięgała po duży telefon dla emerytów. Dick miał ochotę zepchnąć ją ze schodów za krzyczenie na Felixa i powiedzieć, że stara się sama potknęła, ale zamiast tego tylko cudem opanował się i podszedł do niej powoli z łagodną miną.
一 Proszę wracać do domu. To mój kuzyn, jest upośledzony. Bardzo mi przykro, że tak brzydko się zachował, ale ja już go ogarnę. Proszę pozdrowić Mrówkę 一 mam nadzieję, że przestanie srać na chodniku, stara pizdo. Wepchnął ją do jej mieszkania, po czym wrócił do swojego i odnalazł Felixa, zanim ten dorwał się do karabinu i zrobił sobie krzywdę.
一 Wracaj do domu 一 warknął w jego stronę, podając mu stówę. 一 Zamów sobie transport. Tu nie jest bezpiecznie 一 dodał, po czym wyminął go i sięgnął po paczkę papierosów, kontrolnie zerkając przez okno, ale nikt się tam teraz nie kręcił. Miał nadzieję, że Herrera faktycznie wyjdzie, bo czuł jego obecność tak wyraźnie, że przez chwilę nie mógł wyciągnąć papierosa przez drżenie dłoni.
Felix Herrera
-
ABOUT MEI'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
Gdy tylko drzwi od mieszkania 171 się otworzyły, Felix stracił zainteresowanie burzliwą dyskusją. Nie pokazał nawet histeryzującej sąsiadce środkowego palca na pożegnanie, tylko skorzystał z okazji i wtargnął do domu Dicka, obawiając się, że ten zatrzaśnie mu drzwi przed nosem albo też jak skończony frajer postraszy policją. Nawet nie rozejrzał się po znajomym wnętrzu, wbijając spojrzenie w drzwi i w tej samej chwili zorientował się, że nie ma pojęcia, co miał do powiedzenia Dickowi poza tym, co przekazał już w desperackich esemesach. Decyzję o przyjściu do Goodridge Apartments podjął spontanicznie, a motywowana była tęsknotą i alkoholem, więc pozostało mu jedynie improwizować.
一 Sam jesteś upośledzony i na dodatek dupek! 一 krzyknął, słysząc wyjaśnienia Riccardo i prychnął gniewnie przez nos. Stracił nieco na animuszu, gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i zostali w intymnym półmroku mieszkania sami. Zacisnął usta, nie mając pojęcia, w którym momencie wkradło się między nich to kłopotliwe napięcie. Do tej pory na świecie nie było przecież poza ojcem nikogo innego, w kogo towarzystwie czułby się tak b e z p i e c z n i e. Wziął drżący wdech, mierząc Dicka uważnym spojrzeniem i tak naprawdę pragnąc jedynie objąć go, nazywając pieprzonym kretynem. Zorientował się, że nie potrafi, więc z różą wetkniętą za ucho stał pośrodku salonu, jak idiota z niedowierzaniem obserwując, jak facet sięga do portfela. Zamrugał szybko kilka razy i całe jego współczucie gdzieś uleciało, zastąpione przez wściekłość i żal.
一 Zaraz się dopiero zrobi niebezpiecznie 一 warknął, wyszarpując banknot z jego dłoni, a następnie zwinął go w kulkę i odrzucił mu w pierś, jasno dając do zrozumienia, co sądzi o podobnych łapówkach w imię świętego spokoju. Fuknął przez nos, obserwując, jak ten podchodzi do okna i sięga po papierosy. Dopiero w świetle ulicznych latarni dostrzegł, że na twarzy mężczyzny wyraźnie widoczna jest opuchlizna i żółte sińce po bójce. 一 Ale widzę, że ktoś mnie ubiegł 一 zauważył z niską satysfakcją, której niemal natychmiast pożałował, bo tak naprawdę pragnął zapytać, czy boli, żartobliwie podmuchać, a potem zaoferować znieczulenie w postaci butelki alkoholu czy grubej kreski usypanej na parapecie. Nic z tego nie wchodziło w grę. Zostały mu tylko słowa o ostrych kantach, w których nie było nawet grama prawdy.
Nie ruszył się na krok, wciąż stojąc w centrum salonu, patrząc na kanapę i próbując zliczyć spędzone na niej wieczory, ale było ich zbyt wiele. Uśmiechnął się blado do tych wspomnień, zraniony tym, jak łatwo Dick był w stanie z tego zrezygnować.
一 Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie wytłumaczysz, o co ci chodzi. Dlaczego nie przychodzisz do pracy? Dlaczego tak ciężko ci napisać jedną, głupią wiadomość?! Nie widzę, żebyś miał połamane ręce 一 z każdym wypowiadanym słowem Felix mówił głośniej, niebezpiecznie zbliżając się do krzyku i rezygnując z prób zapanowania nad emocjami. 一 Dlaczego jesteś takim złamasem? Myślałem, że się KUMPLUJEMY 一 podkreślił, mając ogromną ochotę podejść i potrząsnąć wściekle Dickiem, żeby zmusić go do jakiejkolwiek reakcji. 一 Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, ale jesteś pieprzonym tchórzem. I nie myśl, że taki jesteś odważny, bo siedzisz ze spluwą w oknie. Taki z ciebie twardziel? Otóż nie, Dicky. Jesteś zwykła pizda, która porzuca kumpla bez słowa 一 oznajmił, podczas całej tej tyrady skrócił między nimi dystans, by ostatecznie wbić mu palec w pierś i obrzucić gniewnym spojrzeniem. Przez wściekły wywód zapomniał o oddychaniu, więc teraz łapał szybkie, płytkie wdechy.
Riccardo Salvaggio
一 Sam jesteś upośledzony i na dodatek dupek! 一 krzyknął, słysząc wyjaśnienia Riccardo i prychnął gniewnie przez nos. Stracił nieco na animuszu, gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi i zostali w intymnym półmroku mieszkania sami. Zacisnął usta, nie mając pojęcia, w którym momencie wkradło się między nich to kłopotliwe napięcie. Do tej pory na świecie nie było przecież poza ojcem nikogo innego, w kogo towarzystwie czułby się tak b e z p i e c z n i e. Wziął drżący wdech, mierząc Dicka uważnym spojrzeniem i tak naprawdę pragnąc jedynie objąć go, nazywając pieprzonym kretynem. Zorientował się, że nie potrafi, więc z różą wetkniętą za ucho stał pośrodku salonu, jak idiota z niedowierzaniem obserwując, jak facet sięga do portfela. Zamrugał szybko kilka razy i całe jego współczucie gdzieś uleciało, zastąpione przez wściekłość i żal.
一 Zaraz się dopiero zrobi niebezpiecznie 一 warknął, wyszarpując banknot z jego dłoni, a następnie zwinął go w kulkę i odrzucił mu w pierś, jasno dając do zrozumienia, co sądzi o podobnych łapówkach w imię świętego spokoju. Fuknął przez nos, obserwując, jak ten podchodzi do okna i sięga po papierosy. Dopiero w świetle ulicznych latarni dostrzegł, że na twarzy mężczyzny wyraźnie widoczna jest opuchlizna i żółte sińce po bójce. 一 Ale widzę, że ktoś mnie ubiegł 一 zauważył z niską satysfakcją, której niemal natychmiast pożałował, bo tak naprawdę pragnął zapytać, czy boli, żartobliwie podmuchać, a potem zaoferować znieczulenie w postaci butelki alkoholu czy grubej kreski usypanej na parapecie. Nic z tego nie wchodziło w grę. Zostały mu tylko słowa o ostrych kantach, w których nie było nawet grama prawdy.
Nie ruszył się na krok, wciąż stojąc w centrum salonu, patrząc na kanapę i próbując zliczyć spędzone na niej wieczory, ale było ich zbyt wiele. Uśmiechnął się blado do tych wspomnień, zraniony tym, jak łatwo Dick był w stanie z tego zrezygnować.
一 Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie wytłumaczysz, o co ci chodzi. Dlaczego nie przychodzisz do pracy? Dlaczego tak ciężko ci napisać jedną, głupią wiadomość?! Nie widzę, żebyś miał połamane ręce 一 z każdym wypowiadanym słowem Felix mówił głośniej, niebezpiecznie zbliżając się do krzyku i rezygnując z prób zapanowania nad emocjami. 一 Dlaczego jesteś takim złamasem? Myślałem, że się KUMPLUJEMY 一 podkreślił, mając ogromną ochotę podejść i potrząsnąć wściekle Dickiem, żeby zmusić go do jakiejkolwiek reakcji. 一 Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, ale jesteś pieprzonym tchórzem. I nie myśl, że taki jesteś odważny, bo siedzisz ze spluwą w oknie. Taki z ciebie twardziel? Otóż nie, Dicky. Jesteś zwykła pizda, która porzuca kumpla bez słowa 一 oznajmił, podczas całej tej tyrady skrócił między nimi dystans, by ostatecznie wbić mu palec w pierś i obrzucić gniewnym spojrzeniem. Przez wściekły wywód zapomniał o oddychaniu, więc teraz łapał szybkie, płytkie wdechy.
Riccardo Salvaggio
-
ABOUT MEDid you lose what won't return? Did you love but never learn? The fire's out but still it burns. And no one cares.
Słyszał te jego obelgi zza drzwi, ale miał nadzieję, że przygłucha sąsiadka już nie. Nie chciał tutaj ani tego babska z pojebanym psem, który bardziej przypominał kota, ani policji i na dodatek jakichś zbyt odważnych gangsterów z rządzą mordu i zemsty w oczach o powiększonych źrenicach. Plan był taki, że będzie cicho i spokojnie, a Riccardo w zaciszu domowym przestrzeli kilka pustych łbów dyskretnie, bez zwracania na siebie uwagi i bez najebanych, głośnych Felixów, którzy lubią zwracać na siebie za bardzo uwagę.
Uniósł jedną z brwi, przesuwając spojrzeniem po naburmuszonej twarzy chłopaka, zatrzymując je na moment na zatkniętej za jego ucho czerwonej róży 一 pasowała mu 一 a potem westchnął zniecierpliwiony, puszczając dziecinną groźbę mimo uszu. Jeżeli ktokolwiek był winny napiętej atmosferze, był to Felix, który miał głęboko w naćpanej dupie fakt, że inni też mogą mieć uczucia. Kulka ze zmiętego banknotu wylądowała na ziemi i potoczyła się pod nogę od stołu, ale Riccardo zdawał się tego nie dostrzec.
Rzucił mu wymowne spojrzenie, gdy ten skomentował siniaki na jego twarzy. Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym powoli spomiędzy warg, zerkając przez okno na wyjątkowo spokojną ulicę, co uznał za odrobinę podejrzane, ale może to i lepiej, bo i tak nie mógłby się teraz na niczym skoncentrować. W normalnych okolicznościach pewnie by się zaśmiał i opowiedział o bójce w barze z gościem, który skończył wyglądając dużo gorzej od niego, a potem pozwoliłby Felixowi na poprawienie mu humoru, nawet jeżeli wcale by tego nie potrzebował. Jednak po tym, co stało się w Velvet podczas ich ostatniego spotkania, Dick nie chciał żeby Herrera go dotykał, w ogóle nie chciał go wiedzieć.
Oparł się pośladkami o ławę, na której stał karabin i spoglądał na chłopaka, paląc papierosa z pozoru spokojnie, wracając dłońmi na przód, aby ułożyć je na swoim podbrzuszu. Wewnętrznie był wulkanem, który zbliżał się do wybuchu i w pewnym momencie nie było to już do zatrzymania. Te wszystkie obelgi i zarzuty powinny odbijać się od niego lub spływać po nim, nie robiąc mu absolutnie nic. Niestety zamiast tego każde kolejne słowo raniło go głęboko, ryjąc bruzdy aż w kościach.
一 A ty jesteś ślepy, Fela 一 warknął po jego wypowiedzi, unosząc dłoń, którą trzymał dopalającego się papierosa, wskazując nim prosto na jego pierś. Wbił gniewne, zranione, spojrzenie w jego twarz i rzucił papierosa na podłogę, po czym odbił się od drewnianego blatu, przygasił peta butem i w kilku szybkich krokach znalazł się przy rozmówcy.
一 Przestań myśleć, tylko zrób, kurwa, chociaż raz to, o co ktoś cię prosi. Wyjdziesz stąd, bo nie chcę już do ciebie pisać i nie chcę być twoim kumplem 一 kontynuował własną wypowiedź, która tylko pogłębiała rany i paliła jego skórę, wtłaczając wypowiadaną truciznę w żyły. Popchnął go na ścianę, przytrzymując za koszulę, ale na tym się nie skończyło. 一 Wyjedziesz stąd, bo za bardzo chcę, żebyś został, bo za każdym razem, jak zostaniesz, będę myślał o tym jak smakujesz i zastanawiał się jakie to uczucie cię zerżnąć, rozumiesz? 一 mruknął, przesuwając dłoń na szczękę chłopaka i przytrzymując jego twarz w miejscu, zaglądając w jego oczy spojrzeniem pełnym gniewu, żalu i strachu.一 I za każdym razem będę się czuł jak zdrajca, bo wiem, że spotykasz się z Gio 一 dokończył, rozluźniając powoli uścisk, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że serce wali mu tak mocno, że aż wstrzymał oddech.
Felix Herrera
Uniósł jedną z brwi, przesuwając spojrzeniem po naburmuszonej twarzy chłopaka, zatrzymując je na moment na zatkniętej za jego ucho czerwonej róży 一 pasowała mu 一 a potem westchnął zniecierpliwiony, puszczając dziecinną groźbę mimo uszu. Jeżeli ktokolwiek był winny napiętej atmosferze, był to Felix, który miał głęboko w naćpanej dupie fakt, że inni też mogą mieć uczucia. Kulka ze zmiętego banknotu wylądowała na ziemi i potoczyła się pod nogę od stołu, ale Riccardo zdawał się tego nie dostrzec.
Rzucił mu wymowne spojrzenie, gdy ten skomentował siniaki na jego twarzy. Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym powoli spomiędzy warg, zerkając przez okno na wyjątkowo spokojną ulicę, co uznał za odrobinę podejrzane, ale może to i lepiej, bo i tak nie mógłby się teraz na niczym skoncentrować. W normalnych okolicznościach pewnie by się zaśmiał i opowiedział o bójce w barze z gościem, który skończył wyglądając dużo gorzej od niego, a potem pozwoliłby Felixowi na poprawienie mu humoru, nawet jeżeli wcale by tego nie potrzebował. Jednak po tym, co stało się w Velvet podczas ich ostatniego spotkania, Dick nie chciał żeby Herrera go dotykał, w ogóle nie chciał go wiedzieć.
Oparł się pośladkami o ławę, na której stał karabin i spoglądał na chłopaka, paląc papierosa z pozoru spokojnie, wracając dłońmi na przód, aby ułożyć je na swoim podbrzuszu. Wewnętrznie był wulkanem, który zbliżał się do wybuchu i w pewnym momencie nie było to już do zatrzymania. Te wszystkie obelgi i zarzuty powinny odbijać się od niego lub spływać po nim, nie robiąc mu absolutnie nic. Niestety zamiast tego każde kolejne słowo raniło go głęboko, ryjąc bruzdy aż w kościach.
一 A ty jesteś ślepy, Fela 一 warknął po jego wypowiedzi, unosząc dłoń, którą trzymał dopalającego się papierosa, wskazując nim prosto na jego pierś. Wbił gniewne, zranione, spojrzenie w jego twarz i rzucił papierosa na podłogę, po czym odbił się od drewnianego blatu, przygasił peta butem i w kilku szybkich krokach znalazł się przy rozmówcy.
一 Przestań myśleć, tylko zrób, kurwa, chociaż raz to, o co ktoś cię prosi. Wyjdziesz stąd, bo nie chcę już do ciebie pisać i nie chcę być twoim kumplem 一 kontynuował własną wypowiedź, która tylko pogłębiała rany i paliła jego skórę, wtłaczając wypowiadaną truciznę w żyły. Popchnął go na ścianę, przytrzymując za koszulę, ale na tym się nie skończyło. 一 Wyjedziesz stąd, bo za bardzo chcę, żebyś został, bo za każdym razem, jak zostaniesz, będę myślał o tym jak smakujesz i zastanawiał się jakie to uczucie cię zerżnąć, rozumiesz? 一 mruknął, przesuwając dłoń na szczękę chłopaka i przytrzymując jego twarz w miejscu, zaglądając w jego oczy spojrzeniem pełnym gniewu, żalu i strachu.一 I za każdym razem będę się czuł jak zdrajca, bo wiem, że spotykasz się z Gio 一 dokończył, rozluźniając powoli uścisk, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że serce wali mu tak mocno, że aż wstrzymał oddech.
Felix Herrera
-
ABOUT MEI'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
Początkowy spokój Riccardo tylko mocniej nakręcał Felixa, który krzyczał, jakby to mogło sprawić, że jego słowa lepiej dotrą do tego zakutego łba albo przebiją się przez zasłonę z papierosowego dymu i udawanej obojętności. Gdy jednak żądał od niego jakiekolwiek reakcji, nie spodziewał się, że ta okażę się tak gwałtowna. Słowa raniły głęboko w sposób, którego Herrera nie mógł zrozumieć. Po tym, jak Dick warknął, że nie chce go więcej znać, miał ochotę rzucić się na niego z pięściami. I nie byłaby to pierwsza bójka, jaką Felix zaczynał z pełną świadomością, że nie miał w niej żadnych szans na wygraną.
Na swoje szczęście mężczyzna ubiegł go, gwałtownie przyciskając do ściany i wytłaczając powietrze z płuc w jęku, w którym zaskoczenie mieszało się z kompletną bezradnością. Felix zaraz jednak zacisnął usta w nieustępliwym grymasie, hardo spojrzał mu w oczy i zmiął koszulkę w pięściach, pokazując, że się nie boi. Dopiero gdy słowa docierały do niego przez słodką, alkoholową mgiełkę wściekłość znikała, pozostawiając po sobie ból, od którego nie potrafił oddychać.
Trwał w bezruchu z rozchylonymi ustami i zaszklonymi oczami, wpatrując się w Dicka z przeraźliwym smutkiem i tęsknotą za tym, co nigdy nie będzie już jego. Nie mógł oddychać, gdy trwali w tej pełnej napięcia ciszy, a Felix zaczynał rozumieć, że był nie tylko ślepy, ale okrutny i głupi. Przytłoczony i kompletnie zagubiony zacisnął mocniej dłonie na materiale czarnej koszulki, próbując ukryć ich drżenie.
Wziął płytki oddech i wraz z nim niespodziewanie złapał się jednej myśli, reagując prawdopodobnie w najgorszy z możliwych sposobów.
一 Gianni powiedział ci o mnie? Że się spotykamy?
W tych słowach nie było nawet cienia pretensji czy wstydu, mieszała się w nich słodycz zaskoczenia i nieśmiałego zadowolenia, a usta nieświadomie wyciągnęły się w pełnym nadziei uśmiechu. Felix był zbyt pijany, by od razu zdać sobie sprawę, jak krzywdząca była jego reakcja, jakby ból Dicka nic nie znaczył w obliczu tego, że Gio mógł myśleć o nim poważnie, co jednocześnie było przerażające i wspaniałe.
W ułamku sekundy jednak uświadomił sobie, jak okropnie i niesprawiedliwie się zachował. Dał mu spróbować czegoś, czego nigdy nie da, bo miał głupie serce.
一 Boże, przepraszam, Dicky, przepraszam. Nie wiedziałem. Nie chciałem wiedzieć 一 szepnął, przyznając się do winy i łapiąc gwałtownie powietrze. Nie pozwolił mu uciec, tylko przyciągnął jego głowę do siebie, wciskając twarz Włocha w zagłębienie szyi, które pachniało słodkimi perfumami i ciepłą skórą. Zacisnął palce na włosach, powstrzymując idiotyczny szloch, który targał jego klatką piersiową. Nie zapanował nad kilkoma łzami, które spłynęły po policzkach i osiadły jak rosa na ciemnych rzęsach. Nie wiedział, czy płacze nad nim, sobą czy utraconą przyjaźnią. Trzymał go uparcie i desperacko, nie pozwalając się odsunąć, bo bał się, że go straci, a przy okazji chciał ukryć łzy, które zapewne mężczyzna i tak czuł. 一 Jestem kretynem, ale… 一 przycisnął usta do boku jego głowy, próbując zapanować nad głosem 一 …tak bardzo mi cię brakuje 一 szepnął, zaciskając powieki, gdy włosy łaskotały go w nos i policzki. Występy w Velvet traciły urok. Kochał bezpośredniość Dicka, jego prostackie poczucie humoru i skrywane ciepło, trudno było więc winić Felixa, że za wszelką cenę chciał zachować coś tak cennego.
Nawet jeśli nie powinien.
Wszystko to znaczyło też, że Dick dotrzymał słowa i nie wspomniał bratu o pocałunku. A to czyniło tę sytuację jeszcze gorszą.
Riccardo Salvaggio
Na swoje szczęście mężczyzna ubiegł go, gwałtownie przyciskając do ściany i wytłaczając powietrze z płuc w jęku, w którym zaskoczenie mieszało się z kompletną bezradnością. Felix zaraz jednak zacisnął usta w nieustępliwym grymasie, hardo spojrzał mu w oczy i zmiął koszulkę w pięściach, pokazując, że się nie boi. Dopiero gdy słowa docierały do niego przez słodką, alkoholową mgiełkę wściekłość znikała, pozostawiając po sobie ból, od którego nie potrafił oddychać.
Trwał w bezruchu z rozchylonymi ustami i zaszklonymi oczami, wpatrując się w Dicka z przeraźliwym smutkiem i tęsknotą za tym, co nigdy nie będzie już jego. Nie mógł oddychać, gdy trwali w tej pełnej napięcia ciszy, a Felix zaczynał rozumieć, że był nie tylko ślepy, ale okrutny i głupi. Przytłoczony i kompletnie zagubiony zacisnął mocniej dłonie na materiale czarnej koszulki, próbując ukryć ich drżenie.
Wziął płytki oddech i wraz z nim niespodziewanie złapał się jednej myśli, reagując prawdopodobnie w najgorszy z możliwych sposobów.
一 Gianni powiedział ci o mnie? Że się spotykamy?
W tych słowach nie było nawet cienia pretensji czy wstydu, mieszała się w nich słodycz zaskoczenia i nieśmiałego zadowolenia, a usta nieświadomie wyciągnęły się w pełnym nadziei uśmiechu. Felix był zbyt pijany, by od razu zdać sobie sprawę, jak krzywdząca była jego reakcja, jakby ból Dicka nic nie znaczył w obliczu tego, że Gio mógł myśleć o nim poważnie, co jednocześnie było przerażające i wspaniałe.
W ułamku sekundy jednak uświadomił sobie, jak okropnie i niesprawiedliwie się zachował. Dał mu spróbować czegoś, czego nigdy nie da, bo miał głupie serce.
一 Boże, przepraszam, Dicky, przepraszam. Nie wiedziałem. Nie chciałem wiedzieć 一 szepnął, przyznając się do winy i łapiąc gwałtownie powietrze. Nie pozwolił mu uciec, tylko przyciągnął jego głowę do siebie, wciskając twarz Włocha w zagłębienie szyi, które pachniało słodkimi perfumami i ciepłą skórą. Zacisnął palce na włosach, powstrzymując idiotyczny szloch, który targał jego klatką piersiową. Nie zapanował nad kilkoma łzami, które spłynęły po policzkach i osiadły jak rosa na ciemnych rzęsach. Nie wiedział, czy płacze nad nim, sobą czy utraconą przyjaźnią. Trzymał go uparcie i desperacko, nie pozwalając się odsunąć, bo bał się, że go straci, a przy okazji chciał ukryć łzy, które zapewne mężczyzna i tak czuł. 一 Jestem kretynem, ale… 一 przycisnął usta do boku jego głowy, próbując zapanować nad głosem 一 …tak bardzo mi cię brakuje 一 szepnął, zaciskając powieki, gdy włosy łaskotały go w nos i policzki. Występy w Velvet traciły urok. Kochał bezpośredniość Dicka, jego prostackie poczucie humoru i skrywane ciepło, trudno było więc winić Felixa, że za wszelką cenę chciał zachować coś tak cennego.
Nawet jeśli nie powinien.
Wszystko to znaczyło też, że Dick dotrzymał słowa i nie wspomniał bratu o pocałunku. A to czyniło tę sytuację jeszcze gorszą.
Riccardo Salvaggio
-
ABOUT MEDid you lose what won't return? Did you love but never learn? The fire's out but still it burns. And no one cares.
Nie mógł znieść jego spojrzenia. Smutek i żal przebijające się przez źrenice przeszywały na wskroś, a to bolało dużo bardziej, niż połamane kości i dziury po kulach. W pierwszym odruchu chciał znowu od tego uciec, wypchnąć Felixa za drzwi i nie pozwolić mu wejść, choćby się paliło, choćby policja miała odrywać go od klamki. Nie był dobry w sytuacje, w których górę brały emocje, a nie pięści. Od śmierci Theo trwał w wycofaniu, unikając zaangażowania, a jego relacja z Felixem rozwinęła się dosyć nieoczekiwanie, wręcz podstępnie kiełkując i rosnąc w siłę niepostrzeżenie, aż zaczęła kwitnąć, a widok tych kwiatów i ich zapach jednocześnie zaskoczył Riccardo i zawładnął nim, stając się małym uzależnieniem, które właśnie chciał pokonać. Musiał wyciąć ten kwitnący krzew, który w aktualnych okolicznościach był zwyczajnie trujący.
Ostrzegawcze spojrzenie przebiło się przez warstwę smutku, kiedy padło imię jego brata. Uderzył otwartą dłonią w ścianę, tuż obok głowy Felixa i skrzywił się lekko, jakby po raz kolejny został ugodzony nożem, przecinającym warstwy skóry i zagłębiającym się w miękkie ciało aż do białej kości. Chciał mu zetrzeć uśmiech z twarzy, sprawić żeby natychmiast przestał. Nie mógł tego znieść. Nie chodziło już tylko o pożądanie względem młodszego mężczyzny, ale i ukłucie zazdrości o to, co łączyło go z Giannim. O uczucie, które kiedyś sprawiało, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i które zabrano mu w ciągu kilku chwil, pozostawiając go z pustką, której nigdy nie będzie w stanie wypełnić.
Zachłysnął się powietrzem, czując ciepło skóry chłopaka, pulsującą szybkim rytmem żyłę na jego szyi, przyjemną woń perfum i gorącą wilgoć jego słonych łez. Przeprosiny były puste, kompletnie nic nie znaczyły i nic nie zmieniały. Felix nie mógł mieć wszystkiego, nawet jeżeli bardzo chciał, a jego desperackie próby nie mogły się powieść, bo Riccardo nie był człowiekiem obojętnym, nie był pozbawionym emocji zimnym draniem, który szedł po trupach do celu i dla którego nikt i nic się nie liczyło. Był żywą, czującą istotą o, wbrew pozorom, ogromnym sercu, nawet jeżeli różnych priorytetach i z zepsutym kompasem moralnym.
Tak bardzo mi cię brakuje.
Mi ciebie też, amore, nawet nie wiesz jak bardzo.
一 Mi nie, Felix. Nic dla mnie nie znaczysz. Po prostu chciałem cię przelecieć, ale to już nieaktualne. Nie będę poprawiał po rodzonym bracie, to by było dopiero niesmaczne 一 powiedział i przeraził się, kiedy dotarło do niego z całą mocą co właśnie powiedział. Nawet nie wiedział, że mógł być tak okrutny dla kogoś, o kim myślał jako o przyjacielu. Dla kogoś ważnego. Kiedy jednak w grę wchodziło szczęście Gio, nie mógł cofnąć się przed niczym.
Te kilka chwil w ramionach Herrery sprawiały mu błogą ulgę pomiędzy chwilami grozy i w gąszczu słów ostrych i precyzyjnie tnących wrażliwe tkanki dwóch osób, których przyjaźń właśnie się kończyła. Nie było już odwrotu i nie było ratunku. Nic, co powie i zrobi Felix nie przekona Riccardo do zmiany swojej postawy, którą był atak w obronie tego, co mu jeszcze pozostało 一 rodziny.
一 Wynoś się i nigdy nie wracaj. Jeżeli złamiesz mu serce, spotkanie ze mną i tak będzie ostatnim, czego mógłbyś chcieć 一 dodał, próbując powiedzieć cokolwiek, co zraniłoby go jeszcze bardziej, co by go odstraszyło, co sprawiłoby, że uwierzyłby w podłość Dicka i sam chciał się trzymać od niego z daleka. Odsunął się gwałtownie, jakby jeszcze przed chwilę nie chciał tkwić w objęciu jego ramion, wdychając kojący nerwy zapach. Bardzo wiele wysiłku włożył w to, żeby patrzeć na niego, nie wkładając w to uczuć. Przywdział obojętną maskę, której najchętniej by już nigdy nie zdejmował, żeby nie czuć rozrywającego go od środka żalu.
Felix Herrera
Ostrzegawcze spojrzenie przebiło się przez warstwę smutku, kiedy padło imię jego brata. Uderzył otwartą dłonią w ścianę, tuż obok głowy Felixa i skrzywił się lekko, jakby po raz kolejny został ugodzony nożem, przecinającym warstwy skóry i zagłębiającym się w miękkie ciało aż do białej kości. Chciał mu zetrzeć uśmiech z twarzy, sprawić żeby natychmiast przestał. Nie mógł tego znieść. Nie chodziło już tylko o pożądanie względem młodszego mężczyzny, ale i ukłucie zazdrości o to, co łączyło go z Giannim. O uczucie, które kiedyś sprawiało, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i które zabrano mu w ciągu kilku chwil, pozostawiając go z pustką, której nigdy nie będzie w stanie wypełnić.
Zachłysnął się powietrzem, czując ciepło skóry chłopaka, pulsującą szybkim rytmem żyłę na jego szyi, przyjemną woń perfum i gorącą wilgoć jego słonych łez. Przeprosiny były puste, kompletnie nic nie znaczyły i nic nie zmieniały. Felix nie mógł mieć wszystkiego, nawet jeżeli bardzo chciał, a jego desperackie próby nie mogły się powieść, bo Riccardo nie był człowiekiem obojętnym, nie był pozbawionym emocji zimnym draniem, który szedł po trupach do celu i dla którego nikt i nic się nie liczyło. Był żywą, czującą istotą o, wbrew pozorom, ogromnym sercu, nawet jeżeli różnych priorytetach i z zepsutym kompasem moralnym.
Tak bardzo mi cię brakuje.
Mi ciebie też, amore, nawet nie wiesz jak bardzo.
一 Mi nie, Felix. Nic dla mnie nie znaczysz. Po prostu chciałem cię przelecieć, ale to już nieaktualne. Nie będę poprawiał po rodzonym bracie, to by było dopiero niesmaczne 一 powiedział i przeraził się, kiedy dotarło do niego z całą mocą co właśnie powiedział. Nawet nie wiedział, że mógł być tak okrutny dla kogoś, o kim myślał jako o przyjacielu. Dla kogoś ważnego. Kiedy jednak w grę wchodziło szczęście Gio, nie mógł cofnąć się przed niczym.
Te kilka chwil w ramionach Herrery sprawiały mu błogą ulgę pomiędzy chwilami grozy i w gąszczu słów ostrych i precyzyjnie tnących wrażliwe tkanki dwóch osób, których przyjaźń właśnie się kończyła. Nie było już odwrotu i nie było ratunku. Nic, co powie i zrobi Felix nie przekona Riccardo do zmiany swojej postawy, którą był atak w obronie tego, co mu jeszcze pozostało 一 rodziny.
一 Wynoś się i nigdy nie wracaj. Jeżeli złamiesz mu serce, spotkanie ze mną i tak będzie ostatnim, czego mógłbyś chcieć 一 dodał, próbując powiedzieć cokolwiek, co zraniłoby go jeszcze bardziej, co by go odstraszyło, co sprawiłoby, że uwierzyłby w podłość Dicka i sam chciał się trzymać od niego z daleka. Odsunął się gwałtownie, jakby jeszcze przed chwilę nie chciał tkwić w objęciu jego ramion, wdychając kojący nerwy zapach. Bardzo wiele wysiłku włożył w to, żeby patrzeć na niego, nie wkładając w to uczuć. Przywdział obojętną maskę, której najchętniej by już nigdy nie zdejmował, żeby nie czuć rozrywającego go od środka żalu.
Felix Herrera
-
ABOUT MEI'd rather hear the worst than a false reply. Spill it all, baby, don't be shy
Huk uderzenia sprawił, że Felix zamilkł spłoszony, choć pijanemu muzykowi odpowiedź wydawała się niezwykle istotna, właściwie najważniejsza. Chciał wiedzieć, w jakim kontekście mówił o nim Gianni. Czy nazwał go swoim chłopakiem, a może jakoś inaczej? Jakiego tonu użył? Bardzo chciał usłyszeć słowo w słowo, co miał do powiedzenia starszy z braci, by następnie móc spędzić całą noc na wnikliwej analizie tego zgłoska po zgłosce. Dopiero ból w spojrzeniu Riccardo uświadomił mu, jak egoistyczny, okrutny i głupi się okazał.
Rozpłakał się i próbował wszystko naprawić bezradnym, ale ciepłym uściskiem. Trzymał go w ramionach tak desperacko, choć to on czuł, że rozpadnie się, jeśli Dick się odsunie. Przepraszał szczerze, ale słowa nie miały znaczenia, podobnie jak ukradkowe, żałosne łzy. Desperacko zacisnął palce w jego włosach, a potem cały zesztywniał i wstrzymał na moment oddech. Okrutne słowa nie mogły osuszyć wilgotnych śladów na policzkach, ale zatrzymały w piersi szloch. Zamrugał, strącając ostatnią łzę z ciemnych rzęs. Emocje potęgowały narkotyki i alkohol, czyniąc wszystko beznadziejnie ostatecznym. Przez moment bolało tak, że nie mógł złapać oddechu.
Całus za całus. Cios za cios.
Felix przechylił głowę, ocierając się kącikiem ust o ucho mężczyzny i wciąż przyjemnie zaciskając palce na dłuższych pasmach włosów.
一 Naprawdę myślisz, że miałbyś szansę się ze mną przespać? 一 zapytał zmysłowym tonem, w którym wyraźnie zabrzmiała jadowita kpina. Zacisnął mocniej palce w jego włosach, nie pozwalając mu uciec. Czuły uścisk stał się więzieniem, w którym bezlitośnie rozbrzmiewał cichy, drwiący śmiech. Gorący, drżący oddech łaskotał wrażliwą skórę za uchem. 一 Nie musisz nic po nim poprawiać, Dicky 一 mruczał dalej, szepcząc w skórę, o którą ocierały się miękkie wargi. 一 Bo z nikim nie jest mi w łóżku tak dobrze, jak z nim 一 zakończył z podłym uśmiechem, mówiąc to, co każdy facet chciałby usłyszeć o sobie.
Sekundę później ugiął nogę w kolanie, wymierzając Dickowi wyjątkowo precyzyjnego, całkiem zaskakującego i przede wszystkim bolesnego kopniaka prosto w jaja. Odepchnął go od siebie, ale widocznie to mu nie wystarczyło, bo wymierzył mu jeszcze liścia zaciśniętą pięścią, mając nadzieję, że następnego dnia o poranku własne odbicie będzie mu przypominało, jakim potwornym dupkiem się okazał.
Pociągnął nosem, a policzki i rzęsy wciąż mokre miał od łez. Błyszczały też od nich oczy, które rzucały wściekłe spojrzenie w kierunku mężczyzny.
Po prostu chciałem cię przelecieć.
Felix poczuł, jak robi mu się niedobrze od tych słów, jakby naprawdę nie zasługiwał na przyjaźń, ani miłość, o które żebrał jak idiota. Przypomniał sobie ich rozmowę w garderobie, nie mając pojęcia, dlaczego za każdym razem dawał się złapać na to romantyczne pieprzenie, a kończył w tym punkcie.
一 Wsadź sobie w dupę te groźby, frajerze 一 warknął, rozluźniając dłoń, która promieniowała bólem po celnym uderzeniu. 一 I pierdol się 一 przy ostatnich słowach głos zwodniczo mu się załamał, a w oczach pośród gniewnych błysków znów pojawiły się łzy. Nie zamierzał jednak pokazać ich Dickowi. Nie zasługiwał na nie.
Pożegnał go trzaśnięciem drzwi, a następną godzinę spędził, siedząc na korytarzu pod ścianą, próbując opanować szloch.
[koniec
]
Riccardo Salvaggio
Rozpłakał się i próbował wszystko naprawić bezradnym, ale ciepłym uściskiem. Trzymał go w ramionach tak desperacko, choć to on czuł, że rozpadnie się, jeśli Dick się odsunie. Przepraszał szczerze, ale słowa nie miały znaczenia, podobnie jak ukradkowe, żałosne łzy. Desperacko zacisnął palce w jego włosach, a potem cały zesztywniał i wstrzymał na moment oddech. Okrutne słowa nie mogły osuszyć wilgotnych śladów na policzkach, ale zatrzymały w piersi szloch. Zamrugał, strącając ostatnią łzę z ciemnych rzęs. Emocje potęgowały narkotyki i alkohol, czyniąc wszystko beznadziejnie ostatecznym. Przez moment bolało tak, że nie mógł złapać oddechu.
Całus za całus. Cios za cios.
Felix przechylił głowę, ocierając się kącikiem ust o ucho mężczyzny i wciąż przyjemnie zaciskając palce na dłuższych pasmach włosów.
一 Naprawdę myślisz, że miałbyś szansę się ze mną przespać? 一 zapytał zmysłowym tonem, w którym wyraźnie zabrzmiała jadowita kpina. Zacisnął mocniej palce w jego włosach, nie pozwalając mu uciec. Czuły uścisk stał się więzieniem, w którym bezlitośnie rozbrzmiewał cichy, drwiący śmiech. Gorący, drżący oddech łaskotał wrażliwą skórę za uchem. 一 Nie musisz nic po nim poprawiać, Dicky 一 mruczał dalej, szepcząc w skórę, o którą ocierały się miękkie wargi. 一 Bo z nikim nie jest mi w łóżku tak dobrze, jak z nim 一 zakończył z podłym uśmiechem, mówiąc to, co każdy facet chciałby usłyszeć o sobie.
Sekundę później ugiął nogę w kolanie, wymierzając Dickowi wyjątkowo precyzyjnego, całkiem zaskakującego i przede wszystkim bolesnego kopniaka prosto w jaja. Odepchnął go od siebie, ale widocznie to mu nie wystarczyło, bo wymierzył mu jeszcze liścia zaciśniętą pięścią, mając nadzieję, że następnego dnia o poranku własne odbicie będzie mu przypominało, jakim potwornym dupkiem się okazał.
Pociągnął nosem, a policzki i rzęsy wciąż mokre miał od łez. Błyszczały też od nich oczy, które rzucały wściekłe spojrzenie w kierunku mężczyzny.
Po prostu chciałem cię przelecieć.
Felix poczuł, jak robi mu się niedobrze od tych słów, jakby naprawdę nie zasługiwał na przyjaźń, ani miłość, o które żebrał jak idiota. Przypomniał sobie ich rozmowę w garderobie, nie mając pojęcia, dlaczego za każdym razem dawał się złapać na to romantyczne pieprzenie, a kończył w tym punkcie.
一 Wsadź sobie w dupę te groźby, frajerze 一 warknął, rozluźniając dłoń, która promieniowała bólem po celnym uderzeniu. 一 I pierdol się 一 przy ostatnich słowach głos zwodniczo mu się załamał, a w oczach pośród gniewnych błysków znów pojawiły się łzy. Nie zamierzał jednak pokazać ich Dickowi. Nie zasługiwał na nie.
Pożegnał go trzaśnięciem drzwi, a następną godzinę spędził, siedząc na korytarzu pod ścianą, próbując opanować szloch.

Riccardo Salvaggio