Zablokowany
26 lat/a 162 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I'll settle for one day to believe in you.
Tell me lies, tell me sweet little lies.
Przyjezdn*
3
Latami mieliła w głowie jedno, utarte pytanie. Przekleństwem czy błogosławieństwem jest dziurawa pamięć, w której luki powstają od niechcenia, wybiórczo, pozbawiając wspomnień zarówno tych wypełnionych feerią blasków, ale i brudnych, ociekających kwaśną toksyną? Przez długi czas zdawało jej się, że niską ceną jest zrezygnować z pamiętania tego co było dobre, na rzecz niepamiętania zupełnie niczego. Żyć, jak gdyby nigdy nic, nie przywołując oczami wyobraźni nabierających konturów kształtów i aksamitnych słów naszpikowanych szpilkami. Tak po prawdzie, każdego dnia upewniała się w swoim przekonaniu, aż wreszcie zdała sobie sprawę, że jest jej po prostu wszystko jedno. A żeby poczuć coś, nie tak łatwo jest wybudzić się po latach letargu z odrętwienia, które swoimi mackami oplatało jej całe ciało. Więc próbowała wszystkiego. A wszystko, nie zawsze kończyło się dobrze, kierując ją na drogi, które przez lata przypominały o sobie rozbłyskając fragmentami w pamięci. Wszystko prowadziło do upadku. I choć z trudem odbiła się od dna, wreszcie poczuła rytmiczne uderzenia serca, odbijające się w klatce piersiowej.
A więc przekleństwo. Nie można było żyć, tak jakby nic się nie zdarzyło, nie tracąc przy tym siebie. Przez jakiś czas zastanawiała się nawet, czy to właśnie ta jedna, podjęta naprędce decyzja, przywiodła ją do miasta tętniącego życiem i kolorowymi obrazami. Do tej pory, pomijając incydent z feralną reklamą, był to najlepszy z jej życiowych wyborów, więc została. To co się zabliźniło, pozostawało nieodłączną cząstką jej duszy, a każda z nich w swój unikalny sposób sprawiała, że nie przestawała czuć. Ale równocześnie nie przestawała kłamać, z roku na rok zatracając się w wyimaginowanym świecie, do którego zapraszała innych.
Ten wieczór nie różnił się od innych. Old Absinthe House był wypełniony ludźmi różnej maści, o różnej grubości portfela, ale w większości powyżej średniej zarobków. Gwar rozmów odbijał się od ścian, a zapach rozlanego alkoholu mieszał się z perfumami i potem. Zajęła miejsce przy ulubionym stoliku w rogu. Z tego miejsca najłatwiej obserwowało jej się to, co działo się na sali, równocześnie nie przykuwając większej uwagi. Schodząc z desek teatru, stawała się półprzezroczysta, gotowa wcielić się w odpowiednią do okazji rolę albo pozostać bez żadnej konkretnej formy, po prostu stając się Laverne, którą rzadko miała okazję bywać - najczęściej w zaciszu wynajmowanego z resztą lokatorów mieszkania, choć i tam słowa padające z jej ust nierzadko mijały się z prawdą.
Jak minął twój dzień Laverne? Och, do dupy, najchętniej zalałabym się do nieprzytomności i poszła spać z twarzą przyklejoną do kibla wspaniale!
Kątem oka zauważyła ruch w okolicy baru, tam gdzie teraz tłoczyła się grupka pochłoniętych dywagacją na temat wyboru drinków ludzi. Wśród nich, szczupły nastolatek, metr siedemdziesiąt dziewięć, o ile dobrze pamiętała, radził sobie całkiem nieźle, zręcznie prześlizgując dłońmi wśród kieszeni kurtek i płaszczy, niedbale przerzuconych przez wysokie krzesła. Czasem nie potrafiła się nadziwić jak naiwni byli ludzie, wciskając portfele do zewnętrznych kieszeni, a potem pozostawiając je bez nadzoru. Być może ten wieczór zakończyłby się pełnym sukcesem, gdyby nie ciemnowłosa kobieta z ostrym makijażem, która w tej chwili zaczęła gorączkowo przeszukiwać otchłań niewielkiej torebki, coraz głośniej sugerując, że ktoś ją okradł.
Już dawno zrezygnowała z tego rodzaju "pracy dorywczej", ale nie pozbawiło jej to kondycji i umiejętności, dlatego błyskawicznie prześlizgnęła się w tłumie ludzi, dopadając ramienia Nate'a. Równocześnie zasłoniła go swoim ciałem na tyle, na ile potrafiła to zrobić kobieta mierząca niewiele ponad metr sześćdziesiąt. Wysunąwszy rękę za plecy, dała tym samym mu do zrozumienia żeby wcisnął jej w dłoń poszukiwany portfel, a kiedy poczuła w niej jego ciężar, schyliła się i energicznie podniosła, stawiając krok w stronę spanikowanej kobiety.
- Tego pani szuka? O, tutaj był, na ziemi. Następnym razem niech pani uważa, tyle tu ludzi się kręci, że pewnie zadeptaliby go, a wieczorem obsługa znalazłaby go dopiero przy sprzątaniu - zaśmiała się teatralnie, wręczając zgubę.
- Zaczekaj na mnie przy stoliku - mruknęła w stronę starego znajomego, na tyle cicho żeby nie zwracać na niego niepotrzebnej uwagi, po czym zaczekała na swoją kolej przy barze i zamówiła dwa drinki.
- Co to do cholery miało być? Czy cię Bóg opuścił? - syknęła, postawiwszy przed nim jedną ze szklanek, a potem opadła razem ze swoją na krzesło na przeciwko. Nie była specjalnie bogobojna. W zasadzie przestała wierzyć w sprawczość siły wyższej gdzieś w okresie licealnym, kiedy ojciec postanowił założyć sobie nową rodzinę, ale przyzwyczajenie zostało. - To było całkiem niezłe, ale nie powinieneś stać tam tak długo. Ja wiem, że było ich tylu, że pewnie zgarnąłbyś równowartość miesięcznej wypłaty, ale jak już nosisz się z takim zamiarem to zgarniasz co trzeba i spierdalasz, zanim ktokolwiek się zorientuje - mruknęła, nachylając się w stronę swojego dawnego protegowanego. Z ulgą zauważyła, że stojąca przy barze grupa, po wypiciu szotów skierowała się w stronę wyjścia.

Nate Deveraux
vern
po mieście błąka się tylko jedna dusza
19 lat/a 179 cm
mogę ci ukraść portfel w pewnie gdzieś na ulicy
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
4
Absolutnie nie przeszkadzało mu to, że tak wielu ludzi wciąż wykazywało się skrajną lekkomyślnością i beztroską. Przeciwnie - z tych ich cech bardzo chętnie na co dzień korzystał. I, na szczęście, w Nowym Orleanie - a zapewne również w każdej innej części świata - nie brakowało osób, które wciąż bezmyślnie wtykały telefony w tylne kieszenie spodni, nie dbały o zapięcie przewieszonych przez ramię torebek, czy - jak w tym przypadku - pozostawiały cenne rzeczy w kieszeniach ubrań, które tak lekkomyślnie znajdowały się poza zasięgiem ich wzroku.
Plan był dość prosty. Na tyle, żeby nawet nie zastanawiać się nad nim jakoś specjalnie, kiedy po raz kolejny jego palce zaciskały się na cudzym portfelu. Nie rozglądał się przy tym na boki, doskonale pamiętając o tym, że w ten sposób znacznie łatwiej zwróciłby na siebie czyjąś uwagę. Chyba nawet mógłby być z siebie zadowolony, dochodząc do wniosku, że w tym swoim niecodziennym hobby nabrał już wystarczająco wprawy, by nie dać się zbyt łatwo złapać.
Przynajmniej do momentu, gdy dotarły do niego słowa jednej z okradzionych przed momentem osób.
Na krótką chwilę zamarł w bezruchu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak niewiele miał czasu na podjęcie najlepszej dla siebie decyzji. Spokojne oddalenie się byłoby chyba tą właśnie opcją i właśnie ku niej się skłaniał. Czując jednak ciężar czyjejś dłoni na swoim ramieniu, musiał sobie uświadomić, że na zrealizowanie tego planu było już za późno. Stłumił w sobie cisnące się na usta przekleństwo, zamiast tego starając się wymyślić naprędce przekonującą wymówkę, ale... to akurat okazało się zupełnie zbędne.
Poczucie ulgi szybko zastąpiło wcześniejszy niepokój, choć równie szybko częściowo ustąpiło miejsca poirytowaniu. Głównie na siebie, bo w końcu nie dało się ukryć, że to właśnie jego błąd był przyczyną niepowodzenia. Niechętnie, ale jednak bez niepotrzebnego przeciągania, włożył w dłoń Vern poszukiwany portfel, by następnie rzeczywiście oddalić się w kierunku stolika.
Choć przeszło mu też przez myśl, że może jednak lepiej byłoby ulotnić się zupełnie. Tę jednak w pierwszej chwili zignorował, a zanim zdążyła pojawić się po raz drugi, Laverne wróciła już na swoje wcześniejsze miejsce.
- A ty nie powinnaś kupować alkoholu nieletnim - wzruszył lekko ramionami, oczywiście i tak bez większego namysłu sięgając po postawioną przed nim szklankę i pociągając z niej kilka łyków. Na moment skierował spojrzenie w kierunku grupy osób, koło której wcześniej się kręcił. Nie widząc jednak dalszych oznak tego, że coś jeszcze miałoby pójść nie tak, powrócił spojrzeniem do Vern.
- Bez przesady, wszystko było w porządku - kolejne wzruszenie ramion, tym razem zdradzające nieco więcej poirytowania. Choć tym razem trudno już byłoby mu jednoznacznie określić, czy faktycznie złościł się w głównej mierze na siebie, czy może jednak na nią. Za to, że wtrąciła się, kiedy być może wcale nie było to aż tak konieczne. I przy okazji za to, że znów wypominała mu oczywiste błędy, jakby nagle cofnęli się w czasie o tych kilka lat wstecz, kiedy to Nate o jakichkolwiek kradzieżach mógł wiedzieć co najwyżej tyle, ile dałoby się wynieść z kiepskiej jakości filmów i seriali.
- Zdążyłbym wyjść, zanim ktoś by się zorientował - dodał, odstawiając swoją szklankę na stolik i zastanawiając się przez moment, czy aby na pewno faktycznie sam wierzył w taki scenariusz. Prawdopodobnie niekoniecznie, ale pozostawało liczyć na to, że ton wypowiedzi wcale nie zdradził tego braku przekonania co do własnej wersji wydarzeń.

laverne huxley
.
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 162 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I'll settle for one day to believe in you.
Tell me lies, tell me sweet little lies.
Przyjezdn*
Przez całe życie zastanawiała się, dlaczego ludzie byli nie tyle co tak nie ostrożni, a naiwni. Z łatwością przychodziło jej nie tylko okradanie ich, ale wciskanie największych kitów jakie czasem przychodziły jej nagle do głowy. Nigdy nie znalazła satysfakcjonujących odpowiedzi, ale w końcu uznała, że tak po prostu działa ludzka natura. Ludzie wierzą, bo tak po prostu jest łatwiej. Matka przez lata zdawała się ufać notorycznie wymyślanym na poczekaniu kłamstwom, którymi karmił ją ojciec, mimo że od dawna wiedziała, że ten ją zdradza. Młodszy brat uwierzył jej, kiedy mówiła, że wszystko będzie dobrze. Karmiła go marzeniami, których żadne z nich nigdy nie będzie w stanie spełnić, ale nie pozostawało mu nic innego, jak patrzeć na świat przez pryzmat pięknych obrazów w jego głowie, które zasiewała swoimi słowami. Bo co jeśli zdecydowałby się podważyć to wszystko? Cały świat by runął, a w pewnym momencie mieli tylko siebie i wyimaginowany świat. Tylko na to było ich stać.
Szybko dotarło do niej, że nie tylko łganie miało potencjał. Ludzie bywali nieuważni, pochłonięci wiarą w lepszy świat, nie skupiając się na to ile syfu się wtłacza w ich życie przez cały czas. Skupiali się na tu i teraz, ale nawet ci najostrożniejsi nie potrafili odpowiednio przygotować się na niespodziewany atak, który przychodził nagle. Wystarczyło tylko poznać ich słaby punkt. Czasem był to wzrok przyklejony do jaśniejącego ekranu telefonu, innym razem wkurwienie tak mocne, że zaślepiało ich pole widzenia. Każdy miał coś, co prędzej czy później dało się wykorzystać. W przypadku ich niechwalebnego fachu, zazwyczaj liczyło się prędzej.
Wbiła wzrok w chłopaka, przez chwilę siedząc w milczeniu. Miała rzadko spotykaną umiejętność wyciszania się, nawet w takich miejscach jak to. Nagle gwar rozmów cichł, schodził na dalszy plan, a zastępowała go cisza oblekająca jej ciało. Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Akurat to jest jedna z ostatnich rzeczy którymi powinnam się przejmować, że nie powinnam - prychnęła pod nosem, a kąciki jej ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Jeśli miałaby wyliczać wszystkie rzeczy, które nie powinny znajdować się w jej życiorysie, kupowanie alkoholu nieletnim byłoby gdzieś na szarym końcu, między włamywaniem się do składziku na leki w prywatnej klinice, a wygadywaniu bzdur na swój temat żeby dostać byle jaką pracę.
- Cieszę się, że smakuje - dodała, zerkając wymownie na częściowo opróżnioną szklankę z alkoholem. Widziała zdenerwowanie malujące się na jego twarzy. Przypominał jej siebie samą sprzed kilku lat. Równie zdeterminowaną i wściekła na cały świat, a zwłaszcza na tych którzy się wtrącali. Ale Nate był jej w pewien sposób bliski. Poznali się w podobnych okolicznościach i szybko zaskarbił sobie u niej sympatię, mimo że przeważnie podchodziła do ludzi z dystansem. Nie chciała żeby skończył w pierdlu, marnując najlepsze lata swojego życia. O ile można było w ogóle w takim kontekście pojmować tą nieciekawą rzeczywistość.
- Gówno prawda. A nawet jeśli, myślisz, że kilku wysportowanych facetów by cię nie dogoniło? Jasne, jesteś szybki i prawdopodobnie co najmniej kilkukrotnie bystrzejszy od tych napchanych sterydami idiotów, ale wciąż - ich było kilku, ty byłeś sam - a tłum gęstniał z każdą kolejną minutą, utrudniając bezproblemowe wydostanie się na zewnątrz, dodała w myślach. Być może istniał ułamek prawdopodobieństwa, że miał rację. Wcale nie wątpiła w jego umiejętności, ale znała ten świat, a jeszcze lepiej konsekwencje niepowodzenia. Z całego serca mu ich nie życzyła.

Nate Deveraux
vern
po mieście błąka się tylko jedna dusza
19 lat/a 179 cm
mogę ci ukraść portfel w pewnie gdzieś na ulicy
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
Od czasu, gdy spotkał Vern po raz pierwszy, z całą pewnością zdążył nauczyć się całkiem sporo. Na przykład niezwykle przydatnej umiejętności, jaką było choćby wyciągnięcie komuś portfela z tylnej kieszeni spodni bez zwracania na siebie uwagi. Oraz, co równie ważne, jakimi kłamstwami najlepiej było się posłużyć w razie, gdyby coś jednak poszło nie do końca tak, jak powinno. Nauczył się całkiem sprawnie wtapiać w tłum i bez potrzeby nie wywoływać zamieszania wokół własnej osoby. Wiele tych umiejętności niewątpliwie zawdzięczał właśnie Huxley, ale mimo wszystko – w tym konkretnym momencie – wcale nie sprawiało to, że jej wtrącenie się miałoby w mniejszym stopniu drażnić tę część podświadomości, która odpowiadała za gnieżdżące się pod skórą poirytowanie. Zwłaszcza, że przez cały czas wciąż najwyraźniej nie zdążył się nauczyć jeszcze jednej, dość istotnej kwestii – sprawnego przewidywania ewentualnych konsekwencji. Albo w ogóle myślenia o nich. Trochę tak, jakby te zwyczajnie nie miały go w żadnym stopniu dotyczyć, a wszystkie jego działania można było sprowadzić do kategorii niewinnej zabawy.
Podobno nie wypada wybrzydzać, kiedy ktoś stawia – choć gdzieś pomiędzy kolejne słowa wkradła się jakaś żartobliwa nuta, uśmiechnął się nieco cierpko, lekko przekrzywiając przy tym głowę na bok. Palcami zabębnił w blat stołu, dając tym samym upust zniecierpliwieniu, jakie ochoczo dołączyło do wcześniejszego poirytowania. Po części przez kolejne słowa Vern, po części zaś przez to, że – jakkolwiek Nate bardzo by tego chciał – nie sposób byłoby odmówić im słuszności.
Nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Więc żeby mnie dogonić, najpierw musieliby się zorientować, kogo tak właściwie mają gonić. A zanim by to do nich dotarło, mnie już dawno by tutaj nie było – mimo wszystko wciąż zamierzał trzymać się swojej wersji, nawet jeśli niemrawy głos zdrowego rozsądku przyznawał rację Laverne. On sam nie miał zamiaru tego robić, a już na pewno nie na głos. Bez żadnego wyraźnego powodu, jeśli nie liczyć oślego uporu i awersji do przyznawania się do błędów – zwłaszcza tak oczywistych i idiotycznych.
Zresztą, to już chyba mało ważne, skoro sprawa wyjaśniona, portfel szczęśliwie wrócił do właścicielki i nawet nikt nie musiał nikomu wybijać zębów – po raz któryś już z kolei wzruszył ramionami, raz jeszcze popijając ze stojącej przed nim szklanki. – Postaram się pamiętać, żeby w najbliższym czasie wysłać ci kosz z kwiatami i pisemne podziękowanie.
Kolejnych słów w zasadzie mógł pożałować jeszcze zanim dokończył swoją wypowiedź, ale… i tak nie zdołał ugryźć się w język. Zwłaszcza, że w grę wchodziło nie tylko poirytowanie wywołane tą konkretną sytuacją, ale ogólnie nie najlepszy humor chłopaka – zapoczątkowany zapewne dużo wcześniej, jeszcze zanim mógłby w ogóle pomyśleć o tym, by wejść do tego konkretnego lokalu. I owszem, gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl, że Vern nie była przecież niczemu winna i zdecydowanie nie jej powinno się obrywać. Tyle tylko, że czasami trudno było jednak o racjonalne podejście. Zwłaszcza, gdy również na co dzień nie leżało ono w naturze danego człowieka – z naturą i przyzwyczajeniami chyba po prostu niełatwo było walczyć.

laverne huxley
.
po mieście błąka się tylko jedna dusza
200 lat/a 170 cm
Mistrz Gry w NOLA
Awatar użytkownika
ABOUT ME
Here is the day, we must welcome it with a song.
Mistrz Gry
old absinthe house
Atmosfera może i zgęstniała, ale próba rozładowania jej wypiciem alkoholu nie musiała być złym pomysłem! Kiedy obydwoje sięgnęliście swoich szklanek, odnieśliście wrażenie, jakby przeskoczyła między wami elektryczna iskra, a przez ułamek sekundy - siedząc na swoich krzesłach - odnieśliście wrażenie, jakbyście cofnęli się w przeszłość, do XIX wieku, a osoba, która stanęła przy waszym stoliku, wyglądała zupełnie jak... sam pirat Jean Lafitte, którego portret wisiał centralnie przed wami!

Post Voodoo Queen jest jednorazowym wtrąceniem do rozgrywki, nie jest ona dalej moderowana przez mistrza gry.
26 lat/a 162 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I'll settle for one day to believe in you.
Tell me lies, tell me sweet little lies.
Przyjezdn*
Gdyby jej życie ułożyło się zupełnie inaczej, być może wybrałaby inną ścieżkę niż kłamstwa i kradzieże, ale żyjąc wśród wszechobecnego fałszu, zalewającego jej świat codziennie po trochu, po prostu popłynęła z nurtem, ucząc się od najlepszych, czyli od własnych rodziców. Nate w pewien sposób przypominał jej młodszego brata, z tym, że młodszego Huxley'a trzymała z daleka od brudu w którym się babrała, starannie każdego dnia tworząc mu inną, lepszą rzeczywistość. Deveraux zaś już znał zasady gry, nawet jeśli wymagały dopracowania, dlatego robiła co w swojej mocy, żeby przekazać mu całą nagromadzoną latami wiedzę, którą nie mogła podzielić się z innymi. Do tej pory niewiele osób wie czym Laverne zajmowała się, nim postanowiła się przebranżowić, wybierając magię kłamstw, które pozwalały jej lepiej, bądź gorzej wcielać w odgrywane przez nią rolę. To w pewien sposób było przyjemne, a przede wszystkim proste, nie musieć ukrywać się przed kimś, odkrywając przed nim całą siebie.
W milczeniu obserwowała poirytowanie na jego twarzy, skryte za niezobowiązującym uśmiechem. Znała to uczucie. To nie wytykanie błędów było najgorsze, a fakt, że na tych błędach zostało się przyłapanym.
Nigdy nie miała nikogo, od kogo mogłaby się nauczyć fachu. Zwykle podpatrywała niczego nieświadomych ludzi. Była dobrą obserwatorką, niemalże od zawsze. Poddawała skrupulatnej analizie każde zachowanie i z pozoru zwyczajny gest. Uczyła się na własnych błędach, które nierzadko sprawiały jej problemy. Nie chciała, żeby jej przyjaciel musiał przechodzić przez to samo.
- Ale dalej tam stałeś, prawda? Wtedy, kiedy zorientowała się, że nie ma portfela - jej lewy kącik ust uniósł się nieznacznie na cień czegoś co miało przypominać uśmiech. - Oczywiście możesz mieć rację. Być może wszystko by się udało, a ty zdążyłbyś uciec, ale teraz już się tego nie dowiemy. Moja rada - następnym razem po prostu zabierz portfel i nie czekaj, tylko opuść potencjalne miejsce zbrodni - dokończyła niemal szeptem, nie spuszczając z niego wzroku. Nie wierzyła, że na tym etapie ucieczka mogła mu się powieść, ale nie chciała go bardziej denerwować. Zamiast tego, liczyła na to, że zastosuje się do jej rady i nie będzie musiał testować tej opcji ucieczki.
Skrzywiła się, kiedy jego słowa uderzyły ją w twarz. Gdzieś pośrodku klatki piersiowej poczuła nieprzyjemne ukłucie. Ale to przecież nie był pierwszy raz, kiedy obrywało jej się za to, że próbowała mu pomóc, a bądź co bądź, w dniu w którym go poznała, postanowiła sobie, że roztoczy nad nim swoje skrzydła, czy tego chciał, czy nie.
- Kosz i podziękowanie nie są potrzebne. Po prostu jak zostanie ci do wykonania jeden telefon, zastanów się, czy chcesz usłyszeć "a nie mówiłam?" - uśmiechnęła się złośliwie, mając na myśli potencjalne aresztowanie, które nie należało do najprzyjemniejszych, a nie jedno miała za sobą. Przechyliła szklankę w stronę ust, a przez jej dłonie przeszedł dziwny prąd. W palcach poczuła mrowienie, a obraz przed oczami na kilka sekund zaszedł mgłą. Odniosła dziwne wrażenie, ze w ciągu kilku sekund wszystko zamarło, a jej wyobraźnia podsunęła absurdalne obrazy. Bo jak wyjaśnić to, że przez krótką chwilę miała wrażenie, że przy stoliku pojawił się nieżyjący od stuleci Jean Lafitte?
- Czy oni do tych szklanek leją absynt albo spirytus? - mruknęła pod nosem bardziej sama do siebie, próbując jakoś wytłumaczyć chwilowe omamy. - A tak poza tym to... Wszystko u ciebie w porządku, Nate? - zapytała w nieśmiałej próbie zrozumienia rozdrażnienia, które targało jej przyjacielem.

Nate Deveraux
vern
po mieście błąka się tylko jedna dusza
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”