Zablokowany
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
01
Chadwick poznał Marco już w przedszkolu, kiedy podzielił się z nim swoimi resorakami. I choć oboje jeszcze wtedy seplenili, to nawiązała się między nimi nić porozumienia, którą przypieczętowali braterstwem. Przysięgali na ślinę, że zawsze będą bawić się resorakami na szkolnym podwórku. Chadwick wtedy jeszcze nie wiedział, że chłopiec, który prędko stał się jego pierwszym najlepszym kumplem i zastąpił figurkę policjanta, ku ironii, był z całkiem innego świata.
Granice między nimi były wówczas zatarte i dopiero z czasem Chadwick przekonał się, że dom jego kolegi wyglądał całkiem inaczej. Choć na zewnątrz różnice były niemal niedostrzegalne gołym okiem, to jednak w środku panowało ciepło rodzinnego ogniska. Obdrapana farba na fasadzie bloku Jansena była równie brzydka co jego wnętrze.
Marco z pewnością mógł powiedzieć Dobranoc mamo. Kiedy matka Chadwicka być może włóczyła się po burdelach.
Marco nigdy nie musiał przejmować się tym, że na kolacje zje suchy chleb, a jego ojciec dawał mu wszystko to o co tylko poprosił. Mimo to Marco zawsze był obok i nigdy nie zakpił z biedy, która go otaczała. Wiernie trwał przy boku Chadwicka nawet wtedy, kiedy jego macocha wciskała mu woreczki strunowe z dragami, które miał opchnąć dzieciakom w szkole. Biegł z nim ramię w ramię, uciekając przed patrolem z plecakiem adidasa wypchanym nielegalnym towarem. Marco chyba zwyczajnie to lubił. Adrenalinę rozpierającą mu żyły, przyspieszającą tętno i scenariusze, które dalekie były od jego zwyczajnego, poukładanego życia. Chadwick szczerze tym gardził, choć nigdy nie wyraził swojej dezaprobaty.
Ufał Marco bezgranicznie.
Dałby uciąć sobie za niego rękę i zawierzyłby własne życie.
I by teraz kurwa nie miał ręki, a tłum śpiewałby prężnie anielski orszak.
Zaciągnął się gwałtownie papierosem, wystawiając ramię przez uchylone okno auta. Klimatyzacja nie nadążała schładzać dusznego powietrza, które sprawiało, że pot spływał mu po czole. Siedział wpatrzony w szyld kawiarni, której nigdy nie odwiedził, choć tak wiele już o niej słyszał. Mijała już piąta godzina i dochodził wieczór, a Chadwick nadal ślęczał w tym samym miejscu, popalając jednego peta za drugim, by zabić nudę.
Ostatni klienci wychodzili już z kubkami parującej kawy w ręce i torbami załadowanymi słodkościami, kiedy lunął deszcz. Deszcz, który nie przyniósł nawet lekkiej ulgi, bo brukowe ulice wręcz parowały od ciepła. Omiótł spojrzeniem kobietę, która pobiegła w stronę zaparkowanego obok auta, kryjąc się przed ulewą pod papierową, ekologiczną torbą z logo kawiarenki. Bezwstydnie wpatrywał się weń wyczekująco, kiedy poprawiała mokre włosy już wewnątrz nagrzanego samochodu i wreszcie zasunął okno kiedy wreszcie odjechała. Jego jeep był ostatnim autem, które nadal stało na pustym parkingu. Powoli wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami i wciągając na głowę kaptur czarnej bluzy, po czym sprężystym krokiem pokonał parę metrów które dzieliły go od drzwi. Otworzył je powoli, wsuwając się do środka niemal bezszelestnie, choć paląca go złość miała ochotę wypełznąć na zewnątrz i pierdolnąć nimi o ścianę. Pięć godzin spędził na parkingu w piekarniku, naiwnie licząc na to, że Marco zechce odwiedzić w końcu swoją jedyną siostrę. Jednak Marco rozpłynął się w powietrzu, a Chadwick powoli tracił cierpliwość, bo razem z nim przepadła też torba pieniędzy, którą mu powierzył i której miał strzec jak oka w głowie dopóki nie ucichnie echo pewnej kradzieży w Lake Charles.
Ciemnowłosa dziewczyna stała odwrócona do niego plecami za ladą, a on odchrząknął jedynie, wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie, choć próbował się przecież lekko uśmiechnąć, by nie wyglądać jak bandzior, a jak ktoś, z kim można uciąć miłą pogawędkę. Dziewczyna w końcu być może posiadała cenne informacje, a Chadwick łaskawie litościwy nie chciał wcale rzucać jej do aligatorów, by je wyciągnąć. Ciszę zagłuszył grzmot, kiedy przygniatał siostrę Marco spojrzeniem, ale wreszcie zerknął na pozostałe na ladzie babeczki.
-Wezmę wszystkie - wymamrotał w końcu, bo przecież zamierzał zająć sporo jej cennego czasu. Musiała wiedzieć gdzie był Marco.

Sunny Willson
Ostatnio zmieniony wt 12 mar 2024, 17:55 przez Chadwick Jansen, łącznie zmieniany 2 razy.
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
#001


Rodzina Phillips z pozoru nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wyglądali tak przeciętnie, że tylko głupiec podejrzewałby ich o ustanowienie wewnętrznej hierarchii i podporządkowywanie kobiet wedle woli mężczyzn; tylko głupiec sądziłby że Sunny stała na smutnym, najniższym szczeblu.
Mimo tego w miarę dobrze wspominała swoje dzieciństwo. W przeciwieństwie od totalitarnego ojca, matka traktowała ją na równi ze starszym bratem. Całowała na dobranoc i przygotowywała identyczne śniadania; pakowała lunch do takich samych pudełek, częstowała słodyczami i pomagała odrobić pracę domowe. Mówiła kocham cię i dasz radę, kiedy stawała przed trudnym zadaniem oraz przemycała dla Sunny kieszonkowe, które Joseph Phillips nakazał wstrzymać. Niestety nie zawsze potrafiła oprzeć się perswazji męża i nierzadko — niesłusznie — stawała również po jego stronie.
Marco był raczej bierny. Przyglądał sie z boku postępowaniu rodziców i nie śmiał niczego skrytykować — wszakże najwięcej zyskal na stronniczości ojca. Z biegiem lat Sunny zaczęła odczuwać żal, którym otoczyła nie tylko Josepha, ale również starszego brata. Z jednej strony widziała w nim opiekuna, jaki zjawiał się ilekroć potrzebowała pomocy i oparcia; z drugiej mocno zazdrościła mu ojcowskiej miłości. Niezależnie od tego, co zrobiła, Joseph nigdy nie spojrzał na córkę tak przychylnie, jak niemal każdego dnia patrzył na Marco.
Sam Marco zajmował się raczej sprawami, które zakrawały bardziej o oblicze rzezimieszka, aniżeli porządnego obywatela, wychowanego w w równie porządnej rodzinie. Sunny miała już serdecznie dosyć jego wybryków oraz niespodziewanych odwiedzin, dlatego przez ostatnie miesiące sukcesywnie ograniczyła kontakt z bratem. Niestety ten zwykł wracać jak bumerang: prosił o pieniądze lub darmową kawę na kaca. Albo — co gorsza — o jedno i drugie.
Tylko w ostatnim czasie powietrze Sunny było wolne od oddechu Marco. Nie naprzykrzal się telefonami, "przypadkowymi" spotkaniami na ulicy czy zatrważającymi odwiedzinami; nie słyszała za plecami jego głosu, choć widmo Marco prześladowało Sunny na tyle intensywnie, że zwykła wielokrotnie odwracać sie na chodniku.
Przez okno odruchowo wyglądnęła za ostatnią klientką, której sylwetka natychmiast rozmazała się w smugach deszczu. Sunny zrezygnowanie westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że nie wzięła do pracy parasola. Następnie skupiła się na doczyszczaniu ekspresu do kawy, który dzisiejszego dnia nie miał już wydać żadnej porcji. Do zamknięcia zostało zaledwie siedem minut.
Dźwięk złotego dzwoneczka do kawy zakomunikował, że w kawiarni pojawił się kolejny gość.
Dzień dobry. Witamy w Sunny Bunny — odezwała się jako pierwsza, jednak nie odwróciła się przodem do lady. Zamiast tego w dalszym ciągu wycierała szmatką ekspres.
Mężczyzna poruszał się niemal bezszelestnie, więc nawet nie zauważyła, kiedy ostatecznie stanął za jej plecami. Dopiero jego wymowne odchrząknięcie sprawiło, że mimowolnie się wzdrygnęła, po czym prędko odwróciła się w kierunku kasy. W ręku wciąż trzymała ścierkę od ekspresu, w którą pobieżnie wytarła dłonie. Potem rzuciła ją obok terminala, dając Chadwickowi znać, że była gotowa go obsłużyć.
Intuicyjnie odpowiedziała uśmiechem na jego dziwnie wymuszone, uniesione kąciki warg. Niezależnie od sytuacji starała się zbyt pochopnie nie oceniać klientów kawiarenki — nawet jeżeli wyglądali tak podejrzanie jak Chadwick Jansen tego popołudnia.
Przez dłuższą chwilę jedynie przyglądała się jego licu, które zastygło w nieodgadnionym wyrazie. Świdrował ją bacznym wzrokiem spod delikatnie przymrużonych powiek; świdrował ją tak uważnie, że z chwili na chwilę czuła, że powietrze pomiędzy nimi zaczynało gęstnieć. Wydawał się dziwny: niebywale tajemniczy i osobliwy.
W pewnym momencie uniosła brodę. Była przekonana, że nie będzie dalej w stanie utrzymać ich kontaktu wzrokowego. Grzmot okazał się wybawieniem. Intuicyjnie spięła ramiona i prędko wyglądnęła przez okno, gdzie Lorne Bay zalewała ulewa. Nie przepadała za tą cholerną, australijską pogodą.
W-wszystkie?— zawahała się, gdy ciszę niespodziewanie zmącił głos mężczyzny. Natychmiast powróciła do niego spojrzeniem, po czym spuściła głowę na paterę z babeczkami. Pozostało dwadzieścia siedem z nadzieniem karmelowym, borówkowym i chrupką. .Wszystkie wypiekła wczesnym rankiem. — Oczywiście — zreflektowała się i sięgnęła po największy kartonik. — To na przyjęcie? — dopytała trochę serdecznie, trochę wścibsko, aby niejako urozmaicić czas pakowania wypieków. Kolejno starannie wkładała jedną babeczkę za drugą, podświadomie licząc na to, że zapalczywe spojrzenie nieznajomego nie przebije jej twarzy na wskroś.

Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
Przesiąknięte dobrocią i uprzejmością słowa Sunny Willson spłynęły na jego uszy niczym miód. Witamy w Sunny Bunny dźwięczało mu w uszach i przez krótką chwilę Chadwick pożałował, że miał zamiar wyciągnąć z niej informacje, po dobroci, czy też nie, wcale nie odwiedzając kawiarni tylko po to, by kupić babeczki dla całej drużyny piłkarskiej.
Ale przebywanie za kratami stanowiło cenną, życiową lekcję, jakiej nie mógłby wyciągnąć ze zwykłego szwendania się po ulicy pełnej degeneratów, których twarze zdobiły zjadliwe uśmiechy. To właśnie w więziennych murach przekonał się, że nie należało oceniać ludzi po okładce, bo za maską sklejoną z łagodnych spojrzeń i miłych uśmiechów często kryli się bezduszni kryminaliści. I tacy byli najgorsi, bo zwykle, kiedy człowiek orientował się, że ich zamiary, tak jak i dusza nie są wcale tak krystaliczne, to wtedy było już za późno. Ich czas dobiegł końca.
Chadwick nie poprzestał więc wbijać w Sunny swojego podejrzliwego spojrzenia, niemal jakby chciał ocenić, czy była zdolna do łgania. Bo nawet jeśli życie już dawno winno przekonać go, że każdy, zawsze i wszędzie, łgał, to Chadwick wciąż naiwnie wierzył w niespotykaną dobroć.
Marco często wspominał swoją siostrę. Jego słowa stanowiły jedyny fundament znajomości Chadwicka i stojącej przed nią brunetki. Przyjaciel często narzekał jak bardzo wścibska i nieznośna potrafiła być, jednak ta miła twarz, która próbowała z całych sił go ignorować, wodząc oczami po babeczkach, które lądowały starannie ułożone w kartonach, nie przypominała tej okropnej siostry.
Dopiero po dłuższej chwili odchrząknął znów, uświadamiając sobie, że nie mógł przekonać się, czy siostra Marco była kłamczuchą, jeśli miał zamiar nadal milczeć.
-Nie, zamierzam rozdać je potrzebującym - mruknął, choć jego ponury ton wcale nie przywoływał na myśl dobrodusznego chłopaka z sercem na dłoni, rozdającego głodnym bezdomnym babeczki. Był przesiąknięty ironią i lekko zniecierpliwiony, jakby wcale nie chciał, by dziewczyna zadawała mu zbędne pytania. Złudną byłaby nadzieja, że zaskarbił sobie tym wyznaniem choć odrobinę jej zaufania. Choć Chadwick naprawdę zamierzał rozdać jej babeczki, z tą różnicą, że nie potrzebującym, a dzieciakom, które trenował w domu kultury.
Po chwili, która wydawała się być wiecznością oderwał wzrok od zestresowanej siostry Marco i z dłońmi wsuniętymi głęboko w kieszenie, wyjrzał za okno. Deszcz zacinał bębniąc o szybę, a niebo co jakiś czas przecinała błyskawica. Pogoda najwyraźniej postanowiła wpasować się tego popołudnia w jego nastrój. Westchnął i niespiesznie postawił krok naprzód, opierając się łokciami o ladę.
-Co słychać u twojego brata? - zapytał, nie owijając już zbytnio w bawełnę. Choć i tak nadal był uprzejmy, bo mógł przecież z grubej rury wymusić na niej lokalizację brata. A kupił nawet babeczki. Spoglądał na Sunny nagląco, stukając palcami w blat. Nie byłby zdziwiony, gdyby ten cykor ukrywał się przed nim za plecami swojej siostry, traktując ją jak żywą tarczę, by nie sięgnął go gniew Chadwicka.
-Chyba zapomniał o swoich przyjaciołach - dodał, uśmiechając się leniwie i przechylając lekko głowę, by znów wpatrywać się w Sunny jak ciele w malowane wrota. Nie mógł przegapić jej reakcji, bo ta była w końcu kluczowa w całych tych poszukiwaniach, a Chadwick chciał czytać z niej jak z otwartej księgi. Kłamstwo czasem było widoczne gołym okiem na twarzach tych, którzy bardzo chcieli coś ukryć. Marco zaś nie mógłby ukryć się przed nim nawet na końcu świata, jeśli jego jedynym bagażem była torba wypchana pieniędzmi Chadwicka.

Sunny Willson
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
W tym kliencie było coś niezwykle osobliwego; coś, przez co Sunny zaczęła czuć zdenerwowanie. Mimo tego z wyuczonym spokojem — choć wewnątrz kotłowało się w niej wiele sprzeczności — pakowała do pudełka jedną babeczkę za drugą.
Z pewnością, gdyby od razu dowiedziała się, że Chadwick przyszedł w sprawie Marco, natychmiast wskazałaby mu wyjście. Jak ognia unikała wszystkiego, co miało związek ze starszym bratem, a z jego poplecznikami zwykła nawet nie rozmawiać.
— Rozumiem — odpowiedziała zwyczajnie, niewzruszona ponurym tonem nieznajomego. Następnie głęboko westchnęła i z pełną premedytacją dodała — to naprawdę godne podziwu. — Nie do końca mogła uwierzyć w życzliwość Chadwicka, która jawiła się przez pryzmat skrzywionej miny i słyszalnej ironii. Jednak postanowiła nie zagłębiać się dalej w temat, jaki spróbowała zarzucić, chcąc zyskać sobie sympatię nowego gościa kawiarni.
Dopakowała ostatnie dwie babeczki, po czym zamknęła pudełko i posunęła je w stronę mężczyzny. Następnie — dosyć nieporadnie — zaczęła stukać palcami w klawisze kasy fiskalnej. Wokoło rozniósł ich charakterystyczny dźwięk, a wraz z upływem sekund, Sunny coraz bardziej nerwowo naciskała jeden przycisk za drugim. Wzrok Chadwicka był zbyt zapalczywy, aby mogła skupić się wyłącznie na obsłudze urządzenia.
Właśnie miała zatwierdzić paragon, gdy niespodziewane pytanie nieznajomego wybiło ją z pantałyku. Mimowolnie uniosła wzrok znad ekranu kasy i prędko umieściła go na oczach mężczyzny. Zamigotała w nich łuna bezczelności.
Sunny wzdrygnęła się, po czym kolejno spojrzała na łokieć Chadwicka, którym podparł ladę; na okno, gdzie miejską panoramę znowu przecięła błyskawica i ponownie na twarz mężczyzny. Tym razem to w jej źrenicach zamajaczyło coś dziwnego; coś co świadczyło o przekorze. Przy kolejnym zdaniu nawiązującym do Marco, prędko zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona, dając Chadwickowi do zrozumienia, że nie zamierzała z nim rozmawiać.
— Wynocha — rzuciła znienacka. Wnet przegoniła swoją poprzednią postawę, która opiewała w nerwowość. Teraz była głównie rozgniewana. Sylweta osobliwego klienta do cna wypełniła ją goryczą i sfrustrowaniem. — Nie słyszałeś? Masz stąd wyjść — machnęła ręką dla większej efektywności, po czym złapała pudło babeczek i energicznie schowała je pod ladę.
Nie widziała Marco ponad trzy tygodnie. Gdy ostatnim razem odwiedził ją w kawiarni, prosił o pożyczkę. Wymienił kilka chorendarnych kwot. Jednak Sunny miała na głowie już swoje problemy — swoje opłaty i długi — i z pewnością nie zamierzała wyciągać Marco z szamba, w które sam się wpakował. Poza tym jego nerwowa reakcja i ckliwe błaganie o pomoc wydawały jej się nazbyt przerysowane, dlatego ostatecznie wyrzuciła brata z lokalu. Kazała mu nie wracać. Albo wrócić, kiedy będzie skłonny nie rozmawiać z nią wyłącznie o pieniądzach.
Grzmot przerwał ciszę. Tym razem nie oderwała wzroku, aby wyglądnąć przez okno; tym razem z równą nieustępliwością wpatrywała się w twarz Chadwicka. Nie chciała przed nim niczego ukryć — bo nie zamierzała mu niczego powiedzieć. Jakikolwiek związek łączył go z Marco, pragnęła jak najszybciej wyplatać się z tej niepotrzebnej dyskusji, zamknąć kawiarnie i wrócić do przytulnego mieszkania.


Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
Chadwick mógł niemal wyczuć, kiedy nastawienie dziewczyny uległo całkowitej zmianie. Wystarczyło, że poruszył temat jej brata. Wtedy, jakby odważniej, uniosła głowę i omiotła go rozgniewanym spojrzeniem. W oczach Sunny nie było już śladu tej uprzejmości, którą uraczyła go na samym początku, nawet pomimo tego, że sam Chadwick nie wykrzesał z siebie nawet odrobiny dobrego wychowania.
Zachowywał się raczej jak kutas.
Nie potrzebował wiele czasu, by poznać wreszcie tą prawdziwą siostrę Marco, nie kryjąca się pod zbędnymi uprzejmościami. Jego przyjaciel często wplatał Sunny w ich zwykłe pogaduszki, bo niezwykle często chował wobec niej urazę. Zwykle wtedy, kiedy był spłukany, a dziewczyna nie raczyła się nad nim ulitować, czemu Chadwick wcale się nie dziwił; Marco nie był honorowy i choć był jednym z najlepszych kumpli Jansena, to Chadwick nigdy nie dał mu nawet zasranego centa. Wyjątkiem był ten jeden, jedyny raz, po którym skończył z nożem wbitym w plecy i czarnymi scenariuszami w głowie, które nie wykluczały wcale połamania tych złodziejskich rąk Marco.
Kąciki jego ust drgnęły, kiedy dziewczyna w tak mało uprzejmy sposób wyprosiła go z lokalu. Uśmiech nie pasował ani do jego ponurego nastroju, ani do tej napiętej atmosfery, jednak Chadwick nie mógł powstrzymać tego odruchowego gestu, bo właściwie nie spodziewał się po Sunny niczego innego i samo to niezwykle go rozbawiło. Bo choć nigdy jej nie poznał, to miał wrażenie, że znał ją nawet lepiej niż Marco Willsona. Rozbawiony, z uniesioną brwią wyciągnął ręce z kieszeni i podniósł je w teatralnym, obronnym geście.
-Słyszałem, ale nie wyjdę. Na pewno nie bez tych babeczek- rzucił i omiótł sugestywnym spojrzeniem ladę, pod którą tak agresywnie wepchnęła pudło z wypiekami. Wreszcie westchnął, jakby skapitulował, choć z nadal uniesionymi dłońmi pokręcił głową.
-Daj spokój Sunny, nie bądź suką- rzucił, przewracając oczami. Marco rzadko wyrażał się o Sunny w superlatywach. Kiedy Chadwick leniwie przeżuwał swojego burgera, siedząc naprzeciwko niego w taniej knajpie, ten zwykł zakłócać jego posiłek, plując naokoło frytkami, wyklinając swoją siostrę i powtarzając w kółko, że była wredną suką.
Być może kryła się w tym odrobina prawdy.
-Marco to mój przyjaciel, martwię się o niego i albo mi powiesz gdzie jest, albo będziesz musiała mnie stąd sama wyrzucić- obwieścił w końcu, opuszczając ręce, choć tylko po to, by zaraz skrzyżować je na piersi. Chadwick był zawzięty i tym gestem dawał Sunny Willson do zrozumienia, że nie zamierzał wcale wychodzić, dopóki nie powie mu gdzie był jej cholerny brat. Choć skłamał, bo wcale się nie martwił się o Marco. Martwił się o sportową torbę wypchaną dolarami, które w niepowołanych rękach jego przyjaciela mogły spocząć w domach uciechy, czy kasynach, wraz z kolejną złudną nadzieją Marco, że los wreszcie się do niego uśmiechnie.

Sunny Willson
Ostatnio zmieniony wt 12 mar 2024, 17:54 przez Chadwick Jansen, łącznie zmieniany 1 raz.
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
Sunny — o ile nie musiała mierzyć się z mizoginizmem, seksizmem i antyfeminizmem — była naprawdę sympatyczną, młodą damą. Przeważnie cechowała się uprzejmością i otwartością, którą niejednokrotnie otoczyła nawet mężczyzn (w większości byli to po prostu klienci Sunny Bunny). Zwykła się ładnie uśmiechać, taktownie wypowiadać i bezpretensjonalnie obchodzić z trudniejszymi konsumentami kawiarni. Niestety Marco stanowił dla Sunny wyjątek i działał na nią ekstremalnie pobudzająco, czego świadkiem stał się sam Chadwick.
Oczy kobiety natychmiast pociemniały, a jej twarz ozdobił brzydki grymas. Następnie obrzuciła mimikę nieznajomego obruszonym spojrzeniem — nie bardzo rozumiejąc, dlaczego kąciki ust drgnęły mu w połowicznie rozbawionym i drwiącym wyrazie — po czym znowu zaglądnęła w głąb jego źrenic. Tkwiąca w nich bezdenna ciemność była przerażająca, jednak pomimo tego spróbowała zdusić w sobie ostatek zdrowego rozsądku. Chwilę później w bezwolnym akcie, majaczącym pomiędzy jawną pierzchliwością a samoobroną, cofnęła się o krok, gdy duże dłonie mężczyzny wycelowały niespodziewanie w górę. Dopiero kiedy zabrał głos, przysunęła się ponownie bliżej, zdając sobie sprawę, że zareagowała zbyt impulsywnie.
Możesz iść gdzieś indziej — zasugerowała odrobinę spokojniej, jednocześnie nie spuszczając wzroku z rąk mężczyzny. Bez trudu, pomimo oddzielającego ich kawałka drewna, mógłby dosięgnąć jej sylwetki. Znała nieczyste zapędy Marco, więc z góry założyła, że nieznajomy charakteryzował się identycznym marginesem złych zachowań.
Co? — bąknęła intuicyjnie, po czym zaraz gniewnie ściągnęła brwi. Praktycznie od początku tego spotkania Chadwick ją zaskakiwał. Wpierw kupnem dużej ilości babeczek, potem znajomością z Marco, a teraz bezpośrednim zasugerowaniem, że jej osoba zasłużyła na porównanie z mianem „suki”.
Nieważnie jak bardzo starała się być nieugięta; nieważne jak mocno zaczęła pragnąc, aby Chadwick wyszedł z lokalu — to finalnie i tak poczuła, że niewiele miała w tych kwestiach do powiedzenia. Mężczyzna nie zamierzał po prostu się wycofać, a ona sama w głębi balansowała na linii oporu oraz przeciwnej trwogi. Z jednej strony z uporem maniaka nie chciała udzielić żadnych informacji; postanowiła na przekór pokazać, jaka była nieugięta. Z drugiej naprawdę niczego nie wiedziała na temat Marco.
Zważaj na słownictwo, mięśniaku — rzuciła bezapelacyjnym, opryskliwym tonem. Zmierzyła Chadwicka od głowy do pasa, po czym zaczęła energicznymi ruchami wachlować policzki. Ta rozmowa z pewnością podniosła Sunny temperaturę i im dłużej trwała, tym czuła się jedynie gorzej. Borykała się z mieszanką emocji. — Przyjaciel? — zdumiała się zaraz i mimowolnie opuściła dłoń. Tym razem z jeszcze większą ciekawością zaglądnęła do oczu Chadwicka. Dopiero po paru sekundach dotarł do niej sens dalszej wypowiedzi, a gdy tak sie stało, dla odmiany pomachała ręką przed nosem mężczyzny. — Zapomnij. Dzwonię na policję — oznajmiła. Następnie zanurkowała pod ladę, aby wśród rozmaitych pudeł, opakowania z babeczkami oraz papierzysk odnaleźć firmowy telefon.
Pięć minut temu wybiła godzina zamknięcia kawiarni, więc miała podstawy, aby naskarżyć służbom na nachalnego klienta. Poza tym prędko przeanalizowała swoje szansę i w starciu wręcz nie miała żadnych szans. Nieznajomy był wysoki i umięśniony. Ponad to — nieważne jak usiłowała się z tym nie zgodzić i nie przypisywać atutów — był mężczyzną.
Poza tym — odezwała się ponownie. Klękła na jednym kolanie i o ile to możliwe jeszcze głębiej wsunęła rękę. — Nie utrzymuje kontaktów z bratem — dodała, uprzednio zacisnąwszy palce na urządzeniu. Naprawdę nie interesowały ją pobudki, które kierowały Chadwickiem, chociaż nie mogła zupełnie zaprzeczyć, że jego osoba była jej zupełnie obojętna. Nie znała przyjaciół Marco; nie wiedziała w jakim towarzystwie się obracał, jednak zaczęła mieć złe przeczucia.

Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
Chadwick nie miał właściwie żadnych powodów, by traktować siostrę Marco tak oschle. Przede wszystkim nie należał raczej do tych nieokiełznanych chłopców, rzucających mięsem na lewo i prawo. Przywykł raczej do bycia oszczędnym w słowach, a jednocześnie dobierał je tak dosadnie, by nawet do tak upartej Sunny dotarł ich niemiły, jednak ukryty pod uprzejmym słowem przekaz. W końcu to oczy, utkwione w niej hardo mówiły więcej niż tysiąc słów.
Ale dziewczyna pozostawała nieugięta, a cierpliwość Chadwicka, nadwyrężona już i tak przez kumpla i jego nagłe zniknięcie, wisiała w końcu na maleńkim włosku. Sunny nie chciała wystawić swojego brata po dobroci, a Chadwick zmielił w ustach kolejne cierpkie słowo, zaciskając zęby, by nie uderzyć pięścią w blat.
Choć może powinien? Może powinien sprawić, by Sunny zadrżała w obawie o własne życie i wyśpiewała mu wszystko tym swoim głosikiem, wcale już nie opryskliwym, a tym milutkim, ociekającym miodem, którym go przywitała w swojej kawiarni.
-Przecież słyszałaś- mruknął z uniesioną brwią i westchnął, tracąc powoli cierpliwość. Jej zdziwienie nie było jednak bezpodstawne, bo Sunny i Chadwick z pewnością nigdy wcześniej nie mieli okazji się spotkać. Marco w końcu trzymał swoich przyjaciół spod ciemnej gwiazdy z dala od młodszej siostry, jakby w obawie, że brunetka zdemaskuje jego prawdziwe oblicze; wygłaskanego przez ojczulka nieudacznika.
Zaśmiał się odruchowo, niemal w głos, w tym rozbawieniu odchylając sylwetkę w tył, gdy dziewczyna sięgnęła po argument, który niezmiennie go bawił. Choć nie słyszał go często, bo w środowisku w którym się wychował żaden głupiec nie uciekał się do sypania. Chłopcy albo radzili sobie bez mundurowych albo ginęli z honorem.
-Suuuunny- westchnął, wpatrzony w sufit, jakby to właśnie w nim szukał cierpliwości, przeciągając umyślnie imię dziewczyny i akcentując głośno każdą jego literę. Ale głos Sunny już dobiegał go przytłumiony, spod lady, o którą sam wreszcie oparł się rękami, wychylając się, by dojrzeć, czy Sunny Willson rzeczywiście była tak głupia -Sunny, jak sądzisz, kto zjawi się pierwszy za tą ladą? Ja, czy ta twoja policja?- mruknął już ze słyszalną irytacją w głosie.
I choć nie miał zamiaru robić dziewczynie krzywdy, to jednak nie widział przeszkód, by zmrozić jej krew w żyłach i groźbami wbić nieco rozumu do tej ślicznej główki. Kręcąc głową z politowaniem wsunął ręce w kieszenie i niespiesznie obszedł ladę, aż do przejścia na zaplecze, z którego korzystali pracownicy. Podniósł ruchomy blat, przechodząc bez wysiłku na drugą stronę, nim Sunny zdążyła wstukać w telefon numer alarmowy. Nie zamierzał przecież skakać przez blat jak małpa, tylko bez słowa przykucnął obok brunetki, opierając oba łokcie na kolanach i przyglądając jej się tak z bliska. Na ustach tkwił litościwy uśmiech, kiedy z westchnieniem wyciągnął z rąk dziewczyny telefon.
-Nie świruj tylko bądź tak miła i zadzwoń do swojego brata. Zapytasz go gdzie jest, bo mam do niego sprawę- poprosił, na powrót wyciągając rękę z urządzeniem w jej stronę. I siedział tak dalej, wpatrzony w jej lico, by nie zrobiła nic niemądrego. Bo mogła przecież niechcący zadzwonić do jakiegoś miłego funkcjonariusza, a Chadwick z pewnością nie potrzebował żadnych interwencji swoich ulubionych kumpli.

Sunny Willson
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
Marco i Sunny diametralnie różnili się od siebie. Sunny nie podjęła w życiu ani jednej złej decyzji, podczas gdy jej starszy brat popełniał błąd za błędem. Nie przywykła mu zło życzyć, aczkolwiek w duchu uważała, że prędzej dosięgnie dna, aniżeli fortuny. Bujał w obłokach i notorycznie chodził na skróty, sądząc, że dziadek oraz ojciec sprawują pieczę nad jego losem; że niczym dziki kocur każdorazowo wyląduje na czterech łapach.
Nic bardziej mylnego. Sunny bezkreśnie wierzyła w hardość i ciężką pracę. Na przestrzeni ostatnich lat wybudowała wokoło siebie mur i umocniła własną stopę samodzielności. Pomimo problemów w kawiarnii i wzmożonego strachu przed zaufaniem drugiej osobie, czuła się dobrze w miejscu, w którym właśnie stała — choć niekoniecznie swobodnie czuła się pod ostrzałem spojrzeń Chadwicka.
Gniewnie zmrużyła powieki, gdy po ścianach lokalu przemknął śmiech mężczyzny. Nie sądziła, aby zareagował adekwatnie do sytuacji, bo wcale nie żartowała — naprawdę była skłonna zadzwonić po policję. Niestety chaos panujący pod ladą wcale nie pomógł jej w odnalezieniu telefonu i zanim zdążyła po niego sięgnąć, Chadwick odezwał się po raz kolejny. Sens jego słów sprawił, że na moment zastygła, choć opuszkami palców już niemal dotykała urządzenia. Wpierw uniosła brodę i napotkawszy baczny wzrok mężczyzny, mimowolnie przemknęła ślinę. Potem z widocznym zatrwożeniem wsłuchała się w odgłos kroków, który niósł się echem po całej kawiarni. Przez cały ten czas nie ruszyła się nawet o milimetr, choć skrzypnięcie zawiasu lady świadczyło o tym, że Chadwick naprawdę nadchodził.
Gdy zobaczyła jego sylwetę po pracowniczej stronie lokalu, natychmiast wyrwała dłoń po telefon. Nie zdążyła jednak wybrać odpowiedniego numeru, bo mężczyzna zaraz kucnął tuż obok, sprawiając, że ponownie skupiła na nim całą swoją uwagę. W milczeniu, podparta jednym kolanem o podłogę w wpatrywała się w czerń jego oczu. Niebywałe było to, że pozwoliła mu wyciągnąć z ręki telefon; że nie potrafiła zaoponować i przeciwstawić się woli Chadwicka, która aktualnie promieniowała zewsząd.
Zacisnęła usta w wąską kreskę, po czym nerwowo stanęła na równe nogi, uprzednio ponownie łapiąc za urządzenie.
Masz stąd wyjść — rozkazała, a następnie zaczęła wstukiwać w aparat numer brata. Znała go na pamięć. — I wiecej tu nie przychodzić — dodała, gdy przyłożywszy telefon do ucha, oczekiwała na połączenie. Nadal starała się zachować opanowanie, jednak w obecnej sytuacji czuła się zbyt osaczona, aby móc swobodnie złapać oddech.
Po czwartym sygnale w słuchawce rozbrzmiał się gardłowy głos Marco.
Sunny — usłyszała na co intuicyjnie uniosła brwi i rozwarła usta. Marco brzmiał osobliwie. Zupełnie nie jak jej arcygłupi, starszy brat. — Narozrabiałem — sygnał urwał się.
Mar... Marco? — uniosła się, po czym prędko ponownie wykręciła numer mężczyzny. Niestety tym razem aparat po drugiej stronie milczał. Zaalarmowana dziwną aurą tej krótkiej i niedorzecznej rozmowy, spróbowała jeszcze trzykrotnie. Za każdym razem włączała się poczta głosowa. — Nie odbiera — rzuciła w końcu w kierunku Chadwicka. Z wyraźną nerwowością w zachowaniu, z impetem stuknęła wierzchem komórki w ladę. — Zrobiłam co chciałeś. Teraz wyjdź — powtórzyła.
Miała wrażenie, że wydarzyło się coś złego; że tym razem Marco nie próżnował w czynach i zakopał się w szambie, a obecność Chadwicka stanowiła zwiastun olbrzymich kłopotów.

Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
Chadwick, kiedy tak wpatrywał się w rozbiegane oczy Sunny, których naturalny blask przebijał się przez tą nerwowość, próbował wyglądać jak jej największy prześladowca. Straszydło, które powstało z jej sennych koszmarów, by napawać ją grozą na jawie. Znieruchomiała twarz i zaciśnięte mocno szczęki powstrzymywały jednak uśmiech, który próbował zmusić kąciki jego ust do drgnienia, bo Sunny Willson była doprawdy niepoważna i w niczym też nie przypominała swojego starszego brata.
Bo Chadwick, choć mówił o Marco mój najlepszy przyjaciel, to miewał czasem momenty, kiedy wkurwiało go samo spoglądanie na niego. Marco niekiedy bywał egoistą, często wcale nie był do rany przyłóż, jednak wystarczyła jedna groźba, by umilkł. Sunny zaś sprawiała wrażenie, jakby jego groźby wcale do niej nie docierały. Unosiła się dumnie i rozstawiała po kątach, jakby nic sobie z tego nie robiła.
Mimowolnie uśmiechnął się usatysfakcjonowany, kiedy jej spojrzenie utkwione w ekranie, przestało śledzić każdy jego ruch. Zaraz też, śladem brunetki, wstał i oparł się ręką o ścianę. Wypatrywał się w twarz Sunny wyczekująco, choć nie pokładał wielkich nadziei w tym, że Marco odbierze telefon. Miał przecież pieniędzy pod dostatkiem. Okrągły milion dolarów, który nie należał do niego, upchany w niepozorną, sportową torbę. Nie potrzebował Sunny i jej marnych oszczędności, więc dlaczego miałby odebrać?
Westchnął ciężko po trzecim sygnale, zawieszając ciskające gromami spojrzenie za oknem. Deszcz przestał już uderzać o szyby, a słońce powoli ogrzewało chodniki, wpadając też do kawiarni Sunny Willson.
W pomieszczeniu rozbrzmiał czwarty sygnał, który przez ciszę panującą między nimi i to, że dziewczyna chyba nawet nie oddychała, mógł wyraźnie usłyszeć. A zaraz po nim zatrwożony głos.
Marco.
Chadwick ostatkiem sił powstrzymał się, by nie wyrwać jej telefonu z ręki. Odruchowo przeniósł naglące spojrzenie na kobietę, gestykulując energicznie, by kontynuowała. Gdyby się odezwał, Marco z pewnością nigdy więcej nie odezwałaby się do swojej siostry i tym samym przepadł jak kamień w wodę. W oczach Chadwicka błysnęło podekscytowanie, jednak mina zrzedła prędko, kiedy w słuchawce zapadła cisza. Zaklął siarczyście, ciągnąc za przydługawe, czarne włosy, by nie uderzyć ze złością w paterę. Niemal zapłakał, na moment tracąc to mnisze opanowanie.
Wtem, spojrzał znów na Sunny, grożąc jej palcem.
-Jutro tu wrócę. A ty lepiej do tego czasu dowiedz się, gdzie jest twój brat, bo któryś Willson musi za to zapłacić - wymamrotał niezachwianym głosem, by zaraz jak gdyby nigdy nic odwrócić się na pięcie i wyjść z lokalu, zabierając ze sobą jeszcze karton babeczek, który Sunny wcześniej przygotowała dla jego podopiecznych.
-Możesz dopisać je na rachunek swojego brata- rzucił jeszcze przez ramię, a dzwonek nad drzwiami tym razem pewnie wywołał ulgę, bo Chadwick Jansen wyszedł z kawiarni z kartonem babek pod pachą, posyłając przechodzącej obok starszej pani przemiły uśmiech.

Zt.
Sunny Willson
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
#2

Wizyta Chadwicka wywołała u Sunny niepokój, a połowiczna rozmowa z bratem jedynie utwierdziła ją w przekonaniu, że właśnie została wciągnięta w niekoniecznie pomyślny tok wydarzeń. W pierwszej kolejności — co zabrzmi niewiarygodnie — martwiła się o Marco; w drugiej o lokal. Starszy Willson przeważnie bywał bardziej wylewny, dlatego mimowolnie potraktowała jego okrojone słowa jak ostrzeżenie; zapowiedź potężnych kłopotów, które nieomyślnie ściągnęła na nich nieroztropność Marco.
I znowu oberwała obuchem.
Przez całą noc nie zmrużyła nawet oka. Przewracała się w zmiętej pościeli, notorycznie powracając wyobraźnią do sylwety Chadwicka: do jego pochmurnych oczu, sarkastycznie wygiętych warg i groźby, która echem odbijała się w uszach Sunny. Brzmiała nieczysto, więc nic dziwnego, że gdy następnego dnia otworzyła kawiarnie, zanim weszła do środka, struchlana rozglądnęła się po okolicy.
Czterokrotnie próbowała dodzwonić się do brata, jednak w słuchawce gościła wyłącznie cisza. Pokusiła się nawet o telefon do matki, ale Mia stwierdziła, że Marco od kilku dni nie pojawił się w domu. Była bezradna, przez co do samego wieczora nerwowo reagowała na powitalny dzwięk dzwoneczka nad drzwiami lokalu. Potem obdarowywała klientów przeczulonym spojrzeniem i odpuszczała dopiero w chwili, w której upewniła się, że w ich rysach brakło rys twarzy Chadwicka.
Zamknęła kawiarnie pięć minut przed czasem. Następnie pośpiesznie zebrała swoje rzeczy i opuściła budynek drzwiami od zaplecza. Prowadziły one do zaułka z kontererami na śmieci, wiec tak naprawdę odetchnęła dopiero w momencie, w którym jej nogi stanęły na ulicznej płycie.
Nie była do końca przekonana, czy uczucie niepokoju i strachu przed konfrontacją było adekwatne, jednak postanowiła się nad tym nie rozdrabniać — tym bardziej, że Marco milczał, a widmo Chadwicka wisiało nad nią niczym okropna zmora. Wczoraj nie była gotowa na ich niespodziewaną rozmowę — dziś czuła się doszczętnie wypaczona z energii.
Zaraz dzwięk obcasów powiódł wzdłuż kamiennych zabudowań. Nerwowo parła do przodu, mijając raz za razem innych przechodniów. W ostateczności skręciła w kolejną uliczkę, która stanowiła osamotnione, wąskie przejście do przeciwległej ulicy, gdzie mieścił się przystanek autobusowy. Zacisnąwszy palce na ramiączku torebki, w pośpiechu pokonała kolejne metry. I gdy już zbliżała się ku końcowi alejki, tuż za swoimi plecami usłyszała odgłos impulsywnie stawianych kroków. Miała wrażenie, że stukot podeszw zaczął bębnić w jej uszach, dlatego mimowolnie przyśpieszyła.
I raz, i dwa, i trzy, łapiąc oddech, wyglądnęła przed ramię. Nie zdążyła nawet dokończyć czynności, gdy niespodziewanie czyjeś łapsko spoczęło na jej wątłym barku, zmuszając, aby twarzą stanęła przed sylwetą krępego mężczyzny. W pierwszym spróbowała się wyrwać; w drugim spojrzała wyżej, aby upewnić się, że domniemany oprawca nosił twarz wczorajszego klienta Sunny Bunny.
Gdzie są pieniadze dla Thomasa?! — huknął nieznajomy i ku zdumieniu Sunny wcale nie był nim Chadwick.
Szarpnęła się i na krótką chwilę strąciła z siebie rękę napastnika, jednak w momencie, w którym postawiła krok do tyłu, mężczyzna zamachnął się i uderzył ją w twarz. Sunny pociemniało przed oczami. Czuła, że naznaczony szorstką dłonią policzek zapłonął żywym ogniem. Intuicyjnie dotknęła tamtego miejsca, po czym drygnęła znacznie, uprzednio tracąc równowagę. Jeszcze kilka sekund spróbowała podtrzymać się ceglastej ściany; jeszcze chwilę walczyła z grawitacją, aż ostatecznie osunęła się na chłodną płytę. Torebka upadła obok, rozrzucając swą zawartość dookoła kolan kobiety.
Gdzie forsa? — Mężczyzna stanął tuż nad Sunny.
Nie-nie mam — jęknęła żałośnie. O ile to możliwe mocniej przylgnęła plecami do muru i z wyraźnym strachem obarczyła napastnika spojrzeniem. Ten po raz kolejny spróbował wyciągnąć po nią swoją rękę, lecz tym razem wczepił palce w pasma ciemnych włosów Sunny.


Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
26 lat/a 185 cm
złodziej, paser i trener w Dom kultury
Awatar użytkownika
ABOUT ME
jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
Miejscow*
Chadwick nie mógł polegać tylko na Sunny. Zdążył ochłonąć już na tyle, by dopuścić do głosu tą myśląca trzeźwiej część umysłu. Tą, która podejrzewała, że dziewczyna nie łgała i naprawdę nie miała pojęcia gdzie ukrywał się jej brat. Wiedział, że musiał działać na własną rękę. Wywęszyć ciągnący się za Marco smród oszusta, choćby na drugim końcu kraju. Miał przewagę. Wiele lat przyjaźni i niespełnione marzenia Marco pozwoliły brunetowi przypuszczać, gdzie mógł zebrać pierwsze okruszki. Marco w końcu wielokrotnie snuł swoje opowiastki i marzył obsesyjnie o wielkich pieniądzach. Powtarzał, że gdyby tylko miał majątek, potroiłby go w jedną noc. Chadwick podejrzewał gdzie winien szukać swojej zguby, a wszystkie te przypuszczenia prowadziły aż do Nevady.
Miał przewagę, bo miał też plecy. Pobyt w więzieniu być może nie był zbyt miły, jednak z pewnością czemuś się przysłużył. Kumple spod celi może nie należeli do tych, z którymi mógłby umówić się na kawę i plotki, ale z pewnością mieli oczy dookoła głowy i pierwsi wiedzieli, gdy w ich mieście pojawiał się ktoś zbyt głośny z wielką torbą dolarów, której nie ukrywał. A Marco był zbyt głupi, by się nią nie chwalić.
Tej nocy szczęście mu sprzyjało, jednak wciąż potrzebował Sunny Willson.
Nie mógł tak po prostu dać jej spokoju i nadal liczył, że ta wariatka doprowadzi go prosto do swojego brata. Bo nie miał czasu na przypuszczenia, a Las Vegas było zbyt wielkie, by szukać go po omacku.
Miał za sobą nieprzespaną noc, jednak cierpliwie i z uporem maniaka koczował w aucie po drugiej stronie ulicy, przy której Sunny prowadziła swoją kawiarnie. Przekrwionymi oczami wpatrywał się w szyld, naiwnie wierząc, że Marco pójdzie po rozum do głowy i wróci do miasta z podkulonym ogonem.
Minęła jednak piąta, a Chadwick nie dostrzegał już sylwetki Sunny kręcącej się między stolikami. Westchnął ciężko i niespiesznie wyszedł z samochodu - nie musiał się w końcu spieszyć, kiedy i tak znał jej adres. Z papierosem między wargami szedł chodnikiem, kiedy dobiegł go podniesiony, męski głos. Gardłowy, nie przywodził na myśl nikogo miłego. Chadwick odruchowo przyspieszył kroku, wchodząc w alejkę pomiędzy budynkami za kawiarnią.
Jego reakcja była natychmiastowa i całkowicie nieprzemyślana, choć jak najbardziej słuszna. Pierwszym co dostrzegł był krępy facet pochylający się nad Sunny z pulchnymi paluchami wciśniętymi w jej włosy. Tyle wystarczyło, nie musiał widzieć więcej.
Niemal rzucił się do biegu, dopadając do delikwenta w jednej sekundzie. W kolejnej, chwycił go za fraki i bez wysiłku przycisnął do ściany budynku.
-W tej sekundzie przeproś panią- mruknął niezwykle spokojnie jak na to, że krew wrzała mu w żyłach. Na przeprosiny jednak nie czekał zbyt długo. Gdy facet otwierał usta Chadwick chwycił jego głowę i z całych sił uderzył nią o ścianę, patrząc z satysfakcją jak ten, jęcząc osunął się na chodnik. Zostawił za sobą krwawy ślad.
Chadwick mógł na tym poprzestać. Mógł wyciągnąć rękę do Sunny i pomóc jej wstać, jednak wolał pochylić się nad bredzącym coś niezrozumiale mężczyzną, by jednym uderzeniem złamać mu nos. Krew przepływała przez jego palce, kiedy okładał go po twarzy, nie mogąc przestać.
Chadwick w końcu nienawidził, kiedy ktoś jego pokroju znęcał się nad słabszymi. A Sunny, choć wyszczekana, to z pewnością była słaba.

Sunny Willson
23 lat/a 160 cm
Cukiernik w Kawiarnia
Awatar użytkownika
ABOUT ME
I’m not sure, but I’m almost positive, that all music came from New Orleans.
Miejscow*
Sunny nic nie wiedziała o Chadwicku, dlatego poza jej świadomością pozostał fakt, że miał znajomości wśród rzezimieszków Nowego Orleanu. Mimo tego w tej relacji postanowiła zachować zapobiegawczy umiar, bo już ich wczorajsze spotkanie odcisnęło nieprzyjemne smugi na jej psychice. Nie potrzebowała kolejnych problemów — wiedziała, że odór kłopotów ciągnął się za nią już od dawna.
Thomasowi była dłużna ogromne pieniądze; praktycznie dwukrotność tego, co pożyczyła w połowie ubiegłego roku. Niestety czynsz kawiarenki oraz indywidualne, dodatkowe koszty sprawiały, że nie zawsze była w stanie terminowo dostarczyć ratę. Obecnie zwlekała już trzeci tydzień i choć miała pojęcie, że prędzej czy później będzie musiała stawić czoła posłańcowi, to starała się gubić tą myśl w codziennych obowiązkach.
Obecnie portfel kobiety brzęczał monetami. Brakło w nim potrzebnej dla zachowania spokoju kwoty, co najwyraźniej znalazło odzwierciedlenie w tej makabrycznej sytuacji.
Zdarła skórę na obu kolanach, kiedy mężczyzna pociągnął ją za włosy. Mimowolnie wczepiła palce w jego dłoń, mając lichą nadzieję, że w ten sposób będzie mogła się uwolnić. Wraz z ruchem ramienia osiłka poruszała się gwałtownie raz w lewo, raz w prawo, jednocześnie wsłuchując się w jego plugawy, ciężki oddech. W pewnym momencie spróbowała się szarpnąć, lecz w odpowiedzi mężczyzna jedynie zaognił uścisk i ponownie agresywnie potrząsnął ciałem Sunny. Wtem, gdy kurczowo przymknęła powieki i jęknęła z wyraźną żałością, napastnik ustąpił. Wpierw usłyszała uderzenia podeszw o chodnik, potem dziwny huk, otrząsnął ją z transu i sprawił, że otworzywszy oczy spojrzała w bok. Po krótkim amoku — zawieszeniu w fazie niezrozumienia i strachu — do uszu Sunny dotarł rozkaz.
Oniemiała.
Chadwick nie był wcale większy od jej oprawcy. Był o pięć cali niższy i węższy w ramionach, a pomimo tego pomiótł mężczyzną, jakby ten nie stanowił dla niego żadnego zagrożenia. Sunny, przyłożywszy obie dłonie do ust, przyjrzała się smudze krwi uwidocznionej na ścianie budynku, po czym skupiła spojrzenie na kolejnych ruchach Jansena. Nie omieszkał dokładać ran napastnikowi, co z biegiem kolejnych sekund zbliżało go do tragedii.
Przestań — jęknęła, lecz na tyle cicho, że nie mógł jej usłyszeć. — Dosyć — dodała odrobinę głośniej, po czym wspięła się na równe nogi. — Dosyć! — wrzasnęła, a jej głos momentalnie przesiąknął milionem emocji. Ruszyła do przodu i natychmiast oplotła rękami ramię Chadwicka; dokładnie to, którym zamierzał wymierzyć kolejne uderzenie. Ciałem Sunny targnął dreszcz. Potrzebowała wiele siły, aby ostatecznie szarpnąć brunetem na tyle, że odsunął się chociaż krok. Policzkiem mocno przywarła do jego skóry, a paznokcie wbiła gdzieś w okolicach nadgarstka, uprzednio starając się pociągnąć Chadwicka jeszcze bardziej do tyłu.
Zwariowałeś?! — bąknęła w amoku. — Po co się wtrącasz? — dodała prędko. Widok obitego, zakrwawionego mężczyzny wywołał u Sunny trwogę. Momentalnie zaczęła się obawiać reakcji Thomasa, który bez wątpienia nie był skłonny zaakceptować takiego rozwoju wydarzeń. Dzisiejszego popołudnia to ona miała ponieść karę; nie jego wierny kundel, który właśnie leżał struchlany pod ich stopami.
Wolno odstąpiła od ramienia Chadwicka. W międzyczasie mężczyzna przekręcił się na plecy i wydał z siebie zbolałe stęknięcie. Wtedy Sunny nerwowo złapała za torebkę i oplotła palcami nadgarstek Jansena. Następnie pociągnęła go w stronę wyjścia z alejki. Serce biło jej z siłą pneumatycznego młota, a w uszach szumiał puls.
Gdy znaleźli się z daleka od zaułka, znacznie bliżej przystanku autobusowego i innych ludzi, gwałtownie oderwała rękę i dźgnęła Chadwicka w sam środek klatki piersiowej. Jej twarzy nosiła na sobie siniaka; ślad nagłego uderzenia mężczyzny.
Ty! — warknęła. — Jak śmiałeś go pobić? — wycedziła to wielce niezrozumiałe, pozbawione logiki pytanie.

Chadwick Jansen
Pola
po mieście błąka się tylko jedna dusza
Zablokowany

Wróć do „Rozgrywki”