001. Work hard, party harder... damn
Muzyka poruszała jego ciałem, jakby było stworzone do tańca w tłumie pełnym spoconych ciał. Jakby przeszywała go na wskroś, jakby poruszała niewidzialnymi sznurkami, niczym mistrz swoją kukiełkę. Ciemne kosmyki lśniących włosów opadły mu na czoło, a makijaż podkreślający oczy trzymał się zadziwiająco dobrze. Biały podkoszulek lepił się do jego ciała, a cienkie sznurki, przytrzymujące go na ramionach zsunęły się, odsłaniając tylko więcej błyszczącej od pachnącej mgiełki skóry. Obcisła, czarna skórzana spódniczka trzymała się nisko na jego biodrach, a ciężkie burty na koturnie niosły go po parkiecie, jakby nic nie ważyły. Sam nie wiedział kiedy dokładnie zgrabne nogi zaniosły go przed klub na papierosa. Być może ktoś go wyciągnął, być może sam uznał, że potrzebne mu przerwa na trujące opary. Nie wziął ze sobą nawet kurtki, a jedynie niewielką torebkę, która trzymała się na pasku przechodzącym na skos przez jego płaski brzuch. Zaciągnął się dymem raz, a potem drugi, wodząc spojrzeniem po osobach, które paliły z nim lub obok niego. Uśmiechnął się lekko, zachęcająco, do mężczyzny, który zmierzał do auta, chociaż jego wzrok przesuwał się sugestywnie po udach rosyjsko-hiszpańskiego mieszańca.
Od słowa do słowa, Lalo zdał sobie sprawę, że nieznajomy szuka naiwnej kurwy, której rzuci kilka banknotów za chociażby jeden nieprzyzwoity dotyk i kilka sprośnych odzywek. Tego pierwszego nie miał zamiaru mu dać, a co do drugiego - chyba przesadził. Gorący temperament zaprowadził go w końcu do niepochlebnych komentarzy odnośnie matki faceta, czego ten nie przyjął zbyt dobrze.
Lalo nie był dziwką i nikt nie będzie mówił, że jest inaczej. Alkohol krążący w jego krwi dodał mu odwagi, a kiedy było za późno na myślenie nad konsekwencjami, musiał radzić sobie sam. Wszyscy jego znajomi zostali w środku, a nie dało się cofnąć rozjebanego lusterka, które Lalo uszkodził pod wpływem emocji, kurwiąc przy tym jak najgorszy rynsztokowy menel. Pozostało mu tylko wziąć nogi za pas.
Wyłowił z chaosu myśli te, które skupiały się wokół znajomego, mieszkającego blisko klubu. Napisał jedną wiadomość, a potem kolejną i po chwili w jego telefonie widniało ich dziesięć, oprócz kilku połączeń telefonicznych, które nie zostały odebrane. Sam nie był już pewien czy podczas biegu na obcasach pisał na Facebooku czy innym komunikatorze. Nieważne, znał adres, więc najwyżej wydzwoni sobie azyl dzwonkiem do drzwi.
Dobiegł do wejścia na klatkę schodową, kilka razy się po drodze nieelegancko potykając, chociaż jeszcze chował w sobie resztki dumy. Za nim podążał mężczyzna od zniszczonego auta, który trzymał w dłoniach oderwane od samochodu, popękane lusterko. Chyba była bardziej pijany od samego Eladio.
一 Otwórz, jezu słodki 一 szepnął, przyciskając dzwonek kilka razy, by ostatecznie przykleić się do drzwi, jednocześnie potykając o jeden ze schodków i w końcu lądując na kolanach, które sobie obił. Czy to już dno i wodorosty, czy jeszcze jako tako się unosił na tych wodach poniżenia? W pewnym momencie poczuł ból w łydce, a potem usłyszał trzask, kiedy lusterko odbiło się od jego nogi i wylądowało na chodniku.
一 Czy ty kurwa we mnie rzuciłeś, chuju? 一 zapytał oburzony, przekręcając głowę, by spojrzeć na napastnika. Facet z ciemną, kozią bródką nie zatrzymał się jednak i rzucił się na niego, a Lalo uznał, że jedyną opcją w tym wypadku jest złapanie lusterka i oddanie ciosu. Przekręcił się więc na brzuch, zsunął się ze schodków i upadł na chodnik jak długi, wyciągając ręce przed siebie, by dosięgnąć zniszczonego przedmiotu. W tym momencie brunet złapał go za brzeg spódniczki i pociągnął w swoją stronę, co chłopak skwitował wściekłym krzykiem, wyrażającym irytację i ból jednocześnie.
Nikodem Crowther