ODPOWIEDZ
stokrotka
Przyjezdn*
31 lat/a, 174 cm
Współwłaściciel i specjalistka PR w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
I know I'll lose control of the things that I say. I was lookin' for a way out, now I can't escape. Because my bad habits lead to you.
Wyjście na tak duże przedsięwzięcie z nowym partnerem było stresujące i przykuwało oczy każdego. Nie spodziewała się jednak że pojawienie się na balu z własnym mężem, z którym do siedzimy WMC weszła pod rękę, wywoła takie poruszenie. Długo utrzymywali plotki o swoim kryzysie w tajemnicy, długo udało im się uniknąć rozmów o rozwodzie i przedostaniu się informacji dalej a gdy ujrzały one światło dziennie, oni znaleźli sposób by się dogadać. Czym oczywiście również nie chwalili się na prawo i lewo. Aż do dziś.
Przekraczając próg sali Josephine miała w nosie co myślą o nich inni, bo zrozumiała, że nie chce rezygnować ze swojego męża. Oboje zresztą robili wszystko by znów poczuć się w tym małżeństwie sobą i chociaż nie chcieli tutaj przychodzić, pewne obowiązki wymuszały na nich wręcz pojawieniu się chociaż na chwilę. Mieli zostać zauważeni by wymknąć się później po angielsku tylnymi drzwiami, ale chyba nie przewidzieli tego, że ich wspólne wejście zostanie tak dostrzeżone. Teraz trudniej będzie się wymigać od uczestnictwa w imprezie skoro od razu rządna plotek grupa zamaskowanych kobiet pociągnęła Josephine na bok.
Na szczęście zanim została zarzucona milionem pytań, na które i tak nie zamierzała odpowiedzieć skutecznie ignorując próbę rozmów, na scenie pojawił się Tristan. I chociaż wydawać się mogło, że słuchała jego przemówienia z zainteresowaniem, to jedyne co czuła to irytację.
– Przepraszam, ale muszę porwać mojego męża - uśmiechnęła się nieszczerze w stronę dwójki mężczyzn, z którymi rozmawiał Geller, i ponownie biorąc go pod ramię, przeszli na drugi koniec sali. – Nienawidzę tej obłudy - mruknęła z niezadowoleniem, zatrzymując się obok kelnera roznoszącego bezalkoholowe koktajle. Trudno było wytrzymać takie imprezy, ale wytrzymać je bez alkoholu? Kto mógł wpaść na taki durny pomysł?
– Nie mam na myśli WMC, w ich trendy wpisana jest obłuda i się nawet z tym nie kryją - wywróciła oczami, gdy zajmowali wolne miejsce po stronie członków klubu. Ewidentnie było widać podział między przybyłymi gośćmi i wyjątkowo Josie nie zamierzała się wychylać i sprzeciwiać takiemu układowi. – Żaden mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć czego potrzebują kobiety. Więc wykorzystywanie tego w przemowach jest… Ugh… Dlaczego Wy faceci uważacie, że na każdym kroku trzeba to podkreślać? Dlaczego mamy celebrować sukcesy kobiet jakby były czymś wyjątkowym a nie naturalnym? - sama nie wiedziała skąd jej nagła bojowa postawa, ale przemowa wygłoszona przez przedstawiciela Vampire Association, która teoretycznie miała wielbić kobiety, była dla niej niczym innym jak podkreśleniem wyższości mężczyzn.

Isaac Geller
po mieście błąka się tylko jedna dusza
lisowa
Przyjezdn*
46 lat/a, 188 cm
próbuje ustalić priorytety w życiu prywatnym
Awatar użytkownika
Whispers of life
every time you come around, you know I can't say no, every time the sun goes down I let you take control

Gellerowi – wbrew pozorom – podobał się klimat i pomysł imprezy w stylu lat dwudziestych z wyłączeniem alkoholu, choć nie wierzył, że na oficjalnym balu ostatecznie zabraknie tego typu używek. Lubił wydarzenia, do których musiał się przyłożyć. Skompletować odpowiedni strój, zamiast tylko wbić się w elegancki garnitur, dopasować dodatki, które wpasują się w klimat. Wchodząc na salę – w przeciwieństwie do Josephine – czuł się jak ryba w wodzie. Oddał na wejściu swój kapelusz i wyprostował się dumnie. Przyszedł tu się dobrze bawić, mimo nadętej atmosfery z jednej strony i uprzedzeń z drugiej. Miał gdzieś jednych i drugich. Dlatego nie wsłuchiwał się w przemówienie przywódcy NOVA, ale za to bardzo chętnie skupił się na żonie, która znów pojawiła się u jego boku. Nawet jej potrzeba wyrzucenia z siebie oburzenia nie była w stanie zepsuć mu dobrego nastroju.
Zadałaś to pytanie niewłaściwemu mężczyźnie, kochanie – uśmiechnął się do żony przesłodko i przechylił głowę, żeby spojrzeć na nią z rozczuleniem. – Z racji orientacji seksualnej, naturalnych samczych popędów oraz poczucia wewnętrznej estetyki kobiety stawiam wyżej ponad mężczyzn. Ten człowiek – ruchem brody wskazał na Vossa – to oderwany od rzeczywistości idealista, tamci ludzie – kolejnym ruchem głowy skinął na członków WMC – wciąż twierdzą, że kobiety nie powinny mieć praw wyborczych. A na sukces mojej żony – położył dłoń na jej szyi i delikatnie musnął kciukiem wargę kobiety, aby nie rozmazać jej makijażu – większy od mojego sukcesu – co nie było trudne, nie osiągnął żadnego, nie licząc wspaniałej kobiety u boku i cudownego dziecka, czego nawet nie mógł przypisać swojej pracy, a przypadkowi – to składowa nie tylko ciężkiej pracy, ale i szczypty nazwiska i rodzinnej spuścizny. – Cały czas uśmiechał się w słodki sposób i patrzył na żonę jak zakochany bez pamięci nastolatek, zupełnie w oderwaniu od słów, które wypowiadał. – Krótko mówiąc – wszyscy jesteśmy hipokrytami – podsumował mięciutko, jedwabiście, przeuroczo, z wdziękiem godnym plakatowego Gatsby'ego w wykonaniu DiCaprio, jakby to był najwdzięczniejszy i najlżejszy komplement na świecie, po czym – pokonując barierę z jej narzutki – pocałował ją miękko w usta. O kilka sekund dłużej niż pozwalałyby na to zasady dobrego wychowania.
Chciał ją pocałować, oczywiście! Ale zrobił to również dla szlachetnego oburzenia kobiet z White Magnolias Club siedzących niedaleko, tuż po tym, jak z jedną z nich złapał na chwilę bezpośredni kontakt wzrokowy. Ot, tylko po to, żeby zasiać nieco więcej zamętu w tym i tak nabuzowanym i nadętym towarzystwie, jakby tylko czekał na jakiś ambaras.

Josephine Lanaghan
stokrotka
Przyjezdn*
31 lat/a, 174 cm
Współwłaściciel i specjalistka PR w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
I know I'll lose control of the things that I say. I was lookin' for a way out, now I can't escape. Because my bad habits lead to you.
Nie miała pojęcia kiedy ich role tak bardzo się zmieniły. Przecież jeszcze nie tak dawno to Josephine brylowała w towarzystwie czując się na takich eventach jak ryba w wodzie. Lubiła przyciągać uwagę, lubiła skupiać na sobie wzrok, nawet tych nieprzychylnych jej osób by jeszcze bardziej podkreślić swoją pozycję i sukces. Tak było zarówno w Salt Lake City jak i w Los Angeles. Tutaj nie czuła takiej potrzeby. Tutaj chciała jedynie prywatności.
– Kobiety? Wciąż w liczbie mnogiej? - z trudem powstrzymała rozbawienie dostrzegając tę jedną nieścisłość w jego odpowiedzi. Isaac Geller, odkąd w oficjalnych papierach nosiła jego nazwisko, mógł skupiać swoją uwagę tylko na niej. Wielbić tylko ją. Kochać tylko ją. Nie była jednak zazdrosna, bo jego wzrok skutecznie upewniał ją w przekonaniu, że tak właśnie jest. Mógł podziwiać inne kobiety, w końcu w swoim klubie codziennie spotykał piękne i młode artystki, ale koniec końców tylko na swoją żonę patrzył w ten sposób. I tylko ją tak całował.
– Tylko że ja nigdy nie wypierałam się że miałam łatwiejszy start - aż taką hipokrytką nie była by twierdzić że doszła do wszystkiego jedynie swoją ciężką pracą, bo zaczynała z poziomu do którego większość ludzi nie dojdzie przez całe swoje życie. To jednak nie mogło być wyznacznikiem tego ile sama osiągnęła.
Jednak Isaac miał rację. Każdy na tej sali był hipokrytą a każda z grup uważała się za lepszą od drugiej. Nie lubili się a jednak mimo wszystko organizowali wspólnie bal charytatywny, o ironio, nie dla wspólnego celu a dla zachowania pozorów.
– To też interesujące zjawisko, że małżeństwo z takim stażem jak my wzbudza zainteresowanie tylko nieco mniejsze niż banda “idealistów” z dziwną skłonnością do… dziwnych rzeczy - nie chciała nikogo obrazić a tym bardziej by ktokolwiek uznał że postawiła się po stronie WMC. Nie była przeciwna członkom NOVA, i tak naprawdę miała ich w nosie, bo każdy mógł robić ze swoim życiem co tylko mu się podoba.
Tak jak oni teraz. Josephine nie opierała się przed kolejnymi pocałunkami, chociaż z początku nie rozumiała pobudek jakie kierowały jej mężem. Szybko jednak podążyła wzrokiem w stronę starszych przedstawicieli klubu i dała się wciągnąć w tę grę.
– Niektórzy zbyt poważnie potraktowali genezę lat dwudziestych - z uśmiechem sięgnęła po swój bezalkoholowy koktajl i upiła z niego kilka łyków. – Pamiętasz nasz pierwszy wspólny bal charytatywny? – nie mogła oprzeć się przed tym zadziornym uśmiechem jak i przed położeniem dłoni na nodze Gellera. Zdjęcie które licytowali tamtego wieczora, a dokładnie jego kopia, wciąż wisiała w ich sypialni. – Nadal nie żałujesz wydania ćwierć miliona? - przesunęła dłoń nieco wyżej i nachylając się w jego stronę skradła mu kolejny zbyt krótki pocałunek.

Isaac Geller
po mieście błąka się tylko jedna dusza
lisowa
Przyjezdn*
46 lat/a, 188 cm
próbuje ustalić priorytety w życiu prywatnym
Awatar użytkownika
Whispers of life
every time you come around, you know I can't say no, every time the sun goes down I let you take control
Geller zagryzł usta, żeby się nie roześmiać, ale ostatecznie i tak skończył oblizując wargi, dolną z nich przygryzając zaczepnie, kiedy Josephine tak chętnie wytknęła mu błąd logiczny. Czy sam nie uwielbiał zabaw słownych?
Widzisz… Generalizacja prowadzi właśnie do takich nieporozumień, których dałoby się uniknąć, gdyby precyzja była pielęgnowana w społeczeństwie równie pieczołowicie, jak potrzeba uogólniania… – sam już nie był pewien, czy nie zapętlił się w swojej perorze, ale cholernie bawiła go ta sytuacja. Czy przy okazji trochę przedrzeźniał ton Vossa, tak patetycznie opowiadającego o kobietach sprzed stulecia? Być może! Nie można było jednak odmówić mu słuszności – kobiety zmieniały ten świat i w pokrętny sposób chciał dobrze, ale w każdej idei dało się dostrzec luki.
Pominęłaś kilka istotnych elementów naszej fabuły. Między innymi niemal oficjalnie ogłoszony rozwód. I całą serię krążących o nas ploteczek – dodał uśmiechając się złośliwie i oblizując wargi, bo niektóre z nich były pikantne. A inne z nich… na wszelki wypadek sprawdził bardzo dokładnie!
Zaśmiał się, kiedy dostrzegł minę Josephine na widok bezalkoholowych drinków. Dla niego to był – niestety – chleb powszedni! – Witaj w moim trzeźwym świecie! – Z energicznym rozmachem stuknął swoim kieliszkiem o kieliszek Josephine i zwilżył wargi w napoju, który – w opinii Gellera – miał przypominać wytrawne martini z oliwką, ale smakował bardziej jak woda gazowana posolona oliwką i siorbnął bardzo nieelegancko swojego koktajlu, po czym uśmiechnął się na wspomnienie przywołane przez żonę.
Doskonale pamiętał tamten bal. I przygody, jakie towarzyszyły temu zdjęciu. Uśmiechnął się pod nosem, chowając usta za szklanką z koktajlem, kiedy ścisnęła lekko jego udo. Odchrząknął. – Żartujesz?! – Położył dłoń na dłoni Josephine, żeby ją powstrzymać, bo jeszcze kilka centymetrów i uziemi go na tym krześle do końca balu. – Nigdy wcześniej, ani nigdy później żadne z moich zdjęć nie zostało sprzedane za taką kwotę! – powiedział dumnie unosząc głowę ku górze, jakby to był prawdziwy powód do samozadowolenia i to nie on sam najpierw wywindował tę cenę, a później wylicytował własne zdjęcie. – Który fotograf może… – urwał w połowie myśli i zrobił wielkie oczy, gdy dostrzegł coś w jednym z kątów sali.
O-mój-Boże…! – przesylabizował z przejęciem. – To oryginalny Rolleiflex! – aż oczy mu rozbłysły, kiedy zmrużył powieki, aby lepiej się przyjrzeć. – Chodź… – wstał z krzesła nie patrząc na potencjalne protesty Josephine i pociągnął ją za rękę. Splótł ich palce ze sobą i patrząc przed siebie pochylił głowę ku żonie. – Został wyprodukowany pod koniec lat dwudziestych, co nijak ma się do rocznicy powstania Le Petit Salon, ale… cholera, próbowałem go kiedyś dostać, był nieosiągalny. Nie wiem, skąd oni go mają, ale ten, kto go obsługuje, jest jakimś barbarzyńcą i powinni mu za to uciąć obie ręce! – powiedział z przerażeniem patrząc na proces wykonywania zdjęcie. – Spróbujesz go oczarować przez kilkanaście minut? – zapytał z pełną powagą i obrócił głowę ku żonie, choć z samego spojrzenia nie dało się jednoznacznie rozpoznać, czy chce się tylko pobawić aparatem, czy… ukraść go.

Josephine Lanaghan
stokrotka
Przyjezdn*
31 lat/a, 174 cm
Współwłaściciel i specjalistka PR w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
I know I'll lose control of the things that I say. I was lookin' for a way out, now I can't escape. Because my bad habits lead to you.
Wywróciła tylko oczami, chociaż na jej twarzy malował się szczery uśmiech. Ich związek zawsze wzbudzał kontrowersje, co właściwie doprowadziło ich do tego szalonego ślubu. Z początku był to jedynie romans, zależało im tylko na seksie… albo sami próbowali to sobie wmówić, bo dość szybko poczuli wobec siebie dziwne przyciąganie i przywiązanie. Ludzie i tak patrzyli na nich krzywo. Przez różnicę wieku, koneksje rodzinne, stanowiska w firmie. Nic dziwnego, że teraz też za każdym razem ludzie przyglądali im się z ciekawością, jakby za każdym razem oczekiwali kolejnych powodów do plotek.
– Większość to jednak nie plotki - powstrzymała rozbawienie, bo ostatnie miesiące to była prawdziwa kolejka górska. Z jednej strony unikali się w firmie, co wywoływało podejrzenia a z drugiej byli przyłapywani razem, gdy zachowywali się jak szczęśliwe małżeństwo. Co też wywoływało kolejne plotki, którymi zupełnie się nie przejmowała.
Gdy zażartował sobie z niej, skrzywiła się tylko, bo tym bardziej podziwiała, że Isaac za każdym razem z trzeźwą głową z taką klasą i spokojem znosi te wszystkie imprezy. Josephine, chociaż nie piła dużo, tak dwa kieliszki wina sprawiały, że ludzie nie byli tak irytujący i nawet potrafiła się do nich uśmiechnąć.
Nie zdążyła kontynuować tego tematu, bo oczy Gellera się zaświeciły i zanim powędrowała wzrokiem do miejsca, które przykuło jego uwagę bardziej niż ona… już ciągnął ją w tamtą stronę.
– Magnolie otwierają czasami zamknięte dla innych drzwi - bo przecież nie chodziło tylko o pieniądze, których Isaac miał pod dostatkiem, a razem mieli ich więcej niż nie jeden członek tego stowarzyszenia. Czasami trzeba było kontaktów, takich z innego świata jakim właśnie był ten elitarny klub. – Geller - zatrzymała go za rękę i spojrzała wprost w oczy. – Żadnych głupich pomysłów, nie będę wyciągać Cię dzisiaj z aresztu. Słabość do kajdanek możemy wykorzystać w domu - uśmiechnęła się zadziornie, chociaż to jej głosu był bardziej żartobliwy niż uwodzicielski.
Prosząc o chwilę, odgoniła od siebie męża i podeszła do mężczyzny obsługującego aparat. Czy Josephine Lanaghan miała w sobie jeszcze to coś by dostać to czego chciała? Oczywiście! Kilka zalotnych uśmiechów, udawana ciekawość o tym co mówi, obietnica za małą przysługę… I już po chwili zostali sami w rogu, gdzie zatrudniony mężczyzna robił zdjęcia kolejnym parom.
– Okazuje się, że poza zainteresowaniem fotografią ma jeszcze słabość do starych samochodów. Obiecałam mu prywatną wycieczkę po naszej wystawie starych modeli oraz jazdę testową nowym modelem, który ma trafić do sprzedaży na jesień - wskazała dłonią na aparat, który był tylko do ich dyspozycji. Wiedziała ile satysfakcji sprawi mu zabawa takim sprzętem, a jednocześnie widok męża za obiektywem niesamowicie ją pociągał. Patrząc w jego stronę, zsunęła delikatnie narzutkę odsłaniając nagie ramiona a na twarzy rozkwitł piękny, szczery i pełen miłości uśmiech.

Isaac Geller
po mieście błąka się tylko jedna dusza
lisowa
Przyjezdn*
46 lat/a, 188 cm
próbuje ustalić priorytety w życiu prywatnym
Awatar użytkownika
Whispers of life
every time you come around, you know I can't say no, every time the sun goes down I let you take control
Nie dowierzał, że dzięki uprzejmości i umiejętnościom negocjacyjnym Josephine mógł pobawić się chwilę aparatem. Może i wyolbrzymiał sytuację, ale miał dziś tak dobry humor, że podchodził do urządzenia niemal z nabożną czcią. Zanim dobrał się do jego bebechów, uważnie przestudiował wszystkie przyciski i elementy, żeby nie zepsuć tego cacuszka, a po kilku zdjęciach wykonanych Josephine, wziął w dłoń przycisk do wykonania fotografii i dołączył do żony, aby wykonać jedno wspólne zdjęcie. Westchnął z rozrzewnieniem, kiedy po małej sesji, musieli wreszcie odejść od aparatu. Schował wydrukowane fotografie do wewnętrznej kieszeni marynarki – do tego stopnia był pochłonięty tym doświadczeniem, że musiał się powstrzymywać, żeby nie pocałować wydruku niczym relikwii – złapał Josephine za rękę, po czym ujął jej dłoń pod ramię, zapominając, że przy stanowisku z aparatem fotograficznym zostawił laskę, z jaką pojawił się na dzisiejszym wydarzeniu.
Przez przypadek? Czy celowo, bo miał w związku z tym określone plany na przyszłość? Nie dało się tego jednoznacznie określić!
Dźwięk syren wzbudził jego zainteresowanie, a na małe przedstawienie pokiwał głową z aprobatą, bo podobało mu się takie show w połączeniu z niezadowolonymi minami kobiet z White Magnolias Club, na widok których jego zadowolenie i uśmiech pogłębiły się w perfidny sposób, ale nie zawsze przecież intencje musiały być w pełni czyste!
Oburzenie świętych magnoliowych matron napawa mnie dziwną satysfakcją… – uśmiechnął się złośliwie pod nosem widząc wyrazy oburzenia kobiet, którym nie spodobała się niespodziewana atrakcja. – Te wampirki wydają się być ciekawymi ludźmi i mają ciekawe rozrywki – kąciki ust drgnęły mu w rozbawieniu, gdy po chwili dotarło do niego, że nazwał wampiry ludźmi. – Myślisz, że jestem wystarczająco krwiożerczy, żeby do nich dołączyć? – Wskazał kciukiem za plecy w stronę tej części sali, która nieformalnie została przydzielona członkom NOVA. Żeby wczuć się w rolę przybrał poważny wyraz twarzy i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu stając bezpośrednio przez Josephine.
Pani Lanaghan-Geller – odgarnął czułym ruchem włosy kobiety za plecy i jeszcze bardziej obciągnął do dołu puchową narzutkę, eksponując w ten sposób szyję żony – życzy sobie pani – przeciągał zgłoski i sylaby wypowiadając je hiperpoprawnie, w międzyczasie powolnym ruchem skłoniły głowę do jej szyi pachnącej odurzającymi perfumami – specjalnego… – skubnął bardzo delikatnie zębami cienką skórę na szyi Josephine, a przyjemny dreszcz przebiegł mu pod skórą. Jak zwykle – miał gdzieś, że znajdują się w towarzystwie ludzi, a ich zachowanie być może zakrawa o nieprzyzwoite. – … drinka…? – skończył wreszcie cichym pomrukiem do ucha kobiety i złożył lekki pocałunek, zanim nie cofnął się z błyskiem w oku zachowując powściągliwość oraz pozory właściwego zachowania.
Próbujemy? – zapytał z ekscytacją pomieszaną z rozbawieniem wyciągając w jej stronę dwa krwistoczerwone koktajle, które pachniały aromatem wiśni, granatu i szczypty czegoś… tajemniczego, co nasuwało skojarzenie metalicznego posmaku w ustach po przygryzieniu policzka czy języka. Rzeczywiście była tam krew? A jeśli był w tym alkohol… łyk przecież nie zaszkodzi, prawda?

Josephine Lanaghan
stokrotka
Przyjezdn*
31 lat/a, 174 cm
Współwłaściciel i specjalistka PR w General Motors
Awatar użytkownika
Whispers of life
I know I'll lose control of the things that I say. I was lookin' for a way out, now I can't escape. Because my bad habits lead to you.
Roześmiała się nie tylko z powodu kąśliwej uwagi męża, ale także dzięki tym radosnym iskierkom, których tak dawno nie widziała w jego oczach. Isaac Geller wydawał się naprawdę szczęśliwy uczestnicząc w wydarzeniu towarzyskim. Nie knując, nie próbując wywołać chaos a po prostu dobrze się bawiać. To było do niego kompletnie niepodobne, ale myśl, że nawet po tylu latach małżeństwa wciąż odkrywają w sobie coś nowego dodawała pikanterii ich związkowi.
Bliskość wywoływała przyjemne ciepło. Im Isaac był bliżej tym robiło jej się coraz bardziej gorąco a jedyne o czym myślała, by znaleźć się z nim sam na sam w jakimś ciemnym korytarzu. Oczami wyobraźni nawet szukała takiego miejsca, w końcu znajdowali się w miejscu, które Josie znała bardzo dobrze. Ale rozproszył ją rozmową o drinkach, które nagle znalazły się w jego dłoniach.
– Wiesz, że nie lubię winogron - spojrzała na niego z politowaniem, bo żadne sztuczki nie dałyby rady przekonać ją że ten napój to coś więcej niż sok. Ale… W jej oczach pojawiło się powątpiewanie, którego nie dała rady powiedzieć na głos, bo między nią a jej mężem pojawił się, sam Tristan. – Panie Geller, zgodzi się Pan bym porwał Pana piękną żonę na jeden taniec? – i nie czekając na aprobatę skinęła w stronę Josephine, ujął nieuprzejmie jej dłoń i pocałował jej wierzch. Nie miała okazji nigdy poznać go osobiście i wcale tego nie żałowała. Mężczyzna zachowywał się jakby uciekł z innej epoki, co jej, jako feministce nie specjalnie pasowało. Podczas tańca zdawała się słuchać opowieści o tym miejscu, o całej jego organizacji, jednak tak naprawdę tłumie próbowała zlokalizować swojego męża. Ich taniec na szczęście szybko został przerwany przez obowiązki jakich musiał dopełnić gospodarz, więc Josie udało się ująć dłoń Isaaca dokładnie w tym samym momencie gdy zaczęły się licytacje.
– Może jednak mała rywalizacja? – mruknęła mu tuż obok ucha, bo wszystko co się działo, kolejne przebijane kwoty i dźwięk drewnianego młotka używanego przez prowadzącego licytację wywoływał przyjemne wspomnienia.
A po zakończonych licytacjach reszta wieczoru minęła im na kilku tańcach, bezalkoholowych drinkach i kilku skradzionych pocałunkach.
koniec
Isaac Geller
po mieście błąka się tylko jedna dusza
ODPOWIEDZ

Wróć do „Midnight Soiree”