004.
Nie myślał za wiele, gdy wysyłał tego SMSa. Dzisiejszego wieczora był jednak sam w domu. Jego matka i babka wyjechały na weekend do Miami, zostawiając go samego. Pewnie pojechałby z nimi, gdyby nie fakt, że w sobotę miał pojawić się w salonie fryzjerskim. W takich chwilach żałował, że nie był bezrobotny, bo przecież wycieczka na Florydę nie trafiała się zbyt często. Siedział więc sam i chociaż jego własne towarzystwo mu nie przeszkadzało, to po ostatnich dziwnych wydarzeniach w jego domu, przesiadywanie samemu stawało się troszkę nerwowe. Nie, żeby się bał, jednak dotychczas nie działo się nic, co dawałoby mu powód do strachu.
Przeglądał barek, który był w domu. Jego rodzina nie pozwalała mu pić, jednak matka pozwalała podpijać swoje wino, jeśli nie było nikogo w domu. Jackson był całkiem odpowiedzialny i raczej rzadko upijał się do nieprzytomności, jeśli jego rodzina była w pobliżu. Nie chciał kłopotów. Jednak zdarzały się przecież imprezy czy spotkania, na których nie odmawiał alkoholu. Jego bliscy nie musieli o tym jednak wiedzieć, a on dość dobrze się z tym ukrywał. Nalał sobie lampkę czerwonego wina do kieliszka i odpalił Netflixa w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego serialu. Szybko jednak przeniósł się na telefon i jakaś dziwna myśl pokierowała go w kierunku napisania do kogoś.
Nawet nie chciał myśleć, dlaczego pierwszym kontaktem, jaki mu wyskoczył, był Luka. Jednak niemalże automatycznie wysłał mu SMSa, którego pożałował zaraz po kliknięciu przycisku wyślij. Powinien usunąć numer tego chłopaka od razu po imprezie, na której mieli okazję nieco lepiej się poznać. Nigdy później o nim nie myślał, a przynajmniej nie więcej niż zazwyczaj. W końcu Ratliff był jego największym nemesis, które chodziło po ziemi. Znaczy Jacksonowi nie robił nic specjalnie złośliwego, ale dokuczał Ocean, a że Parker przyjaźnił się z Ocean, siłą rzeczy uważał Lukę za największego idiotę na świecie. Bo tak musiało być.
A jednak nie wysłał do niego kolejnej wiadomości, która mówiłaby, że jednak się rozmyślił i idzie grzecznie spać. Siedział sobie dalej scrollując Instagrama w poszukiwaniu kolejnych śmiesznych memów, które odwróciłyby jego uwagę od tego, że siedzi sam.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
002
Krzątał się po domu nie wiedząc co za bardzo ze sobą zrobić. Myślał czy by nie wybrać się do klubu trochę potańczyć i się lekko wstawić, ale nie miał ochoty na tłumy. Postanowił wziąć prysznic i po prostu coś pooglądać. Jeden spokojniejszy dzień nie wyrządzi mu krzywdy.Ciepła woda spływała po jego ramionach. Przymknął na chwilę oczy relaksując się tym uczuciem. "I'll Keep Coming" dobiegało z jego telefonu, który leżał tuż obok. Po coś te komórki w końcu były wodoodporne, co nie? Otworzył oczy gdy utwór się zatrzymał na ułamek sekundy, a on usłyszał charakterystyczny dźwięk wiadomości tekstowej. Zerknął na zaparowany ekran i wykrzywił usta w geście zaskoczenia. Parker? Ten słodki fryzjer, który samym wzrokiem chciał wydrapać Luce oczy za gnębienie Ocean? Zaczął czytać wiadomość, a z każdym kolejnym słowem na jego twarzy zamiast grymasu, zaczął pojawiać się szeroki uśmiech. Zaprasza go do siebie, by posiedzieć przy alko i fajkach? Czy Jackson już był pijany? Jeśli tak bardzo go nie znosił, to dlaczego próbuje teraz się z nim spotkać? Miał pewnie masę innych znajomych.
Nie zastanawiając się długo odpisał "Będę do pół godziny. Zgarnę po drodze kilka piw i coś mocniejszego. Fajki też w pakiecie." po czym dokończył prysznic i wyszedł w samym ręczniku z kabiny. Przetarł dłonią lustro i ocenił co widzi. Nie wiedział jeszcze co ubrać na tę "specjalną" okazję, ale na pewno coś przykuwającego uwagę. Zerknął raz jeszcze na telefon by sprawdzić czy nie dostał żadnej wiadomości odwołującej ich spotkanie i nie widząc żadnych powiadomień, udał się do swojego pokoju.
Walczył z doborem stroju jakieś dziesięć minut i gdy w końcu był zadowolony z efektu (klik), spędził kolejne pięć w łazience i skierował swoje kroki do wyjścia. Przed opuszczeniem swojego mieszkania złapał jeszcze za klucze od samochodu, kurtkę, portfel i zniknął w ciemnym korytarzu klatki schodowej.
Po drodze do Jacksona zatrzymał się w swoim ulubionym sklepie. Był takim ze względu na sprzedawcę, który kupował od niego towar i dzięki temu zawsze sprzedawał mu każdą ilość alkoholu i fajek, bez pytania o dowód tożsamości. Oczywiście wiedział o wieku Luki i nie zamierzał z tym dyskutować. Za to co brał od chłopaka groziłoby mu dużo więcej niż za sprzedaż używek nieletniemu. Zgarnął trochę piw, butelkę whiskey, dwie paczki fajek i z dwa napoje gazowane. Zapłacił, rzucił krótkie "Nie trzeba reszty." i odszedł od kasy. Przy wyjściu pokazał język swojemu klientowi i czym prędzej wrócił do samochodu. Z piskiem opon ruszył pod adres, którego nie spodziewał się nigdy odwiedzić.
Stojąc pod drzwiami kolorowego budynku przełknął ślinę. Luka się stresował? Może tylko troszeczkę. Jeszcze kilka minut temu był dużo pewniejszy siebie. Co jeśli Jackson się pomylił, nie odczytał jego wiadomości, a teraz będzie zaskoczony tym, że się tu zjawił? On nie nadawał się na takie sytuacje. Pewnie się zdenerwuje i rzuci w niego wszystkim co trzymał teraz w rękach.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Wszystko będzie dobrze.
Postanowił się otrząsnąć z tego dziwnego dla siebie stanu i zadzwonić do drzwi. Na wszelki wypadek wysłał jeszcze wiadomość tekstową o treści "Stoję pod twoim domem z pokaźnym zapasem na dzisiejszy wieczór."
Jackson Parker
Ostatnio zmieniony pn 04 mar 2024, 11:40 przez Luka Ratliff, łącznie zmieniany 1 raz.
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
To chyba nie był najlepszy pomysł. Stwierdził, że działał zdecydowanie zbyt impulsywnie. Musiał nad tym panować. Bo tak właściwie to po co napisał do Luki? Jeszcze nie tak dawno temu nie chciałby mieć z nim nic do czynienia i czyżby tamta impreza aż tak namieszała mu w głowie? Nawet nie pamiętał jej zbyt dobrze. Westchnął i upił połowę swojego kieliszka, kiedy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie odczytał jej od razu. Nie wiedział, co Luka może sobie teraz myśleć. Ciężko było rozgryźć osobę, której nigdy nie poddawało się analizie i nie próbowało zrozumieć w żaden sposób. Bo co on właściwie wiedział o Ratliffie? Wiedział, że był on wysoki i wyjątkowo paskudny w obyciu. Ogólnie nie chciał mieć z nim nic wspólnego i mówił to na każdym kroku. Dawał mu jedyną uwagę tylko i wyłącznie wtedy, gdy ten obierał sobie Ocean za cel swoich docinek. Odstawił kieliszek na bok i dopiero wtedy spojrzał na telefon. Luka go nie wyśmiał, co było dobrą wiadomością. Złą wiadomością było to, że postanowił skorzystać z tego spontanicznego zaproszenia. Jackson wysilił się jedynie na szybkie okej. Rzucił telefon na kanapę i dopił swoje wino do końca. Musiał się ogarnąć. Nie to, że jakoś chciał zrobić wrażenie, ale nie chciał też być w piżamie i wyglądać na siedem nieszczęść. Był piątek wieczór, a on po powrocie ze szkoły niemal od razu przebrał się w swoje wygodne spodnie dresowe i piżamkową górę. Normalnie nikt nie spotkałby go w takim stroju i tradycję tę musiał realizować dalej.
Wszedł do swojego pokoju i spojrzał na swoje odbicie w dużym lustrze, które stało w kącie pomieszczenia. Kupił je dwa lata temu w sklepie z antykami. Było duże, z kilkoma przetarciami w rogach i pozłacanej oprawie. Widać było, że było stare, ale sprawiało wrażenie bardzo ekskluzywnego. W końcu vintage był w modzie, a samo lustro zapewne miało więcej lat niż dom, w którym się obecnie znajdowało. Podobało mu się, że posiadał coś takiego. Lustro przywitało go nieco zmęczonym odbiciem. Nieco opuchnięta od zmęczenia twarz – ciężko się dziwić, w końcu minął cały tydzień dość ciężkiej pracy, więc blondyn był już zmęczony. Na szczęście była na to rada. Wszedł do swojej łazienki. Mimo tego, że jego dom nie należał do dużych, to jego rodzina znalazła sposób, by wprawić mu prywatną łazienkę. Nie było to na szczęście takie trudne, bo zaraz za ścianą jego łazienki znajdowała się łazienka jego matki, więc wystarczyło jedynie pobawić się z hydrauliką. Po włączeniu światła przywitał go żółty kolor żarówek. Teraz nie dość, że wyglądał na zmęczonego, to jeszcze na cierpiącego na jakąś nieprzyjemną chorobę wątroby. Na szczęście przy szafce nad umywalką były halogeny, których białe światło przywróciło naturalne odcienie jego twarzy, ale nie pozbyło się zmęczenia. Odkręcił kurek z zimną wodą, którą zaraz nabrał w dłonie. Była naprawdę lodowata. Szybko przetarł nią swoja twarz, a później powtórzył ten zabieg jeszcze kilka razy. Robił to dotąd, dopóki nie poczuł, że jego cera się napina. Tyle wystarczyło, by jego twarz pozbyła się opuchlizny i przybrała nieco rumieńców. Oczywiście alkohol, który zaczął krążyć w jego organizmie, po wypiciu wina również nadał mu nieco koloru. Poszedł się przebrać.
Na całe szczęście jego ubrania, w których był w szkole, nie znajdowały się jeszcze w pralce. Praniem miał zająć już z samego rana. Szybko się przebrał i dzięki temu, że jego ubrania były już dzisiaj noszone, to nie wyglądał, jakby specjalnie stroił się na przyjście Luki. Jeszcze tego brakowało, żeby chłopak pomyślał sobie, że się dla niego stroi czy coś…
Po ubraniu się w jakieś normalne ubranie ponownie wszedł do łazienki. Umył zęby, bo nie chciał śmierdzieć winem ani Cheetosami, które jadł. Psiknął się perfumami, żeby lepiej pachnieć. Były to perfumy jego matki, więc pachniały różnymi kwiatami, ale dało się wyczuć wyraźne różane i hibiskusowe wonie. Lubił ten zapach, więc nie przeszkadzało mu wcale, że nie pachniał męsko. Wolał pachnieć różą niż jakimś Old Spice. Zmoczył swoje dłonie wodą i przeciągnął nimi po włosach, żeby te się jakoś ułożyły i nie wyglądały, jakby właśnie nie tarł głową po oparciu kanapy w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji do leżenia. Dobrze, że był fryzjerem i znał się na włosach jak mało kto, więc te były mu posłuszne i wystarczyła jedynie woda, by ułożyły się tak, jak tego od nich chciał. Na samym końcu umył ręce.
Zatrzymał się w pokoju. Pościelił łóżko, schował swój plecak do szafy i zgarnął leżące na podłodze książki, żeby nikt się nie potknął. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Wrócił do salonu. Włączył pierwszy lepszy serial, który zaproponował mu Netflix. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co to było. Wszedł do kuchni. Rozejrzał się, czy miał cokolwiek do jedzenia. Oczywiście miał zarówno jedzenie, jak i jakieś przekąski. Alkohol również posiadał, jednak wolał go nie ruszać. Jego rodzinka z całą pewnością by to zauważyła. Zresztą Luka napisał, że zajmie się zaopatrzeniem. Kręcił się tak przez chwilę po kuchni i salonie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiedział w sumie, jak tak właściwie się czuje. W końcu jednak zauważył światła samochodu parkującego na podjeździe. Nie podszedł do drzwi. Stał w miejscu, rozważając udawanie, że nie ma go w domu. Szybko się jednak zorientował, że pewnie światło świeci się w każdym pomieszczeniu, w którym znajdował się przez ostatnie trzydzieści minut, więc raczej nie było sensu udawać nieobecnego. No cóż…
Usłyszał dźwięk SMSa. Nie musiał go odczytywać. Odczekał kilka sekund, zanim otworzył drzwi.
– Ummm – zaczął, gdy już zdecydował się na otwarcie drzwi. – Wchodź, wchodź – powiedział ponaglająco, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył ich razem. Jakby to w ogóle kogoś obchodziło, co robi o tej porze jakiś nastolatek.
Luka Ratliff
Wszedł do swojego pokoju i spojrzał na swoje odbicie w dużym lustrze, które stało w kącie pomieszczenia. Kupił je dwa lata temu w sklepie z antykami. Było duże, z kilkoma przetarciami w rogach i pozłacanej oprawie. Widać było, że było stare, ale sprawiało wrażenie bardzo ekskluzywnego. W końcu vintage był w modzie, a samo lustro zapewne miało więcej lat niż dom, w którym się obecnie znajdowało. Podobało mu się, że posiadał coś takiego. Lustro przywitało go nieco zmęczonym odbiciem. Nieco opuchnięta od zmęczenia twarz – ciężko się dziwić, w końcu minął cały tydzień dość ciężkiej pracy, więc blondyn był już zmęczony. Na szczęście była na to rada. Wszedł do swojej łazienki. Mimo tego, że jego dom nie należał do dużych, to jego rodzina znalazła sposób, by wprawić mu prywatną łazienkę. Nie było to na szczęście takie trudne, bo zaraz za ścianą jego łazienki znajdowała się łazienka jego matki, więc wystarczyło jedynie pobawić się z hydrauliką. Po włączeniu światła przywitał go żółty kolor żarówek. Teraz nie dość, że wyglądał na zmęczonego, to jeszcze na cierpiącego na jakąś nieprzyjemną chorobę wątroby. Na szczęście przy szafce nad umywalką były halogeny, których białe światło przywróciło naturalne odcienie jego twarzy, ale nie pozbyło się zmęczenia. Odkręcił kurek z zimną wodą, którą zaraz nabrał w dłonie. Była naprawdę lodowata. Szybko przetarł nią swoja twarz, a później powtórzył ten zabieg jeszcze kilka razy. Robił to dotąd, dopóki nie poczuł, że jego cera się napina. Tyle wystarczyło, by jego twarz pozbyła się opuchlizny i przybrała nieco rumieńców. Oczywiście alkohol, który zaczął krążyć w jego organizmie, po wypiciu wina również nadał mu nieco koloru. Poszedł się przebrać.
Na całe szczęście jego ubrania, w których był w szkole, nie znajdowały się jeszcze w pralce. Praniem miał zająć już z samego rana. Szybko się przebrał i dzięki temu, że jego ubrania były już dzisiaj noszone, to nie wyglądał, jakby specjalnie stroił się na przyjście Luki. Jeszcze tego brakowało, żeby chłopak pomyślał sobie, że się dla niego stroi czy coś…
Po ubraniu się w jakieś normalne ubranie ponownie wszedł do łazienki. Umył zęby, bo nie chciał śmierdzieć winem ani Cheetosami, które jadł. Psiknął się perfumami, żeby lepiej pachnieć. Były to perfumy jego matki, więc pachniały różnymi kwiatami, ale dało się wyczuć wyraźne różane i hibiskusowe wonie. Lubił ten zapach, więc nie przeszkadzało mu wcale, że nie pachniał męsko. Wolał pachnieć różą niż jakimś Old Spice. Zmoczył swoje dłonie wodą i przeciągnął nimi po włosach, żeby te się jakoś ułożyły i nie wyglądały, jakby właśnie nie tarł głową po oparciu kanapy w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji do leżenia. Dobrze, że był fryzjerem i znał się na włosach jak mało kto, więc te były mu posłuszne i wystarczyła jedynie woda, by ułożyły się tak, jak tego od nich chciał. Na samym końcu umył ręce.
Zatrzymał się w pokoju. Pościelił łóżko, schował swój plecak do szafy i zgarnął leżące na podłodze książki, żeby nikt się nie potknął. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Wrócił do salonu. Włączył pierwszy lepszy serial, który zaproponował mu Netflix. Nawet nie zwrócił uwagi na to, co to było. Wszedł do kuchni. Rozejrzał się, czy miał cokolwiek do jedzenia. Oczywiście miał zarówno jedzenie, jak i jakieś przekąski. Alkohol również posiadał, jednak wolał go nie ruszać. Jego rodzinka z całą pewnością by to zauważyła. Zresztą Luka napisał, że zajmie się zaopatrzeniem. Kręcił się tak przez chwilę po kuchni i salonie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nie wiedział w sumie, jak tak właściwie się czuje. W końcu jednak zauważył światła samochodu parkującego na podjeździe. Nie podszedł do drzwi. Stał w miejscu, rozważając udawanie, że nie ma go w domu. Szybko się jednak zorientował, że pewnie światło świeci się w każdym pomieszczeniu, w którym znajdował się przez ostatnie trzydzieści minut, więc raczej nie było sensu udawać nieobecnego. No cóż…
Usłyszał dźwięk SMSa. Nie musiał go odczytywać. Odczekał kilka sekund, zanim otworzył drzwi.
– Ummm – zaczął, gdy już zdecydował się na otwarcie drzwi. – Wchodź, wchodź – powiedział ponaglająco, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek zobaczył ich razem. Jakby to w ogóle kogoś obchodziło, co robi o tej porze jakiś nastolatek.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek gdy Jackson otworzył drzwi. Chłopaczek jednak nie zrezygnował i właśnie wpuścił najprawdziwszego diabła do domu. Luka nigdy nie odwiedzał znajomych w ich miejscach. Każdy zdecydowanie wolał pojawiać się u niego, gdzie barek zawsze był pełen, półki w lodówce uginały się od jedzenia, a jacuzzi zachęcało do zrelaksowania się. Inaczej było z klientami, bo ci często nie chcieli wychodzić gdzieś na miasto kupować działki, a Ratliff nigdy nie zapraszał ich do siebie.
- Hej, spokojnie. Jeśli ktoś cię ze mną zobaczy, to to nie zszarga ci reputacji. Co najwyżej pochwali twój wybór. - puścił do niego oczko wchodząc do pierwszego pomieszczenia. Po chwili poczuł słodki zapach i zerknął ukradkiem na Jacksona. Dopiero co się wypsikał? Wyglądał też na lekko zdenerwowanego. - Dobry wybór. Pasuje ci ten zapach.
Ręce miał zajęte, więc buty ściągnął pomagając sobie jednym o drugi. On wszędzie czuł się jak u siebie, więc nie czekając nawet na reakcję Parkera, udał się do kuchni, a przynajmniej miał nadzieję, że tam gdzie zmierzał trafi do niej. Strzał w dziesiątkę. Postawił wszystko na blacie, a następnie większość piw wpakował do lodówki. Rozprostował uwolnione palce i wygramolił się z kurtki, którą niechlujnie zawiesił na pierwszym krześle. Jego koszulka z długim rękawem wyglądała teraz nawet na jeszcze bardziej obcisłą. Dwa górne guziki były rozpięte, a gdy podnosił ramiona, to pokazywał kawałek brzucha, który zaczynał wyglądać zajebiście po regularnej siłowni. Nie czekając nawet na przybycie Jacksona do pomieszczenia, otworzył butelkę piwa jedną o drugą, strzelił kapslem do jakiegoś słoiczka znajdujące się w pobliżu i upił solidny łyk. Zimny złoty trunek połaskotał go po gardle. Nie był szalonym piwoszem, ale zawsze tak zaczynał imprezy. Jeśli miał tańczyć i bawić się do rana, to nie chciał upić się jak nastolatka z doprawionym drinkiem - szybko i do nieprzytomności.
- Hej, co cię skłoniło do napisania do mnie? - zapytał obracając butelką piwa jakby czytał z zainteresowaniem jego etykietę. - Nie przepadasz za mną. Znęcam się dość regularnie nad Ocean, a to cię mocno uruchamia. Wiem, że spotkaliśmy się raz w klubie i po alkoholu bawiliśmy się dobrze, ba, nawet tańczyliśmy. Ale nie masz mnie chyba nagle za dobre towarzystwo do spędzania czasu razem?
Czy Luka przejmował się tym co Parker o nim uważał? Może trochę. To nie tak, że jedyne co potrafił to bić się, sprzedawać dragi i być skurwielem. Jasne, że na takiego się kreował, może nawet taki już po prostu był, ale miewał znajomych. Potrafił być dobrym towarzystwem. Trzeba było regularnie filtrować jego wypowiedzi i zachowanie, i wtedy nawet nie był taki zły.
Nie czekając nawet na odpowiedź, może nawet nie licząc na nią, skierował się w stronę z której dobiegał dźwięk telewizora. Jackson ewidentnie puścił coś losowego, co miało zabić czas i uniknąć grobowej ciszy jeśli potencjalnie nie będą mieli o czym ze sobą rozmawiać. Nie winił go za to. Przechodząc obok chłopaka podarował mu swój najsłodszy uśmiech numer trzy, po czym kontynuował krótką przeprawę, jak mu się wydawało, do salonu. Niemal rzucił się na kanapę od razu przyjmując wygodną dla siebie pozycję, a po chwili odłożył butelkę na stolik do kawy. Jego ręka już lekko przemarzła od trzymania lodowatego trunku.
Jackson nie mieszkał źle. W posiadaniu małego, dosyć zagraconego domu było coś fascynującego. Atmosfera była tu inna, nieco bardziej rodzinna. Nie to, że znał kogoś od Parkera i wiedział jakie mają relacje. Po prostu tak kojarzył mu się ten wystrój i małe posiadłości. On sam zawsze mieszkał na loftach, często były to apartamenty w stylu penthouse. Drogie, bogato urządzone, ale dosyć pustawe i bardzo... sterylne? Uwielbiał nowoczesny styl i zawsze szukał go we swoim życiu, ale na pewno odbierało to wielu miejscom ich klimat i towarzyszące jemu emocje. Nie oceniał też nigdy nikogo po stanie majątkowym, ani po tym jak mieszkał. Było to lekko dziwne i nietypowe, bo był w końcu smarkatym bogaczem, który choć nie musiał poza nauką robić czegokolwiek by mieć górę pieniędzy na swoim koncie, "dorabiał" sobie na ulicy. Handel dragami był dla niego bardziej rozrywką, adrenaliną, może jakąś lekcją biznesu na przyszłość. Na pieniądzach z tego procederu mu nie zależało.
- Hej, masz jakiś plan? - zapytał po chwili przechylając głowę w tył i patrząc na Jacksona do góry nogami. - Alko dla samego picia i upicia się też mi pasuje, ale byłbym dupkiem nie pytając. Jakiś romantyczny film przy popcornie? Maraton serialu? Chcesz po prostu pogadać?
Żeby było jasne - nie drwił z niego. Sam miał w planach wyjątkowo nudny i spokojny wieczór, ale nie spędzenie go w samotności wydawało się dużo lepszym pomysłem. Nie musieli robić czegoś zajmującego. Hej, jeśli Jackson chciałby po prostu posiedzieć na kanapie i wzięłaby go ochota na poprzytulanie się, to nie miałby nic przeciwko z takiego rozwoju sytuacji. Just saying.
Jackson Parker
- Hej, spokojnie. Jeśli ktoś cię ze mną zobaczy, to to nie zszarga ci reputacji. Co najwyżej pochwali twój wybór. - puścił do niego oczko wchodząc do pierwszego pomieszczenia. Po chwili poczuł słodki zapach i zerknął ukradkiem na Jacksona. Dopiero co się wypsikał? Wyglądał też na lekko zdenerwowanego. - Dobry wybór. Pasuje ci ten zapach.
Ręce miał zajęte, więc buty ściągnął pomagając sobie jednym o drugi. On wszędzie czuł się jak u siebie, więc nie czekając nawet na reakcję Parkera, udał się do kuchni, a przynajmniej miał nadzieję, że tam gdzie zmierzał trafi do niej. Strzał w dziesiątkę. Postawił wszystko na blacie, a następnie większość piw wpakował do lodówki. Rozprostował uwolnione palce i wygramolił się z kurtki, którą niechlujnie zawiesił na pierwszym krześle. Jego koszulka z długim rękawem wyglądała teraz nawet na jeszcze bardziej obcisłą. Dwa górne guziki były rozpięte, a gdy podnosił ramiona, to pokazywał kawałek brzucha, który zaczynał wyglądać zajebiście po regularnej siłowni. Nie czekając nawet na przybycie Jacksona do pomieszczenia, otworzył butelkę piwa jedną o drugą, strzelił kapslem do jakiegoś słoiczka znajdujące się w pobliżu i upił solidny łyk. Zimny złoty trunek połaskotał go po gardle. Nie był szalonym piwoszem, ale zawsze tak zaczynał imprezy. Jeśli miał tańczyć i bawić się do rana, to nie chciał upić się jak nastolatka z doprawionym drinkiem - szybko i do nieprzytomności.
- Hej, co cię skłoniło do napisania do mnie? - zapytał obracając butelką piwa jakby czytał z zainteresowaniem jego etykietę. - Nie przepadasz za mną. Znęcam się dość regularnie nad Ocean, a to cię mocno uruchamia. Wiem, że spotkaliśmy się raz w klubie i po alkoholu bawiliśmy się dobrze, ba, nawet tańczyliśmy. Ale nie masz mnie chyba nagle za dobre towarzystwo do spędzania czasu razem?
Czy Luka przejmował się tym co Parker o nim uważał? Może trochę. To nie tak, że jedyne co potrafił to bić się, sprzedawać dragi i być skurwielem. Jasne, że na takiego się kreował, może nawet taki już po prostu był, ale miewał znajomych. Potrafił być dobrym towarzystwem. Trzeba było regularnie filtrować jego wypowiedzi i zachowanie, i wtedy nawet nie był taki zły.
Nie czekając nawet na odpowiedź, może nawet nie licząc na nią, skierował się w stronę z której dobiegał dźwięk telewizora. Jackson ewidentnie puścił coś losowego, co miało zabić czas i uniknąć grobowej ciszy jeśli potencjalnie nie będą mieli o czym ze sobą rozmawiać. Nie winił go za to. Przechodząc obok chłopaka podarował mu swój najsłodszy uśmiech numer trzy, po czym kontynuował krótką przeprawę, jak mu się wydawało, do salonu. Niemal rzucił się na kanapę od razu przyjmując wygodną dla siebie pozycję, a po chwili odłożył butelkę na stolik do kawy. Jego ręka już lekko przemarzła od trzymania lodowatego trunku.
Jackson nie mieszkał źle. W posiadaniu małego, dosyć zagraconego domu było coś fascynującego. Atmosfera była tu inna, nieco bardziej rodzinna. Nie to, że znał kogoś od Parkera i wiedział jakie mają relacje. Po prostu tak kojarzył mu się ten wystrój i małe posiadłości. On sam zawsze mieszkał na loftach, często były to apartamenty w stylu penthouse. Drogie, bogato urządzone, ale dosyć pustawe i bardzo... sterylne? Uwielbiał nowoczesny styl i zawsze szukał go we swoim życiu, ale na pewno odbierało to wielu miejscom ich klimat i towarzyszące jemu emocje. Nie oceniał też nigdy nikogo po stanie majątkowym, ani po tym jak mieszkał. Było to lekko dziwne i nietypowe, bo był w końcu smarkatym bogaczem, który choć nie musiał poza nauką robić czegokolwiek by mieć górę pieniędzy na swoim koncie, "dorabiał" sobie na ulicy. Handel dragami był dla niego bardziej rozrywką, adrenaliną, może jakąś lekcją biznesu na przyszłość. Na pieniądzach z tego procederu mu nie zależało.
- Hej, masz jakiś plan? - zapytał po chwili przechylając głowę w tył i patrząc na Jacksona do góry nogami. - Alko dla samego picia i upicia się też mi pasuje, ale byłbym dupkiem nie pytając. Jakiś romantyczny film przy popcornie? Maraton serialu? Chcesz po prostu pogadać?
Żeby było jasne - nie drwił z niego. Sam miał w planach wyjątkowo nudny i spokojny wieczór, ale nie spędzenie go w samotności wydawało się dużo lepszym pomysłem. Nie musieli robić czegoś zajmującego. Hej, jeśli Jackson chciałby po prostu posiedzieć na kanapie i wzięłaby go ochota na poprzytulanie się, to nie miałby nic przeciwko z takiego rozwoju sytuacji. Just saying.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Gdy tylko go zobaczył, od razu pożałował swojej decyzji. Sposób, w jaki Luka się uśmiechnął, nieco rozdrażnił Jacksona. Nie miał pojęcia, dlaczego właśnie tak na to zareagował, bo przecież Luka nie zrobił nic złego. Ot zwykły uśmiech. Jackson jednak czuł się dziwnie z samą świadomością, że mają spędzić wspólnie czas i to w jednym, dość ciasnym miejscu i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie powinni tego robić, skoro za sobą nie przepadali. Być może wynikało to z faktu, że Jackson nigdy nie miał okazji zaprosić do siebie żadnego chłopaka i to o tak późnej porze.
– Oj, już przestań – powiedział, starając się, żeby nie wywrócić na jego słowa oczami. Luka był pewny siebie, tego nie dało się ukryć. Z jednej strony było to coś godnego podziwu i pociągającego, ale też irytującego. Bo za kogo on się niby uważał? Wpuścił go jednak do środka. I nie chodziło o to, że zobaczy go byle jaki sąsiad. Bardziej bał się, że może zobaczyć ich Ocean. Nie miał pojęcia, jak wpłynęłoby to na ich przyjaźń. – Dzięki – mruknął, zamykając drzwi na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Kradzieże może nie były zbyt częste i ich dom nie wyglądał na zbyt bogaty, więc na pewno nie stanowił on celu rabusiów, ale lepiej było dmuchać na zimne. No i na podjeździe stał teraz nie taki byle jaki samochód. A ostatnim czego Jackson by chciał, to policja i problemy. W końcu był grzecznym nastolatkiem, który nie lubi pakować się w problemy. Komplement co do zapachu przyjął jednak dość dobrze, chociaż nie chciał tego po sobie poznać.
Odwrócił się od drzwi i spojrzał na swojego nowego towarzysza. Luke od razu zaczął się zachowywać jak u siebie w domu. Nie przeszkadzało to Jacksonowi, bo przynajmniej nie musiał udawać dobrego gospodarza. Obserwował go. Nie znał chłopaka za dobrze, więc była to w sumie jedyna okazja na to, by nieco lepiej go poznać. Nie, żeby chciał, czy coś… ale no… lepiej było znać swojego wroga, niż nie. Tak właśnie, po to go zaprosił! Chciał zrobić rozeznanie, wiedzieć, z kim miał do czynienia.
Luke zniknął w kuchni. Jackson podążył zaraz za nim. Wolał go mieć w polu widzenia. Na całe szczęście w kuchni było całkiem dobre światło, więc mógł się przyjrzeć. Podszedł bliżej i usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Luka był przystojny, wysoki i intrygujący w obyciu. Zmrużył oczy. Luka być może mógł mu się podobać, jednak jeszcze nie był w stanie tego przyznać. W tej koszulce wyglądał jednak zbyt dobrze, co Jacksonowi się ABSOLUTNIE nie podobało. Nie mógł też przestać zerkać na te dwa rozpięte guziki, ale wmawiał sobie, że zerkał tam tylko i wyłącznie dlatego, że Luka był wysoki i oczy Parkera akurat znajdowały się w równej linii z tymi nieszczęsnymi guzikami.
– Twój numer był pierwszy na liście kontaktów – odpowiedział w sumie zgodnie z prawdą. Dziwne jednak było to, że numer ten znajdował się jako pierwszy. Nie pamiętał, żeby pisali ze sobą wcześniej czy też rozmawiali. No ale nie było się nad czym zastanawiać teraz. – Nie próbujmy tego wyjaśniać – dodał, starając się uciąć temat. Bo w sumie nie wiedział nawet, co miałby mu odpowiedzieć. Nie mógł przyznać, że mu się spodobało to, jak przyjemnie spędzili ze sobą czas na tamtej imprezie. Nie chciał też dawać mu powodów do tego, żeby Luka pomyślał, że mu się podoba. Ogólnie nie chciał na ten temat rozmawiać i już. Postanowił więc odbić piłeczkę, bo przecież najlepszym rozwiązaniem, żeby zakończyć rozmowę, jest zmuszenie innej osoby do odpowiedzi. – A co cię skłoniło, żeby jednak przyjechać? Nie czekałeś zbyt długo z odpowiedzią – rzucił. Teraz to on uśmiechnął się zaczepnie. O tak, bo przecież Luka odpisał mu niemal natychmiast. W końcu usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości niemal zaraz po tym, jak Jackson do niego napisał. No był bardzo ciekawy, co też Luka odpowie. W sensie interesowało go to, co o nim myślał.
Jackson również nie wstydził się tego, jak mieszkał. Wydawało mu się, że jego dom jest idealny i klimatyczny. Widać było, że ktoś tutaj mieszka i że czai się w nim życie. Pomieszczenia były kolorowe, wypełnione różnymi rzeczami, z których wiele miało wartość sentymentalną i przywoływało wiele wspomnień. Rozejrzał się dookoła, oglądając pomieszczenie. Tak, zdecydowanie nie chciałby się stąd wyprowadzać, ale nie wykluczał takiej możliwości. W życiu nie chciał się ograniczać. Nigdy nie mieszkał w nowoczesnych apartamentach, więc nie wiedział, jak by wyglądało jego życie w takich warunkach, niemniej jednak chyba mógłby się nie odnaleźć.
– Odnosiłem wrażenie, że nie zależy ci na tym, czy wychodzisz na dupka, czy nie – stwierdził, siadając w końcu obok chłopaka, ale zachowując w miarę normalną odległość. Zaskoczyły go jednak słowa Luki. Dziwne…. Był dziwny. Parker musiał się mocno pilnować, żeby nie zmienić o nim swojego zdania. – A ty? – zagaił po chwili. W końcu pewnie miał jakieś plany na wieczór, które co prawda teraz uległy zmianie. Wpatrzył się w telewizor. Akurat film, który wybrał Jackson, przedstawiał teraz jakąś dziwnie romantyczną scenę. Był zmuszony znów spojrzeć na swojego obecnego towarzysza i oczka tylko na ułamek sekundy zeszły mu w stronę rozpiętych guzików.
Luka Ratliff
– Oj, już przestań – powiedział, starając się, żeby nie wywrócić na jego słowa oczami. Luka był pewny siebie, tego nie dało się ukryć. Z jednej strony było to coś godnego podziwu i pociągającego, ale też irytującego. Bo za kogo on się niby uważał? Wpuścił go jednak do środka. I nie chodziło o to, że zobaczy go byle jaki sąsiad. Bardziej bał się, że może zobaczyć ich Ocean. Nie miał pojęcia, jak wpłynęłoby to na ich przyjaźń. – Dzięki – mruknął, zamykając drzwi na klucz. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Kradzieże może nie były zbyt częste i ich dom nie wyglądał na zbyt bogaty, więc na pewno nie stanowił on celu rabusiów, ale lepiej było dmuchać na zimne. No i na podjeździe stał teraz nie taki byle jaki samochód. A ostatnim czego Jackson by chciał, to policja i problemy. W końcu był grzecznym nastolatkiem, który nie lubi pakować się w problemy. Komplement co do zapachu przyjął jednak dość dobrze, chociaż nie chciał tego po sobie poznać.
Odwrócił się od drzwi i spojrzał na swojego nowego towarzysza. Luke od razu zaczął się zachowywać jak u siebie w domu. Nie przeszkadzało to Jacksonowi, bo przynajmniej nie musiał udawać dobrego gospodarza. Obserwował go. Nie znał chłopaka za dobrze, więc była to w sumie jedyna okazja na to, by nieco lepiej go poznać. Nie, żeby chciał, czy coś… ale no… lepiej było znać swojego wroga, niż nie. Tak właśnie, po to go zaprosił! Chciał zrobić rozeznanie, wiedzieć, z kim miał do czynienia.
Luke zniknął w kuchni. Jackson podążył zaraz za nim. Wolał go mieć w polu widzenia. Na całe szczęście w kuchni było całkiem dobre światło, więc mógł się przyjrzeć. Podszedł bliżej i usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Luka był przystojny, wysoki i intrygujący w obyciu. Zmrużył oczy. Luka być może mógł mu się podobać, jednak jeszcze nie był w stanie tego przyznać. W tej koszulce wyglądał jednak zbyt dobrze, co Jacksonowi się ABSOLUTNIE nie podobało. Nie mógł też przestać zerkać na te dwa rozpięte guziki, ale wmawiał sobie, że zerkał tam tylko i wyłącznie dlatego, że Luka był wysoki i oczy Parkera akurat znajdowały się w równej linii z tymi nieszczęsnymi guzikami.
– Twój numer był pierwszy na liście kontaktów – odpowiedział w sumie zgodnie z prawdą. Dziwne jednak było to, że numer ten znajdował się jako pierwszy. Nie pamiętał, żeby pisali ze sobą wcześniej czy też rozmawiali. No ale nie było się nad czym zastanawiać teraz. – Nie próbujmy tego wyjaśniać – dodał, starając się uciąć temat. Bo w sumie nie wiedział nawet, co miałby mu odpowiedzieć. Nie mógł przyznać, że mu się spodobało to, jak przyjemnie spędzili ze sobą czas na tamtej imprezie. Nie chciał też dawać mu powodów do tego, żeby Luka pomyślał, że mu się podoba. Ogólnie nie chciał na ten temat rozmawiać i już. Postanowił więc odbić piłeczkę, bo przecież najlepszym rozwiązaniem, żeby zakończyć rozmowę, jest zmuszenie innej osoby do odpowiedzi. – A co cię skłoniło, żeby jednak przyjechać? Nie czekałeś zbyt długo z odpowiedzią – rzucił. Teraz to on uśmiechnął się zaczepnie. O tak, bo przecież Luka odpisał mu niemal natychmiast. W końcu usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości niemal zaraz po tym, jak Jackson do niego napisał. No był bardzo ciekawy, co też Luka odpowie. W sensie interesowało go to, co o nim myślał.
Jackson również nie wstydził się tego, jak mieszkał. Wydawało mu się, że jego dom jest idealny i klimatyczny. Widać było, że ktoś tutaj mieszka i że czai się w nim życie. Pomieszczenia były kolorowe, wypełnione różnymi rzeczami, z których wiele miało wartość sentymentalną i przywoływało wiele wspomnień. Rozejrzał się dookoła, oglądając pomieszczenie. Tak, zdecydowanie nie chciałby się stąd wyprowadzać, ale nie wykluczał takiej możliwości. W życiu nie chciał się ograniczać. Nigdy nie mieszkał w nowoczesnych apartamentach, więc nie wiedział, jak by wyglądało jego życie w takich warunkach, niemniej jednak chyba mógłby się nie odnaleźć.
– Odnosiłem wrażenie, że nie zależy ci na tym, czy wychodzisz na dupka, czy nie – stwierdził, siadając w końcu obok chłopaka, ale zachowując w miarę normalną odległość. Zaskoczyły go jednak słowa Luki. Dziwne…. Był dziwny. Parker musiał się mocno pilnować, żeby nie zmienić o nim swojego zdania. – A ty? – zagaił po chwili. W końcu pewnie miał jakieś plany na wieczór, które co prawda teraz uległy zmianie. Wpatrzył się w telewizor. Akurat film, który wybrał Jackson, przedstawiał teraz jakąś dziwnie romantyczną scenę. Był zmuszony znów spojrzeć na swojego obecnego towarzysza i oczka tylko na ułamek sekundy zeszły mu w stronę rozpiętych guzików.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Gdy Jackson dołączył do niego na kanapie, Luka rozłożył się wygodniej, już całkowicie podwijając koszulkę i ukazując swój lekko umięśniony brzuch. Czy robił to specjalnie? Nie do końca. Czy mu to przeszkadzało? Ani trochę.
- Mój numer był pierwszy, hah? - wypowiedział to pytanie bardzo podejrzliwym głosem, w tym samym czasie bawiąc się koralikami na nadgarstku. - Nie pamiętam byś się ze mną kontaktował wcześniej, a pierwsze litery mojego imienia i nazwiska zdecydowanie nie są tak wysoko w alfabecie.
Nie zamierzał tego ciągnąć, bo nie chciał ani zawstydzać, ani zirytować chłopaka. Nie po to tu w końcu przyjechał. Chciał się rozluźnić, pośmiać, pobawić, napić alkoholu i zapalić papierosa. Najlepiej na zewnątrz, bez ubierania kurtki, by lekko zmarznąć i mieć powód by zbliżyć się do Jacksona na kanapie. Plan idealny.
- Co mnie skłoniło? - zastanowił się przez chwilę, choć odpowiedź dobrze znał. Chciał tym pokazać swoją lekką krępację, może niepewność, zapalić nad swoją głową znak z napisem "jestem po prostu ciekawy co się może wydarzyć". Nie miał oczywiście nic niecnego zaplanowanego na ten wieczór, ale na pewno nie obraziłby się gdyby ich wspólny czas nie zakończył się tylko oglądaniem czegoś na Netflixie i wypiciem kilku piw oraz drinków.
- Gdy napisałeś brałem prysznic. - nie wiedział czemu przytoczył akurat ten fakt, ale może chciał pobudzić wyobraźnię Jacksona? - Słuchałem muzyki i zobaczyłem, że ktoś napisał. Normalnie bym to zignorował do czasu wyjścia z łazienki, ale widząc twoje imię? Byłem zaskoczony. - ostatnie słowa wypowiedział tonem ciężkim do zidentyfikowania. - Myślałem, że się po prostu pomyliłeś. Odpisałem, zobaczyłem, że odczytałeś i nie piszesz żadnego wyjaśnienia. Postanowiłem skorzystać z okazji.
Wiedział, że to jak traktuje Ocean nie pozwala im mieć żadnego lepszego kontaktu. Parker był bardzo obronny wobec tego małego zawiniątka, a Luka za dobrze się bawił jego nieszczęściem. Czy byłby w stanie zrezygnować z bullyingu gdyby właśnie Jackson poprosił go o to? Chyba tak. Nie był potworem. Był dupkiem, był nadpobudliwy, raczej ciężko go było lubić, ale nie był psycholem. Był trudnym przypadkiem, który może był już poza zasięgiem jakiejkolwiek pomocy, ale na pewno miał w sobie trochę człowieczeństwa.
Złapał ponownie za butelkę piwa i zrobił kilka porządnych łyków. Był już w połowie by pójść po kolejne. Kilka kropelek niesfornie uciekło po kącikach jest ust, które zlizał sugestywnie, spoglądając pod koniec na Jacksona. Nawet jeśli Parker nie jest nim zainteresowany, to może dać mu show. Ratliff wiedział, że może się podobać i zawsze chętnie to wykorzystywał. - Miałem wolny wieczór i zero ochoty na pójście do klubu. Nie mam dzisiaj siły na tłumy. Chciałem spędzić ten dzień w łóżku, zapewne w samych bokserkach, oglądając jakiś głupi film i wcinając popcorn z masłem. Twoja oferta była kusząca, bo mogłem zrealizować mój plan, ale dodać do tego jednego dobrze wyglądające chłopaka i trochę alkoholu. Odjąć siedzenie w samych bokserkach. Na to jeszcze nie zasłużyłeś.
Poziom pewności siebie Luka był wychodzący poza skalę. Nie był jednak snobem czy nie uważał się za lepszego. Jego rola na ulicy, to skąd pochodził i jak bardzo nie chciał być widziany jako ktoś słaby, powodowały nasilanie się tej cechy. Nie wyobrażał sobie codziennie rozmawiać z klientami i gangusami, będąc przy tym niepewnym swoich słów czy mowy ciała. Mój zarobić szybko kulkę w łeb albo zostać pobitym tak dotkliwie, że już nigdy żaden chłopak by na niego nie spojrzał.
- Bo mi nie zależy. Czemu miałoby mnie interesować co ludzie o mnie myślą? - zadał pytanie na pytanie i spojrzał na butelkę w swoich dłoniach. - Liczy się to, że ja wiem kim jestem i jaki jestem. Możesz mnie widzieć jako skurwiela co dręczy Ocean bez powodu, ale potrafię też być w porządku. Wiesz czym się zajmuję, nie? Wiesz, że wyciągnąłem kilku klientów na prostą? Diler, który sam sobie odbiera klientów. Niewielu posiada tę wiedzę. W sumie jebać, że nie wiedzą.
Odłożył dość agresywnie piwo z powrotem na stolik i poprawiając się na kanapie zerknął na telewizor. Romantyczna scena? Trudno mu było sobie wyobrazić, że on mógłby w takiej sytuacji się znaleźć. To jak każdy go widział dawało mu wolną drogę do niezobowiązującego seksu, making out w klubach, czy otwartości ludzi w stosunku do niego, na przykład, w grze w butelkę. Nie był oczywiście robotem, więc w zbliżeniach był bardzo pożądliwy. Kochał się z pasją, traktując partnera na równi ze sobą. Nigdy jednak nie budził się obok kogoś o poranku czy nie jadł wspólnych śniadań.
- Przyjechałem tu pić sam? - jego ton był nieprzyjemny, lekko agresywny, ale nie był spowodowany Jacksonem, tylko niepotrzebnym rozmyślaniem nad tym co przed chwilą powiedział. Zauważył też, że Parker co jakiś czas lustruje go wzrokiem. Czy był nim zainteresowany? Podobał mu się? To dlatego odważył się zaprosić Luka do siebie? Obawiał się, że ten wieczór może być krótki jeśli ta napięta atmosfera nie przeminie.
Jackson Parker
- Mój numer był pierwszy, hah? - wypowiedział to pytanie bardzo podejrzliwym głosem, w tym samym czasie bawiąc się koralikami na nadgarstku. - Nie pamiętam byś się ze mną kontaktował wcześniej, a pierwsze litery mojego imienia i nazwiska zdecydowanie nie są tak wysoko w alfabecie.
Nie zamierzał tego ciągnąć, bo nie chciał ani zawstydzać, ani zirytować chłopaka. Nie po to tu w końcu przyjechał. Chciał się rozluźnić, pośmiać, pobawić, napić alkoholu i zapalić papierosa. Najlepiej na zewnątrz, bez ubierania kurtki, by lekko zmarznąć i mieć powód by zbliżyć się do Jacksona na kanapie. Plan idealny.
- Co mnie skłoniło? - zastanowił się przez chwilę, choć odpowiedź dobrze znał. Chciał tym pokazać swoją lekką krępację, może niepewność, zapalić nad swoją głową znak z napisem "jestem po prostu ciekawy co się może wydarzyć". Nie miał oczywiście nic niecnego zaplanowanego na ten wieczór, ale na pewno nie obraziłby się gdyby ich wspólny czas nie zakończył się tylko oglądaniem czegoś na Netflixie i wypiciem kilku piw oraz drinków.
- Gdy napisałeś brałem prysznic. - nie wiedział czemu przytoczył akurat ten fakt, ale może chciał pobudzić wyobraźnię Jacksona? - Słuchałem muzyki i zobaczyłem, że ktoś napisał. Normalnie bym to zignorował do czasu wyjścia z łazienki, ale widząc twoje imię? Byłem zaskoczony. - ostatnie słowa wypowiedział tonem ciężkim do zidentyfikowania. - Myślałem, że się po prostu pomyliłeś. Odpisałem, zobaczyłem, że odczytałeś i nie piszesz żadnego wyjaśnienia. Postanowiłem skorzystać z okazji.
Wiedział, że to jak traktuje Ocean nie pozwala im mieć żadnego lepszego kontaktu. Parker był bardzo obronny wobec tego małego zawiniątka, a Luka za dobrze się bawił jego nieszczęściem. Czy byłby w stanie zrezygnować z bullyingu gdyby właśnie Jackson poprosił go o to? Chyba tak. Nie był potworem. Był dupkiem, był nadpobudliwy, raczej ciężko go było lubić, ale nie był psycholem. Był trudnym przypadkiem, który może był już poza zasięgiem jakiejkolwiek pomocy, ale na pewno miał w sobie trochę człowieczeństwa.
Złapał ponownie za butelkę piwa i zrobił kilka porządnych łyków. Był już w połowie by pójść po kolejne. Kilka kropelek niesfornie uciekło po kącikach jest ust, które zlizał sugestywnie, spoglądając pod koniec na Jacksona. Nawet jeśli Parker nie jest nim zainteresowany, to może dać mu show. Ratliff wiedział, że może się podobać i zawsze chętnie to wykorzystywał. - Miałem wolny wieczór i zero ochoty na pójście do klubu. Nie mam dzisiaj siły na tłumy. Chciałem spędzić ten dzień w łóżku, zapewne w samych bokserkach, oglądając jakiś głupi film i wcinając popcorn z masłem. Twoja oferta była kusząca, bo mogłem zrealizować mój plan, ale dodać do tego jednego dobrze wyglądające chłopaka i trochę alkoholu. Odjąć siedzenie w samych bokserkach. Na to jeszcze nie zasłużyłeś.
Poziom pewności siebie Luka był wychodzący poza skalę. Nie był jednak snobem czy nie uważał się za lepszego. Jego rola na ulicy, to skąd pochodził i jak bardzo nie chciał być widziany jako ktoś słaby, powodowały nasilanie się tej cechy. Nie wyobrażał sobie codziennie rozmawiać z klientami i gangusami, będąc przy tym niepewnym swoich słów czy mowy ciała. Mój zarobić szybko kulkę w łeb albo zostać pobitym tak dotkliwie, że już nigdy żaden chłopak by na niego nie spojrzał.
- Bo mi nie zależy. Czemu miałoby mnie interesować co ludzie o mnie myślą? - zadał pytanie na pytanie i spojrzał na butelkę w swoich dłoniach. - Liczy się to, że ja wiem kim jestem i jaki jestem. Możesz mnie widzieć jako skurwiela co dręczy Ocean bez powodu, ale potrafię też być w porządku. Wiesz czym się zajmuję, nie? Wiesz, że wyciągnąłem kilku klientów na prostą? Diler, który sam sobie odbiera klientów. Niewielu posiada tę wiedzę. W sumie jebać, że nie wiedzą.
Odłożył dość agresywnie piwo z powrotem na stolik i poprawiając się na kanapie zerknął na telewizor. Romantyczna scena? Trudno mu było sobie wyobrazić, że on mógłby w takiej sytuacji się znaleźć. To jak każdy go widział dawało mu wolną drogę do niezobowiązującego seksu, making out w klubach, czy otwartości ludzi w stosunku do niego, na przykład, w grze w butelkę. Nie był oczywiście robotem, więc w zbliżeniach był bardzo pożądliwy. Kochał się z pasją, traktując partnera na równi ze sobą. Nigdy jednak nie budził się obok kogoś o poranku czy nie jadł wspólnych śniadań.
- Przyjechałem tu pić sam? - jego ton był nieprzyjemny, lekko agresywny, ale nie był spowodowany Jacksonem, tylko niepotrzebnym rozmyślaniem nad tym co przed chwilą powiedział. Zauważył też, że Parker co jakiś czas lustruje go wzrokiem. Czy był nim zainteresowany? Podobał mu się? To dlatego odważył się zaprosić Luka do siebie? Obawiał się, że ten wieczór może być krótki jeśli ta napięta atmosfera nie przeminie.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Spojrzał na niego.
– Mnie również to bardzo zaskoczyło – powiedział. Zupełnie jakby los chciał ich ze sobą w jakiś sposób połączyć. Jackson nie wiedział, czy w jakichkolwiek sposób mogliby się ze sobą spotkać. Bo prawda była taka, że na co dzień, Luka nie zaprząta głowy Jacksona. Chłopak nie myśli o nim zbyt często, a jeśli już to w kwestiach negatywnych, kiedy zaczyna dokuczać Ocean. Jackson nie wiedział, czemu był w stosunku do Ocean taki opiekuńczy. Był jedynakiem i zawsze chciał mieć rodzeństwo, więc być może wynikało to właśnie z tego. Trudno było jednak odpowiedzieć, jak było naprawdę. Jego zachowanie było jednak całkowicie sprzeczne z tym, jakim był człowiekiem. Parker unikał bowiem konfliktów, a już z całą pewnością nie chciał robić sobie problemów z kimś, kto był wyraźnie masywniejszy niż on. Nigdy nie przeszkadzało mu to, że nie był wysoki czy też przesadnie umięśniony. Miał smukłą sylwetkę i dzięki w miarę regularnym ćwiczeniom, mógł pochwalić się jakimiś mięśniami. Zdecydowanie nie można go było nazwać mięśniakiem. No a Luka był wysoki i widać było po nim, że ćwiczył. Dlaczego więc Jackson go tak zaczepiał? Czyżby było to spowodowane tym, że była to jedyna forma kontaktu między nimi, na jaką dotychczas mógł sobie pozwolić?
– Czyli po prostu byłeś ciekawy – stwierdził. No cóż, nie zaskoczyło go to. On sam również był ciekawy, jak mogło się potoczyć to ich spotkanie. Bo przecież, gdyby go to nie interesowało, to mógłby wysłać kolejną wiadomość, twierdząc, że najzwyczajniej w świecie się pomylił. Pomyłki się zdarzały. Nie zrobił jednak tego. Był ciekawy, co się stanie. Chciał się dowiedzieć, czy Luka jest rzeczywiście taki interesujący, jak mu się wydawało, czy też ich poprzednie spotkanie miało taki przebieg tylko i wyłącznie dlatego, że w ich żyłach krążył alkohol i była bardziej sprzyjająca atmosfera. Nie tak jak teraz, gdy było dość niezręcznie, chociaż jeszcze nie tak, by Jackson czuł się niekomfortowo.
– Nie wiedziałem, że możesz być taki miły – powiedział z lekkim przekąsem. Luka jednak obdarzył go kolejnym komplementem. Nie wiedział, czy robił to tylko w celach manipulacyjnych, czy rzeczywiście miał to na myśli. Tak czy siak, zrobiło mu się nieco lepiej. Rozluźnił się nieco, chociaż i tak zdecydował się zachować bezpieczny dystans. Przynajmniej na razie. – Posłuchaj, nie wiem, dlaczego cię tu zaprosiłem, ale skoro już tu jesteś, to spróbujmy to jakoś sensownie wykorzystać – powiedział, wstając z kanapy. Poszedł do kuchni, skąd wziął szklanki i kilka butelek alkoholu. Nie wiedział, co będą pić, ale chyba lepiej było mieć wszystko pod ręką. W zęby wetknął sobie dwie paczki czipsów, które wydały się w tym momencie najlepszą przekąską. No i da to ich dłoniom jakieś zajęcie.
Powoli wrócił do salonu i wytworzył usta, a paczki upadły z cichym szelestem na kanapę. Butelki i szklanki położył na stoliku obok. Zastanowił się przez chwilę czy nie przynieść jeszcze czegoś, jednak stwierdził, że jeśli będą czegoś potrzebować, to kuchnia nie jest daleko.
– Zdążyłem wypić wino, zanim przyjechałeś – wyjaśnił, chcąc oznajmić, że nie siedział tutaj trzeźwym. Wziął jednak butelkę piwa. Było przyjemnie chłodne, ale nie mroziło w dłonie. Upił kilka niewielkich łyków i usiadł na kanapie, tym razem bliżej swojego towarzysza. Poczuł drażniący smak chmielu na swoim języku, jednak smak ten nigdy mu nie przeszkadzał. Nie przepadał jednak za piwem, rzadko je pił. Nie, żeby ogólnie był jakimś wielkim koneserem alkoholu.
Poprawił się na kanapie, przysuwając się do Luki bliżej. Ostatnie słowa chłopaka nieco zmieniły jego postrzeganie. Chyba zbyt szybko zmieniał opinie o ludziach. Nie znaczyło to jednak, że zmienił swoje podejście do ciemnowłosego.
– Nie chciałem siedzieć sam, a byłeś pod ręką – powiedział w końcu, stawiając na prawdę. Nie chciał się przyznawać, że niechęć do bycia samemu wynikał z tego, że bał się być samemu w swoim własnym domu. Spojrzał na niego, siląc się na lekki, szczery uśmiech.
Luka Ratliff
– Mnie również to bardzo zaskoczyło – powiedział. Zupełnie jakby los chciał ich ze sobą w jakiś sposób połączyć. Jackson nie wiedział, czy w jakichkolwiek sposób mogliby się ze sobą spotkać. Bo prawda była taka, że na co dzień, Luka nie zaprząta głowy Jacksona. Chłopak nie myśli o nim zbyt często, a jeśli już to w kwestiach negatywnych, kiedy zaczyna dokuczać Ocean. Jackson nie wiedział, czemu był w stosunku do Ocean taki opiekuńczy. Był jedynakiem i zawsze chciał mieć rodzeństwo, więc być może wynikało to właśnie z tego. Trudno było jednak odpowiedzieć, jak było naprawdę. Jego zachowanie było jednak całkowicie sprzeczne z tym, jakim był człowiekiem. Parker unikał bowiem konfliktów, a już z całą pewnością nie chciał robić sobie problemów z kimś, kto był wyraźnie masywniejszy niż on. Nigdy nie przeszkadzało mu to, że nie był wysoki czy też przesadnie umięśniony. Miał smukłą sylwetkę i dzięki w miarę regularnym ćwiczeniom, mógł pochwalić się jakimiś mięśniami. Zdecydowanie nie można go było nazwać mięśniakiem. No a Luka był wysoki i widać było po nim, że ćwiczył. Dlaczego więc Jackson go tak zaczepiał? Czyżby było to spowodowane tym, że była to jedyna forma kontaktu między nimi, na jaką dotychczas mógł sobie pozwolić?
– Czyli po prostu byłeś ciekawy – stwierdził. No cóż, nie zaskoczyło go to. On sam również był ciekawy, jak mogło się potoczyć to ich spotkanie. Bo przecież, gdyby go to nie interesowało, to mógłby wysłać kolejną wiadomość, twierdząc, że najzwyczajniej w świecie się pomylił. Pomyłki się zdarzały. Nie zrobił jednak tego. Był ciekawy, co się stanie. Chciał się dowiedzieć, czy Luka jest rzeczywiście taki interesujący, jak mu się wydawało, czy też ich poprzednie spotkanie miało taki przebieg tylko i wyłącznie dlatego, że w ich żyłach krążył alkohol i była bardziej sprzyjająca atmosfera. Nie tak jak teraz, gdy było dość niezręcznie, chociaż jeszcze nie tak, by Jackson czuł się niekomfortowo.
– Nie wiedziałem, że możesz być taki miły – powiedział z lekkim przekąsem. Luka jednak obdarzył go kolejnym komplementem. Nie wiedział, czy robił to tylko w celach manipulacyjnych, czy rzeczywiście miał to na myśli. Tak czy siak, zrobiło mu się nieco lepiej. Rozluźnił się nieco, chociaż i tak zdecydował się zachować bezpieczny dystans. Przynajmniej na razie. – Posłuchaj, nie wiem, dlaczego cię tu zaprosiłem, ale skoro już tu jesteś, to spróbujmy to jakoś sensownie wykorzystać – powiedział, wstając z kanapy. Poszedł do kuchni, skąd wziął szklanki i kilka butelek alkoholu. Nie wiedział, co będą pić, ale chyba lepiej było mieć wszystko pod ręką. W zęby wetknął sobie dwie paczki czipsów, które wydały się w tym momencie najlepszą przekąską. No i da to ich dłoniom jakieś zajęcie.
Powoli wrócił do salonu i wytworzył usta, a paczki upadły z cichym szelestem na kanapę. Butelki i szklanki położył na stoliku obok. Zastanowił się przez chwilę czy nie przynieść jeszcze czegoś, jednak stwierdził, że jeśli będą czegoś potrzebować, to kuchnia nie jest daleko.
– Zdążyłem wypić wino, zanim przyjechałeś – wyjaśnił, chcąc oznajmić, że nie siedział tutaj trzeźwym. Wziął jednak butelkę piwa. Było przyjemnie chłodne, ale nie mroziło w dłonie. Upił kilka niewielkich łyków i usiadł na kanapie, tym razem bliżej swojego towarzysza. Poczuł drażniący smak chmielu na swoim języku, jednak smak ten nigdy mu nie przeszkadzał. Nie przepadał jednak za piwem, rzadko je pił. Nie, żeby ogólnie był jakimś wielkim koneserem alkoholu.
Poprawił się na kanapie, przysuwając się do Luki bliżej. Ostatnie słowa chłopaka nieco zmieniły jego postrzeganie. Chyba zbyt szybko zmieniał opinie o ludziach. Nie znaczyło to jednak, że zmienił swoje podejście do ciemnowłosego.
– Nie chciałem siedzieć sam, a byłeś pod ręką – powiedział w końcu, stawiając na prawdę. Nie chciał się przyznawać, że niechęć do bycia samemu wynikał z tego, że bał się być samemu w swoim własnym domu. Spojrzał na niego, siląc się na lekki, szczery uśmiech.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Jego humor wcale się nie poprawił po tym jak Jackson przyznał, że sam nie wiedział dlaczego go tu zaprosił. Liczył chyba, że chłopak powie coś bardziej interesującego, może nawet miłego? Choć nie miał w zwyczaju pokazywać swoich emocji za pomocą gestów czy nawet słów, to w głowie siedział mu teraz widok jego samego z lekko podkurczonymi nogami, głową opartą o kolana i tępym spojrzeniem wbitym w telewizor. Tak się właśnie czuł.
Przygryzł wargę niemal do krwi chcąc poczuć trochę czegoś realnego. Czy bywał miły? W sumie nie pamiętał takich sytuacji. Dla Luka zawsze coś musiało mieć znaczenie, niekoniecznie materiale, ale wciąż korzystne dla niego. Czy próba wyciągnięcia biednych dzieciaków z wyniszczającego ich uzależnienia była czymś takim? Zapewne tak, bo niektóre z tych szczyli za szybko zbliżało się do ich nieuchronnej śmierci. Kilku takich i by nie mógł się wydostać z tego bagna. Nie miał problemu z tym by porzucić handlowanie dragami czy zerwać swoje relacje z kryminalnym półświatkiem, ale nie chciał wylądować w kiciu do końca życia.
- Nazwijmy to rozsądkiem. - burknął po dłuższej chwili z lekko zaczerwienioną wargą. - W byciu miłym potrzeba bezinteresowności. To zdecydowanie nie ja. - z każdą minutą miał ten wypad do Jacksona za coraz to głupszy pomysł. Mógł zostać w domu i nie przeżywać teraz tego pierdolonego rollercoastera w swojej głowie. Nie chodził na terapie, bo gadanie o sobie było irytujące. Poza tym żaden psycholog nie wytrzymał z nim więcej niż dwie sesje. Zmarnowany czas i pieniądze. - Możemy spróbować, ale niczego nie obiecuję. Już czuję się jak gówno, a nie jestem u ciebie dłużej niż pół godziny. - rzucił za Jacksonem gdy ten zniknął w kuchni, szczerze nie przejmując się tym jak Parker zareaguje na taką wylewność z jego strony. Dopił szybko piwo do końca i westchnął łapiąc się za szyję i wykonując kilka ruchów po niej by się zrelaksować. Podekscytowany, flirciarski i zaintrygowany Luka zniknął bez śladu. Na jego miejsce wrócił ten zły brat bliźniak, który ma w poważaniu relacje międzyludzkie i najchętniej by stąd szybko zniknął. Może jakiś nocny wyścig po opuszczonych dzielnicach? Po alkoholu byłoby nawet ryzykowniej.
Gdy Jackson wrócił, Ratliff siedział już w nieco mniej luźnej pozycji, poprawił w międzyczasie koszulkę wcześniej odsłaniającą za dużo i miał lekki nieład na głowie, bo pewnie przeczesał włosy dłonią. - Och, czyli by w ogóle otworzyć mi drzwi musiałeś się już lekko wstawić? Nie sądziłem, że jestem aż tak zły i tragiczny, że przy każdym spotkaniu nie jesteś w stanie rozmawiać ze mną na trzeźwo. - w jego głosie nie można było dostrzec zawodu czy jakiejś agresji, bardziej lekką obojętność.
Był nieco zaskoczony gdy chłopak się do niego przysunął, na tyle blisko, że miał go na wyciągnięcie ręki. Czy zaczął się czuć przy nim nieco bardziej pewnie? Dawał mu bardzo dwuznaczne sygnały i nie wiedział co może o tym myśleć. Nie chciał też go zniechęcać do swojej osoby, więc postanowił nieco wyluzować. Słysząc jego kolejne słowa o samotności, uśmiechnął się lekko.
- Nie dziękuję za stwierdzenie, że "by nie siedzieć samemu nawet on jest ok", ale rozumiem. - odparł z lekkim dąsem. Nie miał mu jednak za złe tego, że wciąż próbuje balansować co o nim powinien sądzić. W końcu nie znali się za dobrze. - Nie lubisz zostawać sam w domu? Ja wprost przeciwnie - nie znam uczucia jak to jest być z kimś w domu. Moich rodziców nigdy nie ma, siostra mieszka w innym stanie. Śniadania jem sam, obiady też. Wiem tylko, że wracają, pracują wtedy z domu i nad ranem ich nie ma. Hej, chyba nie wiem nawet jak obecnie wyglądają. - próbował zażartować z tej sytuacji, ale była ona tragicznie brzmiąca nawet dla niego. Jego rodzina była fikcją. Miał pieniądze i rodziców w dokumentach, ale nie miał ich w życiu.
Otworzył sobie drugie piwo, bo nie chciał jeszcze przechodzić do czegoś mocniejszego. Podwinął też lekko rękawy. Wziął paczkę czipsów i otworzył ją wywijając górę opakowania i tworząc prowizoryczną miskę. Hej, był spryciarzem, zrobił to by nie musieć sięgać głęboko do w połowie pustego opakowania. Zgarnął kilka chipsów.
- Może obejrzymy jakiś horror zamiast tego romansidła? Czy nie jesteś fanem? - zapytał trzymając w dłoni pilot. Atmosfera między nimi zdecydowanie nie pasowała do tego co leciało na ekranie. Spojrzał pytająca na Parkera, przy tym dmuchnął w swoją grzywkę, która po jego wcześniejszej interwencji zasłaniała mu co chwilę oczy. Na twarzy rysowało mu się lekkie poirytowanie.
Jackson Parker
Przygryzł wargę niemal do krwi chcąc poczuć trochę czegoś realnego. Czy bywał miły? W sumie nie pamiętał takich sytuacji. Dla Luka zawsze coś musiało mieć znaczenie, niekoniecznie materiale, ale wciąż korzystne dla niego. Czy próba wyciągnięcia biednych dzieciaków z wyniszczającego ich uzależnienia była czymś takim? Zapewne tak, bo niektóre z tych szczyli za szybko zbliżało się do ich nieuchronnej śmierci. Kilku takich i by nie mógł się wydostać z tego bagna. Nie miał problemu z tym by porzucić handlowanie dragami czy zerwać swoje relacje z kryminalnym półświatkiem, ale nie chciał wylądować w kiciu do końca życia.
- Nazwijmy to rozsądkiem. - burknął po dłuższej chwili z lekko zaczerwienioną wargą. - W byciu miłym potrzeba bezinteresowności. To zdecydowanie nie ja. - z każdą minutą miał ten wypad do Jacksona za coraz to głupszy pomysł. Mógł zostać w domu i nie przeżywać teraz tego pierdolonego rollercoastera w swojej głowie. Nie chodził na terapie, bo gadanie o sobie było irytujące. Poza tym żaden psycholog nie wytrzymał z nim więcej niż dwie sesje. Zmarnowany czas i pieniądze. - Możemy spróbować, ale niczego nie obiecuję. Już czuję się jak gówno, a nie jestem u ciebie dłużej niż pół godziny. - rzucił za Jacksonem gdy ten zniknął w kuchni, szczerze nie przejmując się tym jak Parker zareaguje na taką wylewność z jego strony. Dopił szybko piwo do końca i westchnął łapiąc się za szyję i wykonując kilka ruchów po niej by się zrelaksować. Podekscytowany, flirciarski i zaintrygowany Luka zniknął bez śladu. Na jego miejsce wrócił ten zły brat bliźniak, który ma w poważaniu relacje międzyludzkie i najchętniej by stąd szybko zniknął. Może jakiś nocny wyścig po opuszczonych dzielnicach? Po alkoholu byłoby nawet ryzykowniej.
Gdy Jackson wrócił, Ratliff siedział już w nieco mniej luźnej pozycji, poprawił w międzyczasie koszulkę wcześniej odsłaniającą za dużo i miał lekki nieład na głowie, bo pewnie przeczesał włosy dłonią. - Och, czyli by w ogóle otworzyć mi drzwi musiałeś się już lekko wstawić? Nie sądziłem, że jestem aż tak zły i tragiczny, że przy każdym spotkaniu nie jesteś w stanie rozmawiać ze mną na trzeźwo. - w jego głosie nie można było dostrzec zawodu czy jakiejś agresji, bardziej lekką obojętność.
Był nieco zaskoczony gdy chłopak się do niego przysunął, na tyle blisko, że miał go na wyciągnięcie ręki. Czy zaczął się czuć przy nim nieco bardziej pewnie? Dawał mu bardzo dwuznaczne sygnały i nie wiedział co może o tym myśleć. Nie chciał też go zniechęcać do swojej osoby, więc postanowił nieco wyluzować. Słysząc jego kolejne słowa o samotności, uśmiechnął się lekko.
- Nie dziękuję za stwierdzenie, że "by nie siedzieć samemu nawet on jest ok", ale rozumiem. - odparł z lekkim dąsem. Nie miał mu jednak za złe tego, że wciąż próbuje balansować co o nim powinien sądzić. W końcu nie znali się za dobrze. - Nie lubisz zostawać sam w domu? Ja wprost przeciwnie - nie znam uczucia jak to jest być z kimś w domu. Moich rodziców nigdy nie ma, siostra mieszka w innym stanie. Śniadania jem sam, obiady też. Wiem tylko, że wracają, pracują wtedy z domu i nad ranem ich nie ma. Hej, chyba nie wiem nawet jak obecnie wyglądają. - próbował zażartować z tej sytuacji, ale była ona tragicznie brzmiąca nawet dla niego. Jego rodzina była fikcją. Miał pieniądze i rodziców w dokumentach, ale nie miał ich w życiu.
Otworzył sobie drugie piwo, bo nie chciał jeszcze przechodzić do czegoś mocniejszego. Podwinął też lekko rękawy. Wziął paczkę czipsów i otworzył ją wywijając górę opakowania i tworząc prowizoryczną miskę. Hej, był spryciarzem, zrobił to by nie musieć sięgać głęboko do w połowie pustego opakowania. Zgarnął kilka chipsów.
- Może obejrzymy jakiś horror zamiast tego romansidła? Czy nie jesteś fanem? - zapytał trzymając w dłoni pilot. Atmosfera między nimi zdecydowanie nie pasowała do tego co leciało na ekranie. Spojrzał pytająca na Parkera, przy tym dmuchnął w swoją grzywkę, która po jego wcześniejszej interwencji zasłaniała mu co chwilę oczy. Na twarzy rysowało mu się lekkie poirytowanie.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
No cóż, atmosfera rzeczywiście nie była sprzyjająca. Czy się temu dziwił? Niespecjalnie. Nie znali się przecież. O czym mieliby ze sobą rozmawiać? Ich wspólna impreza i upojenie alkoholowe zdecydowanie ułatwiało sprawy między nimi. Bez tego było drętwo. Pewnie źle do tego podchodził, no ale nie potrafił inaczej, kiedy w głowie szalało mu tak dużo, często sprzecznych ze sobą myśli. Komunikacja między nimi siedziała i żaden z nich nie chciał przyznać, co siedziało mu w głowie. Był mocno rozdarty w tym wszystkim i nie miał z kim o tym pogadać.
– Czemu? – zagaił. Bycie bezinteresownym nie było w jego oczach takie złe, chociaż rozumiał, czemu ktoś starałby się wyzbyć tej cechy. Nie każdy lubił dawać się wykorzystywać i był zaintrygowany, co było przyczyną u Luka. Nie chciał wdawać się w psychoanalizy, ale być może, po prostu chciał go w jakiś sposób zrozumieć nieco lepiej. W końcu każdy zachowuje się w jakiś sposób z konkretnego powodu.
– Nie trzymam cię tu siłą, możesz sobie iść, skoro czujesz się tak źle – mruknął. Nie wiedział, czego Luka od niego oczekiwał. Znaczy, mógł się domyślić i pewnie tak było, ale Jackson nie zapraszał go na nic konkretnego. Tak sobie przynajmniej wmawiał w tym momencie. Mógł na tym spotkaniu skorzystać, ale prawda była taka, że nie tracił zbyt wiele, jeśli Luka zdecydowałby się wstać i wyjść. Ich życia wróciłyby na swój normalny tor, a Jackson nabrałby przekonania, że imprezowy incydent był jedną, wielką, pijacką pomyłką, którą będzie mógł przeżywać, gdy nie będzie mógł zasnąć.
No ale może nie chciał, żeby okazała się pomyłką?
– Tego nie powiedziałem – zaprotestował. Nie musiał się upijać, by znosić czyjekolwiek towarzystwo. – Nie mówiłem też, że jesteś tragiczny, ale sam musisz przyznać, że dotychczas nie dawałeś mi żadnych powodów do tego, by cię lubić – dodał. Nie oczekiwał, że Luka w jakikolwiek sposób interesuje się, co też myśli o nim Jackson. Zgadywał, że nawet nie zaprzątał mu głowy i Ratliff pewnie nawet nie wiedział, że on istnieje, dopóki nie interweniował w sprawie Ocean.
Skrzyżował ręce na piersi i fuknął pod nosem. Nie tak sobie wyobrażał to spotkanie. Nie, żeby jakoś szczególnie intensywnie o nim myślał, skoro zaproszenie wyszło całkowicie spontanicznie.
– Mieszkamy tu tylko w trójkę, ale dom jest mały, więc cały czas ma się wrażenie, że jest tłoczno… A gdy nikogo nie ma, to ta samotność jest wyjątkowo mocno odczuwalna – wyjaśnił. Nie chciał komentować tego, co powiedział mu Luka, bo odnosił wrażenie, że gdy tylko kieruje jakiś komentarz w jego stronę, to jego postawa się zmienia. Współczuł mu jednak, bo nikt nie zasługiwał na to, by traktować rodzinę jak obcych, których wyglądu nie jest się w stanie zapamiętać. Tak, wiedział, że pewnie był to żart, ale z ust chłopaka zabrzmiał dość prawdziwie, żeby Jackson tego nie wyłapał.
– Uwielbiam horrory – odpowiedział entuzjastycznie. Niestety nie znał zbyt wielu osób, z którymi mógłby je oglądać. Uśmiechnął się więc mimowolnie i spojrzał na rozmówcę, który właśnie dmuchnął w swoją grzywkę. Niemal natychmiast uderzył w niego instynkt fryzjera, który zmusił jego wolną dłoń do zbliżenia się do twarzy Luki. Pochylił się w jego stronę. Delikatnie poprawił jego włosy, tak aby te nie opadały mu znów na czoło. Jak można się domyślać, jego dotyk czynił cuda, a włosy słuchały się go jak zaczarowane. Spojrzał mu przy tym w oczy. Ich twarze znalazły się teraz wyjątkowo blisko. Tak blisko, że był w stanie policzyć plamki w oczach chłopaka. Mimowolnie przygryzł swoją wargę i niemal w tej samej chwili stracił jakiekolwiek zainteresowanie oglądaniem filmu.
Luka Ratliff
– Czemu? – zagaił. Bycie bezinteresownym nie było w jego oczach takie złe, chociaż rozumiał, czemu ktoś starałby się wyzbyć tej cechy. Nie każdy lubił dawać się wykorzystywać i był zaintrygowany, co było przyczyną u Luka. Nie chciał wdawać się w psychoanalizy, ale być może, po prostu chciał go w jakiś sposób zrozumieć nieco lepiej. W końcu każdy zachowuje się w jakiś sposób z konkretnego powodu.
– Nie trzymam cię tu siłą, możesz sobie iść, skoro czujesz się tak źle – mruknął. Nie wiedział, czego Luka od niego oczekiwał. Znaczy, mógł się domyślić i pewnie tak było, ale Jackson nie zapraszał go na nic konkretnego. Tak sobie przynajmniej wmawiał w tym momencie. Mógł na tym spotkaniu skorzystać, ale prawda była taka, że nie tracił zbyt wiele, jeśli Luka zdecydowałby się wstać i wyjść. Ich życia wróciłyby na swój normalny tor, a Jackson nabrałby przekonania, że imprezowy incydent był jedną, wielką, pijacką pomyłką, którą będzie mógł przeżywać, gdy nie będzie mógł zasnąć.
No ale może nie chciał, żeby okazała się pomyłką?
– Tego nie powiedziałem – zaprotestował. Nie musiał się upijać, by znosić czyjekolwiek towarzystwo. – Nie mówiłem też, że jesteś tragiczny, ale sam musisz przyznać, że dotychczas nie dawałeś mi żadnych powodów do tego, by cię lubić – dodał. Nie oczekiwał, że Luka w jakikolwiek sposób interesuje się, co też myśli o nim Jackson. Zgadywał, że nawet nie zaprzątał mu głowy i Ratliff pewnie nawet nie wiedział, że on istnieje, dopóki nie interweniował w sprawie Ocean.
Skrzyżował ręce na piersi i fuknął pod nosem. Nie tak sobie wyobrażał to spotkanie. Nie, żeby jakoś szczególnie intensywnie o nim myślał, skoro zaproszenie wyszło całkowicie spontanicznie.
– Mieszkamy tu tylko w trójkę, ale dom jest mały, więc cały czas ma się wrażenie, że jest tłoczno… A gdy nikogo nie ma, to ta samotność jest wyjątkowo mocno odczuwalna – wyjaśnił. Nie chciał komentować tego, co powiedział mu Luka, bo odnosił wrażenie, że gdy tylko kieruje jakiś komentarz w jego stronę, to jego postawa się zmienia. Współczuł mu jednak, bo nikt nie zasługiwał na to, by traktować rodzinę jak obcych, których wyglądu nie jest się w stanie zapamiętać. Tak, wiedział, że pewnie był to żart, ale z ust chłopaka zabrzmiał dość prawdziwie, żeby Jackson tego nie wyłapał.
– Uwielbiam horrory – odpowiedział entuzjastycznie. Niestety nie znał zbyt wielu osób, z którymi mógłby je oglądać. Uśmiechnął się więc mimowolnie i spojrzał na rozmówcę, który właśnie dmuchnął w swoją grzywkę. Niemal natychmiast uderzył w niego instynkt fryzjera, który zmusił jego wolną dłoń do zbliżenia się do twarzy Luki. Pochylił się w jego stronę. Delikatnie poprawił jego włosy, tak aby te nie opadały mu znów na czoło. Jak można się domyślać, jego dotyk czynił cuda, a włosy słuchały się go jak zaczarowane. Spojrzał mu przy tym w oczy. Ich twarze znalazły się teraz wyjątkowo blisko. Tak blisko, że był w stanie policzyć plamki w oczach chłopaka. Mimowolnie przygryzł swoją wargę i niemal w tej samej chwili stracił jakiekolwiek zainteresowanie oglądaniem filmu.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Nie wiedział jak wybrnąć z pytania "czemu" gdy chodzi o bezinteresowność. Nie robił niczego dla pieniędzy, więc chyba kwalifikował się w pewnym stopniu. Z drugiej strony zawsze oczekiwał w zamian jakieś przysługi, szantażował albo "kontrolował" osobę uzależnioną. Może nie istniała jedna, poprawna odpowiedź na to pytanie. Różni ludzie mogą też spojrzeć na jego wyczyny w zupełnie odmienny sposób.
- Bo nie jestem bezinteresowny. Po prostu nie wymagam niczego materialnego w zamian. - uciął temat dość krótko. Nie miał ochoty dłużej o sobie rozmawiać. Jackson nie był dla niego nikim wyjątkowym, a tylko takie osoby były w stanie go poznać trochę bliżej. - Och, czyli nagle samotność już ci nie będzie przeszkadzać? Co ty masz za problem? Nie wiem czego oczekiwałeś po mnie. Nie jestem taki jak twoi znajomi. Nie jestem miłym, słodkim, kochanym chłopaczkiem. Nigdy nie będę.
Parker powoli pukał do bardzo niebezpiecznych drzwi. Luka nie radził sobie z takim bagażem emocjonalnym. Przyłapał się już nawet na zaciskaniu pięści. Nie zrobiłby żadnej krzywdy chłopakowi, ale na pewno wydarł by się na niego i z hukiem opuścił jego dom. Był krok od podjęcia takiej decyzji. Widocznie nie mieli sobie nic do powiedzenia ani zaoferowania, gdy w ich żyłach nie pływa już spora dawka alkoholu. Liczył, że Jackson okaże się kimś innym i nie przekreśli go już po godzinie rozmowy. Widocznie się pomylił.
- Nie dawałem ci żadnych powodów do lubienia mnie, ale poza sytuacją z Ocean, nie dawałem też żadnych byś miał do mnie problem osobiście. Tobie nigdy nic nie zrobiłem, Russella też tu nie ma. Jeśli masz mnie traktować z góry cały wieczór, to może faktycznie to nie ma sensu. Ja pierdolę... - jego irytacja była już widoczna na twarzy. Chciał by ten wieczór przebiegł inaczej, ale albo różnili się za bardzo, albo Parker miał zakodowane, że Luka jest potworem.
Jego kolejne słowa zupełnie zignorował. Nie interesowało go już co chłopak ma do powiedzenia. Skupił się już tylko na tym, że przecież nie są w stanie się dogadać. Powinien zabrać swój tyłek z tej kanapy i po prostu wyjść. Odjechać i zapomnieć, że ten cyrk miał w ogóle dzisiaj miejsce. Zapomni o Jacksonie, Parker o nim i będzie dla każdego lepiej. Nawet horror już tego nie uratuje. Pozwolił mu poprawić swoje włosy, ale gdy ten przybliżył się do niego niebezpiecznie, jego twarz zamieniła się w woskową figurę.
- Hej, wyhamuj. - położył rękę na jego klatce piersiowej, delikatnie go odsuwając. - Przed chwilą powiedziałeś mi, że jak mi nie pasuje to mam sobie iść, a teraz co? Próbujesz tymi słodkimi oczkami załagodzić sytuację? Nie rozumiem cię, Parker. Dałbym głowę, że chcesz mnie teraz pocałować, a przed chwilą chętnie widziałbyś mnie odjeżdżającego samochodem.
Przeszła mu cała złość, która została zastąpiona skonfliktowaniem i niemałym szokiem. Gdy pierwszy raz dzisiaj zobaczył Jacksona, niemal pragnął wpić się w jego usta i drapieżnie przyciągnąć go do siebie. W tej chwili nie był już pewny niczego i czuł się jak w jakimś tandetnym melodramacie. - Jeśli chciałeś umówić się na hookup, to mogłeś to napisać. Alkohol i cała ta psychologiczna otoczka nie były do tego potrzebne.
Czy był za szorstki? Może. Miał nadzieję jednak, że Jackson go zrozumie. Niemal wskazał mu drzwi do wyjścia, a teraz czuje jego przyspieszone bicie serca opuszkami palców. Gdyby nie ta przedziwna sytuacja, nie mógłby się powstrzymać. Poddałby się tej chwili bez zawahania.
Jackson Parker
- Bo nie jestem bezinteresowny. Po prostu nie wymagam niczego materialnego w zamian. - uciął temat dość krótko. Nie miał ochoty dłużej o sobie rozmawiać. Jackson nie był dla niego nikim wyjątkowym, a tylko takie osoby były w stanie go poznać trochę bliżej. - Och, czyli nagle samotność już ci nie będzie przeszkadzać? Co ty masz za problem? Nie wiem czego oczekiwałeś po mnie. Nie jestem taki jak twoi znajomi. Nie jestem miłym, słodkim, kochanym chłopaczkiem. Nigdy nie będę.
Parker powoli pukał do bardzo niebezpiecznych drzwi. Luka nie radził sobie z takim bagażem emocjonalnym. Przyłapał się już nawet na zaciskaniu pięści. Nie zrobiłby żadnej krzywdy chłopakowi, ale na pewno wydarł by się na niego i z hukiem opuścił jego dom. Był krok od podjęcia takiej decyzji. Widocznie nie mieli sobie nic do powiedzenia ani zaoferowania, gdy w ich żyłach nie pływa już spora dawka alkoholu. Liczył, że Jackson okaże się kimś innym i nie przekreśli go już po godzinie rozmowy. Widocznie się pomylił.
- Nie dawałem ci żadnych powodów do lubienia mnie, ale poza sytuacją z Ocean, nie dawałem też żadnych byś miał do mnie problem osobiście. Tobie nigdy nic nie zrobiłem, Russella też tu nie ma. Jeśli masz mnie traktować z góry cały wieczór, to może faktycznie to nie ma sensu. Ja pierdolę... - jego irytacja była już widoczna na twarzy. Chciał by ten wieczór przebiegł inaczej, ale albo różnili się za bardzo, albo Parker miał zakodowane, że Luka jest potworem.
Jego kolejne słowa zupełnie zignorował. Nie interesowało go już co chłopak ma do powiedzenia. Skupił się już tylko na tym, że przecież nie są w stanie się dogadać. Powinien zabrać swój tyłek z tej kanapy i po prostu wyjść. Odjechać i zapomnieć, że ten cyrk miał w ogóle dzisiaj miejsce. Zapomni o Jacksonie, Parker o nim i będzie dla każdego lepiej. Nawet horror już tego nie uratuje. Pozwolił mu poprawić swoje włosy, ale gdy ten przybliżył się do niego niebezpiecznie, jego twarz zamieniła się w woskową figurę.
- Hej, wyhamuj. - położył rękę na jego klatce piersiowej, delikatnie go odsuwając. - Przed chwilą powiedziałeś mi, że jak mi nie pasuje to mam sobie iść, a teraz co? Próbujesz tymi słodkimi oczkami załagodzić sytuację? Nie rozumiem cię, Parker. Dałbym głowę, że chcesz mnie teraz pocałować, a przed chwilą chętnie widziałbyś mnie odjeżdżającego samochodem.
Przeszła mu cała złość, która została zastąpiona skonfliktowaniem i niemałym szokiem. Gdy pierwszy raz dzisiaj zobaczył Jacksona, niemal pragnął wpić się w jego usta i drapieżnie przyciągnąć go do siebie. W tej chwili nie był już pewny niczego i czuł się jak w jakimś tandetnym melodramacie. - Jeśli chciałeś umówić się na hookup, to mogłeś to napisać. Alkohol i cała ta psychologiczna otoczka nie były do tego potrzebne.
Czy był za szorstki? Może. Miał nadzieję jednak, że Jackson go zrozumie. Niemal wskazał mu drzwi do wyjścia, a teraz czuje jego przyspieszone bicie serca opuszkami palców. Gdyby nie ta przedziwna sytuacja, nie mógłby się powstrzymać. Poddałby się tej chwili bez zawahania.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Zapadła cisza. Nie miał ochoty się odzywać w tym momencie i ogólnie chciałby, żeby kanapa nagle stała się płynna i niczym ruchome piaski pochłonęła go całego. Z całą pewnością w środku byłoby dużo przyjemniej i wygodniej. Pewnie nawet sprężyny nie stanowiłyby żadnego większego problemu.
– Ja mam problem? – zapytał, chociaż nie oczekiwał żadnej konkretnej odpowiedzi. – Nie miałem żadnych oczekiwań… wybacz, że chciałem cię lepiej poznać, czy coś… – mruknął. Luka był dla niego jedną wielką niewiadomą, więc to było raczej oczywiste, że gdy już mieli okazję się spotkać i porozmawiać prywatnie, to Jackson chciał to wykorzystać na lepsze przyjrzenie się Ratliffowi. Możliwe, że zastosował złe podejście, ale jeśli Luka myślał, że przyjedzie tu i Jackson od razu będzie czuł się przy nim swobodnie i milutko, to się pomylił. W jego głowie kłębiło się wiele różnych myśli, które często wykluczały się wzajemnie. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. – No cóż, jeśli przyjechałeś tu z myślą, że od razu będę starać się, żeby zasłużyć na to, by oglądać cię w samych bokserkach, to chyba obaj mieliśmy inne wyobrażenia – stwierdził w końcu. Mogli udawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku, ale każdy z nich wiedział, że tak nie było. Nawet Luka sam to zauważył już na samym początku swojej wizyty tutaj, że spotkanie to było niespodziewane.
– Kiedy potraktowałem cię z góry? Nie powiedziałem też nigdy, że jesteś okropnym człowiekiem? – zapytał, ale może powinien się już ugryźć w ten język. Nie wiedział, że jego słowa mogłyby zostać odebrane właśnie w taki sposób. Nigdy nie wywyższał się nad innymi, brakowało mu tej pewności siebie, bo przecież w każdej chwili ktoś mógł przypomnieć mu, jaki to jest beznadziejny.
Ewidentnie nie był to wieczór, na który liczyli. Nie przeszkadzało mu to, że Luka nie widział żadnego problemu, jednak zaczynało mu ciążyć to, jak Ratliff traktował Ocean. Jackson i Russell się przyjaźnili, a przynajmniej w oczach blondyna tak ta ich znajomość wyglądała. Nie mógł przejść obojętnie obok tego, jak Luka traktuje Ocean. Bo czy to spotkanie nie świadczyło o tym, że Parker przymyka oko na to traktowanie? Nie chciał, żeby tak zostało odebrane i właśnie dlatego chciał wiedzieć, z kim tak naprawdę ma do czynienia.
– Tak, masz rację… – przyznał, odsuwając się. – Sam nie wiem, czego chcę – dodał, usadawiając się na przeciwnej stronie kanapy. Buzowały w nim różne emocje, których ewidentnie nie był w stanie zrozumieć i ogarnąć. Nie wiedział, co robić. Nie wiedział, czego Luka oczekiwał. Nie wiedział też, czego sam chciał. Dopił swoją butelkę piwa, którą trzymał w dłoni. Nie był to może najlepszy pomysł, bo bąbelki szybko uderzyły w jego żołądek. Nie pił zbyt wielu gazowanych napojów, a już z całą pewnością nie robił tego tak szybko.
Rozumiał go, w sumie to Jackson dawał mu sprzeczne sygnały. Zapraszając go tutaj, mógł dać mu do zrozumienia, że ściąga go tutaj tylko w jednym celu. Z tym że Parker sam nie był pewny, jaki ten cel był.
Luka Ratliff
– Ja mam problem? – zapytał, chociaż nie oczekiwał żadnej konkretnej odpowiedzi. – Nie miałem żadnych oczekiwań… wybacz, że chciałem cię lepiej poznać, czy coś… – mruknął. Luka był dla niego jedną wielką niewiadomą, więc to było raczej oczywiste, że gdy już mieli okazję się spotkać i porozmawiać prywatnie, to Jackson chciał to wykorzystać na lepsze przyjrzenie się Ratliffowi. Możliwe, że zastosował złe podejście, ale jeśli Luka myślał, że przyjedzie tu i Jackson od razu będzie czuł się przy nim swobodnie i milutko, to się pomylił. W jego głowie kłębiło się wiele różnych myśli, które często wykluczały się wzajemnie. Nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. – No cóż, jeśli przyjechałeś tu z myślą, że od razu będę starać się, żeby zasłużyć na to, by oglądać cię w samych bokserkach, to chyba obaj mieliśmy inne wyobrażenia – stwierdził w końcu. Mogli udawać, że wszystko było w jak najlepszym porządku, ale każdy z nich wiedział, że tak nie było. Nawet Luka sam to zauważył już na samym początku swojej wizyty tutaj, że spotkanie to było niespodziewane.
– Kiedy potraktowałem cię z góry? Nie powiedziałem też nigdy, że jesteś okropnym człowiekiem? – zapytał, ale może powinien się już ugryźć w ten język. Nie wiedział, że jego słowa mogłyby zostać odebrane właśnie w taki sposób. Nigdy nie wywyższał się nad innymi, brakowało mu tej pewności siebie, bo przecież w każdej chwili ktoś mógł przypomnieć mu, jaki to jest beznadziejny.
Ewidentnie nie był to wieczór, na który liczyli. Nie przeszkadzało mu to, że Luka nie widział żadnego problemu, jednak zaczynało mu ciążyć to, jak Ratliff traktował Ocean. Jackson i Russell się przyjaźnili, a przynajmniej w oczach blondyna tak ta ich znajomość wyglądała. Nie mógł przejść obojętnie obok tego, jak Luka traktuje Ocean. Bo czy to spotkanie nie świadczyło o tym, że Parker przymyka oko na to traktowanie? Nie chciał, żeby tak zostało odebrane i właśnie dlatego chciał wiedzieć, z kim tak naprawdę ma do czynienia.
– Tak, masz rację… – przyznał, odsuwając się. – Sam nie wiem, czego chcę – dodał, usadawiając się na przeciwnej stronie kanapy. Buzowały w nim różne emocje, których ewidentnie nie był w stanie zrozumieć i ogarnąć. Nie wiedział, co robić. Nie wiedział, czego Luka oczekiwał. Nie wiedział też, czego sam chciał. Dopił swoją butelkę piwa, którą trzymał w dłoni. Nie był to może najlepszy pomysł, bo bąbelki szybko uderzyły w jego żołądek. Nie pił zbyt wielu gazowanych napojów, a już z całą pewnością nie robił tego tak szybko.
Rozumiał go, w sumie to Jackson dawał mu sprzeczne sygnały. Zapraszając go tutaj, mógł dać mu do zrozumienia, że ściąga go tutaj tylko w jednym celu. Z tym że Parker sam nie był pewny, jaki ten cel był.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Przygryzł boleśnie wargę już drugi raz tego dnia. Nie radził sobie z takimi sytuacjami, bo nigdy ich nie miał. Ludzie byli do niego zawsze nastawieni nieprzyjaźnie, a wszystkie jego przyjemniejsze momenty w kontaktach międzyludzkich odbywały się bez słowa. Nie planował też zniechęcić Jacksona do siebie bardziej niż już to zrobił. Jeśli by teraz wyszedł, to już nigdy ze sobą nie porozmawiają. Nawet przypadkowe spotkania będą dziwne i obaj będą chcieli ich unikać. Nie chciał tego. Jeszcze nie był tak negatywnie nastawiony do tego wieczoru.
- Hej, to nie tak. - oparł się o kanapę i przymknął oczy chcąc uniknąć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z chłopakiem. - Po prostu... Pomyślałem, ze jeśli się nie znamy, nie wiemy o sobie zbyt wiele, mamy o sobie jakieś pojęcie tylko z tego co inni o nas mówią, to zaczniemy z czystą kartą. Damy sobie szansę na normalną relację. Tymczasem ty nawet nie próbujesz. Cały twój wizerunek mojej osoby kręci się wokół tego jak traktuję innych lub w szczególności Ocean. Jak mamy coś zbudować własnego, gdy ty już postawiłeś mur nim nawet zaczęliśmy?
Czuł się osaczony tym sposobem podejścia do niego. Nie myślał oczywiście, że to jak traktuje innych pozostanie zupełnie zignorowane i nie wpłynie na jego relacje z ludźmi, ale oczekiwał dania mu drugiej szansy. Może na osobności był inną osobą, którą nawet dało się polubić?
Otworzył oczy szeroko dopiero gdy usłyszał kolejnego słowa Parkera. Zaśmiał się, ale zdecydowanie nie drwił tu z chłopaka. Naprawdę rozbawiło go ta wizja. - Zdecydowanie nie to miałem w planach! Choć możesz mi nie wierzyć, to chciałem posiedzieć i pogadać. Tylko tyle. Jestem flirciarskim typem i nie ukrywam tego, ale nie zależy mi na zaglądaniu każdemu do majtek. - odburknął udając oburzenie, że w ogóle Jackson miał czelność tak o nim pomyśleć. W rzeczywistości nie zdenerwowało go to w żaden sposób. Na miejscu Parkera miałby podobne odczucia. Gdy ten chyba próbował go pocałować, rzucił mu prosto w twarz o tym, że jeśli chciał się z nim przespać, to trzeba było to napisać. Teraz wolałby cofnąć te słowa i ugryźć się w język.
Podrapał się po głowie nie wiedząc co teraz ze sobą zrobić. Nie chciał rzucić prostego "no to cześć" i wyjść. Nie mógł też po prostu udawać, że nic się nie stało i mogą wrócić do filmu, i wszystko będzie super. Chciał załagodzić jakoś sytuację, ale i też pokazać Jacksonowi, że nie chce tylko jednego, ale nie przekreśla go w tym samym czasie. - Hej, chcemy obejrzeć ten film mimo wszystko? Możesz wybrać. - zapytał po chwili spoglądając na chłopaka, który odsunął się od niego na bezpieczną odległość. - Nie chcę wychodzić bez słowa, nie chcę kończyć tego wieczoru w takich humorach. Naprawdę liczę na to, że jesteśmy w stanie normalnie rozmawiać i się lepiej poznać.
Przybliżył się do Parkera powoli i z uśmiechem szturchnął go w ramię. Chciał mu pokazać, że naprawdę ma czyste zamiary i nie zamierza zrywać dzisiaj tej znajomości. W przypływie pewności siebie, postawił na odwagę i spróbował objąć Jacksona. Jeśli ten będzie się chciał odsunąć, będzie miał na to jeszcze miejsce, a Luka bez słowa mu na to pozwoli. Miał jednak nadzieję, że chwila takiej bliskości pozwoli im się uspokoić i rozluźni napiętą atmosferę. Tak przynajmniej zawsze było w jego przypadku.
Jackson Parker
- Hej, to nie tak. - oparł się o kanapę i przymknął oczy chcąc uniknąć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z chłopakiem. - Po prostu... Pomyślałem, ze jeśli się nie znamy, nie wiemy o sobie zbyt wiele, mamy o sobie jakieś pojęcie tylko z tego co inni o nas mówią, to zaczniemy z czystą kartą. Damy sobie szansę na normalną relację. Tymczasem ty nawet nie próbujesz. Cały twój wizerunek mojej osoby kręci się wokół tego jak traktuję innych lub w szczególności Ocean. Jak mamy coś zbudować własnego, gdy ty już postawiłeś mur nim nawet zaczęliśmy?
Czuł się osaczony tym sposobem podejścia do niego. Nie myślał oczywiście, że to jak traktuje innych pozostanie zupełnie zignorowane i nie wpłynie na jego relacje z ludźmi, ale oczekiwał dania mu drugiej szansy. Może na osobności był inną osobą, którą nawet dało się polubić?
Otworzył oczy szeroko dopiero gdy usłyszał kolejnego słowa Parkera. Zaśmiał się, ale zdecydowanie nie drwił tu z chłopaka. Naprawdę rozbawiło go ta wizja. - Zdecydowanie nie to miałem w planach! Choć możesz mi nie wierzyć, to chciałem posiedzieć i pogadać. Tylko tyle. Jestem flirciarskim typem i nie ukrywam tego, ale nie zależy mi na zaglądaniu każdemu do majtek. - odburknął udając oburzenie, że w ogóle Jackson miał czelność tak o nim pomyśleć. W rzeczywistości nie zdenerwowało go to w żaden sposób. Na miejscu Parkera miałby podobne odczucia. Gdy ten chyba próbował go pocałować, rzucił mu prosto w twarz o tym, że jeśli chciał się z nim przespać, to trzeba było to napisać. Teraz wolałby cofnąć te słowa i ugryźć się w język.
Podrapał się po głowie nie wiedząc co teraz ze sobą zrobić. Nie chciał rzucić prostego "no to cześć" i wyjść. Nie mógł też po prostu udawać, że nic się nie stało i mogą wrócić do filmu, i wszystko będzie super. Chciał załagodzić jakoś sytuację, ale i też pokazać Jacksonowi, że nie chce tylko jednego, ale nie przekreśla go w tym samym czasie. - Hej, chcemy obejrzeć ten film mimo wszystko? Możesz wybrać. - zapytał po chwili spoglądając na chłopaka, który odsunął się od niego na bezpieczną odległość. - Nie chcę wychodzić bez słowa, nie chcę kończyć tego wieczoru w takich humorach. Naprawdę liczę na to, że jesteśmy w stanie normalnie rozmawiać i się lepiej poznać.
Przybliżył się do Parkera powoli i z uśmiechem szturchnął go w ramię. Chciał mu pokazać, że naprawdę ma czyste zamiary i nie zamierza zrywać dzisiaj tej znajomości. W przypływie pewności siebie, postawił na odwagę i spróbował objąć Jacksona. Jeśli ten będzie się chciał odsunąć, będzie miał na to jeszcze miejsce, a Luka bez słowa mu na to pozwoli. Miał jednak nadzieję, że chwila takiej bliskości pozwoli im się uspokoić i rozluźni napiętą atmosferę. Tak przynajmniej zawsze było w jego przypadku.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Wpatrzył się w telewizor. Nie skupiał się zbytnio na tym, co aktualnie działo się na ekranie. Nie wiedział nawet, co tak naprawdę na nim było i co oglądał. Myślał tylko i wyłącznie o tej chwili i o tym, co się stało. Dziwnie się czuł, bardzo nieswojo i chciał wierzyć, że było to spowodowane piwem, które wypił za szybko, a nie emocjami, które czuł. Bo jeśli tak ma wyglądać wchodzenie w dorosłość i próba budowania nowych relacji z chłopakami, to nie wiedział, czy w ogóle chciał się w to bawić. No ale przecież nikt mu też nie mówił, że będzie łatwo.
– Bo cały twój wizerunek, jaki mam, dotyczy tego, jak ją traktujesz… zastanawiałem się, czy taki jesteś naprawdę, czy nie – powiedział, zaraz jednak pokręcił głową. – Z resztą nie mówmy już o tym, masz rację – zgodził się. Postawił mur, bo takie zachowanie było bowiem najbezpieczniejsze. Jedyną wiedzą, jaka dysponował na temat Luki, było to, jak ten się zachowuje w stosunku do Ocean. Wiedza ta była czymś, co dawało mu poczucie względnego bezpieczeństwa, bo pozwalała mniej więcej oszacować, jak chłopak może się zachować w stosunku do niego. O ile jednak dodawała Parkerowi nieco śmiałości, to jednak wcale nie musiała być prawdziwa. Luka mógł być całkowicie innym człowiekiem, niż tym za którego się podawał. No i miał też rację co do uprzedzenia Jacksona, bo chłopak powinien dać mu chociaż niewielką szansę na to, by mógł zaprezentować się z zupełnie innej strony.
Spojrzał na niego. Nie chciał go już oceniać, nie chciał komentować tego, co mówił, bo nie był już nawet pewny, czy wszystko to rozumie. Idealnie byłoby, gdyby mogli cofnąć czas i zacząć to wszystko od nowa. Ciężko mu było jednak wyłapać punkt, w którym ten wieczór zamienił się w tę tragedię, którą teraz rozgrywali. Niestety pętle czasowe nie były możliwe, nie dało się powtórzyć tego, co już się wydarzyło. Oczywiście dało się to naprawić, tylko pytanie, jak można było to zrobić?
Ostatnie słowa Luki go nieco uspokoiły. Jeśli chłopak nie chciał sobie iść, to znaczyło to, że jeszcze była szansa na to, by odrobinę poprawić ten wieczór. Jackson oczywiście nie zdziwiłby się, gdyby Ratliff po prostu wstał i wyszedł, bo to wydawało się tak logiczne, że zachowanie chłopaka naprawdę zaskoczyło blondyna. To tylko pokazywało, jak bardzo się nie znali i jak odmienne wrażenia mogli o sobie mieć.
– Zacznijmy więc od początku – powiedział. Bo jeśli ten wieczór miał się jeszcze udać, nawet w niewielkim stopniu, to tylko wtedy, kiedy rzeczywiście zaczną od zera. – Możemy obejrzeć to co jest – powiedział. Nie miał głowy do wybierania tytułów w tej chwili. – Zdam się na ciebie – dodał po chwili, gdy poczuł na ramieniu rękę chłopaka. Poczuł, jak serce zaczyna bić mu nieco szybciej, jednak nie chciał tego po sobie jeszcze poznać. Nie wiedział, jak to się wszystko skończy, ale z całą pewnością chciał, żeby to, co wydarzyło się do tej pory, poszło w niepamięć. – Masz jakiś ulubiony film? – pytał z ciekawości, może ich gusta filmowe są czymś, co może ich połączyć i naprowadzić na jakiś temat rozmowy. Zawsze coś do przełamania pierwszych lodów. Był pewien, że później poszłoby już sprawnie.
Luka Ratliff
– Bo cały twój wizerunek, jaki mam, dotyczy tego, jak ją traktujesz… zastanawiałem się, czy taki jesteś naprawdę, czy nie – powiedział, zaraz jednak pokręcił głową. – Z resztą nie mówmy już o tym, masz rację – zgodził się. Postawił mur, bo takie zachowanie było bowiem najbezpieczniejsze. Jedyną wiedzą, jaka dysponował na temat Luki, było to, jak ten się zachowuje w stosunku do Ocean. Wiedza ta była czymś, co dawało mu poczucie względnego bezpieczeństwa, bo pozwalała mniej więcej oszacować, jak chłopak może się zachować w stosunku do niego. O ile jednak dodawała Parkerowi nieco śmiałości, to jednak wcale nie musiała być prawdziwa. Luka mógł być całkowicie innym człowiekiem, niż tym za którego się podawał. No i miał też rację co do uprzedzenia Jacksona, bo chłopak powinien dać mu chociaż niewielką szansę na to, by mógł zaprezentować się z zupełnie innej strony.
Spojrzał na niego. Nie chciał go już oceniać, nie chciał komentować tego, co mówił, bo nie był już nawet pewny, czy wszystko to rozumie. Idealnie byłoby, gdyby mogli cofnąć czas i zacząć to wszystko od nowa. Ciężko mu było jednak wyłapać punkt, w którym ten wieczór zamienił się w tę tragedię, którą teraz rozgrywali. Niestety pętle czasowe nie były możliwe, nie dało się powtórzyć tego, co już się wydarzyło. Oczywiście dało się to naprawić, tylko pytanie, jak można było to zrobić?
Ostatnie słowa Luki go nieco uspokoiły. Jeśli chłopak nie chciał sobie iść, to znaczyło to, że jeszcze była szansa na to, by odrobinę poprawić ten wieczór. Jackson oczywiście nie zdziwiłby się, gdyby Ratliff po prostu wstał i wyszedł, bo to wydawało się tak logiczne, że zachowanie chłopaka naprawdę zaskoczyło blondyna. To tylko pokazywało, jak bardzo się nie znali i jak odmienne wrażenia mogli o sobie mieć.
– Zacznijmy więc od początku – powiedział. Bo jeśli ten wieczór miał się jeszcze udać, nawet w niewielkim stopniu, to tylko wtedy, kiedy rzeczywiście zaczną od zera. – Możemy obejrzeć to co jest – powiedział. Nie miał głowy do wybierania tytułów w tej chwili. – Zdam się na ciebie – dodał po chwili, gdy poczuł na ramieniu rękę chłopaka. Poczuł, jak serce zaczyna bić mu nieco szybciej, jednak nie chciał tego po sobie jeszcze poznać. Nie wiedział, jak to się wszystko skończy, ale z całą pewnością chciał, żeby to, co wydarzyło się do tej pory, poszło w niepamięć. – Masz jakiś ulubiony film? – pytał z ciekawości, może ich gusta filmowe są czymś, co może ich połączyć i naprowadzić na jakiś temat rozmowy. Zawsze coś do przełamania pierwszych lodów. Był pewien, że później poszłoby już sprawnie.
Luka Ratliff
-
ABOUT MEI don't do drugs. I am drugs.
Uśmiechnął się gdy Jackson postanowił zakończyć ten temat i dać mu jednak drugą szansę. Był jaki był, miłości życia nie szukał, ale może kilka zdrowych relacji wyjdzie mu na dobre. Jackson nie wydawał się złym gościem. Luka też nie miał na niego wpływu, chłopak się świetnie od tego wzbraniał, więc jakikolwiek by nie był, zapewne Parker będzie potrafił sobie z tym poradzić.
Nie widząc negatywnej reakcji na jego delikatne objęcie go, poklepał go na końcu po plecach i odsunął się by dać mu trochę przestrzeni. - Cieszy mnie to, naprawdę. Może cię jeszcze zaskoczę sobą. Diabłem pozostanę, ale może chociaż takim, z którym da się normalnie pogadać i coś pooglądać. - nie chciał niczego obiecywać, bo znał siebie za dobrze. Nie wyjdzie od Jacksona jako inny człowiek, nie będzie pojednany ze światem i nie przestanie być kim jest. Na takie zmiany potrzeba znacznie więcej czasu i przede wszystkim chęci, których u Luki brakowało.
Zapytany o filmy zastanowił się przez chwilę. Oglądał dosłownie wszystko, niezależnie nawet od krytyków czy recenzji. Zawsze uważał, że musi coś sam zobaczyć by móc zdecydować, czy ktoś miał rację, czy nie. Miał specyficzny gust i często nawet naprawdę słabe filmy umilały mu czas i bawił się przy nim nieźle. Nie oglądał ich ponownie, ale zdecydowanie nie lądowały na półce niesławy. Nie ograniczał się tylko do zachodniego kina, gdyż bollywoodzkie produkcje, czy wiele azjatyckich, oglądał z zamiłowaniem. W temacie horrorów był jednak lekkim nerdem, uwielbiał klasyki i takie też chciał zaproponować na dzisiaj. - Hm. Jeśli chodzi o straszaki, to zdecydowanie któreś z tych staro szkolnych. Lśnienie, Omen, Obcy czy Egzorcysta to zawsze dobry wybór. Nowsze też chętnie oglądam, ale wtedy ciężko nazwać je horrorami.
Rzadko bał się na filmach, może nawet częściej śmiał się z głupoty bohaterów, ale lubił ich klimat i zdecydowanie korzystał, jeśli ktoś chciał użyć jego ramienia by się przytulić ze strachu. Wątpił, że podobny los go spotka z Parkerem, ale zawsze mógł pomarzyć, prawda?
Czekając na odpowiedź chłopaka zgarnął ponownie kilka chipsów i otworzył sobie kolejne piwo. To będzie ostatnie, a później musi się przerzucić na coś mocniejszego, bo w innym razie urośnie mu tylko brzuch i będzie musiał chodzić na stronę co kilka minut. Mówiąc o toalecie, zdecydowanie skorzystałby już z takiej możliwości. - Hej, to wybierzesz coś co lubisz albo coś z tego co zaproponowałem, a ja w tym czasie poszukam łazienki? Piwo zdecydowanie za szybko przelatuje przez człowieka! Dzięki! - mówiąc to szybko zebrał się z kanapy i ruszył w głąb domu. Miejsce docelowe znalazł niemal od razu, ulżył potrzebie i po umyciu rąk postanowił też lekko schłodzić twarz. Był to bardzo pokręcony i jak dotąd emocjonalny wieczór, który może miał jeszcze szansę powodzenia i gdy zbierze się z powrotem do domu, to jego kontakt z Parkerem będzie dużo lepszy. Może nawet będą chcieli widywać się częściej? Odrzucił tę myśl potrząsając głową, z której kilka kropelek wylądowało na lustrze. Oczywiście przy okazji pomoczył sobie też włosy.
Wracając do salonu postanowił jeszcze zerknąć czy Jackson ma jakiś lód gdyby chcieli pić coś mocniejszego i po chwili siedział już zadowolony na kanapie. Ponownie sięgnął po piwo, ale tym razem skończyło się to lekkim nieszczęściem. Źle złapał mokrą butelkę i wylał sobie trochę złocistej cieczy na koszulkę. - Szlag by to. Zawsze to musi być piwo, a nie woda. Chyba powinienem mieć zapasową koszulkę w samochodzie.
Jackson Parker
Nie widząc negatywnej reakcji na jego delikatne objęcie go, poklepał go na końcu po plecach i odsunął się by dać mu trochę przestrzeni. - Cieszy mnie to, naprawdę. Może cię jeszcze zaskoczę sobą. Diabłem pozostanę, ale może chociaż takim, z którym da się normalnie pogadać i coś pooglądać. - nie chciał niczego obiecywać, bo znał siebie za dobrze. Nie wyjdzie od Jacksona jako inny człowiek, nie będzie pojednany ze światem i nie przestanie być kim jest. Na takie zmiany potrzeba znacznie więcej czasu i przede wszystkim chęci, których u Luki brakowało.
Zapytany o filmy zastanowił się przez chwilę. Oglądał dosłownie wszystko, niezależnie nawet od krytyków czy recenzji. Zawsze uważał, że musi coś sam zobaczyć by móc zdecydować, czy ktoś miał rację, czy nie. Miał specyficzny gust i często nawet naprawdę słabe filmy umilały mu czas i bawił się przy nim nieźle. Nie oglądał ich ponownie, ale zdecydowanie nie lądowały na półce niesławy. Nie ograniczał się tylko do zachodniego kina, gdyż bollywoodzkie produkcje, czy wiele azjatyckich, oglądał z zamiłowaniem. W temacie horrorów był jednak lekkim nerdem, uwielbiał klasyki i takie też chciał zaproponować na dzisiaj. - Hm. Jeśli chodzi o straszaki, to zdecydowanie któreś z tych staro szkolnych. Lśnienie, Omen, Obcy czy Egzorcysta to zawsze dobry wybór. Nowsze też chętnie oglądam, ale wtedy ciężko nazwać je horrorami.
Rzadko bał się na filmach, może nawet częściej śmiał się z głupoty bohaterów, ale lubił ich klimat i zdecydowanie korzystał, jeśli ktoś chciał użyć jego ramienia by się przytulić ze strachu. Wątpił, że podobny los go spotka z Parkerem, ale zawsze mógł pomarzyć, prawda?
Czekając na odpowiedź chłopaka zgarnął ponownie kilka chipsów i otworzył sobie kolejne piwo. To będzie ostatnie, a później musi się przerzucić na coś mocniejszego, bo w innym razie urośnie mu tylko brzuch i będzie musiał chodzić na stronę co kilka minut. Mówiąc o toalecie, zdecydowanie skorzystałby już z takiej możliwości. - Hej, to wybierzesz coś co lubisz albo coś z tego co zaproponowałem, a ja w tym czasie poszukam łazienki? Piwo zdecydowanie za szybko przelatuje przez człowieka! Dzięki! - mówiąc to szybko zebrał się z kanapy i ruszył w głąb domu. Miejsce docelowe znalazł niemal od razu, ulżył potrzebie i po umyciu rąk postanowił też lekko schłodzić twarz. Był to bardzo pokręcony i jak dotąd emocjonalny wieczór, który może miał jeszcze szansę powodzenia i gdy zbierze się z powrotem do domu, to jego kontakt z Parkerem będzie dużo lepszy. Może nawet będą chcieli widywać się częściej? Odrzucił tę myśl potrząsając głową, z której kilka kropelek wylądowało na lustrze. Oczywiście przy okazji pomoczył sobie też włosy.
Wracając do salonu postanowił jeszcze zerknąć czy Jackson ma jakiś lód gdyby chcieli pić coś mocniejszego i po chwili siedział już zadowolony na kanapie. Ponownie sięgnął po piwo, ale tym razem skończyło się to lekkim nieszczęściem. Źle złapał mokrą butelkę i wylał sobie trochę złocistej cieczy na koszulkę. - Szlag by to. Zawsze to musi być piwo, a nie woda. Chyba powinienem mieć zapasową koszulkę w samochodzie.
Jackson Parker
-
ABOUT MEI’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Skrócenie dystansu chyba nieco rozładowało napięcie. Atmosfera widocznie się poprawiła. Miał nadzieję, że po tej początkowej burzy przyjdzie teraz czas na spokój i że naprawdę uda im się przyjemnie spędzić resztę czasu. Jego uczucia względem Luki były wyjątkowo niejasne, zwłaszcza teraz. Z pewnością wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby Luka po prostu wyszedł i nie musieliby się więcej oglądać. No ale został, a to zmieniło całe podejście Jacksona do tego chłopaka. I to jeszcze bardziej na plus, niż na minus.
– Mam nadzieję, że tak właśnie będzie – powiedział i rzeczywiście chciał wierzyć, że tak się stanie. Nie lubił bowiem relacji, które do niczego nie prowadziły, a już w szczególności nie chciał angażować się w relacje, które kończyłyby się negatywnie. Nie chciał robić sobie wrogów, bo przez życie znacznie lepiej szło się bez nich. I nie wierzył w powiedzenie, że jeśli ma się wrogów, to znaczy, że w życiu robi się coś dobrze. Bez sensu. Intrygowało go to, co mogło się z tej znajomości narodzić, ale też nie chciał się na nic nastawiać.
O filmach potrafił mówić godzinami, zwłaszcza jeśli dotyczyły one jego ulubionego gatunku – horroru. Horrory czytał już od małego, kiedy wieczorami przesiadywał pod kocem i zaczytywał się w Gęsiej skórce czy w pierwszych powieściach Stephena Kinga. Obecnie jego gust był nieco lepiej wyrobiony i nie każdy horror pasował w jego gusta, niemniej jednak nadal pozostawał to jego ulubiony gatunek. W swoich wyborach zdecydowanie częściej wybierał pozycje z poprzedniego wieku, nie dlatego że lepiej straszyły, ale z uwagi na fakt, że lepiej budowały klimat. A według niego właśnie to w horrorach było najlepsze. Nie lubił tanich chwytów, jakimi były jump scare używane obecnie bez przerwy w tych bardziej popularnych filmach. Kino niezależne bardziej mu odpowiadało, bo nie nastawiało się na popularność czy duży zysk i właśnie w tym szukał obecnie horrorów. Nie mówiąc o tym, że często filmy te poruszały ciekawe tematy i wykorzystywały najróżniejsze, oryginalne motywy. Jednym z takich tytułów było chociażby Coś za mną chodzi, który był metaforą chorób wenerycznych.
– Uwielbiam Egzorcystę, gdy pierwszy raz przeczytałem książkę, to nie mogłem spać – zaśmiał się. Było to już kilka lat temu, niemniej jednak do książki tej często wracał i wywoływała w nim ciągle te same emocje, chociaż już nie budziła takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Do książek często jednak wracał, zwłaszcza takich, które potrafiły zbudować odpowiednie napięcie, czy wprowadzały odpowiednią atmosferę. Z tego powodu uwielbiał książki i filmy o nawiedzonych domach i wszelkiego rodzaju gotyckie powieści. Podobało mu się również to, że książki te stanowią pewnego rodzaju metaforę i komentarz dla różnych rzeczy. Lubił doszukiwać się drugiego dna. Nie znaczyło to jednak, że nie lubił oglądać czy czytać czegoś dla samej przyjemności.
– Jasne, coś nam wybiorę – powiedział. Oczywiście, jako idealny gospodarz zapomniał o tym, by wskazać drogę do łazienki. Na szczęście znajdowała się na parterze, więc Luka nie mógł mieć większych problemów ze znalezieniem jej. W międzyczasie, gdy Luka nie było, Jackson zdążył zdecydować się na odpowiedni film. Wybrał Egzorcystę, bo wybór ten faktycznie był najbardziej odpowiedni. W końcu obaj go lubili, więc z całą pewnością będą mieli o czym rozmawiać. Czekał, aż jego towarzysz do niego dołączy i będą mogli zacząć.
– Mogę dać ci coś swojego i zaprać tę koszulkę – zaproponował, chociaż nie nalegał. Lepiej było zaprać wcześniej plamę, żeby nie pozwolić jej wyschnąć. Spojrzał też na kanapę, żeby zobaczyć, czy piwo jej nie poplamiło, ale na szczęście nic się nie stało. Już kiedyś miał problem, gdy rozlał na nią sok i musiał płacić za czyszczenie.
Luka Ratliff
– Mam nadzieję, że tak właśnie będzie – powiedział i rzeczywiście chciał wierzyć, że tak się stanie. Nie lubił bowiem relacji, które do niczego nie prowadziły, a już w szczególności nie chciał angażować się w relacje, które kończyłyby się negatywnie. Nie chciał robić sobie wrogów, bo przez życie znacznie lepiej szło się bez nich. I nie wierzył w powiedzenie, że jeśli ma się wrogów, to znaczy, że w życiu robi się coś dobrze. Bez sensu. Intrygowało go to, co mogło się z tej znajomości narodzić, ale też nie chciał się na nic nastawiać.
O filmach potrafił mówić godzinami, zwłaszcza jeśli dotyczyły one jego ulubionego gatunku – horroru. Horrory czytał już od małego, kiedy wieczorami przesiadywał pod kocem i zaczytywał się w Gęsiej skórce czy w pierwszych powieściach Stephena Kinga. Obecnie jego gust był nieco lepiej wyrobiony i nie każdy horror pasował w jego gusta, niemniej jednak nadal pozostawał to jego ulubiony gatunek. W swoich wyborach zdecydowanie częściej wybierał pozycje z poprzedniego wieku, nie dlatego że lepiej straszyły, ale z uwagi na fakt, że lepiej budowały klimat. A według niego właśnie to w horrorach było najlepsze. Nie lubił tanich chwytów, jakimi były jump scare używane obecnie bez przerwy w tych bardziej popularnych filmach. Kino niezależne bardziej mu odpowiadało, bo nie nastawiało się na popularność czy duży zysk i właśnie w tym szukał obecnie horrorów. Nie mówiąc o tym, że często filmy te poruszały ciekawe tematy i wykorzystywały najróżniejsze, oryginalne motywy. Jednym z takich tytułów było chociażby Coś za mną chodzi, który był metaforą chorób wenerycznych.
– Uwielbiam Egzorcystę, gdy pierwszy raz przeczytałem książkę, to nie mogłem spać – zaśmiał się. Było to już kilka lat temu, niemniej jednak do książki tej często wracał i wywoływała w nim ciągle te same emocje, chociaż już nie budziła takiego wrażenia, jak za pierwszym razem. Do książek często jednak wracał, zwłaszcza takich, które potrafiły zbudować odpowiednie napięcie, czy wprowadzały odpowiednią atmosferę. Z tego powodu uwielbiał książki i filmy o nawiedzonych domach i wszelkiego rodzaju gotyckie powieści. Podobało mu się również to, że książki te stanowią pewnego rodzaju metaforę i komentarz dla różnych rzeczy. Lubił doszukiwać się drugiego dna. Nie znaczyło to jednak, że nie lubił oglądać czy czytać czegoś dla samej przyjemności.
– Jasne, coś nam wybiorę – powiedział. Oczywiście, jako idealny gospodarz zapomniał o tym, by wskazać drogę do łazienki. Na szczęście znajdowała się na parterze, więc Luka nie mógł mieć większych problemów ze znalezieniem jej. W międzyczasie, gdy Luka nie było, Jackson zdążył zdecydować się na odpowiedni film. Wybrał Egzorcystę, bo wybór ten faktycznie był najbardziej odpowiedni. W końcu obaj go lubili, więc z całą pewnością będą mieli o czym rozmawiać. Czekał, aż jego towarzysz do niego dołączy i będą mogli zacząć.
– Mogę dać ci coś swojego i zaprać tę koszulkę – zaproponował, chociaż nie nalegał. Lepiej było zaprać wcześniej plamę, żeby nie pozwolić jej wyschnąć. Spojrzał też na kanapę, żeby zobaczyć, czy piwo jej nie poplamiło, ale na szczęście nic się nie stało. Już kiedyś miał problem, gdy rozlał na nią sok i musiał płacić za czyszczenie.
Luka Ratliff