ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
001.

Perspektywa zaczęcia wszystkiego na nowo, z czystą kartą, nie jawiła się za dobrze, jeśli plan realizowało się od wizyty w klubie nocnym. Stało za tym wiele uniwersalnych powodów, które przychodziły na myśl w pierwszej kolejności, jednak w przypadku Nellie wiązało się to z powrotem do nie-tak-dawnych nawyków, które bardzo chciała porzucić. Doskonale wiedziała, że samo przekroczenie granic nowego, nieznanego miasta nie wystarczy, co najwyżej miało tylko symboliczne znaczenie, i sposób na uczciwy zarobek będzie musiał jeszcze chwilę poczekać. Przeklinała siebie w duchu za to, że w ogóle uciekła myślami w tym kierunku, gdy tylko jej oczom ukazał się wielki, migoczący szyld, zapraszający do zgrzeszenia.
Nellie zamierzała dzisiaj zgrzeszyć.
To już ostatni raz.
Zacisnęła mocniej palce na pasku torby, kiedy podążała w stronę najbliższej toalety. Dudniąca z każdego kąta muzyka zagłuszała w jej głowie głos ojca, powtarzający te znienawidzone słowa bez pokrycia i próbujący znaleźć siłę przebicia. Nie była jednak ona w stanie odpędzić ich na dobre, gdyż po oddzieleniu się drzwiami od tętniącego życiem pomieszczenia, została sama ze sobą... i niepożądanym głosem. Nie było już niczego, co mogłoby obudzić w niej bodziec do tego, aby wycofać się z pomysłu.
Zamknęła się w jednej z kabin i wydostała z torby swoje niezawodne fanty: krótką sukienkę, którą wciągnęła na siebie, poprzednie ubrania wpychając do torby. Na stopy wsunęła szpilki, a w uszy wpięła długie kolczyki. Nie znosiła tego rytuału. Czuła wtedy, jakby odzierała się z prawdziwej tożsamości. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że było to konieczne, jeśli chciała osiągnąć zamierzony efekt. Powierzchowność przyciągała uwagę wszystkich tych, na których najbardziej zależało Qualley, dlatego musiała zadbać o to, by podkreślić atuty. Czy jej się to podobało, czy nie, był to najszybszy i najskuteczniejszy sposób. Stając przed lustrem, za pomocą szminki nadała ustom lekkiego koloru, a rzęsy pociągnęła nieznacznie tuszem.
To już ostatni raz.
Pozostał już tylko ostatni element wizerunku, w który się wcielała dzisiejszego wieczoru. Wciągnęła na głowę blond perukę, układając ją starannie, a niesfornie wystające kosmyki własnych włosów schowała pod jasnymi puklami. Poprawiła fryzurę i wyeksponowała biust. Przystanęła z rękoma wspartymi o umywalkę i pustym wzrokiem spojrzała na odbicie kogoś, kim szczerze gardziła.
— To już ostatni, kurwa, raz — poprzysięgła, mając nadzieję na wyłamanie się ze schematu i zastosowanie się do obietnicy, po czym bez zwlekania dokończyła swój profesjonalny kamuflaż, aplikując soczewki do oczu. Zawiesiła na ramię mniejszą torebkę, a resztę - po pobieżnym oszacowaniu możliwości - schowała we wnęce. Musiała pamiętać, żeby nazajutrz po wszystkim wrócić po to.
Opuściła toaletę, przemierzając salę posuwistym krokiem i prześlizgując wzrokiem po co poniektórych osobnikach płci męskiej, spośród których wyławiała tych o większym statusie materialnym, widocznym na pierwszy rzut oka. Posyłała im uśmiechy, odsłaniała dekolt, pozwalała im obłapiać się po biodrach, talii, a sytuacje zbliżenia wykorzystywała do tego, by niepostrzeżenie wsunąć dłoń do kieszeni ich spodni lub marynarki. Szybko poczuła odrazę do alkoholowego oddechu przy swojej twarzy, szeptów i dotyku, wzmagających chęć ucieczki z powrotem do toalety i wyrzygania tych kilku łyków drinków, którymi została poczęstowana, dlatego oddaliła się w najdalszy kąt baru i na otrzeźwienie zamówiła szklankę zimnej wody. Może to dobry moment na przejrzenie tego, co w ciągu ostatniej godziny udało jej się zwędzić...

Winston Palmer
Ostatnio zmieniony pn 13 maja 2024, 11:58 przez nellie qualley, łącznie zmieniany 4 razy.
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
003.

Zmrużył oczy, czując, jak zbyt głośna – jak na jego preferencje – muzyka odbija się echem od ścian, podłogi, sufitu, ludzi. Mimo iż był właścicielem klubu – tego konkretnego klubu – nie przebywał przy długim, lśniącym (i bynajmniej nie lepkim od rozlanego alkoholu, a starannie przetartym) barowym blacie zbyt często. Status posiadania tego tej łapówki majątku, nie był jasny nawet dla większości pracowników, toteż – tak jak teraz – mógł uważnie przyglądać się poczynaniom barmanów, młodego chłopaka, aspirującego na dobrego DJ-a, kelnerek. Prawdopodobnie ostatni raz; rok się kończył, a ustalone między nim a byłą żoną zasady były jasne – skoro bez wiedzy kobiety klub był jej, tak jej pozostanie.
Początkowo Winston Palmer nieprzychylnie podchodził do tego pomysłu. Zyski były spore, a dobry znajomy, zarządzający miejscem, nie brał dużego procentu za doglądanie go, by nikt z najbliższego, publicznego otoczenia prokuratora Palmera bynajmniej nie był z tym kojarzony. Dopiero później doszła do niego kolejna myśl – im dłużej w to się bawił, tym istniało większe prawdopodobieństwo, że może wpaść w kłopoty, których chciał uniknąć. Nawet jego czar, urok, charyzma znajomości nie były na tyle mocne, aby mogły go oczyścić z niektórych zarzutów.
A co proponujesz? – odpowiedział barmance, pytającej go o zamówienie. – Może być Hennessy – rzucił po chwili, rozglądając się po pokaźnej wystawie alkoholi za barem. – Nie, ten droższy. – Skinął potakująco głową, kiedy Louise sięgnęła po koniak, z, jak nazwa mówiła, limitowanej kolekcji. Wywrócił oczami, gdy dopytała, czy wystarczy drink, sugerując, że weźmie butelkę. Weźmie – słowo, które było kluczem, wszak rachunek Palmera zawsze był otwarty i zawsze regulowany z właścicielem. Rzekomo właścicielem; w końcu był nim on, więc finalnie nigdy nie płacił. Teraz też nie zamierzał, a całe dzisiejsze świętowanie zamierzał dopisać na konto nowej właścicielki. Dobrze, że ta zapewne i tak się nie dowie, ile tej nocy przepije jej były mąż, który z reguły pił mało; do towarzystwa na balu charytatywnym wystarczyła mu lampka szampana, podczas spotkania z przyjacielem albo rodzinnego, wystawnego obiadu – jeden drink whisky albo kieliszek wina.
Pulsowanie w skroniach – zapewne spowodowane właśnie głośną muzyką – zaczęło powoli ustawać; może zdążył się przyzwyczaić, albo stojący za konsolą Matt sam uznał, że wypada nieco ściszyć tony.
Louise była zajęta wypełnianiem lodem dna szklanki Wina, kiedy jej uwagę – i jego również, ale nie samą sobą, a złożonym niecodziennym zamówieniem – skupiła nieznajoma.
Coś ci wypadło – oświadczył, kątem oka rejestrując małe, na pierwszy rzut oka męskie etui na karty. Schylił się, uniósł skórzany pokrowiec i przesunął po blacie w kierunku blondynki. – Mąż nie byłby zadowolony, gdyby ktoś wyczyścił konto – dodał, śmiało zakładając, że przyszła tu z mężem albo partnerem, do którego należała prawie-zguba.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
Qualley, a raczej - żeby być konsekwentnym - persona, której oblicze przybrała dzisiejszego wieczora, wolała upewnić się, czy będzie miała chociaż czym zapłacić za taksówkę, kiedy już postanowi się ulotnić. Nie chciałaby po wyjściu odkryć, że dała się obmacywać wszystkim facetom na darmo, nie dysponując nawet wystarczającą kwotą na nocleg. Poznała wiele ludzi na swojej drodze, znała ich sztuczki i grę pozorów, dlatego zdawała sobie sprawę, że w swojej ocenie mogła dojść do pochopnych wniosków.
Zerknęła na lewo, na prawo nim otworzyła torebkę, przeszukując jej zawartość. Portfel. W jednym kilka dwudziestodolarówek oraz banknotów o większym nominale, karta kredytowa, prawo jazdy, jakieś sklepowe paragony. W drugim, ku jej rozczarowaniu, nic poza nieważnym już karnetem na siłownie, prezerwatywą i zdjęciem - najpewniej - nieświadomej rozwiązłości swojego chłopaka dziewczyny. Błędem jednak było robić to na tak otwartej przestrzeni, nieważne, że schowana przed spojrzeniami imprezowiczów. Wciąż przecież była do dyspozycji osób siedzących przy barze, i właśnie wtedy, w pośpiechu i chwili nierozwagi, wypuściła z rąk jeden z łupów, co - niestety - nie umknęło uwadze siedzącemu nieopodal mężczyźnie. Poczuła nagły i niekontrolowany przypływ gorąca.
— Cholera — mruknęła niesłyszalnie pod nosem, schylając się po dowód zbrodni etui. Zgarnęła je z ziemi, podnosząc wzrok na nieznajomego, z nadzieją, że nie padł on przypadkiem jej ofiarą. Ewentualne oznaki niepokoju ukryła jednak za szelmowskim uśmiechem, który zagościł na ustach po częściowym zlustrowaniu go wzrokiem. W głowie kobiety błyskawicznie zdążył zrodzić się nowy plan i nie widziała powodu, dla którego miałaby zwlekać z jego uskutecznieniem.
— Nie byłby też zadowolony, że piję w towarzystwie obcego mężczyzny — odchrząknęła, przysuwając się o jedno siedzenie bliżej. Nie zaprzeczyła jego słowom, bo i po co? Nie miało to najmniejszego znaczenia w tej sytuacji, więc równie dobrze mogła pociągnąć tę farsę dalej. Jeśli był spostrzegawczy i umiał dodać dwa do dwóch, bez problemu zweryfikowałby ten fakt za pomocą pierścionka na palcu, którego posiadaczką przecież nie była, ale o to także nie dbała. Wręcz powinna być wdzięczna za takie, a nie inne założenie, gdyż - bez względu na ogólny wydźwięk - było ono z korzyścią dla niej. Z pewnością znacznie większą aniżeli bezpośredni zarzut kradzieży, co przecież też mogło nasunąć się na myśl jako prawdopodobny scenariusz. — Poproszę dwa razy to samo — zagaiła do barmanki, wskazując na szklankę stojącą przed ciemnowłosym, po czym zwróciła pytające spojrzenie z powrotem na wysokość męskich oczu. Chyba nie odmówi jej teraz? Nawet pomimo świadomości męża, co do istnienia oboje się zgodzili...

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Z wiadomych powodów – wiadomych dla siebie, byłej żony i Kyry – Winston nie był wzorem, jeżeli chodzi o postępowanie w sposób moralny, toteż nie zamierzał oceniać tego, co i z kim robiła nieznajoma. Nie była ona bowiem nikim znaczącym w jego życiu; ot, jedną z wielu blondynek, które kręciły się po parkiecie w poszukiwaniu rozrywki, szansy na to, że ktoś postawi im drinka, albo czegoś więcej, co potrwa dłużej niż jakieś cztery minuty w wc. Może tego też, bo również nie oceniał, kto ma jakie predyspozycje i pragnienia. Jego wieczór był swojego rodzaju pożegnaniem; ostatnim drinkiem w miejscu, które przez nieco ponad dwa lata było jego, które nawet – na jakiś pokrętny sposób – zdążył polubić, i to wcale nie tylko dlatego, że generowało zyski. Nie wiedział, co była żona zamierzała z nim zrobić, wszak szczerze mówiąc wątpił, że je sobie pozostawi, ale nie sądził, że pojawi się w nim w najbliższych tygodniach, a nawet miesiącach. Może kiedyś, o ile najdzie go ochota na wizytę w klubie, a ten będzie pierwszym, który pojawi się w myślach ciemnowłosego.
Pocieszyłoby go to, gdybyś piła w towarzystwie znajomego mężczyzny? – odbił piłeczkę, unosząc lekko, nieco zadziornie, kącik ust. Nie wydawało mu się, ale tak po prawdzie nie oczekiwał na to, że kobieta zacznie rozwijać temat swojej relacji z ewentualnym mężem czy partnerem. Równie dobrze, jak już ją tak mimowolnie zmierzył wzrokiem, mogła mieć sponsora, siedzącego gdzieś w lożach. Tego też nie oceniał; każdy zarabiał na różne sposoby, i tu moralność prokuratora Palmera była dość wątpliwa.
Wystarczy szklanka z lodem, Louise – poprawił nieznajomą, słowa te kierując do barmanki. Skoro zamówił butelkę – a nie było najmniejszych szans, że opróżni ją sam – nie widział też przeciwskazań, by mógł zafundować drinka czy dwa, szczególnie że nawet nie pili na jego koszt. Po tym, jak barmanka skinęła głową, odkręcił kilkunastoletni koniak i uzupełnił do odpowiedniego poziomu dwie szklanki. No, może nalał odrobinę więcej.
Za to, by nic nikomu nie zginęło tej nocy – rzucił w ramach toastu (wymyślonego za sprawą wydarzeń sprzed paru minut, nie wiedząc nawet, jak gorzko będzie to wspominał), przesuwając alkohol w kierunku kobiety, samemu upijając łyk ze swojej szklanki.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
Nellie nie była sobą, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby dopisać parę historii do ogólnej kreacji dzisiejszej postaci, a to, czy były one wymyślone na poczekaniu, czy wcześniej starannie dopracowane, nie grało tu żadnej roli. Prawdę mówiąc wcale nie musiała przebierać się za kogoś innego, by nakarmić rozmówcę kilkoma kłamstwami na swój temat. W zdobyciu tego, czego chciała, posiłkowała się wszystkim tym, co druga strona chciała usłyszeć, czego oczekiwała. Często były to ckliwe opowieści, tak przyziemne i powszechnie spotykane sytuacje, że w większości przypadków nawet nie wzbudzały cienia podejrzeń. Zresztą Qualley uważała, że niektórzy są tak spragnieni uwagi, mają w sobie niezrozumiałą potrzebę zbawiania świata, że wszystko, nawet najbardziej absurdalna rzecz, jest w stanie zabrzmieć dla nich prawdziwie, jeśli tylko nada się jej wystarczająco wiarygodny i przekonujący wydźwięk. Sęk w tym, że nieważne jak wielką głupotą i naiwnością wykazywałby się człowiek, z którym ma do czynienia, to wciąż ona wypadała gorzej w ogólnym rozrachunku. To zawsze będzie ona. Przeszłość zawsze da o sobie znać w najgorszy sposób, nawet jeżeli postanowi oddzielić się od niej grubą kreską.
— Nie. — W tonie blondynki dało się słyszeć zdecydowanie, jak gdyby - na przekór temu, z czym wiązało się to wyznanie - rzucała mu wyzwanie. — Jestem tu z koleżankami — wychyliła się nieznacznie na siedzeniu i rozejrzała nieuważnym wzrokiem po sali, tym samym niespecjalnie wysilając się, by zamaskować kłamstewko — ale są grzeczne i wszystkie wróciły już do swoich mężów, więc chyba możemy się poznać — dodała w nawiązaniu do poprzednich słów, w szczególności tych o różnicy między obcymi i znajomymi mężczyznami, a kąciki jej ust uniosły się ku górze w sugestywnym wyrazie.
— Masz jakiś powód do świętowania czy po prostu wpadłeś w oko... Louise? — Nie dało nie zauważyć się całej butelki, z której rozlał im, ekhem, stosowne ilości alkoholu. Zwykle klienci ograniczają się do szklanki czy dwóch. Mało kto porywa się od razu na kupno pełnowymiarowego produktu w takich miejsach, skoro ceny zwykłych drinków sięgają często zawrotnych sum.
Zaśmiała się autentycznie rozbawiona, po czym zawtórowała mu i upiła łyk, jak gdyby treść toastu, wzniesionego przez ciemnookiego nieznajomego, rzeczywiście jej dotyczyła.
— Na to już trochę za późno — skwitowała jeszcze, przybliżając mu podłoże swojego rozbawienia na tyle, na ile pozwoliły jej możliwości. Jakże wygodnym okazała się wzmianka o rozproszonych koleżankach w kontekście zagubionych rzeczy. Tak naprawdę wznosiła toast za swój spryt i wyjątkowy fart, jej nieodłącznych kompanów.

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Winston Palmer bez mrugnięcia okiem potrafił lawirować między szczerą prawdą, a bajką stworzoną na potrzebę chwili, mówiąc i jedno i drugie tonem, który nie zdradzał zupełnie nic słuchaczowi. Nie mógł on, a na pewno nie na podstawie tonu, wyłowić ziarna prawdy spośród fikcji, wyłapać pojedynczego drżenia, wskazującego na niepewność lub zawahanie. Nie oznaczało to równocześnie, że ciemnowłosy miał w zwyczaju karmić kłamstwem innych ludzi, a rozmowy z nim przepełnione były farsą. Z reguły po prostu nie mówił tego, czego powiedzieć nie chciał, albo sprawnie lawirował po temacie, trzymając się bliżej bezpieczniejszej dla niego krawędzi. Problem z kłamstwem był taki, że należało mieć przy tym mnóstwo szczęścia (nie narzekał) i bardzo dobrą pamięć – a ta była zawodna, jeśli wyssane z palca historie nie trzymały się głowy. Nellie jednak musiała mieć w tym zdecydowanie większą wprawę, aniżeli Win, więc w takowym pojedynku to ona mogłaby wygrać.
To sugestia, że ty nie jesteś? – podjął, nie musząc precyzować, że chodziło mu o określenie grzeczna, które samo w sobie, miał wrażenie, że wypowiedziane przez niego, zabrzmiałoby dziwnie. Początkowo naprawdę nie zamierzał jej prowokować, ba, nie sądził, że wdadzą się w dłuższą i bardziej absorbującą dyskusję, ale temat zdawał się po prostu płynąć, a on nie chciał przerywać jego biegu. I tak tego wieczora – nocy? – nie miał nic lepszego do roboty.
Louise – powtórzył i uśmiechnął się pod nosem w tajemniczy sposób – Lou nie afiszuje się ze swoją orientacją aż tak, by można było poznać, z którą płcią woli igraszki – dokończył myśl, jeszcze przez kilka sekund rozjaśniając twarz tym samym, rozbawionym uśmiechem, a ten finalnie zakrył za szklanką z alkoholem. Pociągnął łyk, odczuwając jak przyjemne ciepło automatycznie rozlewa się po jego organizmie, a niepotrzebnie negatywne emocje (związane z oddaniem klubu), ulatują.
Kończę pewien etap – rzucił po chwili zawahania – albo witam kolejny – poprawił się, przekierowując na nią spojrzenie tuż po tym, jak rozejrzał się po lokalu. – I chciałem to zrobić jak należy. – Chyba średnim mimo wszystko pomysłem było, aby żegnać lub witać to samemu, zaledwie w towarzystwie koniaku (drogiego koniaku, to ważne akurat) i DJ-a, który za mocno wczuł się w klimat imprezy, najwyraźniej myląc też poziom miejsca, w jakim jest.
A z drugiej strony, jeśli jeszcze raz usłyszę... – I tu ruchem głowy wskazał na młodego chłopaka. – Zachętę do tego, by każdy w rytm muzyki skakał jak na trampolinie, to chyba zmienię lokal – skwitował z ciężkim westchnięciem. Zwalniać nikogo nie będzie pod koniec swojej kariery, zostawi ten przywilej byłej żonie.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
To, czym parała się Qualley samo w sobie było ryzykowne, nie mogła więc dodatkowo wykazywać się lekkomyślnością i nieostrożnością. Musiała mieć się na baczności, gdziekolwiek była i cokolwiek robiła, w obawie o to, że sama znajdowała się na czyimś celowniku. Choć miała świadomość konsekwencji za każdym razem, kiedy decydowała się na machloje, nie chciała skończyć marnie, wdając się w konflikty z podejrzanymi ludźmi, paść napaściom, a w najgorszym wypadku wylądować za kratkami. Właśnie z uwagi na czyhające zagrożenia i ryzyko, wszystkie drinki sączyła w taki sposób, aby odbywało się to jak najdłużej. Dzięki temu mogła zachować trzeźwość i czujność, podczas gdy jej towarzysze tracili poczucie czasu i wypitych drinków, wlewając w siebie kolejne ilości alkoholu.
— Myślę, że grzeczne osoby z natury nie bywają w takich miejscach — zauważyła z zadziornym błyskiem w oku, jak jej się wydawało, dosyć trafnie. Osobiście kluby nie leżały w zakresie jakichkolwiek preferencji ciemnowłosej, poza momentami takimi, jak ten, nie pojawiała się w nich dobrowolnie. Możliwe, że spłyciła tę kwestię, zmieniając nieco kierunek, którym chciał podążyć zadając pytanie, ale bardziej niż na skupianiu się na sobie, zależało jej na podkreśleniu faktu, że on w końcu też tu był, w dodatku sam, z tego co zdążyła wywnioskować, więc z pewnością nie należał do najgrzeczniejszych. I właśnie tego chciała się dowiedzieć, co stało za tym określeniem w jego kontekście.
— Chcesz mi powiedzieć, że wiedza ta jest ci nieznana? — Uniosła brwi w sposób wyrażający powątpiewanie, a potem, jakby dla zyskania pewności, zerknęła w stronę krzątającej się przy barze Louise. Nie chodziło wyłącznie o wyraźne powiązanie między nim a barmanką, z którego czerpał materialne korzyści, ale, bazując wyłącznie na aspektach wizualnych, był on niezaprzeczalnie przystojnym mężczyzną, a to nie mogło umknąć niczyjej uwadze. Jej nie umknęło. I nie dlatego, że tego wymagała sytuacja, a przynajmniej nie był to jedyny powód. Gdybym chciała być złośliwa i odegrać się za niezwykle ciekawe dywagacje na temat wyglądu oraz celu wizyty Nellie w klubie, powiedziałabym jeszcze, że na pierwszy rzut oka wpisuje się on w kryteria potencjalnego sponsora.
— A jak należy to zrobić? — Skupiła na nim spojrzenie, obracając w dłoni szklankę i nie pytając o nic więcej. Nie wyglądał jej na skorego do zwierzeń, a i ona nie była odpowiednią osobą do dzielenia się szczegółami z życia prywatnego, nieważne, czy akurat występowała w roli Amandy, Zoe, czy innego alter ego. Jako Nellie tym bardziej się nie nadawała. Nie spotkają się za jakiś czas i nie zapyta go o postępowanie spraw. Oboje zapewne wiedzieli, że po tym wieczorze nie zobaczą się już nigdy, na pewno nie umyślnie, więc po co tracić czas i rozdrabniać się nad czymś, co i tak nie wpływało na rozwój dzisiejszych wydarzeń.

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Patrząc na nich z boku – wzrokiem uważnego obserwatora – można byłoby stwierdzić, że stoją po przeciwnych stronach barykady. Nellie, będąca niezwykle sprytną i inteligentną oszustką, a obok niej prokurator, chcący eliminować jakąkolwiek przestępczość. Gdyby ktoś spojrzał bardziej wnikliwie i dokładniej, dostrzegłby chęć porzucenia ów fachu przez kobietę, a także wszelkie ciemne interesy, które brudziły męskie dłonie. Z dwojga – dosłownie – złego, można było uznać, że mniejszą szkodliwość miały występki panny Qualley. Na szczęście – dla obojga – ani ona nie wiedziała tego, kim jest Win, a on nie miał pojęcia komu przed paroma minutami pomógł odnaleźć zgubiony-skradziony przedmiot.
Gubisz się w zeznaniach, wiesz? – mruknął z tajemniczym uśmiechem, opierając łokieć o blat, a później policzek na knykciach, równocześnie obracając się na barowym hokerze bardziej w kierunku blondwłosej. – Wspomniałaś wcześniej, że przyszłaś z koleżankami – zaczął wymieniać – które są grzeczne i wróciły do domu. Teraz mówisz, że grzeczne osoby tu nie przychodzą. – Uniósł brew, posyłając jej przeciągłe, aczkolwiek widocznie skonsternowane i podejrzliwe spojrzenie. Podejrzliwe – w sposób bardziej przypominający zaciekawienie, a nie kompletną nieufność, wyrażaną między innymi na sali sądowej względem oskarżonych. Uśmiechnął się pod nosem, wyprostował i zadarł podbródek, na dłużej patrząc w jej oczy i przeglądając w brązowych tęczówkach, na których barwę zwrócił uwagę.
Co tu robisz...? – Zawahał się na dłużej, niżeli wymagało tego pytanie, chciał bowiem wypowiedzieć kobiece imię, lecz zdał sobie sprawę, że go nie zna. Nie dopytywał; nie miało to znaczenia i równie dobrze mogła nazwać się jakimkolwiek imieniem, które przyszłoby jej do głowy.
To była tylko ta jedna noc, rozmowa dwojga nieznajomych, która nie miała rzutować na przyszłość, więc mogli nimi pozostać dla siebie na zawsze.
Słyszałem, że była w długim związku, który... – Ponownie powrócił do siedzenia przodem do baru i ukradkiem zerknął na barmankę. – Nie był dla niej dobry. Dobre, podobno, było tylko to, że doczekała się syna. – Win nie do końca rozumiał, co takiego fajnego było w posiadaniu potomstwa, ale najwyraźniej niektórzy to lubili. Nie oceniał, może to też można było jakoś leczyć farmakologicznie, jak np. inne zaburzenia.
Po pracy na barze zostanie w klubie, by posprzątać, wróci do domu, gdzie prześpi się dwie godziny i wstanie, by odebrać dziecko od rodziców, zawieźć do przedszkola. Tego samego, w którym pomaga opiekunkom – stwierdził, spoglądając na Louise delikatnie zmrużonymi oczami. – Ma na udzie tatuaż. Kołyskę. Nie widziałem, ale podobno jeden podpity klient się do niej dobierał i dopytywał, dopóki nie rozwaliła mu butelki na głowie. – Uśmiechnął się pod nosem i dolał sobie alkoholu, w następstwie patrząc pytająco na Nellie. Chyba nie była fanką koniaku, mając na względzie to, jak powoli piła.
Palmer lubił – i to chyba z wzajemnością – Louise. Nie miała łatwego życia, więc musiała mieć twardy charakter, który pomagał jej przetrwać w tak często brutalnych realiach.
Tak, by dobrze się bawić i kolejnego dnia nie żałować – wypalił, dopił drinka i przekierował na nią spojrzenie – tego, że czegoś się nie zrobiło. – Nie brzmiało to jak typowe zakończenie zdania – o żałowaniu czegoś, co się zrobiło. On nie lubił żałować, że coś mu umknęło.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
Patrząc na nich z boku, można by wysnuć przypuszczenie, że tocząca się między nimi rozmowa odbywa się w naturalnych warunkach, jak w przypadku dwójki nieznajomych przy butelce dobrego alkoholu; że nie jest podyktowana żadnymi niecnymi zamiarami, ani ze strony Winstona, ani tym bardziej ze strony kobiety. W pewnym momencie ona sama uległa podobnemu złudzeniu, przyłapując się na równie ulotnym wrażeniu, że nie miałaby nic przeciwko, aby spotkanie przenieść na neutralny grunt i przekonać się, czy w myśl zasady tu i teraz, potoczy się ono zgodnie z założeniami.
— Zeznaniach? Jestem przesłuchiwana? Nie miałam tego w kalendarzu. — Mimowolnie ściszyła ton głosu do konspiracyjnego szeptu, za szklanką z alkoholem, którą uniosła do ust, starając się ukryć rozbawienie. — Gdybym wiedziała, lepiej bym się przygotowała. To naprawdę ekscytujące, a odwiedziłam dzisiaj sex shop — dodała, próbując mu przybliżyć swoją skalę ekscytacji. O dziwo nie bardzo przejęła się tą nagłą zmianą charakteru rozmowy. Czy to był błąd? Zlekceważenie pierwszej czerwonej lampki? Zwłaszcza mając na względzie zachowanie anonimowości i ostrożności. Poczuła się zbyt swobodnie, zakładając, że słowa dopiero co poznanego mężczyzny, w miejscu oraz okolicznościach wymagających wzmożonej czujności, przybrały formę żartu w stosunku do jej osoby?
— Nigdy nie zachowywałeś pozorów grzeczności? Nawet w sytuacji, która tego wymaga? — wróciła do omawianej wcześniej kwestii, kiedy ciekawość wzięła górę. Jednocześnie miała z tyłu głowy myśl, że pojęcie tego, co wymaga lub wypada, było względne i dla każdego znaczyło coś innego. Może poznanie jego perspektywy naprowadzi ją na to, jak powinna brzmieć jej odpowiedź w temacie. Bo przecież to nie tak, że widziała podstawy do migania się od ich udzielania.
— Nie uważasz, że stosownym by było wiedzieć, przed kim składam zeznania? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, z przekornym uśmiechem majaczącym w kącikach ust. Podtrzymywała zdanie, że nie było konieczności, aby wiedzieli o sobie zbyt wiele, ale jeżeli zamierzał wyciągać z niej informacje, które docelowo nie były przeznaczone dla niego, musiał zdawać sobie sprawę, że oczekiwała tego samego. — Poza tym jeśli mam być przesłuchiwana, to tylko w oficjalny sposób. W osobnym pomieszczeniu, przy biurku, z długopisem i notesem w ręku. Może nawet pozwolę się skuć kajdankami, jeśli przedstawisz mi treść zarzutów. — Prowokowała go? Może trochę, ale, jak sam zasugerował, mieli nie żałować, że czegoś nie zrobili, a ona czuła się zbyt zaintrygowana bijącą od niego tajemniczością i powściągliwością, ażeby nie skorzystać z nadarzającej się okazji do zabawy. Nellie dawno nie czuła się kimś zaintrygowana z pobudek innych niż oszustwo. Tym razem chodziło o zaspokojenie osobistych potrzeb, które do tej pory zwykła - z poczucia przymusu -spychać na dalszy plan lub całkowicie z nich rezygnować, jeszcze zanim znalazła dla nich ujście.
— Imponująca znajomość szczegółów — przyznała, z uznaniem kiwając głową, gdy już pozbyła się wyrazu zaskoczenia, uderzającego ją w pierwszym odruchu na tę skróconą wersję biografii. Jednak nie, początkową reakcją było przekonanie o tym, że faktycznie stroił sobie z niej żarty. Zapewne dlatego podjęła próbę poznania głębszego kontekstu. — To zboczenie? Dotyczy wszystkich czy tylko barmanek w klubach? — Albo był to czysty przypadek, że ktoś tak dobrze mu znany był pracownikiem klubu nocnego, albo Nellie miała do czynienia z jego stałym bywalcem. Tak czy inaczej, najlepiej było w tym wypadku opuścić to miejsce. Nieważne, czy zrobi to sama, czy w jego towarzystwie.
— Mogę powiedzieć tylko, żebyś po prostu zrobił to, co chcesz zrobić w tym momencie. — Wypowiedziane słowa same w sobie niosły wymowne przesłanie, a mimo to przesunęła stopą o męską łydkę, zupełnie jakby tym gestem wystosowywała oficjalne zaproszenie w jego stronę.

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Nie uważał, by ich rozmowa przebiegała nienaturalnie, nie miał bowiem żadnych ukrytych intencji wobec kobiety, ani też w żaden sposób nie zaaranżował tego spotkania, nie zwabił jej butelką drogiego koniaku ani nic podobnego. Zdarzało mu się wielokrotnie zamienić kilka czy też kilkanaście zdań z kimś, kto akurat dosiadł się na wolne miejsce przy jego hokerze (oczywiście wtedy, kiedy odwiedzał bar albo klub samemu), toteż podobnie postrzegał te spotkanie.
Lubisz mieć wszystko zaplanowane zgodnie z tym, co sobie wpiszesz w kalendarz? – zagaił, z zaciekawieniem czekając na odpowiedź. Na pierwszy rzut oka – w żaden sposób jej nie umniejszając – nie wydawała się kobietą, która robi tylko te rzeczy, które sobie ustali i zaplanuje z wyprzedzeniem. Widział w jej oczach i spojrzeniu iskierki spontaniczności, a te – podobnie jak niektóre wcześniej wypowiedziane słowa – kłóciły mu się z obrazem, jaki malowała mu aktualnymi wyznaniami.
Uhm, to już wiem, skąd wziął się temat kajdanek i zakuwania – oświadczył z lekkim rozbawieniem, nawiązując do jej wizyty w sex shopie. Mogła zmyślać; wrzucić pierwsze, zupełnie przypadkowe słowo i miejsce, które przyszło jej do głowy, aby określić wspomnianą skalę zaciekawienia i podekscytowania ewentualnym przesłuchaniem, ale i tu Palmer czuł, że jasnowłosa jedynie się zgrywała. A może nie? Nie mogła tego jeszcze wiedzieć, ale w tym (i nie tylko) radził sobie całkiem nieźle.
Zapewne tak, ale jak zauważyłaś, nie jest to oficjalne przesłuchanie – odpowiedział, w międzyczasie upijając łyk alkoholu – więc po co mieć na uwadze to, co jest stosowne, co wypada? – Uniósł brew, posyłając jej zdecydowanie dłuższe, przeciągłe spojrzenie, zupełnie tak, jakby według niepisanych zasad rywalizował z nią na to, kto dłużej zdoła utrzymać wzrok i nawet nie mrugnie.
Nie wydawało mu się też, aby zależało jej na tym, by utrzymywał tego wieczora pozory grzeczności, na co wskazywały zarówno podejmowane przez nieznajomą tematy, ale też to, jak się zachowywała. Jego odpowiedź w tej kwestii byłaby jedna – oczywiście, że niekiedy musiał ; chował wtedy język za zębami, raczył rozmówcę uprzejmym skinieniem głową. To nie tak, że Winston zawsze był złośliwy, niemiły, egoistyczny i bezpośredni; nie, wiedział, kiedy bardziej opłacało się takim nie być.
Umiem słuchać, jeśli ktoś chce o sobie mówić, a akurat nie mam lepszego zajęcia – skwitował tylko, po raz ostatni – tak myślał – wracając do tematu barmanki, która miała coraz więcej ludzi do obsłużenia. DJ na krótki moment dał sobie spokój z wymyślaniem swoje skocznej setlisty, włączając coś nieco wolniejszego, a część osób zgromadzonych na parkiecie postanowiła skorzystać z okazji i skierować się po coś mocniejszego.
Zrobiło się tłoczno, nie uważasz? – posłał w eter, aczkolwiek nie poczekał na jej odpowiedź, a zsunął się z hokera, jedną ręką łapiąc butelkę, a drugą odszukując okolice kobiecej dłoni (albo nadgarstka, jeżeli wolała wizję kajdanek) i pociągnął ją za sobą.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
— Jeszcze pomyślę, że chcesz, żebym zanotowała w nim kolejne spotkanie. — Rozciągnęła usta w zawadiackim uśmiechu. Była prawie pewna, że nie o to mu chodziło, kiedy dopytywał o planowanie wszystkiego w kalendarzu, jednak dlaczego nie miałaby uczynić sugestii do odtworzenia dzisiejszego wieczora w innych okolicznościach, skoro zakładała taki scenariusz? Nawet jeśli nie miał on prawa się ziścić. — To taki... nawyk. To planowanie — dodała po chwili, przygryzając wargę, jak gdyby w przypływie omawianej spontaniczności, której zwykle jej brak, poczuła nagłą i niezrozumiałą chęć zwierzenia mu się, jakby mogła to zrobić, co oczywiście było tylko i wyłącznie złudzeniem, któremu błędem byłoby ulec. Prawdopodobnie największym, jaki by popełniła. — Rodzice byli bardzo zorganizowanymi i zajętymi ludźmi, z milionem rzeczy do zrobienia w ciągu dnia, dla których doba od zawsze była o wiele za krótka — wybrnęła, wzruszeniem ramion dystansując się od tematu, trochę na zasadzie: wiesz, jak jest. Kto kiedyś nie słyszał od kogoś o despotycznych, wymagających rodzicach, prawda? Owszem, narzucony przez ojca tryb życia znacząco ograniczał jej wybory, odbierając swobodę i wolność, jaką było spontaniczne działanie, ale, naturalnie, nie mogła wprowadzić obcego człowieka w żadne szczegóły, toteż w ostatniej chwili zdecydowała się na drobne zmodyfikowanie historii.
Wciąż czasami zaskakiwało ją to, z jaką łatwością i lekkością przychodziły jej mataczenia. Jednakże nie chciała niepotrzebnie w nie brnąć, jeśli nie było takiej konieczności. To właśnie był jeden z takich przypadków. Dużą trudność stanowiło także oddanie emocji, wynikających z danej sytuacji, kiedy tak naprawdę nie wydarzyła się ona, albo nie dotyczyła jej bezpośrednio, w związku z czym nie miała najważniejszego czynnika, na który mogłaby się powołać dla większej wiarygodności.
— Może gustujesz w czymś innym? — spytała, dopijając drinka i patrząc na niego spod przymrużonych powiek, jak gdyby próbowała zaczepić się o coś, jakieś znaki, wskazówki, widoczne gołym okiem, i na ich podstawie wysnuć początkowe przypuszczenie, zanim w ogóle mężczyzna udzieli odpowiedzi. W ciągu tych kilku wspólnych chwil odniosła wrażenie - być może błędne - że nietrudno było wpaść w pułapkę, podejmując się próby analizowania go. Obraz wcale nie był taki jasny, nawet jeśli wcale się z niczym nie maskował. Ale to musiało być przyjemne uczucie... Przywilej, na który ona nie mogła sobie pozwolić.
— Nie mam z tym problemu — oznajmiła, a kąciki jej ust drgnęły delikatnie pod intensywnym męskim spojrzeniem. Ona miała w zwyczaju robić wiele rzeczy, których z reguły nie wypadało robić. Ostatnich kilkanaście lat jej życia byłą serią takich zdarzeń, ale już po samym tym spotkaniu przychodziło na myśl co najmniej kilka. Zresztą jej wcześniejsze pytanie nie miało na celu przywołanie u niego postawy świętoszka, kiedy tak naprawdę powodują nim zupełnie inne instynkty. Wręcz przeciwnie, miała nadzieje je wzmóc.
Nellie bez sprzeciwu pozwoliła złapać się za dłoń i, wodzona narastającym w niej napięciem, poprowadzić się w nieznanym sobie kierunku, przynajmniej do momentu, kiedy przemierzając korytarz, nie dostrzegła sylwetki opuszczającej jedno z najbliższych pomieszczeń, które nie okazało się zapyziałą toaletą, i nie wciągnęła do niego swojego towarzysza.
— Jeśli nie masz nic przeciwko — zaczęła, po wejściu do środka zamykając za nimi drzwi — ja wolałabym ograniczyć mówienie do minimum. — Opadająca na ziemię sukienka, odsłaniająca kobiece ciało w pełnej okazałości, miała być jednoznacznym dowodem na to, że znalazła im lepsze zajęcie.

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Zaśmiał się cicho i pokiwał głową, co nie było jedynie bezpośrednim przyznaniem się do winy tego, iż ciemnowłosa blondynka miała rację, a początkiem innego stwierdzenia i myśli, do której planował nawiązać.
Jeszcze pomyślę, że właśnie taki miałaś plan, kiedy wspomniałaś o kalendarzu – mruknął, uśmiechając się do niej zuchwale. Winston lubił bystre, pewne siebie i zadziorne kobiety, a ta, którą spotkał przypadkiem w barze, od pierwszych chwil taka mu się wydała. I oby się nie mylił, wszak nie lubił tracić czasu na jałowe, nudne relacje i kiepskie dialogi, które zaczynały się od wyświechtanego co tam?, a kończyły na nic nowego i odbitym pytaniu. Nieznajoma – ponieważ żadne z nich nie wyjawiło swojego imienia – potrafiła go zaintrygować i pozytywnie zaskoczyć, podobnie jak zaskoczony był tym, jak przebiegała ta rozmowa i dokąd (dosłownie) zmierzała.
Spoiler
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

nelcia
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Tyle mogła zrobić bez dopadających ją od razu wątpliwości i niepewności. Łatwo było się jednak domyślić, co tak naprawdę skrywał uśmiech i że wcale nie pomylił się tak bardzo w swoim założeniu, ale pocieszała się tym, że dopóki nie padły żadne wiążące słowa, zapewniające o chęci powtórzenia spotkania, nie robiła nic, co w późniejszym czasie nie miałoby prawa się ziścić. W chwilach największego zwątpienia i słabości, Nellie żałowała, że zaplanowała już finał dzisiejszego spotkania. Może można by jeszcze go zmienić? Przecież wszystko zależało już wyłącznie od niej.
Spoiler
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
m.
Przyjezdn*
38 lat/a, 189 cm
Awatar użytkownika
Whispers of life
Win a no-win situation by rewriting the rules.
Spoiler
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
Nie mam więcej pytań – sapnął ciężko, z kącikowym uśmiechem, bo przecież musiał nawiązać do przesłuchania. Po to tu przyszli, prawda?
Oczywiście.

nellie qualley
ani ta, ani tamta
Przyjezdn*
30 lat/a, 165 cm
archiwistka w bibliotece w robert e. smith library
Awatar użytkownika
Whispers of life
Are you gonna marry, kiss, or kill me? It's just a game, but really I'm betting on all three for us two
Spoiler
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description
Nellie nie wiedziała, czy to całodniowa podróż, zwieńczona równie intensywnym elementem, czy może ten niepowtarzalny komfort psychiczny oraz fizyczny, idący z zasypianiem u boku drugiej osoby, tak ją zmorzyły, że przespała resztę nocy. Wiedziała za to, że ocknąwszy się w końcu nad ranem, nagle, jakby uświadomiła sobie lekkomyślność tego występku, ryzykowała wszystkim tym, do czego tak zacięcie zmierzała. Podniosła się i zsunęła nogi z kanapy, bosymi stopami dotykając chłodnej podłogi, tak bardzo kontrastującej z gorącem atmosfery, która utrzymywała się w powietrzu przez ostatnich kilka godzin. Ta uderzająca ją w jednym momencie myśl spowodowała, że zerknęła za siebie, na drzemiącego jeszcze partnera nocnych igraszek. Udawał i tak naprawdę czuwał? Gdyby nie to, że sama odpłynęła w głęboki sen, podałaby w wątpliwość umiejętność zaśnięcia w towarzystwie obcego człowieka, w dodatku w tak niesprzyjającym do tego miejscu.
Przecież to wcale nie musiało się tak skończyć. Równie dobrze to ona mogła paść ofiarą własnych działań. Wystarczyłoby, żeby ten mężczyzna, powodowany impulsem, zajrzał do torebki i odkrył, że jej zawartość składała się głównie z kilku męskich portfeli, aby jej doskonały plan na nowe życie się nie ziścił. Czy nie lepiej było w takim wypadku pokornie pozbierać swoje rzeczy, zostawić sprawę taką, jaka jest, i wykorzystać fakt, że również tym razem jej się upiekło? Rozsądek podpowiadał, że nie powinna kusić losu i pójść w swoją stronę. A to wszystko przed poznaniem, z kim tak naprawdę miała do czynienia cały ten czas. Jednakże w trakcie odszukiwania swojej bielizny, siłą rzeczy w ręce dziewczyny trafił egzemplarz męskiej garderoby. W kontakcie z nim, potrzeba przetrzepania kieszeni zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem, szybko rozwiewając wszelkie wątpliwości, przemawiające do tej pory przez nią.
Lekko drżącymi dłońmi, zupełnie jakby robiła to po raz pierwszy, wydostała z kieszeni portfel i klucze. Te drugie bezszelestnie odstawiła na miejsce, a portfel otworzyła, w narastającym napięciu weryfikując jego środek. Jeśli była w nim jakaś gotówka, zabrała wszystko, chowając za biustonoszem. Nie mogła też przy okazji nie spojrzeć na dowód, którego treść odsłoniła przed sobą z niemałym zaciekawieniem.
— Winston Palmer — mruknęła bezgłośnie, zwracając wzrok w kierunku niczego nieświadomego nieznajomego. Z jakiegoś dziwnego, niezrozumiałego dla niej powodu poczuła się gorzej, poznając personalia osoby, którą okradała. Nie była to pierwszyzna, aczkolwiek różnica polegała na tym, że on nigdy nie miał znaleźć się na jej celowniku. Choć niewątpliwie dostrzegła w nim potencjał, gdy tylko się nawinął, to nie mogła zaprzeczyć wyjątkowości - przynajmniej w jej przypadku - spotkania, którego przebieg, jak i samo zakończenie, okazało się bardzo satysfakcjonujące w skutkach.
Wcisnęła lżejszy o kilka banknotów portfel z powrotem do kieszeni, tak jakby nigdy jej nie opuścił, odłożyła marynarkę i przeszła kilka kroków dalej, w stronę biurka, które również odegrało swoją unikalną rolę we wspólnym wieczorze. Minęła rozrzucone dookoła niego dokumenty, po czym ostrożnie otworzyła pierwszą szufladę. A potem kolejną, w której znalazła parę - na pierwszy rzut oka - drogocennych przedmiotów, w tym między innymi pióro. Kolejne rzeczy zgarnęła w pospiechu, wywołanym nieznacznym poruszeniem, dochodzącym z kanapy, na której spoczywał ciemnowłosy. Łapała to, co miała pod ręką, jednym ruchem wrzucając wszystko do torebki. Zrobiło się zdecydowanie zbyt gorąco i - w przeciwieństwie do wydarzeń z nocy - nie miało nic wspólnego z przyjemnością, dlatego też zawiesiła torebkę na ramię i bez ociągania, a także zbędnych wątpliwości, które tylko ją spowalniały, pozbierała resztę swoich ubrań, przyciskając je w nieładzie do piersi. Już miała opuścić pomieszczenie, kiedy zatrzymała się w połowie drogi do drzwi i spojrzała ostatni raz na Winstona. Wygrzebała spośród wszystkich zdobyczy pomadkę i na najbliższej wolnej przestrzeni nabazgrała jedno słowo: przepraszam. I wyszła.
W toalecie, w której wczoraj zostawiła swoją torbę, przebrała się w codzienne rzeczy. Bardzo starała się nie dopuszczać do siebie myśli, przemawiających do jej sumienia, co z drugiej strony nie było takie trudne, bowiem cała uwaga kobiety skupiała się na uciskającej ją w głowę peruce. Wyrzuciła ją do kosza na śmieci, mijanego w drodze na postój taksówek. Kimkolwiek dzisiaj była, jakąkolwiek tożsamość przybrała, pozbyła się dowodów na jej istnienie.

Winston Palmer
po mieście błąka się tylko jedna dusza
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”