Zablokowany
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
1.
Z pomocą detektyw, przeczesywał każdy centymetr Nowego Orleanu w poszukiwaniu zaginionej przeszłości. Po raz pierwszy zobaczył na zdjęciach. Nie mógł wyjść z podziwu na jak piękną kobietę wyrosła. Dla niego zawsze była ładna, nawet z poobijanymi kolanami i potarganymi włosami. Wtedy jednak oboje byli dzieciakami, teraz patrzył na nią oczami mężczyzny.
Jane C. Woodward wręczyła mu teczkę z całą historią Bonnie Wheatley. Wystarczyłoby mniej niż dziesięć minut, aby pobieżnie zapoznać się z najważniejszymi informacjami. To byłoby jednak pójście na łatwiznę. O siedemnastej zawsze wychodziła z psem na spacer. Codziennie obierała inną drogę, ale Louis Armstrong's Park było stałym punktem docelowym. Przygotowywał się do konfrontacji kilkukrotnie, być może będąc nieświadomym powodem dla którego Bonnie oglądała się za siebie częściej, niż zazwyczaj. Thomas przestał już myśleć o tym co powie, jak się zachowa i czy w ogóle zostanie rozpoznany. Czas był czymś, czego nie miał za wiele.
— Jednak kupiłaś sobie psa — powiedział, nachodząc ją od tyłu. Nie było to rozważne. Chciał już rozmawiać, przeprosić i błagać o wybaczenie. Zapewnić, że cały czas o niej myślał i o tym, co zrobił. Że chce wszystko wynagrodzić i za niedługo nie będzie już stanowił dla niej problemu. Że finansowo ją zabezpieczy, że chce choć w ten sposób wynagrodzić jej rodzinę zastępczą. I, jeśli zechce go wysłuchać to opowie o swoim życiu. Jakie było puste, wybrakowane i o tym, jak bardzo żałował. Uśmiechnął się. Czy go pozna po dwudziestu latach? bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
30 lat/a 168 cm
Organizatorka eventów w InNOLA Events
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
#1
Poprawiła słuchawki w uszach przed wyjściem z domu. Od jakiegoś czasu jednak muzyka nie grała w nich tak głośno jak zawsze. Pozostawiała sobie przestrzeń, żeby słyszeć, co dookoła niej się działo. Wiedziała, że podchodzi to już pod paranoję, że to nie było normalne… była słaba i dawała się zastraszyć. Chociaż uparcie powtarzała, że nigdy na to nie pozwoli. Złapała za smycz i razem z młodą Goldenką wyszła w kierunku parku. Było normalnie.
Zupełnie normalnie.
Nic nie wskazywało na to, że to ten dzień, w którym całe jej dotychczasowe życie stanie na głowie. Straciła czujność. Gdy tylko weszły do parku i skierowały się w stronę ulubionej polany odpięła smycz, pozwalając się suczce wybiegać, ale ta i tak została przy jej nodze. Za co zdecydowanie należał jej się smaczek. Może nawet dwa! Uśmiechnęła się pod nosem, ale uśmiech z jej twarzy zniknął momentalnie, gdy usłyszała za sobą męski głos.
Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, bo jej skojarzenia było oczywiste i zdecydowanie nieprzyjemne. W tej samej chwili zdała sobie też sprawę, że jest właściwie bezbronna. W kieszeni bluzy miała tylko i wyłącznie telefon, klucze do domu i smakołyki dla czworonoga. Nic, czym mogłaby się bronić. Bronić… abstrakcyjna myśl. Niby jak miałaby to zrobić? Odwróciła się w stronę mężczyzny, wyjmując z uszu słuchawki i ściągając mocniej brwi, spoglądając na niego wręcz gniewnie.
- Naprawdę? Interesuje go nawet mój pies? Przekaż Gabrielowi, że jego sztuczki nie robią już na mnie żadnego wrażenie i dajcie mi wreszcie święty spokój. – nie była to prawda. Robiły na niej wrażenie. Chociaż starała się pozostać niewzruszona w środku drżała. Była przerażona. Miała dość nachodzenia jej w domu, miejscu pracy, a teraz także i w parku? Mężczyzny stojącego przed nią jeszcze nie znała. Chyba…
Przesunęła wzrokiem po jego sylwetce, zatrzymując się na męskiej twarzy. Ich wzrok się skrzyżował, a ją przeszło jeszcze jedno uczucie. Znała go. Te oczy… Nie. Niemożliwe. Mocniej złapała za obrożę na szyi psa, trzymając Goldenkę bliżej swojej nogi, nie pozwalając jej się przywitać mężczyzną. Im dłużej się w niego wpatrywała tym silniejsze stawało się to uczucie, a jej serce zaczynało bić coraz mocniej.
- Nie pracujesz dla niego… – nie był pachołkiem jej byłego męża. I ciągle nie rozumiała jak to możliwe. Może umysł płatał jej figle? Musiał…
nie
po mieście błąka się tylko jedna dusza
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Reakcja Bonnie zbiła go z pantałyku i przez chwilę przyglądał się jej z półotwartymi ustami. Wzięła go za kogoś innego, za kogoś z kim zdecydowanie nie chciała mieć do czynienia. Mógł tylko zgadywać kim był ten cały Gabriel, a to zgadywanie wcale nie podobało się Thomasowi. Bo to oznaczało, że ktoś kto był blisko Bonnie, skrzywdził ją. Widział w zielonych oczach lęk, który na próżno maskowała postawą. Cofnął się o pół kroku.
— Nie zrobię ci krzywdy. Jedyny Gabriel jakiego znam to podstarzały księgowy w mojej firmie — uniósł dłonie w geście przyjaznych zamiarów. Od razu zapałał nienawiścią do nieznajomego mężczyzny. Kim był i w jaki sposób skrzywdził Bonnie? Miała stalkera? Uciążliwego wielbiciela? Chłopaka? Tyle pytań i wątpliwości, które rozwiałby poświęcając wcześniej czas na zapoznanie się z teczką, jaką otrzymał od detektyw. Wtedy uniknęliby obecnej sytuacji. Lęk w jej oczach przypomniał mu momenty, w których oboje mieli po paręnaście lat i musieli uciekać z domu, żeby nie oberwać od osób, które powinny okazywać im wyłącznie miłość. Nawet teraz, po tylu latach wzbudzała w nim silny instynkt opiekuńczy. Zwalczył pokusę zgarnięcia Bonnie i zamknięcia jej w swoich ramionach. Przez ten cały czas liczył, że los wyrównał rachunki i pozwolił dziewczynie wieść szczęśliwe życie. Wyobrażał sobie jak mieszka w wielkim domu, ma nowych kochających rodziców i wiele psów, tak jak o tym marzyła. Nie musiała martwić się o podarte ubrania, ani o to, że zabraknie jedzenia.
— To ja, BonBon — powiedział, przenosząc wzrok z uroczej goldenki z powrotem na nią — Rafe.
Ona nadała mu taką ksywkę, choć nie potrafiła do końca powiedzieć dlaczego akurat ma być taka, a nie inna. Chciała sprawić mu przyjemność, bo nie lubił swojego imienia, które zaakceptował dopiero z czasem. Wpatrywał się w nią intensywnie, z żarem pełnym nadziei, że sobie przypomni. Nie będzie się jednak gniewał, gdy tak się nie stanie. Rozumiał, choć myśl o tym, że nie był dla niej tak samo istotny, jak ona dla niego, sprawiała mu przykrość.

bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
30 lat/a 168 cm
Organizatorka eventów w InNOLA Events
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Rafe.
To nie było możliwe. Minęło tyle lat, dlaczego miałby stać przed nią w nowoorleańskim parku, jak gdyby nigdy nic… jakby nic się nie zmieniło, jakby widzieli się zaledwie parę dni temu. Czuła jak serce zaczyna jej szybciej bić, a krew buzuje w żyłach. Jednocześnie świat jakby się zatrzymał. Oderwała od niego wzrok zaledwie na sekundę, na ułamek sekundy, spojrzała na pobliską alejkę jakby oczekiwała, że zaraz wyjdzie z niej ekipa telewizyjna, która oświadczy jej, że ją wkręca. Ewentualnie Gabriel, który postanowił ją skrzywdzić w najokrutniejszy z możliwych sposobów – wykorzystując jej przeszłość. Nie miała pojęcia jak mógłby się o niej dowiedzieć, ale spodziewała się po tym człowieku wszystkiego, co najgorsze. Ale dlaczego… po co miałby? Wróciła spojrzeniem do mężczyzny i znów skrzyżowała z nim swoje spojrzenie. To uczucie nadal jej towarzyszyło. Znała go. Nigdy nie byłaby w stanie zapomnieć tego wzroku.
- Rafe – szepnęła, powtarzając za nim nie odrywając od niego spojrzenia. Puściła psią obrożę, ale sama jeszcze przez chwilę nie wiedziała, co powinna zrobić. Jedna jej część chciała mu się rzucić w ramiona – jakby nic się nie zmieniła, a druga chciała uciekać. Bo co miałaby mu powiedzieć? Dobrze cię widzieć, co słychać? Minęło dwadzieścia lat. Dwadzieścia długich lat. Ostatni raz, gdy się wiedzieli byli dziećmi. Przerażonymi dziećmi, które uczestniczyły w czymś, co nie powinno mieć miejsca.
Nie wiedziała, czy wpatrywała się w niego bez słowa kilka sekund, czy kilkanaście minut. Wreszcie drgnęła. Wreszcie decyzja została podjęta i niewiele myśląc znalazła się przy nim i rzuciła mu się na szyję. Jakby wcale nie był obcym człowiekiem, który tak naprawdę mógł chcieć od niej teraz wszystkiego, niekoniecznie dobrego. To nie miało znaczenia. Znalazła się w jego ramionach, a gdy poczuła jak ją obejmuje… znów była dzieckiem. Zacisnęła powieki, gdy poczuła jak oczy nachodzą jej łzami od nadmiaru emocji.
- Szukali cię… prosiłam… błagałam, żeby cię znaleźli i pozwolili mi się z tobą spotkać, ale mówili, że cię nie było, że nie byli w stanie cię znaleźć. – do teraz nie wiedziała, czy była to prawda, czy powiedzieli to by uspokoić rozhisteryzowaną dziewczynkę, którą wtedy była. Może teraz też? Może wcale się nie zmieniła.
Odsunęła się od niego o krok. Wierzchem dłoni otarła policzek i zaśmiała się, gdy Goldenka trąciła jego rękę, domagając się uwagi, bo przecież też chciała się przywitać.
- Tak… jednak kupiłam sobie psa. Iris. – nie zmieniła zdania od dwudziestu lat, nawet w kwestii psiego imienia.



Thomas Ruskin
nie
po mieście błąka się tylko jedna dusza
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Minęło dwadzieścia lat. Miała prawo zapomnieć jak wygląda, szczególnie, że wtedy był zaledwie wychudzonym wyrostkiem z poobijanymi kośćmi. Teraz prezentował się dojrzalej, bardziej męsko. Dobrze zbudowany, całkiem wystrzelił w górę znacznie ją przewyższając. Zarost dodawał powagi i lat, ale pasował Thomasowi. Skrywał niewielkie blizny będące pamiątkami po ojcu, który przypalał go papierosami i rzucał w niego pustymi butelkami po piwie. Tylko spojrzenie pozostało thomasowe, na widok Bonnie rozpromienione. Dostrzegał w niej zawahanie i niepewność. Dlatego cierpliwie czekał, pozwalając jej podjąć decyzję.
Gdy Bonnie rzuciła mu się na szyję, objął ją mocno przyciskając do siebie. W końcu stało się to, o czym marzyli odkąd los ich rozdzielił. Thomas nie zliczyłby ile razy każdego dnia o niej myślał. Zdołał wyjść na prostą, miał świetną pracę i dziewczynę, ale zawsze liczyła się wyłącznie Bonnie.
Mając ją w swoich ramionach zaznał w końcu spokoju, jakby ostatni puzzell w końcu trafił na swoje miejce.
Uciekłem z domu, gdy tylko dowiedziałem się, że zabrała cię opieka — wyznał przyduszonym z emocji głosem; był silnie wzruszony i walczył ze sobą, aby nie pociągać nosem — Też cię szukałem, szukałem latami... Zawsze o tobie myślałem — wyznał, spoglądając nań, gdy się odsunęła. Niechętnie poluźnił uścisk, aż ostatecznie ją puścił. Uśmiechnął się do goldenki, która nie wiedziała co się dzieje. Przykucnął przy psie i zaczął ją drapać.
Hej, Iris — potarmosił jasną sierść na grzbiecie. — Tylko jedna? Miała być gromadka — spojrzał na Bonnie z dołu — Ja nie mam żadnego zwierzaka.
Za wiele podróżował i za często nie było go w domu, aby móc wziąć pod opiekę czworonoga.
Usiądziemy? Możemy napić się kawy, widziałem niedaleko stoisko — zasugerował, powoli się podnosząc. Na myśl, że mogłaby odmówić, albo odejść zrobiło mu się zimno. Jedyne czego był pewien to tego, że nie pozwoli już aby ich rozdzielono. Nie po tym, gdy miał doskonałą świadomość jak niewiele czasu mu pozostało.

bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
30 lat/a 168 cm
Organizatorka eventów w InNOLA Events
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Ani trochę nie przypominał chłopca, którego ostatni raz widziała wiele lat temu. Szanse na to, że go rozpozna były minimalne. Pewnie, gdyby przypadkiem wpadli na siebie na ulicy, odbiłaby się od jego ramienia, rzuciła pospieszne przepraszam i przez myśl by jej nie przeszło, że to on. Może już się tak spotkali? Może już mijali się na ulicy? Przeszło jej to przez myśl i wcale jej się to nie spodobało. Nie chciałaby żyć ze świadomością, że mógł być blisko i jednocześnie nie być obok. Teraz był na wyciągnięcie ręki. Wpatrywała się w jego tęczówki i tylko to sprawiało, że nie miała wątpliwości kim był, nawet przez myśl nie przeszło, że ktoś mógłby chcieć ją oszukać. Gdy zamknął ją w ramionach tylko się to potwierdziła. Na tych kilka chwil, na tych kilka uderzeń serca – cały świat zamknął się do tu i teraz. Nic więcej nie miało znaczenia. Szukał jej… myślał o niej. Łzy silniej naszły jej do oczu.
- Od czegoś trzeba zacząć… sprowadzić na ziemię dziecięce marzenia. – które nie miały prawa bytu w świecie dorosłych, bo gdzie miałaby znaleźć przestrzeń i czas dla gromadki czworonogów? Iris zresztą też była z nią krótko, zaledwie od rozwodu, gdy zdała sobie sprawę, że życie w pojedynce jest przytłaczające, a samotność jest dość przygnębiające i nie umiała w życie singielki. Może liczyła, że opieka nad psem pozwoli jej nie wpaść w kolejny ciąg nieudanych związków i relacji, skupi się na czymś innym niż własna samotność. No cóż… było z tym różnie. Bardzo różnie.
Skinęła, gdy zaproponował kawę i ruszyła z nim w stronę stoiska z kawą.
- Dlaczego uciekłeś? Nie… to głupie, oboje dobrze wiemy dlaczego. – pewnie dlatego, że ich rodzinne domy nie przypominały domów, a miejsce, z którego człowiek chciał się jak najszybciej wyrwać – Powiesz mi, co się z tobą działo? Rodzina do której trafiłam… moja rodzina. – zagryzła lekko wargę, bo pierwszy raz od bardzo-bardzo dawna poczuła się dziwnie o tym mówiąc. Chyba głównie dlatego, że znał prawdę – To świetni ludzie. Polubiłbyś ich. Jeśli masz ochotę możesz ich poznać… oni ciebie na pewno chętnie by poznali. Czasami przez te wszystkie lata nachodziła mnie myśl, że mogli kłamać, że wcale cię nie szukali, że twój ojciec wcale nie kłamał, że po prostu chcieli mnie trzymać od tego z daleka – więc jakaś część jej czuła ulgę, że jednak tak się nie stało. Jednak ta jej większa była przerażona tym, co mogło się z nim przez te lata dziać.



Thomas Ruskin
nie
po mieście błąka się tylko jedna dusza
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Miała rację. Słowa boleśne podkreślały świadomość, że dziecięce marzenia pozostawały jedynie marzeniami. Czymś ulotnym, do czego lubiło się wracać z sentymentu. Mieli mieć ładny dom z białym płotem, dużo psów i pieniędzy, bo już jako dzieciaki wiedzieli, jak ich brak wpływa na egzystencje. Thomas pamiętał jak pewnego razu nad rzeką palnął, że zostanie jego żoną i wyjadą daleko stąd. Miał wtedy niecałe dziesięć lat i pękał z dumy mogąc podarować Bonnie kradzione słodycze. Od najmłodszych lat przejawiał silny instynkt opiekuńczy, a ona idealnie się wpasowywała w jego potrzeby. Teraz te wspomnienia wywoływały uśmiech, bo dziecięce plany nijak miały się od otaczającej ich rzeczywistości.
Sam niejako usystematyzował swoje życie - miał pieniądze i spotykał się z dziewczyną, która w jakimś stopniu miała szansę pozostać z nim na dłużej. Robił to co lubił. Dlatego uznał, że Bonnie mogła powiedzieć o tym samym, a dzisiejsze spotkanie to po prostu spotkanie dwójki znajomych, którzy będą musieli dostosować się do bieżących spraw. Thomas nie wiedział jeszcze, jak bardzo się mylił.
Cieszę się, że pomimo tego wszystkiego dobrze trafiłaś — odczuwał ulgę, czując jak ciężar w sercu maleje. Miał mizerne usprawiedliwienie dla swojego czynu. — Chętnie ich poznam, żeby im podziękować. Są tutaj, w Nowym Orleanie?
Przystanęli w niewielkiej kolejce do budki z kawą. Wyjął portfel zamierzając płacić gotówką.
Nie będę kłamał... — westchnął, kontynuując dopiero, gdy odebrali kawę i mogli przysiąść na ławce. Wolał nie ryzykować, że ktoś usłyszy ich rozmowę. Mówienie Bonnie o tym co robił, gdy był bezdomnym dzieciakiem wymagało od niego sporo samozaparcia, bowiem wszystko w nim krzyczało żeby tego nie robić. Z wielu powodów. Jednym z nich była obawa, że będzie inaczej przez nią postrzegany. Gorzej.
Było ciężko. Trafiałem na różnych ludzi. Kradłem, głównie kradłem — powiedział, spuszczając wzrok na dłoń w której trzymał papierowy kubek z kawą. — Nie było kolorowo, ale pocieszałem się wówczas myślą, że przynajmniej nie ma mnie w domu i nie będzie lania. Czytywałem gazety, ale nigdzie nie widziałem swoich zdjęć. Ojcu nawet nie zależało żeby mnie odszukać, albo nawet tego nie zauważył... — uśmiechnął się kwaśno.

bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
30 lat/a 168 cm
Organizatorka eventów w InNOLA Events
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Musieli dorosnąć. Musieli zacząć żyć, jakiekolwiek to ich życie by nie było. A chyba oboje nie wyszli na tym najgorzej. Książkowy przykład od zera do bohatera. Z tym, że ona miała w tym wszystkim łatwiej, bo po prostu trafiła na ludzi, którzy się nią zaopiekowali. Rafe… cóż. Cieszyła się, że wyglądał dobrze. Prezentował się nawet lepiej niż kiedykolwiek mogłaby przypuszczać, że będzie. Wysoki, przystojny, dobrze ubrany… kto by przypuszczał, że kiedyś im się uda. Że dwójka dzieciaków z bagna może spotkać się w Nowym Orleanie dwadzieścia lat później i rozmawiać, jakby zupełnie nic się nie stało.
- Tak, całe późniejsze życie spędziłam w Nowym Orleanie. – tu był teraz jej dom, a przynajmniej tak próbowała sobie wmówić, bo nigdy nie była szczególnie mocno przywiązana do miejsca na ziemi. Dużo bardziej do ludzi, a jeszcze mocniej do obowiązków. Na nowoorleańskim rynku miała już ugruntowaną pozycję, stałych klientów i nie narzekała na brak zleceń, a to dawało jej poczucie bezpieczeństwa, którego szczególnie mocno potrzebowała.
Upiła łyk kawy, ale zaraz też odłożyła kubek na ławkę obok siebie. Pochyliła się lekko w stronę mężczyzny, nie spuszczając z niego wzroku i nie chcąc stracić nawet pół słowa z tego, co miał do opowiedzenia o swoim życiu. Naturalnie spoważniała, serce jej się kroiło i jednocześnie była wściekła, ale jeśli oczekiwał, że będzie osądzać… nie, nie ona.
- Tak bardzo mi przykro, Rafe. – sięgnęła jego dłoni i krótko lekko ją ścisnęła – A twój ojciec pewnie nie chciał kłopotów. Może gdyby zgłosił zaginięcie, może gdyby policja cię szukała… gdy moi rodzice chcieli cię odnaleźć, może to wszystko skończyłoby się inaczej. Ale to tylko gdybanie. – wzruszyła bezradnie ramionami, bo nie mogli cofnąć czasu i naprawić pewnych błędów. Dzisiaj pewnie wiele rzeczy zrobiliby inaczej – Tamten dzień ciągle wraca do mnie w nocy, ale z każdym kolejnym razem jest mniej wyraźny. To wszystko działo się tak dawno. – w zupełnie innym świecie, zupełnie innej rzeczywistości. Wspomnienie jednak nie należało do najszczęśliwszych, chyba wolałaby je całkowicie wymazać z pamięci. – Jak mnie znalazłeś? - w dużym mieście pełnym ludzi. W tym parku o konkretnej godzinie. Gdy uświadomiła sobie, że jej życie jest aż tak powtarzalne, aż tak łatwe do zlokalizowania, aż przeszedł ją dreszcz. Tym razem był to on, ale nic dziwnego, że tak często musiała się spotykać z nieproszonym towarzystwem.


Thomas Ruskin
nie
po mieście błąka się tylko jedna dusza
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Tak, całe późniejsze życie spędziłam w Nowym Orleanie. Czyli zawsze była tak blisko i zarazem daleko. Z ich krótkiej rozmowy wywnioskował, że nowi rodzice adopcyjni mogliby przygarnąć również jego. Jak wówczas wyglądałoby ich życie? Być może byłoby pozbawione bólu i rzeczy do których zmuszany jest człowiek dociskany do ściany. Spojrzał na ich dłonie będące w krótkim kontakcie.
Nic nie szkodzi Bonnie — żal i współczucie to ostatnie, czego od niej chciał. Przybył po rozgrzeszenie ze świadomością, że nie stanie się to podczas jednej rozmowy.
Wiem, będziemy musieli o tym porozmawiać. Niekoniecznie teraz — dodał, walcząc z wewnętrznym niepokojem. Denerwował się na myśl o tej rozmowie. W żaden sposób nie była łatwa. Ona chciała zapomnieć, a on zamierzał rozdrapać stare rany. Wziąć odpowiedzialność za swój czyn. Pytanie wyrwało go z chwilowego odrętwienia. Było takie... Przyziemne.
Wynająłem detektywa — przyznał szczerze i po chwili uściślił — Chciałem już porozmawiać z tobą wcześniej, ale stchórzyłem. Tydzień temu prawie by się to udało. Wyglądałaś na przerażoną, więc odpuściłem, a poza tym... Sądziłem, że nie ucieszysz się na mój widok — ostatnie słowa wymówił niemal szeptem. Dlaczego by miała w kontekście tego w jakich okolicznościach się rozstali?
Wszystko w porządku? Wyglądasz na zaniepokojną. Naprawdę przepraszam, jeśli cię wystraszyłem tym najściem... Mogłem zadzwonić, albo w inny sposób dać znać, że chcę się spotkać — tłumaczył się pospiesznie, zapominając całkowicie o kawie. Obrócił się w jej stronę, chwytając za dłoń. Delikatnie ścisnął.
Powiedz tylko słowo, a odejdę — pogodziłby się z tym, nawet jeśli byłoby to równoznaczne z brakiem przebaczenia. Po tylu latach musiała mieć już ułożone życie, a on tylko przypomniał jej najgorsze momenty z ich wspólnej przeszłości. Iris poruszyła się niespokojnie. Zbyt długie tkwienie w jednym miejscu szybko się jej nudziło.

bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
30 lat/a 168 cm
Organizatorka eventów w InNOLA Events
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Bo również to wiedziała. Będą musieli o tym kiedyś porozmawiać, rozprawić się z przeszłością i stawić jej czoła. Ale najgorsze w tym jednak było to, że oznaczało to rozdrapywanie ran, które zdawały się być po tych wszystkich latach zagojone. Obecność Thomasa jednak udowadniała jej, że może jednak wcale nie… może wcale nie były zagojone, może tylko jej się tak wydawało. Kolejny nieprzyjemny dreszcz pojawił się, gdy wspomniał o detektywie. Ktoś ją obserwował. Ktoś wyśledził jej życie. Poczuła dziwny ścisk w żołądku mając świadomość, że ktoś naruszył jej prywatność i do tej pory była przekonana, że poczucie niepokoju, które jej towarzyszyło było sprawką jej byłego męża. A może jednak nie tylko?
- Nie, nie… – bo zupełnie nie musiał jej przeszkadzać. Jeśli były na tym świecie osoby, które mogły ją w ten sposób straszyć i naruszać jej bezpieczną bańkę to on był jedną z nich, zdecydowanie – Ostatnio… – zaczęła, ale ugryzła się w język, bo nie bardzo wiedziała jak ubrać to w słowa. Mój były mąż ma nierówno pod sufitem i uważam, że jest niebezpieczny? To chyba nie były dobry temat na spotkanie po latach. Szczególnie, że czuła się głupio… że w ogóle to zauważył, że była zaniepokojona, że była przestraszona – Dużo się dzieje. – wybrnęła, wzruszając lekko ramionami – To chyba też nie jest temat na teraz… – dodała, chociaż nie chciała, żeby to zabrzmiało jakby nie chciała mu niczego powiedzieć – Nie mogę opowiedzieć ci wszystkiego przy pierwszym spotkaniu, bo nie będziesz chciał mnie więcej oglądać. – dodała bardziej żartobliwie i uśmiechnęła się pod nosem – Nie chcę, żebyś odchodził Thomas. – nie, gdy miała go na wyciągnięcie ręki – Szkoda, że nie dałeś znać wcześniej… straciliśmy tyle czasu. – nie chciała go tracić więcej. Uśmiechnęła się do niego ładnie i przez chwilę przyglądała się jego twarzy. Tak bardzo się zmienił… chciała jednak wiedzieć jakim był teraz człowiekiem. Nie chciała znowu go stracić. Spojrzała na ich splecione palce i czuła ulgę. To naprawdę był on.



Thomas Ruskin
nie
po mieście błąka się tylko jedna dusza
32 lat/a 184 cm
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Przyjezdn*
Przez jedną sekundę obawiał się, że swoją obecnością wytrącił ją z równowagi i przypomniał o ich grzesznej przeszłości, a tym samym powie, aby odszedł. Tak być może byłoby dla nich lepiej. Oboje jednak tego nie chcieli. Poświęcił już tyle czasu na jej odszukanie, więc na myśl o odtrąceniu i ponownej utracie przyprawiała go o ból każdego nerwa w ciele. Potrzebował jej wybaczenia tak jak ranny ratunku. Miał jednak świadomość, że nie mógł przytłoczyć Bonnie swoim powrotem. Trochę przestrzeni pozwoli im obojgu zebrać myśli.
Obawiam się, że to niemożliwe Bonns. Jak już cię odnalazłem to tak łatwo się mnie nie pozbędziesz — zapewnił ją na wpół żartobliwym tonem, a na wpół poważnym. Chciał pokazać jej, że może na niego liczyć. Pomoże we wszystkim: od wniesienia zakupów po utylizacje trupa z szafy.
Dotyk jej palców sprawiał mu przyjemność. Był jak kotwica przytrzymująca go na właściwym miejscu.
Nadrobimy ile się da — powiedział — Wynająłem mieszkanie w Mid-City, więc trochę tu zostanę. Iris ma jednak chyba mnie dość, więc może odprowadzę was do domu i spotkamy się jutro na śniadaniu? Obiedzie? Co będziesz tylko chciała.
Osobną kwestią było zadzwonienie do narzeczonej i poinformowanie jej o przedłużeniu wyjazdu. Chociaż tyle mógł zrobić w tej kwestii. Prawda nie spotkałaby się ze zrozumieniem.
Powstał z ławki i gdy Bonnie do niego dołączyła udali się w kierunku jej domu, tocząc niezobowiązującą rozmowę o najnowszych trendach muzycznych. Przyznał, że trochę zaniedbał grę na gitarze ale może kiedyś coś jej zagra.
koniec
bonnie wheatley
po mieście błąka się tylko jedna dusza
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”