The truth
It is a beautiful and terrible thing,
and should therefore be treated with great caution
and should therefore be treated with great caution
Zgodził się na ich wspólne wyjście w sylwestra bez wahania, nawet jeżeli te wszystkie kłamstwa ciążyły teraz na nim, właściwie na nich, coraz mocniej, szczególnie po tym, co się między nimi działo. Uwielbiał Proteusa i zdawał sobie sprawę, że chciałby spotykać się z nim bardziej oficjalnie, ale żeby w ogóle zasugerować mu coś takiego musiał powiedzieć mu prawdę i właśnie w prawdzie chciał wejść w nowy rok, już niezależnie od konsekwencji.
Obejrzał się w lustrze, poprawiając kołnierzyk koszuli, a potem marynarkę, która była bardzo dobrze skrojona i dopasowana. Chłopak miał po niego przyjechać, ale Caspar sam nie wiedział czy na pewno uda im się dotrzeć na zaplanowaną imprezę. Sam nie wiedział czemu się tak wystroił, skoro prawdopodobnie zaraz zepsuje im obu sylwestra.
Po wszystkim, co spotkało go w życiu uczuciowym już nawet nie oczekiwał po zbliżających się wydarzeniach zbyt wiele, a przynajmniej starał się, mając nadzieję, że jak się na nic nie nastawi, to mniej się rozczaruje. Usłyszał podjeżdżający samochód i wyjrzał przez okno, akurat aby zobaczyć, jak Rockwell parkuje przed jego domem. Odetchnął głęboko, odszedł od okna i zamiast wyjść na zewnątrz, to skierował się do barku, z którego wyciągnął whiskey i wypełnił kryształową szklankę, z której za moment pociągnął sporego łyka. Przełknął alkohol, który palił w gardło, ale chyba potrzebował właśnie tego, żeby skupić myśli i zebrać się na odwagę do tego, co miał zamiar zaraz zrobić.
W jego głowie wszystko brzmiało dosyć dramatycznie, ale teraz, kiedy powtarzał wyuczone zwroty i usprawiedliwienia, wszystko brzmiało, jakby było całkowicie pozbawione sensu. Zdecydowanie za długo ciągnął tę szopkę. Już dawno mógł powiedzieć matce Proteusa, że rezygnuje ze zlecenia i byłoby po sprawie. Co prawda zrobił to dzień po tym, jak wylądował z chłopakiem w łóżku, ale uważał, że to i tak zdecydowanie za późno.
Pospiesznie dopił zawartość szklanki, odstawił ją na stolik i spojrzał w kierunku drzwi wejściowych, za którymi usłyszał zbliżające się kroki. Nie sądził, że będzie się kiedykolwiek jeszcze w ten sposób denerwował, ale sam był sobie winny. Nie potrafiłby tak po prostu wyrzucić z pamięci Proteusa i zapomnieć jak smakowała jego bliskość. Nie miał pojęcia co zrobi, jeżeli chłopak nie będzie chciał mieć z nim nic więcej do czynienia, bo brał taką możliwość pod uwagę. Sam nie wiedział jak zareagowałby na miejscu Rockwella, ale na pewno nie czułby się z tym wszystkim dobrze.
Nie był pewien czy to on otworzył drzwi, czy Proteus sam wszedł do środka, ale zanim się obejrzał, obejmował go, trochę jakby robił to po raz ostatni i spoglądał na jego twarz z uwagą, zanim ich usta nie spotkały się w spragnionym, stęsknionym pocałunku.
一 Hey 一 wymruczał prosto w jego warg i odsunął odrobinę twarz, aby spojrzeć mu w oczy i lekko się uśmiechnąć, gładząc czule kciukiem jego policzek. 一 Musimy porozmawiać 一 dodał, co już wcale nie brzmiało tak uroczo, jak samo przywitanie. Sięgnął ustami do jego czoła, by zaraz niechętnie się odsunąć, chociaż nie za daleko.
一 Usiądziesz? 一 zaproponował, zerkając kątem oka na kanapę w salonie. Tak naprawdę wcale nie chciał go puścić i zdjąć dłoni z jego pleców, przestać go obejmować i trzymać przy sobie. Był cholernie niekonsekwentny, ale fizycznie po prostu nie potrafił go puścić, jakby to było silniejsze od niego, bo jeżeli by to zrobił, to być może nigdy już tego powtórzyć. Do cholery, a bardzo chciał to powtarzać.
proteus rockwell