001.
Perspektywa zaczęcia wszystkiego na nowo, z czystą kartą, nie jawiła się za dobrze, jeśli plan realizowało się od wizyty w klubie nocnym. Stało za tym wiele uniwersalnych powodów, które przychodziły na myśl w pierwszej kolejności, jednak w przypadku Nellie wiązało się to z powrotem do nie-tak-dawnych nawyków, które bardzo chciała porzucić. Doskonale wiedziała, że samo przekroczenie granic nowego, nieznanego miasta nie wystarczy, co najwyżej miało tylko symboliczne znaczenie, i sposób na uczciwy zarobek będzie musiał jeszcze chwilę poczekać. Przeklinała siebie w duchu za to, że w ogóle uciekła myślami w tym kierunku, gdy tylko jej oczom ukazał się wielki, migoczący szyld, zapraszający do zgrzeszenia.
Nellie zamierzała dzisiaj zgrzeszyć.
To już ostatni raz.
Zacisnęła mocniej palce na pasku torby, kiedy podążała w stronę najbliższej toalety. Dudniąca z każdego kąta muzyka zagłuszała w jej głowie głos ojca, powtarzający te znienawidzone słowa bez pokrycia i próbujący znaleźć siłę przebicia. Nie była jednak ona w stanie odpędzić ich na dobre, gdyż po oddzieleniu się drzwiami od tętniącego życiem pomieszczenia, została sama ze sobą... i niepożądanym głosem. Nie było już niczego, co mogłoby obudzić w niej bodziec do tego, aby wycofać się z pomysłu.
Zamknęła się w jednej z kabin i wydostała z torby swoje niezawodne fanty: krótką sukienkę, którą wciągnęła na siebie, poprzednie ubrania wpychając do torby. Na stopy wsunęła szpilki, a w uszy wpięła długie kolczyki. Nie znosiła tego rytuału. Czuła wtedy, jakby odzierała się z prawdziwej tożsamości. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że było to konieczne, jeśli chciała osiągnąć zamierzony efekt. Powierzchowność przyciągała uwagę wszystkich tych, na których najbardziej zależało Qualley, dlatego musiała zadbać o to, by podkreślić atuty. Czy jej się to podobało, czy nie, był to najszybszy i najskuteczniejszy sposób. Stając przed lustrem, za pomocą szminki nadała ustom lekkiego koloru, a rzęsy pociągnęła nieznacznie tuszem.
To już ostatni raz.
Pozostał już tylko ostatni element wizerunku, w który się wcielała dzisiejszego wieczoru. Wciągnęła na głowę blond perukę, układając ją starannie, a niesfornie wystające kosmyki własnych włosów schowała pod jasnymi puklami. Poprawiła fryzurę i wyeksponowała biust. Przystanęła z rękoma wspartymi o umywalkę i pustym wzrokiem spojrzała na odbicie kogoś, kim szczerze gardziła.
— To już ostatni, kurwa, raz — poprzysięgła, mając nadzieję na wyłamanie się ze schematu i zastosowanie się do obietnicy, po czym bez zwlekania dokończyła swój profesjonalny kamuflaż, aplikując soczewki do oczu. Zawiesiła na ramię mniejszą torebkę, a resztę - po pobieżnym oszacowaniu możliwości - schowała we wnęce. Musiała pamiętać, żeby nazajutrz po wszystkim wrócić po to.
Opuściła toaletę, przemierzając salę posuwistym krokiem i prześlizgując wzrokiem po co poniektórych osobnikach płci męskiej, spośród których wyławiała tych o większym statusie materialnym, widocznym na pierwszy rzut oka. Posyłała im uśmiechy, odsłaniała dekolt, pozwalała im obłapiać się po biodrach, talii, a sytuacje zbliżenia wykorzystywała do tego, by niepostrzeżenie wsunąć dłoń do kieszeni ich spodni lub marynarki. Szybko poczuła odrazę do alkoholowego oddechu przy swojej twarzy, szeptów i dotyku, wzmagających chęć ucieczki z powrotem do toalety i wyrzygania tych kilku łyków drinków, którymi została poczęstowana, dlatego oddaliła się w najdalszy kąt baru i na otrzeźwienie zamówiła szklankę zimnej wody. Może to dobry moment na przejrzenie tego, co w ciągu ostatniej godziny udało jej się zwędzić...
Winston Palmer