1. The beginning is always today
Głośny warkot silnika, a potem sygnał ostrzegawczy, gdy ciężarówka toczyła się po ulicy, podjeżdżając tyłem pod jego dom 一 zasadzie to już ich dom 一 wywabiły go ze środka w jedwabnym szlafroku, pod którym miał na sobie podkoszulek i luźne, bawełniane spodnie od piżamy. Stanął na bosaka na trawniku, ryzykowanie nie sprawdzając wcześniej czy jeden z pupili sąsiadów nie zostawił na nim niespodzianki, przechodząc obok podczas porannego spaceru (na szczęście nie), z kubkiem kawy w jednej dłoni i papierosem tkwiącym między palcami drugiej. Zmrużył lekko oczy, przyglądając się bez słowa dwóm chłopakom, którzy wysiedli z samochodu i przeszli na tył, aby otworzyć wrota, za którymi piętrzyły się kartony, wypełnione rzeczami Fran. Chyba zauważył kilka kwiatków doniczkowych i … Czy to meble? Wsunął papierosa między wargi i zaciągnął się pospiesznie, zerkając w bok, by zorientować się czy kobieta też już dotarła na miejsce. Z tego co kojarzył miała przyjechać jeszcze przed ciężarówką, ale może coś ją zatrzymało. Nie wziął ze sobą telefonu, a nie chciał teraz po niego wracać, bo wolał mieć na oku profesjonalnych panów od przeprowadzek, którzy właśnie zastanawiali się we dwóch jak obniżyć podest. Cass westchnął, wypuszczając powietrze wraz z dymem przez nos. Musiał wyglądać na odrobine niepocieszonego i przez chwilę nawet rozważał wesprzeć pracowników firmy radą, może nawet instrukcjami jak pracować, żeby nic nie zjebać, ale ostatecznie uznał, że sobie poradzą… kiedyś.
Kiedy przed domem pojawiła się Francesca, mężczyzna rzucił jej wymowne, chociaż łagodne, spojrzenie i gdy tylko podeszła bliżej, pochylił się i złożył na jej głowie krótki pocałunek. Prostując się przeniósł wzrok na mężczyzn, którzy właśnie wynosili pierwszy, duży karton.
一 Myślisz, że sobie poradzą? 一 zapytał, przekrzywiając lekko głowę, jednocześnie powoli unosząc kubek do ust, aby napić się letniej już kawy. Papierosa zgasił jeszcze zanim przyjechała narzeczona, więc nie otaczało go już chmura siwego dymu.
Nagle jeden z pracowników firmy od przeprowadzek potknął się, depcząc po własnej, rozwiązanej sznurówce i upuścił karton z jednej strony, ostatecznie chroniąc się jednak przed upadkiem i uderzeniem twarzą w beton.
一 Niesamowite 一 szepnął Caspar, otwierając szerzej oczy. Odchrząknął krótko, zerkając kątem oka na Fran, upił pospiesznie kilka łyków kawy i ruszył się w końcu, aby udzielić mężczyznom krótkiej reprymendy, bo przecież powinien dzielnie bronić własności Salvaggio. 一 Ostrożnie, to nie pierwsze, lepsze graty cyrkowe 一 powiedział, rzucając każdemu z mężczyzn ostrzegawcze spojrzenie, a na koniec wzrok kierując na zmaltretowany karton. Jeżeli były tam jakieś szklane, delikatne rzeczy, to pewnie zamieniły się już w proch. 一 Zawiąż sznurówki, na miłość boską 一 dodał, kręcąc lekko, z dezaprobatą, głową.
Kiedy mężczyźni wrócili do pracy, odwrócił się do przyjaciółki, opierając jedną z dłoni na swoim boku, wczepiając palce w śliski materiał szlafroka, a drugą znowu unosząc, aby napić się resztki kawy.
一 Kochanie, czy oprócz ciebie wprowadza się ktoś jeszcze, o kim nie wiem? 一 zapytał, unosząc lekko jedną z brwi. Upił łyka kawy i znad kubka, za którym zniknęły jego usta, można było dostrzec jednak iskierkę rozbawienia w jego spojrzeniu.
Francesca Salvaggio