Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Nie robił tego często, ale tym razem musiał posiłkować się taksówką. Jego ręce całe drżały, odkąd przeczytał wiadomości od Antonio o postrzale na stacji benzynowej i nie wierzył, że wszystko było pod kontrolą. Herrera uwielbiał trzymać własny stan zdrowia pod znakiem zapytania, załatwiając dookoła każdą mniej ważną sprawę, dopiero później po utracie sporej ilości krwi padając z bandażem w dłoniach. Jego "w porządku" i "jestem cały" alarmowały starego policjanta o potencjalnym wykrwawianiu się podczas rozmów telefonicznych z ludźmi od brudnej roboty, co być może potęgował kubek z mocną kawą niebezpiecznie podnoszącą mężczyźnie ciśnienie.
Bał się, że zastanie tam trupa. Nie wypowiedziałby swoich obaw na głos, bo Toni prawdopodobnie wyśmiałby go głębokim - nieco zmęczonym - rechotem, ale odkąd zaczęli funkcjonować jako bliżej nieokreślona para przewrażliwionych dziadów myśli Garcii odpływały w najbardziej szalone, nieprzewidywalne zakamarki przewidywanych zdarzeń przyprawiane widmem śmierci.
Martwił się również o Felixa, bo chociaż widzieli się jedynie przez chwilę w policyjnym areszcie, Diego już traktował go jak prawowitego członka własnej rodziny. Ot, latynoska nadopiekuńczość wyssana z mlekiem matki. Dzieciak musiał być przerażony, bo nie wyglądał na szkoloną latami maszynę do zabijania, bardziej przypominając rozpieszczonego i troszkę infantylnego młodego dorosłego z przyszłością pozbawioną zapachu prochu. Antonio ewidentnie nie szukał w nim następcy przestępczego tronu, bowiem od maleńkości przyzwyczajałby chłopaka do trupów, strzelanin oraz możliwego zagrożenia życia.
Wjeżdżając na odpowiednie piętro przeskakiwał z nogi na nogę, nerwowo spoglądając w ekran telefonu. Każda wiadomość mogła zwiastować oczekującą go zasadzkę, jakieś komplikacje zdrowotne, cokolwiek krzyżującego plany opieki nad starym gangsterem. Kipiała w nim złość połączona z czystym przerażeniem, bo dopóki nie zobaczy ukochanego w całości, całego i zdrowego (akceptowalnie trochę poturbowanego) nie będzie mógł normalnie funkcjonować.
Zadzwonił do drzwi, a minuta ciszy po drugiej stronie sprawiała, że dostawał niekontrolowanych uderzeń gorąca. Jego oddech był płytki, nastawiony na reakcje obronne, niczym dzikie zwierzę zapędzone w kozi róg i gotowe na kontratak. Kiedy wrota apartamentu uchyliły się, bezpardonowo wtargnął do środka. Całe emocje rozpalające jego ciało wnet przeniosły się na stojącego przed nim gospodarza.
— CABRÓN — wycedził przez zaciśnięte zęby, czemu zawtórował siarczysty policzek, który należał do tych temperamentnych, ale nieszczególnie bolesnych. Ogień w oczach Diego nagle przygasł, a gniew zastąpiła troska. Powstrzymał się przed niewybrednym komentarzem i zacisnął usta w wąską linię, a następnie ujął w dłonie twarz ukochanego z widocznym przejęciem.
— Dios mio, tak się martwiłem. Nigdy więcej mnie tak nie spławiaj, rozumiesz? Pokaż, jesteś gdzieś ranny? Coś cię boli? Piłeś wodę? — zaczął bombardować go pytaniami, przy których uważnie przyglądał się sylwetce mężczyzny. Doszukiwał się plam krwi, sączących się ran, posoki skapującej na podłogę albo uciętych palców. Oglądał go bardzo profesjonalnie, prawie tak dokładnie jak lekarz na wizycie kontrolnej, z wyłączeniem próby rozebrania pacjenta.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Gdy tylko drzwi za Felixem się zamknęły, a apartamencie Herrery nastąpiła ciężka cisza - zmowa każdego urządzenia, a nawet odległych dźwięków miasta, które zazwyczaj dobiegały zza ogromnych okien. Gdy tak stał, pozwolił sobie na westchnienie, które które rozbrzmiało jako jedyne, wraz z szumem w uszach. Był zmęczony - przeraźliwie, okrutnie zmęczony ostatnimi 48 godzinami podczas których przespał może kilka marnych i nic nie znaczących godzin. Był wykończony ściskającym go stresem i drżeniem palców, które próbował uspokoić najpierw gorącym prysznicem, a potem przygotowaniem wspólnego śniadania, które zjadł z synem. Zapach beignets nadal unosił się w powietrzu, jak na złość przypominając o każdym zdaniu, które między sobą wymienili. Rana na ramieniu nie bolała tak jak widok przerażonego Felixa i chociaż dojrzała strona jego syna wyszła na wierzch ukazując wyrozumiałość i niezachwianą miłość, właśnie to wspomnienie będzie nawiedzać go zawsze, gdy tylko zaciśnie powieki. Życie mocno zweryfikowało jego decyzje, domagając się wyrównania rachunków i nie wiedział, czy nadal miał na to wszystko siły.
Wiedział, że nie traktował Diego sprawiedliwie, unikając konfrontacji i ucinając temat. Wiedział też, że nie tak powinna wyglądać szczerość. Antonio uznawał, że im Garcia wiedział mniej, tym lepiej spał, co było błędem, o czym dowiedział się nieco później, gdy dzień powoli przechodził w leniwy wieczór. Obiecali sobie wspólne życie bez strachu i ciągłego ukrywania się, ale Herrera nie potrafił tak po prostu zrzucić na partnera całego szamba w którym tkwił po uszy. Zapominał też, że to co dla niego było ledwie draśnięciem, dla detektywa było lękiem o jego życie i ogromem zmartwienia, osiadającego na jego wymęczonych barkach.
Gdy więc otworzył drzwi po serii energicznego pukania, spodziewał się kłótni i krzyku, ale zdecydowanie nie spodziewał się uderzenia, które wywołało zarówno szok jak i zmusiło Antonio by cofnął się, przytłoczony ognistym temperamentem ukochanego. Dość odruchowo uniósł palce do piekącego policzka, ze skruchą przyjmując wybuch gniewu i próbując odgonić te szczeniackie na tę chwilę myśli o tym, jak latynoska natura za każdym razem rzuca go na kolana.
– Nic mi nie jest – zapewnił ponownie, nieco mocniej wtulając policzki w szerokie, zmartwione dłonie. Spojrzał na twarz Diego pewnie zza ciemnych rzęs. Cierpliwie znosił oględziny i subtelne palce doszukujące się każdego nowego zranienia. Cóż, można było powiedzieć, że wraz z Felixem mieli dość sporo nagromadzonego szczęścia, a stary Herrera wyglądał zdecydowanie lepiej, niż po wizycie w leśnym, starym domku.
W pewnym momencie roześmiał się nisko i krótko, biorąc głęboki wdech, a potem wolno go wypuszczając. Pytanie o wypicie wystarczającej ilości wody skutecznie rozluźniło spięte mięśnie i roztoczyło to znajome ciepło, które rozeszło się po jego klatce piersiowej. Tylko Garcia mógł zainteresować się pieprzoną wodą, kiedy - dosłownie - na każdym rogu groziła im cholerna śmierć.
– Diego...– zaczął, ujmując jego dłonie i próbując uspokoić poddenerwowanie. Ściskając je mocniej, przysunął je do warg, by złożyć pocałunek na wyraźnych kostkach.
Przepraszam.
Wiele pragnął mu powiedzieć w tym momencie, ale też wiele rzeczy wydawało mu się teraz całkowicie pozbawione sensu. Wszystko było mdłe, brudne i przepełnione goryczą tak bardzo, że chyba nie wiedziałby gdzie powinien zacząć.
To był czysty impuls zrodzony z resztek nadziei. Zaledwie sekunda wystarczyła, by każdy scenariusz rozmowy został zastąpiony przez jeden, jedyny i właściwy, tak jak właściwy był Garcia, stojąc w jego apartamencie i troszcząc się o najmniejszy detal.
– Wyjdź za mnie – rzucił nagle, wbijając ciemne spojrzenie w oczy partnera - Wyjdź za mnie, Amore – powtórzył z napięciem.
Zawsze dość kiepski był z niego romantyk.
Diego Garcia
Wiedział, że nie traktował Diego sprawiedliwie, unikając konfrontacji i ucinając temat. Wiedział też, że nie tak powinna wyglądać szczerość. Antonio uznawał, że im Garcia wiedział mniej, tym lepiej spał, co było błędem, o czym dowiedział się nieco później, gdy dzień powoli przechodził w leniwy wieczór. Obiecali sobie wspólne życie bez strachu i ciągłego ukrywania się, ale Herrera nie potrafił tak po prostu zrzucić na partnera całego szamba w którym tkwił po uszy. Zapominał też, że to co dla niego było ledwie draśnięciem, dla detektywa było lękiem o jego życie i ogromem zmartwienia, osiadającego na jego wymęczonych barkach.
Gdy więc otworzył drzwi po serii energicznego pukania, spodziewał się kłótni i krzyku, ale zdecydowanie nie spodziewał się uderzenia, które wywołało zarówno szok jak i zmusiło Antonio by cofnął się, przytłoczony ognistym temperamentem ukochanego. Dość odruchowo uniósł palce do piekącego policzka, ze skruchą przyjmując wybuch gniewu i próbując odgonić te szczeniackie na tę chwilę myśli o tym, jak latynoska natura za każdym razem rzuca go na kolana.
– Nic mi nie jest – zapewnił ponownie, nieco mocniej wtulając policzki w szerokie, zmartwione dłonie. Spojrzał na twarz Diego pewnie zza ciemnych rzęs. Cierpliwie znosił oględziny i subtelne palce doszukujące się każdego nowego zranienia. Cóż, można było powiedzieć, że wraz z Felixem mieli dość sporo nagromadzonego szczęścia, a stary Herrera wyglądał zdecydowanie lepiej, niż po wizycie w leśnym, starym domku.
W pewnym momencie roześmiał się nisko i krótko, biorąc głęboki wdech, a potem wolno go wypuszczając. Pytanie o wypicie wystarczającej ilości wody skutecznie rozluźniło spięte mięśnie i roztoczyło to znajome ciepło, które rozeszło się po jego klatce piersiowej. Tylko Garcia mógł zainteresować się pieprzoną wodą, kiedy - dosłownie - na każdym rogu groziła im cholerna śmierć.
– Diego...– zaczął, ujmując jego dłonie i próbując uspokoić poddenerwowanie. Ściskając je mocniej, przysunął je do warg, by złożyć pocałunek na wyraźnych kostkach.
Przepraszam.
Wiele pragnął mu powiedzieć w tym momencie, ale też wiele rzeczy wydawało mu się teraz całkowicie pozbawione sensu. Wszystko było mdłe, brudne i przepełnione goryczą tak bardzo, że chyba nie wiedziałby gdzie powinien zacząć.
To był czysty impuls zrodzony z resztek nadziei. Zaledwie sekunda wystarczyła, by każdy scenariusz rozmowy został zastąpiony przez jeden, jedyny i właściwy, tak jak właściwy był Garcia, stojąc w jego apartamencie i troszcząc się o najmniejszy detal.
– Wyjdź za mnie – rzucił nagle, wbijając ciemne spojrzenie w oczy partnera - Wyjdź za mnie, Amore – powtórzył z napięciem.
Zawsze dość kiepski był z niego romantyk.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
W czasach kompletnego chaosu, kiedy po Nowym Orleanie grasowała nowojorska przeszłość Garcii oraz gangsterska teraźniejszość jego ukochanego, chwila oddechu wydawała się niemożliwa, a fraza "nic mi nie jest" budziła niepewność i brak zaufania, co zmuszało policjanta do szczegółowych oględzin najmniejszych fragmentów pomarszczonej skóry. Nie chciał go stracić przez nieuwagę, jakąś niezaszytą ranę albo krwotok wewnętrzny. Gdyby mógł, natychmiast zabrałby Antonio do szpitala i zapłacił za szereg badań, byleby lekarz odczytujący wyniki zapewnił ich, że faktycznie było "w porządku". Przez myśli starego detektywa przelewały się setki najmroczniejszych scenariuszy, doprowadzających oboje do ruiny.
Diego nie żartował. Nie miał ochoty na głupoty, a każde słowo lekceważące jego zaangażowanie mogły wywołać kłótnię o wielkości rzucania pobliskimi przedmiotami wystroju wnętrza. Herrera musiał być odwodniony, może głodny albo niewyspany, co źle wpływało na jego organizm. Nie byli młokosami, którzy w godzinę regenerowali wszelkie niedogodności. Musieli uważać, brać odpowiednio dobrane suplementy i mierzyć ciśnienie co wieczór, na wszelki wypadek. Funkcjonariusz był przekonany, że jego partner nie robił nawet jednego z wymienionej listy, co pragnąłby zmienić w najbliższym czasie, może w przeciągu paru miesięcy. Znał upartość Herrery, jego niezainteresowanie błahostkami, a co najgorsze - liczbę paczek papierosów wypalanych w ciągu tygodnia.
— Que? — spojrzał na mężczyznę zdezorientowany, gdy ten ujął jego drżące dłonie w swoje. Spodziewał się kolejnego śmiechu, jakiegoś beznadziejnego "nie martw się" albo innego odpalającego krótki lont zdania.
Wyjdź za mnie.
Pierwsza prośba zaginęła w gąszczu myśli, wypierana przez umysł policjanta. Dopiero słysząc tę samą propozycję za drugim razem, Garcia zrozumiał, że nie znajdowali się we śnie. Poczuł nagłe uderzenie gorąca, a jego nogi miękły pod ciężarem słów gangstera. Robiło mu się słabo, a coraz bardziej rozbiegany wzrok próbował odszukać najbliższy fotel albo kanapę.
— Muszę...muszę usiąść — zająknął się, odsuwając o parę kroków, by opaść na miękkie poduszki. Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy tę sentencję. Nie z ust Antonio. Nie w tym życiu, kiedy ciągle musieli uciekać. Nie wierzył w to, że mogliby tak po prostu przypieczętować zakazany związek i nie ponieść okrutnych konsekwencji.
— Nie jestem w nastroju na żarty, Tonio — powiedział nagle, z widocznym zdenerwowaniem spoglądając na ukochanego. Doszukiwał się farsy, cholernie głupiej próby rozładowania napięcia, czegokolwiek. Wyjaśnienia nie przychodziły, pozostawiając między nimi przestrzeń na krótką, aczkolwiek klarowną odpowiedź, która nie potrafiła przejść Diego przez gardło.
Wtem, detektyw odwrócił wzrok, wbijając go w przestrzeń przed sobą. Dochodziły wspomnienia niewielu wzlotów oraz cholernie wielu upadków, długiej rozłąki, bólu spowodowanego tęsknotą. Wiedział, że nie pokocha nikogo innego i to Herrera był jego życiowym wybrankiem, ale czas walki o przetrwanie nie komponował się z zaręczynami. Poza tym, nigdzie nie widział pierścionka.
Zbierał się, aby powiedzieć cokolwiek. Tak. Nie. Nie wiem. Żadna z opcji nie przechodziła przez jego tchawicę, zatrzymując się wraz z gulą śliny w przełyku. Dawno nie płakał, ale teraz po jego policzkach ciekły słone łzy, których nawet nie silił się wycierać. Jedynym przełamaniem długiej chwili niepewności okazało się dwukrotne kiwnięcie głową, zanim ukrył mokrą twarz w dygoczących dłoniach.
Antonio C. Herrera
Diego nie żartował. Nie miał ochoty na głupoty, a każde słowo lekceważące jego zaangażowanie mogły wywołać kłótnię o wielkości rzucania pobliskimi przedmiotami wystroju wnętrza. Herrera musiał być odwodniony, może głodny albo niewyspany, co źle wpływało na jego organizm. Nie byli młokosami, którzy w godzinę regenerowali wszelkie niedogodności. Musieli uważać, brać odpowiednio dobrane suplementy i mierzyć ciśnienie co wieczór, na wszelki wypadek. Funkcjonariusz był przekonany, że jego partner nie robił nawet jednego z wymienionej listy, co pragnąłby zmienić w najbliższym czasie, może w przeciągu paru miesięcy. Znał upartość Herrery, jego niezainteresowanie błahostkami, a co najgorsze - liczbę paczek papierosów wypalanych w ciągu tygodnia.
— Que? — spojrzał na mężczyznę zdezorientowany, gdy ten ujął jego drżące dłonie w swoje. Spodziewał się kolejnego śmiechu, jakiegoś beznadziejnego "nie martw się" albo innego odpalającego krótki lont zdania.
Pierwsza prośba zaginęła w gąszczu myśli, wypierana przez umysł policjanta. Dopiero słysząc tę samą propozycję za drugim razem, Garcia zrozumiał, że nie znajdowali się we śnie. Poczuł nagłe uderzenie gorąca, a jego nogi miękły pod ciężarem słów gangstera. Robiło mu się słabo, a coraz bardziej rozbiegany wzrok próbował odszukać najbliższy fotel albo kanapę.
— Muszę...muszę usiąść — zająknął się, odsuwając o parę kroków, by opaść na miękkie poduszki. Nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy tę sentencję. Nie z ust Antonio. Nie w tym życiu, kiedy ciągle musieli uciekać. Nie wierzył w to, że mogliby tak po prostu przypieczętować zakazany związek i nie ponieść okrutnych konsekwencji.
— Nie jestem w nastroju na żarty, Tonio — powiedział nagle, z widocznym zdenerwowaniem spoglądając na ukochanego. Doszukiwał się farsy, cholernie głupiej próby rozładowania napięcia, czegokolwiek. Wyjaśnienia nie przychodziły, pozostawiając między nimi przestrzeń na krótką, aczkolwiek klarowną odpowiedź, która nie potrafiła przejść Diego przez gardło.
Wtem, detektyw odwrócił wzrok, wbijając go w przestrzeń przed sobą. Dochodziły wspomnienia niewielu wzlotów oraz cholernie wielu upadków, długiej rozłąki, bólu spowodowanego tęsknotą. Wiedział, że nie pokocha nikogo innego i to Herrera był jego życiowym wybrankiem, ale czas walki o przetrwanie nie komponował się z zaręczynami. Poza tym, nigdzie nie widział pierścionka.
Zbierał się, aby powiedzieć cokolwiek. Tak. Nie. Nie wiem. Żadna z opcji nie przechodziła przez jego tchawicę, zatrzymując się wraz z gulą śliny w przełyku. Dawno nie płakał, ale teraz po jego policzkach ciekły słone łzy, których nawet nie silił się wycierać. Jedynym przełamaniem długiej chwili niepewności okazało się dwukrotne kiwnięcie głową, zanim ukrył mokrą twarz w dygoczących dłoniach.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Antonio nie do końca przemyślał te impulsywne, chociaż niewątpliwie szczere oświadczyny. Ani przez moment nie wziął pod uwagę reakcji Diego, dlatego teraz obserwował jak wyraz jego twarzy się zmienia, a spojrzenie próbuje doszukać się żartu lub utraty zmysłów.
Nie był przygotowany. Nie miał ani pierścionka, ani idealnego otoczenia, najlepiej romantycznego i sprzyjającego tej jednej, jedynej odpowiedzi, której się spodziewał. Herrera nie wyglądał też rewelacyjnie w pogniecionej koszuli i wyraźnym zmęczeniem na twarzy, które odwracało spojrzenie od prześwitującego przez cienki materiał bandaża.
Posiadał tylko słowa - pełne desperackiego pragnienia i gorącej nadziei, jakby pozostało mu już tylko to. Tylko ON.
Westchnął ciężko, pozwalając partnerowi odsunąć się i zyskać odrobinę potrzebnej przestrzeni. Antonio odchylił głowę, milcząc przez kilka sekund i jedynie wyliczając mocne uderzenia serca. Zadanie tego pytania było łatwiejsze niż oczekiwanie. Wszystko było lepsze, niż ten moment, gdy Garcia pokonywał odległość do kanapy, siadając na niej ciężko, pewnie nadal sądząc, że Herrera odnalazł idealny sposób na uniknięcie albo kolejnego, siarczystego policzka, albo głośnej kłótni zrodzonej zmartwieniem.
– Nie żartuję, Diego – powiedział łagodnie, podchodząc do niego i ujmując jego dłoń w swoje, tak jak zrobił to chwilę wcześniej. Ukucnął przed siedzącym detektywem, zbliżając twarde kostki do warg, by ucałować je z należytym uczuciem – Wyjdź za mnie – powtórzył z uporem – Tylko tego pragnę. Wiem, że jestem okropny, denerwujący i nigdy nie słucham. Jestem niereformowalny, uparty i Bóg mi świadkiem, nie wiem jak ze mną wytrzymujesz, bo jesteś...Jesteś, Dobry, Diego. Tak cholernie, cudownie, absolutnie dobry – wyrzucił z siebie, wbijając kolana jeszcze mocniej w twardą podłogę. Nadal dostrzegał pewne wahanie, a może Garcia był po prostu jego własnym odbiciem, zdezorientowanym gwałtownością ich uczucia i tempem, które nie zwalniało. Dlatego nie przerywał, w obawie, że da mu zbyt dużo czasu na odmowę – Jesteś moim słońcem. Moim powietrzem. Moim wszystkim. I jeśli cokolwiek zrozumiałem dzisiaj, to to, że nie mamy czasu. Nikt nie podaruje nam czasu, który straciliśmy, za to można nam go brutalnie odebrać. A jeśli tak, to chcę żebyś zajmował cały ten czas. Chcę budzić się obok Ciebie, zamiast tęsknić każdego ranka i wracać do Ciebie, a nie do pustych ścian – rozluźnił uścisk, gdy mężczyzna odsunął dłonie, by zakryć łzy. Wargi Herrery zacisnęły się mocniej, porażony tym, że słowa wywołały smutek, zamiast radości, zwilżając policzki ukochanego. Co im pozostało? Nigdy nie będzie lepiej, skoro żyli w dwóch, odrębnych światach, sprzecznych i do cna niebezpiecznych. Mogli udawać przez kolejne lata, unikać swoich spojrzeń i ukradkiem wyjeżdżać, a i tak w końcu postawiliby jeden, nieostrożny krok, który zburzyłby wszystko, co udałoby im się wybudować. Chociaż żaden z nich nie mówił o tym głośno, mieli świadomość tego, że w każdej chwili ich życie mogło dobiec końca.
– Ay, Amore – wyszeptał troskliwie, przysuwając się i odsuwając drżące dłonie od twarzy Diego. Scałował każdą łzę, ujmując policzki Garcii i nie pozwalając mu odwrócić spojrzenia.
– Nie płacz. Zadbam o Ciebie. Zadbam o nasze dzieci. Jestem gotów podjąć to ryzyko i zapłacić za wszystko po stokroć, tylko zgódź się. Powiedz TAK – westchnął – Obiecuję, że stworzę nam dom, którego oboje pragniemy. I obiecuję, że oświadczę Ci się porządnie. Z pierścionkiem i kolacją. I kwiatami, jeśli chcesz. Posadzę dla Ciebie pieprzone kwiaty, Diego – uśmiechnął się, w końcu opierając czoło o czoło partnera i otulając ciepłym oddechem mokre od łez wargi.
– Powiedz to głośno. Powiedz tak.
Diego Garcia
Nie był przygotowany. Nie miał ani pierścionka, ani idealnego otoczenia, najlepiej romantycznego i sprzyjającego tej jednej, jedynej odpowiedzi, której się spodziewał. Herrera nie wyglądał też rewelacyjnie w pogniecionej koszuli i wyraźnym zmęczeniem na twarzy, które odwracało spojrzenie od prześwitującego przez cienki materiał bandaża.
Posiadał tylko słowa - pełne desperackiego pragnienia i gorącej nadziei, jakby pozostało mu już tylko to. Tylko ON.
Westchnął ciężko, pozwalając partnerowi odsunąć się i zyskać odrobinę potrzebnej przestrzeni. Antonio odchylił głowę, milcząc przez kilka sekund i jedynie wyliczając mocne uderzenia serca. Zadanie tego pytania było łatwiejsze niż oczekiwanie. Wszystko było lepsze, niż ten moment, gdy Garcia pokonywał odległość do kanapy, siadając na niej ciężko, pewnie nadal sądząc, że Herrera odnalazł idealny sposób na uniknięcie albo kolejnego, siarczystego policzka, albo głośnej kłótni zrodzonej zmartwieniem.
– Nie żartuję, Diego – powiedział łagodnie, podchodząc do niego i ujmując jego dłoń w swoje, tak jak zrobił to chwilę wcześniej. Ukucnął przed siedzącym detektywem, zbliżając twarde kostki do warg, by ucałować je z należytym uczuciem – Wyjdź za mnie – powtórzył z uporem – Tylko tego pragnę. Wiem, że jestem okropny, denerwujący i nigdy nie słucham. Jestem niereformowalny, uparty i Bóg mi świadkiem, nie wiem jak ze mną wytrzymujesz, bo jesteś...Jesteś, Dobry, Diego. Tak cholernie, cudownie, absolutnie dobry – wyrzucił z siebie, wbijając kolana jeszcze mocniej w twardą podłogę. Nadal dostrzegał pewne wahanie, a może Garcia był po prostu jego własnym odbiciem, zdezorientowanym gwałtownością ich uczucia i tempem, które nie zwalniało. Dlatego nie przerywał, w obawie, że da mu zbyt dużo czasu na odmowę – Jesteś moim słońcem. Moim powietrzem. Moim wszystkim. I jeśli cokolwiek zrozumiałem dzisiaj, to to, że nie mamy czasu. Nikt nie podaruje nam czasu, który straciliśmy, za to można nam go brutalnie odebrać. A jeśli tak, to chcę żebyś zajmował cały ten czas. Chcę budzić się obok Ciebie, zamiast tęsknić każdego ranka i wracać do Ciebie, a nie do pustych ścian – rozluźnił uścisk, gdy mężczyzna odsunął dłonie, by zakryć łzy. Wargi Herrery zacisnęły się mocniej, porażony tym, że słowa wywołały smutek, zamiast radości, zwilżając policzki ukochanego. Co im pozostało? Nigdy nie będzie lepiej, skoro żyli w dwóch, odrębnych światach, sprzecznych i do cna niebezpiecznych. Mogli udawać przez kolejne lata, unikać swoich spojrzeń i ukradkiem wyjeżdżać, a i tak w końcu postawiliby jeden, nieostrożny krok, który zburzyłby wszystko, co udałoby im się wybudować. Chociaż żaden z nich nie mówił o tym głośno, mieli świadomość tego, że w każdej chwili ich życie mogło dobiec końca.
– Ay, Amore – wyszeptał troskliwie, przysuwając się i odsuwając drżące dłonie od twarzy Diego. Scałował każdą łzę, ujmując policzki Garcii i nie pozwalając mu odwrócić spojrzenia.
– Nie płacz. Zadbam o Ciebie. Zadbam o nasze dzieci. Jestem gotów podjąć to ryzyko i zapłacić za wszystko po stokroć, tylko zgódź się. Powiedz TAK – westchnął – Obiecuję, że stworzę nam dom, którego oboje pragniemy. I obiecuję, że oświadczę Ci się porządnie. Z pierścionkiem i kolacją. I kwiatami, jeśli chcesz. Posadzę dla Ciebie pieprzone kwiaty, Diego – uśmiechnął się, w końcu opierając czoło o czoło partnera i otulając ciepłym oddechem mokre od łez wargi.
– Powiedz to głośno. Powiedz tak.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
W tym momencie stary policjant przechodził przez wiele stadiów - od szoku, przez paraliżujący strach, aż po prawdziwą, niemożliwą do pozbawienia go radość. Targały nim silne emocje, a reakcja krótkim płaczem była tą oczyszczającą, niżeli smucącą. Musiał wyrzucić z siebie całą negatywną energię, która nagromadziła się w nim przez ostatnie lata, jeśli nie dekady. Wyniszczający jad, poczucie winy wobec śmierci siostry, tęsknota nie pozwalająca na normalne zawiązywanie relacji, bo wierzył, że kiedyś wróci i będzie mógł spędzić resztę życia z ukochaną osobą. Z Antonio Herrerą, za którym skoczyłby w ogień.
Bez niego czuł się pusty w środku, nijaki, kompletnie niepotrzebny. Wszelkie medale i zasługi policyjne traciły sens, pozostawiając twardą wydmuszkę ociekającą goryczą. Odkąd wszedł w romans z gangsterem, czuł się spełniony. Potrafił lepiej komunikować swoje potrzeby, traktował współpracowników z większą cierpliwością oraz szacunkiem i bardzo łatwo można było zauważyć, że coś zmieniało detektywa o sto osiemdziesiąt stopni. Pomijał ważny szczegół w postaci chronienia jednego z najniebezpieczniejszych zbrodniarzy Nowego Orleanu własnym nazwiskiem, co mogło w każdej chwili odebrać mu prawo do wykonywania zawodu, jednak w tym wieku przestawał przejmować się zarobkami. Zmęczenie dawało się we znaki, a jak mówił jego ukochany: czasu mieli niewiele i powinni wykorzystywać go dla siebie, w swoim towarzystwie, celebrując wieloletnie uczucie spajające dwie strony barykady.
— Antonio — wykrztusił, nie nadążając za potokiem słów, który uwalniały usta mężczyzny. Mówił wiele ważnych słów i każde z nich docierało do Diego bardzo dobitnie, przeszywając jego klatkę piersiową ostrymi cierniami, które w rzeczywistości przynosiły ulgę. Prawdą było, że Garcia znał odpowiedź od dawna. Nawet jeżeli teraz siedział w bezruchu i wpatrywał się w partnera zaszklonymi oczami, nie widział innej możliwości, jak zaakceptować zaręczyny. "Nie" byłoby dla niego ostatnim gwoździem do trumny. Postawienie ideałów ponad miłością straciłoby go zupełnie. Stałby się tym, czego obawiał się najbardziej - smutkiem pozbawionym nadziei na zakopanie okrutnej przeszłości i udowodnienie, że Jose Herrera mylił się co do nich.
Westchnął ciężko, opierając czoło o czoło Antonio. Wyciągnął drżącą dłoń i pogłaskał jego szorstki policzek, dając im choć parę sekund przestrzeni na oddech. Nie był przyzwyczajony do spontaniczności, zazwyczaj wszystko planował z wyprzedzeniem, a aktualnie nie miał czasu na myślenie o romantycznych oświadczynach, chociaż gdzieś pomiędzy walką z azjatyckim gangiem a załatwianiem spraw związanych z porwaniami na nowoorleańskich ulicach przeszło mu przez myśl, że mogliby nareszcie przypieczętować związek. Najlepiej po cichu, w towarzystwie najbliższych i bez oddziału SWAT czekającego w krzakach.
— Tak, zgadzam się — powiedział cicho. — Tak, Tonio, tylko proszę cię, amor, nie traktuj tego jako dodatkowa odpowiedzialność. Nie jestem jedynym, o którego trzeba zadbać — dodał, znajdując przestrzeń na skarcenie Herrery, zanim ten zacznie męczeńską krucjatę chronienia całej rodziny własną piersią, w samotności, która była cholernie niepotrzebna.
Antonio C. Herrera
Bez niego czuł się pusty w środku, nijaki, kompletnie niepotrzebny. Wszelkie medale i zasługi policyjne traciły sens, pozostawiając twardą wydmuszkę ociekającą goryczą. Odkąd wszedł w romans z gangsterem, czuł się spełniony. Potrafił lepiej komunikować swoje potrzeby, traktował współpracowników z większą cierpliwością oraz szacunkiem i bardzo łatwo można było zauważyć, że coś zmieniało detektywa o sto osiemdziesiąt stopni. Pomijał ważny szczegół w postaci chronienia jednego z najniebezpieczniejszych zbrodniarzy Nowego Orleanu własnym nazwiskiem, co mogło w każdej chwili odebrać mu prawo do wykonywania zawodu, jednak w tym wieku przestawał przejmować się zarobkami. Zmęczenie dawało się we znaki, a jak mówił jego ukochany: czasu mieli niewiele i powinni wykorzystywać go dla siebie, w swoim towarzystwie, celebrując wieloletnie uczucie spajające dwie strony barykady.
— Antonio — wykrztusił, nie nadążając za potokiem słów, który uwalniały usta mężczyzny. Mówił wiele ważnych słów i każde z nich docierało do Diego bardzo dobitnie, przeszywając jego klatkę piersiową ostrymi cierniami, które w rzeczywistości przynosiły ulgę. Prawdą było, że Garcia znał odpowiedź od dawna. Nawet jeżeli teraz siedział w bezruchu i wpatrywał się w partnera zaszklonymi oczami, nie widział innej możliwości, jak zaakceptować zaręczyny. "Nie" byłoby dla niego ostatnim gwoździem do trumny. Postawienie ideałów ponad miłością straciłoby go zupełnie. Stałby się tym, czego obawiał się najbardziej - smutkiem pozbawionym nadziei na zakopanie okrutnej przeszłości i udowodnienie, że Jose Herrera mylił się co do nich.
Westchnął ciężko, opierając czoło o czoło Antonio. Wyciągnął drżącą dłoń i pogłaskał jego szorstki policzek, dając im choć parę sekund przestrzeni na oddech. Nie był przyzwyczajony do spontaniczności, zazwyczaj wszystko planował z wyprzedzeniem, a aktualnie nie miał czasu na myślenie o romantycznych oświadczynach, chociaż gdzieś pomiędzy walką z azjatyckim gangiem a załatwianiem spraw związanych z porwaniami na nowoorleańskich ulicach przeszło mu przez myśl, że mogliby nareszcie przypieczętować związek. Najlepiej po cichu, w towarzystwie najbliższych i bez oddziału SWAT czekającego w krzakach.
— Tak, zgadzam się — powiedział cicho. — Tak, Tonio, tylko proszę cię, amor, nie traktuj tego jako dodatkowa odpowiedzialność. Nie jestem jedynym, o którego trzeba zadbać — dodał, znajdując przestrzeń na skarcenie Herrery, zanim ten zacznie męczeńską krucjatę chronienia całej rodziny własną piersią, w samotności, która była cholernie niepotrzebna.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Wolno dostrzegał, jak twarz Diego zaczyna się rozluźniać, promieniejąc z tym cholernym urokiem. Westchnienie Antonio, które uleciało spomiędzy warg było ciężkie i miało w sobie ogrom ulgi, która zalała go całego, rozluźniając mięśnie. Aż do teraz nie zdawał sobie sprawy jak bardzo bał się jego odpowiedzi.
Pewna część Herrery była pewna tego tak, które skradało się od wielu lat, czekając na swoją kolej. Jednak ta część, dokładnie ta odpowiedzialna za obawę i lęk, podpowiadała, że Garcia musiałby być równie szalony jak on, by zgodzić się na nagłe zaręczyny, tuż po siarczystym policzku i przed kolejnym wyznaniem szczerej miłości. Wszystko - WSZYSTKO - wołało, by tego nie robili: Gang, odznaka Diego schowana w ciasnej kieszeni kurtki, a nawet bolące kości powątpiewające, że na starość będą w stanie odpowiednio się o siebie zatroszczyć.
Już raz odebrano mu Diego. Wyrwano go brutalnie z jego dłoni i zmuszono by zignorował rozerwane serce, które zawsze biło tylko dla jednej osoby. Bardzo prawdopodobnym więc było, że gdyby miłość jego życia odmówiła, on zmarniałby i uschnął jak nic nie znaczący chwast.
Mruknął nisko i z uśmiechem wtulił policzek w dłoń partnera. Obracając głowę, ucałował jej wewnętrzną część, a potem pochylając się przed nim mocniej, objął Diego w pasie, wciskając policzek w jego brzuch. Uniesione kąciki ust zamarły, wyprzedzając chwilowe milczenie.
Ta decyzja nie będzie miała wpływu tylko na nich. Zarówno Felix jak i córka Diego byli już dorośli (co nie znaczyło, że dojrzali), ale konsekwencje decyzji mogły odbić się rykoszetem, trafiając w ich najbliższych. Nie mogli liczyć na spokój w znanej sobie definicji, ale jeśli nie spróbują, już zawsze będą czuli smak gorzkiego a co by było gdyby.
– Zawsze byłeś i zawsze będziesz moją odpowiedzialnością, Di – powiedział cicho, podnosząc głowę by łagodnie na niego spojrzeć – Więc nie każ mi teraz porzucać mojej paranoicznej troski. Ty i dzieci jesteście moim priorytetem – dodał, a potem w końcu dźwignął się na nogi, muskając wargami miejsce pomiędzy brwiami Garcii. Opadł na kanapę obok niego i odszukał jego dłoń, splatając ich palce razem - nie mógł się doczekać, aż na jednym z nich zabłyśnie obrączka.
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już nic nie będzie wam grozić. Nie przeze mnie. Felix sam przyciąga nieszczęścia, zdążyłem się z tym pogodzić – mruknął, odchylając głowę w wyraźnym zmęczeniu. Jeśli plany Lazarev'a dojdą do skutku, a Javier zniknie, polityka gangu będzie wyglądała zupełnie inaczej. Obietnice Dimy były wiążące, tak jak lojalność Herrery względem Rosjanina. Była to rzecz, którą nie chciał kłopotać Diego, bo gdy przyjdzie czas, policja będzie miała pełne ręce roboty.
– Teraz martwi mnie tylko to, czy Felix przyswoi wszystko, co się wydarzyło. Nigdy nie widział...Nigdy nie był świadkiem mojej pracy – wbijając spojrzenie w sufit, przywołał nieprzyjemne wspomnienie wyrazu twarzy syna, gdy na jego oczach ojciec pozbawił życia dwie osoby. Antonio przez całe życie dbał, by odgrodzić go od tego wszystkiego i dać mu nowy start, którego on sam nie miał.
Felix się go bał i nawet jeśli potem pozornie wszystko wróciło do normy, nie było gorszego bólu niż przerażenie własnego syna i odruch ucieczki, kiedy nadal byli zamknięci w ciasnej przestrzeni samochodu.
Diego Garcia
Pewna część Herrery była pewna tego tak, które skradało się od wielu lat, czekając na swoją kolej. Jednak ta część, dokładnie ta odpowiedzialna za obawę i lęk, podpowiadała, że Garcia musiałby być równie szalony jak on, by zgodzić się na nagłe zaręczyny, tuż po siarczystym policzku i przed kolejnym wyznaniem szczerej miłości. Wszystko - WSZYSTKO - wołało, by tego nie robili: Gang, odznaka Diego schowana w ciasnej kieszeni kurtki, a nawet bolące kości powątpiewające, że na starość będą w stanie odpowiednio się o siebie zatroszczyć.
Już raz odebrano mu Diego. Wyrwano go brutalnie z jego dłoni i zmuszono by zignorował rozerwane serce, które zawsze biło tylko dla jednej osoby. Bardzo prawdopodobnym więc było, że gdyby miłość jego życia odmówiła, on zmarniałby i uschnął jak nic nie znaczący chwast.
Mruknął nisko i z uśmiechem wtulił policzek w dłoń partnera. Obracając głowę, ucałował jej wewnętrzną część, a potem pochylając się przed nim mocniej, objął Diego w pasie, wciskając policzek w jego brzuch. Uniesione kąciki ust zamarły, wyprzedzając chwilowe milczenie.
Ta decyzja nie będzie miała wpływu tylko na nich. Zarówno Felix jak i córka Diego byli już dorośli (co nie znaczyło, że dojrzali), ale konsekwencje decyzji mogły odbić się rykoszetem, trafiając w ich najbliższych. Nie mogli liczyć na spokój w znanej sobie definicji, ale jeśli nie spróbują, już zawsze będą czuli smak gorzkiego a co by było gdyby.
– Zawsze byłeś i zawsze będziesz moją odpowiedzialnością, Di – powiedział cicho, podnosząc głowę by łagodnie na niego spojrzeć – Więc nie każ mi teraz porzucać mojej paranoicznej troski. Ty i dzieci jesteście moim priorytetem – dodał, a potem w końcu dźwignął się na nogi, muskając wargami miejsce pomiędzy brwiami Garcii. Opadł na kanapę obok niego i odszukał jego dłoń, splatając ich palce razem - nie mógł się doczekać, aż na jednym z nich zabłyśnie obrączka.
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już nic nie będzie wam grozić. Nie przeze mnie. Felix sam przyciąga nieszczęścia, zdążyłem się z tym pogodzić – mruknął, odchylając głowę w wyraźnym zmęczeniu. Jeśli plany Lazarev'a dojdą do skutku, a Javier zniknie, polityka gangu będzie wyglądała zupełnie inaczej. Obietnice Dimy były wiążące, tak jak lojalność Herrery względem Rosjanina. Była to rzecz, którą nie chciał kłopotać Diego, bo gdy przyjdzie czas, policja będzie miała pełne ręce roboty.
– Teraz martwi mnie tylko to, czy Felix przyswoi wszystko, co się wydarzyło. Nigdy nie widział...Nigdy nie był świadkiem mojej pracy – wbijając spojrzenie w sufit, przywołał nieprzyjemne wspomnienie wyrazu twarzy syna, gdy na jego oczach ojciec pozbawił życia dwie osoby. Antonio przez całe życie dbał, by odgrodzić go od tego wszystkiego i dać mu nowy start, którego on sam nie miał.
Felix się go bał i nawet jeśli potem pozornie wszystko wróciło do normy, nie było gorszego bólu niż przerażenie własnego syna i odruch ucieczki, kiedy nadal byli zamknięci w ciasnej przestrzeni samochodu.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Bezsprzecznie akceptował wady ukochanego, nawet jeśli bywały męczące. Znał jego relację z ojcem, wiedział o zastraszaniu oraz musztrowaniu młodego Herrery, niejednokrotnie samemu interweniując zanim internalizowany gniew zmienił się w autoagresję doprowadzającą do fizycznego okaleczania delikatnej skóry. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z przewrażliwienia, jeśli nie patologicznej potrzeby kontroli nad sytuacją. Wielokrotnie próbował uświadomić mężczyźnie, że nie mógł zapanować nad zawrotnym losem i czasami sytuacje bywały niemożliwe do przewidzenia.
— "Jeśli" to kluczowe słowo. Nie wiem, co konkretnie planujesz, ale nie poświęcaj swojego życia dla nas, bo bez ciebie moje traci jakikolwiek sens — stwierdził, nie dopytując o szczegóły. Kiedy nie był na służbie, starał się nie interesować sprawami gangu. Ostatnimi czasy próbował przewartościować swoje priorytety jako zastępcy komendanta, skupiając się głównie na problemach społecznych Nowego Orleanu, które nie łączyły się z The Byrd. Ludzie potrzebowali dobrze skoordynowanych stróżów prawa, wymagali namacalnych działań polepszających byt klas społecznych zamiast pielęgnowania zemsty względem ciężkiej, traumatyzującej przeszłości. U boku Herrery uświadamiał sobie, że jego krucjata przestawała mieć sens i jedynie szkodziła interesowi całego komisariatu. Cóż, w teorii mógłby subtelnie wykorzystywać pozycję partnera w organizacji przestępczej, ale nie był osobą przebiegłą. Diego miał w sobie silny pierwiastek sprawiedliwości oraz prawdomówności, który zabraniał mu naciągania prawa.
Chwilę po prowizorycznych oświadczynach mógł odetchnąć z ulgą. Usiadł blisko Antonio, praktycznie stykając się z nim ramionami i ułożył głowę na jego ramieniu, wsłuchując się tematu dotyczącego Felixa.
— Pierwszy raz widział cię takim? — dopytał, choć było to pytanie z rodzaju retorycznych. Po chwili westchnął ciężko, uświadamiając sobie aktualny problem ukochanego. Rozpieszczony syn, który nigdy wcześniej nie doświadczył pracy półświatka. Czysty jak łza, pozbawiony traumatycznych obrazów dzieciństwa usłanego krwią niewinnych różnił się przeszłością od własnego ojca, będącego wymuszonym następcą sypiącego się tronu. Jose wiedział, co robił. Choć cechowało go nieokrzesanie, nie był głupi oraz znał możliwości pierworodnego - wystarczyły długie lata szkoleń napędzanych przemocą, aby stworzyć idealnie bezwzględną maszynę.
— Jest dorosły, przyswoi to. On przynajmniej miał możliwość przeżycia dzieciństwa bez musztry, Toni. Przerwałeś ten cykl i to się liczy — pocieszył partnera, delikatnie gładząc palcami wierzch splecionej dłoni. Felix miał wiele szczęścia, że mógł bezkarnie rozwijać swoje pasje, próbować nowych rzeczy i żyć bez strachu, że w każdej chwili mógł przyłapać go tyran. Nie obawiał się konsekwencji, które prawdopodobnie kończyły się wyłącznie ciężkim westchnięciem Antonio i pokręceniem głową w zażenowaniu.
Antonio C. Herrera
— "Jeśli" to kluczowe słowo. Nie wiem, co konkretnie planujesz, ale nie poświęcaj swojego życia dla nas, bo bez ciebie moje traci jakikolwiek sens — stwierdził, nie dopytując o szczegóły. Kiedy nie był na służbie, starał się nie interesować sprawami gangu. Ostatnimi czasy próbował przewartościować swoje priorytety jako zastępcy komendanta, skupiając się głównie na problemach społecznych Nowego Orleanu, które nie łączyły się z The Byrd. Ludzie potrzebowali dobrze skoordynowanych stróżów prawa, wymagali namacalnych działań polepszających byt klas społecznych zamiast pielęgnowania zemsty względem ciężkiej, traumatyzującej przeszłości. U boku Herrery uświadamiał sobie, że jego krucjata przestawała mieć sens i jedynie szkodziła interesowi całego komisariatu. Cóż, w teorii mógłby subtelnie wykorzystywać pozycję partnera w organizacji przestępczej, ale nie był osobą przebiegłą. Diego miał w sobie silny pierwiastek sprawiedliwości oraz prawdomówności, który zabraniał mu naciągania prawa.
Chwilę po prowizorycznych oświadczynach mógł odetchnąć z ulgą. Usiadł blisko Antonio, praktycznie stykając się z nim ramionami i ułożył głowę na jego ramieniu, wsłuchując się tematu dotyczącego Felixa.
— Pierwszy raz widział cię takim? — dopytał, choć było to pytanie z rodzaju retorycznych. Po chwili westchnął ciężko, uświadamiając sobie aktualny problem ukochanego. Rozpieszczony syn, który nigdy wcześniej nie doświadczył pracy półświatka. Czysty jak łza, pozbawiony traumatycznych obrazów dzieciństwa usłanego krwią niewinnych różnił się przeszłością od własnego ojca, będącego wymuszonym następcą sypiącego się tronu. Jose wiedział, co robił. Choć cechowało go nieokrzesanie, nie był głupi oraz znał możliwości pierworodnego - wystarczyły długie lata szkoleń napędzanych przemocą, aby stworzyć idealnie bezwzględną maszynę.
— Jest dorosły, przyswoi to. On przynajmniej miał możliwość przeżycia dzieciństwa bez musztry, Toni. Przerwałeś ten cykl i to się liczy — pocieszył partnera, delikatnie gładząc palcami wierzch splecionej dłoni. Felix miał wiele szczęścia, że mógł bezkarnie rozwijać swoje pasje, próbować nowych rzeczy i żyć bez strachu, że w każdej chwili mógł przyłapać go tyran. Nie obawiał się konsekwencji, które prawdopodobnie kończyły się wyłącznie ciężkim westchnięciem Antonio i pokręceniem głową w zażenowaniu.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Długo wpatrywał się w odbicie światła padającego na sufit. Ramiona miał nadal ciężkie i wymęczone, a głowę pełną wszelakich za i przeciw. Ostatnio coraz częściej dochodziły do niego błędy, które popełnił w życiu, a które nieprzyjemnie lubiły o sobie przypominać. Chociaż był pewien umowy zawartej z Lazarevem, nie mógł stuprocentowo zaręczyć, że zmiana władzy w gangu nie przyciągnie więcej wrogów, doszukujących się jakiejkolwiek słabości w strukturze nowej hierarchii. Nadal istniały problematyczne śmieci pozostawione przez jego ojca i te, które dołoży Dimitri. Plusem niewątpliwie było to, że pod protekcją obiecają przez Rosjanina, Antonio będzie mógł pracować spokojniej, nie martwiąc się, że jego rodzina otrzyma cios rykoszetem.
A jednak niepokój tkwił w nim nieprzyjemnie, potęgując gromadzony w mięśniach stres.
Błędem było też wychowywanie syna w niewiedzy, co stworzyło Felixa całkowicie bezbronnym w kontakcie z ludźmi im zagrażającymi. Był nieświadomy, co początkowo stary Herrera uznawał za przychylną kartę, ale tym samym, Felix nie potrafił też pojąć powagi sytuacji, patrząc na życie jak na zabawę. Młody Herrera, rzecz jasna, radził sobie w swojej dorosłości całkiem nieźle (gdzie nieźle było czasami dość mocno popadające w wątpliwość), ale często było to zbyt m a ł o, by uspokoić niemal obsesyjną nadopiekuńczość jego ojca.
Na ten moment, jedynym dobrym wyborem był dla niego Diego, choć paradoksalnie ich związek nie powinien istnieć. Skoczył na głęboką wodę, odrzucając rozsądek w imię miłości kwitnącej od wielu lat i namiastki prawdziwego szczęścia. Nie żałował ani jednego dnia i ani jednej godziny spędzonej z tym mężczyzną. I to, na tle wszystkich innych niepowodzeń, przynosiło mu małą, malutką ulgę.
Gdy tylko Diego oparł się wygodnie o jego ramię, Herrera zbliżył się, by wcisnąć nos w kosmyki jego włosów. Jeszcze mocniej objął go ramieniem, ostatecznie opierając policzek na czubku jego głowy, zapewniając go cicho, że będzie uważał.
– Felix niewiele wie o mojej pracy, a jeśli cokolwiek wie, oboje udajemy, że jest inaczej – powiedział, błądząc wolno palcami po ramieniu Diego, opuszkami palców rozpieszczając także bok jego szyi – Chyba nie chciałem, by widział we mnie potwora, tak jak ja postrzegam ojca. Chroniłem go jak mogłem, bo chciałem, żeby świadomie wybrał inny kierunek. Szczęśliwszy. Felix nie jest taki jak ja, Diego – westchnął, stwierdzając oczywisty fakt – Jest lepszy pod każdym względem. Skrzywdziłem go, trzymając pod kloszem i krzywdzę teraz, nie potrafiąc znieść tego konsekwencji – dodał – Jestem mu winien poważną i szczerą rozmowę o jego matce, a nie potrafię tego zrobić, bo boje się, że pożałuje niepewnego życia ze mną, a nie ciepłego i przytulnego z nią – przysunął ich dłonie do ust i ucałował w zamyśleniu twarde kostki Diego.
– Myślałem, że jestem dobrym ojcem, ale może wcale tak nie jest. A może, nie wiem, jego dorosłość mnie po prostu przerasta – nie dało się ukryć, że Felix nie należał do potulnych młodych mężczyzn, odziedziczając temperament i upór własnego ojca.
Diego Garcia
A jednak niepokój tkwił w nim nieprzyjemnie, potęgując gromadzony w mięśniach stres.
Błędem było też wychowywanie syna w niewiedzy, co stworzyło Felixa całkowicie bezbronnym w kontakcie z ludźmi im zagrażającymi. Był nieświadomy, co początkowo stary Herrera uznawał za przychylną kartę, ale tym samym, Felix nie potrafił też pojąć powagi sytuacji, patrząc na życie jak na zabawę. Młody Herrera, rzecz jasna, radził sobie w swojej dorosłości całkiem nieźle (gdzie nieźle było czasami dość mocno popadające w wątpliwość), ale często było to zbyt m a ł o, by uspokoić niemal obsesyjną nadopiekuńczość jego ojca.
Na ten moment, jedynym dobrym wyborem był dla niego Diego, choć paradoksalnie ich związek nie powinien istnieć. Skoczył na głęboką wodę, odrzucając rozsądek w imię miłości kwitnącej od wielu lat i namiastki prawdziwego szczęścia. Nie żałował ani jednego dnia i ani jednej godziny spędzonej z tym mężczyzną. I to, na tle wszystkich innych niepowodzeń, przynosiło mu małą, malutką ulgę.
Gdy tylko Diego oparł się wygodnie o jego ramię, Herrera zbliżył się, by wcisnąć nos w kosmyki jego włosów. Jeszcze mocniej objął go ramieniem, ostatecznie opierając policzek na czubku jego głowy, zapewniając go cicho, że będzie uważał.
– Felix niewiele wie o mojej pracy, a jeśli cokolwiek wie, oboje udajemy, że jest inaczej – powiedział, błądząc wolno palcami po ramieniu Diego, opuszkami palców rozpieszczając także bok jego szyi – Chyba nie chciałem, by widział we mnie potwora, tak jak ja postrzegam ojca. Chroniłem go jak mogłem, bo chciałem, żeby świadomie wybrał inny kierunek. Szczęśliwszy. Felix nie jest taki jak ja, Diego – westchnął, stwierdzając oczywisty fakt – Jest lepszy pod każdym względem. Skrzywdziłem go, trzymając pod kloszem i krzywdzę teraz, nie potrafiąc znieść tego konsekwencji – dodał – Jestem mu winien poważną i szczerą rozmowę o jego matce, a nie potrafię tego zrobić, bo boje się, że pożałuje niepewnego życia ze mną, a nie ciepłego i przytulnego z nią – przysunął ich dłonie do ust i ucałował w zamyśleniu twarde kostki Diego.
– Myślałem, że jestem dobrym ojcem, ale może wcale tak nie jest. A może, nie wiem, jego dorosłość mnie po prostu przerasta – nie dało się ukryć, że Felix nie należał do potulnych młodych mężczyzn, odziedziczając temperament i upór własnego ojca.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Osoby pokrzywdzone, dręczone przez całe dzieciństwo starały się wychowywać potomstwo w opozycji do terroru, którego doświadczały. Antonio był tego idealnym przykładem, pozwalając synowi na ogromną swobodę bez jakichkolwiek konsekwencji niewyciąganych przez lata rozwoju. Felix był dzieciakiem rozpieszczonym, temu nie mógł zaprzeczyć dosłownie nikt, jednak jako dorosły człowiek musiał odłożyć na bok ciągłą rozrywkę i spojrzeć okrutnej prawdzie w oczy - jego ojciec nie był zwykłym biznesmenem, a gangsterem z setkami głów na koncie. Pieniądze na zabawę nie brały się z nieba, a prowadzone kasyno niekiedy robiło za przykrywkę prawdziwym interesom zakrawających o nielegalny handel lub przemyt dóbr poza granice Nowego Orleanu.
— Wiesz, że kiedyś będzie musiał dojrzeć do tego nazwiska. Choćbyś chciał, półświatek upomni się o niego prędzej czy później, ale to w twojej intencji jest przygotowanie go na to — westchnął ciężko, choć delikatne pieszczoty koiły jątrzący dziurę w brzuchu niepokój. Diego nie poznał jeszcze pierworodnego potomka Herrery, jednakże już zaczynał traktować go jak własnego syna. Martwił się o niego, jego przyszłość oraz decyzje, które zapewne podejmował bardzo chaotycznie zważywszy na artystyczny, dziki charakter odziedziczony po ojcu. Nie był lepszy - zdaniem Garcii był tym, czym mógłby zostać sam Antonio, gdyby za młodu otrzymał pełną dowolność kontroli nad życiem. Pamiętał, że jego ukochany pragnął zostać muzykiem, a jego umiejętności gry na gitarze wprawiały we wzruszenie. Miał piękny głos, prawdziwy talent wyssany z mlekiem matki, który wystarczyłoby odpowiednio oszlifować i kto wie, może zamiast dusić się pośród kanalii teraz grałby koncert w jakimś europejskim mieście.
— Jesteś dobrym ojcem, Tonio. Dałeś mu piękne dzieciństwo, widzę to po jego otwartości. Jesteś po prostu...bardzo opiekuńczy. Nadopiekuńczy — upomniał mężczyznę, kojąco drapiąc go po siwiejącym, szorstkim zaroście. Niestety, padanie ze skrajności w skrajność przynosiło niechciane skutki uboczne, za które płaciło się dodatkowym stresem i próbami zalepienia ubytków.
Zresztą, Diego działał podobnie. Odkąd rozpoczęła się jego spontaniczna przygoda rodzicielska, próbował za wszelką cenę odnaleźć złoty środek wychowawczy, co przychodziło z trudem przy ambitnej, młodej dziewczynie. Gdyby nie pomoc sióstr oraz próby zrozumienia działania kobiecego umysłu, prawdopodobnie dziewczyna skończyłaby dwa razy gorzej od Felixa.
— Jestem przy tobie i pomogę ci. Nosisz na barkach zbyt wiele, querido, bo zapominasz, że nie jesteś sam. Jeśli potrzebujesz wsparcia w rozmowie z Felixem, będę siedział obok — zapewnił go. Nęcony czułościami mocniej wtulił się w bok narzeczonego (co wciąż brzmiało bardzo nienaturalnie) i przymknął oczy, chcąc chociaż chwilę odpocząć od obowiązków stróża prawa. Przyjechał do Toniego, bo potrzebował jego bliskości - cichych pomruków, nierównego oddechu oraz silnych ramion, bez których świat wydawał się jeszcze bardziej zepsuty.
Antonio C. Herrera
— Wiesz, że kiedyś będzie musiał dojrzeć do tego nazwiska. Choćbyś chciał, półświatek upomni się o niego prędzej czy później, ale to w twojej intencji jest przygotowanie go na to — westchnął ciężko, choć delikatne pieszczoty koiły jątrzący dziurę w brzuchu niepokój. Diego nie poznał jeszcze pierworodnego potomka Herrery, jednakże już zaczynał traktować go jak własnego syna. Martwił się o niego, jego przyszłość oraz decyzje, które zapewne podejmował bardzo chaotycznie zważywszy na artystyczny, dziki charakter odziedziczony po ojcu. Nie był lepszy - zdaniem Garcii był tym, czym mógłby zostać sam Antonio, gdyby za młodu otrzymał pełną dowolność kontroli nad życiem. Pamiętał, że jego ukochany pragnął zostać muzykiem, a jego umiejętności gry na gitarze wprawiały we wzruszenie. Miał piękny głos, prawdziwy talent wyssany z mlekiem matki, który wystarczyłoby odpowiednio oszlifować i kto wie, może zamiast dusić się pośród kanalii teraz grałby koncert w jakimś europejskim mieście.
— Jesteś dobrym ojcem, Tonio. Dałeś mu piękne dzieciństwo, widzę to po jego otwartości. Jesteś po prostu...bardzo opiekuńczy. Nadopiekuńczy — upomniał mężczyznę, kojąco drapiąc go po siwiejącym, szorstkim zaroście. Niestety, padanie ze skrajności w skrajność przynosiło niechciane skutki uboczne, za które płaciło się dodatkowym stresem i próbami zalepienia ubytków.
Zresztą, Diego działał podobnie. Odkąd rozpoczęła się jego spontaniczna przygoda rodzicielska, próbował za wszelką cenę odnaleźć złoty środek wychowawczy, co przychodziło z trudem przy ambitnej, młodej dziewczynie. Gdyby nie pomoc sióstr oraz próby zrozumienia działania kobiecego umysłu, prawdopodobnie dziewczyna skończyłaby dwa razy gorzej od Felixa.
— Jestem przy tobie i pomogę ci. Nosisz na barkach zbyt wiele, querido, bo zapominasz, że nie jesteś sam. Jeśli potrzebujesz wsparcia w rozmowie z Felixem, będę siedział obok — zapewnił go. Nęcony czułościami mocniej wtulił się w bok narzeczonego (co wciąż brzmiało bardzo nienaturalnie) i przymknął oczy, chcąc chociaż chwilę odpocząć od obowiązków stróża prawa. Przyjechał do Toniego, bo potrzebował jego bliskości - cichych pomruków, nierównego oddechu oraz silnych ramion, bez których świat wydawał się jeszcze bardziej zepsuty.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Przez większą część życia, Felix nie sprawiał większych kłopotów, co nie znaczyło, że nie sprawiał ich wcale. Utrzymywało się to raczej na stałej granicy bycia nastolatkiem i zakrawało raczej o stłuczone sąsiadce okna, popalanie i klasyczne wagary. W tamtym czasie Antonio bywał wściekły i poirytowany, jak na ojca przystało, ale dopiero gdy jego syn skończył dwudziestkę, przekonał się, że dziecięcy bunt był niczym w porównaniu z chaosem, który teraz roztaczał w koło Felix.
– Problem w tym, że nie jest w żaden sposób przygotowany, Diego – mruknął, wzdychając ciężko i spoglądając na partnera. Nie trudno było dostrzec, że syn był dla niego wszystkim i poruszyłby niebo i ziemię, by zapewnić mu bezpieczeństwo. W tym wszystkim jednak zapomniał, że z półświatka po prostu się nie wychodziło. A Felix w wieku dwudziestu czterech lat nie wiedział nawet jak trzymać pieprzoną broń, bo przez większość czasu udawał, że jego ojciec jest po prostu starym i zmęczonym biznesmenem – On tego nie chce. A ja nie mogę go do tego zmuszać – dodał. Pasja syna do teatru i muzyki była większa niż szemrane, rodzinne interesy. Jego oczy błyszczały, kiedy opowiadał mu o nowym kawałku lub przygotowanym spektaklu i stary Herrera nie miałby serca by mu to odbierać i wpychać w dłonie pokryte krwią i echem śmierci majątek.
Nie rozmawiał z Diego o tym, dlaczego przez wiele lat dalej tkwił w gangu, pomimo tego, że po śmierci ojca mógł po prostu się odsunąć. Teraz sytuacja nieco się zmieniła i Antonio zrozumiał, że ten rodzaj pracy sprawiał mu satysfakcję napędzoną adrenaliną, a palce zbyt dobrze znały chłód spustu, ale wtedy robił to tylko dla Felixa. Ich nazwisko było za bardzo splamione przez Jose, by ludzie nie upominali się o ich głowy. I nie ważne, czy był to Antonio, czy nie tkwiący w tym bagnie Felix, pozbycie się ich rodziny było priorytetem. Na swojej pozycji mial wszystko pod kontrolą i mógł reagować w odpowiednim czasie.
Zmarszczył brwi na kolejne słowa Garcii. Chciałby nie zgodzić się na jego karcący ton, ale za dobrze wiedział, że wszystko było prawdą. Był przewrażliwiony, nadopiekuńczy, paranoiczny i wykończony stresem związanym z gangiem.
– Nie chcę go stracić – przyznał więc tylko – Nie chcę stracić też Ciebie. Chyba nie chcę powtórzyć tego, co stało się wiele lat temu. Nie zniósłbym myśli, że zniszczyłem mu życie tak jak Twojej rodzinie. Nie przeżyłbym, gdybyś i Ty musiał znowu cierpieć – pewien ciężar spadł mu z serca, gdy w końcu mógł przyznać się do tego na głos.
Mocniej objął Diego ramieniem i przyciągnął do siebie, całując ciepło jego skroń. Przynosił mu ulgę - jego obecność, niski głos i troskliwe dłonie, zbyt dobre by Antonio mógł chociażby prosić go o dotyk. Gładził jego ramię, uśmiechając się, gdy mężczyzna wspomniał o pomocy w rozmowie z jego synem.
– Myślę, że sobie poradzę – przyznał – ale dziękuję, Amore – ujął w palce jego podbródek, by unieść odrobinę jego twarz i pochylając się, złożył na wargach partnera czuły pocałunek. Potem drugi, zdecydowanie dłuższy i pełen szczerej pasji. Palce otuliły szorstki policzek, kiedy kciuk przemknął po dolnej, wilgotnej od pieszczoty wardze Diego.
– Co powiesz na wspólną kąpiel i dobrą kolację? – zaproponował – Mam nadzieję, że nie planujesz wyjść przed porankiem?
Diego Garcia
– Problem w tym, że nie jest w żaden sposób przygotowany, Diego – mruknął, wzdychając ciężko i spoglądając na partnera. Nie trudno było dostrzec, że syn był dla niego wszystkim i poruszyłby niebo i ziemię, by zapewnić mu bezpieczeństwo. W tym wszystkim jednak zapomniał, że z półświatka po prostu się nie wychodziło. A Felix w wieku dwudziestu czterech lat nie wiedział nawet jak trzymać pieprzoną broń, bo przez większość czasu udawał, że jego ojciec jest po prostu starym i zmęczonym biznesmenem – On tego nie chce. A ja nie mogę go do tego zmuszać – dodał. Pasja syna do teatru i muzyki była większa niż szemrane, rodzinne interesy. Jego oczy błyszczały, kiedy opowiadał mu o nowym kawałku lub przygotowanym spektaklu i stary Herrera nie miałby serca by mu to odbierać i wpychać w dłonie pokryte krwią i echem śmierci majątek.
Nie rozmawiał z Diego o tym, dlaczego przez wiele lat dalej tkwił w gangu, pomimo tego, że po śmierci ojca mógł po prostu się odsunąć. Teraz sytuacja nieco się zmieniła i Antonio zrozumiał, że ten rodzaj pracy sprawiał mu satysfakcję napędzoną adrenaliną, a palce zbyt dobrze znały chłód spustu, ale wtedy robił to tylko dla Felixa. Ich nazwisko było za bardzo splamione przez Jose, by ludzie nie upominali się o ich głowy. I nie ważne, czy był to Antonio, czy nie tkwiący w tym bagnie Felix, pozbycie się ich rodziny było priorytetem. Na swojej pozycji mial wszystko pod kontrolą i mógł reagować w odpowiednim czasie.
Zmarszczył brwi na kolejne słowa Garcii. Chciałby nie zgodzić się na jego karcący ton, ale za dobrze wiedział, że wszystko było prawdą. Był przewrażliwiony, nadopiekuńczy, paranoiczny i wykończony stresem związanym z gangiem.
– Nie chcę go stracić – przyznał więc tylko – Nie chcę stracić też Ciebie. Chyba nie chcę powtórzyć tego, co stało się wiele lat temu. Nie zniósłbym myśli, że zniszczyłem mu życie tak jak Twojej rodzinie. Nie przeżyłbym, gdybyś i Ty musiał znowu cierpieć – pewien ciężar spadł mu z serca, gdy w końcu mógł przyznać się do tego na głos.
Mocniej objął Diego ramieniem i przyciągnął do siebie, całując ciepło jego skroń. Przynosił mu ulgę - jego obecność, niski głos i troskliwe dłonie, zbyt dobre by Antonio mógł chociażby prosić go o dotyk. Gładził jego ramię, uśmiechając się, gdy mężczyzna wspomniał o pomocy w rozmowie z jego synem.
– Myślę, że sobie poradzę – przyznał – ale dziękuję, Amore – ujął w palce jego podbródek, by unieść odrobinę jego twarz i pochylając się, złożył na wargach partnera czuły pocałunek. Potem drugi, zdecydowanie dłuższy i pełen szczerej pasji. Palce otuliły szorstki policzek, kiedy kciuk przemknął po dolnej, wilgotnej od pieszczoty wardze Diego.
– Co powiesz na wspólną kąpiel i dobrą kolację? – zaproponował – Mam nadzieję, że nie planujesz wyjść przed porankiem?
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Strach przez wiele lat był siłą napędową każdej jego decyzji. Wspomnienia oblane krwią niewinnej siostry, nienawiścią oraz smutkiem, bowiem jeden wieczór odebrał mu dwie najważniejsze osoby. Paranoja pogłębiała się w momencie, gdy wstąpił do policji i uczył się walczyć z organizacjami przestępczymi. Nie wiedział, czy jakaś z nich nie ma powiązań z orleańskim The Byrd, ale z czasem zaczął zauważać konkretne granice dyktowane przez stany bądź same dystrykty wpływów. Gangsterzy kierowali się tradycjonalizmem adekwatnym do ich pochodzenia, dlatego azjatycka szajka nie pałała miłością do Latynosów, dzięki czemu Diego łatwiej było wsadzić za kraty dwie najważniejsze głowy, wykorzystując kontakty prosto z Meksyku.
— Nie chodzi o przejmowanie twojego miejsca, a uświadomienie dzieciakowi, że jest w niebezpieczeństwie od urodzenia i powinien nauczyć się jakichś cholernych podstaw — westchnął ciężko, mimo wszystko rozumiejąc podejście ukochanego. Jego syn nie był żołnierzem, którego od dzieciaka uczono pokory oraz bezwzględności, a artystyczną duszą. Z drugiej strony, sam Antonio uwielbiał sztukę, a jego umiejętności muzyczne niegdyś zapierały Garcii dech w piersi z rozrzewnienia. Wiedział, że gdyby nie ojciec, jego partner rozwijałby się podobnie do Felixa ukazując światu charyzmę na scenie.
Niezadowolony już otwierał usta, aby skarcić mężczyznę za wygadywanie kompletnych głupot i ciągłe obwinianie się o tragedię, która spotkała ich obu, ale został powstrzymany przez słodkie pocałunki na skroni, a później spierzchniętych wargach. Chciał, aby Herrera miał świadomość jego bezwzględnego wsparcia, bo zdaniem policjanta byli za starzy na noszenie pewnych ciężarów samotnie.
— Zostałbym nawet do południa, ale o ósmej muszę być na komendzie — stwierdził pogodnie, darując narzeczonemu całusa w prawy kącik ust. Potrzebował relaksu i przyjechał do jego apartamentu właśnie po to, aby spędzić razem czas, zamiast siedzieć wieczorem w salonie ze szklanką taniej whisky oglądając jakieś odmóżdżające seriale w telewizorze.
— I...Antonio, zrozum w końcu — zaczął, nie mogą się powstrzymać przed tym, co pragnął powiedzieć dwie minuty temu. Wstał i odwrócony przodem do mężczyzny zaczął rozpinać guziki flanelowej koszuli, uwalniając wytatuowany tors, skrywający pod tuszem głębokie - choć zabliźnione - rany.
— To nigdy nie była twoja wina — wskazał na wygojony, choć zdeformowany sutek po tym, jak stary Jose wyrwał mu z niego kolczyk siłą. — To też nie była twoja wina — przesunął dłonią po fragmentach skóry z uwypukleniami świadczącymi o śladach po tępych cięciach narzędziem przystosowanym wyłącznie do tortur. — To wszystko było ponad tobą, rozumiesz? Zbyt długo obwiniamy się o coś, czemu nie mogliśmy zapobiec będąc dzieciakami. Co, gdybyśmy ukrywali się następne dziesięć lat? Ten skurwiel prędzej czy później dowiedziałby się o tym, że jego syn jest gejem. I nie wiadomo, czy nie zabiłby całej mojej rodziny — wyrzucił z siebie, jednocześnie czując jak ciśnienie powoli opada z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. Ujął w dłonie twarz ukochanego, całując go raz jeszcze w usta, chcąc tym samym stanowczo zaznaczyć swoje stanowisko. To przez poczucie winy ograniczał relacje z ludźmi, przez życie przeszłością wegetował i wreszcie kończąc pięćdziesiąt lat mówił temu wszystkiemu stop.
Antonio C. Herrera
— Nie chodzi o przejmowanie twojego miejsca, a uświadomienie dzieciakowi, że jest w niebezpieczeństwie od urodzenia i powinien nauczyć się jakichś cholernych podstaw — westchnął ciężko, mimo wszystko rozumiejąc podejście ukochanego. Jego syn nie był żołnierzem, którego od dzieciaka uczono pokory oraz bezwzględności, a artystyczną duszą. Z drugiej strony, sam Antonio uwielbiał sztukę, a jego umiejętności muzyczne niegdyś zapierały Garcii dech w piersi z rozrzewnienia. Wiedział, że gdyby nie ojciec, jego partner rozwijałby się podobnie do Felixa ukazując światu charyzmę na scenie.
Niezadowolony już otwierał usta, aby skarcić mężczyznę za wygadywanie kompletnych głupot i ciągłe obwinianie się o tragedię, która spotkała ich obu, ale został powstrzymany przez słodkie pocałunki na skroni, a później spierzchniętych wargach. Chciał, aby Herrera miał świadomość jego bezwzględnego wsparcia, bo zdaniem policjanta byli za starzy na noszenie pewnych ciężarów samotnie.
— Zostałbym nawet do południa, ale o ósmej muszę być na komendzie — stwierdził pogodnie, darując narzeczonemu całusa w prawy kącik ust. Potrzebował relaksu i przyjechał do jego apartamentu właśnie po to, aby spędzić razem czas, zamiast siedzieć wieczorem w salonie ze szklanką taniej whisky oglądając jakieś odmóżdżające seriale w telewizorze.
— I...Antonio, zrozum w końcu — zaczął, nie mogą się powstrzymać przed tym, co pragnął powiedzieć dwie minuty temu. Wstał i odwrócony przodem do mężczyzny zaczął rozpinać guziki flanelowej koszuli, uwalniając wytatuowany tors, skrywający pod tuszem głębokie - choć zabliźnione - rany.
— To nigdy nie była twoja wina — wskazał na wygojony, choć zdeformowany sutek po tym, jak stary Jose wyrwał mu z niego kolczyk siłą. — To też nie była twoja wina — przesunął dłonią po fragmentach skóry z uwypukleniami świadczącymi o śladach po tępych cięciach narzędziem przystosowanym wyłącznie do tortur. — To wszystko było ponad tobą, rozumiesz? Zbyt długo obwiniamy się o coś, czemu nie mogliśmy zapobiec będąc dzieciakami. Co, gdybyśmy ukrywali się następne dziesięć lat? Ten skurwiel prędzej czy później dowiedziałby się o tym, że jego syn jest gejem. I nie wiadomo, czy nie zabiłby całej mojej rodziny — wyrzucił z siebie, jednocześnie czując jak ciśnienie powoli opada z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. Ujął w dłonie twarz ukochanego, całując go raz jeszcze w usta, chcąc tym samym stanowczo zaznaczyć swoje stanowisko. To przez poczucie winy ograniczał relacje z ludźmi, przez życie przeszłością wegetował i wreszcie kończąc pięćdziesiąt lat mówił temu wszystkiemu stop.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Diego nie poznał Felixa na tyle by wiedzieć, że uświadamianie mu czegokolwiek graniczyło z cudem. Młody Herrera odziedziczył upór i wytrwałość po ojcu, ale charakter nie został jeszcze należycie oszlifowany. Doświadczenie Antonio dodawało mu rozsądku i siły, ale Felix wykorzystywał owe cechy w nieodpowiedni i młodzieńczy sposób, przez co Toni nieraz czuł się tak, jakby żadne jego słowo i żadne ostrzeżenie po prostu do niego nie docierało.
Może też była to po prostu kwestia tego, że rodzicielstwo okazywało się wyjątkowo trudne. Trudniejsze niż dziesięciu przeciwników z załadowaną bronią.
Chwila pocałunków pozwoliła mu odetchnąć, ale mimo tego krótki jęk wcisnął się pomiędzy ich wargi, gdy Diego poinformował go o początku swojej służby.
– Komenda nie spłonie, jeśli raz weźmiesz urlop – zauważył markotnie, zaraz uśmiechając się łagodnie, gdy czule pogładził jego policzek. Mógł mówić wiele i wiele razy ukazywać swoje zadowolenie, ale tak jak Felix był podobny dla Antonio, tak on i Diego podobnie podchodzili do pracy i obowiązkowości. Przez duży fragment życia ich sensem była zawodowa dyscyplina budowana silnymi dłońmi i satysfakcja z osiągania założonych sobie celów. Oboje w to uciekali, bo przynosiło to odrobinę ukojenia i spokoju od nieprzyjemnych, uciążliwych myśli i koszmarnych wspomnień nawiedzających ich co noc. Antonio już raz zaproponował, by Garcia zrezygnował ze służby, ale wystarczyła mu też jedna odmowa by zrozumieć, że zabraniając mu pracy, odebrałby mu część jego samego.
Niechętnie wypuścił Diego z objęć, uważnie śledząc każdy jego ruch. Nieco zaskoczony obserwował, jak narzeczony rozpina guzik po guziku, odsłaniając ukochane, pokryte bliznami i tuszem tors, którego każdy centymetr Antonio uwielbiał, zawsze składając na nim tysiące czułych pocałunków.
Wiedział do czego zmierza, a słowa wywołały ten nieprzyjemny ścisk w dole brzucha. Przeszłość nieodłącznie przynosiła za sobą chłód i drżenie na wrażliwym karku, jakby ten jeden dzień wracał w nieskończoność, torturując go na nowo. Chciałby zapomnieć. Naprawdę chciałby chociaż raz spojrzeć w lustro i dostrzec siebie, a nie przerażonego i obarczonego poczuciem winy chłopaka. Racjonalnie potrafił zrozumieć sens jego słów, ale umysł karał go codziennie majaczącym w oddali żalem. Być może poważna terapia naprawiłaby nieprzepracowane traumy, ale Herrera nie wierzył w terapeutów, a tym bardziej nie zamierzał dzielić się tym wszystkim z kimkolwiek innym, skoro nawet on nie potrafił się z tym jakkolwiek pogodzić.
Subtelny uśmiech na moment przerodził się w zaciśnięte nerwowo wargi. Ze wstydem odsunął wzrok od blizn, orientując się, że z ich dwójki to on dalej masochistycznie biczował się za czyny ojca. Trudno było ukrywać ból przez Felixem, jeszcze ciężej było dusić to w sobie podczas radosnych chwil, do których nie miał prawa.
Pokiwał głową, łagodnie podnosząc głowę, kiedy ciepłe dłonie otuliły szorstkie policzki. Ponownie skupił się na oczach partnera, odnajdując w niej stałą, której tak bardzo chciał się złapać.
– Zawsze urzeka mnie to jaki jesteś mądry. Mądrzejszy niż ja kiedykolwiek byłem – westchnął po pocałunku, odpowiadając na niego tym samym gestem. Wyciągnął dłonie, opierając je na tyłach ud Diego, by przyciągnąć go na swoje kolana, nie chcąc jeszcze opuszczać jego ramion. Przymknął oczy, wtulając twarz w bok jego szyi i mruknął z ulgą, lokując jedną z dłoni na jego pośladku, a drugą na nagiej klatce piersiowej.
– Postaram się odpuścić – obiecał cicho, opuszkami wytyczając ścieżki od każdego, wskazanego przez Garcię miejsca do drugiego. Podniósł głowę, zatrzymując usta na podbródku mężczyzny, a palce ściśnięte na pośladku, łagodnie przeniosły się na szerokie plecy – Może to nie moja wina, ale Twoje ciało jest moje – wyszeptał – Każda blizna i każdy skrawek skóry. Jest mój i będę o to dbał – palce wcisnęły się we włosy Diego, gładząc skórę głowy – Będę dbał o Ciebie – dodał, przyciągając go do kolejnego pocałunku. Tym razem nie chodziło o bezpieczeństwo, ale o te wszystkie proste rzeczy - będzie dbał o niego w chorobie i po ciężkim dniu pracy. Będzie dbał o każdy posiłek i długie rozmowy wieczorami.
Będzie dbał o to, by nigdy go nie zawieźć.
Diego Garcia
Może też była to po prostu kwestia tego, że rodzicielstwo okazywało się wyjątkowo trudne. Trudniejsze niż dziesięciu przeciwników z załadowaną bronią.
Chwila pocałunków pozwoliła mu odetchnąć, ale mimo tego krótki jęk wcisnął się pomiędzy ich wargi, gdy Diego poinformował go o początku swojej służby.
– Komenda nie spłonie, jeśli raz weźmiesz urlop – zauważył markotnie, zaraz uśmiechając się łagodnie, gdy czule pogładził jego policzek. Mógł mówić wiele i wiele razy ukazywać swoje zadowolenie, ale tak jak Felix był podobny dla Antonio, tak on i Diego podobnie podchodzili do pracy i obowiązkowości. Przez duży fragment życia ich sensem była zawodowa dyscyplina budowana silnymi dłońmi i satysfakcja z osiągania założonych sobie celów. Oboje w to uciekali, bo przynosiło to odrobinę ukojenia i spokoju od nieprzyjemnych, uciążliwych myśli i koszmarnych wspomnień nawiedzających ich co noc. Antonio już raz zaproponował, by Garcia zrezygnował ze służby, ale wystarczyła mu też jedna odmowa by zrozumieć, że zabraniając mu pracy, odebrałby mu część jego samego.
Niechętnie wypuścił Diego z objęć, uważnie śledząc każdy jego ruch. Nieco zaskoczony obserwował, jak narzeczony rozpina guzik po guziku, odsłaniając ukochane, pokryte bliznami i tuszem tors, którego każdy centymetr Antonio uwielbiał, zawsze składając na nim tysiące czułych pocałunków.
Wiedział do czego zmierza, a słowa wywołały ten nieprzyjemny ścisk w dole brzucha. Przeszłość nieodłącznie przynosiła za sobą chłód i drżenie na wrażliwym karku, jakby ten jeden dzień wracał w nieskończoność, torturując go na nowo. Chciałby zapomnieć. Naprawdę chciałby chociaż raz spojrzeć w lustro i dostrzec siebie, a nie przerażonego i obarczonego poczuciem winy chłopaka. Racjonalnie potrafił zrozumieć sens jego słów, ale umysł karał go codziennie majaczącym w oddali żalem. Być może poważna terapia naprawiłaby nieprzepracowane traumy, ale Herrera nie wierzył w terapeutów, a tym bardziej nie zamierzał dzielić się tym wszystkim z kimkolwiek innym, skoro nawet on nie potrafił się z tym jakkolwiek pogodzić.
Subtelny uśmiech na moment przerodził się w zaciśnięte nerwowo wargi. Ze wstydem odsunął wzrok od blizn, orientując się, że z ich dwójki to on dalej masochistycznie biczował się za czyny ojca. Trudno było ukrywać ból przez Felixem, jeszcze ciężej było dusić to w sobie podczas radosnych chwil, do których nie miał prawa.
Pokiwał głową, łagodnie podnosząc głowę, kiedy ciepłe dłonie otuliły szorstkie policzki. Ponownie skupił się na oczach partnera, odnajdując w niej stałą, której tak bardzo chciał się złapać.
– Zawsze urzeka mnie to jaki jesteś mądry. Mądrzejszy niż ja kiedykolwiek byłem – westchnął po pocałunku, odpowiadając na niego tym samym gestem. Wyciągnął dłonie, opierając je na tyłach ud Diego, by przyciągnąć go na swoje kolana, nie chcąc jeszcze opuszczać jego ramion. Przymknął oczy, wtulając twarz w bok jego szyi i mruknął z ulgą, lokując jedną z dłoni na jego pośladku, a drugą na nagiej klatce piersiowej.
– Postaram się odpuścić – obiecał cicho, opuszkami wytyczając ścieżki od każdego, wskazanego przez Garcię miejsca do drugiego. Podniósł głowę, zatrzymując usta na podbródku mężczyzny, a palce ściśnięte na pośladku, łagodnie przeniosły się na szerokie plecy – Może to nie moja wina, ale Twoje ciało jest moje – wyszeptał – Każda blizna i każdy skrawek skóry. Jest mój i będę o to dbał – palce wcisnęły się we włosy Diego, gładząc skórę głowy – Będę dbał o Ciebie – dodał, przyciągając go do kolejnego pocałunku. Tym razem nie chodziło o bezpieczeństwo, ale o te wszystkie proste rzeczy - będzie dbał o niego w chorobie i po ciężkim dniu pracy. Będzie dbał o każdy posiłek i długie rozmowy wieczorami.
Będzie dbał o to, by nigdy go nie zawieźć.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Przez wiele lat patrzył na świat z podobnej perspektywy, co Antonio. Obwiniał siebie o wszystko, co najgorsze i nie pozwalał przetłumaczyć sobie, że splot wydarzeń niszczący rodzinę nie był jego winą, bowiem nie miał możliwości zapanować nad gniewem oraz nienawiścią starego, nieokrzesanego gangstera trzęsącego Nowym Orleanem przez wiele długich, męczących lat. Powszechnie wiedziano, że Jose był osoba nieobliczalną, zdolną do naprawdę wielu okrucieństw i rodzina Garcia nie pozostawała wyjątkiem. Nie tylko oni cierpieli, pozbawieni członków rodziny - tych bardziej lub mniej uwikłanych w półświatek. Dopiero śmierć tyrana pozwoliła odetchnąć latynoskiej społeczności oraz biedniejszym dzielnicom, gdzie bezduszne potwory rozciągały macki po dziś dzień.
Nie chodziło o mądrość, a czyste zmęczenie. Diego wielokrotnie spędzał wieczory samotnie, w skrywanym przez córkę smutku. Choć wychowywał ją na porządnego obywatela, robił to sam albo przy pomocy sióstr. Nie znalazł nikogo, kto mógłby zastąpić mu miłość Herrery. Nie potrafił szukać, a jego wypalenie randkowaniem powodowało, że przytłaczająca pustka pogłębiała się, a następnie zmieniała w pracoholizm - bo tylko to sprawiało, aby oderwał myśli od chorobliwych gdybań. Teraz, mając przed sobą człowieka, któremu obiecał swoje serce lata temu miał serdecznie dość ciągłego rozpamiętywania przeszłości i powielania tego samego tematu w kółko. Rozłąka jak z szekspirowskiego dramatu musiała ustać, inaczej oszaleliby na starość.
— Querido, Luna chciałaby widzieć nas szczęśliwych — zapewnił, gładząc policzek mężczyzny uspokajająco. "Postaram się" brzmiało jak pusta obietnica, ale nie mógł zrobić więcej niżeli zaufać ukochanemu, że spróbuje uwolnić się z kajdan przeszłości, które bardzo mocno przyszpilały jego kruche serce do ziemi.
— Jestem cały twój. I tylko twój, chłopczyku — zaśmiał się, zanim został uraczony kolejnym, soczystym pocałunkiem. Lubił droczyć się z nim przez ten jeden, krótki rok różnicy. Robił to jeszcze w młodości, kiedy szesnaście i siedemnaście lat bywało ogromną przepaścią, a każdy starszy kolega otrzymywał odpowiedni prestiż na blokowisku.
Nie chciał obarczać Toniego opieką nad sobą. Był dorosły, sprawny oraz odpowiedzialny, a potrzebował wyłącznie odrobiny czułości po długim dniu na komendzie.
— Włącz nam jakąś dobrą muzykę i zajmij się mną, a może zostanę dłużej niż do rana — poruszył wymownie brwiami, zachęcając gangstera do rozpalenia atmosfery, którą tak łatwo zepsuła poważna rozmowa. Garcia miał talent do niszczenia romantycznych momentów, tego nie dało się ukryć. Mimo to czuł, że potrzebowali wyklarowania pewnych rzeczy oraz pogodzenia się z tragedią, której nie byli w stanie zapobiec. W tamtym okresie pozostawali między dwoma martwymi punktami, trzymając słodką tajemnicę tak długo, jak tylko mogli. Rodzina Diego zawsze wspierała jego partnera i dopóki nie będzie świadoma jego źródła zarobku, na pewno jeszcze raz przyjmie go z otwartymi ramionami. Nie wszyscy - bowiem bliźniak policjanta nienawidził samego dźwięku nazwiska Herrera - ale na pewno znaczna większość.
Antonio C. Herrera
Nie chodziło o mądrość, a czyste zmęczenie. Diego wielokrotnie spędzał wieczory samotnie, w skrywanym przez córkę smutku. Choć wychowywał ją na porządnego obywatela, robił to sam albo przy pomocy sióstr. Nie znalazł nikogo, kto mógłby zastąpić mu miłość Herrery. Nie potrafił szukać, a jego wypalenie randkowaniem powodowało, że przytłaczająca pustka pogłębiała się, a następnie zmieniała w pracoholizm - bo tylko to sprawiało, aby oderwał myśli od chorobliwych gdybań. Teraz, mając przed sobą człowieka, któremu obiecał swoje serce lata temu miał serdecznie dość ciągłego rozpamiętywania przeszłości i powielania tego samego tematu w kółko. Rozłąka jak z szekspirowskiego dramatu musiała ustać, inaczej oszaleliby na starość.
— Querido, Luna chciałaby widzieć nas szczęśliwych — zapewnił, gładząc policzek mężczyzny uspokajająco. "Postaram się" brzmiało jak pusta obietnica, ale nie mógł zrobić więcej niżeli zaufać ukochanemu, że spróbuje uwolnić się z kajdan przeszłości, które bardzo mocno przyszpilały jego kruche serce do ziemi.
— Jestem cały twój. I tylko twój, chłopczyku — zaśmiał się, zanim został uraczony kolejnym, soczystym pocałunkiem. Lubił droczyć się z nim przez ten jeden, krótki rok różnicy. Robił to jeszcze w młodości, kiedy szesnaście i siedemnaście lat bywało ogromną przepaścią, a każdy starszy kolega otrzymywał odpowiedni prestiż na blokowisku.
Nie chciał obarczać Toniego opieką nad sobą. Był dorosły, sprawny oraz odpowiedzialny, a potrzebował wyłącznie odrobiny czułości po długim dniu na komendzie.
— Włącz nam jakąś dobrą muzykę i zajmij się mną, a może zostanę dłużej niż do rana — poruszył wymownie brwiami, zachęcając gangstera do rozpalenia atmosfery, którą tak łatwo zepsuła poważna rozmowa. Garcia miał talent do niszczenia romantycznych momentów, tego nie dało się ukryć. Mimo to czuł, że potrzebowali wyklarowania pewnych rzeczy oraz pogodzenia się z tragedią, której nie byli w stanie zapobiec. W tamtym okresie pozostawali między dwoma martwymi punktami, trzymając słodką tajemnicę tak długo, jak tylko mogli. Rodzina Diego zawsze wspierała jego partnera i dopóki nie będzie świadoma jego źródła zarobku, na pewno jeszcze raz przyjmie go z otwartymi ramionami. Nie wszyscy - bowiem bliźniak policjanta nienawidził samego dźwięku nazwiska Herrera - ale na pewno znaczna większość.
Antonio C. Herrera
Daddy
-
Whispers of lifeI wore a mask for so long,
I don't know who I am anymore.
Diego potrafił sprawić, że Antonio uspokajał się w mniej niż sekundę. Wystarczyło jedno spojrzenie i krótki dotyk dłoni, by przywołać spokój i ulgę, która oblewała przepracowane ramiona Herrery. Garcia był jego domem - tym utęsknionym i wymarzonym - jego ostoją i jedną z dwóch istnień, które dodawały mu sił.
Toni należał tez po prostu go Diego i to od momentu, w którym ich spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy. Oddał mu każdy swój uśmiech, całą swoją duszę i na końcu serce, bijące w rytm gorącej, latynoskiej miłości. Biło na tyle mocno, że żadna z przeszkód nie była w stanie zmniejszyć tej miłości. Może byli już starzy, posiwiali i zmęczeni, ale udało im się posiąść to, czego wielu nigdy się nie udało.
I może właśnie dlatego, Antonio musiał raz na zawsze wypuścić nieprzyjemne wspomnienia, by móc całkowicie cieszyć się każdą chwilą spędzoną z narzeczonym.
Roześmiał się w usta Diego, słysząc drobny, absurdalny przytyk. Często zapominał o dzielącym ich roku, ale kochanek był na tyle uprzejmy, by zamienić go w drobny pstryczek w sam czubek nosa. Zdecydowanie rozładowało to napięcie, a mięśnie Herrery rozluźniły się, gdy przymknął na moment powieki, ostatni raz muskając wargami kącik komendantowych ust.
– Och, nazwij mnie tak jeszcze raz, to chętnie pokażę Ci ile jeszcze pozostało mi wigoru – zażartował, a potem dość niechętnie wypuścił mężczyznę z objęć, wstając z wygodnej kanapy – Wolałbym, żebyś został już na zawsze. Nie wiem czy posiadam tyle płyt winylowych – puścił mu oczko, a potem podszedł do sprzętu, by z precyzyjnie ułożonych płyt wybrać najbardziej odpowiednią. Postawił na klasyczny rock, zawsze gdzieś tam brzmiący im w duszy, ale nie ustawiał muzyki głośno pozwalając, by przyjemnie leciała w tle. Złapał Garcię za dłoń i przyciągnął go do siebie.
– O ile dobrze pamiętam, przy tej piosence pocałowałem Cię po raz pierwszy – wymruczał, słysząc pierwsze nuty Dream On od Aerosmith. Utkwił łagodne spojrzenie w twarzy Diego, gładząc jego policzek i opuszkami palców trącając jego wargi – Czasami tęsknię za czasami, kiedy ukrywaliśmy się w Twoim pokoju przed Twoją matką – wyszeptał mu do ucha z rozbawieniem – Podobało mi się, kiedy po cichu mnie rozbierałeś. I dotykałeś tak, że traciłem głowę – mruczał nisko, pogrążony w przyjemnych myślach o sekretnej bliskości, tej pierwszej i młodzieńczo perwersyjnej. Zakołysał się delikatnie w rytm muzyki, dotykając jego warg własnymi, by rozpieścić je gorącym oddechem pełnym nęcących słów – Wystarczyło, że poczułem jak twardniejesz, a pragnąłem zrobić z Tobą wszystko – westchnął miło, patrząc mu w oczy. Cokolwiek by się nie działo, Diego działał na niego tak samo mocno jak wtedy, gdy byli dziećmi. Podczas ich rozłąki, Herrerze zdarzyło się sypiać z kimś innym, ale była to pusta bliskość, pozbawiona jakiejkolwiek głębi. Nikt nigdy nie rozpalał go tak gwałtownie jak trzymany w ramionach mężczyzna.
– Pójdę zrobić nam gorącą kąpiel. A kiedy skończymy, tej nocy też pozwolę Ci zrobić z sobą cokolwiek będziesz chciał – obiecał znacząco. Mógł się z nim kochać, mógł usiąść na nim i ujeżdżać go tak długo, aż nie odczuje spełnienia, albo zerżnąć Herrerę tak mocno, że skutki tego poczuje jeszcze przez kilka dni. Decyzja zależała od kochanka.
Cofnął się, puszczając jego dłoń i jeszcze raz posłał mu subtelny uśmiech, zanim skierował kroki w stronę obszernej łazienki, by puścić gorącą, zostawiającą parę na lustrze wodę.
Diego Garcia
Toni należał tez po prostu go Diego i to od momentu, w którym ich spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy. Oddał mu każdy swój uśmiech, całą swoją duszę i na końcu serce, bijące w rytm gorącej, latynoskiej miłości. Biło na tyle mocno, że żadna z przeszkód nie była w stanie zmniejszyć tej miłości. Może byli już starzy, posiwiali i zmęczeni, ale udało im się posiąść to, czego wielu nigdy się nie udało.
I może właśnie dlatego, Antonio musiał raz na zawsze wypuścić nieprzyjemne wspomnienia, by móc całkowicie cieszyć się każdą chwilą spędzoną z narzeczonym.
Roześmiał się w usta Diego, słysząc drobny, absurdalny przytyk. Często zapominał o dzielącym ich roku, ale kochanek był na tyle uprzejmy, by zamienić go w drobny pstryczek w sam czubek nosa. Zdecydowanie rozładowało to napięcie, a mięśnie Herrery rozluźniły się, gdy przymknął na moment powieki, ostatni raz muskając wargami kącik komendantowych ust.
– Och, nazwij mnie tak jeszcze raz, to chętnie pokażę Ci ile jeszcze pozostało mi wigoru – zażartował, a potem dość niechętnie wypuścił mężczyznę z objęć, wstając z wygodnej kanapy – Wolałbym, żebyś został już na zawsze. Nie wiem czy posiadam tyle płyt winylowych – puścił mu oczko, a potem podszedł do sprzętu, by z precyzyjnie ułożonych płyt wybrać najbardziej odpowiednią. Postawił na klasyczny rock, zawsze gdzieś tam brzmiący im w duszy, ale nie ustawiał muzyki głośno pozwalając, by przyjemnie leciała w tle. Złapał Garcię za dłoń i przyciągnął go do siebie.
– O ile dobrze pamiętam, przy tej piosence pocałowałem Cię po raz pierwszy – wymruczał, słysząc pierwsze nuty Dream On od Aerosmith. Utkwił łagodne spojrzenie w twarzy Diego, gładząc jego policzek i opuszkami palców trącając jego wargi – Czasami tęsknię za czasami, kiedy ukrywaliśmy się w Twoim pokoju przed Twoją matką – wyszeptał mu do ucha z rozbawieniem – Podobało mi się, kiedy po cichu mnie rozbierałeś. I dotykałeś tak, że traciłem głowę – mruczał nisko, pogrążony w przyjemnych myślach o sekretnej bliskości, tej pierwszej i młodzieńczo perwersyjnej. Zakołysał się delikatnie w rytm muzyki, dotykając jego warg własnymi, by rozpieścić je gorącym oddechem pełnym nęcących słów – Wystarczyło, że poczułem jak twardniejesz, a pragnąłem zrobić z Tobą wszystko – westchnął miło, patrząc mu w oczy. Cokolwiek by się nie działo, Diego działał na niego tak samo mocno jak wtedy, gdy byli dziećmi. Podczas ich rozłąki, Herrerze zdarzyło się sypiać z kimś innym, ale była to pusta bliskość, pozbawiona jakiejkolwiek głębi. Nikt nigdy nie rozpalał go tak gwałtownie jak trzymany w ramionach mężczyzna.
– Pójdę zrobić nam gorącą kąpiel. A kiedy skończymy, tej nocy też pozwolę Ci zrobić z sobą cokolwiek będziesz chciał – obiecał znacząco. Mógł się z nim kochać, mógł usiąść na nim i ujeżdżać go tak długo, aż nie odczuje spełnienia, albo zerżnąć Herrerę tak mocno, że skutki tego poczuje jeszcze przez kilka dni. Decyzja zależała od kochanka.
Cofnął się, puszczając jego dłoń i jeszcze raz posłał mu subtelny uśmiech, zanim skierował kroki w stronę obszernej łazienki, by puścić gorącą, zostawiającą parę na lustrze wodę.
Diego Garcia
Baba Jaga
-
Whispers of lifeLove me like there's no tomorrow
Hold me in your arms, tell me you mean it
Nostalgia przyjemnie łechtała umysł Diego, kiedy spod przymrużonych powiek obserwował, jak narzeczony wybiera płytę ze stosu starych winyli, które niegdyś kupowali wspólnie w niewielkim sklepie przy bocznej ulicy. Choć łączyła ich tragiczna przeszłość, to właśnie miłe wspomnienia sprawiły, że stare, gorące uczucie rozgrzewało zlodowaciałe serca. Skupiał wzrok na długich palcach łapiących za igłę, przymykając oczy dopiero, gdy pierwsze nuty rozbrzmiały w ścianach pomieszczenia. Wszystko wracało, jakby obudzone z morderczego letargu, wywołując niekontrolowane drżenie rąk policjanta.
Wstał, łapiąc dłoń ukochanego i pozwolił mu na prowadzenie w niewinnym, powolnym tańcu. Oparł jedną rękę na jego szerokich plecach, wpatrując się oszklonymi tęczówkami w pomarszczoną, acz przystojną twarz Antonio. Choć nie mówił nic, w jego głowie myśli przeplatały się pragnieniami z lawiną obaw i żalu po utracie wielu lat, które mogliby spędzić razem poznając dorosłość z innej perspektywy - tej normalnej, pozbawionej gangsterskich porachunków.
— Daj spokój. Wciąż pamiętam ten stres, kiedy słyszałem kroki na korytarzu — odpowiedział rozbawiony, przypominając sobie strach przed matką potencjalnie wpadającą do pokoju bez zapowiedzi. Dawne zażenowanie z perspektywy czasu było uroczym zjawiskiem, po którym następowała przyjemność pozyskiwana z pierwszych, pozbawionych doświadczenia pocałunków. Herrera był dla niego ideałem od pierwszego wejrzenia. Początkowo nie rozumiał uczucia, którym darzył zamkniętego w sobie, nieco agresywnego chłopaka. Dopiero w liceum dowiadywał się, że kierowała nim wyłącznie czysta, obnażona z interesowności miłość. Zawsze chciał, aby Toni czuł się przy nim bezpiecznie, aby mógł otworzyć się na wszelakie problemy i smutki. Był jego podporą, ramieniem do wypłakania oraz przystanią rozmasowującą obolałe knykcie po kolejnym, autodestrukcyjnym akcie.
Nie było osoby, która zastąpiłaby Antonio. W Nowym Yorku wszystko było złe. Nieodpowiedni kolor oczu, źle ułożony przedziałek, okropna linia żuchwy niemożliwa do pocałowania nawet po hektolitrach alkoholu. Diego nie znalazł nawet jednego partnera, z którym poszedłby do łóżka dobrowolnie. Drżał w nieprzyjemnych spazmach, choćby myśląc o zbliżeniach z przypadkowymi mężczyznami. Kończąc czterdzieści lat pogodził się z samotnością, która ciągnęła się kolejne dziesięć lat, aż nie zdecydował się na powrót do korzeni. I to była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć.
— Widzę, że masz wszystko zaplanowane — odparł, niechętnie puszczając dłoń ukochanego. Gdy ten zniknął za drzwiami łazienki, Garcia podszedł do barku wypełnionego drogim alkoholem i wyjął dwie niskie szklanki, a następnie sięgnął po klasyczną, cierpką whisky. Podczas nalewania niewielkiej ilości torfowego trunku poczuł, jak parę łez spływa po jego policzku i kapie na wierzch napojów. Odstawił ciężko butelkę na bok, szybko pocierając mokrą twarz rękawem flaneli, a po chwili oparł się rękami o drewnianą szafkę. Moment kryzysu powstrzymał mocnym zagryzieniem drżącej, dolnej wargi, próbując zabić w sobie te najgorsze emocje - głównie smutek uderzający go za każdym razem, gdy powracała świadomość straconych wiosen.
— Dream on, dream on... — nucił, wchodząc do łazienki z dwoma szklankami trzymanymi w dłoniach. Ustawił je ostrożnie na blacie umywalki, aby żadna nie postanowiła ześlizgnąć się na podłogę podczas gorącej kąpieli i podszedł do Toniego, obejmując go w pasie silnymi ramionami. Przyzwolenie na kompletną dowolność budziło w Diego zapomnianą kreatywność. Mieli przed sobą całą noc i chociaż wiek niekoniecznie pozwalał na osiem godzin ciągu seksualnego, wystarczyło parę godzin z przerwami, aby zaspokoić zachcianki starego detektywa.
— Tú eres todo el mundo para mí.
Antonio C. Herrera
Wstał, łapiąc dłoń ukochanego i pozwolił mu na prowadzenie w niewinnym, powolnym tańcu. Oparł jedną rękę na jego szerokich plecach, wpatrując się oszklonymi tęczówkami w pomarszczoną, acz przystojną twarz Antonio. Choć nie mówił nic, w jego głowie myśli przeplatały się pragnieniami z lawiną obaw i żalu po utracie wielu lat, które mogliby spędzić razem poznając dorosłość z innej perspektywy - tej normalnej, pozbawionej gangsterskich porachunków.
— Daj spokój. Wciąż pamiętam ten stres, kiedy słyszałem kroki na korytarzu — odpowiedział rozbawiony, przypominając sobie strach przed matką potencjalnie wpadającą do pokoju bez zapowiedzi. Dawne zażenowanie z perspektywy czasu było uroczym zjawiskiem, po którym następowała przyjemność pozyskiwana z pierwszych, pozbawionych doświadczenia pocałunków. Herrera był dla niego ideałem od pierwszego wejrzenia. Początkowo nie rozumiał uczucia, którym darzył zamkniętego w sobie, nieco agresywnego chłopaka. Dopiero w liceum dowiadywał się, że kierowała nim wyłącznie czysta, obnażona z interesowności miłość. Zawsze chciał, aby Toni czuł się przy nim bezpiecznie, aby mógł otworzyć się na wszelakie problemy i smutki. Był jego podporą, ramieniem do wypłakania oraz przystanią rozmasowującą obolałe knykcie po kolejnym, autodestrukcyjnym akcie.
Nie było osoby, która zastąpiłaby Antonio. W Nowym Yorku wszystko było złe. Nieodpowiedni kolor oczu, źle ułożony przedziałek, okropna linia żuchwy niemożliwa do pocałowania nawet po hektolitrach alkoholu. Diego nie znalazł nawet jednego partnera, z którym poszedłby do łóżka dobrowolnie. Drżał w nieprzyjemnych spazmach, choćby myśląc o zbliżeniach z przypadkowymi mężczyznami. Kończąc czterdzieści lat pogodził się z samotnością, która ciągnęła się kolejne dziesięć lat, aż nie zdecydował się na powrót do korzeni. I to była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć.
— Widzę, że masz wszystko zaplanowane — odparł, niechętnie puszczając dłoń ukochanego. Gdy ten zniknął za drzwiami łazienki, Garcia podszedł do barku wypełnionego drogim alkoholem i wyjął dwie niskie szklanki, a następnie sięgnął po klasyczną, cierpką whisky. Podczas nalewania niewielkiej ilości torfowego trunku poczuł, jak parę łez spływa po jego policzku i kapie na wierzch napojów. Odstawił ciężko butelkę na bok, szybko pocierając mokrą twarz rękawem flaneli, a po chwili oparł się rękami o drewnianą szafkę. Moment kryzysu powstrzymał mocnym zagryzieniem drżącej, dolnej wargi, próbując zabić w sobie te najgorsze emocje - głównie smutek uderzający go za każdym razem, gdy powracała świadomość straconych wiosen.
— Dream on, dream on... — nucił, wchodząc do łazienki z dwoma szklankami trzymanymi w dłoniach. Ustawił je ostrożnie na blacie umywalki, aby żadna nie postanowiła ześlizgnąć się na podłogę podczas gorącej kąpieli i podszedł do Toniego, obejmując go w pasie silnymi ramionami. Przyzwolenie na kompletną dowolność budziło w Diego zapomnianą kreatywność. Mieli przed sobą całą noc i chociaż wiek niekoniecznie pozwalał na osiem godzin ciągu seksualnego, wystarczyło parę godzin z przerwami, aby zaspokoić zachcianki starego detektywa.
— Tú eres todo el mundo para mí.
Antonio C. Herrera